Część 14

Pierwszym, co zarejestrował po obudzeniu, było ciepło, bijące od ciała leżącego obok chłopaka i to, że jest nagi. Drugim, to spokojny miarowy oddech na swojej szyi, co wywołało u niego spore zdziwienie. To chyba pierwszy raz, kiedy obudził się wcześniej, niż Syriusz. Wiedział, że organizm chłopaka był wyczerpany chorobą i godzinami nieprzespanych nocy, więc wyswobodził się z jego ramion najdelikatniej, jak potrafił, żeby go nie obudzić. Szybko zarzucił na siebie ubrania i wymknął się powoli z dormitorium. Pomyślał, że kiedy Syriusz wstanie, powinien przyjąć kolejną dawkę eliksiru, bo, sądząc po gorączce, nadal nie wyzdrowiał. No i przydałoby się, żeby nie robił tego na pusty żołądek. Remus zdecydował więc, że przyniesie mu śniadanie na górę, bo i tak potrzebował chwili na uporządkowanie myśli, a samotny spacer wydawał się być do tego doskonały. 

Nie dane mu było jednak tego planu zrealizować, bo, gdy kierował się już w stroną dziury pod portretem, zatrzymały go czyjeś ręce, oplatające go od tyłu i drobne ciało przylegające do jego pleców. 

- Nie wiedziałam, że z ciebie taki ranny ptaszek, Lupin. 

- Cześć, Jenny. - odwrócił się zręcznie w jej uścisku i objął ją delikatnie na przywitanie. - Przepraszam cię, ale Syriusz jest trochę chory. Muszę zejść do Skrzydła Szpitalnego po eliksir dla niego, więc...

- Nie ma problemu. Pójdę z tobą. - zaoferowała się entuzjastycznie dziewczyna, a on posłał jej uśmiech i skinął w milczeniu głową. Jenny była tak kochana i energiczna. Gdziekolwiek się nie pojawiła, wnosiła mnóstwo życia i radości. Spletli ze sobą ręce i wyszli razem, kierując się w stronę hogwarckiego szpitala. - To... jednak się z nim pogodziłeś, tak? 

Remus chrząkną jedynie niezręcznie. Nie bardzo wiedział, czy to, co się stało w nocy można było uznać za pogodzenie się. Prawdę mówiąc w ogóle nie wiedział, co o tym sądzić. Jak miał się teraz zachować w stosunku do przyjaciela? Jasne, zdarzyło im się już, że podczas ich zbliżeń, któryś z nich... cóż... nie wytrzymał. Ale ten ich mały romans nie zaszedł nigdy dalej, niż namiętne pocałunki i drobne ocieranie. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedział, czy był gotowy i czy naprawdę chciał takiej bliskości z chłopakiem. W dodatku cała ta sprawa miała miejsce w okropnie niefortunnym dla nich czasie. Remus nadal miał żal i nie czuł potrzeby, by wszystko wracało już do normy. 

Dziewczyna musiała uznać jego chrząknięcie, za tak, bo powiedziała:

- To świetnie. Zawsze chciałam poznać Blacka. Wydaje się bombowy. Oczywiście nie tak, jak ty, ale... - dodała szybko. - Poza tym, wiem, że było ci ciężko, jak się nie odzywaliście. - ścisnęła mocniej jego dłoń, w geście wsparcia. - Właściwie, czemu się pokłóciliście?

Kolejne chrząknięcie. Co miał jej powiedzieć. "wiesz, Jenny. Nie bój się, ale jestem wilkołakiem i co miesiąc przemieniam się w krwiożerczą bestię. Syriusz, wiedząc to, postanowił poszczuć mną chłopaka, którego nie lubi i teraz muszę żyć w strachu, by ten nie rozpowiedział tego nikomu, a jednocześnie być wdzięczny Opatrzności, że go nie rozerwałem na strzępy. Normalka. Pewnie twoje kłótnie z koleżankami wyglądają podobnie."

- Chyba nie jesteś dzisiaj zbyt rozmowny, co? - zauważyła dziewczyna, przyglądając mu się z profilu. I on spojrzał na nią, zdając sobie sprawę, że robi to dzisiaj po raz pierwszy. Wyglądała bardzo ładnie. Długie włosy spięła w wysoką kitkę. Na twarzy miała szeroki, szczęśliwy uśmiech. I, oczywiście, tryskała energią. Założyła na siebie mugolskie ubranie, bo, z racji weekendu, nie obowiązywał jej dziś mundurek. A przez ramię miała przewieszoną kolorową torebkę.

- Merlinie, Jenny. Przepraszam. Nie zauważyłem, że masz torbę. Daj, poniosę ją. - zaoferował szybko. 

- Nie szkodzi, nie jest ciężka. - zaśmiała się pięknie w jego stronę. Ale podała mu pakunek. 

Szli chwilę w ciszy, raz po raz zerkając na siebie i pesząc się, gdy zostali na tym przyłapani. Było trochę niezręcznie i nerwowo. Ale na pewno przyjemnie. Pani Pomfrey nie przywitała ich z zadowoloną miną. Nadal pamiętała Lupinowi jego ostatnie zachowanie. Ale, gdy dowiedziała się, czego potrzebują, podała im odpowiedni eliksir bez zbędnych pytań. 

- Jenny, nie gniewaj się, ale muszę jeszcze pójść do kuchni po parę rzeczy. Black nie powinien tego pić na pusty żołądek. - mruknął, kierując swoje kroki dalej schodami w dół.

- Mmm... śniadanie do łóżka... - zamruczała. - a myślałam, że to on, powinien przepraszać ciebie, nie na odwrót. - zaśmiała się, idąc dalej za nim. - To w porządku. Pójdę z tobą. I tak idę w tamtą stronę. Muszę wysłać list z Sowiarni. - oświadczyła. - Już dawno nie pisałam do mamy i boję się, że jak tak dalej pójdzie, dostanę Wyjca z przypomnieniem, że mam dawać znać, że żyję. - zażartowała. 

- Jeśli chcesz, możesz wziąć moją sowę. To puszczyk.Nazywa się Hans i reaguje na imię. - zaoferował, na co przystała. Rozstali się przy wyjściu z zamku. Pochylił się i pocałował ją lekko w policzek na pożegnanie, a ona, jakby zalśniła na ten gest. 

Kiedy wrócił do dormitorium, obładowany tacą z wszystkim, co skrzaty domowe chciały mu dać, Syriusz już nie spał, ale nadal leżał w jego łóżku z bardzo nieszczęśliwą miną. 

- Gdzie byłeś? - spytał niezadowolony, ale Remus nie raczył odpowiedzieć. Kątem oka zauważył, że Łapa trzyma w zaciśniętej pięści pergamin, który nie mógł być niczym innym, niż Mapą. Wiedział więc dokładnie, gdzie Remus był i z kim, a on nie zamierzał mu się głupio tłumaczyć. 

- Masz. - mruknął, kładąc tacę na kolana przyjaciela. - Przyniosłem ci śniadanie. Masz wszystko zjeść, to dostaniesz eliksir na swoje przeziębienie. - dotknął ręką jego czoła, by sprawdzić, co z jego gorączką, a ten nachylił się do wyciągniętej w jego stronę dłoni i spojrzał mu w oczy z czymś tak miękkim i intensywnym, że Remus szybko ją cofnął, przestraszony nagłą intymnością spojrzenia. Chrząknął niezręcznie i usiadł na skraju łóżka. Ale Łapa nie zauważył napięcia przyjaciela, ponieważ natychmiast zajął się jedzeniem. W ciągu trzech minut wsunął cztery tosty z dżemem, jajecznicę z trzech jajek i pączka. Obserwujący to młody wilkołak nie mógł się nie zaśmiać. Chłopak pałaszował, jakby od miesięcy nie miał nic w ustach. Kiedy skończył, popił wszystko dwoma kubkami kakao i westchnął zadowolony. Dopiero teraz zauważył, że Remus mu się przygląda. 

- Mam coś na twarzy, czy...? - spytał, ale mniejszy pokręcił przecząco głową. 

- Nie, po prostu obserwuję, jak pochłaniasz porcję, którą przyniosłem tu dla naszej czwórki, to wszystko. - zaśmiał się szczerze.

- No co? Byłem głodny. - żachnął się na to, a po chwili odsunął od siebie niemal pustą tacę i odsunął kawałek kołdry w zapraszającym geście. - A teraz chodź tu do mnie. - zażądał, wyciągając w jego stronę ramiona i łapiąc w pięści powietrze. Remus znowu zaśmiał się z tego przedstawienia. Gdyby nie fakt, że powiedział to tak władczym tonem i to, że... no cóż... był Blackiem, wyglądałby zupełnie uroczo. Spełnił grzecznie polecenie arystokraty i ułożył się tuż przy nim. Black nie czekał na nic więcej. Uniósł się lekko i wskoczył na remusowe biodra, przyciągając go do szalonego pocałunku. Remus jęknął w jego usta z dezaprobatą, ale nie podziałało to tak, jak tego chciał, widocznie zachęcając Syriusza. 

- Ł-Łapa... - mruknął przez pocałunek, starając się opanować szalonego arystokratę nad sobą. I, Merlinie, to było tak trudne, bo chłopak nadal był w samej bieliźnie, całował go tak, że brakowało mu tchu i Remus wyraźnie czuł, jak bardzo jest pobudzony. 

Nagle bańkę gorącego napięcia między nimi przebiło ciche stukanie, po czym skrzypnięcie uchylających się drzwi. Remus natychmiast zrzucił Blacka ze swoich kolan, ale nie zdążył zrobić nic więcej, by ukryć ślady ich małego zapomnienia. Dlatego, gdy Jenny wyjrzała zza uchylonych drzwi ujrzała ich nadal leżących razem w łóżku. Dyszących i rozgrzanych w swoich ramionach. Remus uniósł się lekko spanikowany, ale nie był to jednak dobry pomysł, bo teraz jedyne, o czym mógł myśleć, to to, jak twardy jest Syriusz naprzeciw jego uda. Zaczerwienił się mocno na tę myśl. 

Jenny zatrzymała się w pół kroku, wyraźnie zbita z tropu ich niecodziennym zachowaniem.

- Hej, w porządku. Syriusz po prostu... jest chory. Muszę mu pomagać. - mruknął, czując, jak pieką go policzki. 

- Tak, wiem. Już to dzisiaj mówiłeś. - odparła niezbyt przekonana, nadal przyglądając się im niepewnie. 

- Wszystko... wszystko w porządku? - spytał, chcąc jak najszybciej przesunąć rozmowę na inny tor. 

- Och... - przypomniała sobie. - Racja. Wpadłam tylko po swoją torbę. Przyniosłeś mi ją aż tu, a w niej miałam list do mamy. - wyjaśniła i rozejrzała się po dormitorium. Kiedy tylko odnalazła wspomnianą własność w zabałaganionym pokoju, podeszła po nią szybko. Schyliła się, by zdjąć z niej jakiś brudny ciuch, który się w nią zaplątał, ale z materiału coś wyskoczyło nagle prosto na nią. 

- Aaa! MERINIE! ŻABA! - wrzasnęła zaskoczona i odskoczyła w panice. To obudziło zaspanego Pottera. 

- Co się dzieje? - mruknął, zakładając okulary. Machnął Jenny na przywitanie, po czym zmarszczył brwi. - A ty co tu robisz? - spytał, patrząc zaskoczony na Łapę rozłożonego razem z Remusem w jego łóżku. 

- A tak, to... - pospieszył z wyjaśnieniami Lupin. Merlin jeden wie, w jaki sposób przedstawiłby opowieść Łapa. - Tak jakby pogodziliśmy się. Dzisiaj w nocy. - czuł, że znowu zaczynają palić go policzki. 

- Czy wy... - Potter urwał ze zbolałą miną, po czym wydał z siebie dźwięk, jakby zbierało mu się na wymioty. - Ja tu spałem obok!

- Co się dzieje? To źle, że się pogodzili? - spytała z zaskoczeniem, zupełnie nieświadoma Jenny.

- No tak. Nie spieszyłaś się czasem do Sowiarni? - Remus stwierdził, że należy interweniować natychmiast. Wstał z łóżka, podał jej torbę i począł delikatnymi ruchami wypychać powoli z sypialni. - Nie chcemy przecież, żebyś dostała Wyjca od mamy. 

- Coś kombinujesz, Lupin. - sapnęła zdezorientowana. 

- Pamiętaj. Puszczyk o imieniu Hans. To złapię cię później, dobra? Papa! - i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. 

Odwrócił się w stronę pokoju. 

- Powaliło cię, James? - warknął w stronę roześmianego okularnika. 

- Uuu... co jest, Lunio? Nie przyznałeś się jeszcze swojej dziewczynie, że masz CHŁOPAKA! - wydarł się na całe gardło i zaniósł śmiechem.

- Zamknij się! Przecież nie mam żadnego chłopaka! - również podniósł głos. Czuł, że robi się czerwony i był trochę zdenerwowany, a trochę rozbawiony tą całą sytuacją. Zrobił groźną minę, ale Pottera to zupełnie nie przejęło i dalej zanosił się śmiechem, więc Remus chwycił poduszkę z najbliższego łóżka i cisnął nią w niego. 

- A masz dziewczynę? - miłą atmosferę zburzyło ciche pytanie, wypływające głucho z ust arystokraty. Remus zawahał się.

- Tak. Nie... Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. - Syriusz skinął jedynie głową. Z jego mimiki nie dało się nic wyczytać. Patrzył tylko na Lupina w skupieniu i zamyśleniu. Ale Remus nie podjął spojrzenia. Nie wiedział czemu, ale czuł, że nie chce wiedzieć, co mają mu do przekazania stalowoniebieskie tęczówki arystokraty. 

- Uuu... zrobiło się poważnie. Aż tak dobrze poszła ci ta randka wczoraj? - zainteresował się Rogacz. 

Lupin uśmiechnął się do wspomnień z poprzedniego dnia. 

- Nie wiem. - odparł szczerze. - Ale naprawdę ją lubię, wiecie? No i... wydaje się, że ona mnie też. 

- Pewnie, że tak! Rozpływała się na twój temat, jak jeszcze cię prawie nie znała. - zaśmiał się James.

- Jest bardzo miła. I ma ładny uśmiech. I oczy. I... - zawahał się. - i naprawdę lubię się z nią całować. - zakończył zmieszany, co Potter skwitował cichym gwizdnięciem. 

- Widzę, że trafiła ci się szybka babka. - zaśmiał się szczerze. - Świetnie, kolego. Trzymam kciuki, żeby wam wyszło. Łapa na pewno też, prawda? - dodał z naciskiem, spoglądając znacząco na Syriusza, który wydawał się odpłynąć gdzieś myślami. 

- Jasne! - pokiwał entuzjastycznie głową. - Ona wydaje się być świetna. Gratulacje! - powiedział szybko i posłał przyjacielowi najszerszy uśmiech, na jaki go było stać. Prawdę mówiąc, sam nie wiedział, czy był on fałszywy, czy nie. Przecież chciał dla przyjaciela, jak najlepiej. Szczerze. I z głębi serca. A to nie tak, że mógł tak naprawdę zająć jej miejsce u boku Lupina. I tak bardzo, jak chłopak starał się znaleźć jej wady, wydawała się być bardzo w porządku. 

- No pięknie. - zaklaskał w dłonie Potter. - To teraz tylko pytanie, kiedy ty się ustatkujesz, Łapo? Ja jeszcze czekam, aż do Evans dotrze, że jesteśmy dla siebie stworzeni, Remus znalazł właśnie swoją wybrankę, a Peter - tu rozejrzał się teatralnie po pokoju, w którym znajdowała się tylko ich trójka. - gdzieś się zapodział, ale mówił mi, że ktoś mu się bardzo podoba. Teraz kolej na ciebie.

Syriusz uśmiechnął się lekko do przyjaciela. 

- Jeśli chodzi o mnie, nie mam zbyt wielkiego wyboru. - zaśmiał się, starając się ukryć smutek w głosie. - To nie tak, że mogę randkować, z kim popadnie. Ona musiałaby być czystokrwista i to najlepiej z dobrego rodu. Co oznacza, że oprócz moich kuzynek mam Lestrange'ów albo Nottów. A, jak wiecie, ślizgonki niezbyt za mną przepadają. 

Potter przygryzł policzek. Był zły na siebie, że zaczął ten temat. Przecież od dawna wiedział, jakie podejście ma w tej kwestii rodzina Syriusza. To był stary, magiczny ród, szczycący się swoją czystą krwią. Oczywiście, że, gdyby Syriusz choćby spróbował umówić się z kimś o niższym statusie, niż on, gorzko by tego pożałował. A pomimo buntowniczej natury, wychowany był w poszanowaniu tradycji swoich przodków, sam nie zdając sobie sprawy, jak bardzo na niego wpływają i kształtują jego życie. 

- To znaczy... To nie tak, że nie próbowałem. W wakacje umawiałem się z taką jedną francuzką, do której pojechaliśmy na dwa tygodnie. Starzy przyjaciele rodziny. No i była też Natalie. Pewnie pamiętacie. Rok temu się z nią spotykałem. Było miło, ale związki są chyba nie dla mnie. Pewnie i tak skończy się na tym, że sami mi kogoś wybiorą, więc po co się w to plątać. - wzruszył beznamiętnie ramionami, próbując nie zauważać współczucia, z jakim patrzyli na niego przyjaciele. 

Resztę dnia spędzili w łóżkach, gadając o dziewczynach, żartach, planach i przygodach i po prostu ciesząc się z powrotem swoim towarzystwem. Koło południa wrócił Peter, tłumacząc się, że musiał odrobić zajęcia u McGonagall, ale był bardziej milczący, niż zwykle i nie udzielał mu się pogodny nastrój chłopaków. Syriusz, który wreszcie doczekał się kolejnej porcji swojego leku i zdrowiał w oczach, przez cały czas nie mógł oderwać rąk od Lupina, tuląc go albo wciągając na swoje kolana, tylko po to, żeby upewnić się, że znów może to robić. Że już jest między nimi dobrze. Remus pozwalał na to, choć sam nie do końca wiedział dlaczego. Miał w głowie zupełny mętlik. I pomimo ciągłego żalu do chłopaka, brakowało mu dotyku przyjaciela. Wieczorem przyszła do nich Jenny, którą chętnie zaprosili do środka. Była nieco zmieszana i niezręczna, ale szybko złapała dobry kontakt z Peterem i oczywiście z Jamesem, którego nie dało się nie lubić, chyba że było się Smarkiem lub jego przyjaciółką. Spędziła z nimi kilka godzin, śmiejąc się do rozpuku z żartów opowiadanych przez Petera i przekomarzań Syriusza z Jamesem. I tylko czasem unosiła ze zdziwieniem brwi na spojrzenia, które posyłał Black jej chłopakowi. 

Potem, gdy chłopcy kładli się spać, James obserwował z lekkim uśmiechem, jak Syriusz mija swoje łóżko i pewnym krokiem kieruje się w drugi kraniec pokoju. Jak zajmuje miejsce w czekających na niego, remusowych ramionach. Jak uśmiecha się z ulgą, zatapiając w uścisku przyjaciela i gasi różdżką światło w ich dormitorium. James westchnął z zadowoleniem. Wszystko wróciło do normy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top