Rozdział 37. Oh, z kim mnie zdradzasz?

Zayn mógł być dziwny, lecz nienawidził okresu świątecznego. I to nie tak, że same Boże Narodzenie było złe, czy tym bardziej wolne od szkoły. Naprawdę. On zwyczajnie nienawidził tej samotności, jaką wtedy odczuwał, a z każdym rokiem było tylko gorzej. Liam wyjeżdżał do Wolverhampton, Louis spędzał dużo czasu z rodziną i to że w tym roku przybyło mu dwóch przyjaciół nie polepszało jego sytuacji, gdyż Niall również przebywał daleko w Mullingar, a Harry'ego nawet nie było sensu pytać skoro miał szlaban. Oczywiście wszyscy na grupie życzyli sobie wesołych świąt, wysłali zdjęcia ze spotkań rodzinnych oraz prezentów - nic nie przebiło Louisa w sweterku od niego z napisem I'm not short, I'm elf size - a przy tym wyglądali na tak szczęśliwych... Jako jedyny nie chciał uczestniczyć w rozmowie na kamerkach, bojąc się, że w pewnym momencie się rozpłacze; przecież nie chciał robić scen, psuć humoru innym. To nie ich wina, w jakiej rodzinie się urodził. I to nawet nie chodziło o ich wyznanie, nie zależało mu na obchodzeniu umownej daty urodzin jakiegoś mężczyzny, który umarł prawie dwa tysiące lat temu. Po prostu wtedy zawsze bardziej odczuwał brak miłości ze strony najbliższych.

Po świętach przesiadywał dnie w pracy, a wieczory u Louisa, raz nawet wprosił się na trochę do Stylesa, kiedy Anne była poza domem, byleby tylko zapomnieć o tym wszystkim. Pragnął jak najszybciej polecieć do Ameryki i uciec od tych kłótni, krzywych spojrzeń, obelg lecianych w jego kierunku. Jedynie Liam jakkolwiek potrafił studzić jego emocje, był też kimś, do kogo zawsze mógł uciec, kiedy robiło gorąco, lecz przecież chłopak był za daleko...

Z ulgą witał Sylwester, mając na uwadze, iż za dwa dni wróci Payne. Akurat kończył pracę, zaraz zamykali salon i już planował w głowie, jak bardzo się upije w samotności przy głośnych dźwiękach muzyki. Tylko na co postawić? Tequila, whisky, wódka... Tak wiele możliwości, by się znieczulić!

- Jak tam plany na imprezę, Zee? - zagadał jego szef, sprzątając wszystko ze stołu.

Malik szybko przeanalizował wszystkie standardowe kłamstwa w poszukiwaniu najbardziej prawdopodobnego, ale nagle został wybawiony przez kolejne dwie osoby, które zjawiły się w salonie dosłownie w ostatniej chwili.

- Już zamykamy! - krzyknął Malik z mopem w rękach. Chciał już się upić do nieprzytomności, a nie bawić igłą.

- Nie zrobisz wyjątku dla przyjaciół? - spytał Tomlinson, uśmiechając się od ucha do ucha.

I Zayn nie mógł powiedzieć, że jest bardzo zaskoczony, bo u niego większość tatuaży było wykonywane spontanicznie. Bardziej nieoczekiwany był widok Stylesa u jego boku. Harry wzruszył ramionami z przepraszającą miną, prawie od razu wycofując się za swojego chłopaka, nim zdenerwowanie tatuażysty mogło się w jakikolwiek sposób na nim odbić.

- Nie mogłeś wcześniej? I Hazz nie ma przypadkiem kary?

- Powiedzmy, że oficjalnie jest ze swoim ojcem - odparł Louis z dumą w głosie. - A teraz przybyliśmy z prośbą o tatuaż.

Malik westchnął cicho, nawet nie kryjąc niezadowolenia. Pewnie gdyby to był ktokolwiek inny, już by go wypchnął za drzwi, ale dla przyjaciół miał jeszcze resztki szacunku, dlatego wciąż ich słuchał.

- Obaj?

- Tak...? - szepnął Harry. - Uh... Ale jeśli już musisz... jeśli już zamykacie, to możemy innym razem...

Zayn ponownie westchnął, lecz tym razem oszczędził im spojrzenia pełnego dezaprobaty. Zawsze to kilka dodatkowych funtów w kieszeni... Opadł na fotel, podpierając ręce o kij i patrząc na chłopaków przez chwilę w ciszy. Przyglądał się im twardym wzrokiem, jednocześnie wyglądając tak dumnie i pewnie, że nawet Louis był zmuszony odrobinę zgarbić ramiona, nie chcąc z nim konkurować. I jeśli było to możliwe, zaczął się poważniej zastanawiać, czy chce mu dodatkowo przeszkadzać.

- Byle coś małego, nie mam dla was całej nocy.

Pomyśleć można, że nagle w całym salonie zeszło napięcie. Nawet Alex, szef, czuł respekt przed Zaynem, a co dopiero jakiś dwóch nastolatków. Był niekwestionowanym królem tego miejsca.

- A ty jesteś pełnoletni? - zagadał właściciel lokalu. Chłopak Louisa wyglądał bardzo młodo i z czystym sumieniem mógłby mu dać z piętnaście lat i, jeśli okaże się, że dużo się pomylił, byłby szczerze zaskoczony.

- Uhm... Ja... To znaczy nie... nie jestem, ale...

- Biorę za niego odpowiedzialność - wtrącił się Zayn i wskazał na fotel, gdzie posadził Harry'ego. - To jaki macie plan? Błagam, coś na najwyżej pół godziny. A może jakąś kropkę?

Harry nieśmiało przycupnął, z każdą kolejną sekundą czując się coraz bardziej nieswojo. Wiedział, że przeszkadzał i zdawać by się mogło, iż każdy jego mięsień to potwierdzał, napinając się w gotowości do ucieczki. Może nawet już by stał przy samochodzie swojego chłopaka, lecz dłoń bruneta na jego ramieniu ciążyła, jak ręka jakiegoś siłacza, uniemożliwiając mu to. Nawet nie był pewny, czy dostał pozwolenie by oddychać, jednak nie miał dość odwagi, by odezwać się z tym pytaniem.

Za to Tomlinson nie wyglądał, jakby miał się długo przejmować swoim przyjacielem i z radością zarzucił ramię na jego barki.

- Właściwie to ja chciałem coś dużego, ale Hazz nie chciał marnować twojego czasu, a poza tym nie byliśmy umówieni, więc zostaliśmy przy czymś, jak połówki serca. Gdzieś tutaj - dźgnął Malika w pierś. - Zgoda? A w ogóle, gdzie się tak spieszysz? Nie chcesz do nas dołączyć?

Zayn w odpowiedzi prychnął pod nosem i zaczął szykować sprzęt. Nie był w najlepszym nastoju i raczej nie nadawał się na kompana do zabawy, cokolwiek by nie planowali.

- Mam plany, może innym razem.

- Oh, z kim mnie zdradzasz? - spytał Louis ze smutnym wyrazem twarzy.

- Liamem. Całe życie.

Tomlinson pokazał przyjacielowi środkowy palec i już szukał w głowie jakiejś riposty, kiedy nagle coś sobie uświadamił.

- Czekaj... Liamem? Wraca wcześniej? I nic mi nie mówił?

Tatuażysta wywrócił oczami, nie chcąc drążyć tematu. Jeśli tak myśli, to nie będzie go wyprowadzać z błędu. Po prostu przystąpił do swojej pracy, odcinając się od tęsknoty, rodziny, swoich myśli. Każdy jego ruch był dobrze wyważony, pewny, a nikt już nie śmiał mu przeszkadzać, zagadywać, czy w jakikolwiek inny sposób utrudniać zadania. Żeby poszło sprawniej, Alex zajął się Tomlinsonem, kiedy Zayn nachylał się nad Harrym z maszynką w ręce, wcześniej jeszcze kilka razy pytając chłopaka, czy jest pewny swojej decyzji. Gdy Malik kazał mu się rozbierać, dezynfekował jego skórę, czy też smarował go maścią mającą na celu zmniejszyć ból, na nowo zaczynał się nad tym zastanawiać, lecz ostatecznie za każdym razem odpowiadał twierdząco.

Nie obyło się bez łez, ale sam proces tatuowania przebiegł bardzo szybko i już wkrótce obaj mogli z ulgą zakładać swoje swetry oraz kurtki, zasłaniając tym zaczerwienioną, ofoliowaną skórę, by z uśmiechem zapłacić za wykonaną usługę. Choć to właśnie Zayn najbardziej cieszył się z końca pracy oraz wizji samotnego picia.

Z kolei Louis i Harry zadowoleni wrócili do samochodu szatyna, cały czas szeroko się uśmiechając. Szczególnie Styles był podekscytowany nowym tatuażem i już nawet wcześniejsze obawy, czy wątpliwości przestały być odczuwalne chociażby tylko w najmniejszym stopniu. Cały czas jego ręka ciągnęła w kierunku miejsca, gdzie pod warstwą ubrań skrywał połówkę serca. Nagle obrócił się w stronę swojego chłopaka, żeby jeszcze raz podzielić się z nim swoim szczęściem, zaraz niezadowolony wydymając wargi, kiedy Louis zamiast nim, interesował się swoim telefonem.

- Co robisz?

- Piszę do Liama. Poczekaj chwilę, słoneczko.

L: Dlaczego nic nie mówiłeś?

L: Za kogo ty się w ogóle uważasz?

L: Żeby mi Louisowi Tomlinsonowi nic nie powiedzieć?! Zawiodłem się na tobie

Li: Stary o co ci chodzi?

L: O to że jesteś z Londynie i nic nie mówiłeś

Li: Co ty pieprzysz? Nie jestem w Londynie

L: Nie kłam. Zayn się wygadał. Sorry!

Li: Co powiedział?

L: Że nie chce spędzić ze mną i H czasu bo ma plany i że to z tobą nas zdradza

Li: Ohh

L: Nie ohh tylko tłumacz się

Li: To była BARDZO spontaniczna decyzja

Li: I dopiero jestem w drodze. Korki itd

L: Ta jasne. Co jeszcze?

Li: Wybacz?

L: Zastanowię się

L: Pa

Li: ✌

- Wyobrażasz sobie, że ta wredota próbowała mi wmówić, iż nie wybiera się do Zayna? - prychnął Louis i dla zaakcentowania swojego oburzenia rzucił telefon na tylne siedzenie.

- Hej, czy to naprawdę tak duży problem? - szepnął Harry. Oparł głowę o ramię szatyna, spoglądając na niego spod swoich długich rzęs. Jego oczy z tej pozycji zdawały się być większe, niż normalne, a loczki od wilgoci jeszcze bardziej się puszyły, tworząc naprawdę uroczą całość. I być może Tomlinson przyglądał się swojemu chłopakowi trochę dłużej, niż jest to uznawane za normalne, lecz w jego mniemaniu nikt nie mógł mu tego zarzucić, skoro umawiał się z tak śliczną istotką. Harry był, jak dzieło sztuki, które wymagało dużej uwagi, by móc skupić się na każdych jego detalach. Ocknął się dopiero, kiedy jego mniejsza ręka zetknęła się z tą bruneta, a zimny prąd przebiegł wprost od jego palców, aż przez całe ramię.

- Zimno ci? Dlaczego nie mówiłeś? Czekaj, podkręcę ogrzewanie. - Ucałował wierzch dłoni bruneta i przekręcił odpowiednie pokrętło by cieplejsze powietrze mogło zacząć ogrzewać wnętrze samochodu. - I nie jestem na niego zły tak na poważnie. Po prostu czasami muszę pomarudzić, żeby nie wyjść z wprawy - dodał i puścił mu oczko. - To gdzie chcesz spędzić ostatnie godziny tego roku?

- Uhm... A jeśli... Jeśli chcesz, oczywiście! Wiem, że jest zimno, noc i w ogóle... Uh... Po prostu... - Harry wziął głęboki wdech i pierwszy raz od kiedy próbował wydukać propozycję, spojrzał na Louisa. Wbrew jego obawom, chłopak nie wyglądał na poirytowanego jego zachowaniem, a jedynie czule się uśmiechał, dając mu tyle czasu, ile potrzebuje. To dodało brunetowi trochę odwagi, by w końcu wydukać odpowiedź: - Może po prostu pójdziemy się przejść ulicami... Londynu? Bo... Bo nigdy nie byłem tak całkiem w nocy, a dzisiaj pewnie... Pewnie będzie pięknie. I obejrzymy fajerwerki nad Big Benem?

Z przygryzioną wargą przyglądał się swojemu chłopakowi, próbując cokolwiek wyczytać z tej zamyślonej miny, lecz na nic się zdały jego starania.

- Hm... Jeśli bardzo ci zależy, to możemy, ale...

- Nie, nie! - wtrącił się pospiesznie.

- Ale do północy zostały trochę ponad cztery godziny i boję się, że do tego czasu naprawdę bardzo zmarzniemy. Możemy się na trochę przejść, tylko później będziemy musieli znaleźć jakąś ciepłą kryjówkę oraz zajęcie i najwyżej wrócimy bliżej dwudziestej trzeciej?

Harry podekscytowany skinął głową i szybko cmoknął wargi swojego chłopaka w podziękowaniu. Zapiął pasy gotowy do drogi, wzrok mając cały czas skupiony na łagodnym profilu chłopaka. Pragnął by Louis już zawsze był tak spokojny, szczęśliwy, zrelaksowany, a żaden problem nie trapił jego przystojnej główki. Tomlinson zawsze się o niego zatroszczył, dbał o komfort, sprawiał, że był szczęśliwszy, pewniejszy siebie i Harry pragnął zrobić cokolwiek, by naprawdę pomóc chłopakowi, a nie tylko pocieszać w chwilach smutku. Tak naprawdę był gotów nawet przełamać cały swój strach i skontaktować się z jego biologicznym ojcem, żeby wygarnąć mu takie traktowanie własnego syna i ranienie go, lecz nie miał adresu, ani numeru telefonu, co skutecznie powstrzymywało go od tego. Louis mógł mówić, że nie zależy mu na mężczyźnie, lecz Harry nie był głupi i widział, jak czekał na kolejne spotkania, by jakkolwiek nadrobić stracony czas. Mógł się zachowywać, jak największy cham, lecz nie wynikało to z nienawiści, a raczej strachu. Jak widać nie do końca nieuzasadnionego, gdyż w te święta, a przy tym urodziny dostał jedynie jakąś wiadomość z życzeniami i na tym zaangażowanie rodzica się kończyło. Jak można dawać swojemu dziecku nadzieję, zaraz tak okrutnie odtrącając? Już wolał swoją nadopiekuńczą mamę.

Nim się obejrzeli, Louis zaparkował samochód w okolicy Tamizy, a chłopcy mogli wspólnie udać się na krótki spacer. Tomlinson lubił noc, te chwile, kiedy z ulic znikały te wszystkie nudne, zmęczone życiem twarze, a z tłumów zostawały tylko pojedyncze osoby - często te skore do zabawy, imprezy, czy też po prostu nocne marki. Kiedy zachodziło słońce, ludzie być może zaczynali się czuć bardziej bezkarnie, jakby to ta gwiazda reprezentowała oko Boga, a po jego zamknięciu mogli się odstresować. Niezawsze było to dobre, gdyż nie tylko szczerość wychodziła z innych, ale też najdziksze instynkty, lecz póki nikt nie chciał go okraść, czy też zamordować nie zamierzał narzekać. Lecz nijak jego fascynacja światem po zmroku nie miała się do Harry'ego, którego oczy lśniły bardziej, niż latarnie uliczne, a usta wyginały się w pięknym uśmiechu, kiedy rozglądał się dookoła. Co chwilę ściskał mocniej dłoń Tomlinsona, gdy tylko jego wzrok skupiał się na czymś, a przeważnie szybki krok nagle nabrał lekkości, swobody.

Prawie by się przewrócił, kiedy Styles nagle przystał w miejscu, pozostając skupionym na ulicznych grajkach. O tej porze powinni się zbierać, ale pewnie w ten szczególny dzień odrobinę dłużej zostawali, by obdarować innych swą muzyką, a przy tym zarobić parę funtów. Uśmiechnął się, widząc, jak loczki chłopaka podskakiwały, kiedy poruszał głową w rytm melodii, natomiast w jego umyśle już powstawała kolejna myśl.

Harry uchylił usta, kiedy nagle został pociągnięty trochę na bok od tłumu, lecz wciąż na tyle blisko mężczyzn z instrumentami, by wszystko wyraźnie słyszeć, a Louis przed nim zaczął kręcić biodrami wraz z muzyką.

- Zatańczysz?

- C-co?! Zwariowałeś? Tutaj?

Louis wywrócił oczami, ale nie zaburzyło to jego radosnego uśmiechu.

- Odpręż się. Dlaczego nie? Nie podarujesz mi noworocznego tańca? Skup się na mnie, na tym, co grają, a nie na ludziach.

Styles pobladł, całkiem nieruchomiejąc. Nie ma mowy. Przecież oni wszyscy go wyśmieją, był tego pewny. Nie potrafił, nie miał poczucia rytmu, a jego ciało nie współgrało z umysłem. To się nie mogło udać. Nie on. Nawet sam w domu nie potrafi, a co dopiero w centrum Londynu! Czuł nieprzyjemne mrowienie na całym ciele, a żołądek ścisnął się, wywołując lekkie mdłości, co głównie było spowodowane stresem oraz lękiem.

- Nie... Nie ma mowy. Nie ja. Wybacz...

- Harry...

- Nie. Nie chcę. Nie potrafię. Proszę.

Tomlinson od razu przystał w miejscu, kiedy dostrzegł cień paniki w jego zielonych oczach. Przyciągnął chłopaka do siebie i mocno przytulił, szepcząc ciche przeprosiny. Może faktycznie to jeszcze nie czas... Powinien działać bardziej powoli i pozwolić swojemu kwiatuszkowi rozwijać się we własnym tempie.

- W porządku, słońce. Nie teraz. Chcesz jeszcze posłuchać ich, czy idziemy dalej?

- Dziękuję... Bardzo, bardzo dziękuję... Przepraszam, ale potrzebuję dużo czasu i... To jeszcze nie teraz? Może kiedyś... Kiedyś zatańczę z tobą w centrum Londynu w godzinach szczytu, mając tych wszystkich ludzi dokoła... gdzieś. Obiecuję.

Szatyn uśmiechnął się lekko na moment przed tym, jak złożył na ustach swojego chłopaka czuły pocałunek.

- Trzymam za słowo.

***

Liam zaparkował pod domem Malików już dwie godziny po rozmowie z Louisem, co było prawdziwym rekordem skoro normalnie z Wolverhampton do Londynu miał mniej więcej trzy. Być może mocno przesadzał z prędkością na drodze, lecz nie potrafił choć na chwilę zwolnić do przepisowej prędkości, kiedy musiał szybko zobaczyć się z Zaynem. Nie zastanawiał się nad tym wszystkim, gdy naciskał dzwonek, a jedyne co to błagał by chłopak był faktycznie w domu.

- Oh, Liam. Witaj - przywitała się Tricia. - Co ty tutaj robisz tak późno?

- Dzień dobry. Przyjechałem do Zayna.

Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie i odsunęła, by mógł swobodnie wejść do środka. Payne od razu to uczynił, uciekając przed mroźnym, grudniowym powietrzem i prawie odetchnął z ulgą, kiedy drzwi się za nim zatrzasnęły. Chłopak szybko zdjął kurtkę oraz buty, cały czas czując na sobie wzrok pani domu, co było naprawdę uciążliwe; był jednak na tyle dobrze wychowany, by nie zwracać jej uwagi.

- Przepraszam, jeśli się narzucam, ale...

- Ależ skąd! Wiesz, że jesteś tutaj zawsze mile widziany. Mógłbyś częściej przychodzić, zawsze tak dobrze nam się rozmawiało. Yaser jest na pewno tego samego zdania, tylko teraz śpi, dlatego nie przyszedł.

Liam naciągnął bardziej rękawy szarego swetra, by zasłonić tatuaże na dłoniach i uśmiechnął się wyraźnie zakłopotany słowami kobiety. Pragnął tylko pójść do pokoju na piętrze, z którego dobiegła głośna muzyka. Motionless in white? Niewykluczone.

- Nie chciałem państwa budzić, bardzo przepraszam. Pójdę już na górę do Zayna.

- Oczywiście, nie zatrzymuję cię. Przekaż mu od razu, żeby ściszył tę przeklętą muzykę. Już się tego słuchać nie da... Ciebie to nie męczy? Puściłby coś spokojnego, mniej wulgarnego, może sam by spoważniał i dorósł.

- Nie uważam, że mam prawo oceniać czyjś gust muzyczny... - odparł zmieszany. Nie rozumiał do czego prowadziła ta rozmowa, lecz dzięki temu łatwo przypomniał sobie, dlaczego tak rzadko bywał w tym domu. - Ale przekażę, żeby nie puszczał tak głośno.

Tricia wyglądała na zadowoloną i jeszcze tylko życzyła mu dobrej nocy, by zaraz po tym wrócić do swojej sypialni. Payne był takim grzecznym, ułożonym chłopcem; dlaczego jej syn nie potrafił się tak zachowywać?

Liam szybko pobiegł pod odpowiednie drzwi i dość mocno zapukał, by nie mieć wątpliwości, że ten dźwięk przebije się przez głos wokalisty zespołu, którego akurat słuchał. Dopiero za drugim razem Zayn zareagował i ściszył muzykę, choć nie to było celem szatyna. Powiedzenie do trzech razy sztuka okazało się być trafne, kiedy Malik w końcu z rozmachem otworzył drzwi.

- Co z... Liam?

Payne nie miał czasu pomyśleć nad tym, co się dzieje, a został siłą wyciągnięty do pokoju. Nie zdążył się nawet rozejrzeć, kiedy jego usta dość gwałtownie i może nawet częściowo boleśnie zetknęły się z tymi bruneta w pocałunku przesiąkniętym wielką tęsknotą. Jeszcze tylko do jego uszu dotarł dźwięk przekręcania kluczyka, a w końcu z małym opóźnieniem spowodowanym przez szok odwzajemnił pieszczotę. Ujął policzki swojego chłopaka w dłonie i czule pogłaskał je kciukami, czując pod nimi dobrze mu znaną fakturę miękkiej, delikatnej skóry oraz ostrego zarostu, co gdyby był poetą, mógłby przyrównać do natury Zayna. Lecz był tylko zakochanym, młodym chłopakiem, którego jedynymi myślami były te skupione na czerwonych, słodkich wargach kompletnie sprzecznych z gorzkim posmakiem alkoholu na języku.

Potrzebował dłuższej chwili, by w końcu choć odrobinę się odsunąć; przecież chciał porozmawiać. Uśmiechał się z czułością na widok tej naburmuszonej minki oraz mocno, niemal desperacko zaciśniętych piąstek na jego swetrze. Przycisnął usta do czoła chłopaka i objął ramionami, wreszcie czując się to szczupłe ciało zaczęło się rozluźniać.

- Shh... Jestem tutaj i jeszcze nigdzie się nie wybieram. A przynajmniej bez ciebie.

- Co ty tutaj robisz? - szepnął Zayn, mocniej wtulając się w Liama. Nie zdążył wypić, aż tyle, żeby mieć omamy, prawda? Chłopak naprawdę był tutaj w jego pokoju i trzymał go mocno w swoich ramionach?

- Podobno mieliśmy razem spędzić Sylwestra?

- Ja... Louis do ciebie pisał?

Liam uśmiechnął się lekko na markotny ton głosu swojego chłopaka i skinął głową. Zaczął powoli przeczesywać jego coraz to dłuższe włosy, wiedząc, że choć trochę go tym rozluźni. Dyskretne rozejrzał się po pokoju, czekając, aż Malik się uspokoi i w mig dostrzegł kilka zmian. Nie było go tutaj może dwa miesiące, a graffiti nad łóżkiem zdążyło się rozciągnąć już na prawie całą ścianę, tak samo przybyło kilka cytatów na innej, czy też zdjęć, tym razem wzbogaconych o Nialla oraz Harry'ego, a na drzwiach od szafy powstał bliżej nieokreślony malunek, którego ktoś taki jak on nie potrafił zinterpretować. I tylko bałagan w postaci rozwalonych tubek z farbami, pędzelków, kubków, puszek i czego tylko się dało, wciąż pozostał niezmieniony. Wizja wspólnego mieszkania zaczynała być coraz bardziej przerażająca...

- Ale teraz poważne - szepnął Zayn - dlaczego przyjechałeś. Przecież mieliście wracać za dwa dni.

- Skarbie, nie jestem głupi. Ostatnie dni izolowałeś się od nas, teraz odmówiłeś chłopakom spotkania, bo niby się widzimy, wiem jak wygląda twoja sytuacja w domu... Potrafię się domyślić, że coś się dzieje. Nie mógłbym tego zignorować. A teraz powiesz mi, dlaczego pijesz tutaj w samotności?

- Ponieważ tak kurewsko mocno tęskniłem, rodzice traktują mnie, jak śmiecia i mam dość tych sztucznych uśmiechów oraz udawania, że nie boli mnie to wszystko. Odliczam każdy dzień, który mi został w tym pieprzonym domu...

Malik westchnął cicho, kiedy usta Liama na chwilę zetknęły się z jego skórą na skroni, a dolna warga niebezpiecznie zadrżała, zwiastując nadchodzący płacz. Nie chciał się rozklejać przy chłopaku, ani go martwić, lecz tak naprawdę był jedyną osobą, przy której mógł sobie na to pozwolić.

- Zee... Mówiłem, że możesz jechać z nami. Odpocząłbyś od tego, poznał resztę rodziny, byłoby fajnie. Tak myślę.

- Nie chcę się narzucać. Co jeśli mnie nie polubią? Poza tym to nie moje święto, nawet nie jestem pewny, jak to wszystko miałoby wyglądać. Byłoby niezręcznie. To twoi bliscy, ja tam nie pasuję.

- Może nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale moja rodzina to też twoja. Na pewno wszyscy by cię pokochali, zaufaj mi. Wiesz, że nigdy nie przeszkadzasz, a dla moich rodziców jesteś już, jak syn. Cholera, Zayn, mów mi wszystko, jeśli tylko czegoś potrzebujesz. Wszystko, nie tylko kolejną paczkę ciastek albo seksu. Jestem cały dla ciebie i chcę ci pomóc. Nie mogę patrzeć, jak się tutaj męczysz.

Malik nie potrafił już dłużej walczyć z łzami. Z każdą chwilą przybywało ich coraz więcej, a oddech stał się bardziej nierówny i naprawdę już nic go nie obchodziło. Silny szloch wyrywał jakąś cząstkę z jego wnętrza, jakby nie był już dostatecznie pokiereszowany przez życie. Poczuł, jak Payne bierze go na ręce, aby razem z nim pójść na łóżko, nie chcąc już dłużej stać na środku pokoju. Zayn był mu za to wdzięczny i od razu zajął miejsce na jego kolanach, potrzebując tej bliskości cały czas, póki nie wróci do pełni sił. Nagle spod kołdry wydobyło się ciche miałknięcie, a pomarszczona główka wyjrzała spod swojego okrycia.

- Oh, a ja się zastanawiałem, gdzie się schował - zaśmiał się cicho Liam i wciągnął rękę, żeby pogłaskać zwierzaka.

- Olaf! Chodź tu do mnie maluszku! - Zayn szybko zgarnął na wpół śpiącego kota w swoje ramiona. Pocałował go w nosek, a delikatny uśmiech w końcu zagościł na jego ustach. Wciąż płakał, lecz łzy nie były już tak bardzo uciążliwe i powoli zaczął dochodzić do siebie. - Przepraszam, że cię obudziliśmy.

Zwierzak zamruczał cicho i znowu zamknął oczka, najwyraźniej dalej spragniony snu. Zayn uśmiechnął się z czułością, kontynuując głaskanie jego łysej, pomarszczonej skóry na brzuszku.

- Jak się czujesz? - szepnął Liam, obserwując swojego chłopaka.

- Teraz? - Malik spojrzał w oczy szatyna i szybko cmoknął go w usta. - Szczęśliwy. Mam swoje dwie miłości przy sobie, nic więcej mi nie potrzeba. Chociaż... Ja wiem, co przed chwilą mówiłeś o seksie, ale, proszę, kochaj się ze mną. Potrzebuję tego... ciebie - dodał szeptem.

I Liam nie potrafił oprzeć się temu spojrzeniu, nawet gdyby bardzo mu na tym zależało. Jedynie wymownie spojrzał na Olafa, gdyż jego obecność mogła być trochę... krępująca. Zayn od razu zrozumiał sugestię i, mimo całej miłości względem kota, zakradł się do sypialni siostry, która była u koleżanek. Przecież nie chciał demoralizować swojego dziecka...

***

Noc sylwestrową chłopcy spędzili w dużej mierze osobno. Louis jeszcze zabrał swojego chłopaka na bardzo późną kolację, pokazywał mu uroki Londynu, nowe miejsca, a kiedy wybijała północ, przywitał nowy rok całując Harry'ego pod Big Benem... Już minutę później zasłaniając uszy ze strachu przed fajerwerkami. Na szczęście Styles nie śmiał się z niego, tylko mocno przytulił, chroniąc przed głośnymi wybuchami. W tym czasie Zayn i Liam nadrabiali w łóżku wszystkie te dni, które musieli spędzić rozdzieleni. Gdy za oknem niebo rozświetlały pierwsze, kolorowe gwiazdy, Malik dochodził drugi raz, szepcząc co chwilę imię swojego ukochanego na zmianę z wynaniami miłości. W tym czasie Niall w Mullingar grał w gry z kuzynami, wymieniając się anegdotkami ze szkoły i popijając piwo, od czasu do czasu wymieniając wiadomości z nową koleżanką.

Jednak każdy z chłopaków witał nowy rok z myślą, iż będzie to czas wielu zmian...


💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙

Wsm właśnie sobie uświadomiłam, że oczami wyobraźni cały czas widziałam w samochodzie kierowcę chociażby Louisa po lewej, a oni w Londynie i musi zajmować miejsce po prawej... Nie, to nie ma głębszej treści, po prostu dzielę się z wami moimi przemyśleniami

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top