Rozdział 4. I dlatego też Zayn był tą czarną owcą w rodzinie.
Są dźwięki, które z natury nie znosimy. Często jest to chociażby dzwonek budzika z rana, kiedy leżymy pod ciepłą kołderką i śnimy o lepszym świecie, płacz dziecka, gdy pragniemy ciszy oraz relasku, czy krzyków od strony najbliższych, łamiących nasze serca. Zayn nade wszystko nienawidził tego słodkiego, miłego głosu matki. Pozornie mogło się to wydać głupie, niedorzeczne. Przecież jego rodzina była idealna - pobożni, zamożni, dzieci uczące się w najlepszych szkołach, uczelniach... Idealny obrazek, którego mogli pozazdrościć mu inni ludzie. Obrazek, którego chłopak się brzydził z całego serca. Owszem, wszystko było perfekcyjne, tak długo aż nikt nie odbiegał od ogólnie przyjętych norm. Dlatego jego rodzeństwo było uwielbiane, gloryfikowane, jeśli wykonywali wszystkie polecenia pana i pani domu. I dlatego też Zayn był tą czarną owcą w rodzinie. Już prawie słyszał w głowie, jak zmieni się ton głosu kobiety, gdy ujrzy go wkraczającego do kuchni.
Poprawił długie rękawy czarnej koszuli, a na twarz przywdział szeroki uśmiech, kiedy spojrzenia wszystkich spoczęły na nim. Sztuczny, jednak na nic więcej nie mógł się zdobyć. Nie chciał dać im satysfakcji.
- Witam wszystkich!
Wokół nastała niezręczna cisza, a chłopak nie był pewny, czy ma zacząć się śmiać, czy płakać z tej sytuacji. W swoim własnym domu czuł się niemal, jak intruz, niechciany gość. Porwał z talerza jedną z kanapek i posłał wszystkim buziaka, byleby jak najszybciej stąd wyjść. Może to dziwne, ale w szkole czuł się bardziej naturalnie, niż tutaj.
- Może byś usiadł, jak człowiek i zjadł z rodziną? Pamiętałeś o modlitwie? - upomniała go matka.
- Śpieszę się, zaraz mam pierwsze zajęcia, a jeszcze po drodze skoczę po Louisa.
- Pojedziesz, a nie skoczysz - westchnęła. - Nie podoba mi się ten cały Louis, sprowadza cię na złą drogę. A Liam? Dawno nie widziałam go u nas, a to taki dobry chłopak. Mam nadzieję, że nie pokłóciliście się?
Zayn prawie prychnął, słysząc te słowa. Oczywiście. Payne zawsze był tym ulubionym przyjacielem, a czasami brunetowi przychodziło do głowy, że może jego rodzice żałują, iż to nie on jest ich synkiem. Przynajmniej nie mieliby z nim takich kłopotów.
- Oczywiście, że nie. Po prostu wolimy spędzać czas u niego, niż tutaj.
- Fakt, też bym się źle czuła w takim błaganie, jaki panuje w twoim pokoju...
- Dzięki. Dobra, to ja znikam, bawcie się dobrze beze mnie.
Safaa wyglądała, jakby chciała coś dodać, lecz w ostatniej chwili zaniechała swoich planów i jedynie nieśmiało odwróciła wzrok. Prawdopodobnie nie było to coś, co nie powinno dotrzeć do uszu wciąż milczącego ojca, czy wyraźnie oburzonej matki. Jak wróci do domu, to porozmawia z siostrzyczką.
Szybko pobiegł do samochodu, po drodze kończąc kanapkę i ruszył spod domu. Ledwo wyjechał na ulicę, a nagle jakby powietrze stało się lżejsze, wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią. Odpiął guzik pod szyją i już spokojniejszy po chwili zaparkował pod domem Tomlinsonów. Zatrąbił klaksonem, informując tym przyjaciela, że już dotarł na miejsce, a już po minucie drzwi wejściowe stanęły otworem. Zobaczył jeszcze z jak szatyn całuje mamę w policzek na pożegnanie i z szerokim uśmiechem biegnie do niego. Podobny gest zagościł na ustach Malika, kiedy pani Jay pomachała mu na przywitanie, na co odpowiedział jej skinieniem głowy. Zazdrościł przyjacielowi takiej rodziny.
- Hej, stary! - przywitał się Louis i poklepał bruneta po ramieniu. - Życie mi ratujesz! Nie wiem, dlaczego mój nie chciał odpalić, myślisz, że Liam mógłby zerknąć na niego później?
- Na pewno - mruknął mało wyraźnie Zayn, większą uwagę poświęcając drodze. Chłopak uwielbiał szybką jazdę, a tereny zamieszkałe przez ludzi i przede wszystkim dzieci strasznie go frustrowały, ale musiał to jakoś przeboleć. - Może nawet po szkole, hm? Też bym wpadł.
Tomlinson westchnął, domyślając się głównej przyczyny, dlaczego Zayn nie chce wracać szybko do domu, lecz tym razem musiał pokręcić głową.
- Sorki, ale nie dam rady. Jestem umówiony na randkę.
Wzrok Malika na moment spoczął na Louisie, a na usta zakradł się delikatny uśmiech. Interesujące...
- Z tym pierwszakiem?
- Harrym. Tak. Jest uroczy, ale bardzo skryty... Będę musiał jakoś spróbować do niego dotrzeć.
- A gdzie idziecie...? Nosz...! - warknął cicho, kiedy światło się zmieniło na czerwone. Poranek zaczynał się zajebiście. Przynajmniej mógł wykorzystać tę chwilę na podwinięcie rękawów koszuli, która skutecznie chowała wiele z jego tatuaży. Oczywiście rodzice wiedzieli o niektórych, czego nie dało się ominąć, ale wciąż większość ukrywał przed ich spojrzeniami, aby uniknąć wielu awantur. Pragnął już wyjechać na studia i mieć tych wszystkich pseudo idealnych ludzi daleko za sobą.
- Kawiarnia. Bezpiecznie. Słuchaj... jak jest wege, to nie będzie pił normalnego mleka?
- To zależy od tego, jak bardzo radykalny. A co?
- Zastanawiam się, czy w razie czego w Terry's podają te sojowe rzeczy.
Malik wzruszył ramionami i w końcu ruszył pod szkołę. Fakt, iż Louis tak się przejmował komfortem tego chłopaka częściowo go rozczulał, o ile można mówić o słowie uroczy w kontekście Tomlinsona.
- Spytaj go, czego nie je i tyle. Później będziesz się martwił.
- Może masz rację...
- Poprawka - dla podkreślenia wagi swojej wypowiedzi, uniósł palec do góry - ja mam zawsze rację.
Szatyn spojrzał z powątpiewaniem na przyjaciela i pokręcił głową. To że raz wpadł na dobry pomysł, jeszcze niczego nie świadczy. Louis może i nawet napisałby do Harry'ego, ale ostatecznie zdecydował, że będzie to świetny pretekst, aby zagadać do niego na żywo.
Już pod budynkiem Zayn ujrzał zaparkowany samochód Liama, co od razu polepszyło mu nastrój. Teoretyczne chłopak wysłał mu zaraz po obudzeniu zdjęcie swojej zaspanej twarzy, życzył mu miłego dnia oraz obiecał buziaka, jak się spotkają w szkole, jednak teraz miał już stu procentową pewność, iż będzie na zajęciach. Potrzebował go przytulić i usłyszeć, że jest piękny i ważny. Może było to bardzo próżne, lecz takie proste zdania podniosły mu samoocenę, sprawiały, że czuł się istotny, a nie zawsze o tym pamiętał. Szczególnie po rozmowie z rodzicami. Dlatego prawie wbiegł w ramiona Liama, kiedy ujrzał go pod klasą matematyczną, rozmawiającego z Mayą. Tak bardzo zdążył się stęsknić...
Louis zaśmiał się cicho, obserwując swoich przyjaciół, przytulających się na przywitanie. Zayn mógł budzić respekt, a jego wzrok, jakim obdarzał obcych sprawiał, że ludzie woleli z nim nie zadzierać. Wręcz słyszał, że w niektórych kręgach był uważany za bad boya - co swoją drogą bawiło Tomlinsona. A jednak w momencie kiedy pojawiał się Payne, z tego groźnego, niedostępnego chłopaka, stawał się potulny, jak baranek. Co miłość robi z ludźmi...
- Tommo, hej! - szatyn uścisnął rękę z Louisem i objął ukochanego w pasie. - Co tam?
- Słuchaj, mógłbyś wieczorem zajrzeć mi pod maskę, bo coś rano samochód nie chciał mi odpalić.
- Tak, pewnie. Dlaczego nie po szkole?
- Nasz Louis ma dzisiaj randkę - powiedział Zayn przesłodzonym głosem i spojrzał za przyjacielem. - Która akura wchodzi do szkoły.
Na twarzy Tomlinsona zagościł szeroki uśmiech, kiedy ujrzał Stylesa. Chłopak wyglądał na nieco zagubionego, niepewnie rozglądał się po numerach klas i co chwilę zerkał na telefon. A szatyn był dobrym kolegą i musiał mu pomóc, prawda?
- Cześć, Bambi - zagadał, kiedy młodszy mijał ich ze wzrokiem uparcie wbitym w wyświetlacz. Zaśmiał się cicho, widząc jak podskoczył przestraszony i nieśmiało na niego spojrzał.
- Cześć...
- Hej! - wtrącił się Malik. - Jestem Zayn, a to Liam - wskazał na ukochanego.
- Uhm... Harry. Miło mi.
- Zgubiłeś się? Może pomogę? - zaoferował się Louis i mimowolnie się uśmiechnął na widok tego rumieńca.
- Nie wiem, gdzie mam historię...
- Oh, jak chcesz, to mogę cię zaprowadzić. Przy okazji mam do ciebie dwa pytania
Harry w pierwszym odruchu chciał odmówić, ale ostatecznie zdecydował wykorzystać okazję, aby oswoić się z szatynem. Dlatego nieśmiało skinął głową i z trudem zdecydował się spojrzeć starszemu w oczy.
Malik zaśmiał się cicho, obserwując jak przyjaciel odszedł z dłonią ułożoną na dole pleców Stylesa. Uśmiechał się przy tym lekko i coś do niego mówił, natomiast młodszy wyglądał na bardzo onieśmielonego. Harry zaciskał mocno rękę na pasku torby i co chwilę przygryzał wargę, ale wyginał przy tym lekko kąciki ust do góry, co tworzyło naprawdę uroczą całość. Nie brał tej relacji bardzo poważnie, w końcu jeszcze za dobrze się nie znali, lecz ładnie razem wyglądali.
- Myślisz, że coś z tego będzie?
- Nie wiem, Zee - odpowiedział Liam i ucałował bruneta w policzek. - Ale wiem, że mama zaprasza cię do nas na obiad. Nie odmówisz?
- Oczywiście! Karen może już szykować kolejny talerz.
Zayn nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, cisnącego mu się na usta. Może w domu był niemile widziany, lecz chociaż u rodziny swojego chłopaka zawsze mógł liczyć na zrozumienie i miłość. Wielokrotnie zazdrościł Liamowi takich rodziców, jednak ukochany po tym powtarzał mu, iż są jedną rodziną tylko jeszcze nie ma tego na papierku. Sprawiał tym, że serce Malika biło kilkadziesiąt razy szybciej, jednak nie zawsze tylko z ekscytacji. Chłopcy znali się jeszcze od przedszkola, wiedzieli o sobie niemalże wszystko, parą zostali już kilka lat temu i pasowali do siebie, jak nikt inny, więc nikomu nie przyszłoby do głowy, że mogliby spędzić resztę życia z kimkolwiek innym. A jednak Zayn bał się tego, jak jego mocno religijna rodzina miałaby zareagować na homoseksualistę, a co dopiero ich ewentualny ślub. Nie chciał udawać kogoś kim nie jest, lecz czasami musiał siedzieć cicho.
- Na pewno się ucieszy. Szczególnie, że planowała zrobić zapiekankę.
- Kusisz. Chyba w najbliższym czasie się do was przeprowadzam - zaśmiał się Zayn. Choć może nie był to szczery śmiech, a chłopak naprawdę chciał w końcu opuścić rodzinne gniazdko i zacząć żyć swoim życiem.
- Być może taki był mój plan - szepnął Liam i puścił oczko.
- Osz ty przebiegły!
Payne chciał coś dodać, ale akurat zadzwonił dzwonek, więc jedynie wzruszył ramionami i wskazał przed siebie.
- Ahoj przygodo.
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚
Zastanawiamy się, czy nie poprawić tych poprzednich rozdziałów, czy są w porządku i nie wymagają sporej korekty?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top