Rozdział 16. ...Liamowi też nie było trzeba kłopotów.

- Terrorysta.

Nagle na stołówce zapanowała kompletna cisza. Wszyscy wpatrywali się w młodego nastolatka z przerażeniem. Nikt nie miał odwagi powiedzieć czegoś takiego względem samego Zayna. Brunet nawet nie musiał nic robić, żeby budzić respekt wśród innych uczniów, wystarczyło jedno spojrzenie, a każdy milknął. Przyjaźń z Louisem oraz związek z Liamem dodatkowo stawiała jego pozycję w szkole bardzo wysoko. Nie żeby nie podobała mu się ta sytuacja, bo nie należał do bardzo przyjacielskich osób i nie chciał dodatkowo zaprzątać głowy innymi, mało istotnymi ludźmi.

Dało się usłyszeć narastające szepty, gdy Malik zaczął się cicho śmiać.

- Właśnie dlatego nie znoszę pierwszaków. Są na samym dole hierarchii, jak pieski chihuahua wśród psów bojowych, a szczekają najgłośniej... - stwierdził Zayn i spojrzał chłopakowi prosto w oczy. - Zejdź szczeniaku z moich oczu, bo twój widok obrzydza mi jedzenie. I nie podskakuj za wysoko, bo w pewnym momencie możesz, spadając, zrobić sobie krzywdę.

Nastolatek zdezorientowany zmarszczył brwi, ale nie zamierzał łatwo dać za wygraną. Założył ramiona na piersi i zmierzył Malika wzrokiem. Nie będzie byle ciapaty mówił mu, co ma robić.

- Grozisz mi?

- Daję przyjacielską radę.

- Timmy, to nie jest najlepszy pomysł - wtrącił się inny chłopak. - Nie zaczynaj z nim, okay?

- Lepiej słuchaj swojego kumpla - warknął Liam. Nie reagował wcześniej tylko dlatego, że Zayn zawsze preferował samodzielność i nie chciał pokazywać słabości. Niestety przez to nigdy nie był pewny, czy, mimo grania wyluzowanego, wewnątrz nie dotknęło go to.

- Pedał się odezwał.

Payne chciał zostać prawnikiem, bronić słabszych, zmienić coś w tym świecie i przede wszystkim zależało mu na sprawiedliwym osądzie. Jednak w momencie kiedy ktoś obrażał jego oraz najbliższą mu osobę nie potrafił spojrzeć na to zimnym, obojętnym okiem. Nie było takiej opcji. Odsunął krzesło tak gwałtownie, że aż się przewróciło na podłogę i ruszył w kierunku chłopaka.

- Jeszcze jedno słowo, a...

- Liam, siedź.

Payne zawahał się przez chwilę i zerknął na ukochanego. Zacisnął w pięści swoje drżące dłonie, aż mu pobielały kostki, krew szumiała mu w uszach, jednak nie zdecydował się na ruch w kierunku pierwszoklasisty.

- Ale...

- Nie chcesz mieć problemów przez jakiegoś szczura, prawda?

- Zee ma rację - dodał Louis i chwycił przyjaciela za rękę, w razie gdyby jednak nie posłuchał ich. Sam miał ochotę pokazać w mało delikatny sposób temu dzieciakowi, gdzie jego miejsce, lecz nie zamierzał mieć problemów w szkole i to jeszcze w ostatniej klasie. Dodatkowo Tomlinson potrzebował nienagannego zachowana, żeby otrzymać stypendium, a Liamowi też nie było trzeba kłopotów.

- Co się tutaj dzieje?

Payne i Timmy równocześnie spojrzeli na profesor DeGeneres, która mierzyła wszystkich surowym wzrokiem. Nikt nie miał odwagi pisnąć słówka, nie chcąc się narażać ani Malikowi, ani nauczycielce. W końcu wzrok matematyczki spoczął na Liamie i uniosła wyczekująco brwi.

- Nic, pani profesor - odpowiedział Zayn, wpatrując się z pogardą i niechęcią w zielone oczy młodszego chłopaka. - Rozmawiamy.

- Ah, tak? Mogę wiedzieć, o czym? Jak to się dzieje, Timothèe, że jesteś w tej szkole zaledwie miesiąc, a już kilka razy są z tobą problemy?

- Nie mam pojęcia - warknął chłopak i czym prędzej wyszedł ze stołówki. Jeszcze sobie porozmawia z tym całym Malikiem. Nie będzie chodził do budy z takim brudasem, co to to nie! Nie po to poszedł do najlepszej szkoły w mieście.

- Się porobiło... Można? - spytał Niall i wskazał skinieniem głowy na miejsce obok Louisa. Nie czekając na odpowiedź, postawił na stoliku tacę pełną jedzenia i rozsiadł się wygodnie na krzesełku. - Jakbym miał więcej sił, to bym mu pokazał!

Styles nieśmiało przycupnął obok swojego chłopaka, mamrocząc pod nosem: dlaczego ja się z nim przyjaźnię? Co za idiota, a mogłem być sam! Zaraz jednak rozpromienił się, kiedy otrzymał buziaka w policzek od Tomlinsona i ostrożne przysunął się bliżej.

Tak naprawdę tylko Malik w ogóle się tym nie przejął, będąc już przyzwyczajonym do tego typu tekstów. Tego czego z pewnością nauczyło go jego pochodzenie i doświadczenia z tym związane, to nie pokazywać słabości, bo wtedy będzie tylko gorzej. Musiał zacisnąć zęby i pamiętać o swojej wartości, kiedy inni próbowali ją podważać. Dlatego zamiast zareagować płaczem lub agresją, zaczął się śmiać z tekstu Horana i dotknął jego nieistniejącego bicepsa.

- Jestem pewny, że byś sobie poradził z tymi mięśniami.

Jeśli było coś, co kręciło Zayna bardziej, niż zdenerwowany Liam, to był nim zazdrosny Liam. Nagle z potulnego, wesołego szczeniaczka na sterydach, z czym mu się zawsze kojarzył, stawał się groźniejszy, rysy mu się wyostrzały, mięśnie bardziej napinały, a sam chłopak stawał zaborczy, brutalniejszy... Przygryzł delikatnie wargę, skanując tę mocno napiętą szczękę oraz zmarszczone brwi i jak nic innego pragnął usiąść na kolanach szatyna, ucałować każdą najmniejszą krzywiznę, poczuć na swoich biodrach te dłonie aktualnie mocno zaciśnięte w pięści i pozwolić mu na wszystko co tylko był gotów mu zaoferować. Poczuł przyjemne mrowienie na ustach, wręcz paliły od intensywności spojrzenia Liama i w tamtym momencie był już pewny, że go ma. Wytworzyło się między nimi spore napięcie, wyczuwalne przez prawie wszystkich przy stole, a temperatura jakby wzrosła o kilkanaście stopni. Sięgnął po swój sok pomarańczowy i owinął wargi wokół słomki być może trochę za bardzo zasysając przy tym policzki, lecz tylko być może.

- Oni tak zawsze? - szepnął Harry.

- Niestety tak - odparł Louis, kręcąc głową. - Przyzwyczajaj się.

- Ale tutaj gorąco - westchnął Zayn i z ledwością zdusił w sobie chichot, kiedy Liam chrząknął nerwowo. - Myślałem, żeby rozjaśnić swoje włosy, co wy na to?

- Pojebało cię? - prychnął Tomlinson. - Masz w sobie za dużo tego... Tego czegoś, co odpowiada za kolor skóry. Nie pasowałyby ci blond.

- To jest melatotina - mruknął nieśmiało Harry. Niestety nikt nawet nie usłyszał jego słów, zagłuszonych przez wszechobecny hałas. Może gdyby mówił choć w połowie tak głośno, jak Louis...

- Moim zdaniem wyglądałbyś zajebiście. Znaczy... Ej, jesteś tak przystojny, że chyba nic tego nie jest w stanie zmienić - stwierdził Irlandczyk prawdopodobnie kompletne nie świadomy, jak niewiele dzieli go od śmierci i to bynajmniej nie od zadławienia ilością jedzenia wpychaną łapczywie do gardła.

- Dzięki, chociaż na ciebie mogę liczyć. Nikt inny nie jest w stanie dostrzec mego piękna i blasku - odparł Malik i posłał Louisowi mordercze spojrzenie.

- Oh, masz rację. Chyba już oślepnąłem.

Zayn prychnął ostentacyjnie i pokazał przyjacielowi środkowy palec, wręcz wpychając go na twarz szatyna. Nagle pisnął mało męsko i zabrał swoją dłoń z dala od chłopaka, kiedy poczuł na niej wilgoć. Polizał go!

- Fuj! Trzymaj swoje zarazki przy sobie.

Styles spojrzał wymownie na Nialla, który tylko uśmiechnął się niewinnie. Ile to już razy Harry miał do czynienia ze śliną Horana, nie dało się zliczyć. Zawsze myślał, że to Irlandczyk był jakiś dziwny, ale najwyraźniej to nie tylko on nie potrafił trzymać języka za zębami. I to dosłownie.

Payne odchrząknął cicho i podniósł się ze swojego miejsca, dyskretnie poprawiając przyciasne spodnie w kroku. Co też Zayn z nim robił...

- Dobra, chyba powinniśmy się już zbierać, bo zaraz mamy lekcje.

- Nie kończysz? - blondyn wskazał na niedojedzone frytki.

Harry chciał upomnieć swojego przyjaciela, ale starszy tylko zaśmiał się cicho i podsunął swoją tacę bliżej chłopaka, który spojrzał na niego z wdzięcznością w oczach, jakby cały dzień głodował. I być może zacząłby tak myśleć, gdyby godzinę temu nie widział go z jakimś wafelkiem. Jak on mu zazdrościł tego metabolizmu.

- Jak ja się cieszę, że to już ostatnie zajęcia. Chcę do domu! - jęknął Malik.

- Też bym chciał - wymamrotał Irlandczyk z pełnymi ustami. I naprawdę nikt nie potrafił mieć mu tego za złe.

Chłopcy zgodnie uznali, że nie chce im się już siedzieć na stołówce, dlatego wspólnie ruszyli w kierunku wyjścia, zostawiając go z trzecim śniadaniem. A przynajmniej mieli taki zamiar...

- Liam? - Niall chwycił kolegę za łokieć. - Możemy porozmawiać?

- Hm? Tak, jasne. Co jest?

Horan niepewnie zerknął w kierunku Louisa, Harry'ego oraz Zayna, którzy o czymś rozmawiali kilka metrów dalej, pewnie na nich czekając. Jego wzrok od razu powędrował na dłoń Stylesa ukrytą w tej szatyna.

- Nie uważasz, że to za szybko?

- Ich związek? Tommo zawsze taki był, więc nawet mnie to nie dziwi. A co?

Blondyn westchnął cicho i podrapał się nerwowo z tyłu głowy. Jasne, Louis może być jaki chce, ale tutaj chodziło o coś więcej - serce jego najlepszego przyjaciela.

- Od początku żartowałem, że Harry się w nim zakochał i jakby nie mam nic przeciwko, serio, ale to już nie jest zauroczenie, a niby miłość. Tak, jasne, ufam naszemu kapitanowi, tylko wciąż uważam, że oni znają się za krótko na takie deklaracje i trochę mnie to niepokoi.

Payne potarmosił blond grzywkę kolegi i uśmiechnął się lekko. Też nie był pewny tego, jak się rozwijała ta relacja, lecz nie zamierzał się w to mieszać póki nikomu nie działa się krzywda.

- Uwierz, jeśli Lou skrzydzi Harry'ego będę pierwszą osobą, która obije mu gębę.

- Swojego przyjaciela?

Liam zaśmiał się cicho i skinął głową.

- Właśnie dlatego. Zależy mi na nim i gdyby zaczął się robić chujem, musiałbym temu jakoś zaradzić.

Niall ostatecznie postanowił skapitulować. Bał się o Stylesa, o to jak wszystko szybko poszło, ale nie jemu oceniać. Nawet jeśli poprzedniego dnia, kiedy Harry opowiedział mu o wszystkim, zrobił mu porządną awanturę za tak nieodpowiedzialne dzielenie się swoim sercem. Być może nawet nie wierzył, że naprawdę łączyło ich coś aż tak poważnego i dlatego właśnie najbardziej się denerwował. Sam bardzo ostrożnie podchodził do wszelakich nowych relacji, więc nie potrafił zrozumieć swojego przyjaciela. Niestety wiedział, że rozdzielenie ich mijało się z celem, a jeśli kiedyś uznają, iż to jednak nie to, po prostu będzie przy przyjacielu, wspierając go w każdej mniej lub bardziej rozsądnej decyzji.

Liam warknął cicho pod nosem, czując jak jego na szczęście nie aż tak nabrzmiały członek ocierał się o materiał dżinsów przy każdym kroku. Miał ochotę wręcz płakać z ulgi, że nigdy nie dałby się wrobić w tak obcisłe, jak nosił Harry. Kiedy znalazł się obok przyjaciół, Zayn od razu wtulił się w jego bok i uśmiechnął tak niewinnie, iż postronna osoba mogłaby pomylić go z najprawdziwszym aniołem. Choć być może gdybyśmy znaleźli się w jego umyśle, wszyscy po kolei zmieniliby zdanie i zaczęli rozważać oferty różnych kręgów piekła.

- O czym rozmawialiście?

- Później ci powiem. Chodźmy stąd wreszcie.

- Oczywiście, skarbie.

Szczerze to była najdłuższa godzina w życiu Liama. Naprawdę chciał się skupić na słowach nauczyciela, wynieść coś z lekcji, lecz widok Malika obok, zagryzającego końcówkę długopisu działał na jego wyobraźnię bardziej, niż jakiekolwiek wzory na tablicy. Najgorsze, że Zayn zdawał się kompletnie nie zdawać sobie z tego sprawy, będąc skupionym na swoim zeszycie i rysunku, jaki tam powstawał. Dlaczego on mu to robi? Jednak z pewnością musiał być świadomy swojego zachowania, kiedy całą drogę do domu Liama rozmyślał na głos na temat kolorów włosów chłopaków z ich szkoły. I naprawdę Payne nie powinien się tak denerwować, tym bardziej, że siedział za kierownicą, jednak to było silniejsze od niego. Wiedział, że jego zazdrość była niczym nie uzasadniona, można by rzec irracjonalna, lecz niestety był w pełni świadom jak dużą uwagą cieszył się jego chłopak, a stan podniecenia tylko utrudniał mu logiczne myślenie. Miał wręcz ochotę nakrzyczeć na Malika, który nic sobie nie robił z jego wyraźnie nietęgiej miny i dalej komentował tlenioną czuprynę Nialla. Aktualnie byłby gotów powtórzyć w pojedynkę masakrę w Colombine tylko, żeby pozbyć się wszelakich konkurentów.

Zayn za to bawił się naprawdę świetnie, obserwując sfrustrowanego Liama. Oczywiście chciał pofarbować włosy, zmienić coś w sobie, jednak cały jego wywód na temat urody kolegów ze szkoły służył tylko i wyłącznie doprowadzeniu szatyna do szewskiej pasji... I, cóż, szło mu bardzo dobrze. Zadowolony z siebie porwał klucze z kieszeni spodni szatyna, kiedy tylko zatrzymali się pod jego domem, a ja jego wargach uformował się delikatny uśmieszek, gdy wyczuł ręką całkiem pokaźną erekcję. Miał tylko nadzieję, że ostatnia godzina kuszenia przyniesie oczekiwany skutek. Przyjemny prąd podekscytowania przebiegł mu po kręgosłupie na myśl, co go czeka za kilka minut.

Jego policzki delikatnie się zarumieniły, kiedy jego umysł zaczął krążyć w kierunku sypialni chłopaka. Niestety jego nogi nie zdążyły uczynić tego samego, gdy niespodziewanie, dość boleśnie uderzył plecami o ścianę tuż przed wejściem do pokoju. Nawet nie był w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, czy też wyrazić swojego oburzenia, kiedy jedna z dłoni chłopaka zacisnęła się mocno na jego szczęce, a kolano ulokowało pomiędzy nogami. Czuł się przytłoczony bliskością Liama, kompletnie obezwładniony jego zapachem, siłą i absolutnie bezbronny. Można nazwać go świrem, ponieważ uwielbiał ten stan, jednak Zayn dla swojego chłopaka mógł nim zostać. Nawet jeśli nie zauważył żadnych butów przy drzwiach frontowych i miał pełną świadomość, iż są sami, fakt że znajdowali się na korytarzu, sprawiał wrażenie jakby w każdej chwili ktoś mógł ich przyłapać, dodając tej sytuacji odrobinę adrenaliny. Nie potrafił i nie chciał powstrzymać jęku, jaki uciekł z jego ust, kiedy Payne otarł się o niego swoim mocno nabrzmiałym kutasem, na co Liam uśmiechnął się lekko.

- Zee... Jesteś już tak bardzo podniecony, spragniony, a dopiero zaczęliśmy zabawę - szepnął do ucha Malika i brutalnie odchylił głowę bruneta na bok, by móc swobodnie dobrać się do jego szyi. Leniwie obrysował językiem jeden z jego tatuaży, wyczuwając jak zadrżał w jego ramionach.

- Liam, proszę...

- O co? - prychnął cicho i mocniej docisnął nogę do krocza kochanka.

Zayn nawet nie czuł się zażenowany tym, na jakiego zdesperowanego musiał wyjść, kiedy zaczął się ocierać o Payne'a. Znali się już bardzo dobrze, wiedzieli o sobie niemalże wszystko i dotyczyło to również sfery seksualnej, więc już było naprawdę niewiele rzeczy, które mogłyby ich wprawić w zawstydzenie. Zawsze wiedział, czego pragnie i nie bał się o to błagać.

- Pieprz mnie...

W pierwszej chwili Malik był mocno zdezorientowany, kiedy usłyszał przy swoim uchu cichy śmiech. Oblizał niecierpliwie usta, czekając na reakcję ukochanego, który niestety nie zrobił nic poza delikatnymi pocałunkami składanymi na szyi. Stanowiły niesamowity kontrast w zestawieniu z siłą, z jaką szatyn zaciskał dłoń na jego szczęce i biodrze; nawet nie przyszłoby mu do głowy, jak pobudzająco na niego wpływały. Choć wciąż nie były tym, czego potrzebował.

- Ja? A może wolałbyś, żeby zamiast mnie zrobił to Niall? Josh? Justin? Hm?

- Nie. Pragnę tylko ciebie. Tylko.

- Oh, chyba nie dosłyszałem...?

Gdy tylko szatyn wyczuł pod ustami mocno bijący puls, przygryzł skórę w tamtym miejscu, uzyskując tym cichy jęk Malika. Wciąż nie potrafił przestać zachwycać się nad tym, jak bardzo Zayn był podatny na jego ruchy. Miał nad nim całkowitą władzę, mógł zrobić co tylko chciał, a chłopak pozwoliłby mu na to z całą swoją ufnością. Tak wrażliwy, spragniony...

- Jestem... tylko twój.

- Powtórz.

- Tylko, ah, twój... O kurwa - sapnął brunet, kiedy poczuł dłoń pod swoimi spodniami. Liam zaczął pieścić kciukiem główkę jego penisa, tak okrutnie powoli, że chłopak miał ochotę płakać nad swoim losem. Najgorsze, że choć dało mu to chwilową ulgę, wciąż nie było to czymś, czego potrzebował najbardziej.

Payne był jak ogień. Zaczynało się od drobnego dotyku, iskry, która w sprzyjających warunkach potrafiła rozniecić pożar, trawiąc każdy najmniejszy fragment jego ciała, niszcząc zakończenia nerwowe, pozostawiając go kompletnie bezradnym. Tych płomieni nie dało się zgasić, a nawet gdyby istniała taka możliwość, Zayn był gotów wejść dla niego do samego ogniska, gdyby tylko go o to poprosił.

- Liam - powtórzył z trudem. Przyszło mu do głowy, że Payne przecież również jest mocno podniecony, dosłownie czuł to i jak bardzo pragnął mu pomóc, tak bardzo nie był w stanie, wciąż pozostając unieruchomionym przez szatyna.

- Dokładnie. Mój. I tylko mój, rozumiesz? - warknął szatyn. Pragnął oznaczyć całą szyję chłopaka, podpisać ją swym imieniem, aby nikt nigdy nie śmiał chociażby spojrzeć na jego Zayna. Gdyby tylko mógł.

- Tak...

Nagle cały ucisk zniknął, a Malik być może upadłby, gdyby nie oparł się o ukochanego. Zdezorientowany spojrzał w te brązowe, ciemniejsze, niż jeszcze chwilę wcześniej oczy. Był gotów błagać go o cokolwiek, lecz w tamtym momencie chłopak wreszcie pierwszy raz od powrotu do domu połączył ich usta w gwałtownym, namiętnym pocałunku. Jęknął z ulgą i przyciągnął Liama bliżej, jakby jeszcze istniała między nimi choćby minimalna przerwa. Potrzebował tego, jak powietrza. Bo każdy ogień potrzebował tlenu by dalej płonąć...

Payne chwycił go pod pośladkami, na co chłopak od razu podskoczył i owinął nogi wokół jego bioder. W miarę możliwości szybko dostali się do pokoju Liama, który zatrzasnął za nimi drzwi kopnięciem. Już kilka sekund później Malik opadł na materac z cichym westchnieniem, a później wszystko potoczyło się w przyśpieszonym tempie. Szatyn uwielbiał powoli rozbierać Zayna, delektować się tą chwilą oraz każdym nowo odkrytym fragmentem jego ciała, lecz tym razem obaj byli za bardzo spragnieni siebie nawzajem. Nawet nie specjalnie przejmowali się stanem swoich ubrań, które lądowały gdzieś na łóżku i podłodze.

Malik niemalże szlochał, wyginając plecy w łuk, kiedy Liam zaczął go rozciągać. Obcałowywał jego szyję oraz pierś, raz po raz szeptając, jaki jest piękny, idealny, że należy tylko do niego, a każde najdrobniejsze słówko zdawało rozchodzić się po całym jego organizmie, wprawiając go w drżenie. Miał ochotę błagać go, żeby odpuścił to sobie i po prostu zaczął go pieprzyć, gdyby nie wiedział, że wkrótce by tego pożałował. Choć miał wrażenie, że ukochany poświęcał na tę czynność całe popołudnie, wieczór, noc, wieczność. Jednak kiedy w końcu szatyn skończył tę słodką torturę, a jego długie palce zacisnęły się mocno na biodrach bruneta, zastąpione przez boleśnie nabrzmiałego członka, nie potrafił zrobić nic więcej, niż szepnąć z ulgą ciche: tak.

- Mój - warknął Liam na sekundę przed połączeniem ich ust w nieco niechlujnym pocałunku. Zamruczał cicho, czując krótkie paznokcie Zayna, wbijające się w jego plecy, a na moment jego wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu. Odczuwał ogromną satysfakcję na myśl, iż to właśnie on i tylko on widział takiego Malika. Nikt inny nie potrafił doprowadzić go na krawędź, uczynić błagającą, rozdygotaną formą. Istotę, która na co dzień wyglądała niczym spod dłuta rzeźbiarskiego jako uosobienie perfekcji, rozbił na miliony kawałeczków by po chwili odbudować na nowo.

- Twój - szepnął brunet na bezdechu i zniecierpliwiony poruszył biodrami, aby zmusić kochanka do ruchu. Na szczęście podziałało, a Zayn już nie był zdolny do czegokolwiek poza czuciem. Zaciskał mocno dłonie na ramionach i karku chłopaka, jakby bojąc się, że upadnie bez niego. Był niemal pewny, iż pozostawi po sobie ślady na przynajmniej kilka dni, jednak w tamtym momencie nie potrafił przejmować się tego typu bzdurami.

Bardzo szybko znalazł się na krawędzi i czuł, że w każdym momencie mógłby dojść, gdyby tylko Liam mu pozwolił... i w tamtym momencie Payne tak po prostu z niego wyszedł, pozostawiając go pustego i podniecongo. Spojrzał zaskoczony na ukochanego, gotów zrobić, powiedzieć wszystko byleby powrócił do pieprzenia go. Jednak nie zdążył chociażby sklecić porządnego zdania, kiedy wylądował na brzuchu z mocno wypiętymi biodrami, wkrótce otrzymając kolejne mocne, jeszcze głębsze pchnięcia. Głośny jęk wyrwał mu się z gardła i wypiął się bardziej. Z ledwością był w stanie pamiętać o oddechu, czuł się przyjemnie przytłoczony bliskością Liama, jego pomrukami, jękami, westchnieniami oraz swoim imieniem raz po raz powtarzanym przez szatyna, połączonym z uczuciem mocno zaciśniętych dłoni na jego boku oraz włosach. Nie był pewny, czy trafił do raju, a może czeluści piekieł, a może do obu miejsc na raz, lecz cokolwiek to było, nie zamierzał nigdy wracać. I kiedy myślał, że lepiej być nie może, Payne zacisnął pięść na jego kutasie, przez co doszedł niekontrolowanie na materac. Chwilę później poczuł rozlewającą się w jego wnętrzu spermę kochanka, a sam opadł wykończony na łóżko. Wziął głęboki wdech, natomiast na ustach uformował mu się błogi uśmiech.

Liam ułożył się obok chłopaka i od razu przyciągnął bliżej. Może obaj nieprzyjemnie się lepili, jednak nie mógł sobie odmówić odrobiny czułości. Szczególnie kiedy brunet w odpowiedzi wręcz położył się na nim i czule pocałował. Kochał go tak mocno, iż tylko dla tego uśmiechu był gotów zabić i jedynie cieszył się, że Zayn nie przejawiał żadnych psychopatycznych, sadystycznych skłonności. Może tylko czasami w łóżku, ale z tym mógł sobie poradzić.

- Uwielbiam, kiedy jesteś zazdrosny - szepnął Malik i po raz kolejny krótko połączył ich wargi.

- Ja? Nie wiem, o czym mówisz - zaśmiał się cicho i odgarnął spoconą grzywkę z czoła chłopaka.

Brunet tylko uśmiechnął się do niego leniwie i ułożył wygodniej. Z czasem jego oddech zaczął się wyrównać, a Payne nawet pomyślał, że zasnął na nim. Zaczął planować, jak najdelikatniej go obudzić, żeby wspólnie poszli się szybko umyć, lecz wtem poczuł delikatny pocałunek na piersi.

- I dziękuję, że mnie tak broniłeś - szepnął Malik.

- Oh, daj spokój. Jesteś moim chłopakiem, nie pozwolę, żeby ktoś cię obrażał. Nigdy.

Gdyby Liam już go nie kochał, oddałby mu serce za ten uśmiech, jakim został obdarowany. Może mógłby żyć, gdyby nigdy się nie poznali, pewnie nawet dobrze by mu się powodziło, znalazłby sobie kogoś, lecz zawsze to życie byłoby tak bardzo niekompletne, a na pewno pozbawione tej magii, jaka towarzyszyła Zaynowi przez całe życie.

- Mimo wszystko, dziękuję. Kocham cię, mój rycerzu.

Payne sapnął głośno, kiedy poczuł szczupłe palce owinięte wokół jego męskości. Po niedawnym orgazmie był jeszcze bardzo wrażliwy, dlatego kilka pociągnięć ręki wystarczyło, żeby zaczęła budzić się do życia. Spojrzał pytająco na chłopaka, na co ten tylko obniżył się na wysokość jego pasa.

- Bardzo dziękuję - szepnął i z lubością zassał się na czerwonej główce, wciąż utrzymując z nim kontakt wzrokowy.

Liam nie potrafił w ciągu jednego dnia wymienić wszystkich rzeczy, które najbardziej kochał w Zaynie, jednak bezapelacyjnie należało do nich to uczucie wilgotnych ust oraz zwinnego języka na jego kutasie. Dla takiej nagrody był gotów bronić go przed całym światem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top