Rozdział 61. Kiedy oni w końcu wywalą go z tej szkoły?

Koniec maratonu! To trochę smutne, bo trzeba się w końcu wziąć za siebie i za szybsze pisanie.. No nic, w każdym razie miłego czytania i dziękuję za tak duże zaangażowanie mimo 3,5 miesięcznej przerwy

Miłego dnia 💕

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

- Hej. Nie przeszkadzam?

Zayn podniósł wzrok znad swojego telefonu na Stylesa, który z nieśmiałym uśmiechem zajął miejsce naprzeciwko przy stoliku na szkolnej stołówce. To wręcz niesamowite, jak po tylu miesiącach, wciąż potrafił wyglądać na zagubionego, kiedy byli sami, ale może to po prostu taki urok chłopaka i nie było sensu tego kwestionować.

- Cześć - odparł, od razu odwzajemniając gest i odłożył urządzenie obok swojego talerza. - No co ty. Pisałem tylko do Liama, żeby się dowiedzieć, jak sobie sam radzi w domu.

- I... Jak się czuje? Lepiej? Louis cały czas do mnie wypisuje, że już umiera i podobno zaczął pisać testament.

Malik parsknął śmiechem i chwycił widelec, żeby w końcu zacząć jeść swoje spaghetti. Jeszcze tylko szybko zerknął na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić, czy otrzymał odpowiedź od narzeczonego i na nowo spojrzał w oczy Stylesa, choć ten szybko odwrócił wzrok na swój posiłek.

- Ta, do mnie też pisał w tej sprawie. Podobno mam po nim dostać deskę oraz rower. Jak miło z jego strony - mruknął z wyraźną ironią w głosie, zyskując w zamian cichy chichot młodszego chłopaka. - Ale chociaż Liam jeszcze żyje i podobno posłusznie wziął leki, które mu zostawiłem. Nie wierzę, że zadaję się z takimi dziećmi... Mówiłem, żeby przestali się gonić z wodą, bo w nocy jest jeszcze zimno, to nie, oni wiedzą wszystko najlepiej.

Harry przygryzł mocno dolną wargę, żeby nie zacząć się śmiać na cały głos, choć te głębokie dołeczki i tak wszystko zdradzały. Przynajmniej w końcu udało mu się rozluźnić na tyle, żeby pierwszy raz w ciągu tej przerwy spojrzeć w te brązowe oczy, cały czas wpatrzone w niego z wciąż tą samą oceniającą nutką.

- Ej, a gdzie Niall? - w końcu to znowu Zayn przerwał chwilową ciszę. - Nie mów, że odmówi sobie jedzenia, bo nie uwierzę.

- Um... Właściwie mówił coś o spotkaniu w sprawie gazetki szkolnej? Chyba chciał się zapisać...

Malik zaskoczony uniósł brew, aż po krótkiej chwili na jego ustach zagościł delikatny uśmieszek.

- Kojarzysz tam jakąś ładną laskę?

- Ja... Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, kto się tym zajmuje. Jakby... No. Nie interesowałem się tym nigdy. Chociaż... Jest jedna niska dziewczyna z aparatem na zębach, u której zawsze kupuję jeden egzemplarz dla Nialla i to tyle.

- Sam nie może? - mruknął Zayn, nim wpakował sobie do ust sporą porcję makaronu.

Styles wydał z siebie poirytowane westchnienie i na nowo odwrócił wzrok na sałatkę, której wciąż jakoś nie potrafił ruszyć.

- Może, tylko jest przydział gazetka na osobę, a bardzo zależy mu na tych bilecikach uprawniających do niepytania...

- A. No przecież. W każdym razie wciąż przystaję przy tym, że znowu chce poderwać jakąś laskę. To już się robi śmieszne. Dlaczego tak uparcie nie chce zaprosić Barbary na randkę? Obserwowałem ich w sobotę i moim zdaniem ładnie razem wyglądają, jest miła, lubią się... Nie rozumiem w czym problem.

Styles w końcu odłożył widelec na bok, decydując, iż i tak nie będzie w stanie zjeść nawet najmniejszego kawałka. Specjalnie wziął ją zamiast makaronu, ale jakiś dziwny ucisk w żołądku zabraniał mu nawet czegoś takiego. Cóż, jak raz zje mniej, to nic się nie stanie. Szybko się rozejrzał, słysząc coraz głośniejsze szepty dookoła, aż jego wzrok padł na jedynej osobie, do której pałał czymś bliskim do nienawiści. Ich spojrzenia spotkały się na moment nim Harry na nowo poświęcił uwagę przyjacielowi, przez co poczuł swego rodzaju poczucie klęski - jakby próbował uciec. Wręcz podświadomie widział, jak Timothée uśmiecha się z kpiną.

- Też nie wiem - westchnął cicho. Zazdrościł Zaynowi, który potrafił z taką łatwością zachowywać kamienny wyraz twarzy, kiedy dobrze wiedział, iż starszy darzył chłopaka jeszcze większą niechęcią i odrazą. Nawet się nie obejrzał, jakby jego obecność nic nie znaczyła - nie zwiastowała kłopotów.

- Chyba sami musimy ich jakoś zeswatać. Bez tego nie... - urwał w połowie zdania, słysząc krzyk poprzedzający głośny śmiech kilku osób. Poza nimi na stołówce zapanowała kompletna cisza.

Malik wraz ze Stylesem szybko się odwrócił, by ujrzeć jakąś przeraźliwie chudą pierwszoklasistkę, która cała wręcz drżała z nerwów, klęcząc na podłodze. Zaraz przed nią znajdowała się przewrócona taca oraz jedzenie zdobiące kafelki niczym ekspresjonistyczny obraz jakiegoś szalonego malarza. Chłopcy zdążyli jeszcze zobaczyć, jak Timmi schował swoją nogę z powrotem pod stół z szerokim, kpiącym uśmiechem.

Kiedy pierwszy szloch opuścił jej usta, Harry wraz z jakąś rudowłosą dziewczyną, którą kojarzył z klasy Nialla - chyba Katherine - szybko ruszyli w jej kierunku. Chłopak niezwłocznie klęknął obok płaczącej nastolatki i wyciągnął w jej stronę rękę, choć w pierwszym odruchu chciał chociaż pogłaskać ją po plecach uspokajająco. Nie zrobił tego tylko dlatego, że nie chciał przypadkiem przekroczyć jakiejś przestrzeni osobistej; była już wystarczająco roztrzęsiona przez sam wypadek. Rudowłosa w tym czasie szybko pozbierała plecak oraz telefon dziewczyny, decydując, że to ktoś inny, kto właśnie wpatrywał się w nich z odrazą, powinien się zająć tacą oraz talerzem.

- Masz jakiś problem ze swoją koordynacją ruchową, że nie potrafisz siedzieć prosto, czy po prostu lubisz od czasu do czasu wierzgać nogami w tak chaotyczny sposób? - warknął Malik, wpatrując się w Timmi'ego z niemą groźbą w oczach, która zmusiła wszystkich kolegów chłopaka do szybkiego odwrócenia wzroku. - Może zaczniemy od jakiś przeprosin?

- A co to moja wina, że nie potrafi chodzić? - prychnął młodszy, nic sobie nie robiąc z miny Zayna.

Styles spojrzał zaskoczony na niego, nie mogąc zrozumieć, skąd się biorą tacy ludzie. To było dla niego czymś niemożliwym, jak ktoś potrafił się zachowywać w ten sposób bez wyraźnych wyrzutów sumienia. Nastolatka tylko wybuchnęła jeszcze większym płaczem, na oślep chwytając dłoń Harry'ego.

- A jej, że Corden jeszcze nie wywalił cię z tej szkoły? Twój ojczulek tak dobrze płaci? - warknął Malik i czym prędzej podszedł do szlochajacej dziewczyny, również kucając obok.

- Nie twój zasrany interes!

- Jeszcze nie zauważyłeś, jak nikogo nie śmieszy twoja błazenada?

Katherine wraz z Harrym w końcu przekonali dziewczynę, by wstała. Od razu ukryła się w ramionach rudowłosej, niemal bezwiednie pozwalając się poprowadzić na bok.

- A ty że nie chcemy takiego brudasa w naszej szkole?!

- Jakoś nikt, kurwa, nie ma problemu z moim pochodzeniem poza tobą, więc łaskawie zamknij swoją mordę - syknął Zayn, będąc już na granicy cierpliwości.

Już miał się podnieść z klęczek, kiedy nagle poczuł coś lepkiego na swojej głowie. Z niedowierzaniem sięgnął dłonią do swoich włosów, z których zaczął skapywać sos pomidorowy oraz nitki makaronu i spojrzał na osoby siedzące przy feralnym stoliku ze szczerą nienawiścią. Wszyscy koledzy chłopaka wycofali się na bezpieczną odległość, tracąc całą odwagę i nawet on sam przez moment się zawahał, jednak było za późno na odwrót.

- Oops - mruknął z uśmieszkiem.

To była dosłownie sekunda, kiedy Zayn przycisnął ciało Timmi'ego do ściany z dłonią zaciśniętą na jego ramieniu oraz szyi. Nie było to na tyle silne, by wyrządzić mu krzywdę, jednak wystarczające do unieruchomienia, nawet mimo prawie dziesięciocentymetrowej różnicy wzrostu.

- Posłuchaj, szczylu. Jeśli tak bardzo chcesz pokazać, że masz jaja, próbując mnie upokorzyć przed całą szkołą, to mam dla ciebie o wiele lepszą propozycję - szepnął młodszemu do ucha tak cicho, by tylko on był w stanie usłyszeć. Timothée próbował odciągnąć jego ręce, lecz na nic zdawały się jego wysiłki. - Zawsze mogę ci je - sugestywnie nacisnął biodrem na rozporek młodszego - odciąć i zrobić ładny wisiorek, żebyś mógł go nosić na szyi przez cały czas i chwalić się światu. Chcesz tego?

- N-ni... Pusz-puszczaj... - syknął, powoli zaczynając panikować.

- Nie? Oh, wielka szkoda. W takim razie więcej nie masz prawa się chociażby do mnie zbliżyć, ani żaden z twoich pseudo kolegów, bo inaczej przekonasz się, czy jestem zdolny spełnić swoją groźbę, rozumiesz? - spytał Malik już nieco głośniej, na potwierdzenie słów na dwie sekundy zaciskając odrobinę mocniej palce na gardle. Nie zamierzał zrobić mu realnej krzywdy, ale młodszy wcale nie musiał być tego taki pewny.

- Zee - wtrącił się Harry, do tej pory nie mający odwagi pisnąć słowem i położył dłoń na ramieniu przyjaciela - dyrektor idzie.

Malik w ostatniej chwili puścił bruneta, nim na stołówkę wkroczył pan Corden. Szybko przeleciał wzrokiem po twarzach obecnych, aż jego wzrok spoczął na Zaynie, szczególną uwagę poświęcając spaghetti w jego włosach. Otworzył szeroko oczy, wyraźnie szukając słów, by jakoś to skomentować, lecz najwyraźniej nic mądrego nie przyszło mu do głowy. Natomiast wraz z ujrzeniem winowajcy całego zajścia, w tamtym momencie trzymającego asekuracjnie dłoń na swoim gardle, wszystko stało się jasne. Westchnął cicho, po raz kolejny rozglądając się z wyraźną dezaprobatą.

- Ktoś mi wyjaśni, co tutaj się wydarzyło?

- To on mnie zaatakował i próbował udusić! - krzyknął Timothée, wskazując palcem na Malika. - Jest niebezpieczny!

- Jesteś śmieszny - prychnął Zayn, z odrazą ściągając nitki makaronu ze swojej głowy. Chciał dodać, iż najwyraźniej nie ma czego ucinać, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język, nie chcąc pogarszać swojej sytuacji. Może, jak się ładnie uśmiechnie, to skończy się na pouczeniu? To Timmi był tym, który wylał na niego jedzenie.

- Idź pod prysznic i umyj głowę - dyrektor zdawał się puścić mimo uszu ich krótką dyskusję, na nowo skupiając się na Maliku. - Masz coś do przebrania?

- Ta... Koszulka na wf załatwi sprawę.

- W porządku. Zaraz po tym chcę cię widzieć w moim gabinecie. Ciebie, Timothée, też.

Styles zaskoczony spojrzał na nastolatkę, którą przed chwilą bronili, lecz ta od razu bardziej się skuliła, jasno pokazując, że nie ma odwagi im pomóc. Zrezygnowany spojrzał na dyrektora, a gdzieś mignął mu ten kpiący uśmieszek Timmi'ego.

- Ale to nie wina Zayna! - wtrącił, nie mogąc więcej tego słuchać. A Malik nawet się nie bronił!

- Nikt cię nie pytał o zdanie, pedale.

- Dosyć! - wtrącił się pan Corden, nim znowu doszło do kłótni. - Cała trójka za pół godziny najpóźniej ma się u mnie stawić. Chociaż nie, ty Timothée, idziesz teraz. Mamy parę rzeczy do omówienia. Bez dyskusji.

Ledwo skoczył mówić, a zadzwonił dzwonek na lekcje. Mężczyzna tylko polecił wszystkim zgromadzonym udać się na lekcje, również czym prędzej opuszczając stołówkę z wyższym chłopakiem u boku. Harry jeszcze przez chwilę stał w miejscu, obserwując mijające go osoby, które czym prędzej chciały oddalić się od miejsca kłótni, jakby sama obecność tam jeszcze chociaż minutę mogła jakimś sposobem wplątać ich w całą aferę. W ciągu kilku chwil został tylko on wraz z Zaynem, w tamtym momencie zajętym wycieraniem z siebie jedzenia chusteczkami.

- Zee...?

- A ty nie idziesz na lekcje? - mruknął Malik, wyglądając, jakby w każdej chwili miał wybuchnąć. I niewykluczone, że tak wydarzyłoby się, gdyby na miejscu był ktokolwiek inny, niż Harry. Niestety zdawał sobie sprawę, iż chociażby podniesienie głosu na takiego aniołka mogłoby śmiało uchodzić za przestępstwo.

- Nie. Też mam z tobą pójść do dyrektora, poza tym... Nie mogę cię takiego zostawić. Chodźmy do szatni.

- Kurwa, czyli to prawda - za nimi rozległ się głos z mocnym irlandzkim akcentem.

Przyjaciele równocześnie odwrócili się w stronę Nialla, obaj wzdychając ze zrezygnowaniem. Chłopak od razu zbliżył się do Malika z bardzo silną mieszanką współczucia oraz smutku na twarzy i lekko drżącą dłonią dotknął wilgotnej plamy na czarnej bluzce starszego, jakby wciąż miał poważne problemy ze zrozumieniem prawdziwości całego zajścia. Wciąż nie mógł pojąć, jak ktoś był w stanie w ten sposób zachować się względem, cóż, samego Zayna! Kogoś kogo znali wszyscy i kto bez problemu byłby w stanie ich sobie podporządkować na jedno skinienie palcem. To brzmiało i wyglądało tak bardzo nierealnie...

- Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być na hiszpańskim? - zdziwił się Malik, z trudem zwalczając potrzebę ucieczki chociażby tylko kilka kroków do tyłu. Był silny i nie potrzebował współczucia.

- Słyszałem jakieś szepty na korytarzu i musiałem przyjść sprawdzić, czy to prawda... Kiedy oni w końcu wywalą go z tej szkoły?

Brunet posłał mu tylko krzywy uśmiech i, chwyciwszy swój plecak z podłogi, wyminął przyjaciół, by w końcu pójść umyć głowę. Miał wrażenie, że przez długi czas nawet nie będzie w stanie spojrzeć na sos pomidorowy, a co dopiero go zjeść. Zaraz usłyszał dwie pary nóg podążające za nim w szybkim tempie.

- Gdybym tam był...

- To nic byś nie zrobił! - warknął, już nawet się nie kontrolując. Jednak dość szybko zdołał dostrzec ból i strach w niebieskich oczach, co choć odrobinę przystopowało jego agresję. - Przepraszam. Nie miałem nic złego... Kurwa mać! - przeklął może odrobinę za głośno, co zbiegło się z dźwiękiem uderzenia pięścią o ścianę. Syknął cicho z bólu, lecz potrzeba rozładowania emocji była silniejsza, by jeszcze sekundę wcześniej odwieść go od tego. - Po prostu jestem wściekły, okay? To nie powinno w ogóle się wydarzyć! Ani tamtej lasce, ani mi, ani, kurwa, nikomu innemu! A z znając życie pewnie nawet nie poniesie jakiś większych konsekwencji. Bo co? Nie pobił nikogo dotkliwie? A rany na psychice gówno kogokolwiek interesują.

Był mocno zdezorientowany, kiedy Styles podszedł do niego i tak po prostu mocno przytulił, czego nie sposób było nie odwzajemnić. Wciąż cały kipiał z nerwów, lecz przynajmniej choć trochę zdołał ochłonąć. Nie spodziewał się również poczuć kolejnej pary ramion ściskających go od drugiej strony.

- Będziecie brudni - westchnął, mimo wszystko samemu nie robiąc niczego w celu odsunięcia się od nich. To było całkiem przyjemne i nie chciał tracić tego ciepła. Choć w tamtym momencie tak bardzo potrzebował Liama...

- Trudno - mruknął Harry z delikatnym uśmiechem. - Jesteś bohaterem.

- Nie bądź śmieszny - mruknął cicho i w końcu się odsunął. - Chodźmy.

- Dla mnie jesteś i... na pewno dla tamtej dziewczyny również.

- I dla mnie! - wtrącił Horan.

Malik w końcu zdołał się szczerze uśmiechnąć. Może nie czuł się na bohatera, przecież to Harry i tamta Katherine pierwsi polecieli pomóc dziewczynie, kiedy on jedynie wdał się w przepychankę słowną, lecz mimo wszystko miło było słyszeć coś takiego. W końcu Niall zarzucił ramiona na barki przyjaciół i po zabraniu koszulki z szafki bez zbędnego przedłużania udali się w stronę sali gimnastycznej, a stamtąd prosto do szatni i pod prysznice. Jakaś klasa miała akurat zajęcia, lecz najwyraźniej nauczyciele postanowili korzystać z pierwszych ciepłych dni i wygonić uczniów na dwór, co umożliwiło grupce chłopaków przemknąć niezauważenie.

Horan wraz ze Stylesem zostali na ławce, dając najstarszemu trochę prywatności i wdali się w rozmowę na temat wydarzeń ze stołówki. Niall potrzebował poznać wszystkie szczegóły, a każdą kolejną informację pieczętował kolejnym przekleństwem, co nieco zaskoczyło Harry'ego. I to nie tak, że chłopak był święty, bo już wcześniej zdarzało mu się wpaść w ciąg wulgaryzmów - tłumacząc to swoim ulubionym na każdą okazję: jestem Irlandczykiem - ale nigdy w takiej ilości. Jednak Styles nie mógł go oceniać, samemu mając ochotę dorzucić coś od siebie. W końcu po podejrzanie długim czasie Zayn wrócił z wilgotnymi włosami oraz w białej, czystej bluzce. Bez słowa opadł na ławkę i wbił wzrok w swoje glany.

- Dalej śmierdzisz pomidorami - zażartował Niall i lekko trącił ramię bruneta.

- Dzięki, od razu mi lepiej - mruknął Malik. Choć, mimo wyraźnej ironii w głosie, faktycznie jego postawa się rozluźniła, a wzrok jakby złagodniał.

- Do usług!

- Ile wynosi kara za pobicie? - rzucił nagle najstarszy niespodziewanie luźnym tonem.

Niall i Harry wymienili spojrzenia, nim znowu z wahaniem zwrócili się w stronę Zayna.

- Ja tam się nie znam - pierwszy odezwał się blondyn. - To twój przyszły mąż zostanie adwokatem, ja co najwyżej mogę podać ci przepis na chleb, w którym ukryjesz pilnik.

Malik parsknął śmiechem i mruknął ciche podziękowanie. Lepiej, żeby nigdy nie był potrzebny.

W końcu po dosłownie kilku minutach odpoczynku wspólnie zdecydowali, że przyszła pora udać się do dyrektora i mieć to szybko z głowy. Przed samym gabinetem Horan jeszcze raz ich mocno uściskał, obiecując, iż poczeka, aż skończą. Co prawda Styles kazał mu wracać na lekcje, ale to nie tak, że zamierzał go słuchać.

Pan Corden od razu posadził ich na wolnych krzesełkach obok Timmi'ego, samemu siadając naprzeciwko. Przez chwilę obserwował chłopaków w ciszy, czekając, aż któryś zdecyduje się wyjaśnić całe zajście, jednak najwyraźniej, żaden nie zamierzał zaczynać rozmowy. W końcu westchnął cicho i skupił wzrok na pierwszej osobie od prawej.

- Dobrze, więc wytłumacz mi Timothée, dlaczego zachowywałeś się agresywnie względem Zaina i Harolda.

- Harry - cicho wtrącił Styles, zaraz mocno się rumieniąc, kiedy dyrektor obrócił głowę w tego stronę.

- Słucham?

Brunet zacisnął wargi, kuląc się nieznacznie pod intensywnością spojrzenia mężczyzny. Nie miał z nim geografii, więc nie wiedział, jakim był nauczycielem - choć z rozmów przyjaciół mógł wywnioskować, że bardzo dobrym - lecz w tamtym momencie w przyciasnym gabinecie na drewnianym krzesełku czuł się przerażony obecnością mężczyzny i chciał uciec, jak najszybciej. Mimo to już odważył się odezwać, więc musiał kontynuować.

- Ja... Mam na imię Harry...

- Oh... - westchnął cicho Corden i zajrzał do dokumentów przed nim. - Faktycznie. Najmocniej przepraszam.

- Nic się nie stało. To często się zdarza - powiedział niemal szeptem, nerwowo wiercąc się na krzesełku.

Dyrektor nijak tego nie skomentował, znowu spoglądając na sprawcę całego zajścia z uniesionymi brwiami.

- Nie będę tolerował w moim towarzystwie terrorystów - mruknął Timothée, wyraźnie tracąc swoją pewność siebie.

- Zain, czy jesteś terrorystą?

- Nie - odparł chłopak z niewielkim uśmieszkiem błąkającym się na jego wargach. Ta sytuacja była wręcz absurdalna i miał ochotę, jak najszybciej stamtąd pójść. Początkowo myślał, że poruszą temat bezimiennej dziewczyny ze stołówki, lecz najwyraźniej ktoś nie zamierzał się bardziej pogrążać, więc Zayn również zdecydował się to przemilczeć. Jeśli będzie chciała coś powiedzieć, sama to zrobi.

- Chyba nie sądził pan że się przyzna?!

- Szczerze mówiąc - zaczął Corden z wyraźnym napięciem w głosie - byłbym wielce zaskoczony w takiej sytuacji. Pan Malik jest jednym z lepszych uczniów w naszej szkole i do tej pory nie sprawiał żadnych problemów. Nie rozumiem, skąd biorą się takie zarzuty.

- Jest ciapatym! Oni wszyscy są tacy sami.

- Tak właściwie, to identyfikuję się jako ateista, więc trudno byłoby mi zabijać w imię czegoś, co, moim zdaniem, nie istnieje - wtrącił Zayn ze spokojem. Widział, iż dyrektor nie był zadowolony z podniesionego głosu chłopaka i zamierzał wykorzystać to na swoją korzyść. Tym bardziej, że nie dało się wziąć tych słów na poważnie.

- Widzisz? Nie musisz się martwić o życie uczniów i pracowników naszej szkoły. Masz jeszcze jakieś zarzuty względem swoich kolegów?

- Nie są moimi kolegami. Nie zadaję się z ciotami - mruknął pod nosem, nieświadomy, że swoim agresywnym zachowaniem tylko pomagał Malikowi przekonać dyrektora, kto tak naprawdę zawinił.

- Czyli ich orientacja seksualna ci przeszkadza, tak? - kontynuował Corden ze zmęczeniem na twarzy. Przez tego typu sytuacje zdarzało mu się nienawidzić swojej pracy.

- To nie oczywiste? - prychnął Timothée, zakładając ramiona na piersi w obronnej pozie. Po co były te wszystkie pytania?

- Czy któryś z nich cię podrywał?

- Nie...

- A może składał niemoralne propozycje?

- Fu, nie! - krzyknął, z oburzeniem i rosnącym obrzydzeniem spoglądając na chłopaków po swojej lewej. Jeszcze tego było mu trzeba!

- To może próbował wpłynąć na twoją orientację?

- Też nie... - dodał już bardziej znużonym tonem.

- W takim razie z jakiego powodu ci przeszkadza?

Chłopak był już coraz bardziej poirytowany tym wszystkim. Nie rozumiał, co dyrektor próbował mu udowodnić, ale miał już tego wszystkiego dość. Najchętniej wyszedłby bez słowa, gdyby nie surowy wzrok mężczyzny. Właściwie typowy w trakcie ich średnio comiesięcznych spotkań.

- Jest pedałem, to wystarczy. On i ta jego psiapsi. Przecież jak oni wyglądają?!

- Koszuli Gucci nie obrażaj - prychnął Styles, układając się przy tym w pozycję, jakiej nie powstydziłaby się żadna diva. Ciche parsknięcie Zayna było najlepszym podsumowaniem, a zarazem komplementem.

- Moment, pozwól mi zrozumieć - wtrącił Corden obojętny na żart Harry'ego. - Czyli przeszkadza ci ich nieheteroseksualna orientacja, pragnę zaznaczyć, że nie potrafisz podać powodu, oraz pochodzenie Zaina, czyli dwie rzeczy, na które nie ma wpływu i dlatego utrzymujesz z nimi kontakt poprzez zaczepianie?

- Ale ja...

- Która część się nie zgadza? - przerwał, nim zdążyły polecieć kolejne nieprzychylne komentarze.

- Uh... Niech wiedzą, że nie będę tolerował takich rzeczy w naszej szkole. Co to w ogóle ma być? Takie coś nie powinno się uczyć w tak porządnej placówce.

Mężczyzna westchnął cicho i położył na biurku białą teczkę z imieniem i nazwiskiem bruneta, po czym po raz kolejny spojrzał mu w oczy ze zmęczeniem.

- Nie widzę powodu, dlaczego miałbym im to zakazać. Za to twoja kartoteka pokazuje, że to z tobą jest największy problem. Co nie zmienia faktu, Zain - mówiąc to, odwrócił wzrok w jego stronę - że nie powinieneś podnosić na niego ręki.

- Nie zdążyłem go uderzyć! - odparł Malik z bardzo delikatną nutką rozbawienia w głosie, lecz od razu spoważniał po wpływem surowego spojrzenia dyrektora. - No dobra... Przepraszam. Ja nie zamierzam się z nim kłócić, póki nie będzie obrażać mnie, ani moich przyjaciół.

- Mimo wszystko wiesz, że muszę to odnotować?

- Ta... - mruknął rozczarowany. Wolał skończyć szkołę bez najmniejszych brudów w papierach. Chociaż dla Timmi'ego był w stanie się poświęcić.

- Dobra, wasza dwójka może udać się na zajęcia, a ty, Timothée, zostaniesz ze mną na dłużej. Myślę, że nasza kochana pani psycholog chętnie z tobą porozmawia na temat twojego zachowania. I przepraszam, Harry, że cię tutaj ściągałem właściwie bez powodu.

- Ale on próbował mnie udusić! - wtrącił brunet i, już nie panując nad nerwami, stanął nad Malikiem gotów go uderzyć, gdyby nie obecność dyrektora. To było niesprawiedliwe!

- Siadaj w tym momencie - Corden wskazał na krzesło, samemu również się podnosząc. Przynajmniej jego autorytetu nikt nie próbował podważać i Timothée bez wahania spełnił polecenie.

- Nie masz nawet śladów na szyi, a co dopiero problemów z oddychaniem. Daruj sobie te bajeczki - dodał Zayn i zgarnął z podłogi swój plecak. - Do widzenia.

Styles również mruknął ciche pożegnanie, nim szybko podążył za przyjacielem. Przed drzwiami faktycznie czekał na nich Niall zajęty rozmową z Katherine, a zaraz obok stała tamta szczupła dziewczyna, której żaden z dwójki chłopaków wciąż nie zdążył poznać imienia. Nastolatka od razu szybko podeszła do nich ze wzrokiem wbitym w podłogę i szepnęła:

- Prze-przepraszam, że n-nic nie po-powiedziałam, ale b-bałam się...

- Okay, nie przejmuj się - odparł Zayn, patrząc na nią może trochę bardziej surowym wzrokiem, niż tego chciał. - I tak to jemu bardziej się oberwało, niż mi.

- I jak? Opowiadaj - od razu dołączył Horan.

Malik westchnął cicho i poklepał zdezorientowanego Harry'ego po ramieniu.

- Hazz, możesz to za mnie zrobić? Ja idę do domu.

- A lekcje...?

- Jestem zły, zmęczony, potrzebuję umyć się czymś więcej, niż woda i trochę mydła w płynie i przez najbliższe kilka godzin nie chcę ryzykować, że znowu zobaczę tę mordę. W końcu nie mogę popełniać żadnych przestępstw póki mój prawie mąż nie został adwokatem.

Nie pozwolił nikomu z obecnych jakkolwiek zakwestionować jego słów, tylko od razu szybko ruszył w stronę wyjścia ze szkoły i do samochodu. Bardzo potrzebował tej kąpieli, ale przede wszystkim Liama. Niestety ten idiota musiał się rozchorować...

Na szczęście droga do domu minęła bez żadnych utrudnień i już po chwili zaparkował pod domem. W środku zastał całkowitą ciszę, co właściwie nie było jakoś bardzo zaskakujące, ponieważ przeziębiony Liam, to śpiący Liam. I miał absolutną rację, gdyż wraz z wejściem do ich pokoju zastał Payne'a leżącego na łóżku z zamkniętymi oczami oraz zwiniętym Olafem na swojej klatce piersiowej. Westchnął cicho rozczulony i bardzo ostrożnie podszedł do komody, z której wyciągnął czyste ubrania na zmianę. Zaraz szare ślepia kota spoczęły na nim w czymś na wzór zainteresowania, lecz wystarczyło, żeby Malik przyłożył palec do ust, karząc mu być cicho, a po krótkiej chwili znowu je zamknął. Jak zwykle idealnie się rozumieli.

Zayn wziął długą, relaksującą kąpiel, która pomogła mu choć trochę oczyścić umysł. Był zmęczony i poirytowany zachowaniem tego chłopaka, ale nie mógł pozwolić mu wygrać. I może nawet przez chwilę poczuł się upokorzony, lecz nie sądził, by taki incydent mógł jakkolwiek nadszarpnąć jego reputacją. Za długo na nią pracował. Żal mu było tych wszystkich, który nie potrafili się odezwać - chociażby Harry'ego - w obronie, ale przecież nie mógł matkować całej szkole; ma ważniejsze rzeczy do roboty.

Kiedy w końcu wrócił do pokoju w dresach i szarej koszulce Liama, jego narzeczony wciąż spał w tej samej pozycji. Tylko Olaf pozostał czujny i od razu spojrzał na Zayna ze swoją typową zmęczoną życiem miną. Cały dzień tylko spał, jadł i bawił się swoimi zabawkami; cóż za potworny los!

Malik starał się z całych sił wcisnąć na wolną przestrzeń obok szatyna, nie budząc go przy tym, lecz ledwo zdołał ułożyć głowę na poduszce, a Liam zamrugał kilka razy, mrucząc przy tym coś niewyraźne, aż w końcu skupił wzrok na postaci obok.

- Oh... Hej - szepnął z wyraźną chrypką i uśmiechnął się sennie. - Ile spałem?

Kot miałknął niezadowolony, że jego ludzkie łóżko zaczęło się ruszać i zeskoczył na materac, zaraz znajdując wygodne miejsce przy talii Zayna, prawdopodobnie dobrze wiedząc, że zaraz otrzyma solidną porcję głaskania oraz drapania. Z kolei brunet nachylił się w stronę narzeczonego, by w końcu przywitać go słodkim buziakiem.

- Nie mam pojęcia. Wróciłem niecałe pół godziny temu i już byłeś w innym świecie.

Payne skinął głową i uchylił usta, żeby coś powiedzieć, lecz nagle znowu zaczął mocno kaszleć, strasząc przy tym Olafa, który wyraźnie mocno spiął się pod dłonią Malika. Kiedy w końcu opanował atak, opadł na poduszki z głośnym westchnieniem i spojrzał na ukochanego, zaraz marszcząc brwi.

- Dlaczego masz na sobie inne ubrania? I coś tak pachnie sosem pomidorowym... Robiłeś spaghetti?

Zayn jęknął cicho i ukrył twarz w poduszce. Miał wrażenie, że to jedzenie wżarło mu się pod skórę i nic nie było w stanie tego doszorować.

- W szkole było.

- Tarzałeś się w nim, czy co? - zażartował Liam, lecz nie otrzymawszy w zamian żadnej odpowiedzi, dotknął ostrożnie ramienia ukochanego. - Zee?

- Timmi wylał jedzenie na moją głowę.

Payne w sekundę zabrał swoją rękę, wpatrując się w bruneta z szeroko otwartymi oczami.

- On... Co zrobił?!

- Słyszałeś - wymamrotał Zayn w poduszkę i z głośnym westchnieniem obrócił się z powrotem na plecy. - Znowu się do kogoś dopierdolił, zacząłem się z nim kłócić o to i... No.

- A Corden? Powinieneś mu o tym powiedzieć, może w końcu wywalą tego....

- Stanął po mojej stronie - wtrącił Malik i przysunął się bliżej narzeczonego, kładąc głowę na jego piersi. - W sumie nawet nie musiałem się jakoś bardzo tłumaczyć... Chyba bardzo mu podpadł przez ostatnie miesiące.

Dłoń Liama od razu zawędrowała do włosów chłopaka, leniwie się nimi bawiąc.

- Gdybym tam był, tak obiłbym mu mordę, że do wakacji by nie wrócił. Powinienem być tam przy tobie, a nie spać pół dnia, tonąc w chusteczkach!

Zayn uśmiechnął się delikatnie i szybko cmoknął usta narzeczonego nim znowu nie ułożył policzka na wysokości szybko bijącego serca. Serca, które biło właśnie dla niego.

- Zagroziłem, że jeśli jeszcze raz spróbuje coś mi zrobić, to utnę mu jaja. Myślę, że byłaby to bardziej dotkliwa kara. Ale dziękuję, kocham cię. A jak się w ogóle czujesz?

- Oprócz tego, że jestem wściekły? Lepiej, niż rano. Dużo lepiej. I też cię kocham.

- Było się nie oblewać wodą, jak mówiłem?

- Jak wyzdrowieję, to porozmawiam z nim bardzo poważnie.

- Liam... Nie możesz.

- A on może wszystko?

- Nie, ale od czegoś mamy dyrektora. Proszę.

Payne odkaszlnął cicho i mocniej naciągnął na nich koc, nim znowu zamknął oczy. Mógłby się dalej kłócić, ale czy miało to większy sens? Wątpił. Czasami po prostu trzeba było odpuścić i pozwolić chłopakowi samemu podejmować decyzje, a w razie czego zawsze być obok, służąc wsparciem.

- A coś poza tym wydarzyło się ciekawego w szkole?

Zayn uśmiechnął się delikatnie zadowolony z postawy chłopaka i mocniej wtulił się w jego ciało, cicho streszczając dzień. I kiedy jego wzrok padł na obrączkę, do której uczucia na palcu przywykł tak bardzo, jakby była tam od zawsze, coś ciepłego zagościło w jego sercu. Poczuł się bezpiecznie, jakby w końcu znalazł się na właściwym miejscu. Nieważne co się działo dookoła, kiedy i tak każdy dzień kończył w tych silnych ramionach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top