Rozdział 3

Klub, do którego się wybraliśmy był duży i przestronny. Mimo tego nie mogłem tam oddychać, natłok ludzi był ogromny. Pewnie dlatego nie przepadam za wychodzeniem do klubów, to nie dla mnie.  Oczywiście otoczenie nawalonych  studentów i piętnastolatek szukających przygód to było za mało - minęły zaledwie dwie godziny, a Łukasz był już kompletnie pijany. Byłem niemal pewny, że jego celem jest spicie mnie, a później wyciągnięcie ode mnie najbardziej krępujących informacji o sobie, żeby potem zrujnować mi życie. Wiem, wiem – znam go dopiero trzy dni. Jednak mogłem po nich spokojnie stwierdzić, że uwielbia robić innym z życia piekło. Ten jednak, ku mojemu zdziwieniu, przyszedł tu z zupełnie innego powodu. Chciał się zwyczajnie upić  w trupa. Najchętniej wyszedłbym stąd, bo mój towarzysz zaczynał robić się jeszcze bardziej nieznośny niż zwykle. Ale co z nim? Powinienem go odstawić do domu, poczekać aż trochę dojdzie do siebie, czy może zostawić?

Zaraz..

Wiem!

Cholerny cwaniaczek. Oto i przedstawiam kolejny test! Chcesz sprawdzić, jak się zachowam, co? Sprytnie. Naprawdę sprytnie.

Na pewno masz już przygotowane zdanie o mnie zależnie od tego, co z tobą zrobię, hm?

A może znowu wszystko wyolbrzymiam? Może tylko w szkole jest takim przebiegłym, irytującym człowieczkiem?

Nie. Co to, to nie. Już na początku raczył przetestować moją cierpliwość, której on sam nie ma.

Dobrze, skoro tak chcesz się bawić, nie ma sprawy. Postąpię z tobą jak najlepiej się da, żeby udowodnić, że nie myślę wyłącznie o własnym tyłku, jak ty.

- Łukasz, starczy już. – odezwałem się i wyciągnąłem mu butelkę piwa z dłoni – Gdzie mieszkasz? Pomogę ci dostać się do domu.

- A k-kim ty jesteś żeeby mi rozkazywaać? – wybełkotał brunet i natychmiast rzucił się za odebraną mu rzeczą.

- Ej, uspokój się! Uważaj… 

Zachwiał się na nogach i wylądował twarzą na moim torsie. Przez chwilę nie wiedziałem, co zrobić. Łukasz trzymał się mnie kurczowo i starał się zapanować nad chwiejącymi się nogami. Znowu poczułem falę ciepła, a serce niemal mi nie stanęło. Cholera jasna, co to ma być?! Nie czułem niczego takiego nawet, kiedy byłem z moją pierwszą dziewczyną. Pierwszą i jedyną, nawiasem mówiąc. Więc dlaczego przy nim czuję? To… frustrujące.

Ogarnąłem się i odsunąłem od siebie ciemnookiego. Ten podrapał się w policzek i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

- D-dobra, jednak idziemy. – mruknął Łukasz i pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Przyrzekam, że kiedy to się skończy moja noga więcej nie postanie w tym pieprzonym klubie!

                                                                       *

- Na pewno nie chcesz przenocować u mnie? Złapiesz teraz jakiś autobus w swoją stronę? – zapytał Łukasz, kiedy już staliśmy przed jego domem. Był to dwupiętrowy budynek, z wielkim ogrodem i wysokim ogrodzeniem. Wyglądał co najmniej, jak pałac. No, może troszkę przesadziłem, ale w każdym razie – posiadłość Łukasza budziła ogromne wrażenie.  A więc nadziany paniczyk i do tego kapitan drużyny, co?

- Nie ma takiej potrzeby, naprawdę. Mieszkam niedaleko, przejdę się. -ostatnią rzeczą jakiej teraz chcę, jest nocowanie u tego podstępnego alkoholika.

Po moich słowach nastąpiła chwila ciszy. Zacząłem czuć się niezręcznie, bo do tego wszystkiego Łukasz wpatrywał się we mnie oparty o bramę i pogrążony w rozmyślaniach.

- Jak tam chcesz, ale nie będę cię odwiedzał w szpitalu, kiedy trafisz tam z ciężkimi urazami po pobiciu. – odezwał się w końcu.

- Całe szczęście! Jeszcze ciebie by tam brakowało. – prychnąłem i pokręciłem głową z dezaprobatą.

- Ugh, ale oschły.

- Kto jest, ten jest. Pójdę już, łomot sam się nie zbierze. – mruknąłem – Cześć.

- Cześć, dzięki za dotrzymanie towarzystwa – powiedział Łukasz i zniknął za murami ogrodzenia. Na jego twarzy zobaczyłem cień uśmiechu. Trochę mnie zaskoczył, w końcu mi PODZIĘKOWAŁ. Nie sądziłem, że stać go na taki gest. Cóż, może tylko z pozoru jest takim wrednym draniem.

Albo to tylko zwykła kultura osobista.

                                                                       *

            Sobota, godzina 5. Jestem pogrążony w głębokim śnie. Do czasu, kiedy słyszę coraz głośniejszy dzwonek mojego telefonu. Nie podnosząc się szukam po omacku urządzenia, jednak go nie znajduję, więc podnoszę się i przeklinam pod nosem tego, kto dzwoni o tej porze i jeszcze zmusza mnie do opuszczenia ciepłego łóżka. Po chwili znajduję telefon, na wyświetlaczu widnieje nieznany numer. Wracam z powrotem pod kołdrę i przykładam słuchawkę do ucha.

- Wreszcie! Ileż można czekać, do cholery?! – wykrzyczał mój rozmówca tak głośno, że musiałem odsunąć telefon żeby nie uszkodzić sobie słuchu.

- Co? Kto mówi? – spytałem lekko przygaszony.

- Twój pan i władca, a kto inny? Zwlekaj dupsko z łóżka i za godzinę widzę cię przed domem! – byłem już pewien, kto jest po drugiej stronie.

- Łukasz? Skąd masz mój numer?! I jakie „za godzinę cię widzę przed domem”?! O co ci chodzi?

- Jako trener i kapitan muszę dbać o kondycję swoich zawodników. A to skąd mam twój numer zostawię dla siebie, jeśli pozwolisz. – oznajmił – No, a teraz koniec tej bezsensownej paplaniny, zbieraj się. Punkt 6 – czekasz na mnie przed swoim domem.

 Otworzyłem już usta, żeby coś powiedzieć, jednak Łukasz się rozłączył. Czy musi zawracać mi głowę nawet w sobotę? I skąd u niego tyle energii, skoro wczoraj spił się do nieprzytomności?

            Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się, zostawiłem mamie kartkę z informacją o zaistniałej sytuacji i wyszedłem z domu. Zimno! Dlaczego w ogóle się na to godzę? Mógłbym przecież zignorować jego polecenie i spać dalej.

Ach, nie, wiem dlaczego się zgodziłem – inaczej zostałbym wyrzucony z drużyny, prawdopodobnie bezpowrotnie. W końcu kimże jestem, żeby odmawiać Wielkiemu Kapitanowi?

Czekałem na Łukasza już 15 minut, a przez moją głowę kolejny raz przeszła myśl, żeby wrócić do domu póki jeszcze go nie ma. Wiedziałem jednak, czemu to się równa, więc postanowiłem się trochę rozgrzać. W końcu nie ma biegania bez rozgrzewki. Po 10 minutach przeszedłem do rozciągania i kątem oka zobaczyłem znajomą sylwetkę, zbliżającą się w moją stronę. To Łukasz. Miał na sobie  czarne dresy, ze zwężonymi nogawkami, szarą bluzę zakładana przez głowę i czarne buty firmy Nike.

- Widzę, że już się rozgrzałeś. Jednak czasami myślisz.  Ruszamy, nie ma co tracić czasu na gadanie. – powiedział, kiedy był bliżej mnie i od razu pobiegł przed siebie. Podążyłem w jego ślady.

- Tak właściwie, to skąd ty masz mój adres? No i dlaczego każesz mi biegać akurat w sobotni, listopadowy poranek? Jest cholernie zimno! – powiedziałem na jednym oddechu i zacisnąłem pięści ze złości. Nie wkurzyłem się, bo musiałem biegać, lubiłem to. Wkurzyłem się, bo ten obok postawił mnie przed faktem dokonanym. Jak zwykle zresztą.

- Za dużo pytań na raz.

- Zaledwie dwa, odpowiadaj. – warknąłem i rzuciłem brunetowi przelotne spojrzenie. Ten zaśmiał się i pokręcił głową.

- A więc, odpowiedź pierwsza: Mam swoje sposoby na odnalezienie adresów czy też numerów telefonów uczniów z naszego liceum, które nie powinny cię interesować. – oznajmił Łukasz poważnym tonem – Odpowiedź druga: Sam biegam co tydzień, a skoro mieszkasz niedaleko, postanowiłem, że do mnie dołączysz.

- A moje zdanie się nie liczy? Może nie mam ochoty na twoje towarzystwo o 6 rano?

- To akurat mało mnie obchodzi. Masz się mnie słuchać, inaczej wylatujesz z drużyny tak szybko i nagle, jak się pojawiłeś. – tak jak myślałem. Jednak niektórych ludzi można nieźle poznać w krótkim czasie.

- Uu, szantażyk. Chyba powinienem to komuś zgłosić, co? Jesteś taki bezkarny.

- A ty opryskliwy.

- Zależy dla kogo – wyszczerzyłem się i pokazałem swoje równe, białe zęby, a Łukasz popatrzył na mnie pochmurnym wzrokiem.

- Doprawdy, z kim przyszło mi się użerać!? – zapytał brunet bardziej siebie niż mnie i wyrzucił ręce w powietrze w oznace bezradności.

- Mogę ci skrócić cierpienia i wrócić do domu. Powiem więcej – zrobię to z miłą chęcią.

Łukasz przystanął. Zdezorientowany odwróciłem się i dalej truchtałem w miejscu, patrząc na niego pytającym wzrokiem.

- Idziesz dziś do klubu? – zapytał po chwili i włożył ręce do kieszeni.

- Żartujesz sobie? Jeszcze ci mało? W ogóle to niesamowite jest to, że po tym, co wczoraj odstawiłeś masz jeszcze siłę biegać.

- Wiem, jestem świetny. Ucz się.

- Jeżeli uczenie się ma polegać na wprawianiu się w odstawianiu cię w stanie nietrzeźwości do domu, to chyba spasuję.

- Jak chcesz, jest wielu chętnych. – Łukasz wzruszył ramionami, mruknął jeszcze coś pod nosem i ruszył przed siebie. Niewątpliwie, pomyślałem.

                                              

                                                                       *

            Wróciłem do domu przed 8. Wziąłem długi, odprężający prysznic, przebrałem się i poszedłem zrobić sobie śniadanie. Stwierdziłem, że i tak już nie zasnę, moje nerwy były zszargane. Ten szczyl zwany Łukaszem, wykańcza mnie psychicznie. Na stole leżała jeszcze moja wiadomość dla mamy, co znaczy, że jeszcze nie wstała.

Kiedy skończyłem jeść, rozłożyłem się na kanapie przed telewizorem i zacząłem się  w niego bezmyślnie wpatrywać.  Leżałem tak jakoś do 11.

- Dzień dobry, kochanie. – przywitała się mama i głośno ziewnęła – Co tam zrobisz dziś na śniadanie?

- Dzień dobry. Dziękuję, już jadłem.

- Oj, no nie bądź taki! – jęknęła i przybrała postawę obrażonej sześciolatki.

- Mamuś, mogłabyś sama nauczyć się gotować, to ty tu jesteś kobietą. – powiedziałem nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.

- Po co mam się uczyć, skoro ty robisz to o niebo lepiej? – wzruszyła ramionami, przysiadła się koło mnie i położyła mi głowę na ramieniu. – No, synek, nie daj się prosić.

- A co byś chciała, kochana, leniwa matko? – westchnąłem i podniosłem się spoglądając na mamę wyczekująco. Ta klasnęła triumfująco, rozłożyła się wygodnie na kanapie i zaczęła przeskakiwać po kanałach.

- Cokolwiek zrobisz, będzie mi smakować, słońce.

Pokręciłem głową i poczłapałem w stronę kuchni. Czasami czuję się co najmniej, jak starszy brat, a nie syn tej kobiety. No, ale nie zmienia to faktu, że jest najważniejszą osobą w moim życiu, bardzo dużo jej zawdzięczam i mogę na nią liczyć. Ma też swoją poważną i odpowiedzialną stronę.

 Właśnie zabierałem się za jajecznicę ze szpinakiem, którą mama tak uwielbia, kiedy zadzwonił mój telefon. To była Agata. Poprosiła, a raczej poinformowała, że będzie za pół godziny i zabiera mnie na miasto.

Doprawdy, zero wytchnienia.

~~~~~~~~~~

Trochę długi mi wyszedł ten rozdział. Tak już mam, jak zacznę pisać, to piszę i piszę, i piszę.. 

Z  góry dziekuję za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze! :3

 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top