Rozdział 3. Mam cztery sutki

Harry sięgnął po swoją sałatkę, mimo niepewnego wzroku przyjaciela i z powrotem ułożył się wygodnie na poduszkach. Niall od razu asekuracyjnie objął swoją miskę popcornu, wciąż jeszcze nie przyzwyczajony do nowej diety młodszego, choć minął już rok. Naprawdę nie powinien narzekać, bo dzięki temu Styles przestał podkradać mu jedzenie - a był w tym naprawdę niezręczny i beznadziejny - jednak wciąż nie potrafił zrozumieć, jak ktoś może woleć pizzę wegetariaską od tej z mięsem, czy awokado od frytek. Nie ufał takim ludziom. Choć może po części też podziwiał, bo sam nie miał wystarczająco dużo samozaparcia, żeby się na to zdobyć.

- Warzywa nie gryzą - powiedział Harry i nabił na widelec oliwkę.

- Nie dałbym sobie ręki uciąć. Pomidory to rośliny szatana.

- Co? - parsknął śmiechem chłopak. Wiedział o awersji blondyna względem nich, ale takiego absurdu jeszcze nie słyszał.

- No bo popatrz! Mają taką dziwną skórkę, którą trudno ładnie pokroić albo pogryźć, pod nią znajduje się niby niewinny, miękki miąższ... A tu nagle bum i mamy glutowatą, ohydną substancję z nasionami! A jakby tego było mało, to nawet nie wiadomo, czy to owoc, czy warzywo. Hazz, ty lepiej na nie uważaj!

Brunet pokręcił głową, słysząc wywód przyjaciela. A to jego oskarżał o niedorzeczne teorie spiskowe.

- Oczywiście, Nini...

- Nie wierzysz mi?

Młodszy objął Horana ramieniem i przyciągnął do siebie. Chłopak uwielbiał zdramatyzować i chyba musiał się do tego przyzwyczaić, gdyż nadzieja, że kiedyś się to zmieni, zaczęła ulatywać z każdym kolejnym rokiem. Gdzieś w głębi duszy kochał go takiego i potrzebował. Tej głośnej ostoi bezpieczeństwa.

- Wierzę, wierzę. Oglądamy?

- Mhm... Ale najpierw mi powiesz, czy napisałeś do Louisa.

Styles zarumienił się lekko na wspomnienie Tomlinsona. Chciał to zrobić, naprawdę. Jednak zawsze miał bardzo zaniżoną samoocenę i mimo wszystko nie mógł się na to zdobyć. Bo co jeśli starszy przy bliższym poznaniu uświadomi sobie, jak nudny jest Harry? Narobi nadziei i odejdzie? Lepiej, jeśli to zostawi. Poza tym od wczorajszego pierwszego spotkania minęło dużo czasu, szatyn też mógł się odezwać pierwszy; chociażby w szkole, kiedy to mijali się kilka razy na korytarzu. Cóż, być może chłopak za każdym razem odwracał wzrok i przyśpieszał, nim Louis się na to zdobył, ale to nie jego wina. On po prostu pewnie znowu nie byłby w stanie wydukać nic sensownego, jak poprzedniego dnia. I właśnie dlatego zawstydzony swoim dziecinnym zachowaniem poszedł po szkole do Nialla, gdzie miał nadzieję zapomnieć o swoim żałosnym zachowaniu.

- Nie - stwierdził blondyn, widząc jego reakcję. - Dlaczego? Przecież ci się podoba.

- Ale ja jemu nie muszę. Poza tym, co mam niby napisać, hm?

- I dlatego zaprosił cię na randkę - mruknął Irlandczyk i wywrócił oczami.

- Przestań. Nie umiem rozmawiać z ludźmi.

Niall zabrał przyjacielowi telefon z zamiarem zagadania do kapitana w imieniu Stylesa. Skoro chłopak sam nie potrafił, on to zrobi za niego. Jednak, gdy spojrzał na wyświetlacz, od razu na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nawet jeśli szybko stracił urządzenie z rąk, zaśmiał się cicho i wytknął język młodszemu.

- Zgadnij, kto do ciebie napisał.

Harry przerażony wszedł w wiadomości, a jego największe obawy okazały się być prawdą.

L: Hej. Sorki że nie odezwałem się wcześniej ale chyba sądziłem że pierwszy napiszesz

L: Taaaa wiem głupie. W każdym razie co u Ciebie?

- Niall, ratuj.

- Co ja? Musisz wyjść do ludzi i samemu próbować z nimi rozmawiać.

Styles spojrzał na przyjaciela z wyrzutem i niepewne powrócił wzrokiem na telefon. Nawet przeczytanie tego kilka razy nie sprawiło, iż znalazł rozwiązanie swojego problemu. Mógł nie dawać mu numeru i dalej chować się w swojej aspołecznej skorupce.

- I mam to trenować akurat na kimś takim?

- Boże... - szepnął Horan i machnął ręką. - Napisz, że jesteś ze swoim przyjacielem i robisz sobie maraton. Albo nie, bo jeszcze nie będzie chciał nam przeszkadzać. To ogranicz się do tej drugiej części. Wyluzuj, to tylko krótka pogawędka.

Harry jeszcze kilka razy pisał i usuwał wiadomość zanim w końcu ją wysłał. Czasami naprawdę nienawidził swojego charakteru.

H: Cześć. Przepraszam, też mogłem napisać wcześniej. Oglądam serial z przyjacielem

H: A ty? :)

- Po pierwsze, najważniejsze - wtrącił się Niall - nie wysyła się tego typu uśmieszków chyba, że jesteś na kogoś zły albo masz czterdzieści lat i dopiero zaczynasz używać telefonu. A po drugie, miałeś o mnie nie wspominać.

- Dziękuję za pomoc i wsparcie - prychnął.

L: To jak ja z najmłodszym rodzeństwem tyle że my stawiamy na Toma i Jerry'ego xd

H: Oh, to nie przeszkadzam...

L: Nie przeszkadzasz. Maluchy pozdrawiają!

L:

H: Urocze

Harry miał ochotę wyrzucić telefon za okno. Dlaczego z Niallem dyskutował swobodnie na każde tematy, czy te bardziej filozoficzne, ambitne, jak skąd niechęć w ludziach w stosunku do nowych rzeczy, zjawisk, po tak błahe, jak wyższość Coli nad Pepsi - czy w przypadku Irlandczyka Pepsi nad Colą - a z obcymi nie potrafił nawiązać dłuższej rozmowy? I gdyby była to jakakolwiek inna osoba nie byłoby mu może, aż tak przykro, ale Louis spodobał mu się i pragnął przekonać się, czy jego wnętrze jest równie atrakcyjne, co uroda. Był zmęczony swoim tchórzostwem.

- Nini...

- Czasami cię nienawidzę - mruknął Horan, kiedy jego przyjaciel znowu przerwał mu oglądanie Faking it i podziwianie pięknej głównej bohaterki. Nie był pewny, ile razy to widzieli, znali wiele dialogów na pamięć, ale to był ich serial i nikt nie miał prawa tego krytykować. To o Amy fantazjował za młodu, z nią przeżywali problemy sercowe, Shane sprawił, że Harry w końcu zebrał się na wyznanie swojej orientacji, a Styles teraz tak po prostu go olewał. I tak, sam zachęcił go do nawiązania rozmowy z Louisem, lecz wciąż czuł się odrzucony. Tak to zawsze wygląda, kiedy przyjaciel znajduje drugą połówkę? Prychnął cicho i wyrwał młodszemu telefon z ręki, a następnie szybko wystukał ciąg liter.

H: Pójdziemy jutro na obiecaną kawę? x

L: Pewnie. Po szkole?

- Jutro? - wykrztusił Styles. - Żartujesz sobie ze mnie?!

- Musimy cię wrzucić na głęboką wodę, a teraz zamknij się, bo Shane zaraz pozna swojego boksera.

Brunet ostrożnie wziął telefon do ręki, jakby bojąc się, że zaraz wyskoczy z niego monstrualnej wielkości pająk. Jednak o dziwo nic takiego nie nastąpiło, natomiast Louis dalej czekał na odpowiedź. Mimo wszystko chłopak uśmiechnął się lekko, czytając ostatnią wiadomość. Chce się z nim spotkać. Czuł delikatną ekscytację i nie mógł się wygodnie ułożyć, kiedy wciąż po jego organizmie krążyły ogromne ilości endorfin. A to wszystko powodowane perspektywą jego pierwszej randki.

H: Dobrze

L: Jutro w szkole się jakoś zgadamy. Tylko tym razem nie uciekaj jak mała sarenka

H: Ja tylko bardzo się spieszyłem! Wiesz, nowa szkoła, nie wiem gdzie mam lekcje i tak dalej...

L: Jesteś tak cholernie uroczy

L: Na pewno będziemy się jutro świetnie bawić

H: Louis, muszę cię uprzedzić, że prawdopodobnie będę bardzo mało mówić. Przepraszam

L: Czemu?

H: Powiedzmy, że nie jestem przyzwyczajony

L: To w porządku. Jakoś cię rozgadam. Wiesz każdy ma jakiś swój temat

H: Powodzenia

L: A dziękuję dziękuję!

L: Harry chcę iść z tobą na randkę i tak łatwo mnie nie zniechęcisz

H: Nie jem mięsa

L: Podziwiam. Ja za bardzo kocham śmieciowe żarcie

H: Jestem pedanten

L: W sumie przyda mi się ktoś taki. Nienawidzę sprzątać

H: Mam cztery sutki

L: Co? XDD

H: Nieważne

Styles zablokował telefon i ukrył twarz za poduszką. Dlaczego on to napisał? Chciał zniechęcić do siebie Tomlinsona, żeby chłopak sam odwołał spotkanie i ograniczył mu wstydu, a tu zbłaźnił się jeszcze zanim do niego doszło. Dlaczego on zawsze był taki żenujący? Zapragnął już nigdy więcej nie wychodzić z tego pokoju, wyparować. Wzdrygnął się nagle, czując wibracje koło nogi. W pierwszym odruchu chciał to zignorować, jednak ciekawość wzięła górę i w końcu niepewnie otworzył wiadomość.

L: Hej, to w porządku. W sumie chciałbym to zobaczyć

L: Harry jeśli żałujesz że się zgodziłeś (Co brzmi głupio skoro przed chwilą sam zaproponowałeś termin) to powiedz wprost

H: Chcę

H: Naprawdę chcę, ale boję się tego

L: Nie będę się z ciebie śmiał ani naciskał na nic okay? Jeśli wolisz możemy to nazwać koleżeńskim spotkaniem

Ciepło się zrobiło w sercu bruneta na te słowa. Nie rozumiał, dlaczego Louis tak się starał, żeby nie odczuwał żadnego dyskomfortu, czy przymusu, ale cieszył się z tego powodu. Delikatnie przygryzł wargę i uśmiechnął się, nie dostrzegając lekko rozbawionej miny przyjaciela.

- Wpatrujesz się w ten telefon, jak w stoisko awokado.

- Spadaj - bąknął mało dojrzale chłopak.

H: Nie. Randka brzmi w porządku

L: Uf 

L: To do jutra?

H: Do jutra

Chłopak odłożył telefon na podłogę, żeby go nie kusiło i wtulił w przyjaciela, szukając w jego ramionach ratunku. Jak był młodszy, to jego starsza siostra oglądała z nim dużo filmów oraz seriali dla nastolatków. Brunet w trakcie nich dużo narzekał na to, jak głupio postępują bohaterowie, dramaryzują, o ile prościej można było wszystko zrobić, a teraz był w tym samym wieku, co krytykowane osoby i niewiele się różnił swoim zachowaniem. Ten fakt go przerażał.

- Nienawidzę siebie - mruknął cicho.

Niall westchnął cicho i mocniej objął Stylesa. Czuł się fatalnie z myślą, iż nie jest w stanie nic zrobić, żeby pomóc przyjacielowi. Nigdy nie był dobrym doradcą.

- Hej, Hazz, nie mów tak. Jesteś wspaniałym chłopakiem, tylko trochę bardziej nieśmiałym i zakręconym.

- Ta... Ostatecznie idziemy jutro na tę randkę. Może będzie sympatyczne?

Horan zaśmiał się cicho i skinął głową.

- Na pewno będzie... Karma, dlaczego dałaś jej kosza?! - prychnął, patrząc na ekran laptopa.

Młodszy parsknął śmiechem i spojrzał na Nialla.

- Zachowujemy się, jak dziewczyny. Nie uważasz, że powinniśmy coś zmienić?

- Harold, mówi to ktoś, kto ślini się na widok nagich, męskich klat, woli siatkówkę od nogi i podkrada starszej siostrze ubrania oraz kosmetyki, kiedy nikt nie patrzy. Nie masz prawa się mnie czepiać.

- Skąd wiesz?!

- Mam z okna widok na twój pokój, wiesz?

Harry zarumienił się intensywnie i ukrył twarz w szyi przyjaciela. Ten dzień mógł być bardziej niezręczny? A był niemal pewny, że kolejny okaże się jeszcze gorszy dzisiejszego.

💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚

Yeah.. Miały być rzadko, ale cytując królową: rzeczy ważne i ważniejsze. Historia nie należy nawet do tych mało ważnych

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top