Rozdział 67. Czy ty masz dziecko i nie raczyłaś mnie o tym poinformować?

Niall był niemalże przekonany, że prawdziwa randka z Barbarą wyjdzie bardzo niezręcznie. W końcu pewien czas byli po prostu przyjaciółmi i właściwie gdyby nie jedna noc w Las Vegas prawdopodobnie wciąż nic nie uległoby zmianie. Ale być może wciąż jej nie doceniał? Zapomniał na moment, że mimo zmiany w nazewnictwie nic tak naprawdę nie uległo zmianie i to wciąż była ta sama osoba, z którą spędził tak wiele godzin oglądając seriale, żartując na każdy możliwy temat i snując piękne marzenia? Najwyraźniej tak było, lecz kiedy w końcu pojawił się pod jej domem, a dziewczyna otworzyła mu drzwi w wielkiej bluzie do połowy uda, rozpadającym się koku, pocierając przy tym oko piąstką... wszystko jakby wróciło na właściwe tory. Jakby w końcu wrócił z ciężkiej wyprawy i mógł odpocząć w wygodnym, znajomym fotelu.

- Oh, Niall - mruknęła sennie i posłała mu swój drobny uśmiech. Wyglądała, jakby miała ponownie zasnąć oparta o framugę drzwi, co tylko zostało potwierdzone przez mało dyskretne ziewnięcie. - Hej, przepraszam, przed chwilą się zdrzemnęłam... Zaraz się przebiorę i możemy iść.

Horan od razu porwał dziewczynę w ramiona, tuląc ją mocno do swojej piersi i wdychając jej słodkawy zapach. A może to i dobrze, że tak długo czekali z czymkolwiek? Zdążył ją lepiej poznać bez całej tej fałszywej otoczki, prób zaimponowania, pustego flirtu. Tym razem dokładnie wiedział z kim się umówił i jak wspaniałą miał przed sobą osobę.

- Nie musisz. Popraw włosy i będzie idealnie.

- Tak się niecierpliwisz? - zaśmiała się cicho, na moment przyciskając usta do gładkiego policzka blondyna.

- Nie codziennie chodzi się na randki z samą panią nadkomisarz! A co taka zmęczona jesteś?

Barbara westchnęła cicho i przesunęła się w progu, żeby zrobić miejsce przyjacielowi, po czym wspólnie udali się do pokoju dziewczyny. Niall w momencie rzucił się na łóżko z cichym sapnięciem, prawie od razu wydając cichy jęk, kiedy coś twardego wbiło się w jego plecy. Coś co szybko okazało się być czarną szczotką do włosów.

- Dzięki!

Palvin szybko wyrwała z jego ręki niedawne narzędzie tortur i rozplątała swojego koka, przez co na jej głowie ułożyło się niezidentyfikowane coś stworzone z odstających w każdą stronę karmelowych kosmyków. Zignorowała głośne parsknięcie chłopaka - może poza rzuceniem w jego twarz gumką - i nawet nie patrząc w stronę lustra, zaczęła się czesać.

- Więc?

- Po prostu pół nocy jakoś nie mogłam zasnąć. To chyba stres przez wynikami rekrutacji.

- Na pewno sobie... Oh - Horan urwał w połowie zdania, kiedy dziewczyna, jakby nigdy nic zdjęła swoją bluzę i zaczęła grzebać w półce w poszukiwaniu czegoś innego na zmianę. I to nie tak, że pierwszy raz widział ją bez bluzki - raz nawet i bez bielizny - lecz tym razem może jednak gdzieś czuł różnicę między platoniczną przyjaźnią, a randką. Cóż, dostatecznie silną, by zarumienił się mocno, wpatrując się w jej blade plecy.

- Oczywiście, że podglądasz.

- Oczywiście, że ci to nie przeszkadza.

Barbara naciągnęła na siebie szybko jakąś szarą bluzkę z długim rękawem, by już sekundę później usiąść okrakiem na wysokości bioder wciąż leżącego blondyna i obdarować go szerokim uśmiechem.

- Na pewno...? - zawiesiła głos z wciąż błąkającym się na wargach drobnym uśmieszkiem. Powoli wędrowała paluszkami przez tors chłopaka, aż niespodziewanie wbiła je w jego żebra, rozpoczynając tym atak łaskotek. Niall zaskoczony wydał z siebie coś na pograniczu krzyku oraz śmiechu, z dużym opóźnieniem również atakując boki przyjaciółki. Zajęło mu chwilę, by mocniej chwycić talię Palvin i bez większego wysiłku przerzucić ją na materac, samemu zajmując miejsce na jej udach. - Hej! Co to ma znaczyć?

- Nie wiem, o co pani chodzi - odparł niewinnym tonem i pochwycił jej nadgarstki zaraz mocując nad głową. Na krótki moment jego oczy powędrowały na wysokość malinowych warg dziewczyny, a wspomnienie ich miękkości oraz słodyczy ponownie odbiło się w jego umyśle. Tak delikatnych i uzależniających.

- Czekasz na pozwolenie? - prychnęła z delikatnym uśmieszkiem, co w końcu ocuciło Irlandczyka i zmusiło go do spojrzenia w błękitne oczy.

- Muszę? - zaryzykował pytanie, nachylając się bardziej. Może nawet przybliżyłby się kolejne centymetry, gdyby dziewczyna nie uprzedziła go, łączac ich usta w głodnym pocałunku. Nie tym słodkim, romantycznym, a rozpalającym do czerwoności i składającym obietnicę więcej, za którą Niall niezwłocznie podążył.

Od dnia powrotu z Las Vegas, czyli przeszło trzy tygodnie nie doszło między nimi do niczego poza przytulaniem i naprawdę nie potrafił zrozumieć, co go przed tym powstrzymało tyle czasu. Nie kiedy jego dłonie puściły nadgarstki Palvin na rzecz jej smukłego, ciepłego ciała i chciwie zakradły się pod cienki materiał bluzki dziewczyny. Zamruczał cicho, pragnąc więcej i już całkiem zapominając o wszystkich randkowych planach. Przepadł dla niej kompletnie i nie widział szansy odwrotu.

Zamruczał cicho, czując, jak w odpowiedzi na wolne ręce ułożyła je na jego karku, przyciągając jeszcze bliżej. Żadna wolna przestrzeń nie miała prawa znaleźć się między nimi, nawet gdy pozostawił słodkie wargi na rzecz bladej, długiej szyi. Była tak śliczna i nawet nie musiała się starać. To był jej naturalny urok, piękno, jakiego nie sposób było niczym zamaskować. I pomyśleć, że Niall przez cały ten czas oglądał się za innymi dziewczynami, mając blisko tak wielki skarb.

- Niall - sapnęła cicho, przeciągając samogłoski w zniecierpliwieniu.

- Tak? Czego sobie...? - Horan urwał w połowie zdania, w momencie gdy względną ciszę przerwał nagły pisk oraz tupot stóp. - Co jest?

Barbara w odpowiedzi jęknęła cierpiętniczo, jednocześnie delikatnie odpychając od siebie chłopaka. Ledwie zdarzyła usiąść, a drzwi jej pokoju otworzyły się z bardzo cichym skrzypnięciem, by zrobić miejsce główce na oko może ośmioletniej dziewczynki. Jej szeroki uśmiech momentalnie zniknął, gdy tylko brązowe, ciekawskie oczka napotkały te Nialla rozszerzone w dezorientacji, a już kilka sekund później zniknęła gdzieś na przedpokoju.

- Co tutaj się właśnie... Czy ty masz dziecko i nie raczyłaś mnie o tym poinformować? - prychnął Irlandczyk z fałszywym przejęciem i teatralnie chwycił się za serce. - Ja chciałem wziąć z tobą slub, a ty ukrywasz przede mną coś takiego?

Palvin wywróciła oczami najwyraźniej nie w nastroju do żartów i potarła twarz dłońmi, próbując w ten sposób odgonić ślady irytacji. A było tak miło.

- W żadnym wypadku. Jak kocham dzieci, tak jestem dużo za młoda na takie zabawy. Tym bardziej gdybym miała zostać matką takiego demona w ludzkiej skórze.

Horan zdezorientowany spojrzał raz jeszcze raz w stronę drzwi i na Barbarę, nim usiadł prosto i nerwowym ruchem poprawił swoje włosy.

- Nie wyglądała strasznie...

- Wstydzi się obcych, to dlatego. Przy osobach, które zna staje się głośnym potworem. Zaufaj mi.

Blondyn parsknął śmiechem i jeszcze raz ucałował policzek przyjaciółki, by w końcu podnieść się z łóżka i przeciągnąć. Jeszcze będą mieli dużo czasu sam na sam.

- A właściwie ona jest dla ciebie...?

- Sąsiadka. Pewnie pani z naprzeciwka przyszła na kawę do mojej babci i znowu zabrała córkę. Chodźmy szybko, okay?

- Tak jest! - zasalutował i z uśmiechem pociągnął dziewczynę ku wyjściu. Jeszcze tylko zdążyła chwycić telefon i wspólnie mogli skierować się w stronę drzwi frontowych.

- Jakiś pan? - usłyszeli kobiecy głos z kuchni, a zaraz na korytarz wyjrzały trzy głowy różnych pokoleń - dziecka, kobiety w średnim wieku oraz emerytki.

- Dzień dobry - przywitał się z wahaniem Niall, dodatkowo unosząc dłoń do góry.

- Już idziesz, kochanie? - spytała Rózsa z przyjaznym uśmiechem. Podobnym obdarowała Irlandczyka, nim na nowo powróciła wzrokiem w stronę swojej wnuczki.

- Tak, wrócę jakoś wieczorem. Jeszcze dam ci znać, o której dokładniej.

Nie pozwoliła już nikomu nic powiedzieć, od razu wypychając Horana za drzwi. Pociągnęła go mocno w stronę przystanku, jakby ktoś faktycznie zamierzał za nimi pójść i dopiero na miejscu pozwoliła sobie odetchnąć. Jeszcze obdarzała przyjaciela przepraszającym uśmiechem, na co ten odwzajemnił jej gest podobnym tyle, że szerszym i radośniejszym, dodatkowo mierzwiąc jej miękkie włosy. Cichy pisk oraz chichot Barbary w końcu przerwał ciężką ciszę, jaka nastała między nimi.

- Co to było? - spytał, nawet po tym nie opuszczając kącików ust. - Naprawdę jest nawiedzona? Jak Regan z Egzorcysty?

Dziewczyna ponownie zaczęła się śmiać, nieudolnie starając się zamaskować to swoją dłonią i w końcu pokręciła przecząco głową.

- Aż tak źle nie jest. Martha jedynie... Hm. Jest dość rozpuszczona i głośna. Prawie nikogo nie słucha i uważa, że skoro jest najmłodsza, to wszyscy mają wokół niej skakać. Trochę, jak ta mała z Charliego i fabryki czekolady. Nie rozumiem, jak jej rodzice mogli do tego dopuścić, ale ja nie jestem tutaj od wychowania. Pomyśleć, że to niepełnosprawne dzieci nauczyły mnie miłości, a ona... Z dziećmi z autyzmem łatwiej się dogadać, przysięgam.

- Wierzę. Spokojnie, już jesteś bezpieczna - zapewnił Horan z rozbawieniem w głosie.

Niespodziewanie Palvin szybko cmoknęła jego wargi, ścierając z nich ten szeroki uśmiech, by zaraz wskazać na nadjeżdżający autobus. Zachowywała się całkowicie swobodnie, zwyczajnie, jakby tego typu gesty były zupełnie naturalne, a nie czymś nowym zapoczątkowanym tego dnia - Las Vegas było pijackim wyjątkiem. Był nią tak bardzo zauroczony.

Nie minął kwadrans, a w końcu znaleźli się w domu Nialla - najlepsze miejsce na pierwszą prawdziwą randkę - kierując się prosto w stronę pokoju. Normalnie zahaczyliby jeszcze o kuchnię, lecz tym razem chłopak zdążył wszystko już przygotować. A mówiąc wszystko mamy na myśli zbudowany z koca oraz lampek świątecznych namiot, stos poduszek, laptop, dwie butelki napojów - Coca-Cola oraz woda limonkowa - oraz zapas przekąsek takich, jak chipsy, owoce, czy orzeszki w czekoladzie.

- Całe życie umawiałam się ze starszymi od siebie facetami i teraz najwyraźniej widzę tę różnicę.

Niall obrócił się w stronę przyjaciółki niemal z wyrzutem, lecz wtedy ujrzał, że kpina sącząca się z jej głosu była jedynie żartem, a oczy w rzeczywistości lśniły w podekscytowaniu. Udało mu się.

I naprawdę długo myślał, co zrobić, by jakoś ją zadowolić, gdzie zabrać, jednak dość szybko uświadomił sobie, że z rzeczy, które najczęściej robili było wspólne objadanie się oraz oglądanie seriali kryminalnych oraz tych sci-fi i czy naprawdę powinni zrywać z tak piękną tradycją?

Barbara momentalnie zakopała się wśród poduszek i wyciągnęła rękę w stronę przyjaciela, żeby do niej dołączył. Chłopak jeszcze poprawił laptopa, żeby dobrze im się oglądało przygotowany film i przyciągnął ją do swojego boku. Palvin, jak zwykle, idealnie dopasowała się do niego, już znając dokładnie pozycję, w której było im najwygodniej i jeszcze na moment cmoknęła policzek blondyna, nim w końcu mogli odpalić film. Na dodatek na brzuchu Horana znalazła się miska z paprykowymi chipsami, a wszystko wreszcie zdawało się być idealnie. Choć wciąż w Irlandczyku krążył cień obawy o przyszłość. Może to jego błąd, za długo na siłę szukał dziewczyny, lecz właśnie przez to coraz bardziej obawiał się, w którym momencie wydarzy się coś złego, coś co skomplikuje ich relację. Z Barbarą wszystko szło zbyt łatwo, by mogło tak zostać wiecznie.

- Jakie masz plany na wakacje? - zagadała cicho, zerkając na moment w oczy Nialla.

- Sierpień, jak zawsze, spędzę u rodziny w Irlandii, a lipiec... Chciałbym gdzieś wyjechać, ale pewnie i tak zostanę w Londynie. A ty?

Palvin nerwowo poprawiła się na swoim miejscu, wyjątkowo długo przeciągając odpowiedź, co nieco zaniepokoiło chłopaka. Miał nadzieję, że nie wyjdzie na całe skoro...

- Bo pomyślałam, że może chciałbyś odwiedzić Węgry? Na dwa tygodnie?

Niall z zaskoczeniem odwrócił wzrok od laptopa, by dostrzec drobne rumieńce na twarzy Barbary i zdaje się pierwszy raz w życiu ujrzał ją tak zmieszaną i niepewną. Jakby w ogóle mógł powiedzieć nie.

- A dokładnie kiedy? Muszę uprzedzić rodzinę w razie gdyby miało to pokrywać się z moim wyjazdem.

To zajęło jej ledwie sekundę, nim w końcu na twarzy ponownie zagościł szeroki uśmiech, a dłonie zacisnęły się na bokach Horana w wyrazie ekscytacji. I blondyn momentalnie odwzajemnił ten gest może nawet jeszcze szczęśliwszy. Nigdy nie był w tej części Europy, a jeśli miał ją zwiedzić dodatkowo za przewodniczkę mając kogoś w kim był wyraźnie zauroczony... Nie wyobrażał sobie lepszych wakacji.

- Będę musiała sprawdzić w domu i jeszcze ci napiszę, dobrze? Ale jakoś pod koniec miesiąca.

- Doskonale. Przynajmniej będę chodził z przyszłą panią nadkomisarz, to nic mi nie grozi.

Barbara wyraźnie próbowała zachwiać powagę, jednak dość szybko przegrała tę nierówną walkę, a z jej ust wyrwało się ciche parsknięcie.

- Nawet nie wiem, czy się dostanę na studia, a co dopiero tak wysoko awansuję.

- Cóż, ja jestem pewny. Zaraz będą wyniki rekrutacji, gdzie na liście zobaczymy twoje nazwisko, a za kilka lat pójdziesz do policji i nim się obejrzysz będziesz na samym szczycie hierarchii. Czuję to.

Palvin już uchyliła usta, by jakoś to skomentować, lecz wtedy coś im przeszkodziło.

Niall nie zdołał ukryć swojego zdezorientowania, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Jedyna osoba, z którą był tego dnia umówionym leżała z nim pod kocem, więc nie do końca potrafił sobie wyobrazić, kto mógł im przeszkadzać. Może jego rodzice coś zamówili i przyjechał kurier? W końcu każdy ze znajomych i przyjaciół wcześniej uprzedziłby go o ewentualnych odwiedzinach... Cóż, nie tym razem.

- Harry?

- Hej...? Przeszkadzam?

Horan zagryzł wnętrze policzka, by pozbyć się zaskoczenia ze swojej twarzy, jednocześnie analizując, czy o czymś zapomniał, ale nie ważne, jak bardzo grzebał w swoim umyśle, żadna ze szufladek nie dawała mu odpowiedzi. Przecież on zawsze wcześniej pisał do niego, że zaraz przyjdzie i czy może.

- Nie umawialiśmy się - sprostował sam Styles, jakby czytając mu w myślach. - Ja... Przepraszam, jeśli... Jesteś zajęty, prawda?

Oczywiście Barbara czekała na niego w pokoju, mieli spędzić trochę czasu tylko we dwoje, ale...

- Wchodź. Stało się coś? Wyglądasz niewyraźnie.

- Nie chciałem być sam... To... Pokłóciłem się z mamą. Znowu. Jestem zmęczony tym wszystkim.

Niall westchnął cicho, walcząc z chęcią pójścia do domu naprzeciwko i nagadania Anne. Tym razem o wiele bardziej liczył się przygnębiony przyjaciel, którym należało się właściwie zaopiekować. W końcu Harry rzadko przychodził do niego z problemem, a jeśli już się to wydarzyło, to musiało być naprawdę źle. Dlatego w pierwszej kolejności przytulił go mocno, chcąc w ten sposób podzielić się z nim choć częścią swojej siły.

- Niall? Harry?

Równocześnie unieśli spojrzenia, by ujrzeć Barbarę przyglądającą się im ze zmartwieniem. Zawahała się przed podejściem do nich i ułożeniem dłoni na ramieniu najmłodszego.

- Och. Wy... Przeszkadzam wam? Powinienem uprzedzić.

- Cicho bądź - prychnął Horan i popchnął przyjaciela w kierunku swojego pokoju. - Idźcie już, a ja zaraz do was dołączę i wszystko mi opowiesz. Kakao?

- Mhm - mruknął brunet, niepewnie podążając za koleżanką. Możliwe, że zacząłby szukać jakiejś wymówki, by szybko się wycofać, gdyby nie mocny uścisk dłoni na tej jego. I tylko dlatego już kilka sekund później siedział oparty o poduszki, choć całe jego ciało krzyczało, że nie powinno go tam być.

Natomiast Niall w tym czasie nastawił mleko na gazie, już szykując syrop malinowy oraz pianki, by dodać trochę do napoju. Przez moment czuł się fatalnie z tym, jak całkowicie odrzucił na bok Barbarę, lecz nie potrafił inaczej. Nikt nie był ważniejszy od jego najlepszego przyjaciela, który był przy nim przez te wszystkie lata. Był niczym członek rodziny, brat i musiała mu to wybaczyć. Dlatego momentalnie sięgnął po swoj telefon i wystukał krótką wiadomość:

N: Przepraszam nie mogłem go takiego zostawić

B: Byłabym zła, gdybyś kazał mu sobie pójść

B: Nie bądź śmieszny

N: Hej! Zawsze myślałem że poczuciem humoru oraz umiejętnościami kulinarnymi najlepiej zdobyć dziewczynę

B: Mnie już zdobyłeś, więc pewnie coś w tym jest, ale teraz przestań się wygłupiać. Rozumiem, że cię potrzebuje, a my jeszcze wiele razy będziemy mieli szansę się spotkać tylko we dwoje

N: Jesteś najlepsza

B: Wiem i nie zapominaj o tym

N: Gdzież bym śmiał? Zobaczysz, jeszcze weźmiemy ślub i będziemy mieli przynajmniej trójkę dzieci

B: O mój... Żegnam!

N: A co z obiecanym Paryżem?

B: ...

B: Zastanowię się. A teraz chodź tutaj

N: Tak jest!

Chłopak odłożył telefon akurat w momencie, gdy mleko zaczęło się gotować, więc nie trzeba było już długo czekać, by w końcu zawitał do swojego pokoju, gdzie ujrzał przyjaciela z policzkiem przyciśniętym do ud Palvin oraz jej palcami zakopanymi w gęstych loczkach. Naprawdę mógłby się z nią ożenić. (Gdyby nie fakt, iż jeszcze nie skończył osiemnastu lat i znali się ledwie trzy miesiące).

- Proszę. Twoje ulubione.

- Kocham cię.

Horan skrzywił się lekko na nienaturalnie wyraźniejszą chrypkę w głosie Harry'ego, lecz zrezygnował z wszelkich pytań, po prostu dając chłopakowi odrobinę przestrzeni. Zamiast tego wręczył mu duży kubek z kotkami, kiedy tylko brunet usiadł prosto i również przycupnął obok, co momentalnie wykorzystała Barbara, by usiąść na jego kolanach. Okazjonalnie sięgał do włosów przyjaciela, by chwilę się nimi pobawić, pamiętając, że działa to na chłopaka bardzo odprężająco, częściej skupiając się na głaskaniu biodra Palvin. Już miał pytanie na końcu języka, gdy w końcu brunet odezwał się cicho:

- Dowiedziała się o tatuażach.

- Oh, Harry... - zaczął Irlandczyk, lecz momentalnie zamilkł, nie chcąc by słowa a nie mówiłem wybrzmiały tak jasno i wyraźnie.

- Nawet nie wiem, co na ten temat uważa, bo prawie od razu wyszedłem. To... Zaczęło się od tego, że mieliśmy jechać do dziadków, a ja ubrałem się... No jak ja - mówiąc to, wskazał na swoją białą koszulę z falbanami i koronkowym wykończeniem. - I byłem w trakcie nakładania błyszczyku, a... A ona, czy mogę się normalnie ubrać chociaż ten raz, bo babcia znowu będzie gadać i to... Twierdzi, że mnie kocha i akceptuje mój styl, więc może mogłaby się zdecydować. I trochę się zdenerwowałem, posprzeczaliśmy się i naprawdę mam dość... Ostatnio coraz rzadziej jesteśmy w stanie normalnie rozmawiać, nade wszystko jedynie nie kłócąc. To... Są osoby z większymi problemami, jak Zayn, wiem, że trochę robię z siebie ofiarę, ale...

- Nie możesz porównywać, czyje trudności są poważniejsze, czy większe, bo każdy odbiera wszystko inaczej - od razu wtrąciła Barbara z przyjaznym uśmiechem. - I myślałam, że tamta sytuacja miesiąc temu była raczej jednorazowa?

Harry'emu było trochę niezręcznie narzekać na matkę przy Palvun, która nawet nie miała rodziców, lecz po prostu musiał coś powiedzieć, zrobić, bo czuł, że zaraz oszaleje w swoim domu. Dlatego jeszcze tam siedział, sącząc kakao i walcząc ze łzami frustracji. Czuł się tak bezsilny.

- Co ją to w ogóle obchodzi? - prychnął Horan, mocniej przytulając przyjaciółkę. - A w ogóle nie miałeś szlabanu?

- To jest już czwarty raz, kiedy go zignorowałem. A co do tego... twierdzi, że to dla mojego dobra, bo nie chce, żeby ktoś mnie przez to dyskryminował. Tylko... Od kiedy Timmi umilkł jedynie ona to robi.

Niall wyglądał, jakby się nad czymś wahał, lecz w końcu wzruszył ramionami i rzucił tak luźno, jakby to nic nie znaczyło:

- Jedziemy do sklepu poszukać dla mnie spódniczki.

- Co? - spytali jednoczenie Barbara oraz Harry, tak samo zdezorientowani i zaskoczeni jego pozornie niemającymi związku z tematem słowami.

Irlandczyk parsknął śmiechem, widząc ich miny, nawet nie spiesząc się z wyjaśnieniami. Zamiast tego sięgnął po szklankę coli i upił spory łyk, pławiąc się w napięciu, jakie zbudował jednym prostym zdaniem.

- Ale posłuchaj! Skoro ma taki problem z ujrzeniem ciebie w szmince i kilku falbankach, to wyobraź sobie co będzie, jak ujrzy chłopaka w jakiejś ładnej kiecce. Nie mów, że nie korci cię to.

- Ja... Przecież... Nie możesz.

- Bo? Czuję się chłopakiem i jakaś spódniczka nie odejmie mi ani trochę męskości, a przy tym ile będzie zabawy! Ej, może nawet założę ją też do szkoły i poobserwujemy reakcje Timmiego i jego kumpli. Pamiętasz, jak ty pomagałeś mi ze wszystkim, kiedy miałem złamaną nogę? Jak chowałem się u ciebie, kiedy brat wpadał z synkiem? Nasze wszystkie długie telefoniczne rozmowy, kiedy byłem zdołowany? Coś takiego w ramach wsparcia i solidarności będzie niczym. To ona nie może nakazywać ci się zmieniać. Tak samo, jak nikt nie może zmusić Barbary, by założyła różową sukienke, tak samo ty masz prawo ubierać się, jak ci się podoba i nic jej do tego. Bądźmy kim chcemy, a nie tym, do czego zmusza nas społeczeństwo. A jak już musisz, to odwdzięczysz się w KFC.

Harry pragnął już w tym momencie wyściskać i wycałować przyjaciela z wdzięczności, lecz zaraz po tym uświadomił sobie sens końcówki jego wypowiedzi.

- Ale... Ale ja ciebie też nie mogę do niczego...

- Ja robię to, bo chcę - wtrącił Horan, domyślając się do czego zmierza chłopak. - To co innego. Tylko potrzebuję do tego ciebie, bo jak już mam kupić sobie jakąś, to nie mogę byle czego, prawda?

W następnej sekundzie usta Stylesa miękko spoczęły na policzku Nialla, a długie ramiona owinęły się wokół jego ciała, przyciągając bliżej. Prawie zrzucili Barbarę, lecz udało jej się zachować równowagę i, gdy tylko Harry wypuścił przyjaciela, odpowiedziała niemal tym samym z tą różnicą, że jej wargi spoczęły dokładnie na tych Horana. Wypuścił zaskoczone westchnienie między kolejnymi pocałunkami coraz bardziej zadowolony z planu, jeśli miał otrzymać wzamian takie podziękowania. Oczywiście zrobiłby to i bez tego, przede wszystkim chcąc wesprzeć Stylesa oraz wyśmiać tych wszystkich ludzi, którzy drwili z odmienności, ale to był naprawdę przyjemny dodatek.

- To już oficjlane? W końcu jesteście razem? - spytał brunet, obserwując z zadowolonym uśmiechem, jak Palvin oparła głowę o ramię chłopaka.

- Oficjlanie randkujemy i oficjalnie zmierzamy ku zostaniu parą - wyjaśnił Niall z dumą. Był przekonany, że już wkrótce w końcu zada to ważne pytanie i tylko czekał na właściwy moment.

Harry skinął głową, nie do końca rozumiejąc dlaczego tyle czekają skoro i tak już zachowują się, jakby byli razem przynajmniej kilka miesięcy, jak nie dłużej. Ale może faktycznie niewarto się spieszyć; przecież to samo mowił Louisowi.

Pospieszyli się z czymś innym, bo już pół godziny później Styles wraz z Barbarą czekali przed przymierzalnią, gdzie w jednej z kabin Horan rzeczywiście przymierzał plisowaną, granatową spódniczkę. Uczucie było zupełnie inne, dziwne i nie przez uwarunkowania kulturowe, a sam przedziwny krój ubrania. Jednocześnie czuł przewiew na nogach, lekkość, jakby nie miał nic prócz bokserek, a przy tym widział, że nie jest w samej bieliźnie i rzeczywiście ma coś na sobie. Eksperymentalnie wykonał koślawy puruet, obserwując jak łatwo materiał uniósł się nieco, ukazując większy kawałek jego ud. Szybko zatęsknił za spodniami, ale nie było to czymś, do czego nie mógłby przywyknąć.

I rzeczywiście randka nie wyszła, jak planował, lecz jeśli w zamian otrzymał kolejny szeroki uśmiech przyjaciela, a zaraz po tym został wepchnięty z powrotem do kabiny, by znaleźć się na małym stołku z Barbarą na jego kolanach całującą go mocno, czule i głęboko, to może w gruncie rzeczy wyszło jeszcze lepiej? W końcu nieważne gdzie, ważne, że uczynił dwie bardzo ważne dla niego osoby szczęśliwymi.


💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

Chcę kiedyś osiągnąć poziom szczęścia i zrelaksowania mojego dziadka, który w Wigilię jedynie czekał na jedzenie, cały czas się uśmiechał, niczym się nie przejmował, a przy tym wyglądał na najszczęśliwszego słuchając kolęd (nawet się bujał do nich) oraz pierwszy leciał do telewizora, bo przecież ma być Kevin

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top