Na chuja mu motyl?

Louis coraz częściej przyłapywał się na gapieniu na Harry'ego, uśmiechaniu się samemu do siebie kiedy słyszy jego śmiech, czy na szybszym tętnie, kiedy jest blisko. Nie robił nic tą wiedzą. Pomyślał, że wkrótce wszystko samo się wyjaśni. Zauważył również, że nawet nie ma ochoty mu dogadywać, czy podnieść na niego ręki. Co oczywiście nie znaczy, że wcale go nie wkurza.

Harry za to, dogłębnie nad tym wszystkim myślał. Ciepło na sercu, kiedy widzi szczęśliwego Louisa, czy przyspieszone bicie serca, kiedy stoi obok, przerażały go. Analizował każdą sytuację, kiedy nawet nie myślał o tej grze i kłamstwach. Był miły... bo chciał być miły. Oczywiście nie zamierzał od razu przyznawać się do przegranej w grze. Poza tym, nie wiadomo, jakby zniósł słowa, że przecież to była tylko gra, a Louis znów będzie zastraszającym go dupkiem. To mogło by go zranić. Na samą myśl zrobiło mu się jakoś... smutno.

Dzisiaj wielki dzień. Dzień debiutu One Direction. Chłopcy ubrali się podobnie, to znaczy czarne rurki, koszula dowolnego koloru i czarna marynarka. Prezentowali się znakomicie. Właśnie stoją na zapleczu dla artystów i czekają na swoją kolej. Narazie trwa kategoria solistów, więc do ich numeru jeszcze daleko, szczególnie, że są na końcu.

Louis dokładnie przyjrzał się Harry'emu. Styles nie byłby sobą, gdyby nie założył jakiejś kolorowej koszuli w kwiaty i nie rozpiął jej prawie do połowy. Tomlinson stwierdził, że to urocze, że ma swój styl i nie lubi być taki, jak inni. Przejechał wzrokiem po tatuażach na klatce piersiowej bruneta. Ładny motyl - pomyślał Louis. Zaraz jednak, wyrzucił tę myśl, zastępując ją czymś w stylu: Motyl? Na chuja mu motyl? Pewnie tylko dla szpanu. Jednak jego podświadomość z niego kpiła i cicho podpowiedziała mu: Powiedział koleś z wytatuowaną bransoletką w serca. Szatyn przewrócił oczami na sarkazm, którego używa nawet jego podświadomość.

Tomlinson odwrócił wzrok od Stylesa, kiedy się zorientował, że trochę za długo mu się przygląda. Rzucił do reszty, że idzie się rozegrać do sali z muzyki. Ciążyła na nim duża odpowiedzialność, jako akompaniatora, więc musiał się odpowiednio przygotować. Być może usiadł do rozklekotanego, starego pianina. Być może siedział na chyboczącym się krześle. Być może wydobywał piękne dźwięki, zatracając się kompletnie i improwizując z zamkniętymi oczami.

Być może w progu stał Harry i z zachwytem się temu przyglądał.

*********

Cześć!

Dzisiaj bardziej weszliśmy do głów Harry'ego i Louisa.

Postanowiłam konkurs rozdzielić na kilka części (nie wiem jeszcze na ile), będą może one trochę krótsze, ale postaram się je zrobić dobrze i tego nie zawalić ;)

Widzieliście buty Harry'ego na premierze w Londynie? Zawsze musi dodać coś od siebie, ale przecież za to go kochamy, prawda?

Nadal wierzę w to, że Louis i Niall gdzieś weszli tylnym wejściem i niczym Bond się zakamuflowali. Nadzieja matką głupich :')

Chociaż i dobre to, że wcześniej Harry rozmawiał z wszystkimi członkami zespołu, a oni życzyli mu powodzenia...

Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Tyle w temacie.

Do następnego!
LARloveRY

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top