Rozdział 65. Czy chciałabyś się ze mną umówić na randkę?
Liam nie był pewny, czy najpierw jęknął, czy zajrzał pod kołdrę, a może zrobił to równocześnie, ale z pewnością po raz drugi głośniejszy dźwięk przeszył ciszę w pokoju, gdy jego oczy napotkały najczystszy bursztyn. Jeszcze przez krótki moment zastanawiał się, czy aby na pewno nie jest to jedynie sen, lecz wtedy Zayn zassał się mocniej, a wszelakie wątpliwości odeszły w zapomnienie.
Kurwa.
Chłopak na moment uniósł głowę, by powiedzieć nieco bardziej zachrypniętym głosem hej i na nowo pochylił się i złożył drobny pocałunek na główce kutasa, zaraz pozwalając siebie na dłuższą zabawę na niej językiem, naprzemiennie krążąc dookoła i liżąc już przeciekającą szczelinę. Nawet na moment nie przerywał kontaktu wzrokowego z Liamem, wpatrując się w niego z podnieceniem, ale też tymi psotnymi iskierkami, które Payne pokochał już dawno.
- Dzień dobry - wydyszał z trudem, kiedy Zayn ponownie otworzył szerzej usta i obniżył głowę do połowy trzonu z palcami owiniętymi ciasno wokół pozostałej części. Czuł chłód, twardość pierścionka zaręczynowego oraz obrączki i niespodzianie okazało się to nakręcać go jeszcze bardziej. Jednocześnie pragnął, aby ta chwila już nigdy się nie skończyła i przeżyć swoje życie z kutasem w ciepłych, chętnych ustach męża, podziwiając jego szklące się oczy oraz napuchnięte, zaczerwienione wargi, lecz równocześnie wiedział, że to nie potrwa długo. Sięgnął dłonią do policzka chłopaka, zaraz czując pod palcami przez delikatną skórę twardość jego pulsującej męskości z każdym ruchem głowy bruneta, czy też mocniejszym zassaniem się na niej. I nawet jeśli jakaś jego część pragnęła przedłużać tę chwilę całą wieczność, Liam w końcu doszedł głęboko w gardle Zayna z głośnym, niskim jękiem.
Chłopak w pierwszym odruchu zakrztusił się, nie nadążając przełykać wszystkiego co dostawał od kochanka, lecz wystarczyło, żeby odrobinę wycofał się do tyłu, a z cichym pomrukiem przyjął każdą kropelkę, na koniec uśmiechając się delikatne.
- Miłego dnia - dodał brunet i złożył delikatny pocałunek tuż poniżej pępka, nim z uśmiechem podciągnął się wyżej i dodatkowo cmoknął zarośnięty policzek.
- Czym sobie zasłużyłem na taką pobudkę? - Liam z uśmiechem odgarnął ciemne włosy chłopaka za ucho i już sięgnął do jego zaczerwienionych ust, kiedy Zayn odsunął się trochę. - Hm?
- Umyj zęby, to może dostaniesz buziaka, a teraz zapomnij.
Payne wywrócił oczami, lecz wygodne, ciepłe łóżko było zbyt kuszące, by opuszczał je nawet na chwilę, dlatego jedynie owinął ramiona wokół szczupłego ciała obok i przyciągnął bliżej. Już wkrótce skończyli tuląc się do siebie z głową Zayna na piersi męża oraz dłonią Liama w jego czarnych włosach. Właściwie kolejne pół godziny prawie w ogóle nie rozmawiali, głównie leżąc w swoich objęciach pogrążeni we własnych myślach. I czego więcej było im trzeba, jeśli nie siebie nawzajem? Obu wzrok skupiony był w widoku za oknem, gdzie przede wszystkim z ich perspektywy na pierwszy plan przebijał się czysty błękit nieba, miejscami przyozdobiony bielą obłoczków oraz przecinającymi go złocistymi promieniami słońca. Świat tak powoli toczył się wokół, wreszcie dając im chwilę relaksu.
Choć nie mogli sobie pozwolić na wiele, kiedy tak wiele kilometrów dzieliło ich od domu, a następnego dnia wzywały obowiązki, przede wszystkim szkoła.
- Która godzina? - mruknął Zayn, niechętnie wyplątując się z ramion ukochanego. - Napisz na grupie, czy wszyscy już wstali. Wątpię, ale cóż.
Liam niechętne mruknął twierdząco i wyciągnął rękę w stronę stoliczka, gdzie leżały ich telefony. Od razu odblokował swój i ze zdziwieniem spojrzał w stronę chłopaka.
- Louis już wstał.
- Nasz Louis? - Zayn od razu wyrwał urządzenie z rąk męża i spojrzał na chat, żeby samemu się przekonać. - Szkoda, że taki chętny do wczesnych pobudek nie był w górach. Czekaj, napiszę do niego.
***
Niall naprawdę nie chciał wstawać do świata żywych. Już dawno tak dobrze mu się nie spało i, kiedy słońce brutalnie zaatakowało jego oczy, miał ochotę płakać. Najchętniej obróciłby się na drugi bok, naciągnął na siebie kołdrę i udawał, że coś go zjadło w nocy, lecz z zaskoczeniem stwierdził, iż jego prawa ręka została unieruchomiona. Nawet nie otwierając oczu, sięgnął w stronę czegoś, co krępowało mu ruchy, co okazało się być drugim ciałem. Półprzytomny wymacał gładką, ciepłą skórę, która idąc dalej zakrzywiała się w dół, zaraz z powrotem idąc do góry, a im dalej sięgał, tak wciąż jedynym materiałem, na jaki natrafiał była kołdra przykrywająca ich ciała. Kiedy był już pewny, że dotarł do uda, wciąż nie sięgając niczego co mogłoby okrywać drugą osobę, żadnego ubrania, czy chociaż bielizny, jego oczy rozwarły się w zaskoczeniu.
Pierwszym na co natrafił była burza włosów w kolorze karmelu rozrzuconych po poduszce obok. Ledwo uniósł głowę, a dostrzegł, że przez noc zdążył ułożyć się z Barbarą na łyżeczkę, tuląc się do jej pleców. Kolejne sekundy później w końcu zajrzał pod kołdrę, by jego obawy stały się faktem - oboje byli całkowicie nadzy.
Jego wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na wysokości talii dziewczyny, mając poważne problemy z oddychaniem. Spanikowany odsunął się na drugi koniec łóżka, sam nie wiedząc, czy wolał być tak pijanym, żeby nie pamiętać co się wydarzyło, czy właśnie cieszyć się, że nie urwał mu się w pewnym momencie film - przecież to było tylko wino! - i pamiętał każdy najmniejszy detal wieczoru. Miał wrażenie, że już na zawsze do jego umysłu wdarło się wspomnienie miękkości ust dziewczyny, pozbawionych jakichkolwiek zbędnych błyszczyków, czy innych szminek, słonego smaku jej skóry, niczym morska bryza, widoku jej twarzy wykrzywionej w przyjemności, każdego słodkiego, wysokiego jęku, czy też ciepła jej wnętrza, kiedy...
- Kurwa mać. Ja pierdolę - wymamrotał pod nosem, po raz kolejny spoglądając w stronę przyjaciółki, coraz dobitniej uświadamiając sobie co tak naprawdę wydarzyło się zaraz po powrocie do pokoju. Jak wraz z zatrzaśnięciem się za nimi drzwi, ich usta w momencie odnalazły drogę do tych drugich, jak szybko ich ubrania znalazły się na podłodze, nim w ogóle zdążyli dotrzeć do łóżka, każdy rozpalający dotyk ust i dłoni na jego skórze oraz miękkość, delikatność szczupłego ciała dziewczyny pod nim, czy też to duszące, uzależniające uczucie, kiedy raz za razem poruszał się w niej, wyrywając z jej gardła najsłodsze dźwięki. Kiedy się kochali. Kiedy wszystko zniszczył.
Nie zdążył się nawet poważniej zastanowić, jak powinien się zacząć zachowywać w stosunku do Palvin, co w ogóle powiedzieć, a usłyszał cichy pomruk oraz szelest pościeli i już po chwili bliźniaczo podobne niebieskie oczy spoczęły na jego osobie. Przez moment po prostu patrzyli na siebie w milczeniu, jakby próbując odgadnąć myśli tej drugiej osoby, aż w końcu twarz Barbary rozświetlił delikatny, senny uśmiech. Niall czuł się, jakby pierwszy raz od pobudki zdołał zaczerpnąć powietrza.
Widział ją już niemal w każdym wydaniu - czy to w codziennym, roześmianym, jakim obdarzała wszystkich dookoła, tym kiedy kuliła się z bólu u jego boku, blada, chora, z przetłuszczonymi włosami i śladami łez na policzkach, również tym w eleganckim, które odbierało mu dech całe popołudnie poprzedniego dnia, a nawet jej wykrzywioną twarz w przyjemności, kiedy dochodziła, oplatając go mocno swoimi kończynami, jakby pragnąc, by wsiąknął już cały do jej wnętrza. A jednak nigdy nie była tak piękna w jego oczach, jak wtedy gdy usiadła bokiem na jego kolanach, częściowo osłonięta przez kołdrę z tym drobnym, nieśmiałym uśmiechem, potarganymi włosami i jeszcze resztkami senności w kącikach oczu. To chyba wtedy uświadomił sobie, jakim uczuciem darzył tę drobną, śliczną dziewczynę, która właśnie z lekkim wahaniem składała czuły pocałunek na jego policzku.
- Cześć - szepnęła, nieco drżącymi dłońmi odgarniając kosmyki włosów do tyłu. Wydawała się być tak bardzo krucha i niepewna, jak jeszcze Niall nigdy jej nie widział.
- Witam panią inspektor - odparł siląc się na swobodny ton głosu i nieco nieporadnie ułożył dłonie na bokach Palvin, niepewny gdzie w takich sytuacjach znajdowała się jakaś granica. Poprzednie dziewczyny, z którymi lądował w łóżku nie były z nim w tak bliskiej, przyjacielskiej relacji i praktycznie nie miał za wiele do stracenia. Tutaj miał wszystko.
Co śmieszne jedynie on wyglądał na zdenerwowanego, kiedy Barbara już wkrótce uśmiechała się wciąż tak samo swobodnie opierając się o niego, jakby nie czuła tej nagości między ich ciałami i nie pamiętała niczego, co wydarzyło się od ich pierwszego pocałunku pod fontanną. Jakby to się nigdy nie wydarzyło, a oni wciąż byli tylko platonicznymi kumplami. Jednak świadomość zupełnie odmiennych uczuć Horana nie potrafiła pozwolić mu na to samo. Dlatego, nim dziewczyna zdążyła coś jeszcze powiedzieć, odezwał się pierwszy:
- Chodźmy na randkę. - Na moment zapadła między nimi cisza, przerywana ich oddechami oraz hałasem ulicy, a policzki Nialla momentalnie pokryły się różem. Nie było dobrze. - Um... Znaczy... Czy chciałabyś się ze mną umówić na randkę? Taką prawdziwą, a nie przyjacielską, jak poprzednie?
Głowa dziewczyny odwróciła się na dłuższą chwilę w stronę okna, a jej zrenice rozszerzyły się bardziej, niż naturalnie, co zdradzało jej zamyślenie. Zaraz ponownie spojrzała w stronę przyjaciela z delikatnym uśmiechem, który nie znalazł odbicia w jej oczach.
- Nie czuj się w obowiązku, naprawdę. Oboje jesteśmy dorośli i naprawdę rozumiem, że...
- Ale ja chcę. Jeśli ty też. Znaczy... Nie czuję presji w związku z naszą nocą. Naprawdę chcę się z tobą umówić. I naprawdę bardzo cię lubię.
Barbara ponownie zamilkła na może kilkanaście dłużących się sekund, a serce Nialla przez cały ten czas uderzało jego pierś z całej siły, krzycząc błagalnie, by się zgodziła, by ujęła je w swoje dłonie i nie pozwoliła mu pęknąć na kilka drobnych kawałeczków. Jeszcze nigdy nie czuł takiego stresu, strachu przed odrzuceniem, ale też nigdy wcześniej nie zapraszał na randkę kogoś kogo naprawdę chciał. Zadrżał, gdy dziewczyna delikatnie dotknęła jego policzka, a na jej twarzy zagościł drobny uśmiech, zupełnie inny od tych, jakie widywał u niej na co dzień; ten był delikatniejszy, słodszy, jakby miał być zarezerwowany tylko dla jego oczu.
- Dobrze. Zgadzam się. Ale powoli, dobrze?
- Co tylko sobie życzysz - odparł pospiesznie i szybko pocałował jej policzek, by zaraz w zamian otrzymać cichy chichot. Był naprawdę szczęśliwy.
- Teraz życzę sobie dobre śniadanko. Reszta wstała już?
Niall poczekał, aż dziewczyna zeszła z jego kolan i również wstał, telefon odnajdując na podłodze obok łóżka. Ledwo go odblokował, a zalały go wiadomości od przyjaciół.
L: Jak się bawicie śpiochy?
L:
Li: Ty się gorzej czujesz? Jest 9:00!
L: O hej Zee
Li: Co wy robicie w mieście tak wcześnie rano?
L: Zwiedzamy. Powinniście być nam wdzięczni bo znaleźliśmy super restaurację. Znaczy nie wiem jak tam z jedzeniem ale wygląda zajebiście. Jakbyś siedział w lesie.
L: Co prawda byliśmy z Harrym już gdzieś indziej na pączkach ale na dodatkowe żarcie znajdzie się miejsce
Li: Tutaj już Liam. Postaramy się do pół godziny ogarnąć. A Niall i Barbara?
L: Nie wiem. Zgaduję że śpią
Z: A wy? Od kiedy wstajesz tak wcześnie rano? Hazz jeszcze ale ty?
L: Wstał skoro świt i mnie obudził że musimy iść pozwiedzać. Nie mogłem mu odmówić
Z: No przecież. I gdzie byliście?
L: Jak mówiłem znaleźliśmy kilka miejsc gdzie można pójść na śniadanie a tak to poszliśmy gdzie nas nogi poprowadzą
L: I zaprowadziły między innymi pod podróbkę wieży Eiffel i paru sklepów
Z: Beze mnie. Zdrajcy
L: Kto ci kazał tyle spać?
Z: Kto ci kazał się odzywać?
Z: Co kupiliście?
L: Harry poszedł na "pięć minutek" (ostatecznie 29) do Prady. Mówi że pochwali się zakupami jak się spotkamy
Z: No jak mi przykro. Jak to zniosłeś?
L: Powiedzmy że jesteśmy kwita
L:
Z: Boże... Oczywiście
L: 😁
L: To za ile będziecie gotowi?
Z: Liam poszedł do łazienki. Ktoś będzie musiał obudzić Nialla i Barbarę
L: To leć?
Z: Nago?
L: To na pewno ich obudzi
Z: Pieprz się
L: Mógłbyś nie mówić o naszym romansie tak oficjalnie? I to dzień po twoim ślubie?
Z: A może raczej o twoim mikroskopijnym interesie?
L: Obaj wiemy że nie jest taki mały. Nie musisz się wstydzić
Z: Obaj wiemy że nie masz jak tego udowodnić
L: Hazz może mnie poprzeć
Z: Hazz jest prawiczkiem
L: Co nie zmienia faktu iż mógł mnie widzieć bez gaci
Li: Jakim cudem przeszliście na temat rozmiaru kutasa Louisa?
Z: Możemy też porozmawiać o tym jakim JEST kutasem jeśli wolisz
L: Też cię kocham
Z: Nie kłam. A teraz muszę cię zostawić moja kolej na prysznic
L: Będę tęsknić
Li: Dlaczego się z wami zadaję?
L: Bo nas kochasz głąbie
Li: Bardzo...
L: Idź do naszych gołąbków a ja i Hazz kierujemy się już w stronę hotelu
N: Nie trzeba właśnie wstaliśmy
L: No i zajebiście. To teraz zbierajcie się i za 20 minut chcemy was na dole
N: Oi oi kapitanie!
Niall wyciągnął rękę w stronę Palvin, która właśnie zbierała ich rzeczy z podłogi, na co od razu zareagowała i podeszła bliżej. Zdążyła narzucić na siebie bluzę, lecz nie trudno było dostrzec, iż zaraz pod spodem nie miała żadnej bielizny, co chłopak w innych okolicznościach mógłby wykorzystać. Jednak w tym przypadku mieli za mało czasu i co ważniejsze wciąż nie znał granicy, jakiej nie wolno mu było przekraczać. Poczekał, aż usiadła obok i z obijał ją w pasie, chcąc ją jeszcze bliżej.
- Między ich kłótniami zrozumiałem, że wszyscy wstali i za dwadzieścia minut idziemy na śniadanie. Pasuje?
- Jak najbardziej. To ja uciekam pierwsza do łazienki.
Horan jeszcze tylko pocałował ją w policzek, niespodziewanie otrzymując w zamian delikatny rumieniec, nim uciekła szybko za drzwi ze swoim ubraniem pod pachą. Wciąż miał wrażenie, że to tylko sen... Choć nie zniósłby pobudki z poczuciem tak wielkiej straty w sercu.
***
Harry ledwo zobaczył ojca, a dwie sekundy później obejmował go mocno z szerokim uśmiechem. Było już ciemno, noc, kiedy w końcu znaleźli się na lotnisku w Londynie, ale, w przeciwieństwie do lotu do Las Vegas, Styles wciąż miał pełno energii i czuł, że szybko nie zaśnie.
- Cześć, synku. Tak się cieszysz, że widzisz swojego staruszka? - zaśmiał się cicho, również oddając uścisk. - Czy było tak źle z przyjaciółmi?
- Było super. Dziękuję, że mi pomogłeś...
- Pierdol się, wiesz?! Czy naprawdę nie potrafisz choć jeden jebany raz mnie nie zawieść?! Jeden, kurwa! I przestań udawać, że jest ci jakkolwiek przykro, bo nie uwierzę już w żadne z twoich słów! Nie! Nie potrzebuję już twojej pomocy, sam dam sobie doskonale radę. Jak zawsze. Nara.
Harry wraz z Desmondem zaskoczeni odwrócili się w stronę Louisa, który, choć oddalony na sporą odległość, wciąż był doskonale słyszany przez ciągłe krzyki. Chłopak właśnie z kimś rozmawiał przez telefon - najmłodszy zakładał, że z ojcem - wymachując przy tym wolną ręką, jakby właśnie walczył na szpady, a jego mocno zaciśnięta szczęka, była wyraźna nawet z tej odległości. I jak bardzo Stylec cieszył się ze spotkania z rodzicem i pragnął mu wszystko - prawie - opowiedzieć, tak Tomlinson wciąż był jego priorytetem, co najprawdopodobniej nigdy nie miałoby ulec zmianie. W ciągu kilku sekund zjawił się u boku szatyna i owinął swoje ramiona wokół wąskiej talii, tuląc go od tyłu zaraz w momencie, gdy Louis się rozłączył. Czując, jak napięcie zaczęło schodzić z ukochanego, objął go mocniej, pozwalając chłopakowi oprzeć się o jego tors i po prostu chwilę milczeć. Czasami było to najlepszym, co mógł mu dać.
- Jakiś problem? Może mogę pomóc? - zagadał Desmond ze swoim typowym przyjaznym uśmiechem.
Tomlinson nerwowo przygryzł końcówkę języka, ledwo uświadamiając sobie, w jakim świetle pokazał samego siebie przed potencjalnym przyszłym teściem. I względny spokój nie mógł go w żaden sposób pocieszyć, kiedy wciąż nie był pewny, czy historia nie skończy się podobnie, jak w przypadku Anne. Mimo wszystko zdobył się na uniesienie kącików ust do góry i ściśnięcie jego dłoni na przywitanie.
- Mój... Mój ojciec miał mnie odebrać, ale coś pilnie mu wypadło i nie jest w stanie. Nawet nie powiem co, bo nie raczył mi wyjaśnić. W każdym razie nie ma czym się przejmować, zaraz zamówię ubera, czy taksówkę i będzie dobrze. Właściwie nie powinienem na niego liczyć, więc to trochę moja wina.
- A Jay? - zaproponował Harry i szybko cmoknął go w policzek. Nie mógł znieść tego rozczarowanego wyrazu twarzy i powoli zaczynał żałować każdej chwili, kiedy proponował mu, żeby dał szansę rodzicowi.
- Ma na szóstą do pracy, nie będę jej przecież budzić. Serio, wy już jedźcie, a ja zaraz załatwię sobie jakiś transport.
- Nie wygłupiaj się - zaoponował Desmond i wyciągnął swój telefon w stronę niskiego chłopaka z włączonymi mapami. - Wpisz adres i cię podrzucę. Kilka minut nie zrobi nam wielkiej różnicy, prawda, synku?
Styles z szerokim uśmiechem skinął głową i zabrał bagaż ukochanego, nim ten zdążył w ogóle zaprotestować. Co prawda trochę bardziej dlatego, że wypada, niż faktycznej niechęci do skorzystania z propozycji, ale jednak. Przez moment nawet się zawahał, lecz widząc, jak jego mała walizka zniknęła w białym BMW mężczyzny, zdołał jedynie się uśmiechnąć i wymamrotać nieśmiałe, choć szczere podziękowanie. Był też może trochę zbyt zmęczony na cokolwiek innego i tęsknota za poduszką przeważała nad jego gadulstwem.
- A reszta waszych przyjaciół? - zagadał ojciec Harry'ego, mocując już telefon na przedniej szybie.
- Um. Pojechali już do domów, żeby wyspać się przed czymś ważnym jutro w szkole - wyjaśnił chłopak, jakoś woląc przemilczeć, że rzeczywistym powodem była chęć uniknięcia spotkania z Desmondem. Przecież nie mógł zauważyć, że wrócili bez sióstr Liama. - Nicola nawet chciała chciała mnie... podrzucić, ale wyjaśniłem, że czekam na ciebie i... I Louis zaoferował, że zostanie ze mną, aż ty i jego ojciec nie przyjadą. Uhm. No jego w ogóle się nie pojawił, ale to już... Ale było naprawdę super! Chyba nigdy nie przestanę ci dziękować za to, że pozwoliłeś i pomogłeś mi tam polecieć. A ich ślub i przemowy były takie urocze... I chyba Niall zaczął umawiać się z Barbarą, ale nie pytałem jeszcze wprost. Zagadam jutro w szkole.
Pierwsza lekcja kłamania profesora Zayna - jeśli już musisz naginać prawdę, wplątaj ją między dużą ilość prawdziwych informacji, co utrudni rozmówcy skupienie się na tym jednym oszustwie.
Mężczyzna z uśmiechem zerknął we wsteczne lusterko, żeby ujrzeć, jak para zakochanych siedziała obok siebie z czego starszy z głową opartą o ramię bruneta i zamkniętymi oczami, jakby gotowy zasnąć już na siedząco.
- Cieszę się, że ci się podobało. Wam wszystkim. Ale widzę, że już macie dość?
- Długi lot - wyjaśnił Harry, układając jedną z dłoni na kolanie swojego chłopaka, spoglądając na jego spokojne oblicze z delikatnym, czułym uśmiechem. Najprawdopodobniej już nawet ich nie słuchał bliski snu. A Styles cieszył się z każdej chwili, gdy szatynowi udawało się choć na trochę zdrzemnąć, zaniepokojony jego problemami.
- Oj na pewno. Może następnym razem, jak się spotkamy, to mi wszystko opowiesz i pokażesz zdjęcia.
- Ze ślubu nie mam, bo tylko fotograf mógł, ale tak to bardzo chętnie.
Dalszą drogę przejechali już w milczeniu z cicho grającym radiem w tle. Serce bruneta puchło z miłości za każdym razem, gdy tylko Louis bardziej się w niego wtulał już pogrążony we śnie, wyglądając przy tym, jak aniołek. On nie mógł być złą osobą i mimo mało znaczących wad, wciąż był najlepszą osobą na świecie z ogromnymi pokładami miłości do każdego człowieka. Był niczym prawdziwy anioł, który chował się za maską sarkazmu, żeby nikt tego nie zauważył. Ale jak ktoś mógł nie dostrzegać jego piękna?
- Jesteśmy. To tutaj?
Harry wyjrzał przez okno, by ujrzeć dom Tomlinsonów, na co od razu skinął głową. Może Troy, czy Anne go nie doceniali, ale było na tym świecie jeszcze mnóstwo osób, które kochały Louisa całym swoim sercem i nie dały skrzywdzić.
- Lou, słońce - szepnął do ucha chłopaka, potrząsając jego ramieniem, na co otrzymał jedynie głośniejszy pomruk niezadowolenia. - Proszę, wstawaj. Zaraz położysz się do łóżka i będzie ci wygodniej.
Szatyn powiercił się jeszcze chwilę, ale w końcu musiał pogodzić się z tym, że jego poduszka musi się z nim pożegnać i, pocierając co chwilę oczy, jakoś wydostał się ze samochodu. Harry oczywiście od razu wyszedł z drugiej strony i wyjął jego walizkę, jeszcze dodatkowo odprowadzając chłopaka pod drzwi. Musiał się nim zaopiekować, prawda?
Louis oparł się o ścianę obok drzwi z drobnym uśmiechem i prawie zamkniętymi oczami, wyglądając przy tym jak małe dziecko, a nie już dorosły chłopak. Prawie po omacku sięgnął do policzków wyższego, żeby przyciągnąć go do leniwego, czułego pocałunku. To były ledwie delikatne muśnięcia ust, w które bardziej zaangażowany był Styles, niż sam inicjator, ale żaden z nich nie wydawał się być z tego powodu niezadowolonym. Po prostu pozwolili sobie na chwilę tylko dla siebie, jakby każda kolejna godzina spędzona razem jedynie bardziej wzmagała potrzebę kontaktu z drugą osobą.
I kiedy w końcu Harry jechał do domu już na siedzeniu obok ojca, czuł dziwną pustkę w sercu. Miał wrażenie, że wraz z pocałunkiem zostawił pod domem Tomlinsonów jakąś ogromną cząstkę siebie, której już nie dało się odzyskać nawet gdyby bardzo mu na tym zależało. A nie było tak.
Desmond zauważył zmianę w zachowaniu syna, dlatego wciąż nie próbował go zaangażować w rozmowę, a zamiast tego podgłośnił trochę radio po tym, jak przełączył na stację grającą głównie rockowe utwory i z Depeche Mode przyspieszyć trochę, już pewnie jadąc w dobrze znanym mu kierunku. Obaj pogrążeni we własnych myślach, może nieco zmęczeni, a z pewnością dalecy od chęci rozmowy.
Harry odezwał się dopiero, kiedy ojciec zaparkował pod jego domem:
- Nie chcesz zamieszkać z powrotem w Londynie? Obojętnie w jakiej dzielnicy. Znaczy najlepiej blisko centrum, ale... Ale.
- Harry, synku. Wiesz, że pracuję i nie mogę od tak wynieść się tyle kilometrów. Poza tym nie miałbym czasu dla ciebie, a nie chciałbym, żebyś czuł się odrzucony. Nie możesz spróbować się z nią dogadać? Postaram się przyjechać w najbliższym czasie do twojej mamy i jeszcze wyjaśnić z nią kilka spraw, może uda mi się na nią wpłynąć.
Chłopak oczywiście rozumiał, co ojciec próbował mu przekazać, lecz wciąż jego usta opuściło rozczarowane westchnienie. Byłoby o wiele prościej, gdyby zamieszkał u drugiego z rodziców, nawet jeśli ten nie poświęcałby mu dostatecznie dużo uwagi. W tej sytuacji wolał prawie samotne mieszkanie, ale z kimś, kogo obchodziły jego uczucia. W takich chwilach szczególnie bolało go, że za jakieś trzy miesiące jego chłopak wyjedzie tak daleko i jedynym co będzie miał, to rozmowy telefoniczne i pojedyncze spotkania w ciągu roku. Nie wiedział, jak sobie z tym poradzi, ale już był pewny, że cokolwiek ich nie spotka, było warto i mógł nawet posprzeczać się o to z własną matką. W końcu miłość jest głupia i ślepa.
I dlatego zaraz po wejściu do domu pobiegł do pokoju, ignorując wołanie kobiety, która najwyraźniej tylko czekała na jego powrót. Nie miał ochoty z nią rozmawiać i najprawdopodobniej jeszcze minie sporo czasu, nim zmieni swoje nastawienie. A może nie? W końcu miał bardzo miękkie serce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top