Rozdział 10. To tylko zabawa, nic więcej.
Tego wieczoru wszystko wyglądało trochę inaczej, niż miało to miejsce na co dzień. Urodziny Nialla nie przypominały tych typowych, na których bywali Louis, Zayn oraz Liam, alkohol nie lał się strumieniami, wszyscy ograniczali się co najwyżej do piwa - czy w przypadku Stylesa soku - muzyka zamiast roznosić się na całym osiedlu, cicho leciała w tyle, bardziej dla klimatu, a goście zamiast okupować salon, łazienki, kuchnię, spokojnie siedzieli w jednym pokoju dyskutując aktualnie na tematy polityczne, zajadali się pizzą, a w pogotowiu już czekała sterta planszówek, gdyby zaczęli się nudzić. Jakby tego było mało, między zawsze wpatrzonych w siebie z miłością Zaynem i Liamem panowało dziwne napięcie, a Harry, zwykle schowany w swojej bańce, tym razem wtulał się w bok Tomlinsona.
Właściwie każde urodziny Nialla były w zupełnie innym składzie. Zawsze był na nich Styles, to nie podlegało dyskusji, jednak rok w rok parę osób dochodziło, odchodziło, część pojawiała się tylko raz, część nawet kilka pod rząd i to było w porządku. Horan wychodził z założenia, że liczą się jedynie najbliżsi przyjaciele - czy w tym przypadku przyjaciel - a cała reszta znajomych to tylko piękne wspomnienia, lekcje, doświadczenia, które zbierał latami, ale nie traktował tak bardzo poważnie. Być może inni to odczuwali i dlatego prędzej, czy później znikali. Być może wynikało to też z faktu, iż chłopak, nawet jeśli zaczynało się psuć, nie próbował walczyć o te relacje. A może z jeszcze zupełnie innego powodu? Jednak Irlandczyk zupełnie się tym nie przejmował, cieszył z tego co ma i czerpał z życia, trzymając się teraźniejszości bardziej, niż jakiekolwiek przyszłości.
Jednak nie spodziewał się, że szkolna elita naprawdę zdecyduje się przyjść. Rzucił zaproszenie trochę bardziej w żartach, dlatego kiedy szedł otworzyć drzwi, spodziewał się prędzej ujrzeć Shawna, niż Zayna i Liama. A tym bardziej, że tak dobrze się zaklimatyzują w nowym towarzystwie. Może starał się unikać stereotypowego myślenia, poza tym już zdążył raz porozmawiać z Malikiem, a jednak siłą rzeczy uważał się za kogoś raczej nisko w hierarchii szkolnej, więc nie powinien nawet myśleć o wspólnej zabawie. Nagle zrobiło mu się strasznie wstyd. To oczywiście nie tak, że był biedny - bo nie był - ale sama impreza owszem. Dlatego tym bardziej nie spodziewał się, że chłopcy tak łatwo się zasymilowali. A jednak.
- Jak możesz to jeść - Louis wskazał palcem na karton wegetariańskiej pizzy, leżącej na kolanach Stylesa.
- Uhm... Chcesz spróbować?
Tomlinson przyjrzał się kawałkom cukinii i po chwili zawahania pokręcił głową. Nie wyglądało to źle, ale są potrawy, które wymagają mięsa. To jest właśnie jedna z nich. Choć zrobiło mu się głupio, kiedy młodszy zrobił smutną minkę i odwrócił wzrok na swoje jedzenie.
- Przepraszam - westchnął. - Po prostu lubię kurczaczki.
- Ja też. Te szczęśliwie biegające po trawce.
- Harry, nie próbuj go zarazić swoją wegetariańską filozofią - zaśmiał się Niall.
- Ja tam go rozumiem - wtrącił się Shawn. - Sam chciałbym spróbować, jest to podobno zdrowsze, ale u mnie w domu to trochę trudne.
- Um... Możesz ograniczyć - szepnął Styles. - To już i tak bardzo dużo. Mogę... Polecić ci parę smacznych potraw bez mięsa...
Wzrok wszystkich obecnych spoczął na chłopaku, który zaraz oblał się rumieńcem. Po co się odzywał? Wolał, żeby nikt go nie zauważał, byłoby bezpieczniej. Kto wie, czy zaraz nie będą się z jego śmiać, oceniać, nie polubią go? Ukrył twarz w coraz to dłuższych loczkach i nieznacznie się skulił. Jednak uśmiechnął się lekko, kiedy szatyn zaczął głaskać go delikatnie po ramieniu.
- Byłoby super! Dzięki.
- Nie ma za co... - mruknął cicho i ukrył się jeszcze bardziej za szklanką soku.
- Jakby jedna szynka zrobiła światu różnicę - prychnął Horan.
- Jedna nie. Ale ile jest na świecie ludzi razy ta jedna szynka - odparł Harry mało pewnym siebie głosem. - Której i tak produkują więcej, niż ludzie pierwszego świata zjedzą.
- O to się nie martw. Ja zjem za kilku, żeby się nie zmarnowało - zaśmiał się Niall, a brunetowi nie pozostało nic innego, niż dołączyć do przyjaciela. Ponieważ bądź, co bądź był pewny, iż ten szczupły chłopak potrafił pochłonić w ciągu dnia porcje, jakie starczają całej wielodzietnej rodzinie. I owszem, mógł się dalej kłócić, ale to wiązało się z dyskusją na forum sześciu osób, a to by nie wyszło. W pewnym momencie po prostu zamieniłby się w pomidorka, skulił i przyznał mu rację, żeby tylko nikt nie zwracał na niego dłużej uwagi. Miał swoje przekonania, których się trzymał, lecz nie potrafił o nie walczyć twarzą w twarz.
Louisowi w końcu zrobiło się trochę szkoda chłopaka, dlaczego pocałował go w czubek głowy i szepnął:
- Właściwie mogę spróbować?
Styles niepewnie wręczył chłopakowi swoj kawałek i przyglądał się jego mimice, aby ocenić, czy nie będzie go oszukiwał. Jednak, o dziwo, szatyn uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy i po chwili już nic nie zostało mu w rękach.
- Oh? Smakowało?
- Tommo zeżre wszystko, co jest niezdrowe, więc się nie dziw - zaśmiał się Zayn i niepewnie położył dłoń na tej Liama. Niestety szatyn nijak nie dał po sobie poznać, że poczuł ten dotyk. Westchnął cicho i nachylił się do ucha chłopaka: - Kochanie, możemy porozmawiać?
- Mhm, smakuje lepiej, niż wygląda! Choć wciąż zostanę wierny mojej pepperoni, wybacz.
- Więcej dla mnie - wzruszył ramionami Harry i bardziej wtulił się w bok Tomlinsona. Nie do końca rozumiał, skąd nagle u niego taka potrzeba bliskości, ale Louis okazał się być bardzo wygodną poduszką, a skoro nie miał nic przeciwko... Poza tym, może nie chciał się do tego przyznać na głos, lecz szatyn z każdym dniem coraz bardziej mu się podobał, nawet jeśli o wiele za dużo palił, zawstydzał go na każdym kroku, opowiadał dziwne żarty... Miał w sobie coś, co przyciągało Stylesa.
- Po co? - spytał Liam wciąż bardzo poważnym, wręcz oficjalnym głosem.
Niall parsknął cicho śmiechem, wpatrując się w Louisa i Harry'ego. Gdyby ktoś go spytał, czym dla niego jest miłość, powiedziałby, żeby spojrzał w te zielone oczy. Nigdy nie spodziewałby się, że mógłby tak bardzo wpaść po zaledwie kilkunastu dniach znajomości, a jednak wyraźnie właśnie przeżywał swą pierwszą, dziecięcą miłość... Był w tym wszystkim tak bardzo oczywisty, szczery, że aż jemu samemu puchło serce. I mógłby się martwić, czy Tomlinson nie skrzywdzi jego małego Harolda, lecz wtedy spoglądał na szatyna i wszystkie obawy znikały. Nie kiedy chłopak traktował Stylesa z taką delikatnością, poświęcał mu dużo uwagi, dbał o niego. Czy ktoś taki mógłby go zranić?
- Miłość rośnie wokół nas - zanucił Lewis i przebił piątkę z Horanem.
Louis zaskoczony oderwał spojrzenie od tych lśniących oczu i pokręcił głową, kiedy chłopcy zaczęli między sobą się z czegoś śmiać. Pogłaskał ramię bruneta i uśmiechnął się lekko, słysząc, jak młodszy zamruczał cicho. Cudowna istotka.
- Porozmawiać - odpowiedział Zayn i pociągnął Liama za rękę.
Payne niechętnie podniósł się z kanapy i posłał wszystkim przepraszający uśmiech. Naprawdę nie był w nastroju, ale nie zamierzał się kłócić przy tych wszystkich ludziach.
- Ej, może puśćmy głośniej muzykę? - zaproponował Shawn i podszedł do głośników.
- Nie. Sorry, ale moja sąsiadka słyszy nawet, jak za głośno oddycham i nie chcę mieć policji na chacie. To by się równało z końcem imprezy.
Louis uniósł brew i upił łyk piwa. Że co?
- To gdzie ona mieszka?
- Po drugiej stronie ulicy. - Irlandczyk wzruszył ramionami i westchnął cicho. Ta kobieta była naprawdę bardzo uciążliwa...
W tym czasie Zayn oparł się o ścianę z boku domu i drżącymi rękami włożył papierosa do ust. Nienawidził takich sytuacji. Dlaczego nie mogli cały czas być szczęśliwą, idealną parą? Byłoby o wiele prościej. Czuł na sobie palący wzrok, kiedy zaciągał się dymem, ale bez tej używki nie mógł zacząć rozmowy. Musiał się uspokoić, zrelaksować i dopiero wtedy zacząć poważną rozmowę. Choć oskarżycielski wzrok Liama nie ułatwiał mu tego zadania. Mimowolnie się skulił, jakby z myślą, że to jakiś sposób go ochroni.
- Słucham, o czym chciałeś pogadać?
Malik miał nadzieję odkładać tę rozmowę w nieskończoność. Tak byłoby prościej - po prostu być blisko, otuleni świeżym powietrzem nocy, dymem papierosowym w atmosferze wielu niewypowiedzianych słów. Gdyby życie było takie łatwe.
- Przepraszam - szepnął po chwili wahania. - Wiem, że głupio postąpiłem, ale...
- Głupio - prychnął Liam. - Głupie było, kiedy owinęliście z Louisem mój samochód papierem toaletowym, a nie coś takiego!
Zayn odruchowo jeszcze bardziej się zgarbił i wycofał. A przynajmniej chciał się wycofać, zapominając o ścianie za nim. W domu potrafił się kłócić, nawet wyzywać ojca, krzyczeć, bronić się, lecz jego taktyka była bezużyteczna w starciu z szatynem. Przy nim czuł się bezbronny, poddany na wszelakie zranienia.
- Nic mi się nie stało, tak? Wiem, że tego nie pochwalasz, ale ja... To tylko zabawa, nic więcej.
Payne rzadko się denerwował, a nawet jeśli tak się działo, to starał się tego nie pokazywać, dlatego każdy wybuch chłopaka był zdecydowanie bardziej przerażający, niż chociażby Louisa. Malik prawie wypuścił papierosa z ręki, już nie powstrzymując cichego krzyku, kiedy dłonie Liama z głuchym łoskotem uderzyły w ścianę po obu stronach jego głowy. Nerwowo przełknął ślinę, mając wrażenie, iż całe osiedle słyszało ten dźwięk.
- Tylko zabawa?! - warknął chłopak. - Tylko?! Myślisz, że nie widziałem nagrania z waszego wyścigu? Że się nie dowiem ze szczegółami, jak to wyglądało? Gdybyś w porę nie zareagował, ten chuj uderzyłby w twój bok, a wiesz co to oznacza przy takiej prędkości, czy nie? Nie wydaje mi się, żebyś był taki głupi. Choć najwyraźniej właśnie próbujesz mi udowodnić, że jest inaczej.
- Liam... - szepnął. - Ja nie... Przeważnie ściągamy się uczciwie i nic poważnego się nie dzieje.
- Przeważnie... Ale mi ulżyło - zironizował Payne. - Powtarzałem wam tyle razy, że macie tam nie chodzić, ale wy oczywiście musieliście zignorować moje słowa, prawda? I teraz głupie przepraszam ma załatwić sprawę? I, do cholery, patrz jak do ciebie mówię!
- N-nie krzycz na mnie... - mruknął Zayn, lecz posłusznie spełnił polecenie ukochanego. Dopiero wtedy Liam miał szansę ujrzeć w jego oczach taflę łez. - Wiem, że nie wystarczy, ale muszę od czegoś zacząć. Kocham cię i nie chcę się kłócić... Potrzebuję cię. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył?
- Może na początek obiecać, że z tym skończycie? Obaj? Masz o wiele większy wpływ na Louisa, więc jakoś to załatwisz.
Zayn już nie potrafił z tym walczyć i z jego ust wyrwał się cichy szloch. Czuł się mały, zagubiony i przerażony, kiedy Liam odsunął się od niego na dwa kroki, wciąż z tym kamiennym wyrazem twarzy. Payne był jego ostoją spokoju, bezpieczną przystanią, domem, do którego zawsze wracał. Czuł się przy nim szczęśliwy i tak szczerze kochany, jednak nagle te długo budowane mury zaczęły się walić, dach płonąć, a on zamiast się cieszyć obecnością chłopaka, był zagubiony, bezsilny. Już dawno żadna ich kłótnia nie była tak poważna i nie potrafił sobie z nią poradzić. Chciał tylko, żeby szatyn przytulił go i zapewnił, że wciąż bardzo się kochają.
- Liam - szepnął i szybko wyciągnął rękę do przodu, pragnąc uchwycić szatyna. To była tylko zabawa, czy naprawdę warto było przekładać ją nad miłość swojego życia?
Payne czuł ogromne wyrzuty sumienia. Miał ochotę się wycofać, przeprosić za wszystko i zapewnić, że nic się nie stało. Ale stało się. Miał już dość upartości swoich bliskich i musiał przedsięwziąć drastyczne kroki. Nawet jeśli łzy jego chłopaka były najgorszym, co widział w całym swoim życiu, to wolał tę chwilę cierpienia od perspektywy oglądania go w szpitalu. Bo bał się, że w pewnym momencie tak to się skończy.
- Więc?
Obserwował, jak Zayn bardzo powoli kiwa głową. To mu wystarczyło, aby przyciągnąć chłopaka bliżej i mocno go przytulił. Cały dzień starał się udawać twardego i nie zamierzał już ani minuty dłużej. Kochał go i tęsknił za tą odrobiną bliskości.
- Nie zostawiaj mnie - szepnął Malik i mocniej zacisnął dłonie na bluzce Liama.
- Nie zostawiam, Zee. Obiecuję. Tylko nie róbcie tego więcej, proszę.
Zayn nie był pewny, czy zdoła dotrzymać danego słowa, ale mógł spróbować. Dlatego bardziej wtulił się w szatyna i niepewnie skinął głową.
- Dobrze...
Kiedy chłopakom udało się zażegnać konflikt, w salonie rozmowy trwały w najlepsze. Harry był już trochę znużony dyskusją na temat serialu, którego właściwie nawet nie oglądał, uważając takie rzeczy za zwykłą stratę czasu. Dodatkowo Tomlinson był najlepszą poduszką na jakiej leżał, a właściwie jego kolana, na których ułożył swoją głowę... Czuł, jak szatyn cały czas leniwie bawił się jego loczkami, co jakiś czas zahaczając kciukiem o jego policzek i naprawdę nie trzeba było mu dużo, żeby w końcu poczuć senność. Nawet głośny śmiech chłopaka, czy jego wiercenie się w niczym mu nie przeszkadzało i przez moment przyszło mu do głowy, że właściwie to nie chce wracać do domu, kiedy tam nie będzie Louisa. Co właściwie było dość głupią myślą, bo dlaczego miałby z nim zamieszkać? Oprócz tego, że był wprost idealną przytulanką. I być może naprawdę w pewnym momencie by zasnął, gdyby chłopak nagle nie zaprzestał swoich ruchów, nazbyt skupiony na rozmowie z Niallem. Fuknął cicho i trącił głową dłoń szatyna, co zaraz wywołało jego cichy chichot.
- Harry, bo zaraz zaśniesz.
- Umhm... Nie prawda... - wymamrotał sennie i obrócił się na plecy. Uśmiechnął się lekko do Louisa i dlaczego on wcześniej nie dostrzegł, jak bardzo intensywny odcień błękitu skrywały jego oczy? To nie był cyjan, lazur, pudrowy niebieski... To była mieszanka tych wszystkich barw, przywodząca na myśl czyste bezchmurne niebo. Lecz im dłużej się w nie wpatrywał, tak nagle dostrzegł wokół źrenicy delikatne, zielone przebarwienia i sam nie wiedział, dlaczego, ale to spostrzeżenie bardzo go zafascynowało. Louis był po prostu piękny.
- Oczywiście, Hazz - zaśmiał się starszy i zaczął delikatnie wodzić palcem po twarzy Stylesa. Chłopak wydął niezadowolony wargi, prawdopodobnie wyczuwając ironię w jego głosie. Wyglądał przy tym tak słodko i niewinnie, że szatyn zaczął odczuwać wyrzuty sumienia, iż jego jedyną myślą, jaka teraz przychodziła mu do głowy, to pragnienie ucałowania tych ust. Tomlinson szybko uznał, że jego senna wersja jest tą najlepszą.
- Naprawdę... - mruknął cicho i odgarnął swoje loczki z czoła. Zamruczał cicho niezadowolony, gdy starszy znowu się poruszył na swoim miejscu, by sięgnąć po piwo, ale zaraz to negatywne uczucie zniknęło, zastąpione ciekawością i fascynacją, gdy jego wąskie usta owinęły się wokół szyjki, a bursztynowy płyn zaczął szybko znikać. - Smakuje ci to?
- Hm? - mruknął Louis i uniósł butelkę. - To?
- Mhm...
- No tak. Inaczej bym nie pił. Nigdy nie próbowałeś?
Chłopak zarumienił się lekko i pokręcił głową. Chciał się pochwalić, że owszem kosztował już wiele razy, jednak to wiązałoby się z kłamstwem, a tego nie potrafił. Bał się, że szatyn zaraz wyśmieje jego brak doświadczenia, natomiast on tylko wręczył mu swoje piwo do ręki.
- Dawaj.
- Ja nie... To... Mama nie będzie zadowolona... Boże, to brzmi tak głupio...
Louis miał już tyle okazji, aby zacząć kpić z Harry'ego, lecz zamiast tego na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech.
- Wiesz, nie ma jej tutaj. Obiecuję, że nic nie powiem.
Jedną z większych wad Stylesa był fakt, iż kiedy był śpiący, zaczynał zachowywać się, jakby był wstawiony. Tym razem nie było inaczej i zamiast powiedzieć coś mądrego po prostu zaczął się cicho śmiać. A Niall już dawno nie czuł się tak bardzo zażenowany zachowaniem swojego przyjaciela. Mógł mu dać tę kawę, kiedy o to prosił...
- No ładnie - prychnął Zayn, stając w przejściu. - Chwilę nas nie ma, a już zajęliście całą kanapę.
Styles zarumienił się mocno i nieco nieporadnie zdjął swoje długie kończyny ze sofy. Przy okazji prawie rozlał piwo, co jeszcze bardziej go zawstydziło i szczerze zapragnął stać się niewidzialnym. Wiedział, że nie powinien przejmować się takimi bzdurami, ale w praktyce to było o wiele bardziej skomplikowane. Czasami nienawidził siebie z całego serca.
- Spokojnie, młody - zaśmiał się Liam i objął ukochanego od tyłu. - Mogłeś już leżeć.
- Uhm... Tak... Ale teraz macie miejsce.
- A nawet całą kanapę, bo muszę zapalić - westchnął Louis.
Harry zmarszczył brwi niezadowolony, kiedy stracił kontakt ciepłym ciałem szatyna. Chciał pobiec za Louisem, żeby spędzić z nim jeszcze trochę czasu, ale to były urodziny Nialla i to jemu powinien poświęcać najwięcej uwagi - choć chłopak i tak był w pełni skupiony na swojej misce popcornu - a poza tym nie chciał mu się narzucać. Żałosne...
- No leć za nim - szepnął Shawn.
Styles zaskoczony spojrzał na kolegę, lecz ten nie dał mu czasu na zastanowienie i popchnął ponaglająco. Harry prawie potknął się o swoje nogi, ale ostatecznie udało mu się w jednym kawałku pójść za Louisem. Może nie będzie miał nic przeciwko...?
- Oni serio nie są razem? - szepnął Lewis.
- Też nie mogę w to uwierzyć - odparł Niall, obserwując chłopaka z wszystkowiedzącym wyrazem twarzy.
Brunet nieśmiało przeszedł do Louisa, który stał na werandzie i oparł się obok o barierkę. Przygryzł delikatnie wargę, naprawdę bojąc się reakcji starszego. Niestety zdążył się już rozbudzić i powróciła cała jego niezręczna, nieporadna osoba.
- Um... Można?
- Nie wydaje mi się, żebym miał prawo ci zabronić tutaj przebywać. A nawet gdybym miał, twoja obecność jest zawsze mile widziana.
Harry uśmiechnął się lekko pod nosem, a na jego policzki znów wkradł się ten okropny rumieniec. Wpatrywał się z uporem w butelkę piwa, którą wciąż dzierżył w swoich rękach, jakby miała ona go uchronić przed niechybnym zbłaźnieniem się. Nie rozumiał, dlaczego Louis wciąż poświęcał mu tyle uwagi...
- Ta... Dzięki... Dlaczego to robisz? - wskazał na papierosa w ustach Tomlinsona, siląc się na luźny ton. Żeby podkreślić swoją nieistniejącą obojętność, napił się łyka piwa... Które zaraz z niesmakiem wypluł, kaszląc przy tym głośno. - Gorzkie! Jak ty możesz to pić?!
Tomlinson parsknął śmiechem, obserwując tę scenę. Chciał być poważny, pomóc mu, jednak im bardziej starał się opanować, tym większa fala głupawki go atakowała. Czekał na Harry'ego prawie osiemnaście lat i cieszył się, że nie musiał już ani jednego dnia dłużej. Czy mógł gdzieś spotkać bardziej uroczą osobę?
- Uwielbiam cię - wydusił, łapiąc się za bolący brzuch.
- Ugh... Tego nie było...
Louis zrobił zaskoczoną minę i przyjrzał się chłopakowi.
- Ale czego? Oh i może spróbuj w końcu tego piwa?
To była piękna noc. Na niebie można było dostrzec zaledwie parę chmur, spomiędzy których wyłaniał się piękny księżyc, podglądając tę romantyczną scenę. Gwiazdy mrugały w zachwycie, być może i zazdrości, wiedząc, że choćby i były najjaśniejsze i najpiękniejsze, nikt nigdy nie będzie tak na nie patrzył, jak Louis na śmiejącego się Stylesa. Nikt nigdy nie będzie wpatrywał się w nie z tym szczerym oddaniem pierwszej miłości, tej słodkiej, bezgranicznej, pełnej kolorów i fajerwerków. A Louis w tejże właśnie chwili pierwszy raz uświadomił sobie, jak bardzo wpadł. Może zawiniła słodka, niemalże magiczna atmosfera, może to wina Harry'ego, który nagle zdawał się wyglądać na bardzo rozluźnionego, szczęśliwego, może to ciepły, wsześniowy wiaterek popchnął go bliżej chłopaka, a może po prostu pragnienie tych wiecznie lekko rochylonych, jakby w niemym błaganiu o to, żeby je ucałować, warg... Cokolwiek to było, nie miało znaczenia, kiedy nachylił się w stronę ust Stylesa, powoli, dając mu szansę się wycofać, bądź dołączyć do tej chwili. Choć nie spodziewał się, iż młodszy naprawdę w ostatniej chwili się wycofa...
- Oh... - szepnął, kiedy jego usta zetknęły się z policzkiem bruneta. - Ja... Przepraszam. Nie powinienem.
Harry był przerażony, a w oczach stanęły mu łzy. Nie chciał tego pocałunku, nie tak. On... Może był głupi, ale potrzebował więcej romantyzmu, miłości... szczególnie w przypadku pierwszego... Jednak to był Louis. Nie chciał go stracić przez coś takiego. Gdyby tylko posiadał pelerynę niewidkę... Ah, gdzie jego list z Hogwardu? Zamiast tego pozostało mu ukryć twarz w dłoniach, zasłaniając swe rumieńce oraz coraz to bardziej wilgotne oczy. Nie był gotów na taki stres. Ani na życie w społeczeństwie. Żenujący...
- Harry, spójrz na mnie - szepnął Louis i dotknął jego ramienia. Skrzywił się lekko, kiedy chłopak się wzdrygnął na niespodziewany kontakt fizyczny, ale zamiast się wycofać, zaczął delikatnie pocierać to miejsce. - Hazz, słońce, przepraszam. Za bardzo się pośpieszyłem, nie powinienem.
- N-nie - mruknął Styles i niepewnie zabrał dłonie. - To... Ja nigdy nie... Um... Nie całowałem się, a my nawet nie jesteśmy parą, ani nic, a ty pewnie nawet nic do mnie nie czujesz i to... Prze-epraszam... Po prostu nie chcę tak?
Harry był pewny, że w tym momencie stracił Louisa. Pewnie wyśmieje, to jaką jest ciotą, zostawi i jego pierwsze poważne zauroczenie zostanie zmieszane z błotem. Było mu niedobrze na myśl o sobie, o tym, jaki obraz jego osoby musiał widzieć teraz Tomlinson. A jednak zamiast kpin, jedynym co poczuł były ramiona szatyna owinięte wokół jego skulonej postaci.
- Harry, nie płacz. Rozumiem, naprawdę. Ale muszę zdradzić ci mały sekret, dobrze?
- Yhm...
Louis nachylił się bardziej do ucha bruneta i szepnął:
- To nieprawda, że nic do ciebie nie czuję.
- C-co?
- Może nie jest to jeszcze wielka miłość, jak Romea i Julii...
- To nie była miłość - wtrącił się Harry. - Nie mogła być.
Louis uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Dobra, to jak w innym romansidle. Ale jest w moim sercu i powoli, stopniowo rośnie... I jeśli ty również coś do mnie czujesz, to może... Możemy spróbować?
- Powoli, dobrze? Ja... Po prostu... Jakby... Też... Ugh, dlaczego w twoich ustach to wyszło brzmi tak... prosto?
Tomlinson odsunął się od chłopaka i otarł łzy z jego policzków. Harry był idealny. Delikatny, niewinny, nieśmiały...
- Żyjemy naprawdę krótko i mam przed sobą te ileś tam lat... Dlaczego mam się zastanawiać nad tym, czy coś wypada, czy nie? Albo bać się, że dasz mi kosza... Trudno. Przynajmniej próbowałem. Chcę się śmiać? Bawić? Palić? Wyznać miłość dostawcy pizzy, za dostarczenie mi jej? Ścigać się za kasę? Płakać na smutnych filmach? Założyć dresy? Albo obcisłe spodnie? Pokazywać bliskim swoje uczucie? Po prostu to robię, bo dlaczego nie? To moje życie i nie chcę na starość usiąść w bujanim fotelu z myślą, iż żałuję swoich decyzji.
- Zazdroszczę ci... Ja żałuję całego swojego szesnastoletniego życia...
Louis pocałował Harry'ego w czoło i uśmiechnął się do niego.
- Możemy razem spróbować nauczyć cię żyć twoim życiem. Będę obok, gdybyś miał zboczyć ze swojej ścieżki.
Styles nieśmiało przygryzł wargę i skinął głową. Był pewny, że nawet jeśli jeszcze nie było to zakochanie, wkrótce tak się stanie. Jednak, kiedy patrzył w te błękitne oczy, niczego nie żałował. Był pewny, iż Louis dobrze zaopiekuje się jego wrażliwym sercem. Dlatego pochylił się lekko i pocałował go w policzek w niemym podziękowaniu.
- Tylko... Moglibyśmy zacząć powoli? To po prostu... Tak... Mamy czas, prawda?
- Mamy całe życie, Harry.
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚
Hm.. Właściwie coś nam nie pasuje w tym fanfiku, czegoś brakuje. Problem jest taki, że nie potrafimy spojrzeć na niego obiektywnie i tak szczerze, co waszym zdaniem powinno ulec zmianie? Proszę, na pewno coś się znajdzie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top