Rozdział 2. ...zauważył jego pewnie mało dyskretne zainteresowanie.

Li: Nie wiem jak wy panienki ale ja jestem gotowy

Z: Już dawno

Z: Może przyjedziesz po mnie? Jednym samochodem będzie bardziej ekonomicznie x

L: Nie ma mowy. Sam cię zgarnę po drodze

Z: Bo?

L: Bo znowu się spóźnicie?

Li: Wypraszam sobie. Dlaczego mielibyśmy?

Z: Sam byś se znalazł faceta a nie na nas marudzisz

L: To nie ma znaczenia. Przynajmniej potrafię trzymać kutasa w spodniach. Nie to co *ekhem* niektórzy

Z: Pieprz się

L: Na pewno nie teraz. I lepiej żebyście się nie spóźnili jasne?

Li: Wyluzuj stary nie zostawimy cię samego na pastwę tej hołoty

L: A spróbowalibyście tylko..

Z:

Z: Mina Olafa wyraża całą moją niechęć do wyjścia z domu

Z: Netflix pizza oraz piwo brzmią o niebo lepiej

L: Weź sprzed mojej twarzy tego szczura. Jak ty możesz coś takiego kochać?

Z: Spierdalaj. Jest piękny

L: Jeśli ta jaszczurka jest piękna to chyba wolę być ohydny xd

Li: Możecie się zamknąć?

L: Nie

Z: Nie

Li: Chryste... Po prostu spotkajmy się przed szkołą i nie zabijcie się po drodze

L: Oi oi!

Louis zastanawiał się dobre pięć minut zanim wysiadł z samochodu. Jasne, zdawał sobie sprawę z tego, jakie możliwości gwarantowało mu dobre świadectwo, ale myśl o kolejnych miesiącach nauki, żeby zdobyć potrzebne mu stypendium oraz siedzenia na tych kuriozalnie nudnych lekcjach, sprawiały, że tracił chęć do wszystkiego. Ostatecznie jednak wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego. Zaciągnął się mocno dymem, a jego ciało od razu rozluźniło się na to uczucie. Jakby jego umęczona dusza wreszcie wróciła na swoje miejsce. Nawet zdobył się na delikatny uśmiech. To tylko jeden rok i skończy tę szkołę...

- Tommo, jak ja cię dawno nie widziałem! - Zayn poklepał przyjaciela po plecach i zabrał mu z ręki używkę, samemu wkładając sobie do ust. Widząc oburzony wzrok przyjaciela, puścił w jego stronę kłębę dymu i uśmiechnął się szeroko.

- Kto powiedział, że musimy zmieniać ten stan rzeczy?

- Sam kazałeś nam przyjechać - odparł brunet, wtulając się w bok Liama.

- Właśnie - wtrącił się Payne. - Chociaż zawsze możemy jeszcze zawrócić.

- Po prostu miejmy to za sobą.

Zgodnie ruszyli wspólnie w stronę głównego wejścia, po drodze co chwilę kląc na tłumy ludzi bez kultury nagle zatrzymujących się na środku korytarza, czy też przepychajacych się wszędzie, jak jakieś bydło. Są miejsca, gdzie takie warunki są normą, jak kluby, jednak szkoła jest dostatecznie zniechęcająca sama w sobie, żeby jeszcze dokładać jej kolejnych wad.

- Ciekawe, czy znajdzie się jakiś przystojniak wśród pierwszaków - skrzywił się Malik, skanując wzrokiem młode, niedojrzałe twarze. Część jeszcze pokryta trądzikiem, część za bardzo starająca się pozować na starszych, niż są, a jeszcze inni wyglądali, jakby jeszcze trzynastu lat nie skończyli. Skąd oni się wzięli? Wszyscy jacyś tacy nijacy... W przeciwieństwie do samego chłopaka, który przyciągał spojrzenia obu płci, niekiedy ktoś nawet odważył się do niego uśmiechnąć, jednak Zayn każdorazowo na takie zachowania reagował mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Kochał to, jaki budził respekt u innych.

- A co cię inni obchodzą? - prychnął Liam i objął w pasie chłopaka.

Brunet uśmiechnął się lekko, dobrze wiedząc, jak bardzo zaborczy i zazdrosny bywał Payne. Póki było to w granicach rozsądku, uważał to za naprawdę urocze i pocałował szatyna w policzek.

- Dla naszego Louisa. Może wtedy przestałby na nas narzekać - dodał głośniej, patrząc wymownym wzrokiem na przyjaciela.

- Może, jakbyście nie okazywali uczuć na każdym kroku, nie miałbym powodu?

- Wypraszam sobie? Nie liżemy się w miejscach publicznych. 

- Chwała Bogu... - mruknął Tomlinson i usiadł na krzesełku.

Malik ziewnął, zakrawając usta dłonią   i oparł głowę o ramię Liama. Tak mu się dobrze spało, a tu budzik z rana musiał go brutalnie wyrwać z tęczowej krainy. Zamruczał cicho, czując dłoń we włosach. Czuł się tak zrelaksowany, że właściwie mógłby się zdrzemnąć nawet na sali.

- Śpiący? - szepnął Payne.

- Yhm... Jestem tak wyspany, jakbym całą noc biegał na bieżni - mruknął.

Tomlinson parsknął śmiechem i pokręcił głową. Cały Zayn... Nagle poczuł na sobie palący wzrok i nieco zaskoczony spojrzał przed siebie. Ujrzał blond chłopaka, patrzącego na niego z wyrzutem, którego chyba kojarzył z widzenia oraz całkiem nowego bruneta z ogromnymi, zielonymi oczami, iskrzącymi w szczególny sposób. Był pewny, iż kogoś takiego by nie przeoczył, szczególnie że miał ogromną słabość do uroczych osób. A ów nieznajomy wyglądał naprawdę słodko z tą burzą loczków oraz głębokimi dołeczkami, kiedy się uśmiechnął. Niczym cherubinek. Odwzajemnił ten gest i puścił mu oczko, na co chłopak zarumieniony odwrócił się. Louisowi nie pozyskało nic innego, jak cichy śmiech. Kim on jest?

- Spodobał ci się - stwierdził Zayn, widząc jak przyjaciel wpartuje się w plecy pierwszaka z delikatnie uniesionymi kącikami ust. On już znał ten wyraz twarzy.

- Jest śliczny.

- A ty bardzo oczywisty ze swoją orientacją - zaśmiał się Liam.

Szatyn prychnął i ułożył się wygodniej na małym krzesełku. Spojrzał wymownie na dłoń przyjaciela ułożoną swobodnie na kolanie Malika, który wciąż był wtulony z bok swojej drugiej połówki. I kto to mówi? Pokręcił głową i powrócił wzrokiem na cherubinka, akurat mając idealny widok na jego profil, kiedy coś wyraźnie tłumaczył koledze. Naprawdę bardzo ładny. I to słowo zdecydowanie bardziej pasowało do nieznajomego, niżeli przystojny. Chłopak miał w sobie coś delikatnego, może nawet kobiecego i mimowolnie wyobraził go sobie w jakiś falbankach, brokacie, różu... Ewentualnie, gdyby dołączył do cheelederek...?

- Byłbym bardziej, gdybym zaczął go pieprzyć przy tych wszystkich ludziach.

Zayn parsknął śmiechem i spojrzał na Tomlinsona.

- Nie mów, że byś nie chciał.

- Oczywiście, że nie. W tym celu zabrałbym go w odosobnione miejsce, żebym był jedynym, który go takiego widzi.

- Większość klas jest jeszcze zamknięta. Tak tylko mówię - zaznaczył Malik, przyglądając się nieco napiętej postawie szatyna. Przyjaźnili się już wystarczająco długo, żeby dostrzegał te drobne różnice, a tym razem wyraźnie widać było, jak wiele myśli kotłowało się w głowie szatyna. - Poza tym jestem pewny, że nawet do niego nie zagadasz.

- Ja? No błagam!

Zayn ledwo zdusił w sobie śmiech, kiedy Lou wstał i poszedł w kierunku pierwszaka. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, jak łatwo można było podpuścić chłopaka. Wymienił z Liamem porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnął się niewinnie.

- Jesteś geniuszem zła.

Malik posłał ukochanemu buziaka i spojrzał na Tomlinsona, który nachylał się nad mocno zawstydzonym chłopakiem. Nigdy nie widział kogoś, aż tak czerwonego i nie mógł się powstrzymać cichego chichotu. Najwyraźniej komuś bardzo spodobał się Louis...

- Hej - zaczął szatyn i uśmiechnął się do zaskoczonego pierwszaka, ignorując nie lepszą minę jego kolegi. - Widziałem, że spoglądasz w naszą stronę, a moje przerośnięte ego nakazuje mi myśleć, iż podziewasz moją piękną osobę.

Harry oblał się solidnym rumieńcem, cały wręcz gotując się od wewnątrz z zawstydzenia. Nie dość, że przystojny nieznajomy do niego zagadał, to jeszcze zauważył jego pewnie mało dyskretne zainteresowanie. Pierwszy dzień w nowej szkole, a już kilka razy zdążył pocałować swojej decyzji. Jednak skoro już nadarzyła się okazja... Wymusił delikatny uśmiech i ukrył drżące dłonie, zanim zdobył się na jakąkolwiek odpowiedź.

- Um... Ja... Ten... T-tak?

Tomlinson parsknął śmiechem, kiedy młodszy wydukał te kilka słów. Może było to niegrzeczne, ale nie mógł się powstrzymać. Brunet w ciągu nawet nie kilku minut podbił jego serce. Jednak w tej samej chwili twarz chłopaka przybrała jeszcze ciemniejszy odcień i starszy naprawdę zaczął się martwić, czy zaraz nie eksploduje z zawstydzenia, dlatego posłał mu szeroki uśmiech i ukłonił się w pas.

- Jestem Louis, miło mi poznać.

- Ha-Harry... Mi również.

- Cześć, Ha-Harry - przedrzeźnił Stylesa. - Słuchaj, tak pomyślałem... Skoro już się poznaliśmy, to może chciałbyś pójść ze mną na kawę, herbatę, czy coś?

Brunet uchylił szeroko usta, kiedy do jego umysłu dotarło to pytanie. To była propozycja... randki? To nie tak, że nigdy nikt mu nie proponował, ale dziwnym trafem albo były to dziewczyny, które z wiadomych względów grzecznie odprawiał albo dużo starsi mężczyźni, w których przypadku niewiele się zmieniało. Nigdy przystojny chłopak w podobnym wieku, ktoś kogo sam pragnął poderwać, lecz nie miał za grosz odwagi. Może to tylko głupi żart, zakład, czy inne bzdety, jakie nieraz pojawiały się w książkach i filmach dla nastolatków? Zaraz jednak uświadomił sobie, że to nie jest fikcja reżyserska, czy literacka, a Louis - idealne imię dla modela - wciąż czeka na odpowiedź. Wziął głęboki wdech i nieśmiało skinął głową.

- Chętnie...

- To świetnie! Mogę na chwilę twój telefon? Zapiszę swój numer i jakoś się umówimy w wolnej chwili.

Brunet niepewnie wygrzebał urządzenie, odblokował i podał starszemu. Może jednak warto było przyjść?

Tomlinson szybko wstukał ciąg cyfr, puścił sobie sygnał, a następnie wręczył komórkę chłopakowi. Nawet nie planował się z nim umawiać, ale właściwie nie widział żadnych przeciwwskazań, więc zdecydował się zaryzykować. Chociażby tylko po to, żeby dalej oglądać te urocze rumieńce oraz stawać się ich powodem. Puścił mu oczko i odgarnął grzywkę na bok.

- To do zobaczenia. Pisz śmiało, jeśli chcesz. 

Harry, bojąc się, że powie zaraz jakąś głupotę, ograniczył się do skinienia głową i delikatnego uśmiechu. Już nawet nie próbował ogarnąć umysłem absurdu tej sytuacji. Z niedowierzaniem odprowadził wzrokiem starszego, który wrócił do swoich przyjaciół. Jeden z jego kolegów o wyraźnie egzotyczne urodzie pomachał mu, na co Styles niepewnie uniósł rękę w geście pozdrowienia i szybko się odwrócił.

- Uszczypnij mnie - szepnął do Nialla. Sam nie miał odwagi dotknąć swojej skóry, będąc niemal pewnym, że jego krew zagotowała się do temperatury wrzenia i mógłby się poparzyć.

- Czy właśnie Louis Tomlinson, marzenie połowy szkoły, zaprosił cię na randkę, czy miałem dziwaczny sen? - spytał Horan, gdy jego umysłu dalej z trudem przetwarzał tę informację. Nigdy nie wątpił w urok osobisty przyjaciela - być może, gdyby nie był bezwarunkowo wierny płci pięknej, sam by poleciał na niego - lecz zainteresowanie samego kapitana szkolnej drużyny przerosło wszystkie jego oczekiwania. Prędzej oczekiwał najbliższych tygodni poświęconych na obserwowaniu maślanych oczu młodszego wpatrzonych w szatyna oraz słuchania wymówek, że tylko się zamyślił, czy innych temu podobnych.

Harry nie zdążył odpowiedzieć blondynowi, kiedy na środek wyszedł dyrektor szkoły i uśmiechnął się szeroko do zgromadzonych:

- Dzień dobry! Pewnie zastanawiacie się, dlaczego was wszystkich tutaj zebrałem... - mężczyzna zaczął tajemniczym tonem. - Jestem James Corden, dyrektor tego całego bałaganu i cieszę się, że mogę gościć tutaj tak liczne grono osób! Mam nadzieję, że będziecie to dla was niezapomniany rok pełen wrażeń, przygód, ale też solidnej nauki...!

Styles przeniósł wzrok na telefon i delikatnie się uśmiechnął. Na pewno nie zapomni tego roku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top