11 - Jestem zły na siebie
Jisung jechał właśnie windą ze swoim psem pod pachą, który miał założony kołnierz. Dziś rano, jak Han tylko wstał, ogarnął się szybko i nawet nie jedząc śniadania, poszedł odebrać Bbame z kliniki. Teraz więc nie dość, że był głodny, to na dodatek niewyspany, gdyż pół nocy myślał o Minho.
Zanim jego telefon padł, napisał do Hyunjina, żeby zostawił otwarte drzwi, gdyż przyjdzie rano. Nie zabrał ze sobą swojej ładowarki, a urządzenie mu padło, więc miał nadzieję, że nie będzie musiał stać pod drzwiami. Gdy dojechał na odpowiednie piętro, wyszedł z windy, a potem z uśmiechem na twarzy, przeszedł przez odpowiednie drzwi, do mieszkania przyjaciela. Odstawił psa na podłogę, zdjął buty i kurtkę, którą następnie odwiesił na haczyk.
— HONEYYYY! I'M HOOOOME! — krzyknął melodyjnie, idąc do salonu.
— Czeemuu drzesz piiizdę? — spytał równie melodyjnie Hyunjin, siedzący na kanapie i przeglądający coś w telefonie.
— I tak wiem, że tęskniłeś.
Jisung usiadł na kanapę i jak gdyby nigdy nic, wtulił się w Hwanga, układając głowę na jego kolanach i spojrzał w ekran telefonu mężczyzny. Tamten nic sobie z tego nie zrobił, dalej przeglądając Instagrama, tylko teraz wolną ręką głaskał Hana po głowie, co jakiś czas przeczesując mu włosy. Po minucie Jisung nagle westchnął ciężko i spojrzał na widok za oknem.
— Czemu wzdychasz? — spytał odkładając telefon obok siebie i spoglądając na twarz Jisunga.
— No bo...wczoraj po operacji Bbamy, Minho odprowadził mnie pod mój blok... — zaczął bawić się sznurkami od swoich dresów.
— No to chyba dobrze? Czy nie? — jego wyraz twarzy wykazywał zdezorientowanie.
— No niby tak, ale... — rozłożył sie na kanapie, a głowę położył na kolanach Hyunjina. — Nie wiem...Może za bardzo o tym rozmyślam i może mi się coś tylko ujebało w głowie, ale mam wrażenie, że chciał mnie wtedy pocałować...Dosłownie byliśmy tak blisko... — znów westchnął ciężko, przymknął oczy, a jego mina ukazywała niezadowolenie.
— Masakra... — powiedział z sarkazmem. — I tym się tak przejmujesz i wzdychasz dramatycznie?
— Nie rozumiesz!
— No to wytłumacz! — odpowiedział, a Jisung zakrył twarz dłońmi.
— No bo... — odkrył twarz. — Nasze pożegnanie było dosyć niezręczne, a dziś mam z nim trening sam na sam i boję się, że też będzie niezręcznie...Albo! Co jak pomyślał, że chciałem go pocałować, a on nie chciał i dlatego mnie tylko przytulił i teraz będzie mnie unikać?! — zrobił bardziej zrozpaczoną minę. — Ja pierdole...czemu takie rzeczy muszą mi się przytrafiać?
— Oj, Jisungie, Jisungie... — pogłaskał go po włosach, lekko się podśmiewując. — Powiem tak...Mimo, że mnie tam nie było, to dla mnie to wygląda tak, że overthinkujesz za bardzo, a wasz dzisiejszy wspólny trening będzie normalny. A kto wie? Może się nawet do siebie bardziej zbliżycie? W końcu będzie do tego dobra okazja. — wzruszył ramionami, a Jisung spojrzał na niego z nadzieją w oczach.
— Myślisz? — dopytał, a Hyunjin pokiwał głową na tak. — Ehh...Może masz rację...A ty? Pociesz mnie jakoś i powiedz, że chociaż twoje love life jest udane... — powiedział wzdychając i znów zaczął sie bawić sznurkami od dresów, a Hwang uśmiechnął się.
— Noo...A jak powiem, że wczoraj ja i Felix przetańczyliśmy pół nocy w klubie, praktycznie nie odrywając się od siebie, to można to uznać za udane love life? — spytał z cwaniackim uśmieszkiem, a Han aż podniósł się do pozycji siedzącej i z zaciekawieniem spojrzał na przyjaciela.
— Pierdolisz! Serio? Ale, że co? Całowaliście się? Jesteście razem? — zadawał pytania z prędkością światła, nagle się ożywiając, aż złapał za rękę Hyunjina i ją potrząsał.
— O my God, Jisung. Uspokój się. Do takiego zbliżenia jeszcze nie doszło, ale...we are getting there.
— Chociaż ty. — westchnął i znów ułożył głowę na kolanach przyjaciela, zamyślając się na chwilę. — Kochanie? — powiedział przeciągle.
— Hmm? — mruknął, przeczesując mu włosy i spoglądając na niego.
— Zrobisz mi śniadanie? — spytał wydymając wargi i patrząc na niego szczenięcym wzrokiem
— Ojooj...Mój mały bubulek jest głodny? — spytał jak małego dziecka, a Han przytaknął. — To sobie zrób sam. — odpowiedział, po czym wziął telefon i znów zaczął przeglądać media społecznościowe, a Jisung zrobił obrażoną minę i skrzyżował ręce. — Wiesz, że moja lodówka nie jest pusta?
— Taki właśnie jesteś... — prychnął, po czym wstał i udał się do kuchni.
Nadszedł czas treningu i Jisung był już w sali, chodząc w tę i we w tę. Mimo słów Hyunjina, dalej nie był tak do końca pewny, jak ten trening przebiegnie. Nie pomagał również fakt, że Minho powinien znaleźć sie w sali jakieś pięć minut temu. To tylko bardziej nakręcało blondyna w przekonaniu, że brunet będzie chciał go teraz unikać.
— Przepraszam za spóźnienie! — do sali nagle wpadł Minho, cały zadyszany. — Nie mogłem zasnąć przez pół nocy, przez co budzik mnie nie obudził i musiałem się szybko potem ogarniać, przyjechałem samochodem, a były na dodatek straszne korki i nie chciałem czekać na windę, więc wbiegłem po schodach. — tłumaczył z prędkością światła, a Jisung podszedł do niego i złapał za jego ramiona.
— Hej, spokojnie. Nic się nie stało przecież. Spóźniłeś się tylko z pięć minut, hyung. — uśmiechnął się pocieszająco. — Czemu nie mogłeś zasnąć? — mężczyźni usiedli na ławce, a Minho spuścił głowę.
— Emm...A myślałem o różnych sprawach i no...tak jakoś wyszło. — odpowiedział, po czym odchrząknął. — A ten...Odebrałeś Bbamę?
— Tak. Jak tylko wstałem. Potem od razu pojechałem do Hyunjina.
— Mhm... — mruknął tylko, potakując powoli głową na znak, że rozumie, znów czując te lekkie uczucie zazdrości. — Zaczynamy?
Jisung tylko przytaknął, po czym wstał i poszedł na środek sali. Zaraz za nim poszedł Minho i stanął obok niego. Tak jak zawsze, najpierw się rozciągnęli, a następnie przypomnieli sobie choreografię, której ostatnio się nauczyli.
Ten trening nie szedł zbyt dobrze. Brunet cały czas był zły na siebie, zły na Seungmina i zły na te wszystkie pechowe rzeczy, które przydarzyły mu się dzisiejszego dnia. Przez to też, niestety, podnosił często głos na Jisunga, gdy ten źle coś zrobił. Blondyn natomiast zastanawiał się, dlaczego Minho tak reaguje i musiał przyznać, że zaczynał się trochę mężczyzny bać.
— NIE TAK! — krzyknął nagle, widząc jak kolejny raz blondyn popełnia błąd.
Lecz krzyknął tak głośno i nagle, że Jisung się przestraszył, przez co źle postawił nogę. Upadł na podłogę i syknął z bólu. Minho spanikował i czym prędzej ukucnął przy blondynie.
— O mój Boże! Przepraszam Jisungie!
Han podniósł się do pozycji siedzącej, po czym złapał za bolącą kostkę. Minho również zaczął oględziny jego nogi. Zdjął mu buta i dotknął w kilku miejscach, słysząc co chwilę syknięcia z bólu blondyna.
— Wygląda na zwichniętą. Chodź. — wstał nagle, po czym pomógł wstać Jisungowi. — Zawiozę cię do siebie i zrobię ci okład.
— Czekaj, co? Hyung...Nie musisz...Sam sobie mogę zrobić okład. — powiedział lekko zaskoczony, ale też zawstydzony myślą, że Minho chce go zabrać do swojego mieszkania, gdzie również będą sam na sam.
— Nie, nie. Ja to zrobię. To przeze mnie Ci się to stało. Niepotrzebnie na ciebie krzyknąłem. — wytłumaczył.
Minho zaprowadził go do ławki, gdzie Jisung na chwile usiadł. Brunet założył na jedno ramię swoją torbę i torbę Hana, natomiast drugim ramieniem prowadził kuśtykającego blondyna do windy, a potem na parking, gdzie znajdował się jego samochód. Pomógł mu usiąść na miejscu pasażera, po czym sam usiadł na miejscu kierowcy.
Całą drogę panowała między nimi lekko niezręczna cisza. Minho nic nie mówił, gdyż czuł się winny, temu co się stało, co sprawiało, że był tylko jeszcze bardziej zły na siebie niż przedtem. Natomiast Jisung nie odzywał się, gdyż to on czuł się winny i myślał, że rozzłościł czymś bruneta, tylko nie wiedział czym.
W końcu dojechali pod apartamentowiec, w którym mieszka starszy. Minho pomógł Jisungowi przejść do windy, a następnie do odpowiednich drzwi. Gdy weszli do jego mieszkania, praktycznie od razu wszystkie trzy koty bruneta, podbiegły do nich.
— Czeeeść...Jesteście głodni? — spytał przesłodzonym głosem Minho, a koty na potwierdzenie zaczęły miałczeć. — Zaraz wam coś dam.
Brunet zaprowadził blondyna na kanapę w salonie i powiedział, że zaraz przyjdzie. W tym czasie Han miał więcej czasu na rozejrzenie się po mieszkaniu. Jego apartament był całkiem podobny do tego Hyunjina, był tylko trochę mniejszy i posiadał beżowe akcenty, takie jak puszysty dywan, czy kanapa, fotele i drapak dla kotów.
Z okien również posiadał całkiem dobry widok na miasto. Z salonu było widać kuchnię, która również miała białe, błyszczące meble, aczkolwiek podłoga była zrobiona z drewnianych paneli, o kolorze beżowym. Jisung musiał przyznać, że mieszkanie Minho podobało mu się nieco bardziej, niż te Hyunjina przez to, że wydawało się cieplejsze.
Po kilku minutach do salonu wrócił brunet z różnymi przedmiotami w rękach. Usiadł na kanapie obok Jisunga i jak gdyby nigdy nic, podniósł jego nogę i zdjął mu skarpetkę. Najpierw przyłożył mu lód do kostki, aby zmniejszyć obrzęk. Blondyn czuł się dziwnie, więc postanowił w końcu się odezwać.
— Minho-hyung... — zaczął lekko niepewnie, brunet spojrzał na niego, a jego wyraz twarzy złagodniał.
— Hmm?
— Czy...czy jesteś na mnie zły? Bo jeśli zrobiłem coś, to przep...
— Jisung. — przerwał mu i uśmiechnął się łagodnie. — Nic nie zrobiłeś, ani nie jestem na ciebie zły. — spuścił głowę. — Jestem zły na siebie. — dopowiedział, a blondyn spojrzał na niego w lekkim szoku.
— Co? Dlaczego?
— Zacznijmy od tego, że gdybym na ciebie nie krzyczał dziś, to nie miałbyś teraz zwichniętej kostki. — westchnął. — Miałem po prostu pechowy dzień i niestety wyładowywałem swoją złość na tobie, co było błędem. I...jeszcze jest jeden powód, ale to nie ważne. — odłożył woreczek z lodem na stolik kawowy, a wziął maść przeciwzakrzepową, otworzył ją i zaczął wmasowywać smarowidło w kostkę Jisunga.
— Nie obwiniaj się, hyung. Przecież nie zrobiłeś tego specjalnie. Plus, każdy czasami ma takie pechowe dni. A teraz na dodatek dobrze się mną zajmujesz, że już praktycznie nie czuję bólu. — uśmiechnął się pocieszająco, a brunet odwzajemnił uśmiech.
Słowa blondyna znacznie poprawiły humor brunetowi i z lekkim uśmiechem nałożył okład nasączony wodą z octem na o wiele mniej spuchniętą kostkę Jisunga i owinął go bandażem. Gdy skończył, blondyn podziękował mu cicho, po czym położył nogę na podłogę. Brunet wyniósł wszystkie rzeczy tam, skąd je wziął, po czym wrócił do młodszego i usiadł znacznie bliżej niego. Teraz siedzieli tak, że stykali się bokami swoich ud, opierając się o kanapę, a żeby było wygodniej, Minho zarzucił rękę na oparcie za Jisungiem.
— Jeszcze raz przepraszam, że na ciebie dzisiaj co chwila krzyczałem. — powiedział, spoglądając na niego.
— Nie przepraszaj. Ja przecież rozumiem, że każdy może mieć gorszy dzień. — również na niego spojrzał z lekkim uśmiechem.
Wpatrywali się sobie w oczy, a ich oddechy przyspieszyły, tak samo jak ich bicie serca. Ich twarze dzieliło dosłownie kilka centymetrów, a oni patrzyli sobie raz na usta, a potem znów w swoje oczy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top