Część 7
Od autora: Przepraszam. Niezmiernie mi przykro. Wiem, że notki nie było od wieków. Jednak moje życie osobiste wywróciło się przez te kilka miesięcy do góry nogami i nadal nie mam pewności, czy to koniec moich problemów, więc od razy ostrzegam, że kolejna notka również może się pojawić po jakimś dłuższym czasie. Miłego czytania.
~*~
Wstawał piękny, mroźny poranek. Dopiero świtało. Promienie słońca opromieniały oszronione błonia, rozświetlając snującą się leniwie lekką mgiełkę, tworząc niesamowite refleksy, które w połączeniu z pożółkłymi drzewami Zakazanego Lasu, kładącymi długie cienie na posrebrzonej zamarzniętą rosą, mieniącej się w świetle jutrzenki trawie, dawały błoniom wygląd, niczym z zapomnianej sennej krainy. Wysoko, w wierzy Gryffindoru na siódmej kondygnacji starego zamczyska, w sypialni czwórki słynnych w tej szkole urwisów, młody arystokrata przyglądał się drobnej postaci, śpiącej spokojnie u jego boku. Nie spał już od jakiegoś czasu. Odkąd pamiętał, był budzony bardzo wcześnie przez domowego skrzata. W jego rodzinnym domu jadano śniadania niemalże o świcie, a jego matka nie tolerowała spóźnień. Nie było też mowy o tym, by móc się nie zjawić. Mogłeś być umierający, ale posiłki zawsze jadano w ich domostwie razem. Nie było od tej reguły odstępstw. Przyzwyczajany do takiego trybu od dziecka, jego wewnętrzny zegar nie potrafił się przestawić i chcąc nie chcąc młody Black otwierał św niebieskie oczy wraz z chwilą, gdy na horyzont zawitały pierwsze promienie słońca. Poranki były jedynymi samotnymi chwilami Łapy w ciągu dnia, w trakcie roku szkolnego, jednak nawet te nieliczne momenty dłużyły mu się niesamowicie. Nienawidził być sam. Zwyczajnie nudził się sam ze sobą. Nie potrafił zrozumieć Remusa, który najczęściej, jak tylko mógł, uciekał od ludzi. Tak bardzo różnił się od chłopa leżącego u jego boku. Przyjrzał się uważnie jego młodej, delikatnej twarzy, trochę zbyt kobiecej jak na dojrzewającego chłopaka, pozbawionej jakiegokolwiek zarostu, za to pooraną płytkimi bliznami i otarciami. Mimo, że Remus wypoczywał, pod zamkniętymi powiekami, otulonymi wachlarzem jasnych, krótkich rzęs, znajdowały się głębokie worki. Lupin nie był ideałem mężczyzny, szczerze powiedziawszy mało kto stwierdziłby, że jest naprawdę atrakcyjny, jednak gdyby Black został zapytany o najpiękniejszego chłopaka, jakiego kiedykolwiek widział, bez wahania wymieniłby jego nazwisko. A zapytany ponownie o to, co skłoniło go do tego wyboru, uśmiechnąłby się jedynie lekko z czułością w oczach i wzruszyłby ramionami. Nie miał pojęcia co czyniło Remusa pięknym. Jednaj było coś w nim, co zatrzymywało spojrzenia, nie pozwalając prześlizgnąć się im po nim obojętnie w drodze między cudownym Blackiem, a wspaniałym Potterem. Kierowany impulsem, schylił się lekko i musnął ustami kącik ust miodowookiego, odgarniając mu z czoła przydługi kosmyk rudawych włosów.
-Mm.. Tak mi dobrze, tak mi rób. - zamruczał sennie Lupin z głupawym uśmiechem, wpływającym mu mimowolnie na usta.
-Eh, śpij idioto.- zachichotał Black, dźgając go w żebra pod kołdrą, jednaj po raz kolejny wycisnął na ustach chłopaka delikatny pocałunek. Remus zachichotał zręcznie obracając się w ramionach większego tak, by wymusić pogłębienie pocałunku. Black szarpnął się instynktownie, na jawną próbę zmuszenia go do czegoś, jednak uległ, mając na względzie to, że poranny Remus był bardzo wrażliwy i znając go, pewnie ukrywałby się przed Syriuszem przez cały kolejny dzień, wypłakując sobie oczy, gdyby tan go teraz odepchnął. Po paru chwilach łaskawego poddania się młody Black uderwał się z mlaśnięciem od ust miodowookiego, w zamian obdarowując go rozbrajającym uśmiechem.
- Od dziś będziesz mnie tak budził codziennie. - zadecydował Lupin, odwzajemniając uśmiech, kładąc się z powrotem z wznak. Łapa zmarszyłbrwi, spoglądając na chłopca przed sobą. Wyjątkowo nie podobał mu się pewny siebie ton Remusa. Poza tym nienawidził działać według harmonogramu. W przeciwieństwie do wilkołaka, któremu ogromne poczucie bezpieczeństwa dawało uporządkowanie i planowanie, Black zawsze działał spontanicznie. Robił tylko i wyłącznie to, na co miał ochotę. Tyle razy wysłuchiwał kazań o swoim rzekomym braku odpowiedzialności od Lupina tylko dlatego, że podczas drogi za zajęcia gdzieś się zawieruszył i nie raz, nie dwa zdarzało się, że kilka godzin później któryś z huncwotów odnajdywał go wiszącego głową w dół na gałęzi jakiegoś drzewa na błoniach, zaczepionego o nie jedynie kolanami, palącego w spokoju skręta, czy też spoconego, półnagiego w jakimś składziku na miotły, robiącego zdecydowanie nieprzyzwoite rzeczy z jakąś nowo poznaną krukonką. Ale może właśnie w tym tkwiła rzecz. Młody arystokrata doskonale wiedział, że Remus myśli, martwi się i kombinuje za nich dwóch. A będąc zupełnie szczerym, czasem wydawało się, jakby ten piegowaty chłopak, martwił się za cały świat, więc Syriusz nie widział potrzeby brania odpowiedzialności za swoje czyny, czy ochoty. Robił to co chciał i kiedy miał na to ochotę. I o to właśnie chodziło w jego prostym, momentami burzliwym, ale przejrzystym i jasnym świecie. To był on. I to była jedyna zasada, której chciał i miał potrzebę przestrzegać. Dlatego właśnie zdecydowanie nie spodobało mu się żądanie Remusa.
-Zagrajmy o to. - odparł z uśmiechem, nie chcą mu od razu odmawiać. Skoro już Lupin o to zapytał, mógłby to wykorzystać. - Zgodzę się, ale musisz najpierw.. - zawiesił głos, zastanawiając się, czemu Remus na pewno nie sprosta, a jednocześnie mogłoby przynieść Blackowi trochę zabawy i rozrywki.- Wiem! Nie możesz powiedzieć mi "nie" przez następną dobę! - dokończył, doznając olśnienia, posyłając mniejszemu iście huncwocki uśmiech. Remus prychnął cicho, spoglądając na Blacka z powątpieniem, jednak wyraz ten zmącił błysk w oczach, spowodowany wyzwaniem. Mimo wszelkich surowych zasad i twardo stawianych samemu sobie granic, młody huncwot nie zdołał w pełni poskromić swojej typowo gryfońskiej natury, która dawała teraz o sobie znać śląc do jego umysłu chęć podjęcia próby sprostania zadaniu.
-No co? Chyba mi nie powiesz, że tchórzysz? - podpuszczał go Syriusz, tym samym wypowiadając magiczne słowa, na które stawił by się każdy gryfon. Remus prychnął, zwracając na Blacka oburzony wzrok.
-Masz szczęście, że jesteś ładny. Bo inaczej ta zniewaga nie uszłaby Ci na sucho. -niemal warknął, krzyżując ręce na piersi, zadzierając teatralnie podbródek w geście zupełnej obrazy, co Łapa skwitował jedynie lekkim kpiarskim uśmieszkiem i jakimś delikatnym błyskiem niezrozumiałej nawet dla niego samego czułości w oczach. - Zgoda. - dodał po chwili miodowooki łaskawym tonem, nadal nie zmieniają pozy ciała. Syriusz zamarł na chwilę z skrajnym szoku. Jasne, podpuszczał go trochę, ale do głowy mu nie przyszło, że Remus rzeczywiście podejmie się zadania.
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie z własnej, nieprzymuszonej woli zgodziłeś się być przez jeden dzień moją prywatną dziwką? - spytał po chwili głuchej ciszy, czując, jak mimo woli na jego usta wpływa uśmiech.
-Słownictwo, Black. - skwitował to tylko Remus, swoim typowym wszystkowiedzącym tonem, którego używał zawsze, gdy upominał któregoś z huncwotów, po czym powoli, starając się wyglądać, jakby od niechcenia, zaczął gramolić się z łóżka, by następnie trzema szybkimi susami pokonać drogę dzielącą go od drzwi do łazienki i zabarykadował się w niej, nie zważając na wrzaski łapy i jego dobijanie się do drzwi. Roześmiał się, szczerze uradowany tym, że po raz pierwszy od tygodni udało mu się wygrać wyścigi do łazienki, odbywające się każdego ranka w huncwockim dormitorium. Odwrócił się od drzwi, mimochodem rozglądając się po tak dobrze sobie znanym pomieszczeniu, mimowolnie zatrzymując wzrok na swoim odbiciu. Ze srebrzystej, gładkiej tafli ogromnego lustra, stojącego w rogu pomieszczenia, oprawionego w ciężką, pozłacaną ramę z motywami winorośli, spoglądał na niego drobny, chorobliwie blady, piegowaty chłopak. Szeroki uśmiech osłabł trochę, gdy jego oczy spotkały się z jego własnym odbiciem. Nie cierpiał na siebie patrzeć. Wyglądał ja żywy obraz nędzy i rozpaczy, ze swoimi otarciami, bliznami i siniakami na o wiele za chudym, niemal zupełnie pozbawionym muskulatury ciele. Nie do wiary, że jego powoli zaczynające zabliźniać się rany, które nabył podczas ostatniej pełni, już za tydzień mają zastąpić następne. Chłopiec w odbiciu złapał się za posiniaczony brzuch zakrywając go przedramionami. Znów spojrzał krytycznie na swoje odbicie. Nie mógł jednak całej swojej niewydarzonej urody przypisywać wilkołactwu. Nawet bez tych blizn, otarć i siniaków wyglądał nadzwyczaj dziwacznie. Gdyby ktoś miał na względzie jedynie rysy jego twarzy, mógłby go wziąć za obdarzoną ograniczoną urodą dziewczynkę. Przydługa, rudawa grzywka, układająca się w delikatne loczki opadała na jego miodowe oczy, okolone jasnymi, krótkimi rzęsami, kładącymi długie cienie na pokrytych piegami policzkach. Budowa jego ciała też była nieco myląca. Był drobny, chudy, swoją postacią sprawiając wrażenie, że byłoby go w stanie porwać byle tchnienie wiatru. Westchnął cicho i ściągnąłbokserki, czekając, aż wanna napełni się po brzegi gorącą wodą.
-Ubrałbyś się, brzydalu! - wrzasnęło lustro, które miało w zwyczaju obrażać tych, który się w nim przeglądają. Wszedł do wanny, zanurzając całe ciało w gorącej wodzie, z przyjemnością wdychając kwiatową woń płynu do kąpieli. Przymknął oczy, starając się ignorować niezmordowanego Syriusza, starającego się wejść do łazienki za wszelką cenę, walącego w drzwi chyba wszystkimi znanymi mu zaklęciami i w duchu dziękując sobie za dość mocne zaklęcie chroniące łazienkę przed niechcianymi gośćmi. Żyjąc z huncwotami już od pięciu lat, nauczył się, że warto jest znać rozmaitego rodzaju zaklęcia chroniące prywatność, ponieważ ta trójka wydawała się nie mieć wstydu. Do nawoływań Łapy, które powoli przeradzało się w bardziej psie skomlenie i drapanie w drzwi, dołączył się zbolały głos Pottera, błagającego go, by otworzył w końcu te drzwi, bo ten dupek reszcie spać nie daje. jednak Remus i na to nie wykazał choćby odrobiny empatii, nadal rozkoszując się, zewsząd otaczającym go ciepłem, raz po raz przebijając palcem, unoszące się pod wpływem parującej wody, ogromne bańki mydlane, zastanawiając się jedynie nad tym, czy nie rzucić zaklęcia wygłuszającego ma pomieszczenie. Przez moment za drzwiami zapanowała cisza, co trochę zaniepokoiło Lunatyka. Z doświadczenia wiedział, że Black tak łatwo się nie poddaje, dążąc do celu, dopóki mu się nie uda.
-Luniaczku.. - do jego uszu przebiegł za bardzo, jak na jego gust, zadowolony z siebie głos Łapy. - Mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze, że nie możesz odmówić mi niczego w ciągu następnej doby, prawda? - Remus warknął cicho zirytowany, wyrzucając sobie niemądry pomysł zakładu, jednak posłusznie chwycił różdżkę i cofnął zaklęcie.
-Na Merlina, czym ty to zablokowałeś? -spytał błękitnooki, wchodząc pewnie do łazienki ze zwycięskim uśmiechem na twarzy, zatrzeskując za sobą głośno drzwi, co wywołało głośne jęknięcie Rogacza i potok niecenzuralnych sformułowań, które, tak jak poprzednie jego uwagi, zostały zignorowane przez dwójkę, znajdującą się w łazience. Black szybko ściągną z siebie powyciągane spodnie dresowe, w których zawsze sypiał i koszulkę z nadrukiem zespołu Pink Floyd. Remus patrzył na lekkie, płynne spięcia mięśni przedramion, ramion, brzucha i pleców Blacka, podczas pozbywania się przez niego kolejnych części garderoby, odsłaniając coraz więcej oliwkowej, gładkiej skóry chłopaka, pozbawionej najmniejszych defektów, naciągniętej na jego wyrzeźbione ciało, nie pozostawiając grama zbędnej tkanki tłuszczowej. Lupin naprawdę nic nie mógł poradzić na to, że w jego głowie zrodziła się chęć sprawdzenia, czy to grzesznie doskonałe ciało spinałoby się w równie płynny i zachęcający sposób tuż pod nim. Nie mógł również nic poradzić na to, że myśl ta niemal natychmiast powędrowała z jego głowy w dół i spowodowała delikatne napięcie tam, gdzie zdecydowanie nie powinna była dotrzeć, ani na rumieńce, które zakwitły na jego twarzy tuż po tym, gdy zdał sobie sprawę, że Syriusz już od dobrej chwili stoi przed nim zupełnie nagi i z satysfakcją przypatruje się temu, jak Remus pożera go wzrokiem.
- Nie przeszkadzaj sobie. - zachichotał widząc zmieszany wyraz twarzy mniejszego, po czym wskoczył do wanny, sadowiąc się tuż obok Lupina, mimo że zdołałaby ona pomieścić pięć, dobrze zbudowanych osób, bez konieczności dotykania się nawzajem. Westchnął cicho na kontakt ciepłej wody z jego wieczne chłodną skórą, przymykając powieki z przyjemności, mając absolutną świadomość, bycia obserwowanym przez chłopaka obok. Uwielbiał skupiać na sobie uwagę, zwłaszcza kiedy była ona podyktowana pożądaniem. Z pełną premedytacją przejechał językiem po górnej wardze, wciąż nie otwierając oczu, odchylając lekko głowę do tyłu, otrzymując w zamian niespokojne wiercenie się chłopca tuż przy jego lewym udzie. Nie potrafił powstrzymać słabego uśmieszku, wpływającego mu mimowolnie na usta. Tak bardzo chciał teraz po prostu posadzić sobie Remus na biodrach i wziąć go właśnie w tym momencie. Zaśmiał się w duchu, uświadamiając sobie własne myśli. Nigdy nie miał problemu ze swoimi uczuciami, do przyjaciela. Traktował to jako w miarę zdrową ciekawość, naturalną dla jego wieku i buntowniczego charakteru. Uśmiechnął się lekko, niby od niechcenia kładąc dłoń na kolanie chłopaka, opuszkami palców badając jego skórę po wewnętrznej stronie jego uda. Była miękka, ale dość szorstka, jak na tak wrażliwe miejsce. Gdzieniegdzie dało się wyczuć wąskie, podłużne zgrubienia - blizny po dawnych pełniach, które były na tyle głębokie, by pozostawić po sobie ślad.
- Nadal się gapisz. - mruknął Syriusz, nie potrafiąc ukryć nuty zadowolenia w swoim głosie, nadal nie otwierając oczu, czując na sobie palące spojrzenie przyjaciela, który zawsze, gdy tylko nadarzyła się okazja podziwiał jego ciało, jakby widział je pierwszy raz. - Sprawiasz, że nie można oderwać od Ciebie wzroku, Black. Czego więc się spodziewasz? - usłyszał o wiele niższy, niż zazwyczaj szept miodowookiego tuż przy swoim uchu. Przez sekundę, czy dwie rozkoszował się dreszczami spływającymi w dół po jego karku i kręgosłupie, wywołanymi wibracjami głosu przyjaciela. Jednak Lupin nie pozostawił mu zbyt wiele czasu na delektowanie się tym uczuciem, niemal natychmiast przywierając wargi do wrażliwego miejsca tuż za uchem Syriusza. Chłopak sapnął zaskoczony nagłym, niespodziewanym uczuciem, otwierając oczy. Usta Lupina były ciepłe i miękkie, delikatnie rozchylone przy jego skórze, pozwalały koniuszkowi języka drażnić zmysły Blacka. Czarnowłosy nie wyrwał się tak, jak miał to zamiar zrobić w pierwszym momencie. Ogarnęło go jakieś obezwładniające uczucie. Jakby wszystkie mięśnie nagle odmówiły posłuszeństwa jego umysłowi, kierując się jedynie chęcią pogłębienia przyjemności. Remus oderwał się na moment od szyi wyższego, by mimochodem spojrzeć w dół. Uśmiech rozlał się powoli na jego twarzy, gdy z zadowoleniem stwierdził, że chłopak jest już na wpół twardy, kiedy nawet jeszcze nie zaczął zabawy. Syriusz westchnął zauważając tryumf mniejszego, po czym z chichotem wciągnął go na swoje biodra, zderzając ich usta w silnym, agresywnym pocałunku, jednocześnie zjeżdżając dłońmi po plecach chłopaka, rysując paznokciami długie krwawe linie na skórze i tak już poznaczonej różnej wielkości ranami i zatrzymując się na jego pośladkach. To nie tak, że Black nie potrafił być mniej ostry. Zazwyczaj był czarujący dla większości swoich partnerek. Jednak w Remusie było coś innego. Nie chciał go zaliczyć, a bardziej posiąść. Pragnął zostawić na jego ciele i duszy tyle śladów swojej obecności, by nikt, a zwłaszcza młody Lupin, nie ważył się twierdzić, że nie jest on niczyją własnością. Remus syknął cicho w usta Syriusza, oplatając ramionami szyję chłopaka i chwytając go mocno za włosy, by móc chociaż pozornie kontrolować coraz brutalniejsze pocałunki, które już dawno przestał nadążać oddawać. Trzask drzwi przebił ich małą bańkę namiętności, bez cienia litości. Następnie nastąpił krzyk, na który chłopcy odskoczyli od siebie szybko.
-Nie, no, błagam! - jęknął Potter, stojący w drzwiach z miną mówiącą, że zbiera mu się na wymioty. - Dopiero co się obudziłem! Nie możecie chociaż zamykać drzwi?
-Jak były zamknięte, to marudziłeś, żebym je otworzył. - wydyszał Lupin, bezskutecznie usiłując zakryć swoje rumieńce.
-O co Ci chodzi, James? - spytał słodko Syriusz. On, w przeciwieństwie do miodowookiego wyglądał na całkowicie zrelaksowanego. - Mieszkasz z nami od czterech lat. Nie sądzisz, że mógłbyś się już przyzwyczaić? - jednak okularnik nie odpowiedział, wychodząc z trzaśnięciem drzwi z wyrazem skrajnej rozpaczy na twarzy, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak: "już wolałem mój sen o gruszkach, zamiast przyrodzeń." Gdy tylko drzwi zamknęły się za Jamesem, miodowooki, z westchnieniem ulgi, przycisnął wargi do ust wyższego, by na nowo zatonąć w pocałunku, rozpalającym ciała dwójki dojrzewających chłopców. Jednak tak szybko, jak sięgnął zębami dolnej wargi chłopaka pod nim, Syriusz zatrzymał go ruchem dłoni.
-Lunio. Zdaje mi się, że chyba nieco rozproszyłem twoją zdolność trzeźwej oceny sytuacji. - mruknął z szelmowskim uśmiechem Black, na co Remus wywrócił oczami zniecierpliwiony. Wiedział dokładnie, co Syriusz wyprawia. Najpierw narobił mu nadziei na chwilę przyjemności, a kiedy chłopak zaczynał naprawdę dobrze się bawić, błękitnooki zaczynał się drażnić i żartować. Och, tak. Przeklęty Black uwielbiał to robić. Remus tak bardzo mu zazdrościł tego opanowania. Młody arystokrata wydawał się być wiecznie wyluzowany. Jakby nic nigdy go nie obchodziło i nic nie robiło na nim wrażenia. Lupinowi niepojęte wydawało się jak to właściwie możliwe, bo, mimo wszelkich starań niebieskookiego w zwalczaniu pogłosek na ten temat, wilkołak wiedział, że jego przyjaciel ma naprawdę wielkie serce. Jednak, gdyby i jego, tak jak Syriusza niemal od niemowlęcia przygotowywano do szlacheckiego, pełnego obłudy, kłamstwa i wrogości życia, zrozumiałby, dlaczego młody Black do perfekcji opanowaną miał grę aktorską oraz maskę obojętności. - Dobrze, więc odtwórzmy Ci całą sytuację ponownie. - powiedział czarnowłosy, nie otrzymując żadnej satysfakcjonującej go odpowiedzi na swoją zaczepkę. - Przed chwilą wpadł tu Potter. Sam. Nie został wciągnięty przez żadne z nas, bo, jak wiemy, obaj jesteśmy tutaj, a Peter się nie liczy, bo on nigdy nie podejmuje się budzenia Jamesa od czasu nieszczęsnego wypadku z wyrzuceniem go przez okno, gdy starał się to zrobić na trzecim roku.
W końcu umysł Remusa zaczął w miarę sprawnie funkcjonować. Jamesa nikt nie obudził, przyszedł sam do łazienki, co oznacza, że wstał sam, co oznacza, że..
-MERLINIE! MUSI BYĆ TAK CHOLERNIE PÓŹNO!! - wrzasnął, wyskakując z wanny, jak oparzony i nie dbając o ręcznik, czy bieliznę, wybiegł z łazienki, by w pośpiechu uszykować się na zajęcia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top