Rozdział 25. ...Louis nawet przez ułamek sekundy pomyślał o romansie...


N: Możecie mi wytłumaczyć gdzie jesteście?

L: Czekam na nasze gołąbeczki

L:


Li: No już się zbieramy. To nie moja wina że Zayn nie chce się żegnać ze swoim dzieckiem

N: Przepraszam co?


N: Od kiedy wy macie dzieci?

Li: Prawie trzech lat

Li:


N: Co to za szczur? Dlaczego on jest łysy? Czy to ten kosmita z Dzieciak kontra kot?

H: Jaki słodziak! Dlaczego nic nie mówiłeś, że masz kotka?

L: Lepiej nie mów przy Zaynie nic obraźliwego na jego temat jeśli nie chcesz otrzymać w zamian godzinnego wykładu na temat jego ,,piękna"

Li: Zee każe wam się pieprzyć a Harry zostaje jego młodszym braciszkiem

L: Jak zostać członkiem rodziny Malików - powiedz komplement łysemu szczurowi

H: Lou, jak możesz? Jest uroczy. Też chcę kotka

L: Tylko takiego z włosami

H: To jest sierść

L: Jeszcze ani razu nie obraziłem twojego gustu a mógłbym więc proszę mnie nie poprawiać

N: Jedziecie czy nie?

Li: Już prawie wychodzimy. Szkoda że H z nami nie jedzie

H: Przepraszam. Będę się świetnie bawić z ciągami, ale mam nadzieję, że wy również

Li: Jasne xd

Li: Tylko nie szalej za bardzo

H: Postaram się!

Niall odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył samochód Tomlinsona, z którego wysiedli przyjaciele. W tym czasie, kiedy sterczał przed klubem, jak idiota, mógł spokojnie zrobić masę innych o wiele ciekawszych rzeczy. Właściwie dawał im jeszcze tylko pięć minut, inaczej pójdzie do McDonalda naprzeciwko i sami będą musieli na niego czekać. Całe szczęście nic takiego nie miało miejsca, choć chłopak zdążył posłać im wymowne spojrzenie. I naprawdę nikt nie miał wątpliwości, dlaczego tak naprawdę zajęło im to tyle czasu, kiedy Malik potrzebował dłuższej chwili by usiąść wygodnie w zarezerwowanej wcześniej loży.

Wokół dudniła głośno muzyka, w rytm której po całym klubie tańczyły różnokolorowe, neonowe lampki, będące jedynym źródłem światła, przez co w klubie wciąż pozostawało bardzo ciemno. A przynajmniej ciemniej, niż w miejscach, gdzie bywał Irlandczyk. Kątem oka dostrzegł jeszcze oszklone balkony z ledami na brzegach i już był pewny, iż w najbliższym czasie wybierze się na zwiedzanie. Szczególnie, że w drodze do stolika zdążył zauważyć bardzo atrakcyjną barmankę, przygotowującą jakieś drinki. Nawet z tak dużej odległości mógł dostrzec idealny zarys jej czerwonych ust i, cóż, może miał ochotę odkryć, co jeszcze kryje się za tym szerokim uśmiechem.

- Pójdę zamówić pierwszą kolejkę - zaproponował Payne i szybkim krokiem ruszył w kierunku baru.

Ponad godzinę spędzili przy stoliku, pijąc, śmiejąc się i czując nazbyt leniwymi do tańca. Pomijając fakt, iż jedynie Liam potrafił jakkolwiek tańczyć, więc bez odpowiedniej ilości alkoholu we krwi nie było mowy, żeby ktokolwiek zauważył ich chociażby pląsających się. Na szczęście sami wystarczająco dobrze się bawili by dotrwać do stanu silniejszego upojenia.

Szczególnie nie mógł narzekać Payne, który sporą część swojego czasu poświęcił na przeglądanie się profilowi Malika. W pewnym momencie nawet przestał słuchać, o czym rozmawiali, jednak nie czuł się z tego powodu źle. Nie kiedy jego myśli nieustannie krążyły wokół idealnego profilu ukochanego. Przez niewielkie oświetlenie jego zawsze bardziej brązowa skóra zdawała się być jeszcze ciemniejsza, a pojedyncze, kolorowe światła padające na jego ciało tylko wyostrzało jego już naturalnie ostre rysy twarzy, jakże kontrastujące z ogromnymi, pięknymi oczami. Przez ilość spożytego alkoholu lśniły jeszcze intensywniej, a cienie rzucane przez długie rzęsy tylko nadawały im łagodniejszego wyrazu. Znali się od piaskownicy, byli parą kilka lat, a szatyn wciąż, ilekroć na niego spoglądał, nie potrafił uwierzyć, że ten chłopak naprawdę istnieje i jest tak bardzo rzeczywisty, namacalny... jego. Że tylko on mógł pieścić ustami każdy fragment jego skóry, każdą najmniejszą krzywiznę, adorować jego piękno...

- Liam?

- Uhm, co? - mruknął rozkojarzony. - Wybacz, zamyśliłem się.

- Mówiłem, że zapiszę się na kurs architektoniczny. Muszę nauczyć się rysunku technicznego, jeśli chcę zdawać na architekturę.

Payne uśmiechnął się przepraszająco i krótko ucałował jego słodkie od drinków wargi. Dzięki temu rysy twarzy chłopaka złagodniały, a zmarszczka między brwiami całkiem zniknęła.

- Jednak rezygnujesz z ASP?

- Nie, ale gdybym faktycznie dostał się na oba kierunki... Rozmawiałem z Geoffem trochę i w sumie ma rację - powinienem teraz skupić się na tym, żeby zdobyć zawód, a później mogę myśleć o malowaniu.

- Zayn i rozsądek... Kto by pomyślał? - zaśmiał się Tomlinson.

- Ktoś z naszej dwójki musi w końcu dojrzeć.

- Dorosłość jest obrzydliwie nudna - prychnął chłopak i przechylił kolejny kieliszek.

- Może zamiast się kłócić, dasz się zaprosić do tańca? - wtrącił się Liam i chwycił ukochanego za rękę. Ostatnio między chłopakami panowało dziwne napięcie, które miał nadzieję szybko rozwiązać. Jednak nie tak, nie kiedy wypili tak dużą ilość alkoholu.

Tym sposobem zaraz się rozdzielili. Para skończyła na parkiecie teoretycznie osobno, jednak co jakiś czas się o siebie ocierali, posyłali uśmiechy, tworząc wokół nich szczególną aurę. Może gdyby byli w typowo gejowskim klubie bardziej jawnie bawiliby się razem, jednak w takiej sytuacji woleli choć minimalnie sprawiać pozory.

Tomlinson w tym czasie poświęcił więcej uwagi młodszemu chłopakowi. Dużo rozmawiali, Horan śmiał się niedorzeczne głośno z jego nie zawsze dobrych żartów, wspólnie kilka razy zajrzeli do palarni, gdzie być może papierosy nie były jedyną rzeczą, którą Louis miał w ustach, jednak blondyn wciąż uparcie odmawiał zarówno jointa, jak i zwykłej nikotyny. Szatyn oczywiście wyraźnie widział spojrzenia, jakie Irlandczyk posyłał w kierunku pewnej blond piękności, więc w końcu zniecierpliwiony popchnął go w jej kierunku. Sam zamierzał spędzić jeszcze trochę czasu z przyjaciółmi, których niestety gdzieś zgubił.

Niall niepewnie skierował swe kroki w kierunku atrakcyjnej barmanki, niestety zajętej rozmową z inną dziewczyną. Jednak, gdy tylko zauważyła, że się jej przygląda, zwróciła się w kierunku blondyna.

- Co podać?

- Hej, jestem Niall.

- Alice. To, czego sobie życzysz? Oh, i zanim odpowiesz, że mój numer telefonu, to obok ciebie stoi moja dziewczyna.

Uśmiech zniknął z twarzy Irlandczyka w ułamku sekundy. Niechętnie usiadł na barowym krzesełku i zamówił tequile, by móc zapić swe smutki. Wzniósł jeszcze niemy toast z brunetką po jego lewej i ostatecznie zrezygnowany oparł czoło o blat.

- Chyba zapiszę się do jakiejś organizacji homofobicznej, czy coś. Kojarzycie jakąś? - wymamrotał na tyle głośno, żeby usłyszały mimo dudniącej muzyki.

- Jasne, sama do jednej należę - odparła barmanka tak poważnym tonem, że gdyby nie świadomość jej orientacji, mógłby w to uwierzyć.

Blondynka musiała na chwilę go zostawić z jego rozpaczą, by móc obsłużyć innego klienta. Zerknął na dziewczynę Alice i uśmiechnął się krzywo.

- Mój najlepszy przyjaciel jest gejem, dwóch kumpli jego chłopaka jest razem w związku, a teraz na dokładkę dziewczyna, którą chciałem poderwać jest lesbijką. Co ja robię nie tak ze swoim życiem?

- Zostań gejem i po kłopocie - odparła tak delikatnym i słodkim głosem, że Horan musiał przez chwilę poważniej się zastanowić, czy aby na pewno jest prawdziwa. Jej uroda przychodząca na myśl nimfę, czy też wróżkę nie pozwalała mu jasno odpowiedzieć na to pytanie. Chyba tej nocy wypił trochę za dużo.

- Że też na to nie wpadłem... - odparł sarkastycznym tonem, mimo wszystko delikatnie się uśmiechając. - Właściwie, skoro Alice jest zajęta, to może ty dasz się porwać do tańca? Bez podtekstów, po prostu się zabawmy trochę.

Brunetka zawahała się przez chwilę, ale ostatecznie odwzajemniła ten gest i ujęła jego dłoń swoją o wiele mniejszą i pociągnęła w stronę innych ludzi.

Wszystko wydawało się być nie takie, jak powinno. Ludzie wokół wyglądali tak bardzo jednakowo, choć teoretycznie różni ich wszystko - płeć, kolor skóry, włosów, oczu, wzrost, ubiór - a jednak zdawali się zlewać w jednakową plamę, gdzie brak choć jednej osoby, na której warto zawiesić wzrok. I to nie tak, że Louis nawet przez ułamek sekundy pomyślał o romansie, jednorazowej przygodzie, bo wizja czegoś takiego była niemal tak absurdalna, jak możliwość wyrośnięcia rogów na głowie Nialla. Szatyna po prostu fascynowali ludzie. Może nie tak, jak literatura, gdyż z nią nic nie mogło się równać, jednak wciąż dostatecznie mocno, aby poświęcał im dużą część uwagi. Lubił niekiedy obserwować ich zachowania, wygląd, szczególnie te spontaniczne reakcje, czy różne ich przemyślenia. A jednak tamtego dnia z niedowierzaniem odkrył, że nie chce tam być. Chodził do klubów, czy na domówki z Zaynem i Liamem dostatecznie często, żeby zaznajomić się z każdym z ochroniarzy oraz znać adres większości popularnej części uczniów, w przewadze świetnie się bawiąc, więc początkowo nie rozumiał z czego to wynika. Normalnie od dawna byłby mocno wstawiony - nie na tyle, żeby urwał mu się film, lecz dostatecznie, by jeszcze bardziej się rozluźnić i szaleć na parkiecie - jednak wtedy z nieznanych mu przyczyn wciąż sączył samotnie tego samego drinka, którego zaczął pić pół godziny wcześniej i zamiast próbować poznać nowych ludzi, jedynie rozglądał się, wciąż nie mogąc znaleźć nikogo interesującego. Dostrzegł jeszcze gdzieś w tłumie tlenioną czuprynę Nialla szalejącego z jakąś dziewczyną na parkiecie, jednak po pozostałej dwójce nie widział śladu i mógłby się założyć, że znajdzie ich w jednej z męskich toalet... Choć było to ostatnią rzeczą, którą chciał zrobić.

Z rozczarowaniem zauważył, że nikt dookoła nie ma dostatecznie zielonych oczu, by mógł z przyjemnością się w nie wpatrywać w czasie rozmowy, ani głębokiego głosu, jakiego mógłby słuchać w nieskończoność. Nikt nie uśmiechał się też w ten uroczy sposób, ani nie rumienił pod wpływem jego spojrzenia. Nikt nie był choć w małym procencie Harrym i Tomlinson z lekkim przerażeniem spostrzegł, że wystarczyły mu dwa dni bez Stylesa, a już zaczynał dostrzegać objawy odstawienia. Chyba nawet wolałaby całą noc przesiedzieć w domu, jeśli wiązałoby się to z obecnością chłopaka obok, niż w klubie w tłumie ludzi jednak bez tej jednej, najpiękniejszej osoby.

Ledwie dokończył swojego drinka, a ruszył w kierunku wyjścia, po drodze jeszcze pisząc wiadomość do Zayna, żeby się nie martwili. Był już znużony siedzeniem przy barze i nie chciał marnować ani jednej minuty swojego życia. Chłodne, jesienne powietrze opatuliło całe jego ciało, gdy tylko postawił pierwsze kroki na chodniku, a zarumienione od promili we krwi policzki jeszcze bardziej się zaczerwieniły. Zadrżał z zimna i poprawił kurtkę, w której to od razu znalazł swój telefon. Odszedł zaledwie kilka metrów by usiąść na krawężniku i wybrać numer chłopaka. Przeklął pod nosem, czując pierwsze krople na swojej ręce, jednak jego samochód był za daleko, żeby chciało mu się do niego wsiadać. To tego świat wokół wydawał się być za bardzo szary i rozmazany... Budynki wydawały się na jego oczach rosnąć i rosnąć, aż do nieba, z którego wciąż padał szary, brudny deszcz. Latarnie oraz neony można by rzec świeciły intensywniej, niż kiedykolwiek wcześniej i tylko pojedynczy ludzie i samochody poruszali się, jakby w zwolnionym tempie. Cały Londyn zdawał się być tak... nierzeczywisty.

- Lou? - Tomlinson nawet nie zauważył, kiedy zadzwonił do swojego chłopaka i dopiero jego zaspany głos przywrócił go do rzeczywistości. - Halo? Stało się coś?

- Nie... Raczej nie. Po prostu cholernie tęsknię i chciałem cię usłyszeć, tak myślę...

Usłyszał ciche westchnienie i może nawet przez chwilę czuł wyrzuty sumienia, że go obudził, lecz to było silniejsze od niego. Czasami nienawidził tego, jak bardzo zależny się stawał od osób, które kochał. Niemniej położył się na plecach na chodniku, wciąż pozostawiając ugięte nogi, pozwalając kroplom deszczu skapywać na jego twarz.

- Louis, jest druga w nocy. Też za tobą tęsknię, ale moje łóżko kocham w niewiele mniejszym stopniu i nie chciałbym go zostawiać na dłużej samego.

- Jesteś jedyną osobą, wobec której jestem miły, a ty mnie tak traktujesz. Chyba sam zmienię swoje postępowanie.

Kolejne westchnienie, ciche kroki, a na koniec jakieś szuranie. Tomlinson bardzo żałował, że nie był w stanie zobaczyć, co tam się dzieje. Choć był w stanie sobie wyobrazić, iż chłopak najprawdopodobniej wrócił pod kołdrę, co wywołało na jego twarzy delikatny uśmiech oraz pragnienie, by do niego dołączyć.

- Nie powinieneś być w klubie z chłopakami?

- Jestem na zewnątrz. Nudziło mi się samemu i tak wyszło? To znaczy nie pierwszy raz mnie zostawili i z reguły szukałem sobie innego towarzystwa, ale... hm... Jedyną osobą, z którą chciałem rozmawiać byłeś ty i chyba nie przemyślałem swojej decyzji, kiedy do ciebie dzwoniłem. Przepraszam, że cię obudziłem. Powinienem się rozłączyć zamiast pieprzyć głupoty, prawda?

Ludzie wokół mogli myśleć, że jest mocno naćpany - może nawet trochę był - kiedy leżał na chodniku wpatrzony w chmury z ogromnym uśmiechem na ustach, lecz dźwięk cichego śmiechu Stylesa był wszystkim, czego potrzebował, by poprawił mu się humor.

- Trudno. I tak już chyba nie zasnę... A reszta wie, gdzie jesteś?

- Hm... Pisałem do Zayna... Albo Liama...? Czekaj... do któregoś na pewno.

- Lou... Ile wypiłeś?

Szatyn potrzebował chwili, żeby policzyć na swoich palcach ilość kolejek oraz drinków, jednak co chwilę musiał zaczynać od nowa. Chyba tego wieczoru przesadził trochę za bardzo i może nawet przez moment jego sumienie próbowało do niego przemówić, jednak ostatecznie jedynym, co mógł zrobić to zrezygnować z jakiegokolwiek myślenia. To było dla niego za dużo. Wręcz słyszał te wszystkie trybiki oraz koła zębate pracujące w jego głowie i naprawdę ostatnim, czym się wtedy przejmował był fakt, iż jest człowiekiem i jedyne, ci znajdowało się w jego czaszce to mózg.

- Uh... Nie wiem. Ja ci nie wyskakuje z dupy z pytaniem ile wynosi pierwiastek z... Eee... Trzystu dwudziestu... czterech!

- Osiemnaście. Jestem dumny, że w twoim stanie jesteś w stanie wymyśleć jakiś ładny.

Tomlinson parsknął śmiechem, zwracając uwagę ochroniarza. Na szczęście mężczyzna zdecydował się nie interweniować póki nie sprawiał żadnych problemów. Deszcz zaczął padać coraz mocniej, a biała koszulka już całkiem przylgnęła do jego torsu, uwidaczniając tatuaże. Prawdopodobnie mógł następnego dnia obudzić się chory, lecz w tamtym momencie była to ostatnia rzecz, jaką by się przejmował. Jedynie zamknął oczy, pozwalając kroplom deszczu spływać po jego policzkach w karykaturalnej imitacji łez.

- Spędzasz ze mną za dużo czasu.

- Jestem śpiący. Nie mam siły być miły.

- Przepraszam, nie powinienem cię budzić. Ale, cholera, minęły dwa dni bez widoku twoich dołeczków, uczucia twojej dużej dłoni na mojej oraz smaku twoich ust, a już z ledwością mogę usiedzieć w jednym miejscu. Wyobraź sobie, gdybym tylko mógł... Gdybym tylko ułożył się obok ciebie, objął ramieniem i mógł zasnąć, czując twoje ciepło. To wszystko, czego w tej chwili potrzebuję. Nawet nie musimy rozmawiać, chodzić gdzieś, całować... Po prostu potrzebuję wiedzieć, że jesteś obok.

- Lou... Jestem przy tobie cały czas. Nawet jeśli nie fizycznie, to myślami wciąż krążę wokół ciebie, czego nie zmienisz za nic, choćbyś uciekł na drugi koniec świata.

Szatynowi zaschło w ustach, kiedy jeszcze z ledwością był w stanie przetwarzać informacje, a do jego mózgu dotarł sens ostatnich słów. Gdyby tylko wiedział, że pozna tutaj, w Londynie, kogoś takiego jak Harry... Gdyby tylko przewidział...

- Sprawiasz, że nie chcę wyjeżdżać z Liamem i Zaynem. Nie chcę cię zostawiać.

- Lou, porozmawiamy o tym, kiedy wytrzeźwiejesz, proszę. Jesteś przed klubem, tak? Gdzie dokładnie?

- Hm... Siedzę na chodniku? Tak jakby... Harry, wyobrażasz sobie, jak kiedyś razem zamieszkamy? Bo chcesz tego?

Cisza wręcz dzwoniła w uszach szatyna, a każda kolejna kropla na jego nosie monotonnie odliczała każdą jej sekundę.

- Tak, bardzo... Mama prawdopodobnie się załamie, ale... Tak, chciałbym. Ale tylko, jeśli zgodzisz się na kotka. Oczywiście z sierścią, żeby ci się podobał. Najlepiej takiego ze schroniska.

Tomlinson nie mógł się nie uśmiechnąć - nie żeby nie robił tego od dłuższego czasu - kiedy przypominał sobie, jak wyglądały ich rozmowy na samym początku. Wtedy jeszcze bał się w ogóle wybrać stolik w kawiarni, a mówienie o tym, czego chce, stawianie warunków... Chłopak ukochał każdą z twarzy Stylesa, a każda kolejna zdawała się być jeszcze piękniejsza.

- Zgoda, ale chcę też psa. Przynajmniej jednego.

- Stoi. I chcę basen. I dużą garderobę. Oczywiście potrzebuję też przestronnej kuchni, dużego łóżka, jak z filmów... No co? - prychnął, kiedy przerwał mu śmiech Louisa. - Jestem wymagający. I, skarbie, mam prośbę. Pada, a ty jesteś na dworze, wracaj do domu. Nie chcę żebyś był chory.

- Może zostaniesz moją gorącą pielęgniarką?

Różne westchnienia stanowiły już nieodzowny element ich rozmowy. Od tych smutnych, przez pełne zachwytu, po te wyrażające całą irytację Stylesa. Tym razem Louis miał szansę usłyszeć ten ostatni rodzaj.

- Dlatego nie chodzę na imprezy... Dlaczego pijani ludzie są tak... niezręczni? Lou, mam ogromną prośbę.

- Dla ciebie wszystko. No, prawie. Chyba nikogo bym nie zabił... choć właściwie... Gdyby ktoś cię skrzywdził, to nie wiem, jak bym się zachował. Mam nadzieję nie sprawdzać. Ale poza tym uważam, że...

- Louis.

- Ach, tak. Właśnie. O co chodzi, skarbie? Co mam dla ciebie zrobić?

- Mógłbyś zadzwonić po taksówkę i pojechać do domu? Proszę. Przebierzesz się w coś suchego, położysz w łóżku i zaśniesz. Rano porozmawiamy, dobrze? Lou?

Tomlinson zawahał się przez chwilę, analizując jego słowa. Dopiero po chwili dotarł do niego sens wypowiedzi młodszego. Powoli podniósł się ze swojego miejsca i rozejrzał dookoła. Świat nadal był rozmazany, jak na niektórych obrazach Zayna, ale przynajmniej światła latarni już tak nie raziły go po oczach.

- Mogę się jeszcze nie rozłączyć? Widzę jakąś taksówkę, spróbuję ją złapać.

Nie czekając na odpowiedź zaczął machać kierowcy i dość niezgrabnie wszedł do środka. Przez całą drogę do domu mówił do Harry'ego jakieś niezrozumiałe zdania. To znaczy dla niego miały sens, jednak gdzieś w połowie swojej wypowiedzi go gubił, ale brunet nawet nie miał siły prosić go o wyjaśnienia. Oczy mu się kleiły i już z ledwością go słuchał, jednak nie chciał być niemiły, a poza tym musiał mieć pewność, że Louis wrócił bezpiecznie do domu. Jeszcze coś tam szeptał, kiedy znalazł się w swoim pokoju, rozbierał, kładł do łóżka... I kiedy Styles liczył, że teraz pójdzie spać, szatyn tak łatwo nie ustał w swoich rozmyślaniach...

- Harry...

Kolejne zniecierpliwione westchnienie.

- Tak...?

- Jesteś szczęśliwy? Tak szczerze.

Przez dłuższą chwilę zapanowała cisza i Louis zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem chłopak się nie rozłączył, lecz nagle usłyszał cichy szelest, co pozwoliło mu poczekać jeszcze chwilę.

- Nie wiem - w końcu do jego uszu dotarł ten cichy głos. - Czasami mam wrażenie, że wszystko idzie w dobrym kierunku, zza chmur wychodzi słońce, a ja zaczynam wierzyć, że może w końcu nauczę się kochać samego siebie i w końcu znajdę szczęście. Ale później przychodzi taki mocniejszy wiatr goniący za sobą deszczowe chmury. Nie te burzowe, które szybko odchodzą, ale te, które odwiedzają Londyn szczególnie jesienią. I wtedy znów zaczynam się zastanawiać, czy właściwie jest co kochać. A w takiej sytuacji trudno cały czas się cieszyć, pozostaje tylko ta radość, którą dostajemy w prezencie od innych. Czy jest ona wtedy szczera? Nie wiem, Lou. Naprawdę nie wiem... A teraz śpij dobrze.

- Kocham cię. I przepraszam za kłopot.

Wydawało mu się, że Harry coś jeszcze odpowiedział, jednak sen był silniejszy od wszystkiego wokół... A być może następnego dnia, z pomocą Nialla, wysłał chłopakowi kwiaty przeprosinowe za swoje zachowanie. Choć prawdopodobnie tak naprawdę Styles ani przez chwilę nie był na niego zły...

💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚

Idę płakać. Dlaczego wstawianie zdjęć na Wattpada wiąże się z tyloma komplikacjami? Wattpad generalnie uwielbia się wieszać, ale wystarczy jedno zdjęcie i już wiesz, że do opublikowania będziesz musiał je wstawiać jeszcze kilka razy, żeby się zapisały 😭 Ale wal się Wattpadzie, tak łatwo się nie poddamy

A tak poza tym to życzę wam Wesołych Świąt! Może nie takie, jak byśmy tego oczekiwali, ale pośród całego tego szumu nie zapominajmy, o czym tak naprawdę chodzi w Wielkanocy🐣

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top