Rozdział 16

~4 lata później~

      Ostatni raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze, stwierdzając, że wygląda całkiem okej. Niby nigdy nie przejmował się jakoś specjalnie tym, jak wygląda, jednak teraz musi wyglądać dobrze. Musi podobać się swojemu chłopakowi. Zerknął na wyświetlacz telefonu i przewrócił oczami. Znowu się spóźni. Znowu będzie musiał wysłuchiwać, że nigdy nie potrafi przyjść na czas. Zabrał klucze z komody stojącej w przedpokoju i pośpiesznie opuścił mieszkanie, zamykając je. Wynajmowali mu je rodzice. Trochę źle się z tym czuł. Nie dlatego, że to oni je opłacali, ale dlatego, że już w liceum postanowił sobie, że nigdy nie będzie od nich nic chciał. Chciał być niezależny, jednak podczas studiów nie jest to takie proste. A może po prostu był zbyt leniwy? W końcu nawet nie pracował, a mógłby, tak jak reszta ludzi z jego uczelni. Wielokrotnie jednak słyszał, że jak ma się bogatych starych, to trzeba z tego korzystać. Tak też robił.
Tak szybko, jak tylko mógł, dotarł na przystanek i wsiadł do autobusu. Nie miał jeszcze samochodu, ale planował już od jakiegoś tygodnia, w jaki sposób namówić rodziców na jego kupno. Och, nienawidził ich prosić o cokolwiek. Wydawało mu się to też trochę żałosne, ale uznał, że skoro wcześniej pieniądze były oznaką ich rodzicielskiej miłości i wciskali mu je na każdym kroku, to i teraz mogą to robić. Co z tego, że ma już dwadzieścia jeden lat i powinien się usamodzielnić. Tak jest przecież wygodniej. Oczami wyobraźni zobaczył, jak wsiada do swojego nowiutkiego BMW i jedzie bez pośpiechu na uczelnię, czy gdziekolwiek indziej, nie musząc gnieść się z tymi wszystkimi ludźmi w autobusie. Nienawidził poruszać się komunikacją miejską. 

Pojazd akurat zatrzymał się, więc wyszedł z niego i szybko zmierzył w stronę kawiarenki, w której powinien być już dwadzieścia minut temu. Otworzył drzwi i uderzyło go ciepło, bijące ze środka pomieszczenia. Zaczął rozglądać się, aż zobaczył go. Siedział nad jakąś książką i kiedy go zobaczył, z lekkim poirytowaniem na twarzy, zachęcił go ruchem ręki, by wreszcie do niego dołączył.

- Miałem już iść - mruknął, kiedy zajął miejsce obok niego. 

- Przepraszam, byłem pewny, że zdążę na czas - powiedział cicho.

- Zawsze jesteś taki pewny, ale jakoś zawsze się spóźniasz, Łukasz. 

- Oj, no nie gniewaj się. Przeprosiłem przecież - uśmiechnął się i sprzedał szatynowi buziaka w policzek.

Sam nie wiedział, kiedy stał się taki grzeczny i potulny. No dobra, wiedział. Zmienił się, kiedy poznał Karola. To on tak na niego działał. Nienawidził, kiedy Karol był na niego zły, dlatego też zawsze starał się postępować po jego myśli. Kiedy Karol czegoś chciał, on starał się mu to dać i to najszybciej, jak można.

- Będę musiał wrócić na weekend do domu - westchnął po chwili Karol. 

- Ale przecież w weekend idziemy na koncert - upomniał się Łukasz, robiąc nadąsaną minę.

- Nic nie poradzę. Matka się uparła i muszę przyjechać. 

- Pogadaj z nią jakoś, w końcu tyle czekaliśmy na ten koncert. No i mamy miejsca pod sceną - zachęcił i złapał Karola za rękę. 

- Jasne, pogadam, ale sam wiesz, jaka ona jest. Najwyżej pójdziesz sam - wzruszył ramionami i westchnął cicho.

- Nie pójdę bez ciebie - burknął brunet i zerknął na Karola, który przywołał ruchem ręki kelnera, by złożyć zamówienie. 

- Pójdziesz, pójdziesz - odparł tylko i potargał włosy Łukasza. 

Ten nic nie odpowiedział, tylko pokręcił zrezygnowany głową i sięgnął po menu. Nie podobało mu się to. Obydwoje uwielbiali ten zespół i czekali niecierpliwie, kiedy będą mogli posłuchać go na żywo. I kiedy wreszcie The 1975 pojawiają się w Warszawie, a on cudem zdobywa miejsca w pierwszy rzędzie, to Karol mówi, że musi jechać do rodziców na rodzinny obiadek. Nieprawdopodobne.  

- Dzień dobry, co podać? - usłyszał obok siebie głos, prawdopodobnie kelnera i na chwilę nieźle go zamurowało. 

Ten głos. Znał go. Był pewien, że skądś go znał. Czyżby...? Nie, to niemożliwe.

- Ja chyba poproszę latte macchiato, a ty, Łukasz? - szturchnął bruneta lekko w ramię. 

Potrząsnął głową, wyrywając się z zamyślenia i spojrzał najpierw na Karola, a później podniósł wzrok w stronę chłopaka, który nadal stał przy ich stoliku. A jednak. Nie pomylił się. To faktycznie był on. 

- Dawid? - uniósł brwi i przyjrzał się uważnie blondynowi przed nim. 

- Znacie się? - spytał Karol.

- Mam na imię Dawid, ale nie wiem, kim ty jesteś - odparł blondyn, marszcząc czoło. 

- No raczej przez dwa lata to się tak bardzo nie zmieniłem, żebyś mnie nie rozpoznawał - prychnął nieco urażony Łukasz. - Łukasz, nie pamiętasz? Miałeś jakieś pranie mózgu w między czasie? 

- Od kiedy jesteś taki wredny? - wtrącił Karol i mimowolnie się uśmiechnął, bo tak naprawdę wiedział, że to jest prawdziwa natura jego chłopaka. Wiedział, że przy nim zachowuje się zupełnie inaczej, niż przy innych. 

- Od zawsze - burknął pod nosem Dawid, jednak na tyle głośno, by Łukasz to usłyszał. 

- A więc jednak pamiętasz - klasnął w dłonie Łukasz i wyszczerzył się w stronę Dawida, a następnie Karola. Ten natomiast spojrzał na niego zaskoczony jego optymizmem.

- Nigdy nie wspominałeś o żadnym Dawidzie, kochanie - Karol podparł brodę na dłoni i zlustrował dokładnie blondyna, który ściskał w dłoni czarny notes i długopis. 

- Ach, no bo wiesz...

- Nie ma o czym opowiadać, naprawdę - przerwał Łukaszowi Dawid i pokręcił, jakby znudzony, głową. - Mogę już przyjąć zamówienie? Pracuję, jeśli nie widać.

Łukasz spojrzał na swojego... zaraz, właśnie. Jak ma go nazwać? Były, kto? Chłopak? Nie. Przyjaciel? Też raczej nie. A może, dawna... miłość? Tak, to chyba pasuje. No więc spojrzał na swoją dawną miłość nieco zawiedziony jego postawą. No, ale taki właśnie był Dawid. Nigdy przecież nie dawał sobie wmówić, że coś pomiędzy nimi się wydarzyło, chociaż oboje wiedzieli, on i Łukasz, że było inaczej. Łukasz mógłby również przypuszczać, że Dawid jednak darzył go jakimś uczuciem. Ba! On był tego pewny w stu procentach. 

- Od niego chyba odpowiedzi dziś się już nie doczekamy - pokręcił głową zażenowany Karol, kiedy Łukasz znowu odpłynął myślami gdzieś daleko. - Dwa razy latte.

~*~

- No więc? Kto to dla ciebie? - zagaił Karol, kiedy oboje leżeli w swoich objęciach, w mieszkaniu Łukasza.

- Moja dawna miłość - wypalił bez zastanowienia Łukasz i zaraz sprzedał sobie mentalnego kopa, kiedy przypomniał sobie, że Karol potrafi być chorobliwie zazdrosny.  

Spojrzał niepewnie na swojego chłopaka, jednak przez mrok panujący w pokoju nie mógł odczytać z jego twarzy, jak zareagował na to, co przed chwilą Łukasz palnął.

- Rozumiem - mruknął tylko.

- Ale on już nic dla mnie nie znaczy - zapewnił brunet zgodnie z prawdą.

Tak, nie czuł już tego, co kiedyś, do Dawida. Co prawda, zajęło mu trochę pozbycie się tego uczucia, ale udało mu się. Było to cholernie trudne, bo przez te trzy lata liceum musiał oglądać Dawida codziennie i cierpieć, kiedy ten był w stosunku do niego, nie oszukujmy się - oziębłym chujem. Jednak chyba właśnie to podobało mu się w nim najbardziej. Łukasz był masochistą? Może i tak. Kto go tam wie? 

- W takim razie w porządku - uśmiechnął się Karol i jeszcze bardziej wtulił w Łukasza. 

~*~

Środa, godzina trzynasta trzydzieści. Siedział w kuchni, palił kolejnego papierosa i nerwowo uderzał palcami o blat stołu. Nie miał, co ze sobą zrobić, chociaż teoretycznie powinien się teraz uczyć, ale to nieważne. Potrzebował czegoś. Czuł pustkę i nie wiedział, czym ją zapełnić. Chciał z kimś porozmawiać, ale nie miał z kim. Karol pewnie siedzi teraz na zajęciach, a reszta jego znajomych... Nie wiedział, co z resztą znajomych, bo właściwie przebywał praktycznie tylko z Karolem i kiedy ten nie miał dla niego czasu, nie miał się do kogo odezwać. 

 Do tego ten koncert. Że też ta cholerna Halina, matka Karola, musiała wybrać akurat ten weekend na spotkanie z ukochanym synkiem. Co z biletem? Szkoda by było, jakby miał się zmarnować. Nawet bardziej niż szkoda - to byłoby totalne marnotrawstwo. Musi kogoś znaleźć... Tylko kogo? Nikt z jego znajomych nie słucha tego typu muzyki, a raczej nie poświęcą swojego wolnego czasu na wybranie się na koncert zespołu, którego nawet nie znają. Ale zaraz...

Tak! To jest myśl! Tylko, czy to jest właściwe? Co na to Karol? Co na to sam Łukasz? Chce tego? W sumie, to tylko koncert. Wydał pieniądze na bilety i teraz chce po prostu zrobić co może, by nie poszły w błoto. Postanowione.

Wypadł z mieszkania i udał się w stronę kawiarni, w której był z Karolem w poniedziałek. Miał tylko nadzieję, że on tam będzie.  

Był. Przecierał właśnie stoliki i zbierał z nich kubki po kawie. Łukasz podążył w jego kierunku, wymijając po drodze, z lekką irytacją, jakieś rozwrzeszczane dzieci, które plątały się wszystkim pod nogami. 

- Cześć - przywitał się, zaglądając mu przez ramię.

Dawid odwrócił się gwałtownie i o mało co nie wypadła mu z rąk taca z porcelaną.

- Cześć? 

- Masz teraz chwilkę? - zapytał Łukasz. - Chciałbym porozmawiać. 

- O czym? - ściągnął brwi i zniknął na moment w kuchni. 

- Mam propozycję - wyjaśnił, kiedy blondyn pojawił się z powrotem. 

Dawid podrapał się po głowie i rozejrzał niepewnie po kawiarni, jakby czegoś się obawiał. 

- Okej, pójdę na przerwę - rozwiązał biały fartuszek i położył go gdzieś na blacie barku, obok którego stali.

Obaj usiedli przy jednym ze stolików, a Łukasz zastanawiał się, jak powinien zacząć tą rozmowę. Zdążył poznać Dawida podczas ich nauki w liceum, jednak później ich drogi się rozeszły i teraz byli sobie kompletnie obcy. Tak bynajmniej on czuł. Mimo wszystko, ostatecznie postanowił od razu przejść do rzeczy. Najwyżej Dawid się nie zgodzi. 

- Mam jeden wolny bilet na The 1975 w sobotę. Poszedłbyś ze mną? -  spytał obojętnym tonem, jakby w ogóle nie zależało mu na tym, czy Dawid przyjmie jego propozycję, czy nie. Natomiast w środku modlił się, żeby blondyn jednak się zgodził, bo jak on tego nie zrobi, to Łukasz będzie musiał iść sam. A tego nie chciał.

- Ty i ja? - Dawid spojrzał na niego podejrzliwie. 

- Tak - przytaknął. - Miał iść ze mną Karol, ale coś mu wypadło i nie może - sprostował. Jeszcze Dawid pomyśli sobie, że Łukasz kupił ten bilet z myślą o nim.

- Często cię tak wystawia? - uśmiechnął się, a Łukasz aż otworzył szerzej oczy. 

Ten uśmiech. Coś było z nim nie tak. To nie był ten szczery uśmiech Dawida, który tak uwielbiał. Ten był... złośliwy. Niemal szyderczy. To był jego uśmiech. Czyżby charakter Dawida uległ przez te dwa lata, kiedy nie mieli ze sobą kontaktu, aż tak wielkiej zmianie?

- Nie - zaprzeczył od razu. - Nie może i tyle. Czemu cię to w ogóle interesuje? Proste pytanie - idziesz czy nie? 

- No cóż - westchnął. - Lubię ich. Mogę iść - wzruszył ramionami. 

- Dzięki za łaskę - pokiwał głową Łukasz, wywracając oczami.

- Drobiazg - zaśmiał się cicho blondyn. - Tylko pamiętaj - łapy przy sobie - zaznaczył, unosząc wskazujący palec.

- Tego możesz być pewny - burknął. - Miałeś już swoją okazję - wyszczerzył się. 

- Jasne, jakże ja mogłem ją zmarnować - tym razem to Dawid przewrócił oczami. Nadal się jednak uśmiechał, ale już po swojemu. Tak, ten uśmiech Łukasz zdecydowanie wolał od tego poprzedniego.

- Masz - podał Dawidowi kartkę ze swoim numerem. - Odezwij się później, to ustalimy gdzie i o której się spotkamy. Cześć, miłej pracy. 

- Cześć - kiwnął mu głową na pożegnanie i wbił wzrok w trochę wymięty kawałek papieru.

~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że nikomu nie przeszkadza, że teraz rozdziały będą pisane raczej w większości z perspektywy trzeciej osoby? Tak mnie jakoś naszło. Nie wiem, jak mi to wychodzi, ale chyba nie jest tak źle, co? 

Przy okazji - udanych wakacji wszystkim życzę! xx 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top