Rozdział 18. Zresztą Lewis nie jest partią dla ciebie.
Chłopcy wspólnie schowali się w pokoju Stylesa. Trzech najstarszych rozsiadło się wygodnie na dywanie, tylko Harry zdecydował się na swój fotel - jedyną przestrzeń, gdzie miał pewność, że nikt nie zaburzy jego prywatności. Może brzmiało to niedorzecznie, gdyż uwielbiał przytulać się z Louisem, jednak nie mógł sobie na to pozwolić, kiedy siedział cały spięty i jedyne na czym mógł się skupić, to powtarzanie sobie, że musi brać spokojnie głębokie wdechy, ale nie za głębokie, żeby nie zwrócić na siebie uwagi gości oraz o konieczności ciągłego uśmiechania się. A było to trudne, kiedy cały czas miał wrażenie, że ktoś narusza jego bezpieczną przystań, natomiast na dole czekała matka gotowa wygłosić tyradę na temat tego, jak niewłaściwie się zachowywał.
- Dobra, to o czym właściwie mamy pisać? - zaczął Louis.
- Poezja okresu wiktoriańskiego - odpowiedział zniecierpliwiony Liam. Praca w grupie z Tomlinsonem bywała bardzo męcząca, kiedy miał lekceważący stosunek do wszystkiego. Problem był taki, że się przyjaźnili, a poza tym jako jedyny z ich grupy był ekspertem w dziedzinie literatury, więc potrzebowali go przy pracy.
- Dlaczego nie francuska - mruknął szatyn.
- Ten jeden raz muszę się zgodzić. Rzygam już Tennysonem - wtrącił się Zayn i upił łyk kawy. Zamruczał cicho, a na jego usta wpłynął błogi uśmiech. - Idealna. Dzięki młody.
Harry zarumienił się lekko i wzruszył ramionami. Sam był miłośnikiem tego napoju, więc przygotowanie go opanował niemal do perfekcji. Mimo wszystko bał się odezwać, choć przecież powinien się już oswoić z nimi. Jednak zamiast tego tylko w ciszy słuchał dyskusji przyjaciół.
- Hazz, masz może pożyczyć jakiś notatnik? - spytał Payne.
- Um... Jasne... Chwilka.
Chłopak zaczął nerwowo przeszukiwać swoje półki w poszukiwaniu odpowiedniego dziennika, który akurat nie byłby zapisany. Problem polegał na tym, że zawsze miał wiele ambitnych planów, jego artystyczna dusza budziła się w najmniej odpowiednich momentach stąd miał kilka z tekstami piosenek, wierszami, opowiadaniami, rysunkami, lecz każda z tych nowych pasji szła w kąt. Jedynie świat mody wciąż pociągał go nieprzerwanie od kilku lat i tylko temu pozostawał wierny.
- Ej, tu masz jakiś - zauważył Malik i na czworaka zbliżył się do łóżka, żeby podnieść jeden w brązowej, prostej okładce.
- Nie- - Harry zaskoczony odwrócił się w stronę kolegi, lecz nie zdążył wydusić słowa, kiedy brunet otworzył go na losowej stronie - dotykaj...
- Zayn - warknął Tomlinson i wyrwał notes z rąk przyjaciela. Nie ruszało się cudzych rzeczy bez pozwolenia! Jego młodsze rodzeństwo zdążyło się tego szybciej nauczyć, niż Malik, osiemnastoletni chłopak. I może nawet nie zareagowałby tak agresywnie, gdyby nie ten szok i przerażenie na twarzy Stylesa. Musiał bronić swojego księcia.
- Przepraszam... Ale, cholera, to było piękne! - powiedział Zayn, wciąż mając w pamięci widok ciemnego garnituru ze złotymi zdobieniami. - Jako artysta wiem co mówię.
Harry przez chwilę wpatrywał się w dziennik, który znajdował się w ręce Louisa, aż w końcu ostatecznie machnął ręką i szepnął:
- Trudno już. Możesz obejrzeć... Jak chcesz. - Przecież nie mógł ukrywać całe życie swojej pasji, jeśli naprawdę mógłby kiedyś zarabiać z tego na życie? Nawet gdyby spotkałoby się z krytyką, to lepiej jeszcze na wstępie, kiedy jeszcze najbardziej się rozwijał i mógł zmieniać swój styl, eksperymentować. Aż trudno uwierzyć, że taka myśl w ogóle przeszła przez jego umysł...
Malik od razu wyrwał notes z rąk przyjaciela i zaczął pobieżnie przeglądać kolejne projekty, a co chwilę jego oczy lśniły w podekscytowaniu, kiedy trafiał na wyjątkowo urzekający rysunek. Gdyby trafił do sklepu z takimi ubraniami, spędziłby tam cały dzień.
- Błagam uszyjesz mi jakiś garniak na bal? I oczywiście dla Liama, musimy być dopasowani.
- Tylko coś mniej ekstrawaganckiego - mruknął niepewnie Payne, kiedy znad ramienia ukochanego ujrzał koszulę, która według rysunku oraz przypisów w ponad pięćdziesięciu procentach składała się z czarnego, prześwitującego materiału.
Harry zaczął cicho chichotać, obserwując to zdarzenie. Bał się, że zaraz go wyśmieją, a już na pewno nie wyrażą podziw jego bazgrołom. Być może właśnie te pochlebstwa sprawiły, iż nabrał większej pewności siebie. Dlatego wyprostował się bardziej i odgarnął zamaszystym ruchem loczki, nim odparł:
- Boję się, że koszt samych spodni wyniesie około sześćset funtów i to tylko po znajomości.
Brunet z rozbawieniem spojrzał na Stylesa.
- Zdecydowanie są tego warte. To mogę na ciebie liczyć?
Harry uchylił usta, kiedy uświadomił sobie, iż kolega był w swojej propozycji całkowicie poważny. Przygryzł nerwowo wargę i niechętnie pokręcił przecząco głową.
- Wybacz, ale... Umiem rysować, nie szyć. Znaczy, uh, czasami przerabiam ubrania, jednak nigdy od zera. Ewentualnie mógłbym coś zaprojektować, a ty pójdziesz ze szkicem do krawcowej...?
- Byłoby super! Dzięki - uśmiechnął się szeroko.
Ogromny rumieniec zabarwił twarz chłopaka, lecz tym razem zawstydzenie wyjątkowo połączone było ze szczęściem. Pragnął w końcu się zmienić i wyjść do ludzi, ale być może wreszcie był na dobrej drodze?
- Dobra, wracamy do poezji? Jeszcze musimy zrobić prezentację, a nawet nie mamy zarysu tego, o czym będziemy mówić - westchnął Payne.
- To znaczy ty będziesz mówić - poprawił go Zayn i wziął na kolana dużego pluszowego misia, żeby mieć co przytulać. I nikt nawet nie mógł się z nim kłócić, kiedy każda ich praca w grupie polegała na tym, że Malik zajmował się przerzucaniem slajdów, Liam opowiadaniem na dany temat, a Louis był od bajerowania nauczycieli na koniec komplementami oraz ciekawostkami. Zawsze tak było i żaden nawet nie próbował tego zmieniać, znając swoje mocne oraz słabe strony.
- Mniejsza. Louis, co wiesz na temat poezji? Jakiś wiersz godny uwagi?
Tomlinson przez chwilę się zastanawiał, próbując przywołać w pamięci jakieś fakty. To że interesował się literaturą, nie czyniło go eksperta w dziedzinie każdej z epok.
- Koniecznie wiktoriańska Anglia?
- Koniecznie.
Chłopak chciał już zażartować, lecz twardy wzrok przyjaciela jasno mówił, iż zaraz jego cierpliwość się skończy, więc zrezygnował ze swych szatańskich planów, założył swoje okularki na nos - ku westchnieniu zachwytu najmłodszego z grona - i zaczął wypisywać hasłami wszystko co wie. Niech już im będzie. Przynajmniej szybko będą mieli z głowy. Zaraz przetransportowali się do komputera, wyganiając Stylesa na łóżko.
Harry ułożył się wygodniej i cierpliwie obserwował Louisa. Pewnie, znajdowali się tam jeszcze Zayn, Liam, miał się zająć pracą domową z matematyki, jednak chłopak wydawał się być o wiele bardziej fascynujący. Nigdy nie interesował się szczególnie ludźmi; nawet jeśli brakowało mu kontaktu z nimi, rozmowy, jakie przeprowadzali w jego otoczeniu raczej go nużyły. Może wynikało to z faktu, iż nigdy nie był na imprezach, więc nie rozumiał ich nadmiernej ekscytacji, temat seksu raczej wywoływał u niego zniesmaczenie, niż fascynację, a pogaduszki o życiu prywatnym innych osób uważał za najzwyczajniej niegrzeczne. Ale może po prostu trafiał na nieodpowiednie osoby? Też nie chciał za bardzo się przysłuchiwać, choć niekiedy niemożliwym było ignorowanie rozmów prowadzonych pół metra obok. Jednak Tomlinson działał na niego przyciągająco pod każdym względem. Był bardzo otwarty w swoim zachowaniu, jeśli coś myślał, mówił to, nie próbował się dostosować, był szczery do bólu, więc tutaj nie chodziło o zagadki, jakie chłopak lubił rozwiązywać. A jednak Harry mógł tak po prostu leżeć i analizować każdy najmniejszy element chłopaka, kompletnie tym pochłonięty. Dzięki temu zwrócił uwagę, jak uroczo marszczył swój zadarty nos, kiedy ktoś mu przerywał, jak wystawiał język, dodatkowo wyginając go ku górze, w sytuacji silnego skupienia, czy też o zmieniającym się tonie jego głosu, gdy zaczynał mówić o wyraźnie bardziej interesujących go rzeczach. Jednak najbardziej uwielbiał momenty, kiedy odrywał się od komputera by choć na moment spojrzeć na Stylesa i obdarować go tym szerokim, pięknym uśmiechem.
- Nie tutaj debilu! - prychnął Louis. - Browning, a nie Browing.
- Co za różnica - mruknął Zayn i wywrócił oczami. Posłusznie jednak poprawił błąd, po czym posłał szatynowi spojrzenie mówiące zadowolony?
- Fakt, dla kogoś kto kiedyś pisał moje nazwisko Tomilnson, zamiast Tomlinson, może nie być to tak istote.
Malik żartobliwie odepchnął chłopaka, wystawiając mu język.
- Jakbyś miał krótsze nazwisko, nie miałbym z nim problemu.
- Oh, wybacz!
Payne spojrzał na Stylesa ze zmęczeniem w oczach i pokręcił głową.
- Widzisz, Harry, co ja muszę z nimi codziennie przeżywać?
Brunet zachichotał cicho i wreszcie pierwszy raz spojrzał na monitor, od razu się krzywiąc.
- Wasza prezentacja... Dlaczego jest tak... - w ostatniej chwili ugryzł się w język, zanim mógłby obrazić któregoś z chłopaków.
- Brzydka? - zaśmiał się Louis. - Nie bój się tego słowa, mam bardzo podobne zdanie.
- Bez przesady! - prychnął Liam. - Jest prosta, klasyczna...
- I nudna - dodał Styles z niewinną miną.
- Mnie się podoba - Payne dalej starał się bronić swojej racji.
- Wybacz, kochany, ale nad walorami estetycznymi rozmyślać będzie ktoś inny - wtrącił się Zayn i ucałował policzek szatyna.
- Dobrze, że już kończymy - mruknął głęboko dotknięty Liam. Może przebywał w pokoju z artystami, którzy zawsze lubili wydziwiać, ale to tylko głupia prezentacja, tak? Liczy się część merytoryczna. Na szczęście zaraz otrzymał kilka buziaków na pocieszenie i już nie mógł się dłużej gniewać.
O ile na początku Harry bał się tego spotkania i miał nadzieję, że szybko pójdą, tak z biegiem czasu coraz bardziej się rozluźniał w ich towarzystwie. Fakt, raczej się nie udzielał, wręcz momentami czuł się zbędny, gdyby nie Louis, który co jakiś czas posyłał mu uśmieszki, czy nawet sporadycznie wstawał do niego, żeby choć na chwilę go przytulić, pocałować. Jednak mimo tego wrażenia, wciąż był szczęśliwy z ich obecności, wierzył, że może kiedyś będzie choć trochę tak pewny siebie, jak jego goście. A szczególnie miał nadzieję uniknąć rozmowy z mamą. Niestety nie mógł odwlekać tego w nieskończoność.
Czuł się cięższy, niż kiedykolwiek, kiedy prowadził chłopaków do wyjścia. Miał wrażenie, że w pewnym momencie jego nogi po prostu się poddadzą, a on bezwładnie padnie na podłogę. Z boku mogło to wyglądać, jakby przesadzał, lecz kobieta szczególnie nienawidziła, gdy coś działo się bez jej wiedzy lub wbrew wcześniejszym planom. Ile razy już szedł z nią na spacer mimo deszczu tylko dlatego, że mieli to w planach i kilka kropelek nie zrobi im krzywdy? A tutaj chodziło o coś poważniejszego, niż zła pogoda, zmiana w wystroju, czy ubiór nie pasujący do jej gustu.
Jednak zaraz na korytarzu na jego twarzy zagościł ogromny, szczery uśmiech na widok swojego taty. Od razu do niego pobiegł i mocno przytulił, co wywołało cichy śmiech mężczyzny.
- Jak ty urosłeś, Harry!
- Co tutaj robisz? - wymamrotał brunet, wciąż mocno uczepiony Desmonda. - Mamo, wiedziałaś?
Wszyscy wpatrywali się w tę scenę, nie dostrzegając tafli łez, jaka utworzyła się w oczach Tomlinsona. Ale to dobrze, nie chciał, żeby ktokolwiek to widział i miał się nad nim użalać. W tamtym momencie to Harry był najważniejszy, nie on. Choć niewielki ból ściskał jego serce, kiedy myślał o swym ojcu, który zostawił go wiele lat temu i wciąż nie wrócił. A być może Louis czekał, choć nie chciał się do tego przyznać. Bo gdzieś pomiędzy żalem, mieściła się też tęsknota, tak wielka, że nie był w stanie jej stłumić mimo wielu starań.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, synku. Wpadłem trochę nie w porę? - spytał z nutką rozbawienia w głosie.
- My już właśnie mieliśmy wychodzić - wyjaśnił Liam.
Styles widywał swojego biologicznego tatę niekiedy i raz na miesiąc, więc każde spotkanie z nim wywoływało u niego nieopisaną radość. Robin również był mu bardzo bliski, nie chciał nigdy wybierać między nimi, lecz prawdopodobnie tutaj też wchodziły w grę więzy krwi. Odczuwał tak wielkie szczęście, że kompletnie zapomniał o swoich gościach, którzy przyglądali im się z uśmiechami. Może w oczach Tomlinsona dostrzegł coś dziwnego, jednak zdecydował się wypytać o to później, kiedy będą bardziej na osobności.
A skoro już o nim mowa... Jeśli mama się już dowiedziała, to nie było sensu niczego ukrywać, dlatego przeszedł do Tomlinsona i owinął ramieniem w pasie.
- Tak przy okazji, tato, to jest Louis, mój chłopak.
Szatyn spiął się na dźwięk tych słów. Nie rozumiał, skąd nagła zmiana w zachowaniu Stylesa, jednak nie potrafił nie cieszyć się na tę wiadomość. Początkowo martwił się, że wstydził się go, lecz po czymś takim, chyba już nie miał do tego prawa?
- Dopiero co bawiłeś się w piaskownicy, a już sprowadzasz chłopaków do domu. Sami tak nie zauważamy, kiedy lecą te lata, jak po naszych dzieciach - westchnął i na moment spojrzał na swoją byłą żonę, szukając potwierdzenia. - Możesz mi mówić Desmond - przedstawił się i uścisnął dłoń już bardziej rozluźnionego Tomlinsona. - Miło mi poznać. Dbaj o niego, bo może się to zmienić.
- Mi również i proszę się nie martwić, nie pozwolę nikomu go skrzywdzić.
- Trzymam za słowo - spojrzał groźnie na Louisa i zaraz przeniósł wzrok na kolegów chłopaka, uśmiechając się przy tym przyjaźnie. Szczerze mówiąc, od kiedy jego dziecko wyznało im swoją orientację, liczył, że jednak się to zmieni, ale nie zamierzał dyskryminować chłopaka z tak mało istotnego powodu. Najważniejsze było jego szczęście. - Dobrze zobaczyć, że mój synek otwiera się na ludzi. I świetne tatuaże! - zwrócił się do Zayna. - Jakbym był młodszy, to kto wie?
Malik zaśmiał się cicho, decydując, iż jest to kolejny rodzic, na którego by się wymienił bez mrugnięcia okiem. Czy tylko on miał takiego pecha w życiu?
- Dziękuję. A tam zaraz za późno. W salonie spotykam nawet dziadków z siwymi włosami, to co dopiero pan?
- Jesteś tatuażystą? - spytał mężczyzna z nutą podziwu w głosie. Jemu również podobały się takie zdobienia, lecz myśl o bólu skutecznie go zniechęcała.
- Ponad połowa tatuaży Liama oraz Louisa wyszły spod mojej igły, także jakby coś to proszę pytać o Zayna - odparł z szerokim uśmiechem.
- Louisa? - szepnęła Anne, co niestety doleciało do uszu Harry'ego. Chłopak przełknął nerwowo ślinę i bardziej wtulił się w szatyna. Jednak nie pójdzie tak gładko, jak już zaczynał liczyć że będzie.
- Mistrz interesów - zażartował Tomlinson. - Chętne bym jeszcze z państwem porozmawiał, ale musimy już lecieć. Może kiedyś nadarzy się okazja.
- Oh, pewnie, nie będę was dłużej zatrzymywać. To do zobaczenia chłopcy.
- A my musimy porozmawiać, Harry - wtrąciła się Anne głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Styles westchnął cicho, powoli odliczając sekundy do swojej śmierci. Może chociaż tata stanie po jego stronie? Szybko pożegnał się z gośćmi, a już po chwili siedział w salonie zaraz obok mamy, która, oczywiście, musiała jeszcze bardziej się przybliżyć, naruszając jego przestrzeń osobistą. Jakby ta sytuacja nie była dostatecznie stresująca. Przełknął nerwowo ślinę, automatycznie bardziej się kuląc pod krytykujacym spojrzeniem rodzicielki. Niestety kobieta miała tę swoją charakterystyczną minę, której jeszcze nie widział u nikogo, ale potrafiącą wyrazić więcej, niż kwadrans obelg. Wystarczyły jedynie te zmarszczone brwi, lewa nieznacznie uniesiona bardziej do góry oraz delikatnie wydęte usta, a Harry miał ochotę przepraszać ją za wszystko, co uczynił złego przez całe swoje życie. I ani trochę nie przesadzał.
- Synku. Jak długo ten związek... ma miejsce?
Styles nieśmiało zaczął liczyć dni na palcach, choć dobrze znał odpowiedź. Starał się grać na czas, żeby jego tata w końcu do nich dołączył. Niestety mężczyzna wcale się tak bardzo nie spieszył.
- Dziewięć dni...?
- I jak długo jeszcze zamierzałeś to przede mną ukrywać? - prychnęła.
Brunet żałował, że nie może się bardziej skulić, najlepiej wsiąknąć w mebel i przestać istnieć.
- Nie chciałem, żebyś... Uhm... zdenerwowała się...? I... na mnie krzyczała.
- Oh, naprawdę? W takim razie jutro poinformujesz swojego Lewisa...
- ...Louisa...
- ...że nie możecie być dłużej razem, ponieważ to nie jest najlepsza pora na związki. Teraz najważniejsza jest nauka...
- Mamo!
- ...a nie jakieś romanse - kontynuowała, kompletnie ignorując protesty syna. - Jesteście bardzo młodzi, to świeży związek, a po latach na pewno przekonacie się, że miałam rację. Poza tym, dziecko, gdzie w twoim wieku jakieś związki chcesz zaczynać? Nie próbuj za wcześnie udawać dorosłego, dobrze?
- Mamo, ale...
- Zresztą Lewis nie jest partią dla ciebie.
- Louis - po raz kolejny poprawił matkę, z trudem powstrzymując się od podniesienia głosu. Czy ona w ogóle pozwoli mu coś powiedzieć?
- Widać, że jest od ciebie starszy, przystojny, ma samochód, pewnie ci imponuje. Do tego się... okalecza w ten sposób, tak samo jak jego koledzy. Chyba nie powiesz mi, że ci się to podoba? Wyobrażasz sobie siebie z czymś takim na skórze? Pewnie jeszcze latają na imprezy, piją, palą, ćpają. Wyglądają na takich. To nie jest towarzystwo dla ciebie, Harry. Jak już bardzo chcesz mieć tego chłopaka, to chociaż jakiegoś miłego, ułożonego, w swoim wieku. A ten Stan z osiedla? Wydaj się być bardzo sympatyczny, nie uważasz?
- Czy ty...?
- Choć wciąż jestem zdania, że to nie jest pora na takie bzdury. Teraz musisz mieć bardzo dobre oceny, żeby dostać się na porządne studia, a nie skoczyć, jak ten... Jak mu tam? Zen? Zayn? Mniejsza z tym. Praca w salonie tatuażu? Błagam, co to w ogóle za zawód?
- Mamo...
- Na szczęście mam mądrego synka, który nie zboczy z właściwej ścieżki, prawda? Naprawdę, tak będzie najlepiej. Może trochę będzie ci przykro na początku, rozumiem, pierwsze zauroczenia, ale...
- Możesz się w końcu zamknąć?!
Nagle zapadła kompletna cisza, przerywana jedynie ich oddechami. Nigdy przez szesnaście lat życia Harry'ego chłopak nie podniósł głosu na własną matkę. Może jako małe dziecko coś tam krzyczał, lecz to było całkiem niewinne i raczej sporadyczne. Oboje nie wiedzieli, co powiedzieć, jak się zachować. Brunet już miał ochotę błagać kobietę o wybaczenie, kiedy do pokoju wkroczył Desmond z filiżanką herbaty.
- Co to za krzyki? Co tutaj się dzieje?
- Oh, dobrze, że już jesteś. Wyobraź sobie, iż twój syn dalej chce ciągnąć tę szopkę, niby związek!
Chłopak spojrzał ze łzami i bałaganiem w oczach na rodzica. Jego mama zawsze miała decydujące zdanie i wzięła pod pantofla najpierw pierwszego, a później drugiego męża, lecz wciąż żywił nadzieję, że wspólnymi siłami przemówią kobiecie do rozsądku.
- Tato, ale ja go kocham.
Kobieta prychnęła na te słowa. Co za absurd! Był jeszcze za młody na takie miłostki. A jeśli ten cały Lewis go wykorzysta? Miała nadzieję, że chociaż Desmond ją jakoś wesprze, jednak mężczyzna, wbrew jej oczekiwaniom, położył dłoń na ramieniu syna i uśmiechnął się do niego.
- Dlaczego ci to przeszkadza? Chłopak nam dorasta, nie mów, że w jego wieku byłaś taka święta.
- Poza tym nawet go nie znasz! - wtrącił się Harry, podbudowany postawą ojca. - Jak możesz uważać, że jest zły, niewłaściwy dla mnie, skoro jedyne, co o nim wiesz, to imię oraz wygląd.
- Bo mi nic nie mówisz!
Mężczyzna westchnął cicho i usiadł na kanapie obok syna. Rozumiał obawy byłej żony, też się martwił, ale pamiętał jeszcze swoje życie za czasów college'u oraz uniwersytetu, jak się bunotwał, a wszystko co mówili rodzice uważał za bzdury. Później się okazywało, że wielokrotnie mieli rację, jednak w tamtym czasie zdawali się pochodzić z zupełnie innych światów, niż młodzież. Dlatego, kiedy wziął swoją córeczkę po raz pierwszy na ręce, a kilka lat później również synka, postanowił, że nigdy nie będzie tego typu ojcem. Mógł doradzać, wspierać, lecz wbrew pozorom nastolatki też nie są tak głupie i potrafią podejmować racjonalne decyzje i krytykowanie, zakazywanie jedynie budowało między nimi mur, zamiast pomagać.
- Anne, proszę, odpuść. Na początek może zaproście go z Robinem, poznajcie, ja również chętnie to uczynię, zamiast wydawać wyroki. Na mnie zrobił raczej pozytywne wrażenie.
- Teraz ma szkołę, jej powinien poświęcić całą energię.
- Oczywiście, że edukacja jest ważna, ale chyba nie powiesz mi, iż umiejętność pracy w grupie, komunikatywność nie ułatwia później znalezienia dobrej pracy? Nie może całe dnie siedzieć zamknięty w czterech ścianach. Nawet jeśli raz, czy dwa pójdzie na imprezę, nic się nie stanie. Oczywiście póki jego oceny nie stracą przy tym, a ufam, że jest dobrze, to nie mam zastrzeżeń.
- Nie dostałem żadnej złej oceny od początku roku - potwierdził chłopak i wtulił się w tatę. Może jednak będzie dobrze, wszystko się ustabilizuje?
Anne w końcu zdecydowała się skapitulować, lecz tylko na chwilę. Da im szansę, ale tylko jedną. Kolejnej nie będzie. Nie pozwoli nikomu zniszczyć, zranić jej małego synka.
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚
Dobrze, większość postanowiła, że chce Ziama. W sumie niegrzeczny mężczyzna będzie bardziej pasować do niegrzecznego chłopaka 🤔😇
Lecz nie martwcie się, dla Hazzy i Louisa też mamy już rolę..
Dziękujemy za pomoc 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top