Rozdział 19. Nic nam nie jest, żyjemy.

Czy było coś piękniejszego od chwili, gdy po wielu dniach nieustannego deszczu nagle w Londynie zaświeciło słońce? Nagle trawa zdawała się być bardziej zielona, ciężkie powietrze jakby na moment stawało się czystsze, a w powstałych kałużach oraz kropelkach wody osiadłych na każdej powierzchni mieniły się promyki, dodając im blasku, uroku, niczym gwiazdy, które za dnia zdecydowały się odpocząć przez chwilę na tym ziemskim padole. Świat stawał się żywszy, bardziej kolorowy, jakby wyjęty prosto z obrazu jakiegoś utalentowanego malarza, a serce aż się radowało na ten widok.

I właśnie taki poniedziałek zastał grupkę przyjaciół, którzy zdecydowali się po szkole wybrać do parku. Może tylko na chwilę, ale wszyscy pragnęli czerpać z ostatnich ładnych dni, pewni, że wkrótce znowu nastaną mokre czasy. I pewnie nawet by się to przeciagnęło, gdyby Liam nie zabierał Zayna do kina na randkę z okazji ich czwartej rocznicy, a Louis Harry'ego do siebie na obiad, żeby poznał jego mamę oraz ojczyma. Tylko Niall, jak zwykle, pozostawał sam.

- Ej, macie plany na ferie jesienne? - spytał Malik, stojąc naprzeciwko chłopaków z papierosem w ręce. Normalnie też by siedział na ławce, jakoś by się wcisnął, ale przecież nie będzie dmuchał w twarz Stylesowi, czy Niallowi. Choć ten drugi zdawał się być bardziej uodporniony na zapach nikotyny.

- Nauka? - szepnął Harry.

- Nie słuchaj go - prychnął blondyn. - Jakoś spróbuję wyciągnąć go z domu.

Najmłodszy zmarszczył brwi oburzony i założył ramiona na piersi. Dlaczego tak bardzo się go uczepili?

- Koniecznie, bo wystarczająco się nasiedziałem w szkole, potrzebuję od tego odpocząć. Byliście już w klubie?

- Na lewych papierach? Z dwa razy - zaśmiał się Irlandczyk. - Niestety, choćbyś siłą go ciągnął, Harry nie pójdzie.

- Dlaczego? - spytał Louis i objął chłopaka ramieniem.

- To nie jest dla mnie - mruknął. - Dużo ludzi, hałas, alkohol... Wyobrażacie sobie mnie w takim miejscu?

Tomlinson zmarszczył brwi i przez chwilę się zastanowił. Harry szalejący w tłumie? Na środku parkietu? Do tego ludzie pijący duże ilości alkoholu? Chociaż... Harry w swoich nieprzyzwoicie obcisłych spodniach tańczący z nim bardzo blisko przez napierające na nich z każdej strony osoby... To już prędzej widział. Uśmiechnął się szeroko i pocałował chłopaka w policzek.

- Może być fajnie, dawaj.

- Odpuść, on nie pójdzie. Za bardzo się boi - wtrącił się Horan, mając nadzieję w ten sposób wejść na ambicję bruneta.

Malik przez chwilę się zastanawiał nad tym, aż w końcu delikatny uśmieszek zawitał na jego twarzy. Wyrzucił peta do kosza i kucnął naprzeciwko przyjaciół, obracając się bokiem do Stylesa.

- Dobra, chodźcie, mam plan - szepnął, jednak na tyle wyraźnie, żeby wszyscy słyszeli, włącznie z Harrym. - Niall musi odwrócić jego uwagę, kiedy Louis go zaatakuje od tyłu i uśpi. Wtedy wkraczam ja, szybko ogarniam jego wygląd, a jak wszystko będzie gotowe, Liam przerzuca go przez ramię i zabieramy do klubu. Obudzi się, kiedy będzie za późno.

- Hej! Nie chcę być porwany!

Malik spojrzał z oburzeniem na bruneta i zmierzył go wzrokiem.

- Słońce, to prywatna konwersacja.

Harry wywrócił oczami i mocniej wtulił się w Tomlinsona. Oczywiście, że chciał pójść. Może Niall miał rację i bał się, ale mimo wszystko chciał zacząć żyć. Uwielbiał swój pokój, bańkę komfortu, w której odgradzał się od ogromnego, groźnego świata, lecz może czasami zazdrościł nowym kolegom, którym można by pomyśleć, iż nigdy nie kończą się opowiastki z ich wagarów, imprez, wycieczek... I jego mama myliła się, twierdząc, że to wyklucza dobre oceny, kiedy średnia Tomlinsona była naprawdę niewiele niższa i to tylko przez problemy z matematyką. Zresztą Liam i Zayn też nie mogli narzekać na swoje świadectwa. Dlaczego więc Harry miałby być gorszy? Kiedy oni na starość będą wspominać godzinami piękne lata młodości, przeglądać niezliczone ilości zdjęć oraz filmów, on jedynie zdoła powiedzieć, że się uczył. To tyle. Mógł mieć wiedzę z każdej dziedziny nauki, czy to historia, chemia, fizyka, angielski, ostatnio wziął się za włoski, lecz co z tego, jeśli nie znał życia?

- I tak mama mnie nie puści. Nie ma takiej opcji - westchnął zrezygnowany. O czym on w ogóle myślał?

- Nie musi wiedzieć - odparł Tomlinson.

Chłopak spojrzał z oburzeniem na szatyna i pokręcił głową. On nie potrafił kłamać, zaraz zaczynał mu się plątać język, głos podnosił się o oktawę wyżej, a kobieta w sekundę dostrzegała tę zmianę w jego zachowaniu. To nie mogło się udać. Poza tym to było złe, nie można oszukiwać ludzi, a szczególnie najbliższych.

- Sorry, Tommo, ale Hazz nie potrafi kłamać - stwierdził Niall. - Powiedz, że nie kochasz Louisa - zwrócił się do przyjaciela.

- Ja... Co? Uh, ale...

- Widzisz!

Styles zacisnął wargi, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Zawstydzony ukrył twarz w szyi Tomlinsona. Dlaczego wszyscy traktowali go w ten sposób i się z niego wyśmiewali? Tak miała wyglądać jego misja uspołeczniania? Jeśli tak, to chyba wróci do swojego pokoju. Pluszaki przynajmniej go nie oceniały, nawet kiedy płakał, koncertował z tubką z kremem w roli mikrofonu, czy stroił się w ubrania niewłaściwe dla chłopaków. I wiedział, że dramatyzuje, ale to tylko jego sprawa.

- Jesteś niemiły - wymamrotał, nie zaszczyciwszy Horana spojrzeniem.

- Ja ciebie też - szepnął Louis i przyciągnął młodszego bliżej.

- To co, dasz się wyrwać? - drążył Zayn. - Powiedz, że chcesz, a coś wymyślimy.

- Zastanowię się...

- Zee nie odpuści - zaśmiał się Liam. - Przygotuj się na to.

Malik wywrócił oczami i puścił oczko szatynowi. Wyprostował się, czując jak zaczynają mu cierpnąc nogi, a jego kości wydały przy tym nieprzyjemny dźwięk. Nie miał nawet dwudziestu lat, a już stawał się dziadkiem. Może nawet wziąłby się za siebie, lecz za bardzo ukochał śmieciowe żarcie, a widok Liama na siłowni był dostatecznie rozpraszający, żeby jeszcze miał sam ćwiczyć. Cały wszechświat mówił mu, że nie może zmieniać starych przyzwyczajeń.

Było tak przyjemnie, mało kto wybrał się o tej porze do parku... I nagle ławkę obok zajęły dwie kobiety z wózkami z dziećmi. Zayn zmierzył je wzrokiem, żałując tylko, że nie ma siły sprawczej, która by je stamtąd usunęła. I dlaczego one były takie głośne?

- My się już chyba niedługo będziemy zbierać - oznajmił Liam.

- Tylko grzecznie mi tam - zaśmiał się Louis. - Dzieci dopiero po ślubie.

- Oh, kochanie, mamy problem! Musimy szybko biec do ołtarza zanim będzie widać. - Brunet chwycił się za swój brzuch i spojrzał z udawaną paniką na swojego chłopaka.

- Ja już widzę te kurczaczki i hamburgery - wytknął Tomlinson.

- A spierdalaj.

I właściwie nawet brunet zapomniałby o obecności dwóch matek, siedzących kilka metrów dalej, gdyby do jego uszu nie doleciało słowo gej.

- ...mówiłam? Wprowadzili się do mieszkania pod jedynką. I ja im mówię, żeby chociaż zachowywali się jakoś przy ludziach, to przecież porządna okolica, mieszkają dzieci, a ten nic!

- Ale jak to tak? - zdziwiła się druga kobieta. - Że za ręce? Jakby mój synek to widział... Obrzydliwe. Znaczy wiesz, ja tam nic do nich nie mam, niech sobie w łóżku robią, co chcą, ale tak na ulicy?

- Ja tak samo!

Chłopcy spojrzeli po sobie, niemo wyrażając swoje zdanie na temat tych kobiet. Wszyscy czuli się tym zdegustowani i wściekli poza Harrym, który miał wrażenie, że ktoś właśnie wymierzył mu policzek. Wiedział, jakie zdanie na temat osób takich, jak on mieli niektórzy ludzie; może nie wszyscy, ale zdecydowanie wciąż za duża ich część. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a mimo to wciąż nie potrafił się przyzwyczaić i za każdym razem bolało tak samo mocno. Zamknął na chwilę oczy, blokując tym łzy formujące się w kącikach, ale na szczęście szybko zdążył się opanować.  Poczuł się, jak śmieć, mało warty chłopiec, którym inni pogardzają. Ale zamiast pozwolić swym myślom podążyć dalej tym tropem, przypomniał sobie słowa Nialla. Horan kiedyś przyrównał go do obrazu. Malarz wycenił swe dzieło na bardzo wysoką sumę, lecz nikt nie chciał go kupić, uważali że nie jest warte nawet jednego funta. Jednak artysta dalej widział w nim prawdziwie piękno i pewnego dnia znajdzie się ktoś, kto również je dostrzeże i ta suma, jaką wyznaczył będzie dla niego śmieszna wobec cudu, rozpościerającego się przed jego oczami. I może Styles znalazł już kogoś takiego...

Irlandczyk w tym czasie chciał zrobić awanturę tym kobietom, które niezrażone dalej komentowały związek sąsiadów jednej z nich,  jednak nim zdążył zebrać się w sobie, na twarzy Malika dostrzegł złośliwy uśmieszek. Brunet przeczesał swoje włosy, a następnie usiadł na kolanach swojego chłopaka i przyciągnął do namiętnego, czułego pocałunku. Nie trzeba było długo czekać na reakcję matek, które się wręcz zapowietrzyły na ten widok. Czym prędzej wstały ze swoich miejsc i, przeklinając na parę ciot obok, czym prędzej odeszły, popychając wózki. Chwilę później Zayn nieco niechętnie odsunął się na niewielką odległość od Liama. Jego lekko napuchnięte usta wygięły się w szerokim uśmiechu, a w oczach zalśniły iskierki radości i rozbawienia. Obrócił się w kierunku kobiet, pokazując im środkowy palec, a każdy, bez wyjątku, zaczął się śmiać.

- Jesteście okropni - stwierdził blondyn, po raz kolejny wybuchając śmiechem, co jeszcze bardziej rozbawiło grupkę przyjaciół.

- Dzięki - odparł brunet i przybił żółwika z Tomlinsonem.

Nagle przed chłopakami przeszła powoli ładna blondynka. Irlandczyk zatrzymał dłużej wzrok na jej długich nogach opiętych białymi spodniami i natychmiast się uspokoił, uważnie śledząc wzrokiem oddalającą się nastolatkę.

- Dlaczego tylko ja jestem singlem?Chyba nigdy nie będę miał dziewczyny - mruknął.

- Ja też nie - odparł Harry i wzruszył ramionami.

- Ty jesteś gejem.

- Co tylko potwierdza moje słowa.

Irlandczyk uśmiechnął się lekko i tracił przyjaciela kolanem. Zauważył, że Styles od jakiegoś czasu coraz bardziej komfortowo czuł się przy nowych kolegach, co najbardziej go cieszyło. Był dla niego młodszym braciszkiem i uwielbiał obserwować zachodzące w nim zmiany, dojrzewanie. Jakby jeszcze tylko potrafił postawić się matce.

- Serio nigdy nie byłeś w związku? - zagadał Louis.

- Znaczy... Teoretycznie tak, ale to nigdy nie było nic poważnego. Chyba mam problem się zaangażować.

- Leć do niej zagadać - wtrącił się Liam. - Widzę, że się na nią gapisz. Szybko, póki nie uciekła.

Niall już otworzył usta, żeby zaprotestować, ale przeszkodził mu Malik:

- Właśnie. My i tak już się zbieramy, Louis i Hazz pewnie też... A może coś z tego wyjdzie.

Horan zacisnął usta, przez chwilę się zastanawiając nad słowami chłopaków. Na nowo przenosił wzrok na dziewczynę, która już znikała za rogiem i ostatnie szybko wstał i zarzucił plecak na ramie.

- Jak wyglądam? - spytał, poprawiając włosy.

- Idealnie. Biegnij - odparł Harry i puścił mu oczko.

Horan skinął głową i jeszcze tylko pomachał przyjaciołom zanim ruszył za blondynką. Zaryzykuje, przecież nie ma nic do stracenia, tak?

Chłopcy przez moment obserwowali Nialla, który rozmawiał z dziewczyną, a po chwili odeszli gdzieś razem. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, w myślach krzyżując palce z nadzieją, że coś z tego będzie.

- Dobra, to my lecimy - odezwał się Malik i podniósł z kolan Liama. Było mu tak wygodnie, że nawet nie zauważył, kiedy tak został od akcji z kobietami z ławki obok. - Dzięki za dotrzymanie towarzystwa.

- No, my też będziemy się już zbierać. To miłej zabawy i liczę na długą recenzję. - Louis poklepał przyjaciół po plecach i po paru słowach pożegnania obie pary rozeszły się w swoich kierunkach.

Harry był podekscytowany perspektywą poznania mamy swojego chłopaka. O dziwo nawet tak się nie stresował, kiedy pamiętał opowieści Tomlinsona o kobiecie zawsze naznaczone dużą dozą miłości. Jeśli to prawda, że mężczyzna poznasz po tym, jak traktuje swoją matkę, to szatyn musiał być prawdziwym aniołem. I jego rodzicielka również.

Leniwie kreślił wzorki na dłoni chłopaka, która standardowo leżała na jego kolanie, kiedy jechali do domu. Od soboty męczyła go jedna sprawa, jednak nie chciał jej poruszać przez telefon, ani tym bardziej przy chłopakach. Mógł to być niewygodny temat i musiał uszanować Louisa oraz jego potrzebę prywatności. A jednak nie mógł odpuścić na tyle, żeby nie spytać, o co chodzi.

- Lou...

- Hm?

- Bo... Jakby... Chciałem o coś spytać?

Niepewny głos Stylesa zdecydowanie był czymś, co zmartwiło szatyna. Chłopak zaczynał się czuć przy nim coraz bardziej komfortowo i czymś naturalnym stawała się rozmowa bez jego jąkania, a nawet coraz to częściej złośliwych żarcików. Z Harry'ego zaczynał wychodzić mały diabełek, wcześniej ukryty przez strach przed obcymi i jego bardziej zadziorna wersja przemawiała do niego równie mocno, co ta słodka delikatna.

- Co się dzieje, skarbie?

- Uhm... Chodzi o to, jak byliście u mnie przedwczoraj... Jak... Jak już się mieliśmy żegnać, to jakoś tak dziwnie wyglądałeś, jakby... Smutno? To znaczy nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz, ale trochę mnie to martwi... I jeśli mogę jakoś pomóc, to... Wiesz, możesz na mnie liczyć.

Tomlinson westchnął cicho i na moment spojrzał na swojego chłopaka. Miał nadzieję, że jednak tego nie zauważył. To znaczy uważał, że szczerość w związku była bardzo ważna, tak samo rozmowa, wsparcie, lecz nie chciał go martwić. Ale skoro już wiedział... Na szczęście byli już blisko i zalewie minutę później zaparkował przed domem.

- Na początek możesz mnie pocałować.

Harry zerknął na Louisa z delikatnym rumieńcem i prawie od razu przysunął się, żeby połączyć ich usta. Delikatnie, czule, z miłością. Zamruczał cicho, kiedy szatyn zaczął przeczesywać jego loczki i ścisnął mocno tę mniejszą dłoń ukrytą w jego. Mógłby tak zostać całą wieczność, gdyby nie rozmowa, którą mieli przeprowadzić oraz obiad z panią Johannah. Dlatego z ociąganiem odsunął się od Louisa, ostatni raz muskając jego miękkie, wąskie wargi.

- A teraz powiesz?

Tomlinson niepewnie odwrócił wzrok na ich złączone ręce i cicho westchnął.

- To tylko... Kiedy ujrzałem cię z twoim ojcem, wybacz mi, ale poczułem się zazdrosny. Wiem, nie powinienem, jednak to było silniejsze ode mnie. Bo pomyślałem, że zarówno moi, jak i twoi rodzice się rozwiedli, ale... hm... twój ojciec cię kocha, to widać, a mój po rozwodzie zniknął i gdyby nie alimenty, pewnie nie wiedziałbym, czy w ogóle jeszcze żyje. To... To boli, bo nie rozumiem, dlaczego nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. Jestem jego dzieckiem, a najbliżej mojego serca jest drugi mąż mojej matki! Trzeci również. Czego... Czego mi brakuje? - ostatnie słowa wypowiedział prawie szeptem. Chciał rzeczowo wyjaśnić całą sprawę i szybko zakończyć ten temat, jednak z każdą kolejną sekundą odczuwał coraz większy ucisk w sercu. A kiedy Harry go mocno przytulił, naprawdę usilnie starał się nie rozpłakać. Miał wrażenie, że stał się w jego ramionach tak malutki, bezbronny... Nienawidził tego, ale chyba każdy czasami potrzebował nawet tej chwili słabości, żeby pewnego dnia się nie rozlecieć. - Przepraszam...

- Shh, spokojnie, nie masz za co. Jestem przy tobie. I nie rozumiem, jak mógł nie chcieć tak cudownego chłopaka... może przestraszył się tej odpowiedzialności. Ale niczego ci nie brakuje i tylko po tym, jak słyszę jak traktujesz swoją rodzinę, wiem, że jesteś wspaniałym synem, bratem, wnuczkiem... Zaufaj mi. Przynajmniej masz inne osoby, które cię bardzo mocno kochają i nigdy nie opuszczą.

Tomlinson odchrząknął cicho i podniósł wzrok na swojego chłopaka. Pocałował go krótko, zdaniem ich obu zdecydowanie za krótko, lecz bał się, że w innej sytuacji kompletnie by się w tym zatracił i nigdy nie wyszedł z samochodu. Delikatny uśmiech zagościł na jego twarzy, po chwili się rozszerzając, gdy młodszy go odwzajemnił.

- Dziękuję.

- Nie ma za co, Lou.

Szatyn wysiadł z samochodu i szybko go obszedł, żeby otworzyć drzwi swojemu chłopakowi. W końcu wspólnie za rękę ruszyli w kierunku domu. Już w progu dało się słyszeć głośne krzyki, śmiechy, co wciąż było dla Stylesa niesamowitą odmianą. Odnosiło się wrażenie, że cały ten dom żył, oddychał, wyczuwało się bicie serca, a Harry był pewny, że właśnie coś takiego chce stworzyć za ileś tam lat.

Ich przybycie nie mogło szybko pozostać niezauważone, a pierwszą osobą, która przyszła się z nimi przywitać był ojczym Louisa.

- Cześć chłopcy! Co tak długo? Jay już miała dzwonić, myślała, że coś się stało.

Szatyn zaśmiał się cicho i pozwolił się zgarnąć do męskiego, silnego uścisku.

- Wyobrażam sobie! Ale wszystko dobrze, po prostu musieliśmy o czymś porozmawiać. Poznaj Harry'ego - dodał, obejmując bruneta w pasie.

- Dzień dobry. Miło mi pana poznać.

- Hej, Harry. Mnie również i mów mi Dan.

- Oh, dobrze.

- Louis William Tomlinson. Gdzieś ty się podziewał?

Wszyscy równocześnie spojrzeli na matkę chłopaka, która wbrew surowemu głosowi uśmiechała się przyjaźnie. Podeszła do swojego syna i zdzieliła go szmatką w głowę, na co szatyn skulił się z cichym śmiechem. Przytulił mocno kobietę, całując ją w policzek. Nikt nie brał na poważnie jej złości.

- Wybacz, mamuś. Nic nam nie jest, żyjemy.

- A spróbowałbyś nie!

Kobieta zaraz zwróciła się w kierunku Stylesa, ale wtedy na korytarz wyjrzały dwie rude czuprynki. Bliźniaki trzymały się za rączki, zaciekawione patrząc co się dzieje, lecz na widok bruneta od razu ruszyły biegiem w jego kierunku.

- Harry! - pisnęła Doris.

Nastolatek z szerokim uśmiechem kucnął z rozłożonymi ramionami, czekając aż dzieciaki znajdą się w nic i mocno przytulił. Ernest jednak nie pozwolił mu wstać, uczepiony z całej siły jego szyi, więc chłopak zdecydował się wziąć go na ręce, dobrze wiedząc, że zaraz skończy się to zabawą jego loczkami i prawdopodobnymi kołtunami. Kiedy poczuł pierwsze szarpnięcie, uśmiechnął się tylko krzywo i pozwolił chwycić za wskazujący palec przez dziewczynkę.

- Objełabym cię na przywitanie, ale widzę, że już jesteś okupowany przez dwa potworki - zażartowała matka Louisa.

- Tak... Dzień dobry, pani Deakin. Jestem Harry.

- Możesz mi mówić Jay skoro i tak jesteś już jedną nogą w tej rodzinie.

Styles zarumienił się lekko i skinął głową. Zerknął na Louisa, który wpatrywał się w niego z taką miłością w oczach, że zawstydzony jeszcze bardziej przybrał kolorków.

- Boo Bear nie przesadzał, wychwalając twoją urodę - dodała kobieta.

- Mamo, nie podrywaj mi chłopaka!

- Harry, jesteś chłopakiem Loulou? - spytał Ernest. - Weźmiecie ślub?

Styles zmieszany i rozbawiony w jednym spojrzał na Louisa. Wzruszył ramionami i złożył delikatny pocałunek na policzku dzieciaka, na co ten uśmiechnął się szeroko.

- Nie wiem, zobaczymy.

- Pasujecie do siebie.

Cichy chichot opuścił usta Harry'ego, choć serce zabiło kilka razy mocniej z radości. Uwielbiał całą tę rodzinę i czuł się, jakby częściowo do niej przynależał, dlatego tym bardziej cieszył się, że nie jest w tym odosobniony.

- Dziękuję.

Odstawił chłopca na podłogę i, po umyciu rąk, zasiadł przy stole obok Louisa. Jako jedyny miał krzesło nie do pary, za co kilka razy był przepraszany przez Jay, ale naprawdę nie miał nic przeciwko i nawet rozumiał przy takiej ilości domowników. Właściwie nawet nie czuł się tak zestresowany, jak możnaby zakładać i zapowiadało się naprawdę przyjemne popołudnie.

- A jakie masz plany po szkole? - zagadał Dan.

- Um... Myślałem... nad pedagogiką. Bardzo lubię spędzać czas z dziećmi.

Tomlinson wywrócił na to oczami i trącił łokciem swojego chłopaka.

- Ja mam się chwalić za ciebie twoimi talentami?

- Jakimi? - podchwyciła Jay i otarła odrobinę soczku z policzka Doris.

- Zajmuje się modą, projektowaniem. Może to nie mój styl, pozostanę wierny bluzom i dresom, ale jego rysunki są serio genialne, wyjątkowe.

- Brat, już nie udawaj takiego męskiego - wytknęła mu Lottie. - Wciąż mamy zdjęcia twojego okresu, kiedy latałeś w czerwonych rurkach i szeleczkach.

- Muszę to zobaczyć - oznajmił Harry, spoglądając z bałaganiem na dziewczynę.

- O nie! Powinniśmy wykreślić z naszego życia wspomnienie tamtych dni. Pogubiłem się w swoim życiu, każdemu się zdarza, po prostu zapomnijmy.

- Nigdy - zaśmiała się i wytknęła szatynowi język.

- Charlotte, zachowuj się - wtrąciła się Jay z delikatnym uśmiechem. Mimo wszystko kochała te drobne sprzeczki przy stole. W tym domu było cicho dopiero, kiedy wszyscy poszli spać i miało to niezaprzeczalny urok. Choć oczywiście nie zawsze było tak kolorowo.

- Właśnie, Harry! - blondynka znowu skupiła na sobie całą uwagę. - Kupiłam ostatnio nową karminową szminkę i pomyślałam, że genialnie będzie pasować do tej twojej czerwonej koszuli w kwiatki. Szkoda, że nie masz jej na sobie, ale musisz wypróbować, bo jak coś to mogę ci odstąpić. Okazało się, że to zupełnie nie mój kolor, a totalnie cię w nim widzę.

- Oh... - Styles nieśmiało zerknął na jedyną dorosłą parę siedzącą przy stole, bojąc się ich reakcji, ale o dziwo jedyne, co dostrzegł na ich twarzach to zaciekawienie. Zero obrzydzenia. - Tak, jasne. Chętnie zobaczę.

- Lubisz się malować? - spytała Jay.

Styles niepewnie przygryzł wargę, ale uczucie dłoni Louisa, uspokajająco głaszczącej go po udzie, działał na niego na tyle rozluźniająco, że zdobył się na odpowiedź:

- Tak... Czasami. Przeważnie podkradam kosmetyki starszej siostrze, jak nie patrzy, choć, uh, jestem pewny, że w pewnym momencie zauważyła ubytki w swoich przyborach.

- Może zamiast branży modowej, zajmiesz się makijażową - zażartował Dan. - Będziesz, jak ten... Jak mu tam... Jeffree?

Lottie i Fizzy równocześnie wywrócił oczami, co tylko wywołało cichy śmiech mężczyzny.

- Jeffree jest... Nie pasuje do naszego aniołka, Harry jest za delikatny - mówiąc to, blondynka pogłaskała loczki chłopaka.

Ojczym dziewczynki wzedycował się odpuścić i tak nie traktując tego typu zabaw zbyt poważnie. Dobrze, że dzieciaki miały hobby, lecz pokładanie w tym planów na przyszłość nie było najrozsądniejszą z decyzji. Wierzył jednak, iż są na tyle dojrzali, że nie musiał im tego tłumaczyć.

Po obiedzie Charlotte porwała Stylesa do swojego i Félicite pokoju, reszta dzieci udała się Danem do salonu - w nocy pełniącego funkcję sypialni małżeństwa - a Louis został w kuchni, żeby pomóc mamie pozmywać. Może nie była to jego ulubiona czynność, ale nie chciał źle wypaść przez Harrym.

- To coś poważnego, prawda? Wasz związek.

Szatyn spojrzał na Jay z delikatnym uśmiechem, jaki zawsze formował się na jego ustach, kiedy myślał o chłopaku i skinął głową. Kobieta westchnęła cicho rozbawiona, ale też rozczulona jego reakcją. Obserwowała tę dwójkę przy stole i nie mogła wyjść z podziwu, jak wielka biła od nich miłość mimo tak którego stażu związku. Faza zakochania zawsze była tą najpiękniejszą, bo nic innego się nie liczyło i widok tych chłopców tylko to potwierdzał. To z jaką delikatnością Louis dbał o Harry'ego, o jego komfort, jak wpatrywali się w siebie z miłością, szukali kontaktu fizycznego... Aż przypomniały jej się lata młodości...

- Lubię go - wyznała. - Jest uroczy.

- Bardzo. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że go poznałem.

- Ja też, Boo. Jeśli tylko sprawia, że się uśmiechasz, to będę was wspierać.

- Dziękuję, mamuś. - Louis ucałował policzek kobiety. - Kocham cię.

Jay wytarła ręce po myciu naczyń i krótko przytuliła szatyna. Nie wiedziała, czym sobie zasłużyła na takie dobre dzieci, ale dziękowała za nie Bogu każdego dnia. A widok szczęścia w ich oczach był wszystkim, na czym jej najbardziej zależało.

- Poradzę sobie z resztą, zajmij się swoim chłopakiem.

Już sekundę później została sama w kuchni, a Tomlinson czym prędzej pobiegł do sypialni najstarszych dziewczynek. Ledwo otworzył drzwi, a jego szeroki uśmiech zniknął na rzecz uchylonych ust w zaskoczeniu i być może też zachwycie. Ale nie sposób się mu dziwić, kiedy od razu po wejściu zastał bruneta na czworaka idealnie wypiętego tyłem do niego. Szukał czegoś w kosmetyczce z dziewczyną, aż w końcu zadowolony wyciągnął z niej maskarę z cichym mam i usiadł wygodnie na puchatym dywanie. Dopiero wtedy zauważyli obecność Louisa, a usta Stylesa rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Usta pokryte czerwoną szminką, która sprawiała, że jego wargi wydawały się pełniejsze, bardziej lśniące i jeszcze bardziej zapraszające pocałunku.

- Oh, hej. Czekaj chwilę - mruknął brunet nieśmiało i wręczył Lottie tusz.

Louis niepewnie skinął głową, wciąż wzrok utrzymując na ustach młodszego. Nigdy nie oglądał się za chłopakami w makijażu, ale Harry zdawał się idealnie pasować do takich rzeczy. Każdego dnia zakochiwał się w nim coraz bardziej. Prawie jęknął w zachwycie, kiedy Styles zatrzepotał swoimi długimi rzęsami, teraz jeszcze bardziej podkreślonymi kosmetykiem. Chyba nie przeżyje do końca dnia.

- Um... Ładnie wyglądam?

Louis szybko się opamiętał i uśmiechnął szeroko. Skinął głową, przyglądając się swojemu ślicznemu chłopcu. Prawie od razu podszedł do niego i usiadł obok, nie mogąc dłużej wytrzymać na odległość, potrzebował go przy swoim sercu.

- Pięknie, Hazz.

Zielone oczy zalśniły ze szczęścia. Może brunet bywał bardzo próżny i łasy na komplementy, a jeśli mówił je Louis, jeszcze przyjemniej łechtały jego ego. Chciał się podobać Tomlinsonowi i ulżyło mu, kiedy okazało się, że jego dziwactwa nie przeszkadzają mu nawet w najmniejszym stopniu. Kochał go i akceptował takim, jaki jest i to było wszystkim, czego Harry potrzebował do szczęścia.

- Mogę cię pocałować? - spytał Louis i nachylił się bliżej. Jednak chłopak od razu się od niego odsunął, niewinnie wzruszając ramionami.

- Zjesz mi szminkę. Nie możesz.

Tomlinson westchnął niezadowolony i zamiast tego usadowił się bardziej za Stylesem, żeby móc przytulać go od tyłu. A przy okazji nie dać mu możliwości ucieczki przed jego ustami, które na moment zerknęly się z bladą, długą szyją chłopaka.

- Siedzenie w towarzystwie pary zakochanych jest strasznie niezręczne - westchnęła teatralnie Lottie.

- Biedny Niall - zażartował jej starszy brat.

Harry tylko cicho się zaśmiał i obrócił w ramach chłopaka, żeby złamać postawiony przez samego siebie zakaz i pocałować krótko szatyna.

Kiedy później wszyscy poszli do salonu oglądać Dirty dancing, gnieżdżąc się na dużej kanapie oraz podłodze, a Harry po raz kolejny był traktowany, jak członek rodziny, zgadywany przez wszystkich, atakowany przez najmłodsze dzieciaki i kiedy tak po prostu czuł się naturalnie, komfortowo, zaczął się poważnie zastanawiać, jak to się dzieje, że przy własnej mamie kilka razy zastanawiał się nad wyrażeniem jakiejś opinii, czy opowiedzeniu o tym co lubi, a przy obcych to wszystko wychodziło tak bardzo naturalnie...









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top