Kto z was spodziewałby się, że w opuszczonej galerii sztuki, gdzie można znaleźć piękne obrazy nieznanego artysty, którego talent przekraczał wszelkie granice normalności i zwyczajności, a także piękna i czystej perfekcji, ktoś kiedyś znalazł miłość czystszą od białej róży, czy zupełnie pustej kartki papieru? Kto z was byłby w stanie uwierzyć, że ten zniszczony, opuszczony budynek z widokiem na równie pusty parking i mały staw, któremu towarzyszą łącznie dwie wierzby plączące, był miejscem spotkań dwojga zakochanych w sobie do szaleństwa mężczyzn. A obrazy tam wywieszone były jedynymi świadkami ich niewinnych i słodkich pocałunków, oświetlanych jedynie promieniami zachodzącego słońca? Kto z was wpadłby na pomysł, że ten zniszczony i praktycznie nic nie warty budynek dla kogoś dawniej był miejscem, do którego można było uciec o każdej porze dnia i nocy?

     Tylko nieliczni. Naprawdę nieliczni mogliby na chybił-trafił odgadnąć historię tego miejsca. A zarazem historię pięknej, przez większość osób zapomnianej miłości. To przykre, prawda? To przykre, że tak szybko zapomniano o miłości tak szczerej i pięknej, niczym zaróżowione niebo i chmury, przez które przebijały się ostatnie promienie słońca, odbite w tafli wody.

     Na szczęście, nie wszyscy zapomnieli.

     To wszystko miało swój początek gdzieś pomiędzy pierwszym śniegiem, a jesiennym, podstępnym, zimnym deszczem, przez który połowa miasta chodziła zakatarzona, non stop z chusteczkami higienicznymi w pogotowiu i myślami do reszty poświęconymi gorącej herbacie i cieple bijącym od żywo tańczących płomieni w kominku. Wtedy to Oh Sehun, marzący tylko i wyłącznie o pojawieniu się w swym domu rodzinnym wpadł na starszego od siebie Kim Junmyeona, który szczerze mówiąc nawet nie patrzył przed siebie, chcąc tylko i wyłącznie pozbyć się jesiennej depresji, która do reszty zawładnęła jego umysłem.

     Na pierwszy rzut oka pasowali do siebie, jak puchata, ciepła kurtka do lata, ale to były tylko pozory, którymi nie powinno się sugerować.

     Junmyeon, upadł na chodnik, nieco się obijając oraz szemrając coś o "pieprzonym deszczu" i "głupim wielkoludzie" w czasie gdy Sehun po prostu drapał się po głowie, niezbyt wiedząc co ma zrobić w zaistniałej sytuacji. No bo hej! Przypadkowo przewrócił jakiegoś nieznajomego, który właśnie naklął na deszcz i nazwał go głupim wielkoludem, wymachując rękami, jak ktoś, komu brak piątej klepki... Gdy w końcu zebrał się w sobie, by przerwać mężczyźnie jego monolog, został obdarzony najsmutniejszym, jesiennym uśmiechem i cichym pociąganiem pod nosem, a także kolejnym szeptem.

    "Następnym razem pod rozpędzony samochód, poproszę."- po tych słowach w Sehunie coś zwyczajnie pękło i sam nie wiedział po co dokładnie, ale zabrał nieznajomego ze sobą do swojego domu, przedstawiając go matce i ojcu jako nowego przyjaciela. A Państwo Oh ugościło Kima najlepiej, jak potrafiło, podając mu gorącą herbatkę z imbirem i cytryną, a także cudownie pachnącą, a także niezwykle apetycznie wyglądającą szarlotkę, której Myeon zjadł dwie dokładki, zastanawiając się, czy przypadkiem nie trafił do raju.

     Tak właściwie, mimo słabego początku był to jeden z lepszych dni w życiu Junmyeona, który zyskał wtedy nowego przyjaciela, którego zdjęcia z dzieciństwa oglądał bite dwie godziny, nie mając dość.

     I tak naprawdę to było tyle. Po wyjściu Kima z domu Państwa Oh, mężczyzna nie zobaczył Sehuna do wiosny, która wraz z roztopami śniegu, roztopiła także lodową blokadę w sercach naszych bohaterów.
Galeria sztuki. Ta sama galeria sztuki z wiecznie pustym parkingiem i stawem ozdobionym jedynie dwoma plączącymi wierzbami była miejscem ich drugiego spotkania. Sehun oprowadzał szkolną wycieczkę po budynku, a Myeon przyszedł zwyczajnie popatrzeć na nowe prace nieznanego autora, który swym talentem potrafił wzruszyć. To był przypadek. To naprawdę był przypadek, że ta dwójka znów na siebie wpadła, a Kim ponownie, boleśnie obił sobie tyłek. To spotkanie było jednak nieco milsze, a przynajmniej jego początek. Sehun przywitał Myeona cichym "Przepraszam." i całkiem słodko nieśmiałym przytuleniem go, natomiast Kim po prostu się zatracił, nie mogąc uwierzyć, że znów widzi tego dzieciaka i to wyglądającego tak cholernie dobrze.

     To był ich drugi lepszy początek. Od tamtego dnia spotykali się co wieczór przy samym wejściu przytulnej galerii, rozmawiając i śmiejąc się godzinami.
Stali się przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi, którzy bez problemu opowiadali sobie o każdym problemie, płakali w swoje ramiona i przytulali się z byle okazji by zaspokoić swoje pragnienie bliskości. Wzajemnie się potrzebowali i naprawdę nie starali się tego ukryć. Nie starali się ukryć tego, jak ważni dla siebie są i jak bardzo ich do siebie ciągnie.

     To była kwestia czasu, aż któryś z nich powiedział to na głos, a wtedy ich słodko-gorzka przyjaźń nabrała znacznie szybszego tempa. Ich niewinne obejmowanie, zmieniło się na już nie tak niewinne składanie pocałunków na ich ciałach. Rozmawianie o pogodzie zmieniło się na zrywanie z siebie ubrań, a zapytanie o samopoczucie na zaspokajanie swoich potrzeb. Dalej się potrzebowali. Potrzebowali i to w najszczerszym tego słowa znaczeniu, tylko że już tylko i wyłącznie w czysto fizyczny sposób.

     I tak. To było złe.

     Dlaczego? Och, to bardzo proste. Ich spokojnie kwitnąca miłość została przygnieciona przez pożądanie ich ciał. Dajmy na przykład spokojnie rosnący kwiat na łące, piękny w swej prostocie, zwyczajny w swej niezwykłości. Jeśli łąkę pochłonie pożar żaden kwiat nie przeżyje. Tak stało się z ich powolnie rozwijającą się miłością. Wypaliła się. Wypaliła się i to w dość szybkim tempie. Ogień szybko się rozprzestrzenia.

     Dwójce kochanków naprawdę sporo czasu zajęło, żeby dostrzec, iż ich związek zwyczajnie nie miał przyszłości, czy nawet prawa bytu. Potrzebowali się, potrzebowali się w czysto fizyczny sposób i to był fakt. Ale bez miłości to był tylko seks. To było tylko zaspokajanie się.

     Junmyeon potrzebował stałości. Potrzebował prawdziwej miłości, czułości i słodkich wyznań miłości szeptanych do ucha. Potrzebował być prawdziwie kochanym, ale nie chciał nikogo innego. Chciał Sehuna. Chciał, żeby ten dzieciak znów go pokochał i pomógł mu uratować spaloną łąkę kwiatów ich uczucia.

     Ale to było za wcześnie.

    To było o wiele za wcześnie, by spalona ziemia znów mogła dawać kwiaty.

     Musieli się rozstać.

    Niedługo po tym, galeria sztuki po prostu upadła. Myeon odszedł, więc nie miał kto o nią dbać. Sehun odszedł, więc nikt nie przyprowadzał ludzi.

     Zapomniano o tym miejscu. Zapomnieli prawie wszyscy.

     Prawie.

     Bo dwójka kochanków śniła o nim każdej nocy. Śniła o obrazach, będących jedynymi świadkami ich pocałunków. O ławkach, na których zwykli się kochać. O czterech ścianach, które echem odbijały ich jeszcze wtedy nie do końca szczere wyznania miłości. I o sobie. Dwójka kochanków śniła o sobie nawzajem, z dnia na dzień będąc coraz bardziej gotowym na kolejne spotkanie.

     Na ponowne zakochanie.

     Na w końcu szczere pocałunki.

     Na ponowne sadzenie zwykłych-niezwykłych kwiatów ich miłości na niegdyś spalonej łące ich uczuć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top