Rozdział 39. Dalej kochasz Louisa?

Harry niezmiennie od lat traktował swoje urodziny bardzo poważnie. Był to ten jeden wyjątkowy dzień w całym roku, który musiał być w pełni idealny, począwszy od jego wyglądu, przez nastrój, aż po wszystko dookoła. Może te perfekcyjne spędziłby w Disneylandzie, ale w przyszłym roku może w końcu się na to odważy? Zawsze takie miejsca go fascynowały, lecz przez dużą ilość ludzi bał się, że nie czułby się tam komfortowo. Miał jeszcze dwanaście miesięcy, żeby to zmienić, a póki co zamierzał cieszyć się tymi spędzonymi w Londynie.

Może i zawsze pierwszego lutego jego mama pozwalała mu zostać w domu, ale i tak nastawił budzik na jeszcze godzinę wcześniej, by spędzić długi czas relaksując się w wannie z orzechową kawą oraz słuchawkami na uszach. Poza tym na trzeciej godzinie miał sprawdzian z matematyki i tylko na niego zamierzał się udać. Nie zamierzał się z niczym spieszyć, a jedynie czerpać z tej pięknej chwili. Jego myśli leniwie dryfowały wokół planów na ten dzień; co na siebie założy, jakie zje śniadanie, o tym jak się spotka z przyjaciółmi i chłopakiem... W końcu jego myśli zawędrowały, aż do mamy. Od poprzedniego dnia starał się unikać kobiety, wciąż ugodzony jej słowami, lecz może nawet częściowo dobrze, iż tak się stało... Dzięki temu uświadomił sobie parę rzeczy, a przede wszystkim to, że nie chciał tak dłużej żyć. Pragnął zmian również w swoim domu, co mogło się okazać być najtrudniejszym zadaniem, lecz przy tym najważniejszym. Miał już siedemnaście lat i jego mama musiała uszanować fakt, iż jest prawie dorosłą, samodzielną jednostką, która ma własne marzenia, plany, problemy i zaprzeczenie temu nie miało już sensu. Może był gejem, ale chciał mieć dzieci i miał nadzieję, że jego przyszły mąż - może Louis - również będzie pragnął założyć dużą rodzinkę. I jeśli kiedyś zostanie rodzicem, to był pewny, że zupełnie innym, niż jego matka. Będzie wspierał swoje dziecko, a swoją miłością starał się uskrzydlać zamiast ograniczać.

Co prawda jeszcze nie mógł wprowadzać tych zmian; musiał się dostosowywać do reguł panujących w tym domu, jeśli dalej chciał urządzić cały ten bal, czy też pojechać na narty, gdyż nawet nie łudził się, że uświadamianie mamy o wielu rzeczach będzie proste. Wszystko zacznie się od marca, a do tego czasu będzie musiał zgromadzić cały zapas energii i wiary w siebie, jaki tylko będzie w stanie. I wiedział, iż kilka osób na pewno mu w tym pomoże, co czynili już od dłuższego czasu.

Nawet nie był świadomy, że uśmiecha się sam do siebie, kiedy te myśli coraz silniej zagnieżdżały się w jego umyśle, a serce przyśpieszyło swe bicie z podekscytowania. Powoli zwilżył swoje usta językiem, ostatecznie przygryzając swoją dolną wargę, nim cichy chichot zdołał wyrwać się z jego gardła. Nie od dziś wiadomo, iż łazienki słyną z wyjątkowych, magicznych fal, pobudzających myślenie - to właśnie w wannie wymyślił ponad połowę swoich projektów - i tym razem nie mogło być inaczej. Nabrał w płuca dużo powietrza i szybko, na trochę zanurzył się pod już przestygłą wodę, by ostudzić swoje rumiane policzki oraz gwałtownie pędzące myśli. Nie czas na to.

Po kąpieli spędził jeszcze trochę czasu w łazience na pielęgnacji swojego ciała, aż w końcu mógł się przebrać w połyskującą, malachitową koszulę, która miała perfekcyjnie komponować się z jego oczami, a do tego ciemne spodnie, które idealnie opinały jego w końcu choć trochę umięśnione nogi. Jeszcze tylko łańcuszek, makijaż bogaty w brokat na powiekach oraz policzkach, czerwień na ustach, a do tego wianek na głowie, niczym wisienka na torcie. Może Harry poświęcał dużo uwagi oraz czasu swojemu wyglądowi, pewnie więcej, niż Gemma, czy Anne, ale on po prostu kochał świat mody i każda taka drobnostka była bardzo istotna, jeśli chciał się czuć dobrze.

Już kończył malować paznokcie oliwkowym lakierem, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a do pokoju wpadła jego siostra, mama oraz ojczym, śpiewający sto lat z tortem bezowym w rękach rodzicielki. Zaskoczony nagłym hałasem Styles prawie przewrócił flakonik, lecz na całe szczęście w ostatniej chwili zdążył go uratować, a po wszystkim obdarzyć domowników najszczerszym uśmiechem.

- Dziękuję! Jesteście najlepsi.

Zaraz został mocno wyściskany na sekundy, nim tort ze świeczkami znalazł się przed jego twarzą. Ostrożnie rozejrzał się po twarzach oczekujących członków rodziny, aż ostatecznie przymknął powieki i pomyślał życzenie, by po tym zdmuchnąć świeczki.

Chciałbym mieć odwagę być sobą...

Wszyscy zaczęli bić brawo i jeszcze raz rzucili się na chłopaka, zasypując go życzeniami i uściskami. Harry nawet przez moment zapomniał o złości na mamę, przepełniony miłością oraz radością. Dlatego tak kochał ten dzień.

- Mój maluszek ma już siedemnaście lat... Ah, kiedy ten czas zleciał? - westchnęła Anne i ucałowała policzek syna.

- Lepiej to zapamiętaj, bo za rok będę już pełnoletni - odparł brunet z może trochę za bardzo wymuszonym uśmiechem.

- Dla mnie zawsze będziesz moim małym chłopcem.

Styles westchnął cicho, częściowo wyrażając tym chęć zakończenia tematu. Tego dnia nie będzie się denerwował.

Porzucił malowanie paznokci na rzecz tortu oraz kolejnego kubka kawy w towarzystwie najbliższych. Rzadko zdarzało im się spędzać poranki w całym gronie i to było naprawdę coś szczególnego. A przynajmniej w oczach Harry'ego, który cały czas uśmiechał się bardziej szeroko, niż było to uznawane za normalne oraz z odrobinę trzęsącymi się dłońmi od spożycia nadmiernej ilości kofeiny i cukru w przeciągu półtorej godziny. Chyba zrezygnuje z odwiedzin w Starbucksie w drodze do szkoły.

- Ej, brat, o której kończysz ten sprawdzian? - zagadała Gemma, ręką już sięgając po kolejną malinkę z tortu. - Jak chcesz, to mogę się odebrać i pójdziemy na zakupy? Wybierzesz sobie jakiś prezent.

- Chętne! Będę na ciebie czekać przed wejściem koło jedenastej.

- Cudownie! - dziewczyna prawie pisnęła i pocałowała brata w policzek. - Przy okazji pomożesz mi wybrać jakąś ładną szminkę? Twoja jest piękna.

I Stylesowi naprawdę udało się uśmiechnąć jeszcze szerzej, słysząc ten komplement.

- Właściwie tę dostałem, ale możemy poszukać. I, uh, dziękuję, też ją bardzo lubię.

Siostra puściła mu oczko i sięgnęła ręką, żeby potarmosić jego loczki, lecz ostatecznie zastygła w połowie drogi, rezygnując z planów. Nie chciała burzyć jego wianka oraz fryzury, dlatego zamiast tego jedynie poprawiła sztuczne kwiaty na jego głowie, żeby ten gest nie okazał się jeszcze bardziej niezręczny.

- Nie za wcześnie na takie ozdoby? - zagadała Anne.

- Nigdy - odparł Harry z szerokim, dumnym uśmiechem. - Mnie się podoba. Czy nie jest to najważniejsze?

- Oczywiście, synku. Nie mówię, że to źle...

Być może chłopak był trochę przewrażliwiony, już nawet nie był pewny, kiedy jego mama była złośliwa, a kiedy nie. To wszystko robiło się naprawdę męczące. Jego spora część pragnęła powrócić do czasów sprzed tych wszystkich mniejszych i większych kłótni, gdy jeszcze nie był niczego świadomy.

Poranek minął szybciej, niż Harry mógłby przypuszczać i już wkrótce musiał udać się na przystanek. Uśmiech nawet na moment nie mógł zniknąć z jego twarzy, gdy przemierzał zaśnieżone ulice, a mroźny wiatr nieustannie zakradał się pod poły jego ciemnego płaszcza. Tak naprawdę nawet nie musiał się starać, by utrzymać dobry humor - to po prostu samo się działo z dość nieuzasadnionych przyczyn. To nie tak, że zamierzał coś z tym faktem robić.

Jeszcze raz sprawdził rozkład jazdy i szybko przeanalizował, ile zostało mu czasu, nim zadowolony przycupnął na ławce. Dopiero wtedy spostrzegł starszego mężczyznę - mógł mieć pięćdziesiąt, czy nawet sześćdziesiąt lat, lecz przez wyraźnie zniszczony wygląd trudniej było to stwierdzić - który trochę przygarbiony siedział w niedalekiej odległości. Od kiedy Louis kazał mu uśmiechać się do obcych osób, minęły prawie cztery miesiące i od tego czasu zdążyło wejść mu to w nawyk. Dlatego nie zastanawiał się długo, nim po raz kolejny kąciki jego ust wygęły się do góry, a w policzkach zagościły głębokie dołeczki. I Tomlinson miał rację, gdyż moment gdy ktoś odwzajemnił jego gest napawał go szczerą radością, której uzasadnienia na próżno było szukać. Tym razem nie było inaczej.

- Ten przystanek powinien być przesunięty w tamtą stronę - odezwał się mężczyzna i wskazał na prawo. - O tam. Byłby bardziej naprzeciwko tego po drugiej stronie ulicy, zamiast tak rozjechane.

Styles na moment wstrzymał oddech, natomiast całe jego ciało spięło się w gotowości do ucieczki. Rozmowy nie było w scenariuszu. To prawda, czasami różne osoby w takich chwilach życzyły mu miłego dnia - swoją drogą to było jeszcze bardziej kochane - lecz nigdy nie było to coś, co wymagało od niego większego zaangażowania. Louis mówił mu, że kiedyś przejdą do rozmowy z obcymi, lecz Harry skuteczne odwodził go od tego. Czy naprawdę nie dało się od tego uciec?

- Mhm... Może? - szepnął ostrożnie. Cały czas starał się wyglądać przyjaźnie, żeby nie zniechęcić do siebie nieznajomego, jednocześnie nie zapominając o równomiernym oddychaniu.

- Zdecydowanie. Jakbym to ja zarządzał, inaczej bym to rozwiązał. Ale co tam mogę wiedzieć, przecież eksperci i fachowcy znają się na tym najlepiej. A szkoda gadać!

Brunet powoli skinął głową, analizując, co należałoby odpowiedzieć. Sam się nie znał na przystankach, ani na tym, jak powinny być rozmieszczone. Jakaś jego mała cząstka pragnęła się odezwać, jednak strach skutecznie uniemożliwiał mu taki krok. A zdecydowanie chciał dalej poprowadzić tę rozmowę, gdyż mężczyzna może wyglądał biednie, brudno, ale nie czuć było od niego alkoholu i jakoś sprawiał całkiem przyjazne wrażenie. Chyba, że jego mama miała rację i naprawdę zaczyna lubić wszystkich ludzi, którzy akurat wykażą nim zainteresowanie?

- Autobus nie powinien już jechać?

- Uhm... - Styles szybko spojrzał na swój telefon i pokręcił przecząco głową. - Jeszcze cztery minuty... Ale zimą czasami... czasami się spóźniają.

Staruszek uważnie prześledził wzrokiem Harry'ego, czyniąc tę sytuację dla niego jeszcze bardziej stresującą. Może jednak nie chciał zakończyć tę konwersację i uciec?

- Masz naprawdę złoty uśmiech.

Chłopak zawstydził się tym komplementem i dyskretne wyjrzał, czy przypadkiem autobus już nie jedzie, lecz nie miał takiego szczęścia. Dlatego z coraz to bardziej piekącymi policzkami zmusił się do wygięcia kącików ust jeszcze wyżej.

- D-Dziękuję...

- Kiedyś dużo grałem na gitarze, pisałem piosenki, śpiewałem... Za młodu potrafiłbym ci zaśpiewać dosłownie wszystko, naprawdę. Jakbyś mnie wtedy poznał, to zobaczyłbyś, że byłem zupełnie innym człowiekiem. Niestety z czasem straciłem głos, a za tym poleciało już wszystko. Też potrafisz na czymś grać?

Harry szybko przeanalizował w swojej głowie wszystkie chwile, kiedy Niall próbował go nauczyć na swojej akustycznej, lecz ostatecznie zdecydował się nie koloryzować swojej historii.

- Uh... Nie do końca...

- Ale masz jakąś pasję? Na pewno masz.

Styles szybko poszedł do wniosku, że o wiele chętniej słuchał opowieści mężczyzny, niż pozwalał rozmowie przenieść na niego całą uwagę. Jednak nie chciał być niegrzeczny, dlatego nieśmiało skinął głową, a nawet na chwilę odważył się spojrzeć w smutne, brązowe oczy towarzysza.

- Tak... Tak, mam.

- I tego się trzymaj. Ty jesteś jeszcze młody, widać, że szczery i możesz wiele osiągnąć, tylko nigdy się nie poddawaj. Bądź sobą, nie zmieniaj się, bo dopiero to pokaże kto jest twoim prawdziwym przyjacielem, a wszystko inne samo przyjdzie w odpowiednim czasie. Zaufaj mi. Gdybym był w twoim wieku, jeszcze tyle bym zrobił... Pamiętam, jak grywałem w pubie, miałem swój mały zespół. To były czasy... Oh, chyba twój wehikuł jedzie...?

Brunet zaskoczony spojrzał na drogę, gdzie również dostrzegł autobus. Sam nie był pewny, czy bardziej odczuwał ulgę, czy może żal. Chciał posłuchać więcej o życiu tego mężczyzny, lecz matematyka i sprawdzian czekały.

- Chyba tak... Najwyższa pora. I... dziękuję za... uh, radę...

- Miłego dnia. I uśmiechaj się, jak najwięcej.

Harry spodziewał się, że nieznajomy również będzie jechał, jednak nawet się nie podniósł, kiedy pojazd zatrzymał się przy przystanku. Najwyraźniej to nie był jego wehikuł...

- Miłego dnia.

Czas spędzony w autobusie dłużył mu się niemiłosiernie. Pragnął w końcu schować się w ramionach Tomlinsona i wykrzyczeć to, jak bardzo był szczęśliwy. Może sytuacja sprzed paru minut była bardzo stresująca, ale przy tym naprawdę ekscytująca. Dla innych taka krótka rozmowa mogła być niczym, lecz dla Harry'ego, dla którego spytanie kogoś z klasy o kwestię związaną ze szkołą wymagało dużo wysiłku, takie doświadczenie było czymś wielkim. Naprawdę wielkim.

Normalnie prawdopodobnie zająłby miejsce pod oknem i powtarzałby przed sprawdzianem, lecz tym razem nie mógł się powstrzymać przed pobiegnięciem pod salę od angielskiego, gdzie powinni siedzieć jego przyjaciele. Ewentualnie poszedłby pod salę od biologii, gdyby tym razem do starsi poszli do Nialla, a nie na odwrót. Na szczęście tak się nie stało i szybko znalazł całą czwórkę w jednym miejscu, najwyraźniej z czegoś lub kogoś żartujących. Liam w pewnym momencie bardzo się odchylił w przypływie kolejnej fali śmiechu, przez co Zayn przezornie ułożył dłoń na jego plecach, żeby się nie przewrócił. Harry uśmiechnął się szeroko, uważając ten jest za słodki i szybko podszedł do chłopaków, żeby się przywitać.

- Hazz! - pierwszy krzyknął Niall, od razu zwracając uwagę reszty towarzystwa. Jak i kilku innych uczniów.

Styles ledwo zdążył rzucić krótkie hej, a został gwałtownie przyciągnięty bliżej, by zaraz usłyszeć już po raz drugi tego poranka głośne sto lat. To było jeszcze bardziej niezręcznie przez ilość par oczu skupioną na biednym chłopaku. Kilka obcych mu osób dołączyło do śpiewania, a Harry'emu pozostało modlić się, żeby to się szybko skończyło. Czy istnieje na świecie bardziej niezręczna piosenka?

Po wszystkim został zagarnięty do grupowego uścisku, co wywołało u niego niekontrolowany napad śmiechu. On po prostu z tymi ludźmi był tak bardzo szczęśliwy i czuł się tak bardzo kochany, jak jeszcze nigdy. Nawet jeśli bywali za głośni i niezręczni.

- Wyglądasz, jak księżniczka - stwierdził Louis i jeszcze raz przyciągnął chłopaka w swoje ramiona. - Wszystkiego najlepszego, Bambi.

- Bardziej, jak książę - zaśmiał się cicho i bardziej wtulił w szatyna. - Dziękuję. I-i, Louis... Um... - ściszył głos prawie do szeptu. - Rozmawiałem z jakimś miłym, obcym mężczyzną na przystanku... Znaczy... Z mojej strony to było bardziej potakiwanie, niż... um... prawdziwy dialog, ale i tak się cieszę... To i tak dużo. I był naprawdę sympatyczny, mówię ci.

Louis uśmiechnął się szeroko i odsunął od siebie chłopaka na niewielką odległość, żeby móc spojrzeć mu w oczy i na moment przycisnąć usta do tych młodszego.

- Tak? To świetnie. I jak się czujesz? Nie był nachalny, czy coś?

Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej i pokręcił przecząco głową. Kochał to, jak Louis zawsze się o niego troszczył.

- Nie, nie. Był bardzo miły - odparł, ostrożnie wycierając ślad po szmince na górnej wardze chłopaka.

Malik w tym czasie trącił ramieniem Nialla i wskazał na przyjaciół, wywracając przy tym oczami. Zakochane pary bywają naprawdę żenujące...

Horan ze śmiechem skinął głową i pociągnął Stylesa za rękę, żeby i on mógł złożyć mu życzenia oraz mocno wyściskać. Zaraz po nim przyszła pora na Liama oraz Zayna, a z każdą chwilą  uśmiech chłopaka zdawał się tylko rosnąć. Może przeważnie Harry był raczej spokojnym, cichym nastolatkiem, ale tego dnia od samego rana roznosiła go energia i przez cały czas nie mógł spokojnie ustać w miejscu, co w opinii Louisa było naprawdę rozczulające.

- Um, właściwie przyszedłem się tylko przywitać, bo zaraz mam matematykę... ale... Widzimy się później o czternastej u Nialla, tak?

- Moja mama już zrobiła tort czekoladowy! - pochwalił się Niall.

- Właściwie, skoro o tym mowa - wtrącił się Zayn ze skruchą w głosie - to muszę was przeprosić, najprawdopodobniej się trochę spóźnię. Nie będziesz zły, Hazz?

Styles z uśmiechem pokręcił przecząco głową. Ważne, że w ogóle przyjdą i spędzą razem dużo czasu. Specjalnie przełożył wszystkie zajęcia na inne dni, by ten jeden szczególny spędzić z najważniejszymi dla niego osobami. Szkoda tylko, że tata nie mógł przyjechać choć na chwilę, lecz był już do tego przyzwyczajony - praca do czegoś zobowiązywała.

***

Jedna z najważniejszych osób już czekała na niego w samochodzie, kiedy Harry skończył pisać sprawdzian. Chłopak od razu szybko usiadł na miejscu pasażera i mocno uścisnął siostrę na przywitanie, szepcząc ciche cześć.

- Hej, Hazz. I jak poszło?

- Um... Zobaczymy, jak nauczycielka odda, ale nie był bardzo trudny... Tak myślę. A gdzie jedziemy?

Kiedy zapiął pasy, Gemma ruszyła z parkingu. Jeszcze na chwilę spojrzała na swojego brata, uśmiechając się przy tym delikatnie.

- Myślałam o centrum handlowym. Największy wybór, nie? Chyba, że wolisz coś innego, to możesz śmiało mówić.

- Nie, nie! To brzmi okay.

Dziewczyna skinęła głową z zadowoleniem i włączyła radio ustawione akurat na jej ulubioną stację. Resztę drogi poświęciła na śpiewanie wszystkich piosenek, które akurat były puszczane i na zachęcaniu do tego Harry'ego, który wciąż uparcie jej odmawiał. Nie uważał się za osobę z dużym talentem wokalnym i nie zamierzał niszczyć utworów swoim głosem.

Styles naprawdę uwielbiał chodzić z siostrą na zakupy, dobrze wiedząc, że akurat ona nie będzie krytykować jego wyborów i będzie pozwalała mu być tym, kim najbardziej chciał być. Choć na przekór wszystkiemu, tym razem poszedł w minimalizm, od razu odrzucając wszystko, co miało w sobie brokat, ćwieki, czy znienawidzone cekiny - jak ktoś mógł nieironicznie założyć na siebie takie kiczowate coś?! - a zamiast tego postawił na prosty golf. Co innego w sklepie z kosmetykami, gdzie ostatnio coraz częściej zaglądał.

Właściwie Gemma również kochała takie wypady, gdyż przeważnie również dla niej znajdował interesujące rzeczy. Często były to ubrania, których normalnie nawet by nie zdjęła z wieszaka, a po namowach chłopaka, żeby chociaż przymierzyła kończyły u niej w szafie. Dobrze mieć takiego brata.

- Hej, Harry...

- Hm? - Styles od razu przeniósł wzrok z flakoników z perfumami na blondynkę, uśmiechając się przy delikatnie.

- Pokłóciłeś się o coś z mamą? Mam wrażenie, że relacja między wami jest trochę bardziej... napięta.

Chłopak westchnął cicho i wzruszył ramionami. Naprawdę było to, aż tak widoczne?

- O co może chodzić? Tylko o to, że mnie nie rozumie, nie akceptuje Louisa i przy okazji ciągle próbuje kontrolować.

Dziewczyna pokręciła głową i wtuliła się w bok bruneta, by przekazać mu trochę swojej miłości i wsparcia.

- Ona już taka jest, musisz zrozumieć.

- Ja też już taki jestem. Nie zmieni tego, choćby bardzo chciała.

Gemma skinęła głową i uśmiechnęła się na to wyznanie. Była dumna ze swojego braciszka, że potrafił się już postawić i żyć własnym życiem. Może powinna wcześniej interweniować, kiedy zauważyła, iż ich mama zaczęła coraz bardziej go kontrolować?

- Rozumiem... Dalej kochasz Louisa?

- Oczywiście. Bardzo. Ale jej to nie obchodzi.

Styles pokręciła głową i pocałowała braciszka w policzek.

- To pogadaj z nim. Może dalej mu zależy i naprawicie wszystko? Mama bywa trudna, ale musi to zaakceptować. Dobrze wiesz, że moich chłopaków też nie lubiła, mówiła, jacy są nieodpowiedni i takie tam... Trudno. To nasi partnerzy, nie jej.

- Uh... Tak, masz rację... Chociaż akurat Liam był beznadziejny.

Blondynka zaśmiała się cicho i żartobliwie uderzyła go w ramię. Twarz Harry'ego rozświetliła się przez szeroki uśmiech, który powiększył się jeszcze bardziej przez myśl o Tomlinsonie. Gemma nie wiedziała o wielu rzeczach, ale miała rację - musiał w końcu uświadomić mamę. Tylko nie teraz. Dopiero po feriach zimowych. Trudno było mu pojąć, jak wyglądałoby jego życie, gdyby posłuchał wtedy mamy. To Louis był z nim na każdym kroku, wymieniali dziennie niezliczoną ilość wiadomości, przez co Harry czuł się jakby był cały czas obecny. Każdy dzień zaczynał się od miłego dnia Louisa, rozmów na naprawdę głupie tematy, jak to co jedli na śniadanie, miliona wysyłanych zdjęć tego, co się dzieje dookoła, tych ambitniejszych rozmów na poziomie rozważań nad sensem istnienia, wyznań miłości, wspierania, kiedy któryś był blisko załamania nerwowego, żartów, w międzyczasie może spotkań, a kończył się dobranoc Stylesa. Harry nawet nie spostrzegł, kiedy chłopak stał się nieodzownym elementem jego życia i jak bardzo chciałby powiedzieć, że nie wyobraża sobie bez niego życia, tak właśnie wyobrażał, lecz była to naprawdę nudna, pusta wizja, jakiej pragnął nigdy nie doświadczyć.

Zdążyli jeszcze wstąpić do kawiarni z bagażem zakupów, który okazał się być zdecydowanie większy u Gemmy, aż w końcu pół godziny przed umówionym spotkaniem z przyjaciółmi zadecydował powrót do domu. Musiał jeszcze najprawdopodobniej poprawić swój wygląd, rozpakować nowe rzeczy, do tego trzeba było wziąć pod uwagę ewentualny korek oraz przyjść odpowiednio wcześnie, by nie być ostatnim na własnym przyjęciu. Nie licząc Zayna, który miał się spóźnić.

Na całe szczęście udało mu się przybyć pierwszym, natomiast Louis wraz z Liamem odrobinę się spóźnili, zarzucając winę jeden na drugiego, co było tak bardzo typowe i oczywiste, że jubilat nie mógł przestać się z nich śmiać, póki usta Tomlinsona ostatecznie go nie uciszyły.

Zgodnie zdecydowali się poczekać z tortem oraz toastem na Malika - co nie tyczyło się reszty jedzenia - i rozsiedli się wygodnie w pokoju Irlandczyka. Harry może trochę wolałaby urządzić urodziny u siebie, ale z wiadomych przyczyn nie było to możliwe, a tutaj spędził niezliczoną ilość godzin, jakby to był jego drugi dom, więc nie robiło to aż tak dużej różnicy. Leżał wygodnie na łóżku z głową na kolanach szatyna, obierając mandarynkę, a przy tym słuchał Horana, który śmiał się z żartu Louisa bardziej głośno, niż było to koniecznie, natomiast Payne większą uwagę poświęcał swojej butelce piwa oraz telefonowi. Pewnie starał się być dyskretny, lecz nie wychodziło mu to jakoś szczególnie.

- Na pewno zaraz przyjedzie - powiedział Harry, przyciągając na siebie całą uwagę.

- Co? - Głowa Liama gwałtownie podniosła się znad ekranu swojej komórki, a bardzo delikatny róż przyozdobił jego policzki, gdy uświadomił sobie, że to było do niego. - Ja nie... uh... To już godzina spóźnienia. A specjalnie się spieszył, żeby zdążyć na czas.

- Może korek go zatrzymał, czy coś - wtrącił Louis. - Wyluzuj, przecież w końcu przyjedzie, nie?

- Nie wiem... To po prostu dziwne.

Niall parsknął cicho i sięgnął po miskę chipsów paprykowych, przy okazji jeszcze klepiąc przyjaciela po kolanie w geście pocieszenia.

- Jednak dobrze być singlem. Wy zakochani nie możecie wytrzymać bez siebie nawet paru minut.

Tomlinson bardzo dojrzale wytknął mu język, co spotkało się z cichym chichotem jego chłopaka.

- To po co tyle latasz za tą laską z kółka fotograficznego?

- Jest ładna. I urocza. Po prostu przy tym jest bardzo nieśmiała i trudno się z nią flirtuje. Ale widziałeś jej nogi? Cudo!

- Nie traktuj kobiet tak przedmiotowo! - prychnął Styles, przy tym próbując dosięgnąć przyjaciela stopą, żeby go kopnąć. Niestety bezskutecznie.

Irlandczyk zaśmiał się cicho i nawet przez moment rozważał rzucenie w niego chipsami za ten nieskoordynowany atak, ale ostatecznie zrezygnował ze swoich planów i garść jedzenia wylądowała w jego ustach. Przecież nie mogło się zmarnować.

- Wyjechałbym gdzieś spontanicznie na weekend... Hm... Nie wiem, gdzie, ale... gdzieś.

Louis spojrzał na swojego chłopaka i z delikatnym uśmiechem wzruszył ramionami.

- To pakuj się w piątek i ruszamy.

Harry może i zacząłby się śmiać, ale wiedział, że szatyn powiedział to całkiem poważne. Często wprost nie mógł uwierzyć, skąd się ten człowiek wziął i jak mógł w ten sposób funkcjonować.

- Że co? Ale jak? W sensie... chyba musielibyśmy to bardziej... przygotować i... i na pewno nie teraz, jeśli walentynki...

- Hazz, słońce, czy znasz definicję słowa spontaniczny?

Harry prychnął cicho, rumieniąc się przy tym intensywnie. Nie o to chodziło!

- Uh... To nie... Ja wiem, po prostu... Nie... Um... Nie mogę...

- Nie może, bo chce spędzić z tobą więcej czasu, niż w szkole, a pewnie dostałby dożywotni szlaban - wyjaśnił Niall, ukrócając męki przyjaciela. Kiedy Styles spojrzał na blondyna z wdzięcznością, chłopak puścił mu oczko z szerokim uśmiechem.

- Kiedyś nadrobimy, aniołku. Mamy jeszcze dużo czasu - odpowiedział Louis delikatnym, kojącym głosem, dzięki któremu Harry w końcu całkiem się uspokoił.

Przyjaciele zgodnie zdecydowali, że obejrzą film, kiedy będą czekać na Zayna, który dalej się spóźniał. Jakimś sposobem w czterech zmieścili się na jednoosobowym łóżku i może było trochę za ciasno, ale dla jubilata było idealnie. Disneyland mógł poczekać, teraz chciał się cieszyć silnymi ramionami Louisa oraz zabawnymi uwagami Nialla, który twierdził, iż kino grozy schodzi na psy, z czym właściwie nie mógł się nie zgodzić. Ale to nieważne - najważniejsze, że Harry w końcu znalazł szczęście. Choć może nie mógł pozbyć się tego cienia niepokoju o Malika...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top