Rozdział 4
Ostatecznie wyszło tak, że miałem zaplanowaną całą sobotę. Oczywiście, to nie ja byłem autorem owych planów. Zrobiła to Agata, moja mama i Łukasz. Wszystko zwaliło mi się na głowę jednego dnia. Zwiedzanie miasta z Agą, zakupy, malowanie pokoju i trening. Moje próby wymigania się z niego, rzecz jasna, nie poskutkowały.
„W dupie mam twoje zakupy i twoje ściany, we wtorek jest mecz i zapieprzasz dziś na trening!” – tak się właśnie wyraził zawsze miły i kulturalny kapitan. Przyjąłem do wiadomości fakt, że ten dzień będzie wyjątkowo wycieńczający i postanowiłem zbytnio się nie przybijać. Wystarczy, że na treningu mogę ostatecznie zepsuć sobie, i tak już kiepski, humor.
- To gdzie idziemy? – zapytała Agata kiedy wyszliśmy z mojego domu.
- Nie wiem, obojętnie. – wzruszyłem ramionami i włożyłem ręce do kieszeni spodni. Pogoda się nieco poprawiła, była w sam raz na przechadzanie się po mieście. To dobrze, bo nie miałbym najmniejszej ochoty cały dzień szczękać zębami z zimna.
- Hej, hej! Trochę życia! – krzyknęła Agata i uderzyła mnie w ramię. – Proponuję zoo. Tak, zoo to świetny pomysł!
- Zoo? – spojrzałem na nią zdumiony.
- No, a dlaczego nie? Całe wieki tam nie byłam, a pogoda jest idealna. To jak?
- No... skoro chcesz.
~*~
Po dwóch godzinach zwiedzania zoo, poszliśmy do kina, a po seansie zaproponowałem obiad. Aga poleciła niedużą knajpę, która znajdowała się naprzeciwko kina. Wybraliśmy miejsca przy oknie i po chwili kelner przyniósł nam karty menu. Kiedy już złożyliśmy zamówienia, Agata rozsiadła się wygodnie na fotelu i popatrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- Słyszałam o twoim wczorajszym wypadzie z Łukaszem do klubu. - zaczęła - O porannym bieganiu również.
- A weź mi nawet nie przypominaj. – machnąłem ręką i pokręciłem głową, wracając do przykrych wspomnień piątkowego wieczoru.
- Więc widzę, że moja interwencja nie jest potrzebna, to dobrze.
- Jaka interwencja?
- Myślałam, że się polubiliście.
- Nigdy w życiu. – zaprzeczyłem od razu – No, ale jeśli tak, to dlaczego miałabyś interweniować?
- Wiem, że to brzmi komicznie, ale powinieneś na niego uważać. Jest trochę…
- … bezczelny, wredny, przemądrzały, samolubny, bezwzględny? – przerwałem jej – Tak, wiem.
Agata chciała już coś powiedzieć, ale w tym momencie podszedł do nas kelner z zamówieniami. Zaraz odszedł, a blondynka znowu posłała mi jedno ze swoich dziwnych spojrzeń. W jej oczach było coś takiego, że pod ich spojrzeniem człowiek raz mógł zakochać się w niej bez pamięci, a innym razem umierać z przerażenia i niepewności. Teraz przedstawiała mi chyba tą drugą stronę.
- Potrafi okręcić sobie ludzi wokół palca. Nawet nie zauważysz, kiedy będziesz od niego całkowicie zależny. – ostrzegła – Chodzę z nim do klasy dopiero dwa miesiące, jednak zdążyłam już sporo dowiedzieć się o jego osobie.
- Plotki?
- Niezupełnie. Chociaż wiesz, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy.
- Uhm, jasne. Tylko nadal nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz? – spytałem lekko poirytowany.
- Po prostu uważaj na niego, okej? – powiedziała Agata i wbiła wzrok w okno. Parsknąłem śmiechem, a ona spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Wybacz, Agata, ale rozmowa o nim jest zupełnie niepotrzebna. Nie boję się go i nie dam się omotać, spokojnie.
- Jasne. – uśmiechnęła się. – Oby tak było.
Do końca spotkania nie poruszyliśmy więcej tematu Łukasza. Agata gadała jak nakręcona o sobie, swojej rodzinie, przyjaciołach, planach na przyszłość. Pomijając krótką wymianę zdań o pewnej osobie, czas minął fajnie i szybko. Natomiast po powrocie pojawiły się pierwsze schody, mama zamieniła dom w istne pobojowisko. Wszędzie były porozrzucane różne pędzle, puszki po farbie, a podłoga była umazana. Nabrałem głęboko powietrza, żeby przez przypadek nie wybuchnąć i powoli poszedłem na piętro. Zacząłem rozglądać się po pokojach w celu znalezienia winowajcy, wszedłem do sypialni mamy i zobaczyłem ją stojącą na drabinie w jakimś śmiesznym białym stroju.
- Synek, świetnie, że jesteś. Zrobiłam już większość, został jedynie twój pokój. – powiedziała i szeroko się uśmiechnęła.
- Mamo, mówiłem ci, żebyś poczekała aż wrócę.
- Oj, ale ile by to trwało! Chciałam odjąć ci trochę pracy.
- Dziękuję, ale nie bardzo ci się to udało. Wiesz, ile zajmie doprowadzenie tego wszystkiego do porządku? – pokręciłem głową i zabrałem się za zbieranie puszek po farbie i gazet.
- Nie marudź, bałagan to normalna rzecz przy malowaniu. – umazała mi farbą policzek i wyszła. Nie mam siły do tej kobiety!
~*~
Uwinąłem się ze wszystkim w dwie godziny. Zostało mi jeszcze 30 minut do wyjścia na trening, więc poszedłem pod prysznic. Przypomniała mi się rozmowa z Agatą. Nadal bawiło mnie to, że mówiła o Łukaszu jak o jakimś psychopacie. Miał co prawda coś z niego, ale chyba trochę przesadza? A może była z nim w jakichś bliższych kontaktach i to stąd wie to wszystko? Zresztą, co mnie to obchodzi, nie moja sprawa. Wiem tylko tyle, że nie mam zamiaru bliżej poznawać Łukasza i spędzać z nim czasu poza treningami. Pomijając ten nieszczęsny piątek…
Dotarłem na miejsce przed czasem i hala była jeszcze zamknięta. Po kilku minutach przyszli Michał i Tomek. Michał był zastępcą kapitana i szczerze wolałbym, jakby awansował poziom wyżej. Znudzony wysłuchiwaniem opowiadań Tomka o jego wczorajszych nocnych podbojach, odszedłem kawałek żeby sprawdzić, czy ktoś się wreszcie pokaże. W tej samej chwili zadzwonił mój telefon, na wyświetlaczu zobaczyłem numer Karoliny, mojej byłej dziewczyny. Zdezorientowany odebrałem połączenie i przywitałem się. Trochę plątał jej się język, dlatego kazałem jej od razu przejść do sedna sprawy. Jak się okazało, chcę przyjechać mnie odwiedzić w piątek i zostać do niedzieli. Nie powiem, nieźle mnie zdziwiła jej prośba. Kątem oka zobaczyłem, że reszta drużyny już dołączyła, dlatego powiedziałem Karolinie, że to przemyśle i się rozłączyłem.
- Pogawędki z dziewczyną odłóż na później, prowadzisz dziś rozgrzewkę. – usłyszałem za sobą głos Łukasza. Od razu odwróciłem się i rzuciłem mu mordercze spojrzenie. Chciałe, już się odgryźć, ale wtedy przypomniałem sobie co mówiła mi Agata. Przecież właśnie o to mu chodzi. Westchnąłem i bez słowa minąłem go.
Trening trwał około trzy godziny, dawno nie byłem taki wykończony. Najdziwniejsze było to, że Łukasz nie odezwał się do mnie ani słowem, żadnej złośliwej uwagi. Nie żeby mi to przeszkadzało, to nawet lepiej. Mogłem skupić się na tym, po co tu przyszedłem. Po treningu wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i wyszedłem z hali. Zobaczyłem Łukasza, siedział na krawędzi ławki z łokciami opartymi o uda i wpatrywał się w ziemię. Kiedy mnie zobaczył, gwałtownie wstał i podszedł bliżej.
- Czekałem na ciebie, mam sprawę. – oznajmił.
- Jaką?
- Dość… absurdalną. Przejdźmy się lepiej.
Kiwnąłem głową i ruszyłem ramię w ramię z Łukaszem w stronę wyjścia ze szkoły. Kątem oka spojrzałem na bruneta, wydawał się być strasznie zestresowany. Zaproponowałem pójscie do parku, ponieważ był najbliżej, a moja ciekawość coraz bardziej narastała. Kiedy byliśmy już na miejscu, Łukasz usiadł na jednej z ławek i głęboko nabrał powietrza. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu poirytowany jego milczeniem powiedziałem:
- Powiesz wreszcie o co chodzi czy będziemy tak siedzieć do rana?
Łukasz zaśmiał się nerwowo i pokręcił głową. Przeniósł wzrok na rozgrzwieżdżone już niebo i zacisnął dłonię w pięści.
- Jeszcze nie zacząłem mówić, a już czuję się cholernie upokorzony. Moja biedna duma... - powiedział i znowu się zaśmiał. Spojrzał na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem i już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak zaraz pokręcił tylko głową i zaczął masować swoje skronie.
- Kurwa, zabiję go! - warknął Łukasz i wyrzucił ręcę w powietrze. Moja cierpliwość dobiegała już powoli końca.
- Kogo? O czym ty mówisz?
- Musisz coś dla mnie zrobić. Znaczy... nie musisz, ale to jest bardzo ważne i zrobię co tylko chcesz, jak się zgodzisz. - z szeroko otwartymi oczami popatrzyłem na bruneta, a na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Spoko, ale nie kupuję kota w worku, dlatego najpierw mów, o co chodzi.
- Bądź moim... chłopakiem, przez miesiąc. - wydusił z siebie i ukrył twarz w dłoniach. Kompletnie zbity z tropu, poderwałem się z miejsca i spojrzałem na Łukasza.
- Że co?! Co ty znowu wymyślasz? - krzyknąłem - Naprawdę kiepski żart, myślałem, że stać cię na nieco więcej.
- Chciałbym żeby to był tylko żart... - westchnął, przyglądając mi się uważnie - Przegrałem zakład i to dlatego.
- Oszalałeś? Kto wymyśla takie porąbane zakłady?! - zaśmiałem się - Zresztą, nie oczekuj, że się na to zgodzę. Było myśleć wcześniej co zrobisz, jeśli przegrasz.
- Gdybym wiedział, co będę musiał zrobić, nigdy bym nie przyjmował zakładu! - warknął i stanął naprzeciwko mnie.
- Nikt ci pistoletu do głowy nie przystawia, odmów i po sprawie. - wzruszyłem ramionami i chyba jeszcze bardziej rozgniewałem Łukasza.
- Dotrzymuję danego słowa.
- Może lepiej zastanów się, czy twoja kochana duma ucierpi bardziej ucierpi, jeśli odmówisz, czy jeśli się zgodzisz. Obstawiam tą drugą opcję.
- Cholera, wiem, jak to wygląda z boku, ale przegrałem i muszę to zrobić, jasne? Zakład, jak każdy inny. Nie chcę, żeby ktoś miał nade mną przewagę. - usiadłem znowu na ławkę i zacząłem analizować to, co przed chwilą powiedział mi Łukasz. Nigdy w życiu nie słyszałem niczego tak bezsensownego! Na raz chciało mi się śmiać, byłem wkurzony, ale i współczułem kapitanowi głupoty. A może to jest jakaś ukryta kamera? Ta sytuacja jest niczym żywcem wyciągnięta z jakiegoś reality show.
- Z kim się założyłeś? - spytałem po dłuższej chwili i znów przeniosłem wzrok na bruneta.
- Z Michałem.
- O ile mi wiadomo jest gejem, więc dlaczego on nie poudaje twojego chłopaka?
- Właśnie dlatego, że jest gejem. - warknął Łukasz i posłał mi karcące spojrzenie. Teraz to wszystko już tylko mnie bawiło.
- Jak miałoby to wyglądać?
- Mam ci to jeszcze tłumaczyć?! Robisz to specjalnie?
- Chcę wiedzieć na czym stoję.
- Powiedziałem już, masz udawać mojego... - urwał Łukasz, przymknąwszy oczy - ...tylko na terenie szkoły. Nie mam zamiaru chodzić z tobą na randki do kina, o to się nie bój.
- Przecież to jest jakieś niepoważne i komiczne! - rzuciłem, głośno się śmiejąc. - Tak na marginesie, dlaczego to mnie o to prosisz?
- Bo ciebie jeszcze nie znam, więc będzie to mniej zawstydzające, tak myślę. Mów, co chcesz w zamian.
- Muszę jeszcze pomyśleć, odezwę się później. Trzymaj się - wstałem i poklepałem Łukasza po plecach, zostawiając go w niepewności. Dopiero w drodze do domu tak naprawdę dotarło do mnie, co przed chwilą mi powiedział. To nie jest wcale normalny zakład, jak to ujął Łukasz. Mimo, że nie byłyby w to mieszane żadne uczucia, tylko udawanie, to nadal jest to związek z chłopakiem. Nie przeżyłem jeszcze w swoim życiu, tak dziwnych kilku dni, to dla mnie zdecydowanie za dużo wrażeń w tak krótkim czasie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top