Rozdział 15

      Od śmierci Bartka minęły już dwa tygodnie. Nadal nie wierzę, że to się stało, ale cóż - trzeba żyć dalej. Zaraz po pogrzebie Łukasz zaprosił mnie na coś do picia i od tamtej pory nasze kontakty nieco się polepszyły. Na szczęście zachowuje się normalnie i nie kontynuuje tych swoich nieudolnych zalotów. Można powiedzieć, że jesteśmy na dobrej drodze do zostania kumplami. Pamiętam dobrze, co napisał o mnie i o Łukaszu w swoim liście Bartek, jednak nie mam zamiaru się do tego stosować. Co prawda czuję się przy Łukaszu jakoś... inaczej, ale nie będę nic z tym robił, bo nawet nie wiem, co to jest. Na pewno nie miłość.

- Dawid? Mógłbyś zejść na chwilę do kuchni? - zawołała mama.

- Już idę! - odkrzyknąłem i od razu skierowałem się schodami na dół.

Zająłem miejsce obok mamy i przyjrzałem się jej. Ta postawiła przede mną kubek herbaty i odsunęła ruchem ręki papiery, leżące na stole.

- Muszę wyjechać, synku - oznajmiła.

- Jak to? Gdzie? - zmarszczyłem brwi.

- Do Sopotu. Babcia zachorowała. Nie wiem, ile to potrwa, ale chcę się nią teraz zająć.

- Rozumiem - kiwnąłem głową. - Więc mam zostać sam, tak?

- A co, nie poradzisz sobie? - uśmiechnęła się.

- Poradzę, tylko naprawdę chcesz mnie zostawić na nieokreśloną ilość czasu samego w domu?

Mama parsknęła śmiechem i pokręciła głową rozbawiona. Wzięła do ręki jakąś gazetę i zaczęła ją kartkować.

- Wiesz, kochanie, nie sądzę, że byłbyś zdolny zrobić coś głupiego pod moją nieobecność. Jesteś dojrzalszy ode mnie - spojrzała na mnie, dalej się uśmiechając.

- Sugerujesz, że jestem sztywniakiem? - nadąłem policzki.

- No wiesz...

- Dobra, wiem, jestem - przerwałem jej, wiedząc do czego zmierza. Zachichotała, sprzedała mi krótkiego buziaka w czoło i poszła do salonu.

~*~

Nadszedł kolejny poniedziałek, więc po raz kolejny zacząłem zbierać się do wyjścia. Mamy już nie było, wyjechała, kiedy jeszcze spałem.

Zamknąłem za sobą drzwi i zmarszczyłem brwi widząc, kto stoi na chodniku przed moim domem. Ostatni raz upewniłem się, że wszystko wziąłem i powoli zmierzyłem w stronę furtki. Przyjrzałem się jeszcze raz tej dwójce i mimowolnie się uśmiechnąłem, bo widok ich razem wyglądał dosyć zabawnie, biorąc pod uwagę wszystko to, co się stało.

- Co wy tu robicie? I to razem? - zacząłem na powitanie.

- Żadne razem, to on się doczepił nie wiadomo, po co - mruknęła Agata.

- Doczepił? Byłem tu przed tobą - odwarknął Łukasz.

Uniosłem brwi wysoko do góry i zaśmiałem się, na co obydwoje posłali mi zdezorientowane spojrzenia. No, ale moment... Obecność Łukasza rozumiem, czasami chodzimy razem do szkoły, ale Agata? Co ona tu niby robi? Momentalnie spoważniałem i zerknąłem na blondynkę.

- Coś nie tak, Agata? - spytałem.

- Chciałam z tobą porozmawiać, ale jak widać ktoś zawsze musi nam przeszkadzać. I jest to zawsze ta sama osoba - po raz kolejny spojrzała wrogo na Łukasza, a ten tylko wzruszył ramionami.

- Śmiało, my z Dawidem nie mamy przed sobą tajemnic, prawda? - Łukasz poruszył znacząco brwiami i uśmiechnął się bezczelnie.

Westchnąłem ciężko i policzyłem w myślach do dziesięciu, by zaraz nie wydrzeć się na bruneta. Rozumiem, że jest bardzo ciekawską osobą i, że nie może obyć się bez znania najdrobniejszych szczegółów mojego życia, ale na Boga, są jakieś granice, no nie?

- Łukasz, nie zaczynaj... - mruknąłem.

- Dobra, chrzanić go. Powiem to, co miałam powiedzieć i zmywam się - wtrąciła Aga. - Słuchaj, Dawid... Jestem gotowa wszystko ci wybaczyć.

- Słucham?

- Możesz do mnie wrócić, wybaczam ci. Zrobiłeś, a raczej zrobiliście... - spojrzała na Łukasza. -... coś okropnego, ale...

- No ja bym tak tego nie nazwał - pokręcił głową rozbawiony brunet.

- Błagam, nie wtrącaj się, zboku - warknęła blondynka. - Chciałabym, żeby było, jak wcześniej, Dawid. Zrozumiałam, że zasługujesz na drugą szansę.

Stałem oszołomiony tym, co usłyszałem i nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Szczerze? Trochę mnie to bawiło. Wiem, że zraniłem Agatę, choć zrobiłem to całkiem nieświadomie. Winowajcy całej sytuacji również chyba było do śmiechu, bo patrzył na dziewczynę kpiąco i chyba hamował się przed wybuchnięciem gromkim śmiechem. Posłałem mu karcące spojrzenie, którego i tak nie dostrzegł, podczas gdy ja sam próbowałem powstrzymać kąciki ust przed uniesieniem się w górę.

- Będziesz teraz tak milczeć? - zniecierpliwiła się Agata.

- Chyba nie należysz do kumatych, co? - rzucił Łukasz w stronę Agi.

Dziewczyna zmarszczyła tylko brwi, więc Łukasz kontynuował.

- Po prostu dziwne jest, że jeszcze nie zrozumiałaś, iż Dawida dziewczyny po prostu nie interesują. Zresztą, nic dziwnego - mruknął i zlustrował wzrokiem Agę.

- Och, weź ty już lepiej nic nie mów! - warknąłem.

- Muszę, skoro ty nie masz na tyle odwagi, żeby ją uświadomić - wzruszył ramionami. - Chociaż w sumie ty sam musisz sobie najpierw parę rzeczy uświadomić, nie?

To wszystko zaczęło mnie nieźle przytłaczać. Myślałem, że to spotkanie skończy się na jakiejś miłej rozmowie w drodze do szkoły. Tymczasem zostałem jakby przyparty do muru. Obydwoje teraz wywiercają mi dziurę w głowie swoimi spojrzeniami, czekając na moją odpowiedź, której tak naprawdę nie znałem. Agata chciała, bym rzucił jej się na szyję i powiedział, że tęskniłem, co wcale nie byłoby prawdą. Łukasz za to oczekiwał, że powiem teraz mojej byłej dziewczynie, że jestem homoseksualny i nasz związek był jedną wielką pomyłką, dlatego nie widzę sensu na jego kontynuowanie.

Żadna z tych odpowiedzi mnie nie satysfakcjonuje. Wiem jedno - nie chcę wracać do Agaty, bo zwyczajnie nic do niej nie czuję. Pora zakończyć to wszystko raz na zawsze, tu i teraz.

- Och, dajcie wy mi już święty spokój - westchnąłem.

- No to może wreszcie coś powiesz! - oburzyła się blondynka.

- Dobra - pokiwałem głową. - Nie chcę do ciebie wracać. Wybacz, ale to nie ma najmniejszego sensu - oznajmiłem i widząc zadowolone spojrzenie Łukasza dodałem - I wcale nie dlatego, że jestem gejem, bo nie, nie jestem. Mam nadzieję, że już wszystko jasne.

Bez słowa pokierowałem się w stronę szkoły, jednak w połowie stwierdziłem, że i tak jestem już nieźle spóźniony i nie mam ochoty iść dziś na lekcje, dlatego postanowiłem wrócić się do domu. Poszedłem jednak okrężną drogą, by po drodze nie wpaść na Agatę lub Łukasza. 

Rozłożyłem się wygodnie na kanapie w salonie i włączyłem telewizor. Kiedy po jakiejś godzinie byłem już bliski zaśnięcia, rozległ się dzwonek do drzwi. A ponieważ tego dnia dopadł mnie ogromny leń, postanowiłem to zignorować. Natręt jednak nie dawał za wygraną i intensywnie dobijał się do mojego domu. Westchnąwszy podniosłem się z kanapy, po drodze prawie przewracając się o torbę, spoczywającą na podłodze. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem twarz, której dzisiaj już naprawdę nie miałem ochoty oglądać. Dlatego też od razu zacząłem zamykać drzwi, jednak przeszkodziła mi w tym noga Łukasza.

- Ładnie to tak? - mruknął, wślizgując się do środka.

- Czego byś chciał? 

- Sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku, bo wiesz, chyba nie często się zdarza, żebyś szedł na wagary.

- Wszystko jest okej - powiedziałem. - To teraz chyba możesz już iść? - dodałem, otwierając przed nim drzwi.

- Jesteś sam? - zignorował moje wcześniejsze słowa i poszedł w stronę salonu, przyglądając się wszystkiemu z uwagą, jakby był tu pierwszy raz.

Westchnąłem i podążyłem za nim, stwierdzając, że żadna siła go teraz stąd nie wypędzi.

- Ta, mama musiała wyjechać na jakiś czas - odparłem. 

- To świetnie się składa - klasnął w dłonie i postanowił na stole czteropak piwa i paczkę papierosów, które ówcześnie wyciągnął z plecaka. - To tak, żeby nie przychodzić na pusto - wyszczerzył się i zachęcił ruchem ręki, bym usiadł obok niego. 

- Niekoniecznie mam teraz ochotę na towarzystwo - burknąłem. - Tym bardziej twoje.

Wiem, że może zachowywałem się trochę niegrzecznie, ale czułem teraz do niego jakąś dużą niechęć, pomimo, że tak naprawdę nic nie zrobił. Po krótkich rozważaniach doszedłem do wniosku, że mój obecny problem nie leży w nim, ale we mnie. A jestem na niego zły, gdyż zawsze pojawia się w najbardziej nieodpowiednim momencie i jeszcze bardziej mąci mi w głowie tym swoim stylem bycia. Nie wiem, co jest w nim takiego, że nigdy nie potrafię mu odmówić i tak naprawdę zawsze mam ochotę na jego towarzystwo.

- Mogę, prawda? - usłyszałem głos Łukasza, który nie czekając na moją odpowiedź odpalił papierosa i rozciągnął się na kanapie. 

Zacząłem obserwować, jak rozgląda się po pomieszczeniu i co jakiś czas zaciąga papierosowym dymem. Wydmuchiwał go w stronę przeciwną do mnie, wiedząc, że nie palę i mogłoby mi to przeszkadzać. Pomyślałem, że to całkiem miłe, jak na niego, mimo, że i tak będę musiał wywietrzyć później cały salon.

Wyłapał mój wzrok i choć powinienem od razu go odwrócić, nie zrobiłem tego. Przyglądał mi się przez jakiś czas, do momentu, aż zgasił papierosa w popielniczce i powoli zaczął się do mnie przybliżać. Kiedy nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry, zacząłem panikować. Jakaś część mnie mówiła: Zrób to, przecież chcesz tego od dawna! No dalej, nie wycofuj się teraz!

Zaś druga twardo trzymała przy swoim i utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie powinienem, że to odrażające i dlaczego miałbym w ogóle się na to godzić? W dodatku z nim

- Przestań - ostatecznie posłuchałem się zdrowego rozsądku i odsunąłem od Łukasza. Ten jednak dalej przybierał spokojny wyraz twarzy, kiedy to normalnie w takiej sytuacji potrafiłby się zdenerwować. Wszystko olewał. Wszystko. Jednak kiedy go odtrącałem stawał się jakby nerwowy... 

- Spokojnie, Dawid, to przecież nic nie znaczy. Co ci szkodzi? - powiedział powoli i uśmiechnął się ciepło. 

Zaraz... Jak? On? Uśmiechnął się?  I to nie tak sarkastycznie, jak zazwyczaj? 

- Jak to nic nie znaczy, przecież...

- Przecież nie jesteś gejem, prawda? - kontynuował, a ja niepewnie skinąłem głową. - No więc, to nic by nie znaczyło.

- Nic?

- Nic, a nic - pokręcił głową i ukazał rząd białych zębów, ponownie zmniejszając dystans między nami.

Okej, dobra, wredny i obojętny Łukasz działa mi na nerwy, ale miły i spokojny Łukasza? No chyba gorzej już być nie może... 

- Uważasz, że się na to nabiorę? - parsknąłem. 

- A co? Nie nabrałeś się? - zapytał, a ja pokręciłem przecząco głową. - W takim razie możesz udawać, że się nabrałeś - powiedział prosto i nie czekając na moją odpowiedź, przywarł swoimi ustami do moich. Na początku skamieniałem i zacisnąłem mocno wargi, jednak zaraz włączyłem się do pocałunku(znowu). Przed dłuższą chwilę nie zastanawiałem się nad tym, co robię, ale kiedy ręce bruneta znalazły się pod moją koszulką - otrząsnąłem się. 

- Czy to aby nie ty mówiłeś jakiś czas temu, że nie będziesz się na mnie już rzucał? - wydyszałem, przykładając nadgarstek do ust.

- Czy to aby nie ty mówiłeś mnóstwo razy, że nie jesteś gejem? - odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając się przy tym lekko.

Zmrużyłem oczy, przetwarzając to, co powiedział i kiedy chciałem już coś odpowiedzieć, on szybko dodał:

- Jak widać jest inaczej - westchnął i otworzył dwa piwa, podając mi jedno z nich. 

- Możemy porozmawiać o czymś innym? - rzuciłem, zaczynając czuć się coraz mniej swobodnie w jego towarzystwie. 

- Na przykład o czym? 

- No nie wiem, zazwyczaj chyba rozmawiamy o mnie, więc teraz temat mógłby przejść na ciebie - wzruszyłem ramionami, upijając łyk alkoholu. 

Łukasz milczał przez dłuższą chwilę i patrzył tępo w jeden punkt. Zmartwiłem się aż, że powiedziałem może coś niewłaściwego, ale po prostu chciałem dowiedzieć się o nim czegoś więcej, sam nie wiem, czemu. 

- Nie mam nic ciekawego do powiedzenia - odparł w końcu. 

Ponieważ nie dawałem za wygraną i przekonywałem Łukasza,  by jednak coś powiedział, ostatecznie zaczął opowiadać o sobie, swojej rodzinie i o tym, że dzieje się w niej coraz gorzej. Zrobiło mi się go żal i powoli  zacząłem rozumieć, że ma lekceważący stosunek do wszystkiego i często wyładowuje się na innych. 

~*~

- Wróciłam, kocha... O, mój Boże! Dawid, co to ma znaczyć?! - usłyszałem zdenerwowany głos mamy i momentalnie poderwałem się z miejsca, którym była podłoga. Niezłe miejsce na sen, Dawid, brawo. 

Po drodze dopiero uświadomiłem sobie, co było powodem złości mamy i westchnąłem ciężko, przygotowując się na najgorsze.

- Nie było mnie zaledwie tydzień! Przyjeżdżam i zastaję to?! - znowu wrzasnęła i pokazała na porozrzucane wszędzie butelki po alkoholu, ciuchy i puste paczki papierosów. Wolę nie wspominać, w jakim stanie była kuchnia i salon... 

- Mamo, bo ja...

- Widać nieźle się bawiliście - pokiwała głową. - Kto to jest? - wskazała na Daniela, Tomka i Martynę, śpiących w salonie. 

- O, witam panią. Dawno się nie widzieliśmy - usłyszałem za plecami głos Łukasza, który wyglądał teraz, jak siedem nieszczęść. Włosy miał powykręcane we wszystkie możliwe strony, oczy zaspane i podkrążone, a koszulkę brudną najprawdopodobniej od jedzenia, którym postanowił się rzucać z Konradem wczorajszego wieczoru. 

Mama spojrzała na niego zniesmaczona i opadła bezradnie na krzesło w kuchni, mamrocząc coś pod nosem. 

- Dawid, wyprowadź stąd tych ludzi i bierz się za sprzątanie. Natychmiast! 

Kiwnąłem posłusznie głową na znak, że rozumiem i od razu zabrałem się za budzenie wszystkich, którzy nie byli w stanie wrócić wczoraj do swoich domów i zostali u mnie. 

Kiedy ogarnąłem już wszystko na parterze, co zajęło mi trochę czasu, poszedłem na górę, by posprzątać i tam. Wszedłem do pokoju i co zastałem? Łukasza i Konrada śpiących w najlepsze w moim łóżku. Skrzywiłem się na ten widok i gwałtownie ściągnąłem z nich kołdrę, powodując tym, że jęknęli niezadowoleni. 

- Co wy tu jeszcze robicie, do cholery? - warknąłem. 

- Odsypiamy, nie widać? - Konrad odwrócił się na drugi bok i ziewnął głośno.

- Spieprzajcie już stąd - nakazałem. - Robicie to specjalnie, czy po prostu jesteście zbyt głupi, by zrozumieć, że mam teraz spory kłopot? 

- Było nie spraszać tylu osób i zachować jakiś umiar - wzruszył ramionami Łukasz.

- Ta impreza to był od początku do końca twój pomysł! 

- Jasne, jak zwykle wina leży po stronie wszystkich, tylko nie po twojej - mruknął. 

Zmarszczyłem brwi już nieźle wkurzony i pomasowałem swoje skronie. Ściągnąłem siłą z łóżka te dwie niedojdy i wyrzuciłem z pokoju. Nabrałem głęboko powietrza, by trochę się uspokoić, bo może rzeczywiście reaguje zbyt nerwowo. 

- Ej, zapomniałeś o czymś - Łukasz wychylił się zza drzwi i spojrzał na mnie z wyrzutem. 

- O czym znowu? 

Nic nie odpowiedział, tylko podszedł do mnie, zamykając za sobą drzwi i bezkarnie zaczął mnie całować. Od razu odepchnąłem go od siebie i uderzyłem z otwartej dłoni w twarz. Złapał się za piekący policzek, krzywiąc się i posłał mi zmieszane spojrzenie. 

- To było bardzo męskie z twojej strony - prychnął.

- Wynoś się i daj mi wreszcie święty spokój - warknąłem, ignorując jego złośliwą uwagę. - Znajdź sobie innego idiotę, któremu będziesz wmawiał te swoje bajeczki o zakochaniu - dodałem chłodnym tonem i choć przed chwilą byłem pewny swoich słów, tak pożałowałem ich, kiedy zobaczyłem zawiedzioną twarz Łukasza i to, jak bez słowa opuszcza mój pokój. 

~~~~~~~~~~~~~

Co sądzicie o tym rozdziale? Mi się jakoś niespecjalnie podoba :| Nie jest nudny lub za długi? Albo to i to?  Baardzo proszę o szczere opinię i z góry dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki! xx 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top