Rozdział 53. Ile par wytrzymuje taką rozłąkę?
To była bardzo długa noc. Louis nawet nie starał się zasnąć, jak nigdy ciesząc się ze swoich problemów, bo dzięki nim był w stanie cały czas mieć na oku swojego chłopaka. Oczywiście za każdym razem, kiedy Harry się budził, udawał, że śpi, żeby nie martwić dodatkowo młodszego, ale w rzeczywistości tylko nasłuchiwał, czy nic się nie dzieje. Styles w takich momentach głównie wiercił się z boku na bok, odkrywał, przykrywał, dwa razy nawet wyszedł prawdopodobnie do łazienki, ale zawsze starał się być przy tym, jak najciszej, żeby przypadkiem nie zbudzić Tomlinsona. Cóż, na marne.
Bardzo chciał coś zrobić, żeby mu ulżyć, lecz niestety wiedział, że to samo musiało przejść i jedynie mógł donosić wodę oraz lekkie posiłki. Ale to rano, teraz przede wszystkim potrzebował snu, który jak na złość był co chwilę przerwany. Louisowi również zaczęło się udzielać zmęczenie i niewykluczone, że on sam w końcu zdołałby na chwilę się zdrzemnąć - czego nie do końca chciał - jednak nie zdążył nawet na parę minut zamknąć oczu, a poczuł kolejne wiercenie się po swojej lewej stronie, któremu zaraz zaczął towarzyszyć odgłos wymiotowania. Szybko obrócił się w stronę ukochanego i odgarnął mu loczki z twarzy, kiedy chłopakiem wciąż szarpały naprzemiennie torsje oraz kaszel, a cała reszta pokarmu z jego żołądka znalazła się na podłodze. Tomlinson dodatkowo głaskał go po plecach, szepcząc, żeby nie powstrzymywał tego. To był iście bolesny widok i oddałby wiele, aby zamienili się miejscami. Jego chłopiec powinien czuć się tylko jak najlepiej, być cały czas rozpieszczanym, zamiast przeżywać takie męki.
- P-przepraszam... - załkał Styles. - Ja nie... Nie chciałem... Myślałem, że jak spróbuję znowu zasnąć, t-to może... Przepraszam...
- Hej, Hazz, aniołku, nie płacz. Nic się nie stało, tak? - szepnął Louis i złożył delikatny niczym trzepot skrzydeł motyla pocałunek na skroni bruneta. - Jest wszystko w porządku. Teraz pójdę po jakąś szmatkę i miskę i posprzątam, dobrze? A ty leż tutaj spokojnie i zaraz się tobą zajmiemy.
Mimo zgaszonego światła, Tomlinson mógł wyraźnie dostrzec, jak wielkie i zaszklone były oczy jego chłopaka w tamtym momencie. Kolejny szloch bardzo brutalnie przerwał tę przeciągającą się ciszę i Louis nie mógł zrobić nic innego, niż sięgnąć po paczkę chusteczek dla Stylesa i ostrożnie przytulić do swojego boku. Przez chwilę po prostu tak siedzieli, kołysząc się w rytm improwizowanej, cichej melodii nuconej przez Tomlinsona, aż brunet w końcu zdołał dojść do siebie.
Harry'emu było tak strasznie wstyd, czuł obrzydzenie do samego siebie i nie potrafił zrozumieć, dlaczego Louis jeszcze nie uciekł z ich pokoju. Zrozumiałby, naprawdę. Choć gdzieś jakiś cichy głosik kazał mu się radować z tej sytuacji, bo potrzebował, żeby ktoś się nim zaopiekował. Sam prawdopodobnie nie dałby sobie rady, a przynajmniej nie tak szybko, jak w ramionach Louisa.
Choć wciąż nie mógł znieść tego zażenowania, kiedy po krótkiej chwili szatyn udał się do łazienki, żeby zaraz wrócić z miską z wodą oraz szmatką i zaczął po nim wycierać. Kolejne łzy popłynęły po czerwonych policzkach tym razem już o wiele ciszej, bez cienia krzyku, czy protestu; wyrażały jedynie niemy wstyd oraz rezygnację.
- Czyli jesteśmy już na tym etapie - zażartował Louis, próbując w ten sposób rozluźnić atmosferę. Co najdziwniejsze, nie czuł się z tym nieswojo, ani nie brzydziło go tak bardzo, jak mógłby to sobie wyobrazić. Choć z drugiej strony, czy mógł czuć wstręt do czegokolwiek, co było związane z jego uroczym chłopcem? Mimo wszystko wiedział, że to była bardzo niełatwa sytuacja dla Stylesa, dlatego postarał się uwinąć ze sprzątaniem, jak najszybciej, żeby zaraz wrócić do Harry'ego i znowu go przytulić.
- Źle się czuje - szepnął Harry głosem przepełnionym takim zmęczeniem, że nie dało się tego zakwestionować.
- Wiem, słońce. Jeszcze trochę i w końcu twój żołądek się uspokoi.
Brunet pokręcił przecząco głową, wiercąc się przy tym niezręcznie.
- Nie o to mi chodzi... To znaczy też, ale bardziej o to co się stało... Czuję się taki brudny... Nie chciałem, żebyś mnie widział w takim stanie... To było straszne.
Louis westchnął cicho i czule pocałował swojego chłopaka w policzek. Nie mógł się powstrzymać od okazywania mu czułości, kiedy chłopak wyglądał tak biednie.
- Hazz, jeśli traktujesz mnie poważnie i chcesz spędzić ze mną jeszcze kilka lat, najlepiej całe życie, to z pewnością nie będzie ostatni raz, kiedy któryś z nas będzie chory i wymagał takiej opieki. Pewnie, wolałabym, żebyś czuł się dobrze, ale ze względu na ciebie, nie mnie.
Harry skinął głową, uśmiechając się przy tym sennie, jakby nie do końca rozumiał sens jego słów. Rumiane policzki wreszcie zaczęły wracać do właściwego koloru, a ciężkie powieki miały coraz większy problem, żeby utrzymać jego oczy otwarte, ale chłopak nie pozwolił sobie na to i potarł twarz dłońmi, żeby się trochę ocucić.
- Muszę do łazienki... Chcę chociaż umyć zęby. Mógłbyś... mi pomóc? Nie mam siły.
Tomlinson od razu objął go mocniej i razem powoli poszli do łazienki. Starali się być przy tym, jak najciszej, choć trudno było uwierzyć, że zdołaliby obudzić przyjaciół pogrążonych w głębokim, pijackim śnie. Na swój sposób mogło być to zabawne i, gdyby Harry nie był półprzytomny, to być może zaczęliby się z tego śmiać.
Szatyn posadził swojego chłopaka na brzegu wanny i w pierwszej kolejności ściągnął gumkę do włosów ze swojego nadgarstka - zaczął je zawsze ze sobą nosić, odkąd zauważył z jaką łatwością Styles potrafi gubić swoje własne - żeby związać część włosów na czubku jego głowy. Kiedy już loczki przestały niepotrzebnie lecieć na przystojną twarz Harry'ego, Tomlinson jeszcze szybko pocałował go w czoło i sięgnął po zieloną szczoteczkę oraz pastę do zębów.
- Sam, czy mam pomóc? - spytał, unosząc przedmioty w swoich dłoniach.
- Proszę? - szepnął nieśmiało i otworzył usta, by umożliwić chłopakowi zadanie.
W innych okolicznościach Louis mógłby to uznać za naprawdę gorące - tak delikatny, uległy - lecz w tej sytuacji nawet o tym nie pomyślał, zamiast tego skupiając się na nowym zadaniu. No, może przez bardzo krótką, króciutką chwilę. Przecież Louis nie był niewyżytym dzieciakiem, nieważne, jak słodko wyglądał, bezwolnie poddając się działaniom szatyna, jak miękka zdawała się być jego skóra, kiedy ostrożnie pociągnął go za brodę, żeby bardziej rozchylił usta, ani jak długie palce prawie bezwiednie zacisnęły się na boku Tomlinsona. Nie, Louis był w pełni skupiony na myciu zębów i tylko na tym.
Harry co chwilę pocierał swoje oczy piąstką, żeby odgonić resztki snu, ale na niewiele się to zdawało i czuł, że mógłby zasnąć z tą szczoteczką w ustach i nawet nie przejąłby się tym jakoś specjalnie. Niemniej mogło być to trochę problematyczne dla jego chłopaka, dlatego cały czas starał się jakoś trzymać. Kiedy w końcu dostał kubek z wodą, żeby opłukać zęby, naprawdę się ucieszył, bo wiązało się to z szybkim powrotem do łóżka. Jeszcze tylko prawie na ślepo zdjął koszulkę, mamrocząc coś o tym, że jest mu za gorąco i pociągnął za nadgarstek swojego chłopaka w stronę sypialni. Ledwo jego głowa zetknęła się z poduszką, a wreszcie zasnął. Nawet nie zauważył, kiedy Tomlinson mocno go przytulił, uważając na brzuch i otulił kołdrą. Choć być może gdzieś dotarło do niego ciche kocham cię, gdyż na ustach wykwitł mu bardzo delikatny uśmiech...
***
O dziwo to Niall obudził się pierwszy. Czuł niewielki ból mięśni, ale na tym właściwie kończyły się jego dolegliwości, dlatego wpaniałomyślnie pierwszy pobiegł do kuchni, żeby przygotować śniadanie dla przyjaciół, którzy mogli skończyć w nieco gorszym stanie. Nie od dziś wiadomo, że jajka są najlepsze na kaca, dlatego szybko przyrządził swoje popisowe omlety z boczkiem - oraz te bezmięsne dla Stylesa - a do tego tosty, kawa, herbata... Nikt nie mógł mu zarzucić, że jest złym przyjacielem. Jeszcze zdążył zadzwonić do Palvin, nim ktokolwiek zdecydował się wyjść ze swojej sypialni.
- Nini! Co tam? - odezwał się nieco zmęczony, ale bardzo radosny głos po drugiej stronie telefonu.
- Nie obudziłem cię?
Ciche kichnięcie oraz słodki chichot były pierwszymi dźwiękami, jakie dotarły do uszu Irlandczyka. I być może blondyn uśmiechnął się szerzej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
- Nie, nie. Jeszcze katar mnie trzyma, dlatego tak brzmię. A ty co tak wcześnie? Nie odsypiasz imprezy?
Horan usłyszał jakieś szuranie, może jakiś stukot, lecz po szybkim wyjrzeniu na korytarz był zmuszony stwierdzić, iż to jednak nie był żaden z jego przyjaciół. Cóż, więcej czasu dla Barbary!
- Skończyła się trochę wcześniej, bo Harry źle się poczuł - wyjaśnił po powrocie do kuchni.
- Biedaczek. Mam nadzieję, że jest pod dobrą opieką?
- Najlepszą, moją!
Dziewczyna zaczęła się głośno śmiać, na co Niall bardzo chciał się obrazić, lecz ostatecznie nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu cisnącego mu się na usta. Całe szczęście, że dziewczyna nie mogła tego zauważyć.
- Chciałabym w tym momencie zaprzeczyć, ale w sumie nie mogę. W każdym razie, skoro już o nim mowa, to spytałbyś go później, czy nie chciałby pójść ze mną na zakupy? Muszę wyglądać idealnie na ślubie twoich przyjaciół.
- Ty zawsze wyglądasz idealnie - odparł blondyn bez cienia zawahania, oczami wyobraźni już widząc, jak dziewczyna wywraca oczami na jego słowa.
- Fakt. To moja stylizacja musi być choć trochę tak perfekcyjna, jak ja. A Harry się na tym zna, jak nikt inny.
W końcu do kuchni dotarli Liam oraz Zayn. Obaj wyglądali, jakby ktoś wygonił ich z łóżka w środku nocy i wysłał na poligon wojskowy... Choć może szatyn jeszcze jakoś się trzymał, a nawet zdołał uśmiechnąć do Nialla na przywitanie, jednak Malik nawet nie zwrócił uwagi na Irlandczyka tylko od razu prawie po omacku sięgnął po swoją kawę i opadł na krzesło. Wyglądał, jakby umiejętność utrzymania otwartych oczu była czymś nie do opanowania i Payne wraz z Horanem zaczęli się martwić, czy nie zaśnie na stojąco, a przy tym, co gorsze, przypadkiem upuści kubek i rozleje gorącą ciecz na samego siebie. Choć zdaje się, że brunet zawsze znajdzie sposób, żeby nie zmarnować ani kropelki swojego życiodajnego napoju.
- Pogadam z nim później, ale powinien się zgodzić. Zaczęli się schodzić na śniadanie, to będę kończyć.
- Jasne! Pozdrów ich tam.
Niall pożegnał się z koleżanką i schował telefon do kieszeni, po czym z szerokim uśmiechem obrócił się w stronę chłopaków. Prawie parsknął śmiechem, widząc jak niepewnie skubali swoje śniadanie, kompletnie pozbawieni sił i chęci do życia.
- Skąd ty masz tyle energii? - mruknął Liam, krzywiąc się przy tym boleśnie.
- Irlandzka krew.
- Pieprzony szczęściarz - warknął Zayn, już prawie modląc się nad swoją kawą, żeby szybciej stygła i nadawała się do spożycia. - Powiedz, że masz tabletki przeciwbólowe. Sprzedam nawet nerkę.
Horan zaczął się śmiać, otrzymując w zamian mordercze spojrzenie. Jeśli Malik wzbudzał niepokój w dni powszednie, to na kacu był bardziej przerażający, niż wszystkie postaci z horrorów, jakie Niall zdążył obejrzeć. Ale znali się wystarczająco długo, żeby nic sobie z tego nie zrobił i zamiast tego zaczął jeść swojego omleta.
- Nie mam, wybacz. Nie widzieliście Harry'ego?
Para zgodnie pokręciła głowami, na co Horan westchnął cicho.
Tak naprawdę nikt nie widział Stylesa, ani Louisa jeszcze kolejne trzy godziny. W tym czasie wszyscy zdążyli jakoś dojść do siebie po męczącym kacu, posprzątać wszystko po imprezie, a nawet kilka razy prawie pójść obudzić przyjaciół, lecz ostatecznie zawsze dawali im jeszcze trochę czasu. To znaczy głównie Harry'emu, ponieważ był chory i potrzebował dużo odpoczynku, a Tomlinsonowi upiekło się przy okazji.
Już nawet zastanawiali się, czy nie iść na miasto tylko we trójkę, ale wtedy usłyszeli tupot czyichś stóp, a zaledwie minutę później kaszel dochodzący z łazienki. Wszyscy, jak na zawołanie, westchnęli głośno i spojrzeli w kierunku korytarza, gdzie pojawił się Louis.
- Dalej chory? - spytał Payne, choć tak naprawdę doskonale znali odwiedź.
- Ta... Prawie w ogóle nie spał, dopiero nad ranem mu się udało. Macie coś do jedzenia?
- A ty spałeś coś? - spytał Niall i pociągnął szatyna do kuchni. - Zrobiłem omlety, ale są już zimne, bo myślałem, że wcześniej wstaniecie. Chcesz coś innego? Albo zrobię ci nowe?
Tomlinson tylko machnął ręką i wziął talerz ze swoim śniadaniem, ziewając przy tym głośno. Nie żeby jakoś specjalnie mu zależało, po prostu był głodny. Akurat kiedy wrócił do salonu do przyjaciół, z łazienki wyszedł Harry i wyraźnie zmęczony poczłapał w kierunku kanapy.
- Trzymaj, musisz dużo pić - Niall wręczył przyjacielowi szklankę z wodą i uśmiechnął się niepewnie. - Jak się czujesz?
- Jak trup. Przepraszam, ale dzisiaj chyba zostanę w domu... Wy możecie gdzieś tam iść.
Horan od razu pokręcił głową i zajął miejsce obok przyjaciela.
- Zostanę z tobą. Ktoś musi się tobą zaopiekować.
- W takim razie ja mogę to zrobić - zaoponował Louis.
- Jestem jego najlepszym przyjacielem.
- A ja chłopakiem.
- No i? Zajmowałeś się nim w nocy, moja kolej.
- Nie ma takiej potrzeby.
Wzrok Stylesa przeskakiwał z jednego na drugiego i wyglądał przy tym na bardzo zagubionego. Chyba nawet nie do końca rozumiał, co się dzieje i jedyne czego chciał to schować się pod kocem, zamiast słuchać tej idiotycznej kłótni. Czego oni właściwie chcieli?
- Nie możecie po prostu spytać Harry'ego, z kim woli? - wtrącił się Liam.
- Dokładnie - poparł go Zayn i zgarnął ze stolika papierosy. - Idę zapalić, a wy ustalcie coś w końcu.
Brunet śledził wzrokiem Malika, w głowie tocząc prawdziwą wojnę. Z jednej strony była to zdrada najbardziej zainteresowanych, ale...
- Um... Ja... Jeśli już muszę, to mogę z tobą?
Brunet już stał przy drzwiach, kiedy odwrócił się i zaskoczony spojrzał na Harry'ego. Rozejrzał się po twarzach równie zdziwionych przyjaciół, aż w końcu powrócił wzrokiem na najmłodszego z grona i uśmiechnął się z lekką dozą czułości.
- Oczywiście. To ja zaraz wracam - odparł i uniósł dłoń z papierosem, żeby dokładniej zasygnalizować, o co chodzi. Jakby już nie wiedzieli.
Wyraźnie każdy chciał spytać, dlaczego właśnie Zayn, ale ostatecznie nikt nie zdecydował się pierwszy odezwać. Po prostu zaakceptowali jego decyzje, a już pół godziny później żegnali się, mówiąc, że wrócą wcześniej. To znaczy każdy zdążył jeszcze kilka razy zadeklarować, że wszyscy mogą zostać i bez Harry'ego nie będzie zabawy, lecz Styles w końcu się zdenerwował i uciekł do pokoju, aż Malik nie zdołał wygonić reszty z domku. To miłe, że się martwili, ale da radę. Naprawdę.
- Już poszli! Boże, jak ich kocham, bywają męczący.
- Mhm... - mruknął, to tym jak wyjrzał z sypialni. - To co robimy?
Zayn nie udzielił mu jednej odpowiedzi tylko poprowadził z powrotem na kanapę, gdzie już leżał granatowy koc, na stoliku kubki z parującą herbatą, której cynamonowy aromat unosił się po całym salonie, a zaraz obok znajdował się otwarty laptop. W tamtym momencie Harry był już pewny, że podjął najlepszą decyzję.
- Co chcesz obejrzeć? - spytał Malik i, nie czekając na chłopaka, wskoczył na sofę i otworzył Netflixa.
- Uh... Wybierzesz coś?
Louis próbował nauczyć go samodzielności i odważniejszego wyrażania siebie, dlatego z pewnością sam kazałby mu podjąć decyzję, ale to był Zayn. Zayn nie przejmował się takimi rzeczami i sam wpisał Przyjaciele, a dopiero po tym znowu obrócił się w stronę Stylesa.
- Ulubiony odcinek? Albo sezon?
Chłopak zmarszczył brwi, spoglądając na ekran. Przed udzieleniem odpowiedzi wziął kubek w dłonie i przystawił bliżej twarzy, dzięki czemu mógł lepiej napawać się jego ciepłem. Prawie zamruczał na przyjemne uczucie, ale obecność Malika powstrzymywała go od takich zachowań.
- Nie wiem, nie oglądałem.
- Nigdy? Okay, musimy nadrobić zaległości!
Harry ze śmiechem schował się pod kocem i nawet na moment oparł głowę o ramię bruneta, kiedy ten włączał serial. Jasne, słyszał o nim, ale jakoś zawsze wybierał bardziej krwawe produkcje i nigdy nie zdecydował się go obejrzeć. Cóż, najwyższa pora. Jednak minęło może z dziesięć minut, a usłyszeli ciche burczenie...
- Głodny? Na co masz ochotę?
Styles zacisnął dłoń na swoim brzuchu, jakby magiczny sposób miało to go uciszyć i z mocnymi rumieńcami pokręcił głową.
- Nie chcę...
- Przecież słyszę. To nic złego, zwłaszcza, że jeszcze nie jadłeś śniadania.
Harry ponownie pokręcił głową i bardziej się skulił, choć już wiedział, że nie wygra.
- Znowu będę przez to wymiotował.
Zayn westchnął cicho i zatrzymał odcinek, żeby rozmowy bohaterów im nie przeszkadzały, po czym obrócił się w stronę przyjaciela.
- Wiem, Hazz, ale twój brzuch musi pracować. Mi, jak się zatrułem, matka robiła różne kisiele i inne lekkie papki. Chcesz też? Mamy tam różne twoje owoce, to tylko powiesz z czego.
Mimo obaw, Styles poszedł za przyjacielem. Był głodny i nawet trochę jedzenia było dla niego zbawienne. Zajrzęli do lodówki, która obwitowała w serki, warzywa i inne zdrowe produkty, które powybierał sobie Harry. Chłopak już sięgnął po kiwi oraz ostatnią pomarańczę, kiedy usłyszał ciche przekleństwo.
- Hm? Zrobiłem coś źle...?
- Oczywiście, że nie. Tylko potrzebujemy mąki... Dobra, to ja skoczę szybko do sklepu i zaraz zrobimy. A ty w tym czasie obierzesz?
Styles nieśmiało pokręcił głową i zaczął przeglądać półki w celu znalezienia czegoś dobrego.
- Nie musisz... Nie opłaca się. Zaraz zrobimy coś innego.
Szczupła dłoń oplotła nadgarstek Harry'ego, na co chłopak podskoczył zaskoczony nagłym dotykiem.
- Spokojnie, pójdę. Też mam ochotę zjeść trochę. Zrobisz to, o co cię prosiłem?
- Mhm... I... Zayn?
Malik tylko uniósł brwi do góry, zachęcając chłopaka do kontynuowania i ruszył w kierunku korytarza.
- Dziękuję.
Starszy jeszcze odwrócił się w stronę Stylesa i puścił mu oczko, dostając w zamian szeroki uśmiech.
Wszystko poszło bardzo sprawnie i już wkrótce obaj wrócili pod koc ze swoimi miskami z kisielem oraz zadowolonymi uśmiechami. Zayn jeszcze szybko wylosował jakiś odcinek Przyjaciół i wreszcie mogli spędzić czas, jak planowali. Co prawda po pierwszej łyżeczce Harry poczuł, że jedzenie od razu wróciło do jego gardła, lecz zignorował to i zdecydował się wmusić w siebie cały kisiel. Albo chociaż połowę. Musiał coś jeść, żeby mieć siłę normalnie funkcjonować i wrócić do zdrowia. Już miał zawroty głowy spowodowane zapewne odwodnieniem oraz zmęczeniem, ale nie chciał mówić przyjaciołom i bardziej ich martwić.
- Ciekawe, kiedy Louis wróci - szepnął Harry i z lekkim wahaniem oparł się o Malika. Jednak dość szybko się rozluźnił, kiedy brunet, zamiast go odtrącić, przyciągnął Stylesa jeszcze bliżej.
Zayn wymamrotał krótkie mhm, choć w gruncie rzeczy nie brakowało mu tak bardzo krzyków ze strony Tomlinsona. Czasami naprawdę zaczynał się martwić, jak da radę znieść przyjaciela przez całą dobę przez wszystkie lata studiów. Musiałby akceptować jego wieczny bałagan w mieszkaniu, porozrzucane rzeczy na każdym kroku, jakby poprzez skarpetki oznaczał swój teren, głośno puszczaną muzykę do późnych godzin oraz możliwość znalezienia śladów spalenizny w garnkach, w których jedzenia nie dało się spalić (gdyby tylko przesadzał...). Wiedział, jak wielką i atencyjną gadułą potrafił być, że spędzał w łazience niekiedy więcej czasu, niż chociażby Waliyha, trudno było też zmusić go do zrobienia czegokolwiek bez dość brutalnych gróźb. Wiedział, że Louis będzie beznadziejnym współlokatorem i w pewnym momencie zapragnie wyrzucić go za drzwi nie patrząc na nic. Naprawdę zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to wciąż nie wyobrażał sobie wyjechać bez niego. Tomlinson był dla niego niczym trochę głupszy i irytujący brat, którego w myślach uśmiercał na tak wiele sposobów, lecz w rzeczywistości bez wahania oddałby za niego życie. Jak bardzo go nienawidził, tak równocześnie potrzebował u swojego boku i nie chciał się przekonywać, czy woli ciszę, czy Armagedon - wiedział, że zawsze wybierze to drugie. Lecz czy nie powinien pozwolić mu zostać, jeśli właśnie tego pragnął? A może właśnie jako dobry przyjaciel powinien lepiej zadbać o przyszłość chłopaka i przekonać do wyjazdu? W końcu jeszcze nie zapadła żadna decyzja, prawda? Jednak, czy było to uczciwie, jeśli za studiami w Ameryce nie przemawiało dobro Tomlinsona, a samolubne pragnienie posiadania go przy sobie?
Zayn z lekkim wahaniem spojrzał na Harry'ego, być może chcąc go trochę wykorzystać i tym sposobem znaleźć właściwą odwiedź.
- Słuchaj... Mam pytanie, na które postaraj się odpowiedzieć w pełni szczerze, dobrze? Chodzi o Louisa - dodał w ramach wyjaśnienia, kiedy zielone oczy na moment zwróciły się w jego stronę. - Jakby to... Wolałbyś, żeby został i poszedł na studia tutaj? Nie bierz pod uwagę jego, moich uczuć, ani niczego innego. W tym momencie mówimy tylko o tobie.
Styles zawahał się przez chwilę, poważnie analizując pytanie przyjaciela, jednak kiedy znowu obrócił się w jego stronę, na jego ustach czaił się drobny, nieśmiały uśmiech.
- Pewnie oczekujesz, że powiem, iż nie chcę, żeby wyjeżdżał, ale nie mogę... Jesteśmy w związku, kocham go... naprawdę go kocham, wiesz? Dlatego nie mogę mówić o tym, czego ja chcę nie uwzględniając jego potrzeb. To... Um... Gdyby został, jednak przez to miałby być smutny albo chociaż trochę mniej szczęśliwy, to też nie potrafiłbym się w pełni radować z jego obecności...
Malik przez chwilę milczał, po prostu przyglądając się przyjacielowi tym swoim uważnym, oceniającym spojrzeniem, które potrafiło przeniknąć wprost do twojego serca, umysłu oraz duszy.
- Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.
- Um? To źle...? Nie?
Zayn parsknął cicho i pokręcił przecząco głową. W końcu na jego twarz powrócił delikatny uśmieszek, co pozwoliło Harry'emu choć trochę się rozluźnić. Nieważne, jak długo się znali, jak dobrze się rozumieli, Malik zawsze wzbudzał w nim jakieś dziwne uczucia i nie pozwalał całkowicie się rozluźnić, jakby cały czas go oceniał - nie tylko, co mówi, ale nawet czy nie oddycha za głośno.
- To bardzo dobrze.
- A... A dlaczego pytasz?
Brunet nie chciał się przyznać i być może poczucie winy, które go zaatakowało po wypowiedzi młodszego chłopaka spowolniło jego procesy myślowe, przez co wyglądało to mniej naturalnie. Styles nie był tak wielkim egoistą, jak on, pragnął przede wszystkim szczęścia Louisa i tak to powinno wyglądać - w końcu to życie Tomlinsona i kto inny miałby lepiej wiedzieć, jaką podjąć decyzję, niż on sam?
- Wiesz, za pół roku będziemy się szykowali do wyjazdu. Po prostu zastanawiałem się, co o tym myślisz, jako jego chłopak.
Styles westchnął cicho i skupił wzrok na serialowej Phoebe. Zdawać by się mogło, że już nic więcej nie powie i właściwie nie byłoby to złe, a Zayn nie zamierzał niepotrzebnie naciskać. Wtedy usta chłopaka uchyliły się, jakby w gotowości do wydania z siebie odgłosu, jednak przez kolejną minutę pozostały nieme, natomiast Harry w tym czasie po raz kolejny analizował, jak ubrać to w słowa. Dopiero kiedy poczuł dłoń na swoim kolanie, zaczął mówić:
- Chcę, żeby był szczęśliwy... Zasługuje na to i myślę, że o tym wiesz. I nie mówię tego tylko dla niego... Naprawdę jego uśmiech jest wszystkim, czego potrzebuję. Ale nie chcę go stracić... Nie mówię o zerwaniu, choć... Ile par wytrzymuje taką rozłąkę? Przecież pozna tam mnóstwo innych, atrakcyjniejszych chłopaków... Zabawniejszych, mądrzejszych, dojrzalszych... Sam rozumiesz. I... I to nie tak, że mu nie ufam, ale zawsze istnieje ten cień obawy... Tylko tutaj nawet nie chodzi o zdradę, wiesz? Jakby... Przepraszam, że się tak plączę... Po prostu... Nie wiem, czy znajdzie kogoś innego, w końcu bardzo mnie kocha, prawda? Ale... On będzie tak daleko i będzie mi brakowało naszych codziennych rozmów twarzą w twarz, przytulania... Nic więcej nie chcę, tylko tyle.
Zayn od razu mocno przytulił bruneta. Czuł, jak każdy mięsień chłopaka napiął się, przez co miał wrażenie, że właśnie obejmuje jakąś piękną rzeźbę. Różnica polegała na tym, że żadna skała nie potrafiła drżeć, ani głęboko oddychać.
- Hazz. Wiesz, że to nieprawda. Może i w Stanach jest... mnóstwo ludzi...
- Ponad trzysta milionów - bąknął Styles i zawstydzony ukrył twarz w ramieniu przyjaciela. - Niedawno sprawdzałem.
Malik zaśmiał się cicho, lecz nie miało to na celu wykpić chłopaka, a stanowiło raczej mieszankę zaskoczenia oraz czułości.
- Właśnie do tego zmierzam. Nie znam nikogo mądrzejszego od ciebie; mam wrażenie, że nie ma tematu, na który nie mógłbyś się wypowiedzieć, gdybyś tylko nie bał się krytyki. Jak na swój wiek też jesteś bardzo dojrzały, może poczucie humoru jest kwestią bardzo indywidualną, ale... Poza tym wyglądasz pięknie. Te loczki, uśmiech, figura... Twoje poczucie stylu również jest czymś, co wyróżnia cię z tłumu. Mówiłeś, że Louis zasługuje na wszystko co najlepsze? W takim razie zasługuje właśnie na ciebie. A nawet jeśli jakimś cudem znalazłby kogoś przystojniejszego, inteligentniejszego, czy coś to znam go już od wielu lat i wiem, kiedy na kimś lub na czymś mu zależy. I wiem też, że bardzo cię kocha, zrobiłby dla ciebie wszystko i żaden inny chłopak nie byłby w stanie ci go zabrać. Naprawdę.
W oczach Harry'ego stanęły łzy, jednak chłopak za wszelką cenę starał się je powstrzymać i nie pozwolić wydostać się na światło dzienne. Nie chciał płakać przy Zaynie.
- Poza tym - ciągnął Malik - wiem, że rozłąka będzie trudna, sam nie wiem, jak zniósłbym wyjazd Liama beze mnie, ale wierzę, że dacie radę. Wyobraź sobie o ile intensywniejsze i bardziej wyczekiwane będą wasze spotkania! Poza tym... Poza tym jeszcze tak wiele może się wydarzyć do wakacji.
- Mhm... Dziękuję. Bardzo...
Styles jeszcze dostał małego pstryczka w nos, na co nie mógł się nie uśmiechnąć. Jednak tak szybko, jak poprawił mu się humor, prawie od razu znowu spoważniał, kiedy przypomniał sobie dlaczego tak naprawdę chciał zostać z Zaynem. Nie do końca potrafił wyjaśnić, z jakiego powodu, ale to właśnie Malik wydawał się być najlepszą osobą do takich rozmów...
- Hazz? Coś jeszcze trapi twoją główkę?
Mimo wszystko nie był to dla niego tak komfortowy temat, jak dla przieciela, o czym zdążył się już kilka razy przekonać. Nawet przez moment chciał się wycofać, lecz ostatecznie postawił jakoś stłumić w sobie ten lęk.
- Uh... Ja...
- Tak? O co chodzi, kochanie?
Być może to właśnie delikatny, miękki ton głosu chłopaka, ewentualnie ten uważny wzrok, który jasno mówił, iż w tamtym momencie Harry miał całą uwagę Zayna tylko dla siebie, ale w końcu westchnął cicho i szepnął:
- Skąd wiedziałeś, że chcesz... uh... no... uprawiać seks? Że to jest odpowiedni... moment?
Na twarzy Malika dało się dostrzec wyraźne zaskoczenie - w końcu niecodziennie Styles wychodził z czymś takim. Jednak bardzo szybko znowu krótko się uśmiechał po czym wydął wargi, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Nie wiem, jak to opisać. Po prostu to poczułem? Wiesz, byłem z kimś kogo bardzo kocham, już wtedy wiedziałem, że to jest ten jedyny i że jestem gotowy. To jest dość indywidualna sprawa i trudno mi wyjaśnić... Przede wszystkim musisz mieć pewność, że naprawdę tego chcesz, a nie tylko próbujesz sprostać czyimś najróżniejszym oczekiwaniom, jasne? Moim zdaniem lepiej poczekać za długo, niż zacząć za wcześnie.
Harry przygryzł mocno wargę, analizując słowa przyjaciela. Po prostu to poczułem. Był ciekaw, czy i on kiedyś w końcu to poczuje. Przecież miał już siedemnaście lat, więc powinien mieć pierwsze doświadczenia za sobą, a przynajmniej nie powinien czuć się tak bardzo nieswojo, kiedy ktoś poruszał temat seksu, czy też oglądał takie sceny w filmach, serialach. Pownien w końcu dorosnąć.
- Um... Mieliście wtedy piętnaście lat? - szepnął, nerwowo wiercąc się na swoim miejscu.
- Tak. Po roku związku. Ale oczywiście, jak wspominałem, jest to bardzo indywidualna sprawa każdego człowieka. Niektórzy sypiają z kimś dla samej przyjemności, inni czekają na właściwą osobę, czy też nawet do ślubu i każdy z tych przypadków jest dobry. Poważnie. Nie możesz się porównywać do innych, bo każdy jest indywidualną, oryginalną jednostką.
Styles jeszcze przez chwilę milczał, analizując słowa przyjaciela. Był wdzięczny Malikowi, że nie poganiał go niepotrzebnie, a zamiast tego po prostu siedział obok i dawał mu tyle przestrzeni oraz czasu, ile było konieczne. W końcu Harry znowu spojrzał na przyjaciela, lecz w tamtym momencie cała jego odwaga prysnęła w ułamku sekundy.
- I jak... Ugh, to głupie. Nieważne.
- Hazz, już ci mówiłem, że możesz pytać, o co tylko chcesz. Jak było?
Krótkie skinięcie głową połączone z jeszcze intensywniejszym rumieńcem musiało wystarczyć za odpowiedź, jednak Zayn zrozumiał. On zawsze rozumiał.
- Idealnie. To znaczy jasne, na początku było trochę bardziej boleśnie, bo obaj byliśmy niedoświadczeni, ale nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego. Szczególnie, że niemal tonąłem w kwiatach, ponieważ to takie romantyczne - przedrzeźnił Liama i puścił oczko, dzięki czemu wreszcie znowu zobaczył ten nieśmiały uśmiech. - Wasz też na pewno będzie wyjątkowy. A dlaczego zacząłeś ten temat? Louis coś ci mówił?
- N-nie... Nie. Właściwie Louis cały czas powtarza, że poczeka, aż będę gotowy. Ale nie powinienem być gotowy? Jesteśmy parą, kocham go i... No?
Malik westchnął cicho i pokręcił głową.
- Co ci mówiłem przed chwilą? Nic nie powinieneś, jedynie co to być uczciwym przed samym sobą.
Harry mimowolnie bardziej się skulił, kiedy analizował całą ich rozmowę. Gdyby ktoś poprosił go o radę, pewnie powiedziałby coś podobnego, ale teoria zawsze była prostsza. To znaczy Styles nie chciał jeszcze przeżyć swojego pierwszego razu, nie czuł się gotowy i nie chciał później żałować, ale cały czas miał wrażenie, iż jest jakiś inny, dziwny... Może tylko mu się wydawało? Nie chciał stracić Louisa za nic w świecie.
- Dziękuję... Masz rację, po prostu trochę... panikuję? Um...
- Nie ma sprawy. Już ci mówiłem, że możesz przyjść do mnie ze wszystkim, tak?
Styles uśmiechnął się i w przypływie odwagi mocno uścisnął przyjaciela. Tak z całej siły, chcąc w ten sposób przekazać mu całą wdzięczność oraz miłość, a jednocześnie szukając w nim oparcia, którego potrzebował. Mdłości trochę zniszczyły nastrój, jednak zacisnął zęby, nie dając chłopakowi szansy na zauważenie jakkolwiek zmiany.
- Wiem, Zee. Tylko... Nie powiesz nikomu o naszej rozmowie? Obiecaj.
- Nie martw się, wszystkie nasze rozmowy są bezpiecznie ukryte. Choćby mnie torturowali nie pisnę słówka.
Harry nie miał co do tego żadnych wątpliwości i szczęśliwy skinął głową. Jeszcze tylko oparł się o ramię przyjaciela, gotowy do dalszego oglądania serialu, skoro temat uważał za zakończony.
I nawet jeśli pół godziny później i tak musiał pobiec do łazienki, ten poranek - czy bardziej południe - uważał za udany. Nigdy nie rozmawiał bardzo dużo z Zaynem, głównie dlatego, że obaj nie byli największymi gadułami w grupie, dodatkowo chłopak zawsze wzbudzał w nim w sumie całkiem nieuzasadniony niepokój, ale mimo tych czynników czuł się przy nim bardzo bezpiecznie i, kiedy już pozostała część grupy wróciła do domku, a Styles znowu znalazł się w ramionach Tomlinsona, był o wiele spokojniejszy oraz szczęśliwszy.
💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
Jednocześnie zapraszamy serdecznie na nasze drugie ff larry Not this time, które już pojawiło się na moim profilu! 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top