Rozdział 51. Urządźmy wieczorem imprezę!

Zmartwychwstałam po trzech miesiącach! Miło mi w końcu tutaj wrócić, trudno mi opisać, jak bardzo tęskniłam!

Najbliższe 10 rozdziałów będzie przeprowadzką z mojego drugiego konta Lovelyzkaa, na którym kontynuowałam to ff i... myślę, że rozdziały będą dwa dziennie, do końca przeprowadzki. Najprawdopodobniej.

To miłego czytania!

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

Louis nie lubił poranków i przeważnie z uporem starał się przesypiać, jak najdłuższą ich część. Jego przyjaciele wymyślali najdziwniejsze teorie spiskowe skąd u niego taka niechęć do tego czasu, choć w rzeczywistości odpowiedź była wręcz naiwnie prosta. Kiedy Tomlinson niejednokrotnie nie potrafił zasnąć całą noc, wraz ze wschodem słońca odczuwał rozczarowanie, zawód swoją osobą, dlatego starał się odwlekać tę chwilę, jak najdłużej. Z kolei, jeśli udawało mu się zmrużyć oczy nawet na kilka godzin, tym bardziej nie chciał marnować ani jednej, w ten sposób nadrabiając zaległości.

Jednak może te spędzone z Harrym były choć odrobinę przyjemniejsze. Przy tym rannym ptaszku nie było mowy, żeby nie budził się w pustym łóżku, lecz zawsze - czyli dwa razy - na szafce nocnej czekał na niego kubek z herbatą - przykryty, żeby nie zdążyła wystygnąć - a w kuchni stał talerz ze śniadaniem oraz otrzymywał kilka buziaków na przywitanie. Jeśli codziennie miałby tak witać dzień, to mógłby nawet wstawać trochę wcześniej.

Jeszcze przez pierwszą godzinę nie do końca kontaktował, a wszystko co się działo dookoła było rozmazane, niczym we śnie. Prawdopodobnie jego przyjaciele właśnie o czymś rozmawiali, niewyraźnie dało się słyszeć śmiech Nialla, a nawet subtelny dotyk dłoni Stylesa na tej jego, lecz w ostatecznym rozrachunku równie dobrze to wszystko mogło mu się tylko zdawać. Cały czas ziewał, a posiłki zjadał z prawie zamkniętymi oczami i naprawdę nie sposób było uwierzyć, że to ta sama osoba, która już po chwili przemieniała się w głośną kulkę szczęścia.

Nawet jeśli jego dzień zaczynał się bardzo ciężko, to po kąpieli oraz dwóch kubkach gorącej herbaty znowu stawał się najgłośniejszą osobą w całym towarzystwie. Nikt nie miał prawa przeszkadzać mu w jego na wpół rannym transie, jeśli nie chciał oberwać w głowę, jednak Louis po pełnym przebudzeniu już nie martwił się tak bardzo stanem swoich przyjaciół i od razu zgarniał ich, żeby się szykowali, bo idą zjeżdżać na nartach. Przecież mieli dość dużo czasu, żeby się ogarnąć, prawda?

Zayn z Liamem, jak zwykle szli na końcu grupy, żeby mieć oko na wszystkich. Oczywiście nie mogli traktować chłopaków, jak małe dzieci, którymi trzeba się cały czas opiekować, ale to był już swego rodzaju instynkt, potrzeba troski. A nie było to do końca takie absurdalne, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż dwa razy Horan prawie wpadł na słup zajęty pisaniem na telefonie, czy też w przypadku Louisa, który wolał pajacować i śpiewać, niż iść normalnie, tylko po to, żeby rozbawić nieraz już zażenowanego Harry'ego. Malik kochał ich wszystkich całym sobą.

Kiedy jechali na lotnisko, miał wrażenie, że tym razem nie będzie odczuwał tej samej radości związanej z tygodniem w Austrii z dala od Londynu, skoro już mieszkał z Liamem i nie miał kontaktu ze swoją chorą rodziną, a co za tym idzie, nie uciekał przed niczym. Prawda jednak była zupełnie inna. Świadomość, iż to były ostatnie ich tego rodzaju ferie uderzyła go w twarz mocniej, niż to mroźne, lutowe powietrze, a łzy niespodziewanie zawitały w jego bursztynowych oczach, wywołując silne pieczenie. Może i nie były do kosmicznie odmienne warunki od tych domowych, gdyż niezmiennie budził się i zasypiał w ramionach miłości swojego życia, cały czas był obsypywany komplementami, już dawno nie słyszał żadnych wyzwisk, a mimo to, ten wyjazd był inny, niż wszystkie. Kończyli szkoły, co dobitnie oznaczało początek zmian. Już nic nie było takie samo, nie wiedzieli, czy po raz kolejny w przyszłym roku przylecą na narty, może inaczej spędzą ferie... Może w ogóle? Może będą się uczyć do egzaminów i nie będą mieli czasu na takie zabawy? W końcu będą musieli dorosnąć i skupić się na swojej przyszłości, porzucić stare zabawy na rzecz pracy oraz studiów. Być może pierwszy, ale zarazem ostatni raz widzieli się tutaj w takim składzie. To dziwne, jak bardzo pragnął opuścić Londyn, lecz im bliżej było wyjazdu tym bardziej pragnął zostać. Choć być może nie chciał samych Stanów Zjednoczonych oraz wielkiego świata, a wystarczał mu jego mały, w którym był szczęśliwy i kochany nieważne co by się nie działo.

Poczuł silne ramię obejmujące go w pasie oraz delikatny pocałunek na skroni, przez co od razu na jego twarzy zagościł czuły uśmiech, a łzy uciekły za pomocą jednego mrugnięcia.

- Wszystko okay? - szepnął Payne, w odpowiedzi otrzymując krótki pocałunek. Nieważne co się wydarzy, z nimi wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli całe ich życie wywróci się do góry nogami, rozjadą się na wszystkie krańce ziemi, a może nawet któryś zamieszka na Księżycu albo Marsie, to i tak będą trzymać się razem i będzie okay.

- Urządźmy wieczorem imprezę! - krzyknął, żeby również pozostali usłyszeli propozycję. - Wracając skoczymy po jakiś alkohol, żarcie i zabawmy się trochę.

Styles skrzywił się lekko na te słowa, lecz ostatnie przemilczał tę kwestię, jeśli wszyscy podeszli do tego tak optymistycznie. Przecież na dobrą sprawę na domówce u Malika nie było tak źle, prawda? A nie mogli cały czas się dostosowywać do jego pragnień i uprzedzeń, to byłoby nieuczciwe. Choć przez chwilę pomyślał, że to nie była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć, kiedy Niall spojrzał na niego z szerokim uśmiechem i puścił oczko, jakby w ten sposób próbował podzielić się z nim swoim tajnym sekretem, być może planem na wieczór. A może po prostu wszystko wyolbrzymiał i nie miało to większego podtekstu?

Horan wraz z Harrym w tym roku pierwszy raz próbowali jeździć na nartach, lecz Irlandczyk już następnego dnia zdążył załapać podstawy, chwaląc się tym na każdym kroku, kiedy Styles wciąż czuł, jakby jego nogi żyły własnym życiem, absolutnie nie powiązanym z tym ich właściciela. Najwyraźniej zamiast zjeżdżać ze stoku wolały tarzać się w śniegu ilekroć chłopak zakładał sprzęt i nawet błagania nie były w stanie tego zmienić. Gdy patrzył na Louisa, który z gracją zjeżdżał tuż obok na desce, czuł się jeszcze fatalniej, niż po dziesiątym przewroceniu się przy samym starcie. Niby wiedział, że nie można być z wszystkiego najlepszym, ale nie bez przyczyny tak pilnie się wszystkiego uczył, żeby dwie deski oraz kijki miały go pokonać.

- Jak się bawisz? - zagadał Malik, kiedy chłopak znowu wpadł twarzą w śnieg. Liam w tym czasie był zajęty szkoleniem Nialla i jakoś nie miał serca zignorować tej poirytowanej miny przyjaciela.

- Uh... Jest bardzo... fajnie. A ty?

Zayn przez bardzo krótką chwilę analizował słowa wypowiedziane przez młodszego oraz jego postawę, ostatecznie decydując się na wzruszenie ramionami.

- Niezbyt. Zimno, nie? Może masz ochotę na gorącą czekoladę?

Harry nie chciał tego dać po sobie poznać, ale w końcu uśmiechnął się trochę za szeroko i skinął głową trochę za bardzo ochoczo, żeby wyglądało to naturalnie. Malik zaśmiał się cicho i poklepał chłopaka po plecach, nim zeszli na bok.

- A Tommo? Widziałem, że był niedawno z tobą?

Styles był już cały czerwony z zimna, dlatego rumieniec nie był już tak widoczny na jego twarzy.

- Uczył mnie, ale kazałem mu zjeżdżać samemu.

- Dlaczego?

Harry wręcz zamruczał cicho z ulgi, kiedy ciepłe powietrze uderzyło go w twarz, a do nozdrzy doleciał subtelny zapach kawy. Wręcz przymknął na moment powieki, rozkoszując się tym uczuciem, ale zaraz otworzył oczy, by przyjrzeć się ofercie.

- Nie umiem jeździć i nie chciałem, żeby cały czas nade mną stał... Źle się z tym czułem.

Zayn pokręcił głową, jednocześnie uśmiechając się z jakimś zrozumieniem. Malik nigdy nie był gadułą, chyba że coś lub ktoś go zdenerwował i Harry kochał go za to naprawdę mocno.

Usiedli przy oknie ze swoimi kawami z czego Harry karmelową, a Zayn zwykłą czarną i po prostu delektowali się ciepłem oraz swoim towarzystwem. Ilekroć otwierały się drzwi, słychać było szum wiatru, co utwierdzało przyjaciół w tym, że ucieczka z dworu była najlepszym rozwiązaniem. Obaj bardzo cieszyli się tym wyjazdem, naprawdę, ale zaczynali tęsknić za latem, kiedy żaden mróz nie szczypał w twarz, a jedyne co musieli na siebie zakładać to cienka koszulka i spodenki.

Malik powoli sączył swoją kawę, przeglądając Internet, kiedy nagle wydał z siebie dźwięk przywodzący na myśl połączenie pisku i jęku. Harry od razu odwrócił wzrok od okna, z zaciekawieniem przyglądając się Zaynowi.

- Spójrz tylko! Karen właśnie wysłała mi to zdjęcie - mówiąc to, odwrócił telefon w stronę młodszego. Na ekranie widoczny był śpiący Olaf, leżąc przy tym w dziwnie nienaturalnej pozycji, jakby ktoś przypadkiem rozsypał jego części i zapomniał poskładać z powrotem. - Leży na mojej bluzie! Biedny, już za mną tęskni...

- Znowu ekscytujesz się swoim szczurem? - zagadał Louis, który pojawił się znikąd i sięgnął po filiżankę przyjaciela, żeby się napić. Jednak ledwo umoczył usta, a mocno się skrzywił i odstawił naczynie z dala od siebie. - Ohyda.

Malik tylko spojrzał na szatyna ze znużeniem, jakby już nie miał siły dla tego człowieka.

- To wygląda i pachnie, jak kawa. Nawet jeśli bez swoich okularów, jakieś ślepy, to wciąż nie pomylisz tego z tequilą. I skąd pewność, że mówię o swoim dziecku?

- Zawsze, jak o nim mówisz, to robisz taką dziwną minę. W ogóle co tutaj robicie?

Tomlinson już nie miał gdzie usiąść przy dwuosobowym stoliczku, ale nie przeszkodziło mu to w przytuleniu od tyłu swojego chłopaka i pocałowaniu go swoimi zimnymi wargami w policzek. Harry w pierwszym odruchu wycofał się, żeby uciec od tego lodowatego dotyku, jednak nie mógł pozostać obojętny na to rozczarowanie malujące się na twarzy chłopaka i dał mu krótkiego buziaka na pocieszenie.

- Uciekamy przed mrozem, który tutaj sprowadzasz. A ty?

- Szukałem cię. No i Zayna oczywiście.

Malik wymamrotał ciche oczywiście i wywrócił oczami, nim znowu spojrzał na swój telefon, żeby w końcu odpisać swojej przyszłej teściowej. Zdążył raptem wysłać wiadomość, a usłyszał charakterystyczny śmiech Nialla, natomiast już zaledwie po dwóch sekundach poczuł dłoń na swojej brodzie oraz miękkie wargi na tych jego. Dotknął zmarzniętego policzka narzeczonego i uśmiechnął się z czułością w oczach.

- Za dużo miłości na jednym metrze kwadratowym - westchnął Niall, nim zaczął czytać ofertę kawiarenki.

- Zająłbyś się Barbarą, a nie marudzisz - prychnął Tomlinson i mocniej przytulił ukochanego.

- Możesz jej w to nie mieszać? Naprawdę jeszcze ci się nie znudziło? Przyjaźnimy się tylko, zrozum to wreszcie. Może kiedyś będziemy parą, może nie, ale w tej chwili nie jesteśmy i pojmij to wreszcie.

Harry chciał się wtrącić, stanąć w obronie Horana, jednak szatyn zdążył go uprzedzić:

- Czyli już się przyjaźnicie? Dopiero co mówiłeś, że to tylko koleżanka. Poza tym weź, co stoi na przeszkodzie? Ładna, wolna, świetnie się dogadujecie... O czymś zapomniałem? Poza tym bądźmy poważni, wierzysz w przyjaźń damsko-męską? Jeśli oboje jesteście hetero?

- Zdajesz sobie sprawę, jakie to nielogiczne? Geje i lesbijki mogą mieć przyjaciół tej samej płci, osoby bi i panseksualne generalnie dalej mają wielu znajomych, no nie? Ale hetero mają tak silny popęd seksualny, że się nie da? Po prostu widzę ładną laskę i koniec, musimy skończyć w łóżku? W tym momencie chciałbym zadeklarować, że nigdy nie będziemy razem, ale nie wiem co przyniesie przyszłość, więc tego nie zrobię.

Tomlinson wywrócił oczami, wyraźnie powątpiewając w słowa Irlandczyka, lecz tym razem Styles zdążył uderzyć go w bok, nim zdecydował się jakikolwiek je skomentować. Spojrzał z oburzeniem na Harry'ego, jednak chłopak nie przewidział wsparcia u Zayna.

- Tommo ma trochę racji. Trudno o czysto platoniczną relację, jeśli faktycznie jesteście tak blisko. Ale może faktycznie u was jest zupełnie inaczej i nie ma w tym nic seksualnego, ani nawet romantycznego. Czego jej brakuje?

- Miłości? - powiedzieli Niall i Harry w tym samym momencie, na co blondyn wymamrotał dziękuję.

- O co chodzi? - w końcu Styles zdecydował się poważniej wtrącić do dyskusji. - Jakby... Związek to nie sam seks, prawda? To tylko jego mały, niewiele znaczący element i, um... Może najpierw powinien się zakochać? I ona też? Powinno przede wszystkim chodzić o uczucie, zaufanie i... inne takie rzeczy.

Irlandczyk przytulił mocno swojego przyjaciela, ciesząc się, że wreszcie ktoś zaczął rozumieć jego sposób patrzenia na tę sytuację. Nie bez przyczyny byli dla siebie już od tylu lat.

- Znaczy, wybacz kochanie - Payne na moment zwrócił się w stronę narzeczonego - ale Hazz ma sporo racji. Poza tym to związek Nialla, nie nasz, to dajcie mu spokój.

Louis wytknął Liamowi język, żeby nie wyjść na przegranego, którym oczywiście był. Ale to jego wina, że pasują do siebie i zamiast coś z tym zrobić, to żadne nawet nie spróbuje popchnąć tej relacji na trochę inne tory?

- Uh... W sumie to zgłodniałem - szepnął Harry, może bardziej chcąc w ten sposób zmienić temat, niżeli z faktycznej potrzeby jedzenia. Na szczęście podziałało i chłopcy zgodnie udali się na miasto poszukać jakiegoś dobrego lokalu.

- Właśnie - odezwał się Liam i spojrzał na Malika, samym spojrzeniem przekazując mu, co chce ogłosić. - Dalej chcecie lecieć z nami do Vegas?

- Głupie pytanie! - prychnął Louis i zaraz uśmiechnął się szeroko. - W końcu? Kiedy?

- Myśleliśmy o marcu, ale mamy kilka meczy do zagrania, więc w końcu postawiliśmy na kwiecień. Wszyscy chętni?

- A Barbara? - wtrącił Niall, na co Tomlinson spojrzał na niego swoim wszystkowiedzącym spojrzeniem. - Może z nami lecieć? Wciąż potrzebujecie świadka.

Malik podłapał wzrok Louisa i niby obojętnie wzruszył ramionami.

- Z tego co czytałem, to wystarczy osoba, która udzieli nam ślubu, więc nie musimy na siłę jej ciągać tak daleko. Chyba, że bardzo chcesz, to nie mam nic przeciwko. A ty, Liam?

- Pewnie, w końcu już jej obiecaliśmy, nie?

Horan uśmiechnął się szeroko i od razu szybko sięgnął po telefon w kieszeni, żeby napisać do koleżanki ze szczęśliwą nowiną. Dziewczyna nie miała dużo pieniędzy, nigdy nie jeździła na wakacje za granicę oprócz Węgier do rodziny, więc tym bardziej chciał, żeby zwiedziła coś więcej. Nawet odłożył już trochę pieniędzy, żeby móc zapłacić jej za lot w jedną i drugą stronę. W takich sytuacjach cieszył się, że urodził się w bogatym domu, dzięki czemu miał szansę bardziej realnie pomagać innym. Szczególnie przyjaciołom.

Harry też uśmiechnął się lekko, widząc reakcję Irlandczyka. To znaczy nie chciał, żeby cokolwiek działo się za szybko, ani przymuszać go do związku, ale częściowo musiał przyznać rację Louisowi oraz Zaynowi - pasują do siebie, wyglądają razem na szczęśliwych. Jednak jeśli nie było miłości, to co mieli uczynić? W końcu przyjaźń to też piękne uczucie.

- A, Hazz, mógłbyś zaprojektować mi coś ekstra na ślub? - spytał Malik, obejmując młodszego ramieniem. - Wiem, że podołasz wyzwaniu.

- Ej, a co z rodziną Liama? Nie są źli, że dzieje się to bez nich? - zauważył Horan.

- Nie wiedzą... - odparł Payne z nieoczekiwaną niepewnością w głosie. - Nie będą mieli nic przeciwko, ale przecież nie sprowadzę wszystkich na zupełnie inny kontynent. Poza tym to kłóciłoby się z ideą ślubu w Las Vegas.

Zayn przystanął na moment ze wzrokiem wbitym w plecy swojego narzeczonego. Nie tego chciał, kiedy planowali wszystkie szczegóły i wyobrażał sobie ich razem ze słowami przysięgi. To miało być ich święto, nie tylko jego.

- Liam... Ale... Wiesz, że to może wyglądać zupełnie inaczej? Wtedy to był świetny pomysł, ale możemy urządzić bardziej tradycyjne z bliskimi i to też będzie idealne.

Payne od razu odwrócił się w stronę ukochanego i zgarnął go w swoje ramiona. Brunet niemal wtopił się w ciało chłopaka, choć wciąż był mocno zestresowany odpowiedzią. I nie chodziło o to, że mieliby zmienić plany, bo to nie stanowiło dla niego żadnego problemu, ale zwyczajnie nie chciał, żeby się okazało, że Liam robił to wszystko tylko dla niego.

- Zee, chcę ślub w Las Vegas, jasne? Wyobrażasz sobie nas na nudnym, klasycznym weselu? Może za ileś tam lat, kiedy już do tego dojrzejemy, to odnowimy przysięgę małżeńską i zrobimy coś zwykłego, rodzinnego, ale póki co wolałabym zostać przy tym. Jeśli ty też tego chcesz, oczywiście.

- Chcę, bardzo. Nie mogę się doczekać, aż zacznę cię nazywać swoim mężem.

Payne pocałował swojego chłopaka najpierw w czoło, później nosek, a na koniec krótko w usta i uśmiechnął się do niego szeroko z całą swoją radością oraz miłością w oczach.

- Ja też.

Harry westchnął cicho rozczulony i na moment zerknął na swojego chłopaka, żeby ocenić, czy jest podobnego zdania, lecz Tomlinson w tym czasie tylko obserwował przyjaciół, kręcąc przy tym głową z delikatnym uśmeszkiem.

- Co powiecie na tę restaurację? - zaproponował Niall, który, zajęty Barbarą, przeoczył tę krótką i pewnie dla niektórych uroczą scenkę. Nawet nie czekał na ich aprobatę tylko od razu ruszył w kierunku drzwi wejściowych, a przyjaciele tylko posłusznie za nim podążyli.

W końcu chcieli cieszyć się pozostałymi dniami spokoju i wykorzystać je jak najlepiej tylko mogli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top