EPILOG. Czy wy kiedykolwiek dojrzejecie?

Na moim profilu pojawiła się ankieta dotycząca następnego Ziama. Jeśli chcecie, to zapraszam do udziału xx

Plus chciałabym jeszcze serdecznie ładnie poprosić, abyście zawitali w podziękowaniach, jeśli tylko jeszcze nie macie nas dość!

💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙


Harry zmarszczył brwi w roztargnieniu, nigdzie nie mogąc dostrzec swojego męża. Był pewny, że jeszcze kilka sekund temu widział go przy bufecie, lecz najwyraźniej wystarczyło na moment odwrócić wzrok, by mężczyzna wmieszał się w kolorowy tłum. Oczywiście nie miał najmniejszych wątpliwości, iż już wkrótce się odnajdą skoro Louis, mimo upływu lat, wciąż kochał zwracać na siebie uwagę zbyt głośnym zachowaniem. Naprawdę, to on powinien być gwiazdą wieczoru, nie Harry.

Co chwilę ktoś go zagadywał, zalewał bezsensownymi pytaniami, czy też chwalił pokaz, a brunet szczerze pławił się w tych wszystkich komplementach, zawsze złakniony dobrego słowa - Louis zdecydowanie rozpuścił go przez te wszystkie lata razem - lecz w ułamek sekundy przestały mieć najmniejsze znaczenie, kiedy na horyzoncie dostrzegł szeroki uśmiech Horana. Dopiero co był mocno speszony obecnością samej redaktor naczelnej amerykańskiego Vogue'a, jednak w tamtym momencie bezceremonialnie przerwał jej w połowie zdania i przeprosił, by w kilku krokach znaleźć się przy Niallu i zgarnąć go do silnego uścisku.

- Gdzieś ty się podziewał? - wymamrotał tuż przy uchu przyjaciela, nim w końcu niechętnie go puścił. Po jego organizmie rozlało się przyjemne ciepło, sączące się prosto od serca do każdego zakamarka, wymywając całe napięcie związane z pokazem. Miał przy sobie jedną z najważniejszych osób w jego życiu, teraz już będzie musiało być dobrze i nawet sam Tomo Koizumi nie będzie tak straszny. Może trochę?

- Dobry szef musi kontrolować pracowników. Szczególnie, jeśli organizuje after party dla swojego najlepszego przyjaciela i jego sławnych znajomych... O mój... Czy to Brooklyn Beckham?! - Irlandczyk wydał z siebie coś na wzór krzyczącego szeptu, mocno ściskając nadgarstek bruneta.

Harry parsknął śmiechem, odgarniając z czoła zagubionego loczka, gestem prawdopodobnie, teoretycznie podkradzionym od Louisa. Ciemny brąz przeplatał się ze srebrem siwizny, pierwszymi pojedycznymi nićmi i Harry szczerze nienawidził tego, jak przypominały mu jego lata. Tylko on wiedział, ile razy przy strzyżeniu był bliski poproszenia fryzjera o nałożenie mu farby i zamazanie śladów nieubłaganie zbliżającej się starości. Właściwie już był stary zdaniem wielu - chociażby siedemnastoletniej córki, Tessy - ale nie zamierzał mówić tego głośno.

- Prawdopodobnie tak. Niall, szczerze... Jesteś właścicielem kilku wystarczająco ekskluzywnych restauracji, żeby widok paru celebrytów nie był tak szokujący, jak może... dwadzieścia lat temu.

- Cóż, ty jesteś, cytując Vogue'a: prawdopodobnie największym modowym odkryciem XXI-wiecznej Europy, a mimo to musiałem z tobą siedzieć na telefonie ponad godzinę, bo byłeś przerażony wizją poznania osobiście ich... redaktor naczelnej?

Mężczyzna zmrużył oczy i już szukał jakiejś odpowiedzi, która skutecznie zamknęłaby usta przyjaciela, lecz w ciągu ułamka sekundy zapomniał, o co właściwie był zły, kiedy para szczupłych ramion owinęła go od tyłu na wysokości talii. Nie musiał się nawet odwracać, czy spoglądać w dół na dłonie ułożone płasko na jego brzuchu, by wiedzieć do kogo należały. Te same ręce trzymały go ciasno przy sobie już trzydzieści lat, a ich dotyk, ciepło, faktura były tak znajome, przyjemne, jak każdy oddech. Mimo to pozwolił sobie na moment skupić wzrok na dwóch cyfrach - dwójce i ósemce - znajdujących się na środkowym oraz serdecznym palcu szatyna, a czuły uśmiech zmazał całą niedawną irytację. W końcu znalazł się we właściwym miejscu.

- Cześć, kochanie.

- No witam, skarbeńku - odpowiedział Niall przesłodzonym głosem i zatrzepotał przesadnie rzęsami na Louisa. Ledwie powstrzymał śmiech, kiedy ujrzał to zdegustowanie na twarzy przyjaciela, ale było warto.

- Wal się, nie mówiłem do ciebie.

- No tak. Mnie już nikt nie kocha... - westchnął Horan dramatycznie, po chwili mrużąc oczy w skupieniu, kiedy jego wzrok spojrzął na wysokości głowy  starszego. - Czy ty masz pasemka? Kryzys wieku średniego?

Tomlinson uniósł dumnie brodę i zabrał jedną z dłoni ze swojego męża, by przeczesać palcami grzywkę na bok, tym samym odkrywając więcej delikatnych, blond refleksów przecinających ją, a tym samym pozostawiając jaśniejszą i bardziej rozświetloną. W połączeniu z gładką twarzą, pozbawioną jakiegokolwiek zarostu trzeba było przyznać, że wyglądał dużo młodziej i kto w tym towarzystwie byłby w stanie uwierzyć, że w przyszłym roku obchodzi pięćdziesiąte urodziny?

- Fryzjer Harry'ego zaproponował mi to wczoraj i nie powiesz, że nie wyglądam zajebiście.

Irlandczyk parsknął śmiechem, kiwając głową w zgodzie, a już po chwili z radością wpadł w ramiona szatyna, w końcu witając się z nim we właściwy sposób. Uścisk był zdecydowanie łagodniejszy, niż ten Harry'ego, ale też krótszy, więc już wkrótce Louis mógł z powrotem niedbale oprzeć rękę na wysokości biodra swojego męża.

- A gdzie twoja Barbara? - zagadał starszy i mało dyskretnie rozejrzał się po sali.

- Zostawiłem ją z Zaynem i Liamem przy bufecie, a...

- Są tutaj?! - krzyknął Harry, ignorując zaciekawione spojrzenia kierowane w jego stronę. Od razu odwrócił wzrok w stronę wspomnianego stołu z jedzeniem, aż w końcu jego oczy spoczęły na dwójce mężczyzn z szerokimi uśmiechami wymalowanymi na ich twarzach. W momencie puścił się biegiem w stronę przyjaciół, co może nie było wygodne w dziesieciocentymetrowych obcasach, ale nie dbał o to, kiedy w końcu obrócił zaskoczonego bruneta w swoją stronę i mocno przytulił, jakby za wszelką cenę chciał powstrzymać go od ponownego zniknięcia.

- Hazz! - krzyknął zaskoczony, oddając uścisk, jednoczenie uważając na miniatrowy, jagodowy sernik trzymany w dłoni. Palce wolnej dłoni i tak odrobinę lepiły mu się od słodyczy, lecz nie dbał o to, kiedy po upływie szoku zacisnął je mocno na białym materiale koszuli, tuż poniżej złotego wzoru wyszytego na górnej części pleców. Nie potrafił, kiedy w końcu po niemalże pół roczej przerwie w końcu znowu zobaczył na żywo swojego małego braciszka. - Hej - szepnął bardzo cicho w szyję mężczyzny, a czego przez szum dookoła prawdopodobnie nawet adresat nie był w stanie dosłyszeć, więc szybko się poprawił: - Cześć, maluchu. Co tam? I spóźnione jeden dzień wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Już sam nie wiem, czego ci jeszcze życzyć.

Harry odsunął się od niego z urażonym spojrzeniem tylko po to, by zaraz równie mocno uściskać drugiego z Payne'ów, który w przeciwieństwie do Zayna miał obie ręce wolne, więc mógł łatwo chwycić przyjaciela w pasie, unieść parę centymetrów nad ziemię i okręcić nimi wokół własnej osi, jednocześnie wypowiadając krótkie sto lat. Obaj zaczęli się śmiać, z czego młodszy wydał w międzyczasie również cichy krzyk pełen zaskoczenia, gdy jego stopy straciły kontakt z podłożem oraz westchnienie ulgi w momencie wydania przez jego obcasy cichego stuknięcia, kiedy z powrotem dotknęły paneli.

Ledwie odzyskał równowagę, a sam został porwany do kolejnego, już subtelnejszego uścisku przez szczupłe ramiona Barbary. Ledwie ją zauważył przy parze małżonków, lecz musiała mu to wybaczyć, gdyż z nią miał kontakt na żywo o wiele częściej, niż w przypadku kogoś kto mieszka na innym kontynencie.

- Skąd ty jeszcze bierzesz tyle siły? - zaśmiał się cicho, wpatrzony w Liama, który pod czarną koszulą miał wciąż wyraźnie zarysowane mięśnie.

- Wiesz, jak tyle lat trzeba nosić tę księżniczkę - zażartował mężczyzna, uciekając wzrokiem w stronę Zayna, a na jego twarzy nie malowało się nic prócz szczerej miłości. - A co, Tommo już wymięka?

- Spierdalaj, co? - wtrącił Louis ze śmiejącym się Niallem u boku. - Wciąż mam się całkiem dobrze i raczej nic się w tej kwestii szybko nie zmieni.

Tym razem kolejność się odwróciła i to kobieta pierwsza objęła szatyna, by później przyszła pora na małżonków. Kiedy nastąpiła kolej Liama, ten dodatkowo ścisnął szczuplejsze od swojego ramię i odparł z rozbawieniem w głosie:

- Jak śmiałem wątpić?

Tomlinson z łatwością wyłapał ironię w głosie przyjaciela, co skwitował środkowym palcem i uniesionymi w kpiącym geście brwiami. Harry westchnął cicho na zachowanie mężczyzny i przyciągnął go od tyłu za biodra bliżej siebie, aż ten oparł się wygodnie plecami o jego tors. Przycisnął jeszcze na moment wargi tuż poniżej ucha szatyna, co już ostatecznie go rozluźniło i pozwoliło zakończyć wojnę, nim ta się w ogóle zaczęła.

- Nigdy nie dojrzejecie, co? - zażartowała Barbara, jednak dziwnym trafem wzrokiem uciekając w stronę swojego partnera. Być może na własnej skórze zdarzyła przekonać się, co to znaczy żyć z wiecznym dzieckiem w dorosłym ciele.

- Mówiliście, że nie dacie rady przylecieć na mój pokaz - wytknął brunet i oparł brodę o ramię męża. - Kłamaliście?

- Tak i nie - wyjaśnił Zayn. - W końcu Liamowi udało się oddać jedną sprawę innemu adwokatowi, a mi nic się nie stanie, jeśli zrobię sobie bardzo króciutki urlop od pracy, więc prawie w ostatniej chwili przylecieliśmy. I przepraszam, że nie podeszliśmy wcześniej, ale najpierw lot się opóźnił, więc na pokaz dotarliśmy na ostatnią chwilę, postanowiliśmy zająć już miejsca i poszukać cię po wszystkim...

- Ale wtedy Zayn zobaczył jedzenie, a wiesz jak mu odbija, na widok słodyczy - dokończył Liam, za co oberwał w ramię od ukochanego. - To bolało!

- I dobrze. Poza tym to nieprawda, nie odbija mi! No może troszkę...

- Oczywiście, skarbie - zaśmiał się szatyn i ułożył dłoń na talii męża, by przyciągnąć go bliżej do krótkiego pocałunku.

- Jak wy to robicie, że po tylu latach wciąż żyjecie w takiej zgodzie? - spytał Harry, starając się brzmieć na rozbawionego, lecz wszystko zniszczyła ta wyraźna nuta rozczulenia w głosie.

Louis chciał się oburzyć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język, bo może faktycznie coś w tym było? Fakt faktem a ich związku nie kłócili się na poważnie zbyt często i nie mogli długo wytrwać z dala od siebie, więc szybko zakopywali topór wojenny, lecz takie drobne przeczki były u nich na porządku dziennym - kto powinien pojechać odebrać dzieci ze szkoły, gdzie w tym roku jadą na wakacje, czy nawet co powinni zjeść na obiad, jeśli znajdą na to czas - jednak w ich przypadku kilka pocałunków potrafiło zdziałać cuda. Być może to właśnie była metoda Payne'ów?

- Dobre pytanie - pochwyciła Barbara, z czułością tarmosząc grzywkę Nialla, na co ten zaraz chwycił jej rękę i złożył na wierzchu szybki pocałunek. - Chociaż chyba mam na to odpowiedź: wystarczy znaleźć kogoś, kto nawet po czterdziestce wciąż będzie za bardzo uroczy, by na niego krzyczeć.

Irlandczyk uśmiechnął się szeroko i jeszcze raz musnął wargami dłoń kobiety, tym razem bardziej na palcach, gdzie, gdyby był mądrzejszy, już dawno lśniłaby piękna obrączka. Mimo wszystkiego co razem przeżyli i wielu rozstań, każdego dnia kochał ją coraz bardziej i nie chciał nikogo innego.

Natomiast dwie pary brązowych oczu spotkały się w czymś, co można nazwać wątpliwościami. Bo prawda była taka, że, choć nie wspomniali o tym przyjaciołom, wcale nie było tak kolorowo, a ledwie może dwa tygodnie temu wyszli z największego kryzysu w ich związku, który ciągnął się i nasilał przez kilka miesięcy, wręcz grożąc rozstaniem. Gdyby ich spytać, żaden nie wiedział od czego tak naprawdę się zaczęło, a później to po prostu zaczęło coraz bardziej narastać, aż wybuchło i zakończyło się w przerażającym dla obu momencie, gdy Zayn wykrzyczał, że może powinni się rozwieść. Tamtej nocy dużo płakali, przepraszali się wzajemnie, a nagle całe napięcie zniknęło w obawie przed utratą najcenniejszej osoby na świecie. Jednak nikt z ich przyjaciół nie mógł o tym wiedzieć, gdyż, mimo wojny domowej, gdzieś podświadomie wiedzieli, iż nie mogą bez siebie żyć i nie byli w stanie nazwać tego problemu głośno. Całe szczęście, że po tym incydencie wszystko wróciło do normy, choć obiecali sobie, że w razie czego zwrócą się po pomoc - czego ostatecznie póki co nie musieli robić, a wręcz przeżywali wspólnie drugą młodość.

- Hej, czy to nie mój sweterek z jesiennej kolekcji? - spytał Harry, już sięgając w stronę czerwonego, miękkiego materiału, wykończonego splotem z drobnych, błyszczących kamieni. Ubranie idealnie rozkładało się na wąskich ramionach Zayna, odsłaniając przy tym obojczyki i podkreślając niezliczone tatuaże pokrywające już większą część powierzchni jego ciała, czyniąc całość tak idealnie dopasowaną, jakby projekt od początku był przygotowany właśnie dla mzny. - Chyba następnym razem zatrudnię cię jako swojego modela.

- Rozmawiasz ze swoim największym fanem - zaśmiał się brunet, a niechciane ciepło zagościło na jego twarzy, paląc ją nieprzyjemnie. Gdyby ktoś pytał, to po prostu w środku było naprawdę gorąco. - I raczej się do tego nie nadaję... Chociaż...? - zawiesił głos, podążając wzrokiem za pięknym chłopcem z pewnością przynajmniej dwa razy młodszym od niego o wręcz anemicznie białej skórze i kruczoczarnych włosach spiętych w dwa warkocze. Nieznajomy najwyraźniej wyczuł na sobie jego wzrok, gdyż zaraz ich spojrzenia się spotkały, co zostało zwieńczone puszczeniem oczka w stronę Zayna oraz szybką interwencją Liama, który chwycił w dwa palce brodę swojego męża i obrócił jego głowę w swoją stronę, by wycisnąć na jego ustach mocny, wręcz zaborczy pocałunek. Mężczyźni byli po ślubie już ponad połowę swojego życia, dorobili się całkiem pokaźnego majątku, na dobre ugruntowali swoją pozycję, znali się, jak nikogo innego, a wciąż największym hobby Zayna było wyprowadzanie ukochanego z równowagi i wywoływanie u niego uczucia zazdrości.

- Ale to akurat prawda z tym fanem - potwierdził Liam, zaraz po tym, jak jeszcze na chwilę musnął z czułością policzek bruneta. - Gdybyście pojechali z nami do hotelu i zajrzeli do jego walizki, to większość rzeczy jest zaprojektowane przez naszego Hazzę.

- Oh nie mów, że zamierzacie spać w hotelu? - prychnął Louis. - U nas jest dużo miejsca, na pewno będziemy w stanie odstąpić wam jeden pokój.

- W waszym nawiedzonym domu? - zaśmiał się Zayn, jednocześnie ściskając dłoń Payne'a, by przekazać mu, że jest chętny na to przystać.

- Żaden duch nie będzie was niepokoić, pogadam z nimi - zapewnił szatym z kpiną w głosie.

Prawdą było, że jeszcze piętnaście lat temu, kiedy Harry w końcu dorobił się pierwszych naprawdę poważnych pieniędzy i zdecydował się kupić ich stary dom, a później zrobić gruntowny remont, wszyscy poza Louisem żartowali z niego, że nie warto i powinien poszukać czegoś tańszego, co nie wygląda, jakby miało się rozpaść w każdej chwili, lecz oni nie znali całej historii, jaką skrywały te mury. Nie wszyscy wiedzieli o pierwszym pocałunku, wyznaniu miłości, balu, długich, bezsennych nocach spędzonych na rozmowie, ucieczkach od przytłaczającej codzienności, czy nawet pewnej pamiętnej nocy, kiedy Harry zdecydował się po raz pierwszy - i jeden z niewielu - kochać z Louisem w akcie największej miłości oraz oddania. Żaden inny dom nie byłby tak bardzo ich, jak ten jeden, w którym były przesiąknięte wszystkie ich emocje i przeżycia jeszcze zanim chociażby tylko marzył o dorobieniu się pierwszego miliona. A teraz, po sporym nakładzie pieniędzy w końcu odzyskał swój urok, piękno, jednocześnie zachowując duszę przeszłości. Był ich pięknym azylem.

- Możecie nawet dostać ten z widokiem na jezioro - zaoferował Harry ze szczerym uśmiechem. - Wschód wygląda tam szczególnie wyjątkowo.

- Oh, więc oczekujesz, że obudzę się tak wcześnie? - prychnął Zayn z czymś czułym błąkającym się w kącikach jego ust, co mimo oporów bruneta, chciało je pociągnąć do góry.

- Zawsze możemy na wszelki wypadek nie iść spać - szepnął Liam do jego ucha, natomiast dłoń, wcześniej ułożona swobodnie na talii, zjechała na wysokość biodra, a kciuk zapodział się gdzieś w szlufce jego spodni. Cóż... To jakieś wyjście.

- A co z Tessą i Alexem? - wtrącił Niall,

- Jakaś impreza u przyjaciół - wyjaśnił Louis z cichym westchnieniem. - Nie wierzę, że mają już po siedemnaście lat. Zaraz, jak Olivia wybędą z domu na studia i zostaniemy sami w takim wielkim domu.

- Cieszcie się - zażartowała Barbara. - Pamiętam, jak ja cieszyłam się spokojem, kiedy Victoria jeździła na obozy, czy inne rzeczy i nie było jej w domu. A jak końcu zamieszkała ze swoją dziewczyną, to w końcu w pełni można było odpocząć od lecącej bez wytchnienia muzyki i wszędzie walających się ubrań. Czeka was jeszcze druga młodość, mówię wam.

- Jak ją spotkam, to wspomnę, jak bardzo cieszysz się, że się jej pozbyłaś - odparł Louis z szerokim uśmiechem.

- Spadaj. Za kilka lat zrozumiesz.

- Oh, nie wątpię.

- W ogóle jeszcze wam nie mówiłam, ale dostały z Viv zielone światło i będą mogły adoptować tego słodkiego chłopca!

Irlandczyk od razu się ożywił i z szerokim uśmiechem sięgnął po telefon, żeby zaraz pokazać przyjaciołom zdjęcie swojej już dorosłej córki, pięknej blondynki o błękitnych oczach z rudowłosą kobietą po lewej oraz na oko pięcioletnim chłopcem pomiędzy nimi, z podobnie ognistopomarańczową czupryną i ogromnym uśmiechem na pół twarzy. Piękna, szczęśliwa rodzinka.

- Jeśli ten mały okaże się być gejem, to zacznę wierzyć, że homoseksualizm jest zaraźliwy - zażartował Zayn. - Albo to po prostu przy naszej grupce trudno być hetero.

- Przepraszam bardzo, a ja to co? - wtrącił Irlandczyk z uniesionymi w pytającym geście brwiami.

- Chciałeś kiedyś pocałować Zayna - przypomniał Louis z kpiącym uśmieszkiem.

- Ja nie... Ja... Byłem pijany i młody! Plus powiedziałem, że gdybym musiał kogoś wybrać, a nie... - mruknął, wzrokiem szybko uciekając w stronę Palvin, lecz ta nie wyglądała na złą, a raczej szczerze rozbawioną jego zakłopotaniem.

- Oczywiście - zaśmiał się Harry i poklepał przyjaciela po ramieniu. - Ja przejdę się jeszcze po sali, zabawić trochę gości, a później jakoś się zgadamy, hm?

Mężczyzna został pożegnany słodkim, czułym pocałunkiem oraz kilkoma parami rąk, które przyciągnęły go do krótkiego uścisku - nie zostawiam was przecież, będziemy w tej samej sali i możecie normalnie podejść, pogadać - po czym ponownie zagubił się w wirze osób. Pamiętał, jak jeszcze lata temu czułby się nieswojo w takiej sytuacji, lecz tym razem z dumą wystukiwał powolny rytm kroków swoimi obcasami, kiedy lawirował wśród tych wszystkich ludzi, którzy przyszli tam właśnie dla niego - lub żeby się pokazać w dobrym towarzystwie - i z dumą oraz wypiekami na policzkach co chwilę zatrzymywał się na niezobowiązującą pogawędkę.

Sam nie do końca rozumiał, jak znalazł się w tym miejscu nagle znany na całym świecie, otoczony nie tylko przyjaciółmi, którzy zawsze i bezwarunkowo go wspierali, ale też gwiazdami świata mody, stylistami, projektantami, modelami i oni wszyscy byli przekonani, że jest dobry w tym co robi. Jego konto w banku stale rosło, projekty zachwycały ludzi, a jego nazwisko zdobiło pierwsze strony takich gazet, jak chociażby sam Vogue, czy Vanity Fair i to wszystko tylko dzięki wsparciu kochającego męża, najlepszych przyjaciół oraz cudu, może szczęścia, kiedy po kilku latach stażu w domu mody Givenchy w Paryżu - gdzie zresztą wziął piękny, choć skromny ślub z Louisem - poworcie do Londynu, by zacząć pracować na własne konto oraz jeszcze wielu trudnościach, załamaniach, pytaniach, czy to w ogóle ma jakiś sens, został odkryty na swoim jeszcze dużo mniejszym pokazie mody, jego kolekcja w krótkim czasie niemal w całości została wyprzedana, a później... A później skończył oglądając z nigdy nie malejącą dumą oraz niedowierzaniem, modeli przechadzających się po wybiegu w jego strojach oraz zachwyconą publikę dookoła. Oglądając piękną, szczupłą brunetkę w błękitnej półprzezroczystej sukience z kwiatowymi zdobieniami na piersi, którą zaraz zastąpił jeszcze atrakcyjniejszy mulat w podobnym stroju, jednak wykończonym dużą ilością falban, ciągnących się od tyłu niemal do samej ziemi. Oczywiście słyszał głosy mówiące, że jego stroje są za mało praktyczne, przesadzone, za dużo brokatu, koronki, kolorów i starał się brać to do serca w trakcie projektowania, jednak zaraz później dochodziły do jego uszu krzyki, że mężczyźni nie powinni zakładać spódniczek - ah, gdzie ci męscy mężczyźni? - co zawsze kończyło się tym, że tworzył kolejne stroje jeszcze bardziej za bardzo wzorzyste, za bardzo kobiece, za bardzo dziwne, za bardzo i za bardzo...

Dwa kieliszki szampana później czuł się już na tyle rozluźniony, że bez najmniejszego problemu był w stanie rozmawiać z redaktor naczelną Vogue'a, żartować z nią i niemal zauroczyć tylko swoją osobowością oraz szerokim uśmiechem i gdzieś naprawdę to pokochał. Stary Harry wciąż odzywał się gdzieś w nim w chwilach przed pokazami, kiedy miał ochotę wszystko odwołać i zapomnieć o całej sprawie, rozmowach z matką, która zawsze potrafiła wbić mu szpilkę w serce w najmniej oczekiwanych momentach, czy też dniach kłótni z Louisem, lecz nade wszystko uwielbiał swoją nową twarz. Gdy potrafił swobodnie prowadzić rozmowę, rozbawić drugą osobę bez lęku, że w rzeczywistości ten ktoś wyśmiewa się z niego, jasno określać swoje potrzeby, poglądy oraz kroczyć dumnie przez życie, korzystając z każdego z ich darów. Wszystko nagle stawało się wyrazistrze, piękniejsze, głośniejsze, jakby cały czas był pod wpływem środków odurzających, choć nigdy ich nie zauważył. Uwielbiał ten stan - czuć się tak wolny, beztroski i bezpieczny. A to wszystko dzięki grupce osób, która uratowała go przed wszystkimi jego słabościami oraz wątpliwościami tylko uśmiechem i dobrym słowem ostatecznie czyniąc go silniejszym, pewniejszym siebie. Chyba nigdy nie będzie w stanie w pełni oddać im całej swojej miłości, jaką żywił do tej grupki osób.

Kobieta cały czas coś do niego mówiła, chyba na temat kwiatowej dekoracji, lecz Harry myślami i wzrokiem był daleko od niej. Najprościej było odnaleźć Nialla, którego śmiech można było z łatwością usłyszeć nawet z takiej odległości, wywołany najprawdopodobniej czymś co właśnie powiedziała jego partnerka, w tamtym momencie uderzająca go za coś w ramię w żartobliwy sposób. Zayna oraz Liama również nie sposób było przeoczyć, kiedy razem rozmawiali przy ścianie bardzo do siebie nachyleni, jakby nic dookoła nie było dość istotne, by poświęcić temu choć odrobinę uwagi. I tylko Louis ponownie gdzieś zaginął wśród gości - mężczyzna o wręcz nadnaturalnej umiejętności wtopienia się w tłum, która dałaby mu przewagę na ścieżce kariery detektywistycznej, gdyby wcześniej nie zdecydował się studiować psychologii. Jednak dość szybko jego zguba sama się odnalazła, niewinnie chwytając za dłoń, by zaraz złożyć na jej wierzchu drobny pocałunek, jakby wcale nie przerwał swojemu mężowi w rozmowie z jedną z największych ikon świata mody.

- Niall i Barbara chcą się gdzieś wymknąć - szepnął do ucha Harry'ego, stając na palcach, by dosięgnąć. - Idziemy ich śledzić?

- Nie powinniśmy! To ich sprawy i...

- ...i w naszej paczce nie ma tajemnic. Jeśli chcą uprawiać dziki seks na dworze, to po prostu się wycofamy, nim ktokolwiek zauważy. Dawaj, będzie fajnie.

- Czy wy kiedykolwiek dojrzejecie?

Niewinny uśmiech Louisa połączony z tą iskrą podekscytowania w oczach były wszystkim, co wystarczyło, by Harry westchnął ciężko i przeprosił rozmówczynię z wyraźnym zakłopotaniem. To niemal wyglądało, jakby jego dziecko, chciało się z nim pobawić, a nie dorosły, dwa lata starszy mąż właśnie próbował namówić go do szpiegowania przyjaciół. Najwyraźniej są rzeczy, które nigdy się nie zmieniają...

Gdzieś w tle grala piosenka Eltona Johna Tiny Dancer, kiedy zapinał swój czarny, kaszmirowy płaszcz, popędzany przez Zayna oraz nieco zakłopotanego Liama, który najwyraźniej też nie był przekonany do całego tego przedsięwzięcia. Jeszcze raz szybko odwrócił się w stronę wnętrza sali, gdzie Rihanna właśnie rozmawiała z jedną z modelek, Naomi, ale dość szybko został pociągnięty za rękę na dwór. Zszokowany poczuł na twarzy uderzenie zimnego powietrza, kiedy jeszcze dopiero co było mu wręcz za gorąco i zaczął żałować, że wybrał koszulę zamiast jakiegoś swetra; dopiero wspomnienie temperatury w pomieszczeniu przypomniało mu dlaczego postawił na akurat taki ubiór...

- Tylko cicho - szepnął Louis i wspólnie przyśpieszyli kroku, by przypadkiem nie zgubić oddalających się Nialla oraz Barbary.

Harry wywrócił oczami, posłusznie podążając za nimi niemal ciągnięty przez swojego męża. Fakt, żeby być uczciwym, trzeba przyznać, że też był ciekaw, co to była za pilna sprawa, że nie mogli poczekać i opuścili jego przyjęcie, lecz nie było to na tyle silne uczucie, by sam zdecydował się na coś takiego! Właściwie po może pięciu minutach miał zamiar się odezwać w tej sprawie i ponownie zasugerować im, żeby wracali, jednak wtedy został zaciągnięty za drzewo dość blisko fontanny, gdzie przystała śledzona para. Szczerze mówiąc byli na tyle blisko, że, gdyby tylko się obejrzeli, bez problemu byliby w stanie dostrzec czterech elegancko ubranych mężczyzn, czających się kilka metrów obok. Harry'emu coraz mniej podobała się cała sytuacja i naprawdę był już o krok od wycofania się samemu, lecz wtedy Niall uklęknął na jedno kolano z pudełeczkiem w dłoni, co sprawiło, że brunet stanął jak wryty.

- Barbaro, skarbie... Moja przyjaciółko, kochanko, psychologu, doradco finansowy, matko mojego dziecka, wkrótce babciu moich wnuków, głosie rozsądku... Poznaliśmy się dokładnie dwadzieścia dziewięć lat temu. To wtedy tych dwóch debili uznało, że weźmie spontaniczny ślub w Vegas, a ja pierwszy raz ujrzałem cię w tych szarych dresach, bez makijażu i z koczkiem na głowie. Pamiętam dokładnie, co pomyślałem, kiedy spojrzałem w twoje błękitne oczy - już w tamtym momencie wiedziałem, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką dane mi będzie ujrzeć przez całe życie, a perspektywa poznania kogokolwiek bardziej zachwycającego wydawała mi się być większym absurdem, niż miłość Harry'ego do pomidorów.

- Zawsze widziałam, że poleciałeś tylko na moją urodę - szepnęła Palvin z rozbawieniem, nawet nie ocierając łez, nieustannie płynących po jej policzkach. Zamiast tego wyciągnęła drżącą dłoń w stronę twarzy Horana i z największą czułością pogłaskała jego policzek, jakby właśnie dotykała czegoś, czego pragnęła, lecz nie mogła mieć. A miała przecież przy sobie przez te wszystkie lata tak blisko i namacalnie.

- Nigdy tak do końca nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia - kontynuował, ignorując żart kobiety z obawy przed zapomnieniem, co chciał powiedzieć - jednak z perspektywy czasu sądzę, iż to właśnie wtedy już cię kochałem. Kiedy tylko uraczyłaś nas swym uśmiechem, jedyne co pragnąłem, to być jego powodem, a to czy śmiałabyś się ze mnie, czy do mnie nie miało większego znaczenia. Wydawać by się mogło, że nie możesz być bardziej idealna, przecież to przeczyło prawom natury, a jednak, gdy ta banda idiotów namówiła mnie, żebym się do ciebie odezwał i zaczęliśmy rozmawiać... Cześć!

Barbara na moment zmarszczyła brwi zdezorientowana, lecz dość szybko zdołała wyczytać w oczach ukochanego, do czego zmierza. Nie mogła się powstrzymać i parsknęła cicho śmiechem przez zaciśnięte od łez gardło, nim niemal szepnęła:

- Kto tam?

- Steven Spielberg.

- Przepraszam, ale prócz wyrzutków FBI nikogo... nikogo tutaj nie znajdziesz - wydusiła z trudem, zaraz wybuchając jeszcze większym płaczem. Nie chciała być słaba, nie wzruszała się bez powodu, jednak ten głupi chłopak... już od dawna mężczyzna wyciągał z niej wszystkie najwrażliwsze emocje, później otulając je swym ciepłem. Minęło już tyle lat...

Horan również w pewnym momencie poczuł wilgoć na policzkach, lecz nie mógł sobie pozwolić na załamanie głosu, kiedy chciał dokończyć swoją przemowę, więc szybko sięgnął po dłoń partnerki, chcąc w ten sposób zdobyć choć trochę jej siły. Bo każda słabość kobiety w jego oczach czyniła ją silniejszą, niż wszystkie mocne strony. A może po prostu dawało mu to wiarę, że naprawdę była człowiekiem, a nie pięknym, nierealnym wytworem wyobraźni. Dlatego dopiero po zaciśnięciu palców na jej, zdołał kontynuować wszystko, co chciał powiedzieć.

- Wtedy okazało się, że to... my jest możliwe. To było tak cholernie niesamowite, wręcz przerażające. Bo wiedziałem, ja nigdy, nigdzie nie znajdę kogoś, kto choć w najmniejszym stopniu mógłby ci dorównać, zastąpić. Wtedy mogło się to wydawać głupie, przecież miałem zaledwie siedemnaście lat, lecz teraz w wieku pawie czterdziestu ośmiu nic się nie zmieniło. A jednak bałem się. Choć już wtedy cię kochałem, bałem się, że pewnego dnia cię stracę, że być może kiedyś zacznie się psuć, a ja nie zdążę nic zauważyć i w ostatecznym rozrachunku nawet nie będę potrafił o ciebie zawalczyć, jak zawsze, kiedy dochodziło do dojrzałych, odpowiedzialnych deklaracji. Dlatego nie miałem odwagi prosić cię, żebyś została moją dziewczyną, potrafiąc być jedynie przyjacielem. A jednak, kiedy wpadliśmy po weselu, nie byłem w stanie wyrazić całego szczęścia, jakie odczuwałem na myśl, iż moje dziecko będzie nosiło tak perfekcyjnie geny, jak moje i twoje. To było wręcz niemożliwe. Jednak i wtedy się bałem, że cię kiedyś stracę. Bałem sie całe życie, bo nigdy nie czułem, że zasługuję na twoją miłość. Bałem się, kiedy cię poznałem, kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić, zaszłaś w ciążę, zostaliśmy oficjalnie parą, poznałem twoich dziadków, zamieszkaliśmy razem, przyszedł na świat nasz maluszek, zaciągałaś się do policji, gdzie pracuje przecież tylu silnych, gorących mężczyzn, z twoim wsparciem otwarłem pierwszą restaurację... Cholera, wciąż się boję. Ale skoro przeżyliśmy wspólnie już tyle lat, to może już nie będzie ci się chciało szukać innego, przystojnego kawalera...

- Znajdź mi kawalera w jego wieku - mruknął Louis, za co oberwał z łokcia od płaczącego Harry'ego.

- Dlatego, skarbie - kontynuował niezrażony Niall, choć musiał ich usłyszeć, na co wskazywała jego bardziej napięta postawa - czy teraz, po wielu trudach naszego życia, zechciałabyś zostać moją żoną?

- Tak! Oh mój... Oczywiście, że chcę! Dawałam ci czas do pięćdziesiątki i sama chciałam pójść do jubilera i ci się oświadczyć.

Irlandczyk miał ogromny problem wyjąć pierścionek z pudełka przed drżące dłonie i niemal go upuścił, lecz ostatecznie w końcu po chwili piękny diament zalśnił na palcu Barbary, a sama kobieta pociągnęła już narzeczonego do góry, by pocałować go z całą radością oraz miłością, jaką nagromadziła w sobie przez całą jego przemowę.

Skoro Louis i tak wydał ich położenie, to nic nie stało na przeszkodzie, by grupka przyjaciół szybko podbiegła do pary, kiedy tylko ci odsunęli się od siebie na niewielką odległość. Początkowo chcieli wyściskać ich z osobna, lecz ostatecznie tak wyszło, że wszyscy skończyli w grupowym uścisku, a słowa takie jak: w końcu, gratuluję, to było piękne, jaki romantyk przewijały się w tym ciasnym, ludzkim kokonie jeszcze przez chwilę, aż Palvin zaczęła narzekać, że nie może oddychać i niechętnie ją wypuścili.

- Prosiłem, żebyście poczekali i dali nam chwilę dla siebie - mruknął Niall, starając się brzmieć na obrażonego, jednak nie potrafił zwalczyć tego szerokiego uśmiechu, który burzył całą koncepcję.

- Naprawdę spodziewałeś się, że cię posłuchamy? - zaśmiał się Zayn i poklepał mężczyznę po plecach.

- Na mnie nie patrz! Próbowałem zaprotestować - wtrącił Harry i uniesionymi obronnie dłońmi do góry.

Niall parsknął śmiechem i przyciągnął przyjaciela do uścisku z cichym jasne. To nie tak, że mógł się gniewać, bo oczywiście oczekiwanie po tych nie do końca poważnych osobach poważnych zachowań byłoby czystą głupotą. Już od lat robili prawie wszystko razem i najwyraźniej oświadczyny nie stanowiły żadnego wyjątku.

- Myślałem, że nigdy się nie doczekam tego dnia - zażartował Liam i ponownie przyciągnął Horana do uścisku, by zaraz to samo uczynić z Barbarą. Wszyscy przeżywali ich związek i zgodnie mieli nadzieję, że ta zbyt dumna na rozmowę para w końcu kiedyś stanie na ślubnym kobiercu, jednak czas leciał, a nikt niczego nawet nie sugerował, pomijając żarty o tym, że są już maleństwem, ale te miały miejsce już od samego początku ich znajomości.

- Ja tam w sumie mimo wszystko cieszę się, że poczekaliśmy, nawet jeśli tak dużo - odparła Palvin. - Gdybyśmy wcześniej wzięli ślub, to patrząc na ilość razy, kiedy zrywaliśmy, prawdopodobnie bylibyśmy przynajmniej po pięciu rozwodach.

Zayn poczuł silny skurcz w dole brzucha na te słowa, a nagle widmo utraty Liama uderzyło w niego z podobną siłą co tamtego pamiętnego wieczora, kiedy tak głośno na siebie krzyczeli wylewając wszystkie swoje żale. Zdaje się, że szatyn również wyczuł owo napięcie, gdyż momentalnie sięgnął dłonią i ścisnął tę jego, być może nawet jeszcze bardziej zagęszczając atmosferę między nimi.

- Co jest? - zagadał Louis z wesołą nutką w głosie. - Chyba się nie rozwodzicie, nie?

Nawet jeśli to był tylko żart, Zayn i tak poczuł nieprzyjemny, zimny prąd, atakujący każdy z jego nerwów. W przeciągu tych dwóch tygodni przegadali więcej czasu na raz na temat swoich uczuć oraz ich związku, niż kiedykolwiek od poznania się. Nawet wzięli kilka dni urlopu na rzecz odbudowy małżeństwa i naprawdę dobrze im to zrobiło, dużo rozmawiali, płakali, kochali się i szczerze mówiąc był prawie pewny, że wszystko wróciło do normy, lecz najwyraźniej mylił się. Jednak wspomnienie tych słów, sam fakt, iż tak łatwo przeszły mu przez gardło, wciąż napawał go przerażeniem i być może jeszcze nie wszystko zdążyli naprostować.

- Zapomnij - odezwał się szybko Liam, nim milczenie bruneta zaczęłoby wyglądać podejrzanie. - Nigdy nie pozwolę mu odejść i Zee chyba musi się z tym pogodzić. Już nie przeżyłbym bez niego, ani jednego dnia.

Zayn chciał potwierdzić, powiedzieć to samo lub coś podanego, jednak dość szybko zostało mu to uniemożliwione przez miękkie usta, otulające te jego w geście wręcz przesiąkniętym obietnicą wieczności. Geście, który mówił wszystko, czego słowa nie potrafiły, a jednocześnie kojącym rozszalałe z nerwów serce mężczyzny. Przecież wszystko ostatecznie dobrze się końcu, a obaj wspólnymi siłami nie pozwolą, aby znowu powróciło zwątpienie. A gdzieś w tle pojawił się głos Louisa, mówiący obrzydliwe, na co brunet zareagował środkowym palcem i dokładnie w tej samej sekundzie całe napięcie po prostu zniknęło.

Już wkrótce przyjaciele zgodnie ustalili, że jest za zimno, by stać na dworze, a w sumie nie mieli ochoty wracać do lokalu, więc tym oto sposobem wspólnie skończyli w domu - pałacu z horroru - Tomlinsonów. Wszyscy zajęli miejsca w salonie, jak najbliżej palącego się kominka z kieliszkami czerwonego, wytrawnego wina w dłoniach oraz nieodzownymi uśmiechami na twarzach. Nawet jeśli Zayn musiał siedzieć na kolanach męża na fotelu, bo zabrakło miejsca - czy w ogóle było mu z tego powodu przykro? - przez ich dwa psy, które rozłożyły się na kanapie po obu stronach właściciel z czego jeden z głową na kolanach Louisa, drugi Harry'ego i najwyraźniej nie zamierzały zmieniać swojego położenia, odgradzając tym samym swoich tatusiów od gości. Ich ciche rozmowy toczyły się w akompaniamencie cichego strzelania w kominku, dookoła roznosił się delikatny zapach palonego drewna oraz świeczek lawendowych, a wszyscy wydawali się być przez ten krótki moment kompletnie rozluźnieni i beztroscy. Barbara swobodnie opierała się o ramię Nialla, przez cały ten czas bawiąc się pierścionkiem i jak to miała w zwyczaju raczej niewiele się odzywała w przeciwieństwie do samego Horana, który nagle odkrył w sobie ducha komika i wziął sobie za cel opowiedzenie, jak najwięcej anegdotek z pracy, nawet tych, jakie zdążył im już wcześniej przedstawić. Liam cały czas poświęcał wszystkim tyle samo uwagi, lecz nie potrafił na dłuższą chwilę obyć się bez okazywania co chwilę czułości Zaynowi, czy to poprzez pocałowanie dłoni, głaskanie uda, czy zwyczajnego odgarniania włosów, co może nie było niczym nadzwyczajnym w przypadku tej pary, lecz tym razem zdecydowanie przybrało na sile, jakby za punkt honoru objął pokazanie mężowi, że w jego oczach zawsze będzie najważniejszy. Harry z Louisem również byli do siebie przyklejeni, choć szatyn o wiele chętniej położyłby się na kanapie z głową na kolanach męża, jednak Clifford, ich pies, skutecznie mu to uniemożliwiał, a naprawdę nie mógł wygonic właściciela tak uroczej mordki. Miał wyraźną słabość do słodkich, kręconowłosych istot i chyba musiał się z tym pogodzić. Harry oczywiście widział niezadowolenie ukochanego, lecz był w bardzo podobnej sytuacji, więc nie mógł nic zrobić poza objęciem go ramieniem i buziakiem na pocieszenie, który chociaż zdołał rozetrzeć tę zmarszczkę pomiędzy brwiami. Po raz kolejny obrzucił wzrokiem ich wszystkich, a drobny uśmiech na dobre zagościł na jego ustach. Mógł robić tyle rzeczy, być w różnych miejscach, poznawać całkiem nowe osoby, lecz nigdy i nigdzie nie będzie się czuł lepiej, niż w tym domu z tymi przyjaciółmi, po prostu egzystując i ciesząc się swoją bliskością.

A zaczęło się od niewinnego spojrzenia na sali gimnastycznej...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top