2 - Słodki i męski

   Jisung zdziwił się kiedy obudziło go coś, co nie było jego budzikiem. Podniósł lekko głowę i przetarł oczy rękoma. Gdy zdał sobie sprawę, że to co go obudziło, to niepokojące dźwięki, które wydawał jego pies, zerwał się z łóżka. Pobiegł do małego salonu, gdzie zauważył Bbama, leżącego na podłodze blisko kanapy i piszczącego.

— Bbama! Co ci jest? — Han podbiegł do psa, przyglądając się mu uważnie.

    Mężczyzna zaczął panikować, widząc że Bbama nie chce się ruszyć z miejsca i ewidentnie coś go boli. Jisung wyciągnął ręce w kierunku psa, chcąc go podnieść, lecz gdy chciał włożyć rękę pod dolne kończyny biszona, warknął na niego, przez co ten wycofał ręce.

— Spokojnie Bbama, spokojnie. Nic ci nie zrobię. — powiedział, po czym wstał i pobiegł szybko do sypialni.

    Ubrał pierwsze lepsze dresy i bluzę oraz schował telefon i portfel do kieszeni spodni. Podbiegł znowu do psa i ostrożnie wziął go na ręce. Tym razem nie zwracał uwagi na powarkiwania psa. Postanowił zabrać go do najbliższej kliniki weterynaryjnej, która znajdowała się pięć minut pieszo od jego mieszkania.

    Szedł powoli, ostrożnie trzymając Bbama w rękach. Gdy widział jak pies cierpi i najprawdopodobniej ma coś z nogami, łzy zaczęły mu się zbierać do oczu. Chciał jednak uspokoić emocję, aby się nie rozpłakać i dojść normalnie do kliniki. W końcu wszedł do budynku i podszedł do lady, za którą siedziała jakaś kobieta.

— Potrzebuję pomocy. — powiedział lekko łamliwym głosem.

    Z jednego z gabinetów wyszedł akurat dosyć młody, czarnowłosy mężczyzna w zielonym uniformie. Gdy zobaczył Jisunga ze łzami w oczach, trzymającego piszczącego psa zaprosił go od razu do małego gabinetu. Han wszedł szybko do środka i położył Bbama na metalowym stole. Do niego podszedł weterynarz, który z twarzy przypominał mu królika, ale trochę też i kota.

— Co się stało? — spytał brunet, zakładając medyczne rękawiczki.

— Nie mam pojęcia...Ma coś z tylnymi nogami. Chyba chciał skończyć na kanapę, ale...nie wiem... —mówił szybko, panikując. — Proszę mu pomóc.

— Jak się nazywa? — spytał, podchodząc powoli do psa, aby go nie przestraszyć.

— Bbama. — odpowiedział, po czym przyłożył rękę do ust, patrząc zmartwionym wzrokiem na swojego psa.

— Cześć Bbama. Spokojnie, nic ci nie zrobię. — mówił spokojnie, jedną ręką głaszcząc psa po głowie, a drugą dotykając za jedną tylną nogę zwierzaka. — Ooo...Już widzę w czym problem. Seungmin... — zawołał pomocnika, który gdy usłyszał swoje imię, podszedł do stołu. — Przytrzymaj psa, tak aby ani nie ugryzł mnie, ani ciebie.

— Co mu jest? — spytał zestresowany Jisung.

— Ma skręconą rzepkę. To bardzo często przydarza się tej rasie psów. To jest skręcenie drugiego stopnia, co oznacza, że wystarczy mu po prostu nastawić nogę. Może go to zaboleć, ale ból szybko minie, a Bbama będzie mógł znowu chodzić normalnie. — wytłumaczył spokojnie, a Jisung poczuł, jak spada mu kamień z serca.

    Pomocnik weterynarza przytrzymał psa, aby go unieruchomić, a drugi mężczyzna złapał za nogę psa. Nagle wykonał dosyć szybki ruch, przez który pies głośno zapiszczał, omal nie wyrywając się Seungminowi z rąk. Po chwili Bbama przestał piszczeć i stał normalnie na wszystkich czterech łapach. Jisung podszedł do swojego psa i wziął go na ręce, przytulając się do niego.

— Dziękuję bardzo za pomoc. — powiedział, uśmiechając się szeroko do weterynarza.

— Nie ma sprawy...Ej...Jak się nazywasz? Mam wrażenie, że gdzieś cię widziałem.

— Han Jisung. — odpowiedział, kłaniając się lekko. — O i Ile masz lat? Chcę wiedzieć czy mam używać honoryfikatów.

— Mam dwadzieścia pięć lat. Chwila...Tańczysz może w HYBE? Jesteś tam nowy?

— Tak. Ty też tam pracujesz, hyung?

— Tak. Również dla nich tańczę...O! Prawię był zapomniał. Jestem Lee Minho. — przedstawił się, uśmiechając się miło.

— Miło mi, w takim razie Ciebie poznać, hyung. I jeszcze raz dziękuję za pomoc mojemu pieskowi.

— Nie masz za co dziękować. To jest w końcu moja praca. — uśmiechnął się miło, a ten to odwzajemnił, po czym popatrzeli sobie w oczy.

— Ekhm. — odchrząknął pomocnik weterynarza. — Wydrukowałem panu rachunek za pomoc.  — powiedział, niezbyt zadowolonym głosem.

    Jisung miał wrażenie, że mężczyzna jest na coś wkurzony, przez co mówił niezbyt miłym tonem głosu. Han speszył się trochę, więc ze spuszczoną głową podszedł do Seungmina i wziął kartkę do rąk. Podziękował jeszcze raz, po czym wyszedł z gabinetu.

— Mógłbyś być milszy. — powiedział do swojego pomocnika Minho, gdy drzwi się zamknęły.

— Ty mógłbyś sobie nie urządzać pogawędek w miejscu pracy, hyung. — odgryzł mu się, zakładając ręce na siebie i siadając na fotelu, który był przy biurku.

    Lee tylko na to prychnął i pokręcił głową w niedowierzaniu. Wyszedł z gabinetu, nie chcąc przebywać w tym momencie w obecności czarnowłosego, mając nadzieję, że Jisung jeszcze nie poszedł. Jak się okazało, właśnie kończył płacić za pomoc, więc Minho postanowił do niego podejść.

— Hej...Zanim pójdziesz, to co powiesz na podanie mi swojego numeru? Oczywiście jeśli chcesz. — uśmiechnął się.

— Jasne. — odwzajemnił uśmiech, a Lee podał mu swój telefon, aby ten mógł wpisać numer.

    I tak oto, w jednej ręce trzymając psa, w drugiej telefon, wpisywał rząd cyferek. Po chwili oddał chłopakowi urządzenie, a ten schował je do kieszeni od fartucha lekarskiego.

— Jako, że jesteś nowy, to pewnie jeszcze nie wiesz, że możesz również przychodzić na treningi poza tymi ustalonymi.

— Serio? Mogę sobie tak po prostu zająć sale i ćwiczyć? — zrobił lekko zaskoczoną minę.

— Dokładnie tak. Jeśli chcesz to mogę cię, że tak powiem, wprowadzić. Jakiegoś dnia możemy sobie zająć jedną z sali i poćwiczyć razem. — mężczyźni nawiązali kontakt wzrokowy, a uśmiech Lee sprawił, że Jisungowi poczerwieniały uszy.

— Dziękuję za propozycję. Chętnie skorzystam, hyung.

    Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie jeszcze raz, po czym Han stwierdził, że musi się zbierać. Podziękował jeszcze raz za pomoc, po czym wyszedł z kliniki. W tym momencie Jisung żałował, że nie założył żadnej kurtki. Była połowa listopada, więc pogoda nie była zbytnio ciepła.

    Gdy szedł tak do domu, mimo że trząsł się z zimna, z jego twarzy nie znikał uśmiech. Cieszył się, że spotkał Minho. W końcu poznał kogoś z tancerzy, więc może nie będzie musiał się czuć odosobniony. Musiał też przyznać, że mężczyzna zaimponował mu z wyglądu. Zastanawiał się jak możliwe jest to, że ktoś może być jednocześnie słodki i męski.

    Jisung cieszył się również, że finalnie jemu pieskowi nic poważniejszego się nie stało, a jego kondycja wróciła od razu do normy. Nie mógł się doczekać aż opowie o wszystkim Jeonginowi, gdy więc wrócił do mieszkania, uzupełnił miski Bbama, przebrał się i ruszył na stację metra.



— Jeongin! Pomóż mi! — mówił płaczliwie, wyglądając na załamanego.

— W czym ci pomóc, hyung? — spytał dosiadając się do niego.

    Młodszy patrzył na przyjaciela z zażenowaniem, wiedząc, że zaraz usłyszy jakąś historię, która pewnie jest normalna, tylko Jisung po prostu lubił czasami dramatyzować i wyolbrzymiać. Jeogin westchnął i rozsiadł się wygodniej na krześle. Han westchnął ciężko i zaczął opowiadać w skrócie, co mu się przytrafiło dzisiejszego ranka. Gdy skończył, młodszy spojrzał na niego z lekkim poirytowaniem i niezrozumieniem.

— I...? W czym ja mam ci pomóc, hyung?

— Pomóż mi jakoś, nie wiem, wyrzucić go z mojej głowy. Nie mogę przestać o nim myśleć! — powiedział głośniej, przez co inni klienci spojrzeli na niego z poirytowaniem. — Za każdym razem jak zamknę oczy, to widzę jego twarz, uśmiechającą się do mnie... — rozmarzył się, rozwalając się na krześle jak żaba na liściu.

— Co ty? Zakochałeś się? — uniósł jedną brew, a Jisung wyprostował się na siedzeniu.

— Nie...Tak...Nie...Nie wiem...Może...Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? — mówił szybko, zmieniając co chwilę mimikę twarzy.

— Hola, hola! Nie rozpędzaj się tak, hyung. Dopiero co typa poznałeś. Skąd wiesz czy nie jest największą szują jaka chodzi po tej ziemi? — spojrzał na Hana wymownie.

— Jeongin...on jest weterynarzem. Oznacza to, że raczej lubi zwierzęta, a na dodatek chce mnie bardziej wprowadzić w Hybe. Plus! Mimo, że rozmawiałem z nim dosłownie chwilę, to to jest chyba jedna z najmilszych osób jakie poznałem! — wyrzucił ręce w powietrze.

— A skąd wiesz, czy na przykład nie chce cię wykorzystać, hyung? Plus to, że jest weterynarzem nic nie znaczy! Wiesz jak zawsze okazuje się, że ktoś kogoś zamordował, a ci co znają mordercę zawsze mówią: " Ooo, to był taki miły chłopak, muchy by nie skrzywdził...". — powiedział udawanym głosem starszej pani, a Jisung założył ręce na siebie, wyglądając na obrażonego. — Nigdy nie wiesz, hyung...Nigdy nie wiesz... — oparł się o swoje siedzenie.

— Dzięki Jeongin. Ty to umiesz niszczyć marzenia... — blondyn naburmuszył się.

— A przepraszam bardzo, hyung, jakie Ci ja właśnie marzenia zniszczyłem? — podniósł brew do góry. — Czy ty chciałeś zacząć go podrywać lub coś z tych rzeczy?

— Nie! — powiedział zbyt szybko. — Ja po prostu...podziwiam jego aparycję, okej? — wytłumaczył się, wzruszając ramionami.

— Mhm...Niech ci będzie, hyung. Niech ci będzie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top