Część 3

Remus nigdy nie należał do rannych ptaszków. Wbrew pozorom nie był tym odpowiedziałnym młodym czarodziejem, który budził swoich towarzyszy na poranne zajęcia, na co wskazywałaby jego odznaka prefekta. Tę funkcję zazwyczaj spełniał Syriusz. I bynajmniej nie dlatego, że czuł się w obowiązku, by dać znać swoim współlokatorom o zbliżających się lekcjach. Po prostu lubił budzić się, słuchając głośnej muzyki pod prysznicem. A że w jego naturze Blacka leżał brak zainteresowania innymi istotami żywymi, poza nim samym oraz, że lubił słuchać jedynie ostrego rocka albo heavy metalu, dla reszty, pobudki w dormitorium huncwotów nigdy nie należały do przyjemnych. Niestety nie było od tego wyjątków. I tego ranka, jak co dzień pierwszym co dotarło do uszu skacowanych huncwotów był hałas głośnej muzyki i wrzasków Łapy, które on nazywał śpiewem, choć z takowym nie wspólnego na pewno nie miały. Remus poruszył się z jękiem, czując istną pustynię w ustach i silną potrzebę oddania moczu. Nie otwierając oczu, zmarszczył brwi, powoli, mozolnie łącząc fakty. Leżał na czymś miękkim, ciepłym i poruszającym się równomiernie w górę i w dół. Nie był to Syriusz, o czym przypominały mu przeklęte wrzaski dochodzące z łazienki, raniące jego uszy. Ostatnim, co pamiętał z nocy była dziewczyna z roku niżej, ciągnąca go na górę do ich sypialni. W tym momencie usłyszał nad sobą cienki, dziewczęcy chichot. Tak! Poszczęściło mu się! Żałował jedynie, że nic nie pamięta, ale jeśli odpowiednio to rozegra, to być może będą mogli to powtórzyć.. Po chwili znów usłyszał chichot. Tym razem zdecydowanie męski. Niechętnie podniósł powieki, wywołując tym samym ogromny, rozsadzający czaszkę ból w okolicy potylicy, spowodowany rażącym światłem. Po dłuższej chwili do rzeczywistości przywróciło go czyjeś głośne parsknięcie. Spojrzał na wgapiającą się w niego parę. Nad nim rzeczywiście stała ta sama dziewczyna, którą kojarzył z wczoraj, jednak zdecydowanie nie była ona tym na czym leżał. Przez moment łączył wszystkie fakty, usilnie zastanawiając się, dlaczego jego poduszka chrapie i czemu nie jest dziewczyną, którą myślał, że jest, by po chwili olśniło go, że chrapiąca, mięciutka poduszka, to nagi, owłosiony brzuch Petera. Z piskiem zerwał się z posłania, na co zarówno dziewczyna, jak i stojący obok niej Potter zarechotali.

- Co ja..? Czemu ja..? - wymamrotał elokwentnie Lupin, na co tamci roześmiali się jeszcze bardziej.

- W nocy stwierdziłeś, że wolisz Petera ode mnie i poszedłeś spać do niego. - roześmiała się głośno rudowłosa, na co Remus speszył się nieco.

-Ale nie martw się, stary! Dotrzymałem towarzystwa Twojej uroczej przyjaciółce przez resztę wieczoru. - dodał z uśmiechem Potter.

- Myślałem , że miałeś silne postanowienie celibatu na tą imprezę, żeby zaimponować Evans. - mruknął, chwytając za butelkę wody, stojącą na stoliku, pijąc z niej łapczywie.

-Oj, ale to było już PO imprezie, Luniaczku. - wyjaśnił James taki tonem, jakby tłumaczył niepełnosprytnemu coś bardzo oczywistego. Jednak Lupin, nie bardzo go słuchał, zainteresowany w danej chwili jedynie silną potrzebą opróżnienia pełnego pęcherza. Stanął przed drzwiami łazienki, bezskutecznie usiłując się do niej dobić, jednak po kilku nieudanych próbach zaniechał tego plany i najzwyczajniej w świecie otworzył drzwi alohomorą, wbiegając szybko do łazienki, zupełnie nie przejmując się kąpiącym się Łapą, który, gdy tylko usłyszał, że ktoś dostał się do okupowanej przez niego łazienki, wydał z siebie iście dziewczęcy pisk, zasłaniając dłońmi.. Cóż nagą klatkę piersiową.

-Nie wrzeszcz. Niektórzy mają kaca. Już zapomniałeś, że i tak Twoje kształty widział cały dom lwa? - warknął Lupin, nieskrępowanie sikając w tym samym czasie. Po chwili odwrócił się przodem do Syriusza, przyglądając się z leciutkim półuśmiechem błąkającym się na ustach, kropelkom wody, ściekającym po wyrzeźbionym torsie chłopaka i jego długich, wyprostowanych pod wpływem wody włosach.

- Siedzisz tu już od godziny, chyba już dość się wymoczyłeś, nie sądzisz? Inni też chcą się wykąpać. - dodał, mimo, że jemu wcale nie przeszkadzało oglądanie zażywającego prysznic chłopaka.

- Kochanie, trzeba było powiedzieć, że chcesz się przyłączyć, to poczekałbym na Ciebie. - odparł ciepło Black, uśmiechając się promiennie do miodowookiego, na co ten przewrócił z uśmiechem oczami. Cały Łapa. On nigdy nie bierze do siebie skarg innych. Jest tak pełen uwielbienia do samego się siebie, że naprawdę nie mieści mu się w głowie, że ktoś może mieć jakieś uwagi na jego temat.

-Pospiesz się. Nie chcę znów słuchać Twoich pisków, jak Potter wejdzie się odświeżyć. -mruknął jedynie, wychodząc z łazienki. - Wychodzisz? - spytał obojętnie dziewczyny, która ewidentnie szykowała się do wyjścia z ich sypialni, na co ta kiwnęła z uśmiechem głową, krzątając się to tu, to tam, by zabrać swoje, porozrzucane po pokoju rzeczy. Dopiero teraz zorientował się, że jest w samej bieliźnie. Przez chwilę przyglądał się jej uważnie. Była naprawdę ładna. Nieco wyższa od niego. Miedziane, długie włosy opadały na gładkie, białe plecy, delikatnie kręcąc się u dołu. Miała piękne brązowe oczy, w których odbijały się tysiące radosnych iskierek, kształtne, choć wąskie usta i pieprzyk tuż pod prawym okiem. Wyglądała naprawdę dobrze. Poruszała się płynnie, odziewając się w poszczególne części garderoby, chyba z przyzwyczajenia, co chwilę odgarniając pasmo włosów za lewe ucho. Nic, nie mówiąc, pomachała im wszystkim, w geście pożegnania i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Wtem młodego Lupina olśniło, wybiegł za nią szybko na klatkę schodową. Nie odeszła jeszcze daleko.

-Hej! Ajee..-zawołał, po nie w czasie przypominając sobie, że nie zna nawet jej imienia, jednak dziewczyna chyba zrozumiała, bo obróciła się w jego stronę.

-Jenny. - odparła usłużnie, puszczając mu perskie oko.

-Właśnie! Właśnie! Jenny! - krzyknął entuzjastycznie. - Słuchaj, nie miałabyś może ochoty.. Tego powtórzyć, czy jak.. Znaczy nie TEGO! - dodał szybko - tylko.. No.. Tego z Potterem. Ale.. Jakby.. ze mną? - mruknął, czując, że z każdym słowem traci u niej szanse. Cóż.. O ile w ogóle je miał. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, ale po chwili, spojrzała za jego plecy z niezrozumiałym wyrazem twarzy. Obrócił się szybko, odkrywając, że w drzwiach tuż za nim stoją Rogacz i Peter, obaj wyszczerzeni od ucha, do ucha, pokazujący dziewczynie oba kciuki do góry i kiwający zachęcająco głowami. Lupin, zakłopotał się jeszcze bardziej, chowając twarz w dłoniach, jednak, po kilku sekundach, czyjeś delikatne, zaopatrzone w ostre tipsy, ręce, delikatnie chwyciły go za nadgarstki i oderwały je od jego głowy.

- Mam lepszy pomysł. - szepnęła z uśmiechem dziewczyna. - Ty popracujesz nad zapamiętaniem mojego imienia, a ja w zamian za to zgodzę się na randkę w Hogsmead z Tobą w najbliższą sobotę. - zaproponowała, po czym złożyła na jego policzku leciutkiego całusa i odeszła lekkim krokiem, nie czekając na jego odpowiedź. Wrócił do dormitorium, powitany zwycięskimi okrzykami swoich przyjaciół, ścierając z policzka błyszczyk, który pozostawiła na nim dziewczyna. Usiadł ciężko na łóżku. On naprawdę nie był pewny, czy dobrze zrobił. Pobiegł za nią z przeświadczeniem, że na pewno się nie zgodzi. Co z tego, że wczoraj wydawała się być co najmniej chętna? Wczoraj wszyscy byli mocno wstawieni. I nie wykluczone, że pomyliła go po prostu z którymś z jego przyjaciół. Najzabawniejsze było to, że jego pierwszą myślą było pytanie, jak on się z tego wytłumaczy Łapie. Dopiero po chwili dotarła do niego absurdalność tej myśli. Zaśmiał się cicho pod nosem i potrząsnął głową w geście roztargnienia. Chyba nadal był jest pijany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top