Rozdział 63. Za nawet mniej, niż dobę mieli zostać małżeństwem...

Rozdział pisany kilka razy. Jeszcze żaden nie sprawił tyle kłopotów co ten szczególny

PS. W wolnej chwili zapraszam również do Not this time, gdzie już pojawił się nowy rozdział! 💕💕

PPS. W pewnym momencie miałam łzy w oczach

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

Wbrew obawom Zayna przeżyli.

Minęło wiele godzin, ale w końcu z samego rana ich stopy stanęły na płycie lotniskowej w Nevadzie, a promienie wiosennego słońca przyjemnie musnęły ich twarze. Wszyscy byli w równym stopniu zmęczeni, co i podekscytowani i trudno było wykrzesać z nich chęci do czegokolwiek poza przytuleniem poduszki. Tłumy dookoła, muzyka lecąca z niejasnego kierunku, ani nawet moc kolorów, nieważne jak kuszące nie mogły przyćmić pragnienia snu. Niall już prawie czuł dotyk poduszki pod policzkiem i za nic nie dałby sobie wmówić, że to tylko ramię Harry'ego. Choć przynajmniej miał szansę się wyspać, kiedy narzeczeni jeszcze w domu ustalili, iż zaraz po przylocie najpierw udadzą się po licencję, żeby później nie musieć się w to bawić. Przeliczyli swoje siły, lecz zdania zmienić nie chcieli i po odstawieniu pozostałej czwórki pod hotelem, pojechali wynajętym samochodem do urzędu. Wszystko co konieczne wypełnili przez internet, więc mieli nadzieję, jak najszybciej wrócić do hotelu i na kilka pięknych godzin odciąć się od świata.

Na szczęście tak też się stało i już o dziesiątej mieli szansę wspólnie ułożyć się na wygodnych łóżkach, minutę później zasypiając w swoich ramionach. Nawet nie mieli siły wziąć kąpieli, czy się przebierać, kiedy przecież już za cztery godziny musieli być na nogach i stroić się na tak ważne wydarzenie. Jeszcze tego samego dnia mieli zostać małżeństwem.

***

Ani Louis, ani Zayn nie byli jakoś szczególnie znani ze swojej punktualności, dlatego nie trudno było założyć, że należy dać im dodatkowe pół godziny na przygotowanie się. A co wprawiło w osłupienie wszystkich poza niczego nieświadomą Barbarą był fakt, iż obaj chłopcy byli wyszykowani idealnie na czas co do minuty.

Umówili się, że każdy kto będzie już gotowy, ma czekać na parterze, gdzie naturalnie pierwszy zjawił się Liam. Choć może nie przybyłby tak szybko, raz za razem poprawiając wywinięte do łokci rękawy białej koszuli, gdyby nie Malik, który wygonił narzeczonego z pokoju, jak tylko zaczął się do niego dobierać. Tym bardziej, kiedy szatyn nie wykazywał nawet grama poczucia winy. Na szczęście Payne nie musiał być długo sam, gdyż szybko dołączył do niego Harry. Szczerze obstawiał Nialla, który w przeciwieństwie do najmłodszego z grona nie musiał pomalować paznokci na różowy, idealnie pasujący do koszuli kolor, ani jakoś specjalnie układać włosów, czy też malować oczu tuszem oraz brązową kredką. A jednak to właśnie Styles jako drugi wysiał z windy z szerokim uśmiechem i dopiero dwie minuty później zjawił się póki co najmniej wystrojony, bo w prostej bluzce w paski Irlandczyk. To znaczy miał elegantsze spodnie, ale wciąż przy przyjaciołach wypadał dość blado.

Kiedy w końcu zjawiła się Barbara, Horan wyglądał, jakby przez krótką chwilę zapomniał, jak się w ogóle oddycha. Nawet można było zacząć się martwić, czy jego serce nie zatrzymało się nagle w momencie ujrzenia jej trochę nieśmiałego uśmiechu. To prawie mogło przypominać te wszystkie filmy dla nastolatków ze współczesną wersją Kopciuszka, gdyby nie fakt, iż żaden książę w takich produkcjach nie wpatrywał się w odmienioną szarą myszkę z tak wielkim i bezgranicznym uwielbieniem. Niewykluczone, że nawet zapomniał o swoim niedawnym głodzie, już nie odzywając się na ten temat ani słowa, zbyt zajęty podziwianiem swojej koleżanki, której podobno nie kochał. Później będzie musiał wycałować Harry'ego za taką przemianę dziewczyny.

Przybycie Zayna oraz Louisa zostało przypieczętowane ich donośnymi śmiechami, jakby nikogo dookoła nie było. Obaj wyglądali na zadowolonych z siebie i trudno było się dziwić, kiedy stanęli przed pozostałymi idealnie o piętnastej. I oczywiście może Barbara wyglądała pięknie, lecz została w zaledwie kilka sekund przyćmiona przez Malika, który dosłownie błyszczał w czarnej, brokatowej koszuli oraz pożyczonym od Harry'ego rozświetlaczem na kościach policzkowych i powiekach. Guziki rozpięte do połowy wyraźnie odsłaniały zbierane od trzech lat tatuaże, a obcisłe spodnie tylko podkreślały jego bardzo szupłą figurę, tworząc całość, od której nie dało się oderwać wzroku. Choć to akurat nie było niczym nowym.

- Idziemy? - zagadał Tomlinson i w pierwszej kolejności podszedł do ukochanego z zamiarem skradnięcia mu całusa. Jednak ledwo podniósł głowę, a zwątpił dostrzegając jeszcze większą różnicę wzrostu, niż zwykle, a jego wzrok bardzo szybko powędrował na stopy. - Masz na sobie obcasy. Dlaczego?

Harry, który przywykł do ciągłego wspierania go przez Louisa w temacie eksperymentów stylistycznych, zaskoczony również wbił wzrok w swoje czarne buty, a jego serce jakby zwolniło swoje bicie. Czyżby przekroczył jakąś granicę? Ale czy w ogóle była jakaś linia wyznaczająca, co jest właściwe dla danej płci?

- Um, pasowały do mojego zestawu? I wciąż tak uważam... Nie podobają ci się? Bo mi bardzo.

Szatyn za późno zrozumiał, jak bardzo myląca mogła być jego wypowiedź, dlatego szybko obdarował chłopaka pięknym uśmiechem, nim pokręcił głową z dozą czułości.

- Podobają. Nawet bardzo i nie mam problemu z facetem w takim wydaniu. Dla mnie możesz nawet założyć sukienkę i wciąż będzie idealnie. Ale przez nie, nie mogę pocałować cię tak łatwo, jak bym sobie tego życzył.

W końcu na twarz Stylesa powrócił szeroki uśmiech, nim nachylił się bardziej i ułożył dłoń na policzku szatyna. Louis już nie czekał ani sekundy dłużej i w końcu na chwilę połączył ich usta we wspólnym, miłosnym tańcu w akompaniamencie rozczulonego westchnienia Barbary. Pragnęła czasami, by i ją ktoś pokochał tak mocno, jak Zayn i Liam, czy Harry i Louis, choć zdarzało jej się w to wątpić. Ich związki były wyjątkowe, inne, takie jakich nie widzimy na co dzień wśród znajomych, w mijanych na ulicy parach, czy nawet filmowych bohaterach. Tutaj dosłownie miłość była tak ogromna, że nie było miejsca na nic innego. I jeśli coś takiego nie zdarzało się wszystkim, jak wielka była szansa, że i ją kiedyś spotka? I czy mogła uwierzyć, że ktoś inny obdarzy ją tak głębokim uczuciem, kiedy sama siebie nawet nie do końca lubiła?

- W porządku? - szepnął Niall i objął przyjaciółkę w talii. W tak wąskiej talii, jakiej się nie spodziewał, zawsze skrywanej przez rozciągnięte bluzy. Wciąż nie mógł przestać się nią zachwycać.

- Hm? Tak, tak. Zamyśliłam się po prostu.

- Nad sensem istnienia?

Palvin zaśmiała się cicho, maskując tym swoje zdenerwowanie i pokręciła przecząco głową. Szybko zerknęła na swój telefon, mając nadzieję znaleźć tam coś co pomoże jek wybrnąć z sytuacji, aż jej wzrok skupił się na zegarku, a żołądek momentalnie ścisnął się z nerwów.

- Nie... Tylko nad tym, że już dawno powinnam być w trakcie obiadu.

- Czyli jednak nad sensem istnienia - zażartował Malik i pomachał kluczykami od samochodu. - Weźmiemy coś na wynos, bo nie mamy za dużo czasu i po ślubie pójdziemy już na normalniejsze żarcie. Chodźmy.

Wszyscy wyglądali na zadowolonych z takiego układu i bez słowa sprzeciwu ruszyli za chłopakiem zaraz jadąc do najbliższego miejsca z fast foodami na wynos. Czyli tradycyjnie KFC. Nie byli nazbyt oryginalni i nawet nie próbowali tacy być.

Dopiero obładowani papierowymi torbami i pudełkami wreszcie mogli ruszyć w stronę zarezerwowanej kapliczki. Jak zwykle to Zayn był kierowcą, ale nie przeszkadzało mu to w zajadaniu się swoim burgerem. Właściwie przeszedł szkolenie z jedzenia w trakcie jazdy jeszcze trakcie kursu, kiedy to jego instruktor zawsze miał przy sobie jakieś przekąski, więc był już przygotowany na każde warunki. Przecież nie chciał się spóźnić na swój własny ślub, a jednocześnie nie mógł sobie pozwolić na burczenie brzucha w trakcie wygłaszania przysięgi.

- Chcę tam - z ust Stylesa wyrwało się coś przypominającego przyciszony krzyk, kiedy mijali sklepy pokroju Prada, czy Dolce & Gabanna coraz bardziej zachwycony nowym miejscem. W Londynie starał się unikać tego typu sklepów, bojąc się wydać za dużo pieniędzy, ale zakupy na wakacjach się nie liczą, prawda?

- Gdzie...? O tak, chętnie dołączę - odparł Zayn, na moment zerkając we wsteczne lusterko na najmłodszego.

- Nie ma mowy - od razu zaoponował Liam. - Jeśli pójdziecie razem, to wydacie cały majątek. I nawet nie próbujcie zaprzeczać.

- Lepiej ciesz się, że jesteśmy za młodzi na kasyna - wtrącił ze śmiechem Niall, a na twarzy Payne'a momentalnie pojawiło się ogromne przerażenie. To skończyłoby się katastrofą.

- Ej, bo nawet nie wiem - zagadała Barbara - jak chcecie urozmaicić waszą ceremonię? Będzie go wam udzielał Elvis Presley, czy coś?

Tomlinson zaśmiał się głośno, spoglądając do przodu, gdzie siedziała para narzeczonych, a zaraz na jego ustach uformował się kpiący uśmieszek. Oni?

- Proszę cię, wierzysz w to? Zażyczyli sobie Batmana w roli urzędnika. Choć chyba nietrudno sobie wyobrazić, kto wpadł na ten pomysł.

- Hej! - wtrącił Liam. - Kiedy ty będziesz miał nudny z pastorem, ja będę się śmiał z twojego wyboru. My przynajmniej będziemy mieli oryginalny.

- Jeśli jakiś duchowny zechce udzielić mi ślubu zamiast straszyć piekłem, to ja będę przy tobie wygranym.

- Oj pieprz się - zażartował Zayn, parkując już pod umówionym miejscem. - Jakby miłość twojego życia cię o to poprosiła, też zgodziłbyś się na wszystko.

Louis odruchowo zerknął w stronę Harry'ego, który nawet nie zwracał na nich uwagi, skupiony na swoim shake'u. Styles marszczył uroczo nos, jakby był z jakiegoś powodu niezadowolony i jeszcze raz upił łyk napoju, aż ostatecznie wyciągnął go w stronę chłopaka z cichym niedobry. Tomlinson nie musiał się dłużej zastanawiać, by przyznać przyjacielowi rację. Oczywiście nie na głos, ponieważ nie mógł dać mu tej satysfakcji. Zamiast tego skupił się na ukochanym i z czułym uśmiechem zabrał od niego prawie pełny plastikowy kubek, wymieniając na swoją Pepsi.

- Dziękuję - szepnął brunet i szybko pocałował Louisa w policzek.

W końcu wszyscy wysiedli z samochodu i z szerokimi uśmiechami udali się w stronę kapliczki, gdzie mieli już tylko wypełnić ostatnie formalności. Całość zajęła im dosłownie dziesięć minut, a szerokie uśmiechy przez cały czas nie schodziły im z ust. Byli tak bardzo szczęśliwi, a nigdzie nie było miejsca na chociażby cień wątpliwości. Pragnęli tego dnia już od dawna i żadne za wcześnie nie mogło się z tym równać. Nie kiedy w końcu mogli stanąć przed sobą ze złączonymi rękami, wpatrując się nawzajem w swoje oczy z ekscytacją oraz miłością. Chyba nawet już zapomnieli, że za nimi stali ich przyjaciele, ale nie wyglądało na to, by ktokolwiek się tym przejmował.

Miejsce było czarujące, wręcz jakby żywcem wyjęte z jakiejś bajki. Całość miała odbywać się na zewnątrz w pięknym ogrodzie, czy precyzyjniej jasnej altance przyozdobionej białymi kwiatami, jak róże, stokrotki, dalie, czy też piwonie, a dodatkowo wzdłuż kolumn pięły się drobne lampki, niczym cała delegacja wróżek oraz świetlików miała właśnie przybyć na wesele. Niewątpliwie o zmroku cały wystój były jeszcze bardziej klimatyczny, niezwykły, lecz i w świetle słońca wciąż przyciąły uwagę... Choć być może to raczej postać Batmana, jak i Zayna ubranego całkiem na czarno najbardziej wyróżniali się na tle całej tej słodkiej otoczki, jakby całkiem przypadkiem rysownikowi pomyliły się bajki i nagle połączył świat DC z Barbie. Cóż, być może to byli właśnie oni.

Zayn spodziewał się, że będzie to najpiękniejsza chwilą jego życia, której nigdy nie zapomni, jednak w istocie zapomniał już w ciągu jednej sekundy. Nawet nie potrafił się do końca skupić na słowach urzędnika, jego przemowie o miłości, tym jak ważna jest to dla nich chwila, łącząca już na zawsze... Gdyby ktoś poprosił go o streszczenie ceremonii, jąkałby się i plątał w zeznaniach bardziej, niż na lekcji angielskiego przy okazji nieprzeczytanej lektury, a przecież było to wydarzenie, w którym grał pierwsze skrzypce. Jednak dopiero w momencie, gdy stanął za rękę z Liamem stracił całą wiarę w ten ślub. Nie wątpił w to, że stoi z właściwą osobą, czy jest już gotowy, czy pragnął właśnie takiego w Las Vegas bez setki gości. Wszystko było idealne... A może właśnie zbyt idealne. I właśnie w prawdziwość tej sytuacji nie był w stanie uwierzyć. Czuł się jakby wciąż ledwie śnił, a nie naprawdę miał właśnie spełniać jedno ze swoich największych marzeń z kimś, kogo kochał bardziej, niż wszystko inne na tym świecie.

Malik trwał w swej bańce tak długo, że nawet nie spostrzegł, kiedy przyszła pora na przemowę, póki Liam nie ścisnął mocniej jego ręki, a Niall nie wybuchnął głośnym śmiechem. Potrzebował jeszcze paru sekund na otrzeźwienie, lecz wtedy ujrzał ten piękny, szeroki uśmiech i stało się to jedyną rzeczą na jakiej mógł się skupić.

- Liam... Kochanie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że minęło tyle lat. Mam wrażenie, że jeszcze wczoraj byliśmy tymi dzieciakami z przedszkola, które razem bawiły się klockami i ścigały się po dworze, a teraz już po prawie czternastu latach stoimy tutaj razem, jako mąż i mąż i... Wow. To naprawdę niesamowite, wiesz? To z tobą szedłem pierwszy raz do szkoły, uczyłem się jeździć na rowerze, deskorolce, ty mnie przytulałeś po moich pierwszych dziecięcych bójkach i całowałeś wszystkie skaleczenia, żeby mniej bolało. To ty byłeś przy mnie, kiedy było mi przykro po pierwszym odrzucieniu przez dziewczynę, kiedy jeszcze głupi myślałem, że powinny mi się podobać, do ciebie pierwszego przyleciałem z płaczem, gdy zdezorientowany zacząłem dostrzegać, że jednak to chłopcy przyciągają moje spojrzenia i to ty broniłeś mnie przed złośliwymi komentarzami, kiedy byłem jeszcze za młody, by zrozumieć, dlaczego niektórym przeszkadza, że lubię trzymać cię za rękę. Dodatkowo miałem wrażenie, że jesteś w stanie naprawić dosłownie wszystko, ponieść nawet najcięższe przedmioty, a do tego znałeś odpowiedź na prawie każde z moich pytań. Dlatego nie trudno sobie wyobrazić, że to właśnie ciebie pokochałem. Mojego własnego superbohatera. Byliśmy jeszcze tylko głupimi dziećmi, które nawet nie wiedziały, jak się całować, czy na czym polegają zwiazki, ale wiedziałem, że to ty sprawiałeś, że tak często się uśmiechałem i czułem bezpiecznie. I minęły kolejne lata, obaj dorośliśmy, a mimo to wciąż kocham cię jeszcze mocniej i mocniej. I może mieszkamy razem, przebywam z tobą właściwie prawie cały czas, jestem już bardziej samodzielny, nie potrzebuję, żebyś mnie bronił, czy nosił za mnie... Znaczy i tak to robisz, ale to raczej z wygody. A ja wciąż kocham cię bardziej, niż wszystko na tym świecie i wiem, że nigdy nie będę w stanie przestać. Znam cię prawie całe swoje dziecięce życie i pragnę spędzić z tobą to dorosłe, kiedy będziemy musieli pracować, opłacać rachunki i robić te wszystkie nudne obowiązki. Pragnę się z tobą zestarzeć, liczyć każdą nową zmarszczkę na twojej twarzy, obserwować jak włosy zaczynają siwieć, a mój superbohater już nie będzie miał tyle siły co teraz. Pragnę do końca swoich dni trzymać twoją rękę tak mocno, jak to małe dziecko, nieświadome, jak daleko poprowadzi go ten wtedy jeszcze platoniczny gest. I nie obiecuję, że się zmienię dla ciebie, bo obaj wiemy, że dalej będziesz narzekać na to, jak dużo wydaję na farby, które później walają się w każdym możliwym miejscu, będę puszczać za głośno muzykę i wypalać kolejne paczki papierosów, nawet jeśli grozi mi rak płuc. Nie mogę ci przyrzec, że kiedyś zaakceptuję twój minimalistyczny styl a'la wystawa w sklepie meblowym, ani że zawsze będę cię słuchał, nieważne, że masz rację. Nie przestanę szukać problemów tam, gdzie ich nie ma, ani szukać ciągłej uwagi i prawdopodobnie będziesz miał mnie dość jeszcze wiele razy, lecz wciąż mogę ci obiecać, że postaram się być dla ciebie najlepszą wersją samego siebie i opiekować się twoim sercem najlepiej, jak tylko potrafię. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, moją bratnią duszą, kochankiem, sensem mojego życia i będę bardziej, niż dumny, mogąc w końcu nazywać cię swoim mężem.

W oczach Liama dało się dostrzec taflę łez, kiedy wsłuchiwał się słowa Zayna, lecz finalnie wytrzymał do końca bez płaczu. Zamiast tego chwycił również drugą dłoń chłopaka i ucałował jego kostki na sekundę po cichym, wręcz ledwo słyszalnym kocham cię, jakby uszy adresata tych słów były jedynymi, jakie miały je usłyszeć.

- Zayn. Kiedy powiedziałeś, że minęło czternaście lat, byłem przez moment przerażony tą myślą, lecz teraz kiedy o tym myślę, nawet nie pamiętam jak to było żyć bez ciebie. Jesteś tak naturalnym i oczywistym elementem mojego życia, że nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak mogłoby wyglądać moje życie tego najpiękniejszego, ambitnego chłopca. W Biblii jest mowa o wieży Babel, w trakcie której budowania ludzie stracili wspolny język. W naszym przypadku było inaczej - już kiedy zaczęliśmy budować naszą budowlę z klocków, znaleźliśmy jakąś nić porozumienia. Dlatego teraz prawdopodobnie nawet nie musiałbym wygłaszać całej tej przemowy, a po prostu spojrzałbym w twoje oczy i ty zrozumiałbyś wszystko co chcę ci przekazać. Całą moją miłość. Bo tak naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy zaczynają mieć wątpliwości przed ślubem. W naszym przypadku było to tak naturalne, oczywiste i nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak długo z tym zwlekaliśmy. Dlaczego jeszcze w lutym nie wsiadłem z tobą do pierwszego samolotu do Las Vegas, czy nawet jeszcze w moje osiemnaste urodziny nie porwałem cię tutaj, jako mój najwspanialszy prezent. Ale teraz mamy ze sobą naszych przyjaciół i może tylko dlatego warto było tak długo zwlekać.

- Chociaż jeden o nas pamięta.

Jak to się stało, że Zayn powstrzymał się od pokazania środkowego palca w stronę Louisa, nikt nie wie.

- Dlatego teraz nie będę mówił, jak bardzo cię kocham, bo przecież to wiesz. Zamiast tego chciałbym ci podziękować. Dziękuję za każdy twój uśmiech; te większe, przepełnione radością, drobniejsze wyrażające twoją dumę, ale też te najpiękniejsze, które kierujesz tylko w moją stronę. Dziękuję za to, że pozwalasz mi zobaczyć taką wersję ciebie, jakiej nikt inny prawdopodobnie nigdy nie dostrzeże, choćby nie wiem, jak uważnie się przyglądał. Dziękuję, że pozwalasz mi być przy tobie w najpiękniejszych, ale też najgorszych chwilach twojego życia. Dziękuję za to, że wspierasz mnie w każdym moim mniej lub bardziej mądrym przedsięwzięciu. Dziękuję za to, że znosisz różne moje dziwactwa i jakoś wytrzymujesz w moim pokoju ze sklepu meblowego - małe puszczenie oczka i szeroki uśmiech Zayna - choć kłóci się to z twoją artystyczną naturą. Dziękuję za to, że z wszystkich osób na tym świecie pokochałeś właśnie mnie. Dziękuję za każdy dzień, kiedy mogę budzić się i zasypiać trzymając cię mocno w swoich ramionach. Dziękuję za to, że przyjąłeś moje oświadczyny i za to, że zechciałeś być moim mężem. Ale przede wszystkim chciałbym ci podziękować za to, że jesteś i czynisz moje życie o wiele szczęśliwszym.

Malik kilka razy otwierał usta, lecz przez ściśnięte gardło żadne słowa nie mogły wyjść na zewnątrz. Nawet nie był pewien w którym momencie zaczął płakać, a może już od samego początku? W przeciwieństwie do Liama, nie próbował z nimi walczyć, pozwalając powoli płynąć po policzkach, szyi, wtapiając się w czarny materiał koszuli. Pragnął go przytulić, pocałować, lecz wciąż nie wykonał żadnego ruchu w stronę Payne'a, a jedynie mocniej ścisnął jego dłonie, tylko tym jednym gestem potrafiąc przekazać całą swoją miłość.

- Czy mają panowie obrączki przy sobie? - odezwał się Batman, w końcu przypominając chłopakom w środku czego się znajdują.

- Ja mam - odezwał się Louis i podszedł z tacką, na której połyskiwały dwa bliźniacze pierścionki. Cały czas uśmiechał się szeroko i kiedy tylko stanął bliżej bruneta, na moment poklepał go po ramieniu w geście wsparcia.

Obaj chwycili obrączki w swoje ręce wciąż ze łzami w oczach i w końcu spojrzeli na chwilę na urzędnika, czekając na kolejne instrukcje. Mężczyzna posłał im niewielki uśmiech i odchrząknął cicho, nim kontynuował:

- Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że związek małżeński pana Zaina Malika i pana Liama Payne'a został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego państwa związku wymieńcie proszę obrączki.

Trwało to odrobinę dłużej, niż powinno w normalnych okolicznościach przez drżące dłonie, ale w końcu na ich palcach zalśnił zimny metal, a ich serca zabiły mocniej z radością.

- Z mocą nadaną mi przed stan Nevada z przyjemnością ogłaszam was mężem i mężem. Możesz pocałować pana młodego.

Nie trzeba było na to dłużej czekać. Właściwie trudno stwierdzić, który wykonał pierwszy ruch, ale kiedy w końcu ich usta się zetknęły, świat dookoła się jakby zatrzymał. Wszyscy dookoła im klaskali, fotograf nie przestawał wykonywać już idące w setki zdjęcia, ale oni nawet tego nie zauważali skupieni tylko na sobie. Właśnie wzięli ślub. Byli małżeństwem. Już bardziej nie mogli być ze sobą związani i już nikt i nic nie mogło ich rozdzielić. I gdy w końcu na nowo spojrzeli sobie w oczy, obu lśniły tak samo mocno, skrywając najprawdziwszą miłość oraz radość.

- To się naprawdę stało - szepnął Zayn wciąż nie zwracając uwagi na przyjaciół, czy tym bardziej urzędnika. Jednym co widział był Liam.

- Tak, skarbie. Naprawdę. Kocham cię tak bardzo.

- Ja ciebie też.

Prawdopodobnie skończyłoby się to kolejną serią pocałunków, gdyby nie Niall, który porwał Zayna do mocnego uścisku. Louis w tym czasie przytulił szatyna, a Harry wraz z Barbarą już czekali na ich kolej. Każdy po drodze przekrzykiwał się z życzeniami i na dobrą sprawę trudno było zrozumieć chociażby tylko ich część. Jednak obaj małżonkowie chcieli mieć to już za sobą, więc pozwolili im dalej mówić nie wchodząc już w żadne szczegóły. Prawdopodobnie i tak domyślali się mniej więcej, co mówili i to w tamtym momencie im wystarczało. Przez ten krótki moment zapominali o zbliżających się egzaminach, studiach, prawdziwej dorosłości zamiast tego przez dłuższą chwilę zamykając się w tej szczęśliwej bańce. I Zayn śmiało mógł przyznać, że uczucie ich obrączek ilekroć chwytali się za ręce było jednym z jego ulubionych.

Wszyscy czekali już w samochodzie, kiedy nowożeńcy dopelniali ostatnie formalności, a ekscytacja związana ze ślubem wciąż mocno ich trzymała. Louis przez cały czas czuł, jak Harry wiercił się obok, jednak nie potrafił go za to upomnieć i jedynie zacisnął dłoń na jego kolanie, co może odrobinę uspokoiło chłopaka. Wciąż drżał pod jego ręką, raz za razem poprawiając swoje coraz dłuższe loczki, jednak szeroki uśmiech wszystko rekompensował. Nawet nie było po nim widać, jak przed chwilą płakał wraz z Liamem oraz Zaynem. Zaraz wzrok Tomlinsona powędrował bardziej na prawą stronę, gdzie siedział Niall wraz z Barbarą. Ich dwójka zdążyła się już uspokoić z czego Irlandczyk poświęcał swój czas telefonowi, a dziewczyna w zamyśleniu wyglądała przez okno. Szybko poczuła na sobie wzrok kolegi i odwzajemniła jego spojrzenie z delikatnym, jakby machinalnym uśmiechem. Louis już chciał spytać, czy czuje się dobrze, lecz wtedy do samochodu wpadła pozostała część ich grupki wciąż tak samo szczęśliwi, jak wtedy gdy ich zostawili.

- Dobra, gotowi na świętowanie? Gdzie chcecie pojechać najpierw? - zagadał Zayn, już wkładając kluczyki do stacyjki. - No oczywiście zaraz po sklepie.

- Czy wy znowu chcecie pić? - westchnął Harry. I może przyzwyczajał się już do alkoholu, ale wciąż fakt, iż coraz częściej jego przyjaciele w wolnych chwilach sięgali po wysokoprocentowe trunki nie napawał go większym optymizmem.

- Równie dobrze możemy od razu przejść do nocy poślubnej - odparł brunet, puszczając oczko do zarumienionego Stylesa. - Ale wciąż chcemy się z wami pobawić skoro jesteśmy tutaj razem, dlatego czekam na propozycje.

- Jest take coś... - zaczął Niall, kiedy tylko ruszyli spod parkingu. - Nie wiem, jak się nazywa, ale mocują cię do takiej liny i spuszczają na niej przez kolorowy tunel? Wiesz, trochę jak w parku linowym.

- Tak, wiem o czym mówisz! - prawie od razu znalazł poparcie u Barbary. - Wchodzę w to!

- Brzmi super - zgodził się Liam. - Poszukaj, jak się nazywa i wpiszemy w GPS, okay?

- Już się robi!

Po drodze zdecydowali, że muszą odstawić samochód pod hotelem, jeśli wszyscy chcieli się napić i już po krótkiej chwili mogli razem pieszo przemierzać ulice Las Vegas, śmiejąc się z opowieści Louisa jeszcze z początków związku teraz już małżonków. I można było przypuszczać, że ta dwójka będzie się trzymała bardziej na uboczu w swojej romantycznej, słodkiej otoczce, jednak prawda była taka, iż poza obrączkami na palcach nie dało się zobaczyć u nich żadnej różnicy, czy to w wyglądzie, czy zachowaniu.

- Wciąż nie mogę zapomnieć ich min, kiedy powiedziałem, że już wcześniej wiedziałem o ich związku. Ale bądźmy poważni - czy przyjaciele trzymają się za ręce, skradają sobie pocałunki, kiedy myślą, że nikt nie patrzy albo patrzą na siebie maślanymi oczkami? Byli zbyt oczywiści.

- Hej! - prychnął Zayn i trącił ramię przyjaciela. - Byliśmy jeszcze dziećmi, nie umieliśmy być dyskretni.

- Nigdy nie potrafiliście. Szczególnie kiedy pieprzyliście się w szkolnej toalecie na długiej przerwie.

- O rany - zaśmiała się Barbara. - Czyli naprawdę są takie pary?

Tym razem Tomlinson zdołał uniknąć kolejnego ciosu ze strony bruneta, chowając się za Niallem z szerokim uśmiechem.

- Oczywiście. Wiesz, to był ten moment, kiedy hormony szaleją i nie potrafili trzymać rączek przy sobie. Gorzej, że sam kiedyś słyszałem dziwne odgłosy z jednej z kabin. A wystarczyło głośniej chrząknąć i od razu nastała cisza.

- To byłeś ty? - odezwał się Liam z udawanym oburzeniem, a jego ukochany tylko wywrócił oczami.

Harry bardzo chciałby widzieć, jak można było rozmawiać o ich życiu seksualnym, a oni nawet się nie zarumienili, nie mówiąc już o zmieszaniu, kiedy on był już cały czerwony, a przecież temat nie dotyczył go w żaden sposób.

- Mała zemsta za bycie piątym kołem o wozu.

- To chyba bardziej o mnie - zaśmiał się Niall, mało skutecznie próbując wyglądać na złego.

- Hej, ja tu jestem - wtrąciła Palvin z już o wiele bardziej urażoną miną.

- I bardzo mnie to cieszy - od razu odezwał się Horan i przyciągnął przyjaciółkę do swojego boku zaraz przyciskając usta do jej policzka. - Ale niestety zostawiasz mnie samego na czas lekcji z tymi parami zakochańców.

- Jakbym wiedziała, że w prywatnej szkole uczą się takie przystojne irlandzkie skrzaty, to może postarałabym się o jakieś stypendium, a tak to już za późno.

Pozostali przyjaciele wymienili porozumiewawcze spojrzenia, kiedy Niall zarumieniony odwrócił wzrok nawet słowem nie komentując jej słów, ale również powstrzymali się od tego. Przecież dopiero powolnymi krokami zbliżała się osiemnasta, do końca nocy jeszcze tak wiele mogło się zdarzyć.

- Przepraszam panią! - Zayn długo rozglądał się po twarzach ludzi, szukając swojej ofiary, aż jego wzrok padł na sympatycznie wyglądającej kobiecie, może w wieku jego matki i w końcu zdecydował się zaryzykować.

- Tak?

- Tak się złożyło, że przed chwilą wziąłem ślub z tym przystojnym, wspaniałym chłopakiem - zaczął, ostrożnie śledząc jej zmieniającą się mimikę twarzy i szukając czegoś, co mogłoby zdradzić jej negatywne nastawienie do całej sytuacji, jego osoby, czy chociażby tego, że ktoś jej przeszkadza, ale na szczęście nic takiego nie dostrzegł. Wręcz przeciwnie - momentalnie zostali wyściskani z głośnym gratuluję. - Oh, dziękuje...

- Ładnie razem wyglądacie - stwierdziła z uśmiechem. - To szczęścia na nowej drodze życia!

- Tak, cóż, jeszcze raz dziękujemy - odparł Zayn wciąż jeszcze nieco zbity z tropu. - W każdym razie mam do pani taką drobną prośbę...

- Jeśli to nic nielegalnego, mów śmiało.

- No właśnie trochę... Ja mam dziewiętnaście, mój mąż osiemnaste lat, a chcielibyśmy jakoś opić nasze małżeństwo. Tylko sama pani rozumie... Nigdzie nam nie sprzedadzą. I naprawdę nie chcemy się jakoś upijać, tylko tak symbolicznie.

Kobieta przez moment przyglądała się im z zamyśloną miną, aż ostatecznie na jej twarz powrócił ten sam życzliwy uśmiech.

- Nie jesteś gliną?

- A wyglądam na takiego? - zaśmiał się Zayn i na potwierdzenie swoich słów okręcił się wokół własnej osi.

- W sumie racja. Poczekajcie no trochę, załatwię wam najlepsze znane mi wino. Może być?

- Jest pani najlepsza.

Już po chwili obserwowali, jak znika za drzwiami sklepowymi, a z twarzy bruneta wciąż nie znikało to zaskoczenie. Nieco zdezorientowany obrócił się w stronę Liama, który w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.

- Żeby u nas było więcej skorych do pomocy osób - zażartował Louis. - Już nie mogę się doczekać, aż się tutaj przeprowadzimy.

Tomlinson zwykle wyłapywał te drobne zmiany w nastroju Harry'ego, lecz tym razem był zbyt skupiony na delektowaniu się ciepłymi promieniami słonecznymi, które padały na jego twarz, by zauważyć, jak w sekundzie uśmiech na twarzy jego chłopca został zastąpiony przez rozczarowanie. Już dawno nie wracali do tego tematu i prawie zdążył zapomnieć co wiązało się z końcem roku szkolnego. Ale przecież to nie był czas na tego typu myśli. Jeszcze nie. Póki co miał cieszyć się weekendem w Las Vegas i ślubem jego najlepszych przyjaciół.

- Jest pani aniołem - zapewnił Zayn, kiedy tylko kobieta wróciła z butelką. - Ile jestem pani winien?

- To prezent. Bawcie się dobrze i kochajcie.

- Ja nie mogę...

- Możesz, możesz. Nigdy go nie zostawiaj i będziemy kwita.

Chłopak w odpowiedzi mocno ją przytulił, szepcząc ciche obiecuję. Las Vegas okazało się być coraz dziwniejszym, a jednocześnie piękniejszym miejscem.

- Hej, Elvis! - krzyknęła na widok mężczyzny ubranego za Króla Rock and Rolla, jeszcze bardziej zbijając Zayna z tropu. - Zaśpiewaj coś dla pary nowożeńców.

Brunet pragnął zapaść się pod ziemię, kiedy mężczyzna ze śmiechem podszedł do nich i, momentami fałszując, zaczął śpiewać chyba jeden z najpopularniejszych utworów, jakim jest Can't help falling in love. Chciał tylko butelkę alkoholu już bez całego tego cyrku. Tym bardziej dlatego nie potrafił zrozumieć, jak to się stało, że nagle skończył w ramionach Liama, wykonując coś w imitacji pierwszego tańca. Bardzo niezgrabnej i nie do rytmu, ale ich własnej.

Harry zaraz podszedł do Louisa i przytulił go od tyłu, układając brodę na ramieniu chłopaka, na co szatyn od razu wtulił się w ciało wyższego. Na twarzy Tomlinsona zawitał czuły uśmiech, w momencie kiedy brunet zaczął śpiewać do jego ucha wraz z mężczyzną przebranym za Elvisa, a jego serce zabiło mocniej z kilku powodów. Jednym z nich było oczywiście tak piękne wyznanie miłości, a trzeba przyznać, że Louis miał w sobie coś z romantyka, ale też warto zaznaczyć, iż przecież był to pierwszy raz, kiedy słyszał wykonanie Stylesa jakiejkolwiek piosenki, która nie była tą dla dzieci wykrzykiwaną w czasie zabawy z Ernestem oraz Doris. I naturalnie podziwiał każdy element chłopaka uważając go za najpiękniejszą i najcudowniejszą istotę, jaka stąpała po tej ziemi, a równocześnie trudno było mu pojąć, jak ktoś pozwolił, by ktoś o tak wspaniałym ciele oraz duszy został jeszcze obdarzony tak przyjemnym dla ucha głosem. Jakby nie było dziedziny, w której Harry miałby nie być ideałem. I ta najprawdziwsza perfekcja należała właśnie do niego.

Tylko Barbara z Niallem zniknęli gdzieś na boku rozważając, czy otwierać już butelkę, czy jednak powinni nowożeńcy - to znaczy, jasne, powinni, ale to oznaczało dalsze czekanie na alkohol, który mógłby choć na trochę podtopić ich smutne, samotne serca. Mimo to niestety w końcu musieli pogodzić się z tym, że jeszcze nie ich pora, a dwie zakochane pary już kompletnie o nich zapomniały. Horan od samego początku był szczęśliwy z obecności przyjaciółki, lecz wtedy była mu szczególnie potrzebna.

I jeśli skończyło się na tym, że po otwarciu wina większą część wypiła właśnie ta dwójka, nie dziwiło tak bardzo nikogo. Fakt, iż w pewnym momencie trochę bardziej skupili się na sobie, również nie był zaskakujący. Kiedy Niall zaproponował dziewczynie, że będzie ją nosił, w odpowiedzi na jej narzekania na bolące nogi, było właściwie do przewidzenia. To że wspólnie chichotali w pijackim stanie może trochę głośniej, niż przewidują normy, nie zwrócił ich nawet tak bardzo uwagi. Wszyscy przystanęli w szoku dopiero na widok, jaki każdy chciał zobaczyć, a żaden nie spodziewał się faktycznie ujrzeć. Widok Barbary siedzącej na balustradzie z dłońmi na szyi Nialla, który w tym czasie stał pomiędzy jej nogami, obejmujące w talii i... namiętnie całując. Za nimi mieniła się złotem ogromna, piękna fontanna, słońce już dawno zdążyło zajść za horyzont, ustępując miejsca gwiazdom oraz księżycowi, a ich ciała również zdawały się być otoczone jakimś blaskiem, w rzeczywistości odbijając nieco światło z fontanny. Zayn nie zamierzał już więcej zwlekać i wykorzystał okazję oraz romantyczną scenerię na wykonanie kilku zdjęć na pamiątkę dla potomnych. Może w końcu ta dwójka miała przestać krążyć wokół siebie, by w końcu zrozumieć, że prawdziwa miłość była na wyciągnięcie ręki? Niewiadomo, ale grupka przyjaciół miała szczerą nadzieję, że tak się właśnie stanie mimo tylu pytań.

Las Vegas. Miasto cudów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top