Rozdział 6
Wizyta Karoliny minęła bezproblemowo, czyli całkiem inaczej, niż sobie wcześniej wyobrażałem. Naprawdę miło spędziliśmy weekend. Zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że bardzo brakowało mi naszych rozmów. Pomijając dosyć przykre rozstanie, nadal była dla mnie ważną osobą. Szczerze mówiąc, byłem niemal pewny, że więcej nie zamienimy ze sobą ani słowa. Cieszę się, że te założenia okazały się jednak błędne.
Nadszedł wyczekiwany poniedziałek... a może raczej niewyczekiwany. Odkąd zgodziłem się pomóc Łukaszowi, codziennie walczyłem ze sobą, żeby do niego nie zadzwonić i nie powiadomić, że zmieniłem zdanie. Dobrze wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Decyzja zapadła. Będę miał z tego przecież korzyści, no ale... konsekwencje też będą nieuniknione. W końcu o tym, że ten "związek" będzie tylko na pokaz, wiem tylko ja, Łukasz, Michał i Karolina. Wahałem się trochę, czy jej o tym powiedzieć, mogła mi przecież nie uwierzyć, ale ostatecznie wyrzuciłem z siebie wszystko. Popatrzyła na mnie najpierw jak na idiotę, a potem zaczęła się śmiać i życzyła powodzenia. No, ale jak inaczej można zareagować na coś tak abstrakcyjnego?
No, a wracając - podejrzewam, że ludzie z poza grona wtajemniczonych, zareagują raczej negatywnie na wieść o "związku" dwóch chłopaków z drużyny siatkarskiej. W końcu uczę się w polskiej szkole, a nie jest tajemnicą, że homoseksualizm w Polsce to coś, co nigdy nie będzie tolerowane przez większość. Nigdy w życiu nie martwiłem się o to i pewnie bym się dalej nie martwił, gdyby nie ten nieszczęsny zakład, przez który może mi się oberwać.
- Cześć. - przywitał się Łukasz, kiedy wyszedłem ze swoiej posesji. - Jak leci?
- No cześć, w porządku. Dlaczego przyszedłeś pod mój dom? - spytałem i poprawiłem torbę zawieszoną na moim ramieniu.
- Chciałem, żebyśmy poszli razem do szkoły. - wzruszył ramionami.
- Spoko. Mamy się już trzymać za ręce, czy to jeszcze nie tutaj?
- Bardzo śmieszne. - mruknął. Po chwili uśmiechnął się łobuziersko i wyciągnął dłoń w moją stronę. - Chociaż w sumie, czemu nie?
- Spadaj. - warknąłem, a Łukasz się roześmiał. Ja mam tak funkcjonować przez cały miesiąc? Dawid, w coś ty się wpakował?
Kiedy dotarliśmy na miejsce, pod bramą szkoły dołączył do nas uśmiechnięty Michał. Łukaszowi chyba jednak nie bardzo odpowiadało jego towarzystwo. Spoglądał na niego gniewnie, ale ten wcale się nie zniechęcał i posyłał mu kolejne promienne uśmiechy. Od razu dało się zauważyć, że atmosfera między nimi jest napięta, mimo tego, że Michał starał się nie dopuścić by ktokolwiek to zauważył. Po chwili pociągnął Łukasza za rękaw i odszedł z nim kawałek. Spojrzałem na nich nieco zdezorientowany i od razu ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Kątem oka zobaczyłem wyraźnie zdenerwowanego Łukasza i rozbawionego Michała. Coś między nimi było wyraźnie nie tak i nie ukrywam, że bardzo chciałem dowiedzieć się, co.
Michał
W momencie, kiedy Łukasz nie odpowiadał na moje smsy i nie odbierał telefonów, zrozumiałem, że nasza znajomość się skończyła. Znamy się od pierwszej gimnazjum i nigdy nie był jakoś specjalnie koleżeński. Zawsze trzymał mnie na dystans tak bardzo, aż myślałem, że bardziej się nie da. Nie miałem mu tego za złe, przeciwnie - lubiłem to w nim. Teraz jednak nie chcę mnie znać. Czułem, że po moim, może za bardzo śmiałym, wyznaniu, nie rzuci mi się na szyję i nie powie, że czuje to samo. Nie przypuszczałem jednak, że skończy się to właśnie tak. Myślałem, że po trzech latach przyjaźni zasługuję na trochę więcej. Że chociaż nie potraktuje mnie w ten sposób. Hm, a może po prostu rozegrałem to wszystko nie tak, jak powinienem? Nie no, oczywiście, że zjebałem. Po jaką cholerę wymyśliłem ten zakład? Dlaczego po prostu mu nie powiedziałem, co czuję? Rzecz jasna, w zupełnie inny sposób, niż przygważdżanie go do ściany. Na pewno zareagowałby delikatniej. Natomiast teraz, na własne życzenie, straciłem przyjaciela, którego kocham i do tego będę oglądał przez miesiąc, jak obściskuję się z jakimś typkiem. Może to cofnę?
- Czego znowu chcesz? - warknął Łukasz, kiedy udało mi się wziąć go na stronę.
- Chciałem dowiedzieć się, jak tam stoisz z zakładem, znalazłeś już jakiegoś frajera? Bo jak nie, to wiesz, możesz się poddać już teraz. - prychnąłem. Kurde, znowu jestem opryskliwy.
- Śmieszny jesteś. - mruknął Łukasz i pokazał mi ten swój wredny uśmieszek. - Znalazłem.
- Tak? Kogo spotkał ten zaszczyt?
- Hm, ten ktoś stoi przede mną. - odrzekł brunet, zbliżył się do mnie i musnął dłonią mój policzek. Oczy o mało co nie wypadły mi z orbit.
- Łukasz, co ty...
- Oczywiście, jeśli propozycja jest nadal aktualna. - wyszeptał mi do ucha i przeniósł dłoń na mój kark, patrząc mi w oczy.
- Jasne! - niemal zapiszczałem i rzuciłem się Łukaszowi na szyję. Za chwilę jednak tego pożałowałem, gdy usłyszałem szyderczy śmiech mojego przyjaciela.
- Jakiś ty przewidywalny, Michałku. - mruknął, starając się jeszcze bardziej nie wybuchnąć śmiechem. Ja natomiast nadal stałem przytulony do niego z szeroko otwartymi oczami.
- To było... Dlaczego to robisz, Łukasz, do kurwy nędzy!? - uniosłem się, gwałtownie odsuwając się od ciemnookiego.
- Odpowiedź jest prosta - skoro ty pakujesz mnie w gówno, ja mogę czasami zabawić się twoim kosztem. To i tak przecież było nic takiego, prawda?
- Że niby w co ja cię wpakowałem?
- Najpierw w tą cholerną dziecinadę, która ma się zaraz zacząć, a później... - odwrócił wzrok i zmarszczył brwi.
- No co?
- Myślałem, że mogę ci ufać. Zaakceptowałem twoją orientację, chociaż wiesz, że było ciężko, a ty po trzech latach niszczysz to wszystko i gadasz jakieś głupoty, przyciskając mnie do ściany! W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu.
- Głupoty? Łukasz, ja po prostu cię...
- Dość już. Nasz kontakt ogranicza się teraz do minimum. - przerwał mi. - Obowiązuje nas tylko relacja kapitan-zawodnik, jasne?
- Ale Łukasz... - jęknałem.
- Zamknij się już. - rzucił - Więc rozumiem, że zakład dalej aktualny, ta?
Moja złość nagle wzrosła, miałem ochotę go uderzyć, był taki okropny.
- Pewnie, oczywiście, że aktualny. To chyba dobrze, no nie? Gdybyś naprawdę nie chciał tego zrobić, prosiłbyś, bym wymyślił coś innego. W tej sytuacji może nawet bym się zgodził. Ty jednak nic nie mówisz, pasuję ci to. A może jesteś po prostu kryptogejem i chcesz w ten sposób nieco się zabawić? - prychnąłem, gładząc brodę w zamyśleniu. Łukasz zgromił mnie spojrzeniem i zbliżył się, żeby zaraz złapać mnie za koszulkę i przyciągnąć bliżej siebie, tak blisko, że widziałem bardzo dokładnie jego czarne jak noc oczy.
- Jeszcze raz zasugeruj coś podobnego, a nie cofnę się przed rękoczynem, Michał. - wycedził przez zacisnięte zęby.
- Tak to wygląda, Łukasz. - wzruszyłęm ramionami. - Cóż, więc w takim razie lepiej wczuj się w rolę, jeśli nie chcesz pożegnać się ze stanowiskiem kapitana.
- Co proszę? Ta cała gejowska zabawa to jest właśnie moje wywiązanie się z zakładu, który już się skończył, pamiętasz? O czym ty teraz opowiadasz?!
- Chyba umknęło ci to i tamto. Tak się umawialiśmy, przecież gdybyś nie miał nic do stracenia ta, jak to ująłeś, "gejowska zabawa" nie miałaby sensu. - oznajmiłem i posłałem Łukaszowi lekki uśmiech. - A teraz puść mnie.
Popatrzyłeś na mnie z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami, odsunąłeś się. Przecież miałeś zamiar to zrobić, dlaczego jesteś taki zdziwiony?
Zaraz zacząłeś powoli oddalać się w stronę drzwi wejściowych szkoły. Odwróciłeś się jeszcze na pięcie, spojrzałeś na mnie uważnie, standardowo z okropnym uśmiechem, który tak kochałem.
- Tym "frajerem", o którego pytałeś, będzie Dawid. - oznajmiłeś, a ja przez dłuższą chwilę nie mogłem dopuścić do siebie tej informacji.
Dawid
Kończyła się już piąta lekcja, a między mną a Łukaszem nadal nie doszło do żadnej dwuznacznej sytuacji. Całe szczęście. Chociaż... jak tak teraz myślę, to właściwie jak on sobie to wyobraża? Co powinniśmy robić i przed kim? Chodzić za ręce? Przytulać się? Całować?
O nie... Nie, nie, nie, nie, nie! Nie mogę tego robić. Dlaczego dotarło to do mnie akurat teraz, kiedy jest za późno? Ech, no trudno. Tak czy siak, muszę się wycofać. Kto wie, może on sam postanowił zrezygnować z tego wszystkiego? W końcu cały dzień mnie unika. Oby moje przeczucia się potwierdziły.
~*~
Po lekcjach skierowałem się na trening. Kiedy przekroczyłem próg hali sportowej, zaczepił mnie wysoki, wysportowany mężczyzna, o blond włosach.
- O, dzień dobry! Ty pewnie jesteś Dawid? - przywitał się energicznie, splatając ręce za plecami.
- No... tak. - odpowiedziałem niepewnie - A pan to...?
- Żaden tam pan, nie jestem taki stary. - zaśmiał się - Nazywam się Mariusz Zieliński, jestem tutaj trenerem drużyny siatkówki i piłki nożnej. Miło mi.
- Mi również - powiedziałem, odwzajemniając uścisk dłoni, którą mi podał.
- Hm, Łukasz trochę mówił mi o tobie.
- Co takiego?
- Mówił, że masz dobre predyspozycje i możesz wzmocnić naszą drużynę. - zamyślił się - Potrafiłbyś grać dobrze na innej pozycji, czy tylko obecna ci odpowiada?
- Całkiem nieźle idzie mi w ataku. - wzruszyłem ramionami - Wiem, do czego zmierzasz. Zdaję sobie sprawę, że Łukasz nie odstąpi mi pozycji rozgrywającego.
- Dużo zrobił dla drużyny, chyba rozumiesz?
- Jasne, że rozumiem. Dopiero co dołączyłem, więc i tak sukcesem jest, że gram w pierwszym składzie.
- Prędzej czy później i tak by się to stało. - machnął lekceważąco ręką.
- Nie widział pan... to znaczy, nie widziałeś, jak gram.
- Łukasz umie rozpoznać dobrego zawodnika, ufam mu. - uśmiechnął się, ukazując rząd prostych, białych zębów - Ale masz rację, nie widziałem, więc nie traćmy już czasu! Leć się przebrać i dołącz do drużyny.
Kiwnąłem głową i oddaliłem się w stronę szatni, gdzie zastałem, gotowego już do wyjścia na trening, Łukasza.
- O, Łukasz, musimy porozmawiać. - rzuciłem w stronę bruneta, rozsiadając się na ławce.
- Później. - odparł tylko i pospiesznie wyszedł nie spoglądając na mnie ani razu. Nie rozumiem go, dlaczego zachowuje się w ten sposób?
W ciągu całego dwugodzinnego treningu byłem bacznie obserwowany, jak i informowany o popełnianych błędach przez Mariusza (nadal czuję się niekomfortowo zwracając się do niego na "ty"). Zwykle wytykaniem mi błędów zajmuje się Łukasz, ale ten miał trochę inne sprawy na głowie. Jak na przykład - kłócenie się z Michałem lub rozładowywanie swojej złości, której przyczyna jest mi nieznana, na innych zawodnikach. Co by to nie było, nie jest to na pewno jakaś błahostka, bo zauważyłem, że brunet umie odseperować życie prywatne od funkcji kapitana. Teraz jednak nie miał w sobie żadnych hamulców. Mimo to, postanowiłem powiedzieć mu o swojej decyzji. Tak więc zaraz po skończonym treningu zacząłem szukać Łukasza, lecz najwidoczniej nie było go już na hali, więc szybko opuściłem budynek.
- Zaczekaj! - zatrzymałem go, odwrócił się - Mieliśmy porozmawiać.
- O czym ty chcesz ze mną rozmawiać?
- O zakładzie. Zaczął się.
- No brawo, spostrzegawczy jesteś. Masz jeszcze coś do powiedzenia, czego nie wiem?
- Cóż... Teraz to... ten zakład, wydaje mi się jeszcze bardziej śmieszny, bezsensowny i jakby... niewykonalny? - powiedziałem, po czym nastąpiło milczenie. Ciemnooki stał naprzeciwko i przyglądał mi się. - A właściwie, dlaczego jesteś taki zdenerwowany i bez humoru?
- A kiedyś nie byłem? Coś jeszcze? Nie mam czasu. - warknął, marszcząc brwi.
- Właściwie tak. Chciałem po prostu powiedzieć, że ja nie... - przerwałem, gdy Łukasz gwałtwonie zmniejszył odległość między nami, złapał mnie za ramię i przywarł swoimi ustami do moich. Zaraz... co on, kurwa, robi?! Chciałem odsunąć go od siebie, jednak ten tylko mocniej zacisnął palce na moim ramieniu. Kątem oka zauważyłem, że przed halą stoją Michał, Tomek i Konrad, przyglądając się nam. Za chwilę usłyszałem też szyderczy śmiech Tomka i Kobrada, a brunet wreszcie odsunął się ode mnie.
- No nieźle, Łukasz, świetna partia! - parsknął Konrad, pokładając się ze śmiechu. - A myślałem, że nas wkręcasz z tym jego pedalstwem, Michał.
Spojrzałem na Łukasza. Nic nie mówił, tylko wpatrywał się chłodnym spojrzeniem w Michała.
- Ta. - mruknął Michał, nadal krzyżując spojrzenia z brunetem. Patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę, do momentu, aż Łukasz zaczął się bez słowa oddalać. Michał przeniósł spojrzenie na mnie i uśmiechnął się sardonicznie. Nadal nurtowało mnie, co zaszło pomiędzy tą dwójką, jednak to raczej nie było odpowiednie miejsce i czas, żeby o to zapytać.
- No, Dawidku, twój chłopak sobie poszedł, masz może ochotę dotrzymać nam towarzystwa? - prychnął Tomek, kładąc mi rękę na ramieniu, którą zaraz zrzuciłem.
- Spierdalajcie. - warknąłem i opuściłem dziedziniec. Przez chwilę chciałem dogonić Łukasza, ale zaraz się rozmyśliłem. Muszę iść prosto do domu, żeby zaraz tu nie zwariować.
~~~~~~~~~~~~~~
No to mamy szósty rozdział po dłuuugiej przerwie. Nawet naszła mnie chęć dołączenia piosenki. A wracając - strasznie przepraszam, że tyle mi to zajęło, ale ostatnio nie miałam głowy do pisania i czasu w sumie też.
Wiem, że rozdziały robią się naciągane i nudne, ale musicie mi to wybaczyć, staram się jak mogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top