Rozdział 20. Ktoś skrzywdził jego największy skarb.
- Uh, kurwa - syknął Zayn, kiedy dość boleśnie uderzył plecami o drzwi, a okrągła gałka zaczęła uwierać pod żebrami. Ledwo zdążył się przesunąć kilka centymetrów w bok, żeby uniknąć dyskomfortu, a został całkowicie przyciśnięty do drewnianej powłoki. Nie potrafił jednak wyrazić swojego niezadowolenia, kiedy jego usta były zajęte całowaniem Liama. Szatyn nawet nie próbował zacząć delikatnie, zamiast tego od razu zdominował pieszczotę, czyniąc ją bardziej gwałtowną, namiętną, wręcz brutalną. Malik był pewny, że już wyglądał, jak po naprawdę ostrym seksie, a jeszcze nawet nie pozbył się swojej skórzanej kurtki.
Nogi zaczęły mu się niekontrolowanie trząść, ledwo był w stanie ustać, a przecież jeszcze nic tak naprawdę się nie stało. Czuł się kompletnie bezbronny, bezwolny w ramionach chłopaka, zdany na jego łaskę, niczym szmaciana lalka, którą Payne mógł się przez chwilę pobawić, wykorzystać, zrobić, co tylko by chciał. I był gotów pozwolić mu na wszystko, oddać się całym sobą, ufając mu bezgranicznie w jego ruchach, czynach, słowach. Potrzebował tego, pragnął każdym najmniejszym fragmentem swojego ciała i duszy. Jeśli Liam by go uderzył, związał, użył jedynie do własnej przyjemności, zwyzywał, ciągnął za włosy... Po prostu mógł to uczynić. Mógł być najbardziej brutalny, kreatywny, delikatny... Mógł zrobić wszystko co chciał i Zayn nie zabroniłby mu tego, z czego obaj doskonale zdawali sobie sprawę. Mógł go kompletnie zrujnować i właśnie w tej ufności, pewności, że szatyn nigdy go nie skrzywdzi, brunet czerpał największą przyjemność, ale też poczucie bezpieczeństwa.
Payne odsunął się krok do tyłu i niespiesznie zlustrował wzrokiem swojego kochanka. Wystarczyła dosłownie chwila, a on już ciężko dyszał spomiędzy mocno zaczerwienionych, napuchniętych warg, ledwo stojąc na nogach. Starał się zacisnąć na czymś dłonie, podeprzeć, żeby nie upaść, jednak pod nimi znajdowała się tylko płaska powłoka drzwi, uniemożliwiając mu wsparcie. Jedynym kołem ratunkowym był Liam, na którego patrzył swymi pociemniałymi z przyjemności oczami, niemal wyzywająco, jakby niemo próbował mu przekazać: jestem cały twój, co teraz z tym zrobisz? Po policzku popłynęła pojedyncza łza, zaraz zawstydzona ukryła się pod materiałem koszulki Malika. Nikt się tym nie przejął, dobrze już wiedząc, iż chłopak potrafił niekiedy wręcz płakać z przyjemności w trakcie stosunku i ani trochę się tego nie wstydził. Mimo pozornej słabości, zniszczenia, biła od niego ogromna siła, pewność siebie i to coś co Liam kochał w nim najbardziej.
- Zee... - westchnął cicho. - Spójrz tylko na siebie. Jak ty wyglądasz?
- Mam nadzieję, że jak najbardziej korzystnie - szepnął mocno zachrypnietym głosem. - Choć, jeśli masz wątpliwości, możemy zaraz się przekonać, czy pod spodem jest trochę lepiej... - mówiąc to, zaczął powoli sunąc dłonią przez swoją długą szyję w kierunku kurtki, wyraźnie drżąc na ten dotyk, aż dotarł do przeszkody, której zaczął się leniwie, jakby od niechcenia pozbywać. Lecz ledwo odsłonił swoje ramię, a Payne chwycił go mocno za nadgarstek, uniemożliwiając dalszy ruch. Chłopak za bardzo ukochał sobie rozbieranie bruneta, żeby odebrano mu tę przyjemność. Ten nieraz powolny, nieraz gwałtowny moment, podczas którego zawsze czuł się, jakby to był pierwszy raz. Mógł go oglądać nago setki razy, znać niemal całą mapę jego ciała, każdą krzywiznę, pieprzyk, rysę, tatuaż, a jednak wciąż za każdym razem z fascynacją odkrywał kolejne nowe, piękne detale. Był niemal, jak bezchmurne niebo nocą, które ukazywało każdego dnia niezliczoną ilość gwiaz, a wciąż kolejnej nocy odkryje przed nami następnie swe piękne dziecię. Taki właśnie był Zayn - czysty, piękny, fascynujący, tajemniczy i pełen tych drobnych, zachwycających rzeczy, które tworzyły jego obraz. Był pewny, że do końca swoich dni nie znudzi mu się jego mały, piękny wszechświat.
- Już się chcesz rozbierać? - szepnął do jego ucha. Uśmiechnął się delikatnie z satysfakcją na cichy jęk, jaki opuścił napuchnięte od ciągłego przygryzania wargi. - Czego jeszcze pragniesz?
- Chciałbym cię ujeżdżać - odparł bez najmniejszego zająknięcia. - Proszę.
- Sam nie wiem... - mruknął niby obojętnym tonem szatyn. W rzeczywistości pragnął już w tej sekundzie zaciągnąć go na łóżko i pozwolić na wszystko, lecz nie chciał kończyć tak szybko. Dlatego bardzo delikatne musnął ustami szyję kochanka, smakując jej słonawy, ostry smak i po chwili przejechał w tamtym miejscu językiem. - Myślisz, że zasłużyłeś sobie na to?
Malik przełknął ślinę, a na jego ustach uformował się delikatny uśmiech. Przeniósł dłonie na pasek w spodniach szatyna i czym prędzej go rozpiął, nawet nie bawiąc się w wyjmowanie ze szlufek i to samo uczynił z guzikiem. Zawsze może się postarać o to... Cały czas patrząc w oczy Liama, klęknął przed nim na podłodze, a spojrzenie pełne uwielbienia tylko bardziej zachęcało go do działania.
- Zaraz się przekonamy - mruknął i zsunął mu dżinsy do kostek. Nie czekając na pozwolenie, polizał wypukłość przez materiał bokserek. Zamruczał zadowolony, czując pulsowanie pod językiem i dłoń w swoich włosach. Kochał czuć jego dłonie i usta na sobie. Tę siłę i pewność w każdych ruchach...
Wkrótce bielizna podzieliła losy spodni, Malik uśmiechnął się jeszcze bardziej na widok podniecenia szatyna. Owinął swoje długie palce wokół męskości chłopaka i kilka razy niemiłosiernie powoli przesunął dłonią wzdłuż całego trzonu, wsłuchując się w ciche pomruki.
- Jesteś pewny, że nie zasługuję?
Payne pogłaskał bruneta po policzku, wpatrując się w niego z wyraźną mieszanką podniecenia i miłości w oczach. Obrysował kciukiem jego pełne, miękkie wargi, ostatecznie odchylając dolną.
- Udowodnij - szepnął już mocno zachrypniętym głosem.
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Malik owinął usta wokół czerwonej główki, mrucząc przy tym zadowolony, jakby właśnie smakował najlepszego lizaka. Przez chwilę pozostał w tej samej pozycji, jedynie kreśląc wzorki językiem, prawie uśmiechając się na ciche dźwięki, jakie wydawał Liam. Tylko od tego zaczął odczuwać coraz większe podniecenie, jednak sobą zajmie się później. Najpierw chciał sprawić, jak największą przyjemność szatynowi, a później przyjdzie i na niego pora. Dlatego zacisnął dłonie na biodrach chłopaka i bardziej rozluźnił gardło by przyjąć kolejne centymetry. Z niczym się nie spieszył, poświęcając mu dużo uwagi, a w nagrodę otrzymał mocniejsze szarpnięcie za włosy. Zachęcony tym gestem mocniej zassał policzki i przyspieszył ruchy głową, mrucząć i jęcząc przy tym głośno, jakby to jego właśnie ktoś pieścił ustami.
Payne musiał podeprzeć się ręką o drzwi naprzeciwko, czując jak blisko jest do jego spełnienia. Sam zaczął poruszać swoimi biodrami, jęcząc cicho i co chwilę powtarzając imię kochanka. Zdążył ledwo uprzedzić Zayna o nadchodzącym ograzmie, a doszedł w jego usta. Miał wrażenie, że na ułamek sekundy, a może całe ich miliony, uniósł się ponad cały ten świat prosto w objęcia wszechświata. Malik nie pozwalał mu szybko powrócić do tego realnego, wciąż jeszcze przez chwilę go pieszcząc. Zaraz jednak odsunął się na niewielką odległość i usiadł na swoich piętach z niewinnym uśmiechem, kontrastujacym z resztką spermy w kąciku ust.
- Czy teraz byłem dostatecznie dobry?
Liam wypuścił z ust drżący oddech i oparł czoło o drzwi, wymęczony niedawno przeżytym orgazmem. Na szczęście już wkrótce udało mu się stanąć pewnie, całymi stopami na ziemi, opuszczając na chwilę te migoczące gwiazdy. Kucnął naprzeciwko Malika i otarł kciukiem biały ślad z twarzy chłopaka, na co ten zachichotał cicho.
- Jesteś, kochanie. Jesteś idealny.
- Czy teraz mogę...? - spytał niewinnym tonem głosu, połączonym z chrypką powstałą przez podrażnione gardło.
Liam nie potrafił się dłużej powstrzymać i przyciągnął bruneta do kolejnego, namiętnego pocałunku. Zsunął mu z ramion skórzaną kurtkę, muskając z delikatnością, wręcz czcią odkrytą, ciepłą skórę opuszkami palców. Czuł, jak drobniejsze ciało Malika zadrżało w jego ramionach, a z ust wydostał się najcichszy szept: Liam.
- Oczywiście, że możesz.
Zayn od razu wstał szczęśliwy i pociągnął szatyna za rękę do góry. Payne skopał z nóg spodnie z bokserkami i pozwolił się prowadzić na łóżko, gdzie zaraz opadł z cichym westchnieniem. Obserwował, jak chłopak ściągnął jeszcze jego skarpetki i odrzucił gdzieś do tyłu, a następnie usiadł okrakiem na jego udach.
- Piękny - szepnął i pozwolił sobie ściągnąć bluzkę. Ułożył dłonie na udach Malika i ścisnął je lekko. - Dlaczego tylko ja leżę tutaj nago? Czy to nie jest przypadkiem nieuczciwe?
- Możemy coś z tym zrobić - odparł Zayn i ujął w swoją dłoń penisa szatyna, by kilkoma ruchami powrócić go z powrotem do życia. - Tylko, kto się tym zajmie?
Liam wiedział, aż za dobrze, że prawdopodobnie, gdyby to on zaczął rozbierać Malika trwałoby to kilka razy dłużej, kiedy co jakiś czas musiałby się zatrzymywać, aby móc adorować każdy najmniejszy skrawek ukochanego ciała, a naprawdę nie chciał tego przeciągać w nieskończoność. Pragnął go już, teraz i tylko to się liczyło. Dlatego zdecydował się pójść na kompromis i usiadł, wciąż utrzymując chłopaka na swoich udach, a następnie pociągnął go za dół koszulki. Przez chwilę pozwolił sobie popieścić wzrokiem nagi tors chłopaka, podziwiając jego niezaprzeczalne piękno, lecz wtedy jego wzrok spoczął na ramieniu bruneta, gdzie dostrzegł kilka małych siniaków przypominających odciśnietą rękę. Ktoś musiał ścisnąć go za mocno w tamtym miejscu. Ktoś skrzywdził jego największy skarb. Jednak na twarzy Malika malowała się czysta obojętność na jego pytający wzrok, jakby nic się nie wydarzyło. Dlatego Liam postawił odpuścić, ale tylko na moment. Później poważnie porozmawiają na ten temat.
- Rozbierzesz się, skarbie?
Zayn prawie odetchnął z ulgą, kiedy Payne odpuścił mu. Nie chciał ukrywać przed nim takich rzeczy, ale to nie był odpowiedni moment. Teraz tylko pragnął dużo miłości, zapomnienia. Nie chciał myśleć, jedynie czuć, być kochanym, adorowanym, pięknym. Ucałował krótko usta szatyna, a następnie zszedł z jego ud, żeby stanąć blisko łóżka. W swojej głowie nucił jakąś spokojną muzykę, która go odpowiednio nastrajała, kiedy powoli sunął dłonią wzdłuż swojego torsu, aż dotarł do materiału czarnych spodni. Uśmiechnął się lekko, gdyż nigdy nie czuł się tak wyjątkowo, jak przy Liamie. Oczywiście wiedział, że jest przystojny, nie mógł zaprzeczyć, przecież sam bardzo starał się, żeby nic tego nie zaburzyło, a jednak było to niczym wobec tego, co widział w oczach chłopaka, kiedy te obserwowały jego ciało. Jakby był prawdziwym dziełem sztuki, najczystszym kamieniem szlachetnym, rozgwieżdżonym niebem, najczerwieńszą różą w ogrodzie... Jakby był definicją piękna, jedynym co się liczy na świecie. I Zayn tak bardzo pragnął wierzyć, że właśnie tak jest. Może w jego opinii był trochę za chudy, uzbierał kilka niedużych blizn, miał trochę za duży nos, lecz w oczach ukochanego był idealny i tylko to się liczyło.
Powoli rozpiął spodnie i odwrócił się tyłem do Liama, żeby miał dobry widok na jego płaski tyłek, kiedy zsuwał materiał. Miał nadzieję wyglądać choć trochę tak kusząco, jak planował, a ciche westchnienie trochę go podbudowało. Wypiął się bardziej w stronę szatyna, zdejmując również bieliznę, uśmiechając się lekko pod nosem. Lecz prawie krzyknął zaskoczony, kiedy odwrócił się i ujrzał swojego chłopaka zaledwie kilka centymetrów od niego. Payne szybko zniwelował jakakolwiek przestań między nimi, przyciągając go za biodra bliżej i całując czule po szyi i ramieniu.
- Jesteś taki perfekcyjny... - szepnął między kolejnymi delikatnymi pieszczotami. - Kocham cię tak bardzo, że to aż boli, bo nigdy nie będę w stanie wyrazić całej swojej miłości, jaką cię darzę. Każdy najmniejszy kawałek ciała, duszy, każdą emocję, wadę, zaletę... Jesteś wszystkim, czego mi trzeba. Jesteś moim życiem, światem, największym skarbem.
Malik przymknął powieki z przyjemności, chłonąc każde najmniejsze słówko. Dyszał coraz ciężej, rozpływając się w rękach chłopaka. Czuł, że mógłby dojść tylko od słów chłopaka oraz przyjemnego tarcia między nimi, ale nie chciał tego. Nie tak. Dlatego z wielkim trudem odsunął od siebie Liama i popchnął na materac. Szatyn posłusznie usiadł na łóżku ze wzrokiem utkwionym w Zaynie, który właśnie przeszukiwał szufladę w poszukiwaniu tubki z żelem. Na szczęście szybko odnalazł potrzebną im rzecz i wręczył kochankowi, siadając na jego kolanach. Ich usta od razu się odnalazły w kolejnym pocałunku, a cała, niczym magnes, przylgnęły absolutnie. Szatyn już nie tracił czasu na cokolwiek innego, tylko zaczął może trochę za szybko, może trochę za bardzo niechlujnie rozciągać chłopaka, lecz żaden z nich nie miał nic przeciwko. Palce były cudownym uczuciem, ale nie tym, czego obaj naprawdę potrzebowali. Dlatego może, kiedy Zayn powoli opuszczał się na męskość swojego chłopaka, czuł większy dyskomfort, niż zazwyczaj, jednak nie pisnął słówka, dobrze wiedząc, co wkrótce go czeka. A nawet jeśli będzie miał problemy z siadaniem oraz chodzeniem, było warto. Dlatego zignorował pieczenie w dolnych partiach ciała i zaczął początkowo powoli się poruszać. Wzdychał cicho w usta Liama, trzymając się go kurczowo, niemal potrzebująco, jakby bez niego miał się rozlecieć. Ale Payne nie pozwoliłby na to, cały czas trzymając go blisko i gładząc uspokajająco po plecach oraz udach. To nie było tak szybkie i gwałtowne, jak na to wskazywało jeszcze kilka minut temu, a pełne delikatności, uczucia... Nie pieprzyli się, a kochali i to było chyba wszystkim, czego Malik najbardziej potrzebował, dlatego wtulił się bardziej w Liama, wspólnie z nim kołysząc biodrami w akompaniamencie ich westchnień, jęków oraz wyznań miłości.
Starali się przedłużać tę chwilę, jak najdłużej, lecz w końcu obaj w bardzo podobnym czasie doszli z imionami kochanków na ustach. Brunet czuł pomiędzy ich ciałami lepką maź, jak również tę wypływającą z jego dziurki, aczkolwiek był zbyt zmęczony, żeby się tym przejąć. Jedynie mocniej przywarł do szatyna, ustami leniwie muskał jego skórę, gdzie miał najbliżej i nie zamierzał szybko zmieniać swojego położenia. Lecz szybko zmienił zdanie, kiedy Liam jednak zadał mu to pytanie:
- Ojciec ci to zrobił?
Westchnął cicho, wyrażając tym całe swoje niezadowolenie. Nie mógł unikać trudnych tematów, ale nie sprawiało to, że lubił je choć trochę bardziej. Podniósł się z kolan szatyna, krzywiąc się na dziwne uczucie i nieco nieporadnie rozejrzał w poszukiwaniu koszulki. Mogli być sami, ale nie czyniło to komfortowym paradowanie nago po domu Payne'ów.
- Zee...
- Idziemy się wykąpać? I nie unikam rozmowy, po prostu potrzebuję pozbyć się z siebie całego tego brudu.
Liam westchnął cicho i skinął głową. Rzucił w chłopaka jego koszulką, którą przyjął z wdzięcznością i sam naciągnął na siebie swoją własną. Szybko udali się do łazienki, gdzie chłopak nalał do wanny dużo cieplej wody z płynem do kąpieli, tworząc dużo piany, tak jak uwielbiał Zayn. Może nie była ona stricte dwuosobowa, ale wspólnie jakoś się zmieścili. Malik usadowił się wygodnie między jego nogami, opierając plecy o tors ukochanego i pozwolił mu się powoli myć.
- Kocham cię - szepnął, gładząc umięśnione udo Liama. - Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem?
- Codziennie zadaję sobie to samo pytanie.
- Zastanawiasz się, dlaczego jestem ciebie wart? - zaśmiał się Malik i na moment spojrzał na chłopaka.
- Dobrze wiesz, o co mi chodziło - prychnął i nałożył trochę piany na nos bruneta. - Czy teraz możemy porozmawiać?
- Ta... Tak, to mój ojciec. Ale nie martw się, nie bije mnie. Nie pozwoliłbym mu na coś takiego. Po tym policzku, o którym wiesz, nigdy więcej nie podniósł na mnie ręki. Właściwie przeważnie traktuje mnie, jak powietrze, chyba, że tego nie robi, to wtedy ja staram się go ignorować. Dzisiaj rano taktyka nie wyszła, pokłóciliśmy się, chciałem, jak najszybciej wyjść z tego domu, a on się wściekł i próbował mnie zatrzymać, pewnie po to, żebym dalej mógł słuchać jego moralizatorskich wyzwisk i trochę za mocno mnie złapał, ale serio, to nic takiego. Nawet nie boli.
- Wyprowadź się stamtąd w końcu.
Zayn uśmiechnął się lekko, niemal z pobłażaniem i ścisnął dłoń chłopaka. Wszystko w teorii tak fajnie brzmiało, ale myśląc realnie...
- Gdzie? Proszę cię...
- Gdziekolwiek. Nawet do mnie. Moi rodzice cię kochają, dobrze o tym wiesz. I tak przebywasz tutaj nawet więcej czasu, niż we własnym domu.
- Nocowanie, a mieszkanie, to dwie inne rzeczy. Nie zamierzam być kłopotem, choć wiem, że zaraz będziesz zaprzeczać. Za niecały rok wyprowadzamy się do Stanów i będę miał ich w dupie raz na zawsze. To tylko kilka miesięcy, wytrzymamy.
- Zayn, proszę przemyśl to. Mówię poważnie.
Brunet obrócił się całkiem przodem do Liama i ujął jego twarz w swoje mokre, opienione dłonie. Z największą czułością pocałował go, tym gestem przekazując całą swoją wdzięczność oraz uczucie. Wkrótce odsunął się na niewielką odległość i pogłaskał go po policzku, wpatrując się w jego oczy z czystą miłością. Nie tą szczenięcą, głupim zauroczeniem, a dojrzałą, głęboką pełną troski i ufności.
- Kocham cię - szepnął. - Kocham bardziej, niż byłem kiedykolwiek w stanie kogokolwiek innego i najprawdopodobniej dokładnie te same słowa usłyszysz za dziesięć lat, dwadzieścia, czterdzieści. Ale zrozum, umiem o siebie zadbać, dziękuję za ofertę, choć mam nadzieję nigdy nie musieć z niej skorzystać. Może sytuacja jest napięta, ale jak długo trzymam kilka sekretów bezpiecznie schowanych, jakoś to przetrwam. Nie jest przecież, aż tak źle. Moje siostry mnie nie unikają, matka nawet okazjonalnie potrafi być miła, a póki nie widzę ojca jest nawet znośnie.
- Dobrze... Ale jeśli kiedyś zmienisz zdanie, moja oferta jest aktualna, mówię poważnie.
- Wiem. Dziękuję.
Malik wrócił do poprzedniej pozycji i zamknął oczy, pozwalając chłopakowi się sobą zająć. Liam delikatnie masował mu ramiona, mył i nucił cicho do ucha jakąś melodię. Było im bardzo przyjemnie i właściwie być może spędziliby tak całe popołudnie, gdyby nie woda, która zaczęła w pewnym momencie stygnąć, wyganiając ich z łazienki. Ostatecznie skończyli w kuchni, przekomarzając się i jedząc odgrzany obiad. A to wszystko było tak oczywiste, naturalne...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top