Rozdział 28. Skąd ty wytrzasnąłeś te szmaty?
- Kurwa mać, kto to tutaj postawił?!
Zayn wściekły kopnął walizkę, o którą się potknął. Nie dość, że wyjątkowo nie mógł zasnąć, męczył się przynajmniej do trzeciej nad ranem, wyglądał, jakby był u progu śmierci, zaspał przez co nie miał czasu wziąć porządnego prysznica, to jeszcze to. Ten dzień nie mógł zacząć się gorzej i twierdził tak z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa.
- Jak się wyrażasz?! - zaraz odkrzyknął Yaser. - Allah wszystko słyszy.
Chłopak nie mógł powstrzymać się od wywrócenia oczami. Nie rozumiał, jak Harry mógł uważać się za osobę religijną, wciąż pozostając tak inteligentnym i otwartym na wszystko. Patrząc na to, co widywał w domu, na samo wspomnienie jakiegokolwiek boga robiło mu się słabo. I to nie tak, że miał coś przeciwko samej idei jakiejś istoty, bytu, czy jak zwał tak zwał, która stworzyła świat, można się do niej zwrócić o pomoc, a przy tym po naszej śmierci gwarantowała kolejne życie, jeśli będziesz dobry. Wręcz przeciwnie - dawało to wielu ludziom nadzieję oraz ukojenie. On po prostu nienawidził tego, co inni zrobili z tym dla własnych, chorych celów.
- Co to za bagaże?
- Babcia jest chora, musimy do niej pojechać na kilka dni - oznajmiła Tricia. - Wrócimy najwcześniej w niedzielę, dlatego dzisiaj i w piątek musisz zawieźć i odebrać dziewczynki ze szkoły, pilnować, czy się uczą i zrobić im coś do jedzenia. Chociaż raz udowodnij, że jesteś odpowiedzialny.
Malik zacisnął zęby, decydując się przemilczeć ostatnią część wypowiedzi. Jeszcze kilka miesięcy...
- Nie mogliście uprzedzić wcześniej? Mam klienta zaraz po lekcjach.
- Myślisz, że planowaliśmy jej niedyspozycję z kilkudniowym wyprzedzeniem? To tylko tatuaż, jak zrobi następnego dnia, to nic się nie stanie.
Zayn w myślach musiał przyznać matce rację, lecz na głos nigdy by tego nie zrobił, dlatego ograniczył się do prychnięcia pod nosem. Tylko ze względu na babcię nie zamierzał się kłócić, gdyż była to jedna z niewielu osób z jego rodziny, która może nie akceptowała jego dziwactw, ale przynajmniej go szanowała. Przeczesał nerwowym ruchem swoje już trochę przydługie włosy i powoli skinął głową. Coś wymyśli.
- Zostawimy wam trochę kasy, ale mam nadzieję, że będziemy mieli do czego wracać - wtrącił się Yaser i spojrzał wymownie na swojego syna.
Chłopak zdecydował się, że nie da im się sprowokować za żadne skarby, dlatego najzwyczajniej w świecie zignorował jego wypowiedź. Nie ufał sobie, czy po otwarciu ust, niekontrolowane nie opuściłoby ich: nienawidzę cię. Szybko zgarnął ze stołu jabłko i pocałował w czubek głowy dwie młodsze siostry. Już dawno doszedł do wniosku, że tylko ich mu brakowało, jak stąd wyjedzie, lecz nie zamierzał się nad tym rozczulać. Jego spokój był ważniejszy.
- To do zobaczenia, księżniczki. Będę czekał na was pod szkołą.
Zayn prawie nigdy nie palił w samochodzie, ale ten jeden raz musiał. Lubił odrobinę spontaniczności, lecz równocześnie nienawidził, kiedy coś niszczyło jego plany, dzienną rutynę. Luki w jego kalendarzu można było zapełnić w dowolny sposób, jednak nie wolno ruszać tego, co zostało zapisane. Potrzebował czuć kontrolę nad swoim życiem, które tak bardzo inni próbowali zmieniać wedle własnych upodobań i przekonań.
Zajęło mu wypalenie dwóch papierosów i pokonanie całej drogi do szkoły, zanim zdołał się uspokoić na tyle, żeby nie trzęsły mu się ręce. Kiedy parkował samochód, nawet zdołał się delikatnie uśmiechnąć, znajdując w tym ogromny plus. Mogli zaburzyć cały jego harmonogram, jeśli tylko przez chociaż te kilka dni miałby więcej nie słuchać ich złośliwych przytyków, rozmów o jakimś Allahu, czy Mahomecie, ani nie widzieć tych krzywych spojrzeń. Myśl o tym, że nie będzie czuł się, jak śmieć w swoim własnym domu napawała go optymizmem. Może jednak ten dzień nie będzie tak zły, jak zakładał na początku?
- Heja, Zee! - Tomlinson niespodziewanie wskoczył na jego plecy, a chłopak zaczął już poważnie się zastanawiać, czy naprawdę za ponad miesiąc miał skończyć dziewiętnaście lat i, co ważniejsze, czy dożyje urodzin, bo jego kości już szwankowały, a z takimi przyjaciółmi serce może stanąć w każdej chwili. Jakby tego było mało, jeszcze zaczął się robić starym zrzędą. - Co taki uśmiechnięty? Jeszcze nie widzę Liama na horyzoncie.
- Spierdalaj. Nie mogę być po prostu szczęśliwy?
- Nie czuć od ciebie trawą. Gadaj.
Malik wywrócił oczami i zrzucił z siebie szatyna. On nie został stworzony do nadmiernego przemęczania. Nie miał pojęcia, ile waży Louis, ale obstawiał coś pod siedemdziesiąt kilogramów, co tworzyło prawie siedemdziesiąt kilogramów za dużo na jego biednych plecach. Zrobiłby dla nich wiele, lecz są jakieś limity.
- Starzy pierwszy raz od lat zostawiają wolną chatę. Może jestem na nich wkurwiony, że niszczą moje plany, ale chyba na dobrą sprawę nie mogę narzekać.
- Poważnie? Dlaczego?
Brunet wzruszył ramionami i niechętnie rozejrzał się po twarzach uczniów. Prychnął pod nosem, dostrzegając, iż uwaga większości była skupiona na ich dwójce. Nie mieli swojego życia? Chyba czasami wolał pozostać tym anonimowym uczniem, którego nikt nie zauważa. Popularność go nie ekscytowała, kiedy pałał niechęcią do większości ludzi.
- Babcia jest chora. Tyle, że po szkole powinienem jechać do salonu, a zamiast tego muszę odebrać dziewczynki ze szkoły. Oczywiście chętnie spędzę z nimi czas, szczególnie, że jeszcze nie zaraziły się żmijowatością. Doniya niestety już stała się, jak matka... W każdym razie trochę niszczą moje plany. Szkoda, że nie mógłbym zabrać ich ze sobą.
- Ej, ale wiesz, że masz nas, swoich przyjaciół? Możemy ci pomóc. Też wracając jadę po Fizzy i Lottie, to mogę odebrać twoje księżniczki i zabrać na trochę do siebie. Przecież się lubią, to chyba nie będą miały nic przeciwko? A ty w tym czasie wydziarasz klienta i po wszystkim będziesz mógł po nie wpaść. Po kłopocie.
Malik spojrzał z widzięcznością na szatyna.
- Dzięki. To na pewno nie problem?
Louis wywrócił oczami i trącił ramieniem bruneta.
- No jasne, że jest. Proponuję, żeby powiedzieć, że nie mogę. Zayn, nie musisz zgrywać samodzielnego, przecież od czegoś tutaj jesteśmy, tak?
- Czegoś oprócz wypalania mojego zioła i wkurwiania?
Tomlinson uśmiechnął się szeroko i posłał buziaka przyjacielowi.
- Od tego przede wszystkim.
Malik ograniczył się do pokazania mu środkowego palca. Może nawet i by mu coś na do odpowiedział, ale wreszcie dostrzegł swojego chłopaka, rozmawiającego o czymś z Taylor oraz Alesso, nowym nabytkiem ich drużyny piłkarskiej. Nie chciał im przeszkadzać, dlatego jedynie szybko przytulił Liama na przywitanie. Choć prawdopodobnie nawet by się tym nie przejął, dalej wtulając się w bok szatyna, lecz głos Swift działał na niego wyjątkowo drażniąco i nie zniósłby kolejnych minut w jej obecności bez przeklinania, a ostatnio zdecydował się je ograniczyć. Może nie szło mu to najlepiej, lecz liczą się chęci.
Zaraz rozejrzał się w poszukiwaniu reszty przyjaciół, których dostrzegł przy szafkach. Nie potrafił powstrzymać cichego śmiechu na widok sweterka Harry'ego. Grantowego w baranki. Nie miał pojęcia, gdzie on znajdował takie perełki, ale koniecznie musiał mu pokazać. Może nie koniecznie tę rzecz, lecz wierzył, że upolowałby kilka innych interesujących ubrań.
- Odważnie, Hazz - zaśmiał się. - Do kwiatków i brokatu byłem już przyzwyczajony.
Brunet posłał koledze nieśmiały uśmiech i automatycznie bardziej przybliżył się do Louisa. Jakiś czas temu chłopcy zauważyli, że w momentach, kiedy się bardziej stresował, czy też zawstydzał, zawsze szukał bliskości Tomlinsona, jakby ten miał go ochronić przed ewentualną krytyką. I wszyscy byli zgodni do tego, że szatyn uczyniłby to bez wahania, niczym rycerz stojący w obronie swojej niewiasty. Styles od razu się rozluźnił, a na jego policzkach ukazały się głębokie dołeczki, kiedy ukochany uśmiechnął się do niego i odgarnął loczki za ucho. Czasami, kiedy patrzyli na siebie, miało się wrażenie, że znaleźli się w jakimś innym, równoległym świecie, gdzie nie było nikogo poza tą dwójką, ale tak naprawdę nikt nie miał serca sprowadzać ich na ziemię.
Zaraz i Malik przemienił się w szczęśliwe słoneczko, kiedy tylko poczuł ramiona owinięte wokół jego talii oraz delikatny pocałunek na karku. Od razu ułożył swoje dłonie na tych Liama i przylgnął bardziej plecami do ciała szatyna. Wreszcie wszyscy znajdowali się na swoim miejscu. I tylko Irlandczyk pokręcił głową na zachowanie swoich przyjaciół, zajadając się ciasteczkami z masłem orzechowym.
- O czym rozmawiacie? - zagadał Payne, opierając brodę na ramieniu chłopaka. Uwielbiał trzymać go blisko, niezależnie czy było to tylko trzymanie za rękę, przytulanie, czy moment kiedy się kochali. On po prostu był uzależniony od czucia na swojej skórze dotyku tej zawsze cieplejszej, ciemniejszej, od tego zapachu, nie wiedzieć czemu, przywodzącego mu na myśl morską bryzę, lato, czy też od jej słonawego smaku - wielokrotnie próbował bardziej go sprecyzować, do czegokolwiek porównać, lecz zawsze był to tylko Zayn i nic innego nie było choć trochę podobnego. - I robisz coś po szkole?
- O sweterku Harry'ego i owszem, jestem zajęty.
- Oh, praca?
- Mhm, a później jeszcze muszę odebrać siostrzyczki od Louisa... Co najwyżej późnym wieczorem miałbym trochę czasu.
Liam zaskoczony spojrzał na Tomlinsona, który nawet nie zwracał na nich uwagi, próbując namówić Nialla do podzielenia się jedzeniem. Czegoś tutaj chyba nie rozumiał...
- Od Louisa?
- Starzy wyjechali na kilka dni, a po zajęciach mam klienta, więc Tommo zaoferował, że odbierze je ze szkoły.
Nagle Horan zainteresował się ich rozmową, co wykorzystał szatyn, żeby ukraść mu jedno ciasteczko. Harry spojrzał na niego karcąco, ale ostateczne nie wydał chłopaka. Być może głównie dlatego, że dał mu połowę.
- Czekaj, masz wolną chatę? - upewnił się blondyn.
- No. Wreszcie odpocznę...
- To co, mała domówka? - spytał żartobliwym tonem, choć, będąc szczerym, miał nadzieję, że się odbędzie. Może nigdy nie był bardzo imprezowym chłopakiem, lecz najwyraźniej wynikało to z towarzystwa, gdyż z nowymi przyjaciółmi zabawy stawały się o wiele lepsze i godne zapamiętania.
- Uh... Mam dwie młodsze siostry w domu. Nie są małymi dziećmi, ale nie ma mowy, żebym skazywał je na towarzystwo pijanych ludzi. Nieważne, jak kusząca jest to propozycja...
Tomlinson szybko przełknął zdobycz i dyskretnie otarł kącik ust. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wymagałoby to paru tajnych operacji, jednak co to dla nich za kłopot. Nie takie rzeczy się robiło.
- Właściwie, Zee, może przemyśl to? - zaproponował. - Myślisz, że nie chciałby nocować o jakiś koleżanek? Mówiłeś, że rodzice im nie pozwalają, a skoro ich nie ma... - zawiesił sugestywnie głos. - Myślisz, że nie będą chętne?
- W sumie... Spróbuję coś wymyśleć, ale mam jeden warunek - odparł Malik, patrząc prosto w oczy Harry'ego. Chłopak nie był głupi, widział, do czego zmierza i już uchylał usta, żeby zaprotestować, jednak Zayn okazał się być szybszy: - Też pójdziesz? Ten jeden raz.
- Kiedykolwiek odpuścicie?
- Hazz, chociaż na trochę! Będziemy wśród znajomych...
- ...waszych - zauważył.
- ...więc nie masz się czego obawiać. Chociaż zobacz, czy ci się nie spodoba. Nowe doświadczenia! Wiesz, w razie czego możesz się zamknąć w moim pokoju na klucz i nikt nie będzie ci przeszkadzać albo...
- Albo pojechać do mnie - zaproponował Tomlinson. - Jedno słowo i dzwonię po taksówkę i się zbieramy. Nawet nie musisz podawać przyczyny.
- Skąd ty wytrzasnąłeś te szmaty? - Za plecami Harry'ego rozległ się głośny śmiech. - Ukradłeś babci z szafy?
Styles zaskoczony odwrócił się w stronę chłopaka, który wypowiadał te słowa, chcąc się przekonać, czy to faktycznie było skierowane do niego. Niestety - a może gdzieś tam liczył, że to nie ktoś inny jest obrażany - zielone tęczówki rówieśnika wlepione były w jego osobę. Jego policzki od razu zapiekły intensywnie, a cała jego mimika zdradziła, jak urażony się poczuł. Pragnął być, jak Zayn i nauczyć się jego poważnej, obojętnej miny, choć przecież wiedział, że pod tą maską ukrywała się cała gama uczuć, również tych ciepłych, przyjaznych. Jednak ze Stylesa dało się czytać, jak z otwartej księgi i każda jego emocje zdawała się wręcz z niego krzyczeć.
- Coś ci się nie podoba? - warknął Louis.
Timothée wyraźnie już od miesięcy szukał sensacji, powodów do bójki, a szczególnie za cel obrał sobie wszystkich, który byli inni. Kiedy atakował mniej ważnych, mało kto reagował, jednak wciąż o wiele rzadziej czepiał się któregokolwiek z ich piątki, dobrze znając swoje miejsce. Jeszcze. Najwidoczniej atakowanie słabszych już przestawało mu wystarczać?
- Już się tak nie wpieniaj, krasnalu - zaśmiał się nastolatek, delektując się każdym spojrzeniem, jaki czuł na sobie. Każda kolejna mała iskierka, która rozniecała jego ogień, sprawiała, że płonął. I te małe ogniki wyraźnie rozświetlały jego spojrzenie, jeszcze bardziej denerwując Tomlinsona. Miał ochotę jednym ciosem zmyć jego zadowolony uśmieszek i tylko myśl o konsekwencjach oraz duża dłoń Stylesa na jego powstrzymywały go od tego. Niewykluczone, że w innych okolicznościach i miejscu, gdzie nie byłoby tylu świadków już nie stałby tak spokojnie
- Jeszcze jedno słowo, szczeniaku, a porozmawiamy tam, gdzie nie będziesz mógł uciec z podwiniętym ogonem - warknął Zayn, jakby czytając w myślach przyjaciela.
- I co mi zrobisz? Wysadzisz?
Malik zmierzył go wzrokiem z ironicznym uśmieszkiem, dezorientując tym młodszego chłopaka. Pokręcił głową, przyglądając się mu z litością w oczach i bardziej wtulił się w ramiona ukochanego.
- Timmy... Tak ci na imię prawda? Tak więc, Timmy, odpuść sobie. Zaufaj mi, nie masz ochoty sprawdzać. Lepiej wracaj już do swojej budy i nie podskakuj nadto. Po prostu odpuść. Taka przyjacielska rada.
Dzwonek na lekcje skutecznie przerwał ich dyskusje, choć Timothée był pewny, że jeszcze nie na dobre. Nie da za wygraną bandzie pedałów z Irlandczykiem i terrorystą pośród nich. Nie na jego posterunku.
- My musimy lecieć, ale pamiętaj, żeby się nie przejmować taką gadką - powiedział Louis i krótko ucałował wargi Stylesa. - Jesteś piękny taki, jaki jesteś.
Harry uśmiechnął się delikatnie i skinął głową. W oczach szatyna widział tak czystą szczerość, że przez tę krótką chwilę musiał mu uwierzyć w te słowa. Nawet jeśli chwilę później dalej będzie uważał się za dziwnego, niewystarczającego, to przy Louisie przez ten ułamek sekundy zaczynał wierzyć, że jego odmienność może być piękna. Pragnął pewnego dnia spojrzeć na siebie w lustrze i stwierdzić, że kocha tę osobę ukazaną w lustrze mimo wszystkich swoich wad i niedoskonałości.
- Jakby znowu coś od ciebie chciał, to mów - dodał Liam i poklepał go po ramieniu.
- Właśnie. Jak można zarzucać brak gustu przyszłej gwieździe świata mody? - prychnął Niall i przytulił przyjaciela. - Nie warto się nim przejmować.
Harry uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko potrafił, by nikt nie musiał się nim martwić i nie dostrzegł, że w rzeczywistości jednak go do dotknęło. Bo może faktycznie ten sweterek był brzydki, a nie uroczy, jak uważał, kiedy stał z nim w kolejce do kasy? Może powinien w końcu dojrzeć i ubierać się, jak większość jego rówieśników? Wmieszać się w tłum? Może to dlatego nie ma znajomych? Może więcej osób śmieje się z niego za jego plecami? Najchętniej uderzyłby się w tamtym momencie w policzek na opamiętanie, jednak z boku mogło to wyglądać niedorzeczne... Lecz sprawiło to, że w jednej chwili, na przekór wszystkiemu spontanicznie podjął decyzję:
- Zgadzam się. Pójdę na tę imprezę, ale jeśli nie spodoba mi się, to nigdy więcej mnie na żadną nie namówicie.
A Zayn nie przypuszczał, że jedna taka informacja może wywołać tak szeroki uśmiech. Tygodnie przekonywania go wreszcie przyniosły jakiś efekt. Postanowił sobie, że będzie to wieczór, jakiego Harry nigdy nie zapomni.
***
Zayn zaśmiał się cicho z żartu opowiedzianego przez klienta, wciąż pozostając skupionym na wykonywanym tatuażu. To i tak była praca na dwa spotkania, gdyż wymagała dużej ilości detali, ale projekt wyjątkowo przypadł mu do gustu. Chyba będzie mu brakowało tej pracy, swojego szefa, kontaktu z często bardzo interesującymi klientami. Może nie przepadał za ludźmi ze szkoły, lecz poza nią dało się znaleźć kilka fascynujących osób.
- Oh, kurwa... Dlaczego wybrałem miejsce na żebrach - warknął cicho mężczyzna. Wyraźnie w jego oczach zbierały się łzy, ale nie pozwolił im spłynąć na policzki. Nie mógł sobie na to pozwolić, nie był mięczakiem
- Nie marudź. Jesteś facet, czy mały chłopczyk? - prychnął Malik, dalej niemiłosiernie powoli i dokładnie rysując kolejną linię.
- Jesteś najbardziej nieczułym tatuażystą, jakiego znam - zażartował jego szef, który czekał na swojego klienta. Leniwie popijał kawę, podziwiając geometrycznego ptaka, jaki wychodził spod igły Zayna.
- I tak będziesz za mną tęsknić.
- I tutaj mnie masz. Chyba przeniosę studio za ocean specjalnie dla ciebie.
- Uroczo - odparł ironicznym tonem. - Ale mi też będzie brakowało tej roboty. Może poszukam czegoś na miejscu.
- Zdradzisz mnie?
Malik posłał mężczyźnie buziaka i otarł skórę klienta z tuszu. Już powoli zaczynały go boleć plecy od niewygodnej pozycji, ale tatuaż, jaki się przed nim prezentował był wart poświęcenia. Najwyżej, jak się nie dostanie na studia, to wróci do zawodu. Fakt, iż już w tak młodym wieku miał alternatywę i napawał go spokojem. W tym czasie Liam chodziłby na studia, później jeszcze aplikacja, aż w końcu zostałaby adwokatem, a on dalej pozostałby tym kreatywnym, nieodpowiedzialnym dzieciakiem. Miał już tyle różnych alternatyw, że nie było mowy, żeby nie powiodło mu się w życiu. A jego rodzina dalej uważała go za lekkoducha, który nie przejmuje się swoją przyszłością.
- Od samego początku. Wybacz, ale mam chłopaka... Nigdy nie byłeś nawet na pierwszym miejscu.
- Wolisz Liama ode mnie? - prychnął Alex i zagryzł uśmiech. Będzie mu brakowało tego poczucia humoru Zayna.
- Ma większego.
Klient Malika wybuchnął głośnym śmiechem, przywodzącym na myśl szczeknięcie psa.
- Jesteś całkiem okay, jak na geja.
- Jak na geja? - powtórzył powoli. - Oh, dzięki. Ulżyło mi.
- Nie miałem nic złego na myśli... - zaczął się niezdarnie tłumaczyć, jednak twardy wyraz twarzy tatuażysty nijak się nie zmienił.
Szef wieloletnie powtarzał mu, że powinien być łagodniejszy i bardziej przyjazny wobec klientów, jednak to nie byłby Zayn. Nie zamierzał udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy ktoś właśnie go obrażał. Był jednak profesjonalistą, dlatego bez słowa kontynuował swoją pracę i nakleił na ciało mężczyzny folię ochronną. Może powinien się przyzwyczaić, będąc cztery lata w związku z chłopakiem - z czym w ogóle się nie krył i aż był zdziwiony, że nikt jeszcze nie powiedział tego jego rodzicom - jednak to wciąż było tak samo... nawet nie bolesne, a po prostu denerwujące. Nie rozumiał takich osób i nawet nie próbował, uznając, że wtedy przegrałby z wszystkimi wartościami, jakie wyznawał. Dokładnie wytłumaczył mężczyźnie, jak dbać o tatuaż, jakie maści stosować, ignorując jego skruszoną minę. Tego dnia łatwo było wyprowadzić go z równowagi, więc nie wybrał sobie odpowiedniego dnia na tego typu komentarze. Jedyne czego potrzebował to mocna kawa i kawałek czekoladowego ciasta. I może jakiś dobry film.
Ledwo spojrzał na zegarek, a wybiegł z salonu, zauważając, że minęło więcej czasu, niż pierwotnie zakładał. Szybko podjechał pod dom Louisa, może po drodze łamiąc kilka ograniczeń prędkości, ale nie było to nic nowego. Właściwie, gdyby dostał mandat, nawet by się nie zdziwił. Ten dzień był po prostu skazany na niepowodzenie i kilka pozytywów niczego nie zmieni.
- Heja, Zee! - otworzył mu Louis. - Jak tam w pracy?
- Bywało lepiej. Jak dziewczynki?
- W pokoju z Fizzy. Już po nie idę.
Zayn skinął głową i od razu ruszył do kuchni w poszukiwaniu czegoś jadalnego. Nie jadł już od kilku godzin i jego brzuch dawał o sobie znać. Na szczęście po drodze nie natknął się na nikogo z rodzeństwa przyjaciela, a u celu swojej podróży odnalazł kilka samotnych naleśników. Od razu porwał jednego z talerza i wrócił na korytarz, gdzie już czekały jego młodsze siostry z Tomlinsonem. Safaa uparcie próbowała poprawić swój gładko upięty koczek, z którego wypadł czarny kosmyk, okalając jej trochę krąglejsze policzki, jednak Waliyha od razu dostrzegła jego obecność i podeszła wtulić się w ramiona starszego brata. Może wyszło to trochę sztywno, gdyż wszystkie ich czułe gesty były podyktowane, tym co powinny robić, niżeli z własnych pobudek, ale wciąż cieszył się z każdych takich drobnych rzeczy. Zaraz uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy spojrzał na najmłodszą z ich grona oraz szatyna, który próbował jej pomóc z włosami. A szczególnie, gdy dostrzegł ten rumieniec na policzkach nastolatki. Czy ona...?
- O udało się! - Tomlinson uśmiechnął się szeroko do brunetki.
Dziewczyna nieśmiało odwróciła wzrok i bąknęła ciche podziękowanie. Kątem oka dostrzegła wzrok swojego brata, przez co jeszcze bardziej się skuliła o nieśmiało poprawiła kołnierz koszuli, już i tak leżący idealnie.
Malik definitywnie będzie musiał z nią porozmawiać, jak wrócą do domu...
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚
Krążą plany, żeby równolegle z tym ff pisać inne, Larry'ego. Pewnie rozdziały będą pojawiać się rzadziej, niż tutaj, ale dlaczego by nie spróbować? Oczywiście planowany Ziam również się pojawi, kiedy skończymy tę książkę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top