Część 4

- I spytałeś ją o to bo? -warknął błękitnooki. Podążali na śniadanie, kiedy Peter oświecił nieobecnego przy całym zajściu z Jenny, Łapę, dlaczego przez cały czas nabijają się z Lupina i jego rzekomej miłości. Syriusz zdecydowanie nie przyjął tego tak, jak powinien. Reszta raczej spodziewała się, że wybuchnie śmiechem lub chociaż zażartuje, że "ich mały Remi w końcu staje się mężczyzną". I chyba rzeczywiście miał taki zamiar, bo na początku jego wargi wykrzywiły się w dziwaczny grymas półuśmiechu, a oczy zwęziły ironicznie, jednak z jego ust wydobyło się jedynie coś pomiędzy potwierdzającym mruknięciem, a odgłosem przypominającym psie warknięcie. A potem.. Potem ucichł. Syriusz Black, mający zawsze na wszystko gotową odpowiedź, słynący ze swojego pyskowania każdemu, kto ważył się na niego skarżyć, zwyczajnie zamilkł, jakby nagle uleciało z niego powietrze. Nikt tego nie skomentował. Jedynie Potter zarechotał pod nosem coś o zazdrosnej księżniczce, jednak nawet ta zaczepka zdawała się nie docierać do uszu Blacka. Mimo wszystko Remus nie spodziewał się, że tuż przed wejściem do Wielkiej Sali zostanie mocno chwycony przez Syriusza i zaciśnięty do znajdującego się niedaleko schowka na miotły. Młody arystokrata szarpnął nim z siłą godną pozazdroszczenia, kiedy nie doczekał się odpowiedzi, sprawiając, że chłopak z cichym sykiem uderzył plecami o zimną, kamienną ścianę. Remus jednak nie przejął się tym bardzo. Wiedział, że Łapa nie do końca radzi sobie ze swoją siłą, zwłaszcza przy swoim wybuchowym charakterze, a szczególnie w stosunku do miodowookiego, który był tak drobny i wątły, że sprawiał wrażenie, że nawet najlżejszy wiatr jest w stanie zrobić mu krzywdę.

-O co Ci chodzi? - spytał, marszcząc brwi. Naprawę nie rozumiał o co chodzi Łapie. Po co tyle agresji? Jeśli coś mu się nie podobało, to czy nie mogli o tym spokojnie porozmawiać? Ale.. To właśnie był cały Syriusz. On nie uznawał kompromisów. Jeśli coś szło nie po jego myśli, wybuchał gniewem i niszczył wszystko wokół. Nie ważne, jak bardzo chciał się odgrodzić od swojej rodziny. Charakter Blacka odziedziczył wraz z krwią i nazwiskiem. W pewnym sensie Remus go podziwiał. On nigdy nie potrafił walczyć o cokolwiek. Z natury był pacyfistą. Chciał od życia tylko odrobiny szczęścia i spokoju. Black był dyktatorem. Władcą absolutnym całego wszechświata. Lupin głęboko wierzył, że gdyby Syriusz tylko zechciał, swoim uporem i nieznoszącym sprzeciwu charakterem mógłby zmienić bieg ziemi. Byli jak ogień i woda w każdej kwestii. Może dlatego tak idealnie ze sobą współgrali? Potter i Black ścierali się ze sobą, jak ostre kamienie. Szlifowali siebie nawzajem. Obaj przebojowi, obaj głośni, zagłuszający cały świat, przyćmiewający go swoją osobą. Wiedzieli o sobie wszystko. Zdawali się być swoimi klonami. Każdy gest, sylabę, ruch.. Nawet mimikę twarzy mieli identyczną. Jeden zdawał się wiedzieć, o czym drugi myśli, co za chwilę powie. Dla postronnego obserwatora wyglądało to niesamowicie. Jednak pozostała połowa huncwotów była do tego przyzwyczajona. Czasami śmiali się tylko, widząc rozdziawione usta swoich znajomych i wspominali czasy, kiedy i na nich robiła wrażenie niesamowita więź tych dwojga.

- Wydaje mi się, że zadałem konkretne pytanie. - zawarczał Black. Nagle wydał się Remusowi okropnie wysoki, mimo, że różniło ich jedynie kilka cali. Stał tuż przed nim, mierząc chłopaka z góry lodowatym stalowoniebieskim spojrzeniem, posyłającym w jego stronę miliony roziskrzonych sztyletów.

-Zwyczajnie spodobała mi się. I stwierdziłem, że warto. - wzruszył obojętnie ramionami. Nie patrzył mu w oczy. Nie miał odwagi, wiedząc, że ugnie się pod stalowym naciskiem błękitnych tęczówek. Nie mógł okazać uległości w tej chwili. Doskonale wiedział, jak do się skończy. Istniał tylko jeden sposób, w jaki Black rozładowywał swoje emocje, oprócz porządnego mordobicia, a to zdecydowanie nie było w jego stylu, w stosunku do miodowookiego.

-Nie pójdziesz z nią do Hogsmead. -zabrzmiała twarda odpowiedź i Remus nie miał wątpliwości, że rzeczywiście nie pójdzie, jednak nie zamierzał poddać się bez walki.

-Owszem, pójdę. Umówiłem się z piękną dziewczyną, która naprawdę wydaje się być mną zainteresowana i nie zamierzam przegapić takiej okazji. - odparł spokojnie, niemal serdecznym tonem, który tylko zagęścił atmosferę między nimi, odważnie spoglądając w górę. Jednak nie doczekał się odpowiedzi. W tym momencie młody arystokrata przygwoździł go jednym ruchem do ściany. Nim Remus się zorientował, jedna dłoń Blacka przyszpilała do ściany oba jego nadgarstki, tuż nad jego głową, druga zaciskała się na jego biodrze skutecznie go unieruchamiając, w razie gdyby próbował się szarpać. Jakby nie wiedział, że jedyne o czym Remus marzył, jest, by ta chwila trwała ja najdłużej. Wargi wyższego znalazły się parę milimetrów od szyi chłopaka, drażniąc ją ciepłym oddechem. Powoli uścisk na jego biodrze malał, kiedy Syriusz zorientował się, że miodowooki nie zamierza walczyć. W zamian, wolna dłoń arystokraty zaczęła wkradać się najpierw pod sweter, następnie pod koszulę chłopaka. Kciukiem delikatnie rysował maleńkie wzory na jego skórze, niepostrzeżenie odpinając po kolei guziki hogwarckiego mundurka. Ręce Blacka były szorstkie i twarde, kiedy tylko opuszkami palców wyczuł jedną z licznych blizn na ciele Lupina, natychmiast przejeżdżał po niej delikatnie dłonią, gładząc ją leciutko. Drażniący oddech na szyj mniejszego, zmienił się w palące pocałunki, składane dokładanie w tych miejscach, które wywoływały u miodowookiego dreszcze i jakieś niepokojące, piekące ciepło, kumulujące się w jego podbrzuszu. Pocałunki stały się coraz mniej dokładne, bardziej łapczywe i zaborcze, koszula, niepostrzeżenie zsunęła mu się z ramion, a kolano Blacka, nie wiedzieć kiedy wślizgnęło się między jego nogi, bezbłędnie odnajdując drogę do miejsca, o które ocierając się lekko, sprawiło, że Lupin gwałtownie zaczerpnął powietrze. Remus doskonale zdawał sobie sprawę, do czego przeklęty Black zmierza, jednak nie miał siły sprzeciwiać się uczuciu, które było tak dobre. Tak nieoczekiwanie, zaskakująco dobre, sprawiając, że chłopcy zapomnieli o bożym świecie, łaknąc czegoś, czego do końca nie pojmowali, zatracając się w uczuciu, którego tak potrzebowali, którego tak stanowczo sobie odmawiali, każdy na swój sposób. Syriusz był doskonałym kochankiem. Doskonale o tym wiedział, jednak w jego pewnych ruchach było jeszcze coś, coś, czego nie czuł, obcując z żadną dziewczyną. Chciał tego chłopaka. Nie była to chwilowa chęć zaspokojenia potrzeby, czy ciekawości, jak lubił o chłopaku myśleć Black, a pragnienie zawłaszczenia sobie miodowookiego. Chciał, potrzebował go posiąść, uczynić tylko swoim. Nie miał zamiaru odpuszczać, dopóki nie będzie jasne, do kogo należy mniejszy. Remus czuł, jak błękitnooki zasysa olbrzymią, purpurową malinkę na jego szyi, na co jęknął z dezaprobatą, wiedząc, że Black zrobi wszystko, by nie mógł ukryć jego dzieła. Syknął cicho, kiedy chłopak po raz kolejny otarł się kolanem o coraz bardziej odrysowującą się w jego spodniach wypukłość. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, że ręce błękitnookiego już nie błądzą po jego klatce piersiowej, a sięgają do jego paska, z którym lekko się szarpią, mając trudności z jego rozpięciem. No tak.. Syriusz zdecydowanie nie był przyzwyczajony do męskich pasków.

-Ekhm..- gorącą ciszę między nimi przerwało trzaśnięcie drzwi i wymowne chrząknięcie gdzieś za ich plecami, na co obaj odskoczyli od siebie natychmiast. - Ja nic nie widzę, nic nie słyszę, mam nawet zamknięte oczy. - powiedział na wstępie, stojący w drzwiach Potter, rzeczywiście zaciskając powieki. - Chciałem was tylko powiadomić, że za pięć minut zaczynają się lekcje i pierwszą mamy transmutację.

-Jak nas znalazłeś? - Remus naprawdę chciał, by jego ton był zagadkowy i może pogodny, jednak wypłynęło z niego jedynie coś na kształt cichego zawiedzionego piśnięcia.

-Mapa.-odparł Potter, rzucając w nich jakimś świstkiem pergaminu.

-Mówiłeś, że nic nie słyszysz.- mruknął Black. Jego głos brzmiał koszmarnie zwyczajnie, jakby przed chwilą po prostu gawędzili sobie o pogodzie. Żadnego śladu zmieszania, zdziwienia, czy chociaż zmęczenia. Remus poczuł lekkie ukłucie gdzieś w okolicy klatki piersiowej. Przez chwilę naprawdę myślał, że to jest dla Łapy coś innego, niż te wszystkie dziewczyny, przewijające się przez jego łóżko. Że to coś ważnego. Głupi.

-Pospieszcie się. - odparł tylko Potter, z powrotem zamykając drzwi od schowka. Remus natychmiast schylił się po koszulę i zaczął szybko zapinać guziki.

-Nie pójdziesz z nią do Hogsmead. Bo inaczej dorwę Cię i upewnię się, że żaden Potter nam nie przeszkodzi. - mruknął cicho, ale pewnie Łapa, patrząc w półmroku na ubierającego się pospiesznie chłopaka.

-To forma kary?- spytał zaczepnie Lunatyk, z lekkim uśmiechem, wkradającym mu się powoli na usta, wymijając błękotnookiego. -W takim razie tym bardziej z nią pójdę. -dodał, kładąc rękę na klamce. Już chciał wychodzić, kiedy Syriuszowe dłonie owinęły się wokół jego bioder, przyciągając go do siebie. Black wycisnął na jego wargach krótkiego całusa, chichocząc cicho.

-Tylko spróbuj. -mruknął, ale nie była to już groźba. Jedynie odpowiedź na zaczepkę w głosie Lupina. Tak. Black już zdążył rozładować nadmiar swoich negatywnych emocji. Szybko wyminął Remusa i wyszedł z pomieszczenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top