Część 2

Szedł po krętych schodach. Z każdym krokiem ryk muzyki dudniącej w pokoju wspólnym stawał się głośniejszy. Schodził szybko, mamrocząc ciche przekleństwa pod nosem. Jak mógł się tak wydurnić? Wyszedł na napalonego kretyna, odgrywającego zazdrosną panienkę. Doskonale wiedział, że Syriusz nie będzie zadowolony, kiedy sam wyjdzie z inicjatywą. Syriusz nigdy nie był zadowolony. Uwielbiał te ich małe, niewinne gesty. Przytulanie, całowanie, grę wstępną, mówienie słodkich słówek, pieszczotliwe zwroty, okazywanie sobie czułości, chodzenie za rękę. Ale w gruncie rzeczy Syriusz traktował Lunatyka, jak zabawkę. Takiego pluszowego misia, do którego zawsze można się przytulić, czy pobawić się z nim. I Remus doskonale o tym wiedział. Nie on był od pierwszych kroków. Ta funkcja należała do Łapy. On jedynie miał za zadanie potulnie na to przystać i cieszyć się wspólnie spędzonymi chwilami. Obojgu ten układ bardzo pasował. Kiedy tylko drzwi od dormitorium się za nimi zamykały chłopcy stawali się nierozłączni. Nieważne, jak bardzo Potter marudził na ich "ohydne instynkty". Mógł jak zwykle, po prostu cieszyć się, że chłopak przyszedł do niego, zamiast brać dalej udział w imprezie. Ale nie. Jego podkusiło, już w te wakacje podjął decyzję, że to będzie jego rok. Że zabaluje i w końcu da sobie odrobinę luzu, którego tak bardzo potrzebował. Nie przewidział jednak, że oznacza to, że jego mocne hamulce i ten instynkt samozachowawczy, którym zawsze tak się chełpił, przebywając wśród wyjątkowo marnie nim obdarowanych huncwotów, przestaną się liczyć i zostaną zignorowane przez władające nim impulsy. Wszedł do salonu Gryfonów, który w tej chwili w niczym nie przypominał tego, co zwykli nazywać Pokojem Wspólnym. Stoły, zwykle zawalone opasłymi tomami ksiąg z zaklęciami i pergaminami z referatami, bądź notatkami z lekcji, zostały zsunięte na bok. Na nich znajdowały się najróżniejsze trunki oraz jakieś smakołyki z miodowego królestwa. Na środku zorganizowano prowizoryczny pakiet. Tańczący potykali się o porozrzucane butelki po napojach procentowych, popychali się wzajemnie, całowali... Całość bardziej przypominała wielką orgię, niż taniec cywilizowanych ludzi. Na fotelach spali Ci , którzy przesadzili z alkoholem, po kątach chowały się pary, które były zbyt pijane, by schować się w zacisznych ścianach dormitoriów i tam zająć się sobą. Nad głowami zebranych wisiał ogromny transparent, który głosił następujące hasło: 

"Gryfon, Gryfon! To jest gość!
Dał Ślizgonom nieźle w kość!"

Remus przewrócił oczami. Dość denna rymowanka. Cóż. Ktoś zdecydowanie nie miał weny twórczej. Aczkolwiek liczy się inicjatywa. W końcu Gryffindor miał co świętować. Po raz kolejny wygrali ze Ślizgonami w quidditcha. Rozejrzał się uważnie po całym pomieszczeniu. Glizdek spał w kącie, nie zwracając na nic i na nikogo uwagi. Lily przyglądała się ze znużeniem słodkiej Dorcas, flirtującej z zaangażowaniem z jakimś chłopakiem, powoli sącząc piwo kremowe. Potter właśnie obłapiał jakąś nowo zapoznaną panienkę. Te dwa obrazy niby nie miały ze sobą żadnego powiązania. Jednak między młodą Evansówną, a rozczochranym okularnikiem wisiało jakieś napięcie. Nie patrzyli w swoją stronę, przebywali dość daleko od siebie. Jednak coś zdecydowanie było na rzeczy. Jakaś para, której najwyraźniej bardzo spieszyło się na górę, potrąciła remusowe ramię, wbiegając szybko po schodach, zataczając się i chichocząc co trochę w swoje usta. Westchnął z niechęcią. 

-Dobra. Trzeba wziąć się do roboty. - mruknął sam do siebie niepewnie, acz zdecydowanie przedzierając się przez tłum do stołu z alkoholem.

***

ŁUP! Kolejna para nastolatków, dążących na górę w stronę swoich dormitoriów, uderzyła z impetem w drzwi huncwockiej sypialni. Syriusz warknął zirytowany. Od dobrej godziny usiłował się zdrzemnąć, jednak daremnie. Przewijający się to w górę, to w dół młodzi czarodzieje skutecznie mu to uniemożliwiali. Gdyby chłopak pozwolił sobie na takie myśli, zapewne zdałby sobie sprawę, że to wcale nie oni, a raczej świadomość, że wśród dążących pospiesznie na górę, napalonych nastolatków może być pewien miodowooki gryfon, spędza mu sen z powiek. Wstał, rozdrażniony. To wszystko pewnie dlatego, że przegapia imprezę, która jest świetną okazją do zaliczenia jeszcze kilku pięknych kobiet. Tak, to była myśl. Poprawił szybko koszulę i włosy i wyszedł zamaszystym krokiem z dormitorium. To co zastał w Pokoju Wspólnym w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlało jego oczekiwań. Już na schodach zorientował się, że z salonu dobiegają dziwne dźwięki. Przez ogłuszającą muzykę przebijał się jeszcze głośniejszy krzyk zebranych tam Gryfonów. Coś na kształt skandowania czyjegoś imienia. Kiedy dotarł do Pokoju Wspólnego stanął oniemiały, wytrzeszczając oczy na widok przed nim. Nie. Tego zdecydowanie się nie spodziewał. Otóż Remus. Tak, ten cichy, słodki Luniaczek z głową w książkach, stał pijaniutki na stole i chwiejąc się i potykając ściągał powoli w rytm muzyki kolejne części garderoby. Wychodziło mu to wyjątkowo niezgrabnie. Biedak zupełnie nie miał słuchu, jednak rozradowanemu tłumowi zupełnie to nie przeszkadzało i z zaangażowaniem skandował nazwisko Lupina. Na czele obserwatorów stał nie kto inny, jak Potter, który wrzeszczał najgłośniej, nadając rytm reszcie. Kiedy tylko zobaczył Blacka w pokoju począł przywoływać go do siebie, wykonując jakieś nieskoordynowane ruchy kończynami, które zapewne miały za zadanie zwrócić uwagę Łapy na niego. Syriusz zaśmiał się szczerze z całego tego przedstawienia i zaczął przepychać się w stronę Pottera, ani na moment nie spuszczając wzroku z Remusa, który w tym czasie zdążyłby spaść ze stołu co najmniej kilka razy, gdyby nie silne ramiona jakiegoś starszego chłopaka, stojącego tuż za nim. Sytuacja zaczęła robić się nieciekawa, kiedy miodowooki doszedł do bokserek i wszystko wskazywało na to, że je również zamierzał zdjąć. Black błyskawicznie wspiął się na stół zasłaniając mniejszego chłopaka sobą i porywając go w ramiona.

-No dobra. Koniec przedstawienia. - rzekł ze śmiechem, na co reszta zbiorowiska wydała z siebie jęk zawodu.

- Łapaaa-hik!-.. Psuuuujesz-hik!-zabaaawę! - jęknął pijany Remus, usiłując wyrwać się z syriuszowego uścisku. Oczywiście na darmo, jednak, skupiony na szarpaninie Black, nie zauważył Pottera, który cichcem zakradł się do niego od tyłu i jednym ruchem ściągnął mu spodnie wraz z bokserkami, wydając z siebie coś pomiędzy ryknięciem śmiechem, a złowieszczym chichotem i począł w te pędy uciekać. Gdy tylko Łapa zorientował się co się stało, wydał z siebie iście dziewczęcy pisk, jak na prawdziwą królową dramatu przystało i już chciał ruszyć w pościg, za winowajcą, ale zaplątał się w naciągnięte jedynie na kostki spodnie i gruchnął jak długi ze stołu. Więcej gryfonom nie było do szczęścia potrzebne. Tak. Zdecydowanie będzie o tym głośno w całym Hogwarcie przez następny tydzień. Chwilę później Remus poczuł czyjeś dłonie, zakończone ostrymi tipsami, ciągnące go na parkiet i wysmarowane grubą warstwą błyszczyku usta przy swojej szyi. Zapowiadała się niezapomniana impreza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top