Rozdział 48. Sam zaproponował taki układ, a teraz jest zraniony?

Harry nie sądził, że lot samolotem może, aż tak bardzo się dłużyć. Jeszcze przez pierwsze minuty razem z Liamem był zajęty uspokajaniem Zayna, który podobno zawsze bardzo przeżywał start oraz lądowanie i nieważne ile razy nie lecieli, zawsze był tak samo przerażony. To był gotów znieść, cierpliwie powtarzając przyjacielowi, że nic złego się nie wydarzy, a te trzęsienia to normalna rzecz. Tak czy siak w gorszej sytuacji był Payne, którego dłoń znalazła się w żelaznym uścisku, a trzeba nadmienić, iż, wbrew pozorom, w tych drobnych rękach znajdowały się ogromne pokłady siły.

Niall, który próbował poderwać stewardessę też był czymś, z czym dało się żyć. Właściwie nawet nie zwracał na niego uwagi, przyzwyczajony do tego typu zachowań. Może przez chwilę myślał, że Horan w końcu przystopuje dzięki Barbarze, ale najwyraźniej nic takiego nie nastąpiło, a zapewnienia o czysto koleżeńskich relacji były prawdziwe. Cóż... Pewnie byłby zawiedziony, gdyby jego uwaga nie była w pełni skupiona na Louisie.

Szatyn cały lot udawał, że śpi, co niestety nie wychodziło mu najlepiej, raniąc tym Stylesa jeszcze bardziej. Już wolałby, żeby Tomlinson zaczął na niego krzyczeć, aniżeli miał tak po prostu ignorować. Był przyzwyczajony do dużej uwagi ze strony chłopaka, a teraz kiedy jedynym przejawem zainteresowania Louisa było krótkie skinienie głową na przywitanie, czuł się taki... pusty. Chciał go przeprosić, naprawdę, lecz ilekroć próbował odezwać się chociażby słowem, przypominał mu się ten ból zawarty w błękitnych oczach i cała jego energia znikała w ciągu ułamka sekundy. Nie potrafił. Najgorsze w tym wszystkim było to, że żył z pełną świadomością, iż gdyby cofnęli się w czasie, na pewno zrobiłby dokładnie to samo. Kiedy był z przyjaciółmi, wydawał się silniejszy, lecz przy mamie wciąż nie miał odwagi się jej sprzeciwić.

To był ich pierwszy cichy dzień, a Harry już ledwo mógł to znieść.

Dopełnieniem całego zła stało się ich rozmieszczenie w wypożyczonym wcześniej samochodzie. Zayn od razu zajął miejsce za kierownicą, nim którykolwiek z przyjaciół zdążył to zakwestionować, a równie szybko na przód poszedł Niall tłumacząc się klaustrofobią - której nie miał - więc jedyne dostępne zostały na tyle. Styles nie wiedział, ile przypadku było w tym, że został wyciśnięty między Liama a Louisa, ale nie chciał protestować. Po pierwsze dlatego, że w jego sytuacji byłoby to jeszcze gorsze, a po drugie zawsze była to okazja, by przebywać blisko ukochanego. Mimo małego konfliktu, nie chciał tracić chociaż tej formy bliskości, jak przypadkowe muśnięcia nogą, czy ramieniem. Choć brak dłoni na jego kolanie ciążył mu przez większość drogi.

Napięta atmosfera zaczęła bardzo szybko udzielać się reszcie przyjaciół, na co Niall nie mógł pozwolić i szybko zaczął bawić się radiem, żeby znaleźć coś nadającego się do śpiewania. Okazało się to być świetnym pomysłem i resztę drogi wszyscy prócz Stylesa zaczęli się przekrzykiwać w czasie śpiewania - z czego niekwestionowanymi królami byli Zayn oraz Louis w trakcie Wannabe Spice Girls - a atmosfera nagle całkiem się rozluźniła. Nawet Harry zdążył na moment zapomnieć o kłótni i z radością obserwował chłopaków, ciesząc się pierwszym takim wyjazdem. Wreszcie mógł przez tydzień odetchnąć od kontroli mamy oraz sprzeczek, które wisiały w powietrzu od powrotu ze sklepu poprzedniego dnia.

Kiedy dojechali do domku, wszyscy byli już rozluźnieni, roześmiani, tak naprawdę pierwszy raz od ich spotkania na lotnisku. Wreszcie Louis dał się wciągnąć w krótką dyskusję z Liamem, Harry został siłą pociągnięty w kierunku drzwi frontowych przez Horana, a dodatkowo Tomlinson do tego stopnia zdążył zapomnieć, że sam zajął się bagażami ukochanego. Uświadomił sobie, co zrobił, kiedy ich spojrzenia oraz dłonie się spotkały. Brunet nie zdążył zareagować, a chłopak gdzieś zniknął, dalej za wszelką cenę unikając rozmowy.

W jakiś sposób ich niespodziewany kontakt jeszcze bardziej rozbił Harry'ego. Nie tak miał wyglądać ich pierwszy wspólny wyjazd. Ba! Żaden dzień niezależnie od miejsca i okoliczności nie powinien chociażby w najmniejszym stopniu przypominać tego. To wszystko musiało być jakimś błędem, złym snem, prawda?

Louis w Walentynki mówił, że nie chce wracać do rzeczywistości i Styles nagle zapragnął wrócić do ich domu z dala od świata realnego oraz wszystkich problemów. Tam byli szczęśliwsi, niż gdziekolwiek indziej. Niestety nie mogli przezimować tam całego życia, a zamiast tego w końcu nauczyć się rozmawiać. Tomlinson tyle razy był dla niego, więc teraz on musiał się postarać. To on wszystko zniszczył i on będzie musiał naprawić.

Harry zawsze uważał, że Louis jest kimś ważnym w jego życiu, ale doba bez niego uświadomiła mu, jak bardzo. To nie dla szatyna próbował być inny, lecz dzięki niemu. To Tomlinson sprawiał, że tak często się uśmiechał, że miał odwagę próbować zacząć żyć całkowicie swoim życiem i akceptował samego siebie - może nie kochał, ale chociaż lubił. To ten jeden chłopak stał się w centrum jego uwagi, a wszystko o czym myślał w gruncie rzeczy skupiłało się na tej jednej osobie, jakby nic nie było kompletnie bez właściciela najpiękniejszych oczu. Kiedy wyobrażał sobie siebie na pokazie mody to tylko z Louisem u swojego boku, zastanawiał się, czy Louis będzie chciał pojechać z nim na wakacje do chociażby Japonii, czy na Jamajkę, a nawet jakim Louis będzie ojcem. To mogło być nieco absurdalne, jeśli wciąż bał się, czy ich związek przetrwa rozłąkę na okres studiów, ale jego umysł był już tak zaprojektowany - nie był tylko czarny, biały lub szary, a w tym samym czasie szalały wszystkie te barwy i różne ich odcienie. A przede wszystkim był zaprojektowany na słowo Louis, które przyćmiewało wszystko inne. Nie mógł funkcjonować bez niego nawet tych dwudziestu czterech godzin, więc czy istniała możliwość, aby trwało to dłużej?

Kiedy przeszedł do Tomlinsona, chłopak akurat był otoczony resztą przyjaciół, więc nie chciał im przeszkadzać i jedynie przyjaźnie się uśmiechnął, może trochę za blisko podchodząc do Louisa. Na szczęście szatyn nie odsunął się od niego, co skrycie nazwał małym sukcesem. Może jeszcze tego dnia uda im się pogodzić?

- Dobra, mamy do dyspozycji trzy pokoje, kto chce który? - spytał Zayn,

- Ja na pewno nie chcę obok ciebie z Liamem - od razu zaznaczył Tomlinson. - Harry mógłby doznać traumy.

- Już nie przesadzaj - prychnął Malik.

- Hej, a co jak poznam jakąś ładną Austriaczkę? - wtrącił Niall.

Zayn prychnął cicho i zmierzył Irlandczyka wzrokiem.

- Ty masz ładną Węgierkę.

Styles przestał ich słuchać od momentu, kiedy Louis ostatnim razem się odezwał. Słowa pozostałych przyjaciół nie tworzyły sensownych zdań, a wszystko stało się rozmyte, lecz nie dbał o to. Nie kiedy myślał tylko o jednym - on o niego dba, dalej się martwi i najwyraźniej dalej chce dzielić z nim pokój. Jeszcze niedawno Harry zastanawiał się, jak zareaguje, jeśli skończy śpiąc z Horanem, lecz w tej sytuacji przynajmniej jeden problem został zażegnany. I nawet jeśli przez to zdołał się uśmiechnąć, to i tak nikt nie był świadomy, że przyczyną było to jedno krótkie zdanie. Był żałosny, ale nawet nie chciał się tym przejmować.

- Hazz? - nagle głos Liama przebił się przez wszystkie myśli chłopaka.

- Uh... Tak?

- Pytaliśmy, w którym pokoju wolisz spać - wyjaśnił Zayn z delikatnym uśmiechem.

- Oh... Um... Nie wiem. W jakim... Lou będzie chciał - ostrożnie dodał, jakby z obawą przed reakcją Louisa. Na szczęście nie było takiej potrzeby, a szatyn tylko skinął głową i już nie czekając na pozwolenie reszty zabrał obie walizki, kierując się do ostatnich drzwi. - Mogłem wziąć swoją.

Chłopak tylko na moment się odwrócił, ale ostatecznie nijak na to nie odpowiedział. Cisza pochodząca z ust kogoś, kto zawsze odczuwał dużą potrzebę rozmowy, czy nawet czasami monologu, bolała jeszcze bardziej, jak również ta pustka, którą po sobie pozostawała.

Harry jeszcze napotkał współczujący wzrok Nialla, nim smętnie poczłapał za ukochanym. Coś w środku go ścisnęło na widok dużego, małżeńskiego łóżka na środku pokoju, a w oczach na moment zagościły łzy. Tę noc pragnął spędzić w ramionach Louisa, nie na dwóch przeciwległych krańcach materaca.

- Louis... Posłuchaj, wiem... wiem, że zrobiłem źle i... Oh... - westchnął cicho, kiedy po odwróceniu się zauważył brak szatyna. Chłopak musiał wyjść zanim Styles odważył się poruszyć ten temat, czego nawet nie zauważył. Ale jeśli zebrał się na odwagę, aby zacząć temat, to musiał iść za ciosem i szybko wybiegł na korytarz.

Przynajmniej w teorii wyglądało to tak prosto, gdyż nie potrzebował świadków ich rozmowy, a Louis na dobre zadomowił się u Zayna i Liama. Horan szybko do nich dołączył i na tym się skończyło. Może nawet Harry spróbowałby dalej zagadać, lecz w Tomlinsona wystąpiła nowa energia i cały czas tylko coś mówił, wygłupiał się, a Styles zwyczajnie nie chciał mu przeszkadzać, ryzykując tym zdenerwowanie chłopaka. Czuł się pominięty, nieważny i zaczął żałować, że w ogóle tam pojechał.

Choć może nie do końca prawdą było, że Louis go ignorował, gdyż cały czas starał się mieć na oku swojego chłopaka. Fakt, nie chciał z nim rozmawiać - jeszcze nie - jednak mimo wszystko nie mógł przestać się martwić o tę delikatną istotkę i wcale nie takim znowu przypadkiem, nim wyszli do pobliskiej restauracji na obiad, przyglądał się Stylesowi trochę dłużej, żeby mieć pewność, że jest ciepło ubrany, a już na pewno nie bez przyczyny koniecznie wybrał stolik na samym końcu, żeby Harry czuł się w pełni komfortowo. Starał się nie być w swoich czynach za bardzo oczywistym i najwyraźniej wychodziło mu to na tyle dobrze, że nikt niczego nawet nie podejrzewał. Wszyscy starali się zachowywać, jakby nic się nie stało i tylko Styles od czasu do czasu posyłał mu tęskne spojrzenia, na które nigdy nie reagował.

- Dzisiaj, to nie - zaczął Malik z widelcem w ręce - ale jutro koniecznie musimy poszukać, jakieś kluby w okolicy. Hazz, mam nadzieję, że też idziesz?

Styles westchnął cicho i wywrócił oczami. Zaczyna się...

- Jestem niepełnoletni. Poza tym, co jest fajnego w upijaniu się wśród tłumów innych pijanych ludzi? Do tego muzyka, która nie musi trafić do twojego gustu, jest głośno, duszno... Jeśli chciałbym się upić... i mógł to robić, to zdecydowanie wolałabym ograniczyć się do zrobienia tego wśród ludzi, którym ufam, na przykład was. Nie mogę po prostu, zostać w domku...?

Wątpliwości były czymś, czego nie mógł się wyzbyć, szczególnie kiedy Louis nie byłby przy jego boku. Bo przecież dlaczego miałby? Harry wszystko zniszczył swoimi lękami oraz tchórzostwem; dlaczego ktokolwiek chciałby dalej ciągnąć związek z kimś takim? I to może nie tak, że wierzył w ich rozstanie z powodu takiej małej rzeczy, ale... Ale co jeśli?

- Racja, nie wiem, czy wpuszczą niepełnoletnich - przyznał Liam. - To możemy przenieść imprezę do domku, hm? Kupi się napoje, żarcie i sami się zabawimy.

- Możemy o tym pogadać później? - wtrącił się Louis, widząc niechętną minę swojego chłopaka. - Istnieje wiele możliwości, ale chyba nie idziemy teraz, nie? Póki co jedzmy.

Wszyscy z zaskoczeniem spojrzeli na Tomlinsona, ale nikt nie zamierzał tego komentować. Szczególnie kiedy, choć pozornie szczęśliwy, w każdej chwili mógł wybuchnąć gniewem, a przecież żaden z nich nie chciał stać się jego ofiarą. Może tylko Harry czuł się najbardziej bezpiecznie, a przynajmniej na tyle, żeby móc wypowiedzieć kilka cichych słów:

- Uh... Znaczy... Naprawdę możecie iść, a ja może pójdę na spacer?

- Sam w nocy i to w obcym mieście? A nawet państwie? Nie ma mowy - zaoponował Niall.

Tomlinson normalnie poparłby Horana, ale tym razem zatrzymał to dla siebie i tylko wpakował sobie do ust więcej makaronu. Właściwie nawet nie był głodny, wręcz mdliło go z nerwów, lecz musiał się czymś zająć, czymkolwiek. Nie był bez serca, czuł wyrzuty sumienia, że w ten sposób traktował swojego chłopaka, sam również odczuwał, jego brak. Problem w tym, że nie potrafił być obojętny na to, co się stało i nie chciał ryzykować, że w pewnym momencie jego długo utrzymywany spokój zacznie się rozpadać, a Styles stanie na pierwszej linii frontu. Wolał go ignorować, niż zacząć krzyczeć.

- Niall ma rację - wtrącił Payne. - To nie jest najlepszy pomysł. Przecież nie możemy ryzykować, że się zgubisz albo, co gorsza, ktoś będzie cię zaczepiał. Nawet Zayna nie puściłbym samego.

Harry westchnął cicho, zmuszony do przyznania im racji. Może nie było to najbezpieczniejsze rozwiązanie, ale wciąż o wiele lepsze od siedzenia w klubie. Pamiętał jeszcze, jak w Sylwestra wędrował nocą po Londynie z Louisem oraz jak wtedy się czuł - wolny, szczęśliwy, niczym nie ograniczony. Na imprezie Malika też było... fajnie. Naprawdę. Ale nie wyobrażał sobie częściej spędzać czas w ten sposób, to nie dla niego.

- No dobrze... Coś innego wymyślę na ten czas. Może Netflix?

- O właśnie, zacząłem oglądać ten twój serial - odezwał się Tomlinson i tracił Horana ramieniem. - Dom z papieru.

Blondyn od razu uśmiechnął się szeroko i zwrócił całym ciałem w stronę Louisa. Jeśli chcesz czymkolwiek go zainteresować, to tylko jedzenie oraz seriale. A najlepiej obie rzeczy równocześnie.

- I jak? Prawda, że zajebisty? A szczególnie przyjaźń Tokio i Nairobi momentami przypomina twoją oraz Zee.

Szatyn zaśmiał się cicho i zerknął na trochę zmieszanego Malika.

- Partnerzy zbrodni, hm?

Zayn z szerokim uśmiechem skinął głową i przybił piątkę chłopakowi. Nie znał fabuły, nie wiedział, czy naprawdę tak było, ale jeśli miał z kimś zacząć kraść, to tylko z Tomlinsonem.

- Może lepiej nie! - odezwał się Liam niby surowym głosem. - Chcę zostać adwokatem, więc nie mogę i nie chcę mieć męża w więzieniu.

Malik od razu przybliżył się do narzeczonego i krótko go pocałował, nim uśmiechnął się do niego z najbardziej niewinną miną i dodatkowo zatrzepotał swoimi długimi rzęsami.

- Myślałem, że w razie czego mnie wybronisz? Chyba nie pozwolisz, żebym spędził chociażby tylko miesiąc w takim niebezpiecznym miejscu?

- Ja... Nie, oczywiście, że nie. Nawet na tydzień.

Payne od razu dostał kolejnego buziaka w tym samym momencie, kiedy usłyszał ciche prychnięcie ze strony Louisa.

- A mnie to nie obronisz?

- Chyba nie będę miał wyboru? - westchnął Liam.

- Teoretycznie masz, ale czy nie wygodniej spotkać się w domu, niż więzieniu? Poza tym jestem za przystojny na takie warunki.

Chłopak już nic na to nie odpowiedział i tylko wywrócił oczami. Jeszcze tylko pod stolikiem sięgnął po dłoń narzeczonego i delikatnie ją ścisnął, w zamian otrzymując kolejny piękny uśmiech. Był tak wielkim szczęściarzem...

Harry obserwował parę przyjaciół, jak Payne co chwilę namawiał Zayna, żeby ten podzielił się odrobiną swojego placka, co właściwie skończyło się tym, że Malik na zamianę jadł i karmił swojego chłopaka. Łatwo dało się też zauważyć tę czułość w ich spojrzeniach, ilekroć na siebie spoglądali oraz te delikatnie uśmiechy pojawiające się na ich twarzach, kiedy szeptali coś do siebie. Nie widział bardziej dobranej pary i prawdopodobnie nigdy nie spotka. I w tym wszystkim czuł do siebie coraz większy żal, bo przecież on z Louisem też powinni w tamtym momencie być tak samo szczęśliwi, a nie byli. Zaraz napotkał wzrok Nialla, który zaraz wskazał skinieniem głowy na Tomlinsona, jakby niemo namawiał go do rozmowy. I prawdopodobnie miał rację - Harry powinien starać się, aż do skutku.

- Um... Lou?

- To co, już pojedliście? - spytał Louis, jakby niczego nie usłyszał. Choć czy tak właśnie było? - Idziemy na spacer? I do sklepu!

Wszyscy się z nim zgodzili i już wkrótce zgodnie opuścili lokal. Tylko Horan jeszcze ścisnął ramię przyjaciela w geście pocieszenia. Niestety przyniosło to odwrotny skutek i Harry poczuł się z tym jeszcze gorzej.

Zakupy minęły im bardzo szybko i już wkrótce wychodzili z zapasem przekąsek, napoi oraz, dzięki Stylesowi, owoców. W międzyczasie chłopak jeszcze dwa razy próbował zacząć rozmowę - raz przy reszcie przyjaciół, raz na osobności - lecz skutek niezmiennie wciąż był ten sam. Był coraz bardziej sfrustrowany, ale też rozczarowany postawą Louisa. Tak miały wyglądać wszystkie ich kłótnie?

Kiedy po raz kolejny został kompletnie pominięty przez szatyna, coś w nim pękło. Zatrzymał się i szybko uformował kulkę z resztek śniegu na trawie po czym rzucił nią w plecy chłopaka. Może nie była to najbardziej dojrzała decyzja, ale już miał dość rozsądnych decyzji, które nic nie były w stanie zmienić. Choć i tym razem pozostało to bez reakcji chłopaka, jakby nie istniał.

- Kurwa, Louis, możesz przestać mnie ignorować?!

Trzy pary oczu z zaskoczeniem, może nawet chwilowym przerażeniem zwróciły się w kierunku Stylesa. Tylko adresat pozostał zwrócony do niego plecami, jakby nic się nie stało. Brunet już myślał, że po raz kolejny zostanie potraktowany gorzej niż powietrze, lecz wtedy w końcu po raz pierwszy tego dnia chłopak odezwał się bezpośrednio do niego:

- Oh, przecież podobno nie chcesz ze mną rozmawiać. Nie jest tak?

- Louis, przestań zachowywać się, jak dziecko - warknął niespodziewanie Niall. Był już zmęczony ich niedorzeczną kłótnią. - Obaj w to weszliście, nie jest tak?

Tomlinson doskonale zdawał sobie z tego sprawę, naprawdę. Być może to właśnie było najgorsze - nie miał prawa czuć tego, co czuje. Sam zaproponował taki układ, a teraz jest zraniony? Śmieszne. Tak bardzo, że miał ochotę płakać, gdyby nie miejsce, gdzie się znajdowali. Był niedojrzały, przesadzał i tylko ranił innych swoją słabością. Ojca, mamę, teraz Stylesa, pewnie przy okazji przyjaciół... Prawdopodobnie powinien wziąć się w garść, przeprosić rodziców za swoje złośliwości, wybaczyć ojcu, a przede wszystkim błagać o wybaczenie Harry'ego za przesadne obrażanie się za taką bzdurę. Wszyscy wokół robili to, czego sam od nich chciał, a jemu dalej nic nie pasowało.

Najwyższa pora, żeby zaczął się zachowywać, jak pełnoletnia osoba, którą przecież był. Ale to później, najpierw potrzebował wypłakać całą swoją złość i frustrację. Oraz dużej ilości alkoholu, snu i czyichś ramion. Niestety nie miał żadnej z tych rzeczy i tylko odwrócił się z szerokim, sztucznym uśmiechem w stronę Irlandczyka.

- Spierdalaj. Nie mów mi, jak ja mam się zachowywać i czuć z moimi emocjami, jasne? Ty nie jesteś w związku, nigdy nie byłeś zakochany, więc może nie próbuj mi insynuować, że przesadzam po czymś takim. Bo wyobraź sobie, że w tamtym momencie poczułem się zdradzony, odrzucony i miej warty. A najgorsze jest to, że, kurwa, nawet nie miałem prawa, bo przecież wiem, jaka jest sytuacja. Ale co innego, kiedy to się dzieje gdzieś obok i nie ma mnie przy tym bezpośrednio, czy też kiedy działa adrenalina, gdy musiałem się chować w jego pieprzonej łazience, żeby Anne mnie nie znalazła. Wtedy byłem w stanie się zdystansować, lecz nie dało się słysząc prosto w twarz, że nie jesteśmy razem i nic nas nie łączy. I wkurwia mnie to, jak nawet nie mam prawa czuć tych wszystkich emocji, bo przecież razem się na to pisaliśmy, sam podsunąłem pomysł, a teraz... Teraz nie potrafię. Dlatego z łaski swojej zajmij się sobą, a od moich emocji się odwal.

- Louis - szepnął Harry przez mocno ściśnięte gardło. Te słowa były skierowane w stronę Horana, jednak najbardziej z całego grona uderzyły właśnie w Stylesa. Wiedział, że skrzywdził go swoim zachowaniem, lecz chyba nie był świadomy, jak bardzo.

- Wiecie co? Wy idźcie sobie na ten spacerek, mnie się odechciało, wracam do domku.

Przyjaciele stali odrętwieni w szoku po jego nagłym wybuchu. Wiedzieli, że Louis bywał gwałtowny, impulsywny, ale w gruncie rzeczy przy Harrym bardzo się wyciszał, dlatego prawie całkowicie o tym zapomnieli. O tej stronie Tomlinsona, która nie tylko na okrągło opowiada żarty, wygłupia się i cały czas jest w gotowości, by pomóc przyjaciołom, ale też potrafi odczuwać ból, negatywne emocje i w gruncie rzeczy jest nie mniej wrażliwa na zranienia, niż którykolwiek z nich. Różnica między nim a Stylesem była w tamtym momencie tylko jedna, jednak najbardziej decydująca - Harry'emu wszyscy współczuli, bo było po nim widać cały smutek oraz zranienie, natomiast o tym, jak czuł się Louis już nikt nie myślał, kiedy, mimo chęci płaczu, śmiał się najgłośniej.

To Zayn był pierwszym, który się ocknął i jeszcze na moment spojrzał na przyjaciół, nim mocniej naciągnął na siebie czapkę i wskazał skinieniem głowy w stronę odchodzącego szatyna.

- Pogadam z nim, zostawcie nas samych.

- Ja nie chciałem... - szepnął Styles ze łzami w oczach.

- Wiem.

Malik już nie czekał na odwiedź, tylko szybko pobiegł za Tomlinsonem. Miał przed sobą trudną przeprawę przez swego rodzaju burzę, jaka szalała w sercu Louisa, ale kto w tamtej chwili mógł ją lepiej uspokoić, niż on? Byli dla siebie, jak bracia, a bracia nie zostawiają siebie, nawet jeśli dzieli ich ogromny mur.

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

Przepraszamy za dłuższą nieobecność :<

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top