Zbudujemy relację...
Dwoje przyjaciół; Louis i Zayn byli na imprezie od pół godziny. Sama impreza nie była taka zła. Była dopiero godzina dwudziesta trzydzieści, a już niektórzy byli nieźle wstawieni. Tak, ta dwójka się spóźniła o całą godzinę, bo Malik się odstawiał jak szczur na otwarcie kanału (chyba wiadomo dla kogo), a potem musiał wyciągnąć swojego - pożal się Boże - przyjaciela. Oczywiście, ostatnim razem, kiedy Styles ich zapraszał, szatyn nawet wyrażał minimalne chęci przybycia, jednak piętnaście minut przed początkiem imprezy pojawiła mu się przed oczami twarz Harry'ego i jakoś... stracił motywację. Po serii szantaży i obietnic, ciemnookiemu w końcu się udało prawie wynieść Tomlinsona z jego domu.
W każdym razie, od czasu, kiedy przybyli do domu bruneta, nie spotkali ani gospodarza, ani jego nowego kolegi. Brak tego drugiego wzbudziła w Zaynie nerwowość. Z kolei ta nerwowość mulata, doprowadziła do irytacji Louisa. Dlatego też, wepchnął przyjacielowi w rękę piwo, aby chociaż trochę się uspokoił, a sam, chcąc nie chcąc, poszedł szukać Nialla. Próbował się przekonać, że nie będzie musiał oglądać mordy jego wroga, ale w środku wiedział, że to nie uniknione. Popytał kilka osób, ale nie wszyscy jeszcze kojarzyli Irlandczyka, więc takie osoby pytał o Stylesa. Kiedy w końcu znalazł Horana, ku jego uciesze spostrzegł, że nie ma z nim Harry'ego. Bez słowa pociągnął go za łokieć w stronę kuchni, gdzie zostawił Malika. Obaj przywitali się szerokimi uśmiechami, Zayn pocałował Nialla w policzek, a Louis zmrużył oczy na tę czułość. Tomlinson z boku się przyglądał dwóm chłopakom i popijał jakiegoś kolorowego drinka. Być może trochę się zapatrzył na nich.
- A więc jednak mnie szukałeś. - usłyszał niespodziewanie głos za sobą, wprost do jego ucha, w wyniku czego podskoczył ze strachu.
- Styles do kurwy nędzy! Nie strasz mnie. - odwrócił się do bruneta z mordem w oczach.
- Nie omijaj tematu, szukałeś mnie. - powiedział z lekkim uśmieszkiem Harry.
- Tsaa, szukałem cię, bo chciałem się umówić na randkę. - rzekł najpoważniej jak mógł Tomlinson. Spojrzał na twarz Stylesa, który miał minę, jakby ducha zobaczył. Szatyn nie mógł wytrzymać i głośno się zaśmiał z jego reakcji. Kiedy się uspokoił, podał prawdziwy powód szukania go - a tak na serio, to szukałem tej blondyny, bo arab zaczął panikować, a ty jesteś jedyną osobą, która mogła wiedzieć, gdzie on jest.
- Nie zmyślaj, Tomlinson. Po prostu się przyznaj, że tęskniłeś. - Harry coraz bardziej mu działał na nerwy.
- Za czym? Za twoją mordą i wkurwianiem? - szatyn spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- Za moją zajebistością, która cię oślepia. - brunet zrobił minę typu "Thug life".
- Nie umiesz wymyśleć swoich tekstów, że od innych bierzesz? - Tomlinson patrzył na Harry'ego z politowaniem.
- Niby od kogo biorę? - zdezorientowany brunet patrzył na rozmówcę.
- Kurwa, Styles ty serio jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? - warknął Louis, a pytanie zawisło w powietrzu. Pomiędzy nimi zapadła cisza, co się rzadko zdarza. Po chwili brunet zapowietrzył się, jakby co najmniej odkrył tajemnicę światła w lodówce.
- Zagrajmy w grę.
- I to był powód twojego zapowietrzenia? A poza tym po co? Jak chcesz grać w butelkę, idź do salonu. - wzruszył ramionami szatyn i pociągnął kolejny łyk jakiegoś kolorowego drinka.
- Nie o taką grę mi chodzi. - Styles wywrócił oczami - to jest coś jak... eksperyment społeczny? Tylko dla naszej dwójki.
- O co w tym chodzi? - Louis szczerze był ciekawy, ale też chciał już mieć z głowy Harry'ego.
- Najpierw powiedz, że się zgodzisz.
- Nie. - niebieskooki powiedział twardo.
- Tak.
- Nie.
- Nie. - Styles wiedział jak wejść do psychiki Tomlinsona.
- Tak.
- Właśnie się zgodziłeś.
- Nie... co, kurwa? To nie fair.
- Ale powiedziałeś 'tak', więc teraz się nie wykręcisz - oznajmił zielonooki.
- Yhh... raz się żyje. Co ty wymyśliłeś? - poddał się Louis, bo wiedział, że gdyby się nie zgodził, Styles i tak by go męczył choćby i nawet do końca życia.
- Zagramy w grę.
- To już wiem, ale jaką?
- Żesz Tomlinson, nie przerywaj. - Harry zrobił małą przerwę. - Chodzi o to, że zbudujemy relację na kłamstwach. - rzekł dumny jak paw.
- To jest idiotyzm. Kiedy na przykład będę wiedział, kiedy mówisz prawdę, a kiedy grasz? - Louis ani trochę nie był przekonany.
- No właśnie o to chodzi, żeby WSZYSTKO to było kłamstwo, zero prawdy. Zakaz jest też używania sarkazmu. - brunet mówił dobitnie, żeby szatyn go zrozumiał.
- Ciebie chyba pojebało. Nie będę latał dookoła i wrzeszczał jak bardzo uwielbiam Harry'ego Stylesa! - obruszył się Tomlinson.
- Musimy to zrobić tak, żeby nikt nie zauważył, że to jest sztuczne. Poza tym zgodziłeś się - spojrzał na Louisa uważnie.
- Taa, przecież nikt nie zauważy, że nagle od naszej relacji bije cukierkami i tęczą. - wywrócił oczami szatyn.
- Zgodziłeś się. - powtórzył Harry. - wierzę w w twoje zdolności aktorskie.
- Chyba nie mam wyboru... - westchnął, bo naprawdę nie wiedział, co Styles chce tym osiągnąć. - No okej, ale jak rozpoznamy, kto przegrał, a kto wygrał?
- Możemy zrobić tak: wtedy, kiedy kłamstwem będzie jakaś zła rzecz, to będzie znaczyło, że dobra to prawda, więc wtedy znaczy, że ta osoba przegrała. - Styles był zachwycony swoim pomysłem, nie dostrzegał żadnych minusów.
- Jakieś nagrody dla wygranego? - Co jak co, ale jak Louis coś robił, to musiał znać każdy szczegół i wszystko omówić.
- Po prostu wygrana osoba mówi, tej przegranej, co ma zrobić. Prawie bez ograniczeń. Tylko jeśli to może wywołać uszczerbek na zdrowiu, czy coś takiego. Powinieneś wiedzieć, znać jakieś granice. - wzruszył ramionami Harry.
- Oczywiście, że znam granice, gdybym ich nie znał, już dawno był byś w szpitalu, a ja w więzieniu. - prychnął Tomlinson. - od kiedy zaczynamy? - Louis przetarł twarz dłońmi, bo już wiedział, że wpakował się w niezłe gówno.
- Możemy od jutra, od początku dnia. Tylko pamiętaj, żadnego sarkazmu, wszyscy muszą uwierzyć w nasze 'dobre relacje'.
- To nie mogę nikomu powiedzieć? No weź, chociaż Zaynowi. On nikomu nie powie.
- Nie. Nikomu - brunet zakończył krótko i stanowczo, po czym odszedł. Louis wypił shota stojącego na blacie i wypił duszkiem.
- W coś ty się Tomlinson wpakował. Ty debilu. - powiedział sam do siebie, zapatrzony w jeden punkt przed sobą.
Gra rozpoczęta!
Hehe, dzisiaj urodziny Ashtona XD
Do następnego!
LARloveRY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top