Rozdział 9. ...ciemne audi z impetem wyjechało na pobocze...
L: Ja + ty + główna
L: Dzisiaj
L: Za 1,5h
Z: Nie
L: Co?
Z: Sorry Tommo ale dzisiaj odpadam
L: Liam znowu się czepia?
Z: Ojciec ma pretensje że ciągle mnie nie ma w domu a to ostatnia klasa i muszę mieć świetnie wyniki żeby dostać się na dobrą uczelnię i kultywować rodzinną tradycję prawniczą
L: XD
L: A tak serio?
Z: Poważnie
Z: Niby mu mówię że idę do Liama (Co właściwie przeważnie jest prawdą) ale chyba przestaje mi wierzyć
L: Jakbyś nigdy nie uciekał
Z: Louis odpuść
L: Słuchaj Zee
L: Może by mi tak nie zależało ale dostałem cynka że dzisiaj ma być Nick
L: Obaj wiemy że chcesz mu skopać dupę
Z: Dlaczego ja się z tobą przyjaźnię?
L: Bo mam zajebiste pomysły
L: Zamknij oczy i wyobraź sobie ten dźwięk silnika drżenie samochodu oraz wiatr we włosach. Tę adrenalinę w żyłach i forsę w kieszeniach po kolejnej wygranej
Z: Czasami cię nienawidzę
L: Za 1,5h?
Z: Za 1,5h
Zayn starał się być twardy i odpowiedzialny, jednak Louis zawsze wiedział, jak go podejść. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale prawdopodobnie rodzice mieli trochę racji i chłopak miał na niego zły wpływ. Lecz jednocześnie był jego wspólnikiem zbrodni, rozumieli się bez słów i dzielili wiele wspólnych momentów, których lepiej nie opowiadać wnukom. Oczywiście jako nieodłączna trójka idealnie się dopełniali, jednak Liam zawsze był tym, który trzyma ich w ryzach i powstrzymuje od popełniania głupich decyzji. Co innego, kiedy byli tylko on i Tomlinson.
Dlatego znowu wymknął się, kiedy rodzice byli zajęci czymś w gabinecie, a już godzinę później parkował obok samochodu przyjaciela. Muzyka dudniła z któryś głośników i, o Boże, czy to Britney Spears? Definitywnie osobą, która tego dnia zdecydowała się pobawić w DJ'a była Perrie - tylko jej nikt nie odważyłby złożyć reklamacji. Niemal czuł drżenie od mocnych basów, ryk silników, słyszał głośne śmiechy, krzyki, zapach papierosów, trawki i benzyny... Na jego przedramionach pojawiła się gęsia skórka, a delikatny uśmiech zakradł się na usta. Dawno go tutaj nie było.
Podniósł wzrok z kierownicy, kiedy usłyszał pukanie w szybę, zza której dostrzegł swojego przyjaciela. Opuścił szybę i zmierzył szatyna wzrokiem pełnym pogardy.
- Czego chcesz szczeniaku? Autograf?
- Oh mój Boże! To Zayn Malik! - pisnął Louis. - Jestem twoim największym fanem! Mogę z tobą zdjęcie? Jestem już cały mokry, pieprz mnie!
Chłopak zaczął się głośno śmiać, aż musiał odchylić głowę do tyłu. W takich chwilach nie wiedział, czy żałuje, czy się cieszy z takiego przyjaciela.
- Ohyda.
Tomlinson puścił oczko brunetowi i wskazał kciukiem za siebie.
- Co się tak guzdrzesz? Jeszcze posiedzisz dzisiaj za kierownicą, a jest parę osób, które chcą się z tobą zobaczyć.
- Wszyscy mają cię już dość? - zażartował Malik i wysiadł z samochodu.
- No jasne, mój największy idolu - zaśmiał się Louis i klepnął przyjaciela w tyłek. Uwielbiał oglądać ten poirytowany wyraz twarzy.
Zayn zamierzał wtrącić jakąś uwagę, jednak w tym momencie niepostrzeżenie na jego ramieniu uwiesiła się śliczna, młoda blondynka. Przyciągała spojrzenia większości zgromadzonych osób, co w połączeniu z Malikiem, który w podobny sposób działał na płeć piękną było połączeniem niemal nie do zniesienia. Choć każde z nich dzielił istotny detal wykluczający coś więcej, niż przyjaźń. Jednak ten układ był dla nich wręcz idealny - wciąż mogli się wspólnie wygłupiać, szaleć, kąpać nago w rzece, bić, zachować, jak dzieci, a żadne nie czuło się w najmniejszym stopniu skrępowane.
Perrie stanęła na palcach i dała mu całusa w ustach, na co zaraz ktoś za nimi zagwizdał. Czasami naprawdę ludzie byli dla niej strasznie odrażający. Bywały dni, kiedy chciała ściąć swoje długie włosy, ukryć ciało pod workowatymi ubraniami i zrezygnować z jakichkolwiek kosmetyków, byleby tylko stać się niewidzialna, skoro i tak pod tym wszystkim była po prostu dziwna, brzydka... Na szczęście miała przyjaciół, który potrafili podnieść ją na duchu. Może gdyby tylko matka nie patrzyła na nią, jak na potwora...
- Zayn! Co tak długo cię nie było?
Brunet uśmiechnął się szeroko i przytulił delikatnie dziewczynę. Dla innych wyglądała na bardzo silną, lecz w jego oczach zawsze pozostanie tą drobną, delikatną istotką.
- Wybacz, wiesz jaki jest Liam. Martwi się niewiadomo o co, a nie chciałem go denerwować.
- A on to już prawie nie pamiętam, jak wygląda. Musimy się kiedyś spotkać większą ekipą, co wy na to?
- Z tobą zawsze chętnie - zadeklarował Louis. Minęły zaledwie dwa tygodnie szkoły, a już tęsknił za wakacjami.
- I Harrym - wtrąca Malik i uśmiecha się szeroko na zaskoczone spojrzenie Perrie.
- Kim? Loulou, czy ty masz chłopaka i nic mi nie mówisz?
- Ja o tym, że się z kimś umawiasz też dowiedziałem się od osób trzecich.
Edwards prychnęła cicho i uroczo zmarszczyła nosek. Chłopcy wspólnie otoczyli ją ramionami i poprowadzili na bok w stronę jej samochodu. Z jednej strony było tam najgłośniej, ale czy ktoś był gotów się do nich zbliżyć, kiedy z głośników zaczęło lecieć Toxic?
- To nic poważnego, serio. Poza tym, on nic nie wie, więc... I tak pewnie nie będzie mnie chciał.
- Czemu nic mu nie powiedziałaś? - prychnął szatyn i wyciągnął paczkę papierosów. Oczywiście podzielił się z przyjaciółmi i dopiero kiedy każdy zaciągnął się swoim, kontynuował temat: - No słucham. Tylko nie mów, że nie było okazji.
- I co mam mu powiedzieć? Słuchaj, właściwie to nie jestem ani babą, ani facetem, ot taki obojniak, czy jak wolisz - jestem interseksualna. A teraz możesz już uciec, jak każdy twój poprzednik. Zajebisty pomysł.
Zayn pokręcił głową i dał przyjaciółce pstryczka w nos. Naprawdę ją rozumiał, ale nie mogli pozwolić, aby znowu wróciła do swojej choroby, problemów psychicznych. Właściwie to śmieszne, bo nigdy nie była integralną częścią ich grupy, widywali się czasami i raz na parę miesięcy, lecz zawsze była dla nich tak samo bliska, jakby była przy nich na każdym kroku życia.
- Skąd wiesz, może zostanie.
- Yhm... - mruknęła i wypuściła dym w twarz bruneta. - W takim razie musi być szaleńcem.
- Tylko taki z tobą wytrzyma, kochanie - stwierdził Louis.
- W takim razie opowiadaj, kim jest ten tajemniczy Harry, mądralo.
Tomlinson wywrócił oczami i już miał odpowiedzieć, kiedy poczuł wibracje w kieszeni dresów, a każdy ma swoje priorytety... Szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz, kiedy ujrzał na ekranie imię swojego jeszcze nie chłopaka. Włożył papierosa do ust i szybko odblokował telefon.
H: Dobranoc, Louis x
L: Dobranoc Curly xx
L: Szkoda że nie mogę cię teraz zobaczyć :(
H: Mówiłem ci już, że nie lubię robić sobie selfie. Są takie nijakie, mało w nich jakiegokolwiek artyzmu
L: Kochanie jesteś tak piękny że samym sobą dodajesz artystycznych walorów każdemu zdjęciu
L: Zaufaj mi
Przez chwilę chłopak milczał, a Louis mógł sobie wyobrazić, jak w tym momencie Harry mocno się rumieni i zagryza dolną wargę swoimi odrobinę dłuższymi górnymi siekaczami. Króliczek. Zaśmiał się cicho, kiedy w końcu otrzymał odpowiedź:
H: Dobranoc
- Ktoś tu się zakochał - zanuciła Perrie i przybiła piątkę z Zaynem.
- Co? - spytał szatyn i podniósł zdezorientowany wzrok na przyjaciół. - Ja nie... Znaczy... Ugh. Podoba mi się. Nawet bardzo. Chyba jestem nim zauroczony, ale to jeszcze nie miłość.
- Jeszcze.
Chłopak wzruszył ramionami i schował telefon do kieszeni. Przez ten krótki czas znajomości zdążył poczuć coś wyjątkowego, lecz to chyba wciąż za wcześnie na jakieś deklaracje. Poza tym nawet nie był pewny, co czuje do niego Harry. Ale nie zmieniało to faktu, iż chciał spróbować zawalczyć. Co miał do stracenia?
- Lepiej pokaż, jak wygląda. Skąd go w ogóle wytrzasnąłeś?
Tomlinson westchnął cicho i rozłożył bezradnie ramiona.
- Nie mam zdjęcia, nigdy się nie zgodził na wspólne. Przestalkowałem jego media, ale na Instagramie ma tylko jakieś czarno-białe, pseudoartystyczne. Nic z tego.
- Tajemniczy. Muszę go poznać!
Wtem na twarz blondynki zakradł się delikatny rumieniec, a jej oczy zaiskrzyły się w podekscytowaniu. Chłopcy równocześnie odwrócili się w kierunku, gdzie patrzyła ich przyjaciółka.
- To on? - spytał Louis.
- Mhm... Wybaczcie, moi drodzy, ale muszę was zostawić.
- Perrie! - krzyknął szatyn, kiedy dziewczyna ruszyła w kierunku jednego z chłopaków popijających piwo. - Powiedz.
Edwards spojrzała na Tomlinsona i zacisnęła usta w wąską kreskę. Chwilę walczyła sama ze sobą, ale ostatecznie odeszła bez słowa. Louis westchnął cicho i pokręcił głową. Miał nadzieję, że tym razem wszystko potoczy się inaczej. Nagle przed jego nosem pojawił się starannie zwinięty skręt, na co zaśmiał się cicho.
- Zawsze przygotowany? - spojrzał na Zayna.
- Nie inaczej.
Malik wyciągnął zapalniczkę i odpalił trawkę, którą zaczęli palić na spółkę. Impreza powoli zaczęła się rozkręcać, pierwsze samochody startowały w wyścigach, chodziły zakłady, grała głośna muzyka, a wszyscy w mniejszym lub większym stopniu dobrze się bawili. Oczywiście cały czas stały patrole w razie, gdyby skądś miała się pojawić w okolicy policja, co właściwie nie byłoby, aż tak zaskakujące. A jednak chłopakom zawsze udawało się zmyć do domu nim ktokolwiek mógłby powiązać ich z tą zabawą. Choć właściwie, czy robili coś złego?
Nagle na masce samochodu Malika znalazło się pięćdziesiąt funtów. Przyjaciele niechętnie przenieśli wzrok na Nicka, uśmiechającego się do nich z wyższością. Zayn parsknął śmiechem i zlustrował wzrokiem rok starszego chłopaka, niemo wyrażając jak bardzo uważa go za żałosną osobę. Owszem, Grimshaw miał małe powodzenie, jednak w oczach bruneta był zwyczajnie dziwny. Miał wrażenie, że wszystko w nim jest nieproporcjonalnie albo za duże albo za małe i nie rozumiał, skąd się to brało. A z pewnością, czymś czego miał w nadmiarze było ego, które niestety nie współgrało z rozsądkiem.
- Nie szkoda ci forsy?
- Wręcz przeciwnie - prychnął Nick. - Przyszedłem trochę zarobić.
- To idź do urzędu pracy.
Grimshaw wywrócił oczami i założył ramiona na piersi.
- Bardzo śmieszne. Co, cykasz się?
Zayn westchnął cicho i wyciągnął ze swojego portfela taki sam banknot, który zaraz również znalazł się na masce.
- Raczej daję ci szansę się wycofać, nim będziesz płakać po swojej porażce.
Starszy chłopak parsknął śmiechem, a obok nich zaraz znalazł się Luke. Potwierdzono zakład i zebrano od innych chętnych kasę, natomiast chłopcy od razu wsiedli do swoich samochodów i podjechali na start. Większość zgromadzonych ustawiła się bliżej, żeby mieć lepszy widok, a mniejsze i większe sumy latały między nimi. Stawka była bardzo wyrównana, co właściwie bawiło Louisa. Oczywiście, wszystko się mogło zdarzyć, obaj mieli dobre, trochę podrasowane samochody jednak jego przyjaciel miał o wiele więcej kontroli nad samym sobą. Zayn był jednym z najlepszych i nic złego nie mogło się wydarzyć. Kolejny cichy chichot opuścił jego usta, choć już nie był pewny, czym dokładnie jest spowodowany. Właściwie, czy to ważne?
Z zamyślenia wyrwał go zdecydowanie za bardzo gazujący Nick. Żałosne, jak próbował się popisać, kiedy zapewne zaraz będzie wracał z podkulonym ogonem. Ciekawe, co sądziłby na ten temat Harry i czy w ogóle dobrze by się bawił. Może powinien go kiedyś zabrać ze sobą? Właściwie zaczął często przyłapywać siebie na myśleniu o Stylesie. O tym co robi, czuje, jak pięknie się uśmiecha, czy jego pełne usta są takie miękkie, na jakie wyglądają, czy kiedyś mu zaufa... To właściwie głupie, przecież prawie się nie znali, a mimo to chłopak wywoływał u niego burzę różnych uczuć, głównie tych pozytywnych, sprawiał, że Louis pragnął stać się jego rycerzem i chronić przed każdym niebezpieczeństwem, rozpieszczać...
Po środku stanęła Bebe, wymachując swoim szalikiem w roli chorągiewki. Wokół dało się wyczuć napięcie, ale brunet zdecydowanie nie zamierzał się temu poddać. Miał zadanie do wykonania i tłum dookoła, czy też niewielki ból głowy nie mogły go od tego odwieźć. Musiał pokazać temu kretynowi, gdzie jego miejsce i zrobi to z przyjemnością.
Dziewczyna opuściła szalik, a chłopcy równocześnie ruszyli. Wokół wzbiły się liście, kurz, piach... Zaczęło się. Adrenalina skoczyła im w żyłach, a umysły zaprogramowały się na pragnienie wygranej. Malik zacisnął mocniej pięści na kierownicy, aż pobielały mu kostki, natomiast pulsowanie w skroniach wzmogło się na sile. Ból na moment go zdekoncentrował i na ułamek sekundy zapomniał o Nicku. Kiedy spojrzał w bok, nie powstrzymał cichego przekleństwa, widząc, iż jadą niemal łeb w łeb. Niedobrze. Musiał szybko coś wymyśleć, bo o ile pięćdziesiąt funtów nie będzie go bolało, tak jego duma by tego nie przeżyła. Nie w starciu z osobą, którą tak strasznie gardził.
Nagle rozwiązanie pojawiło się samo, gdy zauważył, iż Grimshaw skręca kierownicą w jego stronę. Odruchowo wcisnął maksymalnie hamulec, jednak Nick zahaczył tylnim zderzakiem o jego samochód, sam przez to tracąc panowanie nad kierownicą. Na moment zapadła absolutna cisza, kiedy ciemne audi z impetem wyjechało na pobocze, trawy, w końcu zatrzymując się w krzakach. Zayn jakby nie rejestrował niczego dookoła, szumiało mu w uszach, a w piersi pojawił się ogromny ucisk, utrudniający mu wzięcie głębszego wdechu. Kurwa mać... Przecież gdyby w porę nie zareagował i on zostałby wepchnięty w zarośla. A zaledwie metr od samochodu Nicka rósł sporej wielkości dąb i gdyby w niego uderzył z taką siłą... Zrobiło mu się niedobrze z tych nerwów, a kolacja oraz dwa piwa cofnęły mu się do gardła. Co on w ogóle miał w głowie?!
Powoli zaczął dochodzić siebie, a szok jakby spływać z jego ciała. Do jego uszu dolatywały coraz to wyraźniej jakieś krzyki, aż w końcu udało mu się zarejestrować pojedyncze wyrazy, układające się w rozkazy, aby jechał dalej. Zobaczył jeszcze, jak Nick wysiada na drżących nogach z samochodu, a chłopak jedynie zatrąbił na niego i szybko odpalił samochód, który z tego wszystkiego mu zgasł, a już chwilę później przyjeżdżał przez umowną linię mety. Udało się.
Wziął głęboki wdech zanim wysiadł, nie chcąc pokazać tego, jak bardzo owo wydarzenie nim wstrząsnęło. Lekko zakręciło mu się w głowie, ale uśmiechnął się nieco krzywo do głośno gratulujących mu ludzi. Nikt nawet nie przejął się Nickiem, gdyż drobne wypadki były dla nich niemalże codziennością. Codziennością, której Malik pierwszy raz był tak blisko. Nagle świadomość, iż od nawet poważnego uszczerbku na zdrowiu dzieliły go milimetry tak dosłownie, jak to tylko możliwe, sprawiła, że zaczął się głośno śmiać. To była jego reakcja obronna na stres i mógłby przysiąć, że nawet na jego własnym pogrzebie będzie można usłyszeć cichy chichot z trumny.
- Kurwa, stary, nic ci nie jest? - spytał Louis i poklepał go po ramieniu. - Co to było!
Spojrzeli sobie w oczy i wspólnie wybuchnęli jeszcze głośniejszym śmiechem. Nie byli pewni, czy to wynik powoli uchodzącej z nich adrenaliny, trawki, ulgi, czy czegoś jeszcze innego, lecz nie specjalnie ich to w tamtym momencie obchodziło. I kiedy napad głupawki powoli z nich schodził, a ludzie zaczęli się interesować Nickiem, ten zaczął zmierzać w nich kierunku z wściekłym wyrazem twarzy, co wywołało u nich kolejną salwę śmiechu.
- Nie daruję ci tego, Malik - syknął.
- O-Oczywiście - wydukał Zayn, ocierając łzy z twarzy. - Póki co, to jesteś mi winny kasę za obdarty lakier... Kurwa.
- Co jest? - spytał, wciąż cicho chichoczący Louis, na widok nagle przerażonego wyrazu twarzy u bruneta.
- Przecież starzy mnie zamordują na miejscu. Co ja im powiem?!
- Może Liam coś szybko zdziała?
Malik wywrócił oczami i podszedł do dość sporej wielkości rys i otarć. Delikatnie dotknął tego opuszkami palców i cicho westchnął.
- On nie wie, że tutaj jestem. Do kogo się nie zwrócę będę głęboko w dupie.
- Wam pedałom chyba to nie przeszkadza, hm? - wtrącił się Nick.
Teoretycznie nie można nikogo zabić wzrokiem, jednak patrząc na Louisa można było zacząć mieć co do tego wątpliwości i Grimshaw naprawdę nie chciał być królikiem doświadczalnym, dlatego czym prędzej się ulotnił. Szatyn trącił przyjaciela ramieniem i zaśmiał się.
- To Liam. Kocha cię i nie będzie się długo gniewał.
Zayn niepewnie skinął głową. Odebrał swoją wygraną - tradycyjnie dzieląc się z Tomlinsonem - i pojechali pod dom rodziny Payne. Cóż, Malik nie chciał stanąć z chłopakiem samemu twarzą w twarz. Nie w takiej sytuacji.
Ponieważ oczywiście, że będzie zły. Ba! Wściekły. I tutaj nie chodziło tylko o maszynę, bo Payne był dobry w tym co robił, a to chyba nie było bardzo skomplikowane - Zayn znał się na jeżdżeniu, a nie naprawach - a o coś więcej. Szatyn wielokrotnie powtarzał im, jak bardzo niebezpieczne są to zabawy, nielegalne, do tego prowadził pod wpływem, będąc na haju... Czy dało się gorzej? Oczywiście Liam w końcu przestanie się gniewać, on już taki jest, ale wciąż nie chciał krzywdzić ukochanego... Zjebał po całości w momencie, kiedy znowu uległ przyjacielowi, a teraz będzie musiał ponieść tego konsekwencje...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top