Rozdział 18

~Dawid~

Minęły już dwa tygodnie, od kiedy ostatni raz widziałem się z Łukaszem i byłem prawie pewny, że z kontynuowania naszej znajomości raczej nic nie wyjdzie, aż wreszcie pewnego dnia w kawiarni pojawił się Łukasz. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zorientowałem się, że nie ma w jego pobliżu Karola. Poderwałem się z miejsca z zamiarem pójścia do niego od razu, ale cofnąłem się, gdy zobaczyłem, że rozmawia z kimś przez telefon. I mam nadzieję, że nie jest to ta osoba, o której myślę.

Odczekałem piętnaście minut, podczas których próbowałem dodzwonić się do Moniki, gdyż już dawno powinna tu być, a samemu ciężko było mi wszystko ogarnąć, tym bardziej, że przychodziło dziś nadzwyczaj dużo ludzi. Kiedy dzwoniłem już chyba po raz szósty, dziewczyna wbiegła do kawiarni, o mało nie potrącając przy tym jednego z klientów.

Co za niezdara.

Podeszła do lady i ciężko dysząc, zaczęła tłumaczyć mi się ze swojego spóźnienia, sam nie wiem, dlaczego.

- Przestań już, jakoś dałem sobie radę - zapewniłem ją. - Masz szczęście, że akurat nie ma szefa, bo to już twoje któreś spóźnienie z kolei.

- Wiem, wiem, przepraszam. Pójdę się przebrać - powiedziała cicho.

Kiwnąłem głową, chociaż Monika i tak zniknęła już z zasięgu mojego wzroku, który teraz był skupiony na brunecie, zajmującym ten sam stolik, co ostatnio. Szybkim ruchem ręki zgarnąłem ze stołu czarny notes i długopis i podążyłem w stronę Łukasza. Kiedy chłopak mnie zobaczył, wyciągnął słuchawki z uszu i uśmiechnął się lekko.

- Cześć - przywitałem się, odwzajemniając jego uśmiech. - Podać coś?

- Hej, na razie nie - pokręcił głową i schował do torby książkę, którą wcześniej czytał. Po raz kolejny mnie zaskoczył. Łukasz i książki? - Usiądziesz?

Zająłem miejsce obok Łukasza, chociaż wiedziałem, że nie powinienem teraz odrywać się od pracy, ale skoro Łukasz chce rozmawiać, to jak niby mam mu odmówić?

- Ty wychodzisz w ogóle kiedyś z tej kawiarni? - zagaił po chwili.

W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową i spojrzałem na zegarek, stwierdzając z ulgą, że została mi jeszcze godzina do końca pracy.

- Chodzisz na studia zaoczne, tak?

- Dzienne - odpowiedziałem.

- Jak ty to wszystko ze sobą godzisz? - Łukasz uniósł wysoko brwi i wbił we mnie wzrok, na co trochę się speszyłem. - Do tego wybrałeś sobie cholernie ciężki kierunek.

- Jakoś sobie radzę - mruknąłem. - Wiesz, nie wszyscy mają za rodziców prawnika i kardiologa - dodałem, zaraz przeklinając siebie w myślach. To było złośliwe - Nie żeby to było coś złego.

- Spoko, masz rację. Ty nie masz praktycznie wolnej chwili i na wszystko pracujesz sam, podczas gdy ja obijam się i nawet nie pomyślę, żeby iść do pracy.

- Przynajmniej masz więcej czasu na naukę - przyznałem.

- To też rzadko kiedy robię - parsknął.
Kącik moich ust mimowolnie uniósł się w górę na fakt, że Łukasz jednak nie zmienił się aż tak bardzo, jak myślałem. Nadal był strasznie leniwy i nie obchodziło go nawet, że może zawalić studia i, że nie jest już przecież dzieckiem, któremu rodzice zawsze pomogą, kiedy sobie nie będzie radził. Chociaż w sumie...

- Ach, właśnie, zapomniałbym. Mam propozycję - przerwał moje rozmyślenia Łukasz.

Kiedy miałem już otwierać usta, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, przerwał mi inny głos.

- O jakiej propozycji mowa? - usłyszałem za sobą Karola.

Przymknąłem oczy i, nie chcecie wiedzieć, jakie słowa padły wówczas w mojej głowie pod adresem tego niezwykle irytującego chłopaka.

- O, jesteś już. Cześć - Łukasz wstał z miejsca i pocałował Karola w usta. - Chciałem zaprosić Dawida na domówkę w sobotę. Pamiętasz, mówiłem ci, że organizuję.

- Pamiętam - odparł spokojnie Karol, zajmując miejsce obok Łukasza. - Myślisz, że Dawid znajdzie wolną chwilę?

Brunet wzruszył w odpowiedzi ramionami i przeniósł na mnie, ta samo jak Karol, pytający wzrok.

- Ja... Mam wolny weekend - wymamrotałem. Czemu się denerwuję?

- No to świetnie - Łukasz wyjął z torby kawałek papieru i coś na nim napisał, po czym podał mi go. - Masz tu adres, bądź na osiemnastą.

- Chyba, że Dawid nie rozczyta twoich bazgrołów i pojedzie całkiem gdzie indziej - skwitował Karol. - Byłoby tak strasznie przykro, gdybyś się nie pojawił - dodał w moją stronę z ironią w głosie.

Irytuje mnie, irytuje mnie, irytuje mnie. Cholernie irytuje.

- Nie zaprzątaj tym sobie swojej główki znam dobrze jego pismo - odparłem, uśmiechając się sztucznie.

Łukasz spojrzał to na Karola, to na mnie, z uniesionymi brwiami, po czym tylko wzruszył ramionami.

- Dawid, miałem jeszcze zapytać cię.. - zaczął po chwili brunet.

- Łukasz, ale czy Dawid nie powinen teraz przypadkiem pracować? - wtrącił Karol. - Nie chcę być nieuprzejmy, ale twoja koleżanka biega po tej kawiarni, jak oszalała, a ty nawet jej nie pomożesz.

Rzuciłem Karolowi gniewne spojrzenie, a ten wykorzystując, że Łukasz nie patrzy w jego stronę, posłał mi pełen pogardy uśmiech. Westchnąłem tylko i mruknąłem:

- Racja, nie przeszkadzam już. Cześć.

No jasne, a co ja myślałem? Że Łukasz przyszedł tutaj specjalnie po to, żeby ze mną porozmawiać? Oczywiste było, że zaraz przywlecze się ten pajac i nie pozwoli, żebyśmy w spokoju porozmawiali. Słusznie zwrócił mi uwagę, że powinienem pomóc Monice, ale nie rozumiem, dlaczego był aż taki wredny. Moja niechęć względem niego jest (oczywiście) uzasadniona, ale jego do mnie? Czyżby Łukasz wspomniał mu o naszej dosyć nietypowej relacji z czasów liceum i teraz widzi we mnie rywala? W sumie... może tak być. I w sumie, to całkiem słusznie, że tak myśli. Nie chciałem rozwalać Łukaszowi związku, ale ten typ, Karol, sam się o to prosi. Zobaczymy, kogo Łukasz woli.

~Łukasz~

- Czemu wciąłeś mi się w zdanie i kazałeś mu iść? - spytałem Karola, kiedy Dawid powoli się oddalił.

- Po prostu stwierdziłem, że nieco się zasiedział i nie kazałem, a delikatnie zasugerowałem.

- Jasne - pokiwałem głową. - Ja jednak uważam, że byłeś niemiły. Co cię ostatnio ugryzło?

Karol zrobił nadąsaną minę, skrzyżował ręce i odwrócił głowę w przeciwną stronę, niczym kilkuletnie dziecko.

- Nic mnie nie ugryzło, najwyczajniej w świecie nie podoba mi się, że z nim rozmawiasz, chodzisz na koncerty, przesiadujesz u niego i jeszcze zapraszasz na domówki - burknął, wyliczając na palcach wszystko, co miał mi do zarzucenia.

Cała złość na niego natychmiast wyparowała, jakby nigdy się nie pojawiła. Był po prostu zazdrosny. Jak mogłem się nie domyśleć? Przecież non stop jest. Przeważnie działa mi to na nerwy, ale teraz jest to takie urocze.

- Wszystko wyolbrzymiasz, kochanie - powiedziałem, przysuwając się bliżej niego. - I to dosłownie, bo nie rozmawiam z Dawidem praktycznie w ogóle, byłem z nim na jednym koncercie, byłem u niego tylko raz w domu, a na domówkę zapraszam go po raz pierwszy, gdyż jest po prostu starym znajomym.

- Wcześniej nazwałeś go nieco inaczej - fuknął.

Och, czasem jesteś, jak dziecko.

- Mówiłem już, że on nic dla mnie nie znaczy. Dawid to przeszłość, a ty to przyszłość.

Mimo, że Karol był odwrócony do mnie tyłem, zauważyłem na jego twarzy lekki uśmiech. Obrócił twarz w moją stronę i zaśmiał się cicho.

- Nie wiedziałem, że taki romantyk z ciebie - prychnął.

- Ja w sumie też - przytaknąłem z grymasem na twarzy, jakbym odkrył właśnie jakąś gorszą stronę siebie, a przecież tak (chyba) nie było.

Karol uśmiechnął się szerzej i przejechał ręką po swoich długich włosach. Co za paradoks. Za jego namową ściąłem włosy, a on sam ma swoje do ramion.

W pewnym momencie, Karol gwałtownie złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie, przywierając swoimi ustami do moich. Uniosłem brwi lekko zaskoczony. Objąłem go w pasie, drugą ręke lokując na jego policzku. Trwałoby to pewnie chwilę dłużej, bo nie powiem, Karol całował bardzo dobrze, ale gdy usłyszałem za sobą ciche chrząknięcie, powoli odsunąłem się od Karola i spojrzałem w niebieskie tęczówki, które patrzyły się na mnie bez wyrazu.

- Wybaczcie, że przerywam, ale - kolejne odchrząknięcie - chciałbym już przyjąć zamówienie.

~Dawid~

Nigdy wcześniej nie obawiałem się dorosłego życia, bo nie miałem wątpliwości, co będę chciał robić i byłem pewny, że dobrze dam sobie radę. Nadal jestem tego pewny, chociaż dzisiaj rano trochę w to zwątpiłem, kiedy Krystian powiedział, że stracił pracę. Rodzi to naprawdę spore kłopoty, gdyż sam nie opłacę mieszkania z marnych groszy, jakie dostaję za pracowanie w kawiarni i będzie trzeba zasięgnąć pomocy u mojej matki lub ciotki Krystiana. Strasznie nie lubię być zależnym od kogoś, wolałbym radzić sobie całkowicie sam, ale no cóż, czasem trzeba poprosić o pomoc.

- Przepraszam, stary, naprawdę - skrzywił się Krystian. - Gdybym się notorycznie nie spóźniał, nie wyszłoby tak.

- Daj spokój, znajdziesz inną pracę - machnąłem ręką, by trochę uspokoić przyjaciela. - Miałeś spory kawałek, więc nic dziwnego, że się spóźniałeś.
Tym razem znajdź coś w pobliżu.

- Jasne - kiwnął głową. - Ej, a może...

- Co?

- No wiesz, bo mówiłeś, że ten Łukasz ma pieniądze, więc może byś...

- Nawet o tym nie myśl - przerwałem mu. - Nie będę pożyczał od niego pieniędzy, nie jesteśmy w aż tak krytycznym położeniu.

- Ale możemy być - fuknął.

- Lepiej zacznij się przygotowywać, za pół godziny mamy wykłady - zbyłem go.

Krystian zalecił się do mojego polecenia i poszedł do swojego pokoju po wszystko, czego potrzebował. Jego pomysły czasami były absurdalne. Pożyczyć pieniądze od Łukasza? Też coś. Nie będę się upokarzał i pokazywał, że sobie nie radzę. I mam nadzieję, że Krystian również nie będzie pożyczał pieniędzy od swoich kumpli, tylko zajmie się szukaniem pracy. Tworzymy raczej zgrany duet, bo kiedy mu przychodzi do głowy jakaś głupota, ja zazwyczaj sprowadzam go na ziemię, przez co często obraża się na mnie, ale ostatecznie jest wdzięczny. Praca to nie taki problem, Krystian znajdzie ją w mgnieniu oka, także o pożyczce nie ma nawet mowy.

Sobota, godzina siedemnasta pięćdziesiąt osiem. Stoję przed drzwiami mieszkania Łukasza już od dobrych trzech minut i zastanawiam się, czy wejście do środka to aby na pewno dobry pomysł. Niby chcę spędzić trochę czasu z Łukaszem, ale na samą myśl, że raczej nie będę miał nawet okazji dobrze z nim porozmawiać przez obecność Karola, tracę całą chęć na imprezowanie. Ostatecznie jednak przemagam się i kiedy już chcę nacisnąć dzwonek, drzwi otwierają się.

- O, jesteś. Jak zwykle punktualny - powiedział na wejściu Łukasz i wpuścił mnie do środka. - Wychodziłem właśnie do pobliskiego sklepu. W kuchni jest Karol, także zostawiam was na chwilę samych.

- Nikt jeszcze nie przyszedł?

- Niedługo pewnie będą - odparł. - W sumie to przyjdzie tylko pięć osób.

Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i niechętnie udałem się w stronę kuchni, poprowadzony wskazówkami Łukasza. Muszę przyznać, że mieszkanie miał spore i całkiem nieźle wyposażone. Nie śpiesząc się zbytnio do pogawędki z pewnym gburem, porozglądałem się trochę po drodze, aż dotarłem do komody, na której stała ramka ze zdjęciem. Niekoniecznie podobało mi się to, kogo ono przedstawiało. Prawdę mówiąc, prawie cofnęło mi się śniadanie, kiedy przyjrzałem się "uroczej" fotografii Łukasza w towarzystwie Karola. Zdecydowanie nie poprawiło mi to i tak już kiepskiego humoru. Żeby mieć rozmowę już za sobą, poszedłem w stronę kuchni.

- Co tak szybk... Och, to ty - Karol wychylił głowę zza szafki, w której wcześniej czegoś szukał.

- Mi też miło widzieć - mruknąłem i zająłem miejsce przy stole, wzdychając cicho.

- Szczerze? Liczyłem, że jednak się nie pojawisz - burknął, otwierając jedną szafkę po drugiej.

- O co ci chodzi, co? - zmarszczyłem brwi. - Zrobiłem ci coś?

Szatyn zamarł na moment w bezruchu, po czym obrócił się do mnie przodem i oparł o blat.

- Owszem - kiwnął głową. - Włazisz z butami do mojego związku.

- Ja? Chyba jesteś niepoważny.

Karol parsknął pod nosem i pokręcił głową. Podszedł do mnie, oparł się dłonią o stół i lekko pochylił.

- Posłuchaj - zaczął. - Nie interesuje mnie, jakie kity mi będziesz wciskał, bo wiem swoje, mimo, że cię nie znam.
-No ale, o czym ty...

-Nie odzyskasz go, jasne? - warknął. - Nawet nie próbuj, bo on i tak jest we nie zapatrzony, jak w obrazek. No i jakoś mu się nie dziwie, skoro jego wcześniejszą miłością byłeś ty.

Nie bardzo wiedziałem, co mam odpowiedzieć. To znaczy, tak naprawdę, toczyłem sam ze sobą walkę, bo najchętniej poprzestawiałbym mu teraz tą wstrętną buźkę. Serio, nie mam bladego pojęcia, co takiego Łukasz w nim widzi. Chyba patrzy tylko na wygląd, bo charakter to Karol miał paskudny...

- W każdym razie - odezwał się po chwili. - Trzymaj się od niego z daleka, bo nie ręczę za siebie.

~*~

Zabawa trwała w najlepsze już od dobrych czterech godzin, podczas których zdążyłem już nieźle się "wciąć" i mnóstwo razy rozważyć opcję powrotu do domu. Nie miałem już ochoty patrzeć na Karola, który przeklejał się cały czas do Łukasza, posyłając mi głupie uśmieszki. Nie mogłem nic na to poradzić, więc, że tak powiem, zabijałem smutki procentami.

Opuściłem na chwilę towarzystwo i poszedłem w stronę łazienki, z której właśnie wychodził Łukasz. Kiedyś byłby już pewnie nieźle pijany, ale teraz, co dziwne, był całkiem trzeźwy.

- Jak się bawisz? - spytał, kiedy mnie zauważył.

- Jest okej - odparłem nie do końca szczerze.

- Tak? - uniósł brwi. - Bo wyglądasz nieciekawie - dodał, śmiejąc się.

- Dzięki - kiwnąłem głową i lekko się uśmiechnąłem.

- Nie ma sprawy - poklepał mnie po ramieniu i wyminął.

- Łukasz, poczekaj - złapałem go za przedramię, krzywiąc się.

Brunet przyjrzał mi się i skrzyżował ręce.

- O co chodzi? - zaciekawił się.

- Bo ja... Chciałem porozmawiać. To znaczy... powiedzieć coś - wymamrotałem. - Pamiętasz pewnie, jak kiedyś mówiłem ci, że nic do ciebie nie czuję, odtrącałem cię i w ogóle?

- Tak, ale chyba nie chcę do tego wracać - zmarszczył brwi. - Przez całe trzy lata olewałeś moje uczucia, ale w trzeciej klasie... No, wtedy to już potraktowałeś mnie, jak dziwkę.

- Ja wiem, nie chciałem, żeby tak to wyszło. Nie wiedziałem, co czułem i...

- A teraz już wiesz?

Pokiwałem trochę niepewnie głową, na co Łukasz uśmiechnął się. Dawno nie uśmiechał się do mnie w ten sposób. Bynajmniej nie było to coś sympatycznego.

- Świetnie, tylko, że teraz gówno mnie to obchodzi - powiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej i mrużąc oczy. - A teraz sorry, ale czeka na mnie ktoś, kto nie traktuje mnie, jak szmatę.

Słowa padające z ust Łukasza bolały i to cholernie bardzo. Jednak rozumiałem go, bo zawsze byłem dla niego nieprzyjemny, a kiedy byliśmy w klasie maturalnej, zachowałem się beznadziejnie w stosunku do niego. Można powiedzieć, że wykorzystałem go, chociaż to on pierwszy wykorzystał mnie, ale to już nieważne. Teraz wiem, czego chcę i zdaję sobie sprawę, że albo teraz, albo nigdy. Gdzieś mam Karola i to, co mi dzisiaj mówił.

W przeciągu kilku sekund, przycisnąłem Łukasza do ściany i mocno pocałowałem. Na początku opierał się, ale po chwili przestał.

Ależ się myliłeś, co do swojego chłopaka, Karolku.

Naprawdę brakowało mi ciepła i ust Łukasza. Nieważne, jak to brzmi i, że kiedyś skarciłbym siebie za takie myśli. Tak po prostu było i chciałem, żeby ten pocałunek nigdy się nie skończył. Tak się jednak stało, kiedy w polu widzenia pojawił się ktoś, kogo zdecydowanie nie powinno tu teraz być.

- Co to ma, kurwa, znaczyć? - usłyszałem podniesiony głos Karola i momentalnie odskoczyłem od Łukasza.

Ten spojrzał przerażony najpierw na mnie, poźniej na szatyna i wybełkotał:

- Karol, skarbie, to wcale nie tak... To Dawid, bo on... tak nagle i...

- Och, zamknij się. Jesteś żenujący - warknął, przeszedł koło nas (a Łukasz, oczywiście, za nim), zabrał płaszcz i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.

- Karol! - Łukasz oparł głowę o drzwi, nabierając głęboko powietrza.

- Łukasz, przepr...

- Wyjdź - mruknął, rzucając mi kurtkę. - Słyszałeś? Wypieprzaj stąd!

Spuściłem głowę, burknąłem ciche "przepraszam" i opuściłem mieszkanie bruneta.

Jesteś teraz z siebie dumny?

~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć Wam! Chciałabym przeprosić, że musieliście tyle czekać na rozdział, ale nie miałam zbytnio czasu na pisanie i najzwyczajniej dopadł mnie brak weny. Jakoś jednak udało mi się napisać osiemnasty rozdział i mam nadzieję, że nie jest aż taki zły.

Chcę jeszcze ogromnie Wam podziękować za 21K wyświetleń! Jeny, nie spodziewałabym się, naprawdę. Dziękuję! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top