Część 19
Stuk! Stuk! Stuk!
Stali z Regulusem u wrót pięknej kamienicy. Własności ich ciotki i wuja. Po tak nieprzyjemnie rozpoczętym poranku, obaj chłopcy doszli do wniosku, że najlepiej będzie usunąć się z pola widzenia ich rodziców na resztę dnia. Regulus przekonał Walburgę, by pozwoliła im odwiedzić kuzynki, na co pani Black chętnie przystała, zważywszy na to, że Cygnus i Druella i tak mieli wpaść do nich z wizytą .
Ledwo uchyliły się przed nimi drzwi domu ich rodziny, już został otoczony drobnymi ramionami jednej ze swoich kuzynek, a obraz przesłoniła mu kurtyna jej jasnych, lśniących loków. Odwzajemnił uścisk, zatapiając się przez moment w słodkim zapachu Narcyzy Black. Z całego rodzeństwa, to ona była najbardziej wylewna. Nie dbała za bardzo o konwenanse i już radośnie szczebiotała o tym, jak dobrze ich widzieć i jak się cieszy z wizyty, bo "nie może już wytrzymać z tymi dwiema krowami".
- Syriuszu. Regulusie. Nie widziałam was całe wieki. - zza jej pleców, popłynął o wiele niższy głos najstarszej z sióstr, Bellatrix. - Cyzia, puść ich w tej chwili. Pozwól naszym drogim kuzynom chociaż zdjąć płaszcze.
Narcyza posłusznie wypuściła ich z objęć, ale dalej nie przestawała gadać. Po kilku dniach spędzonych w domu Blacków przy Grimmauld Place 12, gdzie wiecznie panowała złowroga cisza, była to miła odmiana, mimo że blondynka głównie narzekała na swoje siostry.
- ... wyobrażacie to sobie? A Dromeda nic jej na to nie powiedziała! One zawsze trzymają sztamę, wiecie? - zakończyła swoją opowieść, posyłając im rozżalone spojrzenie.
- Właśnie. A gdzie moja urocza kuzyneczka, Andromeda? - spytał z uśmiechem Syriusz, kiedy wreszcie ściągnęli z siebie ciepłe ubrania. Ze wszystkich sióstr, to właśnie z nią dogadywał się najlepiej. Była o wiele bardziej wyważona, niż Narcyza i o wiele bardziej ludzka, niż Bella.
- Jak zwykle w swoich rysuneczkach. - warknęła ciemnowłosa, przewracając oczami. Nie podzielała zachwytu rodziców zdolnościami malarskimi swojej siostry i mierziło ją, że Andromedę pochłonął świat artyzmu tak mocno, że właściwie, nie interesowały jej sprawy reszty rodziny.
Czarodziejki poprowadziły braci w stronę pracowni, z której już w holu słychać było odgłosy gramofonu. Andromeda nawet się nie obejrzała, kiedy weszli, wciąż skupiona na mieszaniu odpowiednich barw.
- Nie sądzisz, że mogłabyś się już nauczyć odpowiednich zaklęć do tworzenia kolorów, zamiast się z tym paprać? - spytała Bella, ale dziewczyna tylko wzruszała obojętnie ramionami.
- Lubię to robić ręcznie. - odparła i wreszcie zwróciła się w ich stronę. Kiedy tylko jej spojrzenie padło na chłopców, stojących w drzwiach, posłała im promienny uśmiech, który zmienił jej twarz nie do poznania. Kiedy się uśmiechała, nie przypominała już wcale swojej starszej siostry, do której była tak podobna. Rysy jej łagodniały, oblicze jaśniało, a w policzkach pojawiały się rozkoszne dołeczki, takie same, jak u Narcyzy. - Syriuszu! Regulusie! Dobrze was widzieć. - powitała ich ciepło i odeszła parę kroków, by zdjąć fartuch malarski i móc ich uścisnąć.
Reg podszedł pierwszy i przytulił ją serdecznie. W towarzystwie kuzynek czuł się o wiele swobodniej, niż Syriusz. Bądź, co bądź mieszkał z nimi parę lat w Hogwarcie w Domu Węża i nawykł do ich codziennego towarzystwa.
- To piękne, Dromedo. - pochwalił, wskazując ponad jej ramieniem na płótno, przy którym chwilę temu pracowała. - Czyj to portret?
Dziewczyna zmieszała się lekko i spuściła wzrok.
- Tak mi jakoś przyszło do głowy. - odparła wymijająco.
Syriusz również wychylił się lekko, by spojrzeć na nowe dzieło dziewczyny. Obraz przedstawiał ciemnowłosego młodzieńca mniej więcej w ich wieku, stojącego na skale na tle oceanu. Bryza rozwiewała mu krótko przystrzyżone włosy, a ubrany był dość niecodziennie.
- Lepiej to schowaj, zanim wrócą rodzice. Jak ojciec zauważy, że hołdujesz mugolskiej modzie, może się wściec. - ostrzegła siostrę Narcyza, po czym zwróciła się szybko do Regulusa - Chodź, Reg, pokażę ci, gdzie ojciec trzyma ognistą i ładnie się wszyscy upijemy.
I chwytając chłopaka za rękę, pociągnęła go w stronę wyjścia z pokoju. Bella wywróciła oczami na zachowanie siostry i poszła za nimi, mamrocząc, że nie powinny ruszać rzeczy rodziców bez pytania. Syriusz został w pracowni sam z brunetką, sprzątającą powoli sztalugi i płótna.
- Bella ma rację. Wiesz, że możesz posprzątać to zaklęciem? - spytał, obserwując jej poczynania, ale dziewczyna nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
Kiedy skończyła porządkować, wyciągnęła z kieszeni fartucha paczkę cygaretek podała ją Syriuszowi. Łapa uniósł z zaskoczeniem brwi, ale poczęstował się chętnie. Odezwała się dopiero, gdy oboje zaciągnęli się głęboko trującym dymem.
- Bella w niczym nie ma racji, Syriuszu. Myślałam, że do tej pory zdołałeś już to pojąć. - spojrzała na niego przelotnie i zaśmiała się bezgłośnie na wydechu, po czym spytała, na powrót wyglądając przez okno. - Jak przerwa świąteczna? Cieszysz się, że wróciłeś do domu?
Teraz przyszła kolej Syriusza na ironiczny śmiech.
- Zgadnij. - zironizował, ale po chwili jego drwiący uśmiech złagodniał, a głos przyjął cieplejszą barwę, gdy z korytarza dobiegły ich odgłosy przekomarzania się Narcyzy z Regulusem. - Przynajmniej spędzam trochę czasu z Regiem. Wiesz, jak jest w Hogwarcie. Aż strach się czasem do niego zbliżyć, bo ci ślizgoni wyglądają, jakby chcieli mnie zabić za samo przebywanie blisko nich.
- Hej! - dziewczyna odrzuciła swoje długie, ciemne loki z ramion - Nie zapominaj się, gryfonku. W końcu ja też jestem ślizgonką.
- Byłaś. - poprawił ją Syriusz. Już od roku jego kuzynka nie uczęszczała do Hogwartu - Poza tym nadal uważam, że musiała zajść jakaś straszna pomyłka. Jesteś zbyt fajna, żeby trafić do Slytherinu.
Andromeda posłała mu figlarny uśmiech, szturchając żartobliwie w ramię.
- Tylko nie wspominaj o tym przy dziewczynach. Rozszarpałyby cię za taką uwagę. - zaśmiała się szczerze, ale natychmiast spoważniała. - Poważnie, Syriuszu. Jak się trzymasz w te święta? - spytała, a przez jej twarz przebiegł cień troski, który szybko ukryła, zaciągając się kolejny raz papierosem.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Jak zwykle. - odparł beznamiętnie. - Wiesz, jak ze mną jest. Nie pozwalam się stłamsić, to mi się dostaje.
- Ale nie... Nie mieliście ostatnio żadnych dziwnych gości, co? - spytała niepewnie.
Syriusz spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. O co właściwie go pytała? Przecież wiedziała, że ich rodzina nie pokazałaby się w otoczeniu nikogo, kto mógłby chociaż w najmniejszym stopniu odbiegać od ich restrykcyjnych przekonań co do dobrego towarzystwa. Żaden Black nie zrobiłby niczego, co mogłoby zagrażać publicznemu postrzeganiu ich nazwiska. Cóż... żaden Black, z wyjątkiem Syriusza oczywiście. Andromeda chwyciła go za ramię, przyciągając nieco bliżej w swoją stronę i wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tej chwili pozostała trójka wkroczyła do pokoju. Brunetka z lękiem spojrzała przez ramię i odsunęła się od niego o krok, mrucząc cicho "później porozmawiamy". Syriusz uniósł w zdziwieniu brwi, ale nie podjął tematu. Oboje wiedzieli aż za dobrze, że w tej rodzinie było sporo tematów tabu. I jeżeli Andromeda nie chciała czegoś podejmować w obecności sióstr, chłopak domyślał się, że miała ku temu powody. Obrócił się w stronę Regulusa i reszty kuzynek. Narcyza popijała już ze srebrnego kielicha, a Reg chichotał na nią, bo z każdym łykiem krzywiła się okropnie.
- Dobrze, zachowujcie się w miarę poważnie, jasne? Ja muszę wyjść. Dromeda, pamiętaj, że nasi kuzyni nie mają jeszcze siedemnastu lat. Nie pozwól im się upić. Nie chcę mieć wstydu przed ciotką i wujem, kiedy się dowiedzą, że rozpijamy ich synów.
- Dokąd wychodzisz? - spytała Andromeda, przyglądając się, jak Bellatrix zakłada, na swoją odświętną szatę, zimową pelerynę.
- Na... spotkanie. - odparła tajemniczo, posyłając w stronę siostry pokrętny uśmiech.
Nikt nie podjął tematu, bo w tej chwili Narcyza dostrzegła w dłoni siostry odpaloną cygaretkę i uparła się, że koniecznie chce spróbować zapalić. Kiedy Andromeda wreszcie uległa i na to pozwoliła, dziewczyna okropnie się zakrztusiła i zaczęła kaszleć tak głośno, że ich domowa szkrzatka przybiegła przerażona, z przekonaniem, że ktoś się dusi. Dobrych parę minut trwało doprowadzenie Narcyzy do porządku i kiedy wreszcie usiedli wszyscy w saloniku, przy otwartych oknach, by dziewczyna mogła pooddychać świeżym powietrzem, Bella zdążyła już opuścić dom.
- Reg! Prawda, czy wyzwanie!
Cztery godziny później najstarszej z sióstr nadal nie było i cała reszta była już mocno wstawiona. Andromeda tańczyła samotnie na środku wielkiego salonu, do dźwięków wydobywających się z magicznego gramofonu, Narcyza leżała rozwalona na kanapie z głową opuszczoną z jej krawędzi tak, by widzieć świat do góry nogami, a u jej stóp, na ziemi, siedział Regulus i Syriusz, który po paru kolejkach czegoś, co okazało się najwyższej jakości rumem wiśniowym z kolekcji Cygnusa Blacka, zrobił się nieco uczuciowy i teraz wtulał się w brata pomimo jego niemrawych protestów.
- Daj spokój, Cyzia. Nie bawimy się w dziecinne gry. - zajęczał z podłogi wywołany chłopak, który, jako najmłodszy i najwątlejszy, był już w dość kiepskim stanie.
- On chce wyzwanie! - krzyknął za niego Syriusz, a Narcyza przewróciła ze śmiechem oczami.
- Typowy Gryfon. - czknęła głośno. - Dobra. Myślę, że odpowiednim, jak na jego stan wyzwaniem będzie podniesienie tyłka i przejście na drugi koniec salonu, bez zatoczenia się.
Syriusz zaśmiał się z niedowierzaniem. Nigdy nie podejrzewałby ślizgonów o tak przewidywalne i nudne zadania. Wypuścił z objęć chłopaka, który, pomimo usilnych starań zdołał jedynie podnieść się do pozycji pionowej i zrobić jeden, niepewny krok, po czym potknął się o własną nogę i upadł z powrotem na swoje miejsce.
- Poddaję się. - zajęczał, a cała reszta skwitowała to śmiechem.
Pomimo początkowej niechęci, gra szybko zaczęła się rozwijać. Po chwili wszyscy siedzieli w jednym miejscu. Syriusz rzucił na nich zaklęcie, które wykrywało oszustwa, a Dromeda utworzyła magiczny kontrakt, zobowiązujący graczy, którzy nie mogli wykonać otrzymanych wyzwań, do karnej kolejki. Po godzinie, Narcyza wyznała wszystkim, że od dawna podkrada Belli z szafy jej najlepsze szaty i dziurawi je, kiedy siostra ją zdenerwuje, Andromeda była po dwóch kielichach rumu, bo nie była w stanie ukończyć Syriuszowych zadań, a Regulus miał na sobie sukienkę Narcyzy, zamiast własnych odświętnych szat.
- Prawda! - westchnęła z mętnym uśmiechem Andromeda, kiedy znów została wezwana przez Narcyzę. Nie mogła już sobie pozwolić na koleją karną kolejkę mocnego trunku.
- Ooo - ucieszyła się Narcyza. - Świetnie! W takim razie może mi wreszcie powiesz, do kogo wysyłasz te swoje tajne liściki, przez cały czas?
Kiedy tylko padło pytanie, oblicze brunetki zmieniło się w przeciągu ułamka sekundy. Widocznie się spięła, a z jej twarzy natychmiast zniknął zdobiący ją uśmiech. Zamiast tego zacisnęła usta w wąską linię i spojrzała na siostrę wystraszona.
- Ja... - zawahała się, jednak magiczne zasady gry były jasne. Najmniejszy brak szczerości i tak wyszedłby na jaw. - d-do Teda Tonksa. - wybąkała, spuszczając głowę.
Syriusz podniósł zdezorientowane spojrzenie na blondynkę. Atmosfera w salonie zmieniła się nie do poznania. Wcześniejsze przyjemne rozluźnienie, towarzyszące młodym czarodziejom podczas ich pijackiej zabawy prysło jak za dotknięciem różdżki. Teraz w powietrzu dało się wyczuć jakieś dziwne nerwowe napięcie, które sprawiło, że Syriuszowi przebiegł po plecach nieprzyjemny dreszcz.
- Chyba sobie żartujesz... - wyszeptała Narcyza w stronę siostry. Ale nie był to już jej zwykły, lekko żartobliwy, szczebioczący ton. Szept bardziej przypominał syk węża. Jej oczy zwęziły się w szparki, kiedy wwiercała spojrzenie w Dromedę, która nadal unikała jej spojrzenia.
- Cyzia... - zaczęła brunetka tak cichym głosem, że ledwo dało się wyłowić poszczególne słowa spomiędzy melodii, sączącej się nadal z gramofonu. - Daj spokój, przecież musiałaś wiedzieć, jeszcze, kiedy chodziłam do szkoły. Nie udawaj, że nie widziałaś.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, kto to jest ten Ted Tonks? - zapytał głośno Łapa. Nie znosił, gdy ludzie wokół niego zachowywali się, jakby zapominali o jego istnieniu, a wszystko wskazywało na to, że siostry nagle pochłonął jakiś temat dotyczący tylko ich dwóch.
- Ted, to... to chłopak, z którym czasem się spotykam. - padła odpowiedź Andromedy, ale przerwało jej prychnięcie blondynki.
- Och, daj spokój! To szlama! - warknęła mściwym tonem, na co dziewczyna zaczerwieniła się mocno.
- Co? - Syriusz nic nie rozumiał. Przecież to niemożliwe, żeby ktokolwiek z ich rodziny chociażby rozmawiał z mugolakiem.
- Tak, to prawda. - wybuchła Andromeda. Nadal bardzo zawstydzona, ale teraz widocznie zdeterminowana. - Narcyza ma rację. On jest z mugolskiej rodziny. Ale... Och! Wy go nie znacie! Jest naprawdę wspaniałych człowiekiem. To się zaczęło w Hogwarcie. Zapytał mnie o książkę, którą czytałam. Potem zaczęliśmy rozmawiać i... nie wiem, jak to się stało, ale... polubiłam go. Wszyscy widzieli, jak czasem z nim rozmawiam, więc nie wiem, czemu Narcyza udaje zaskoczoną. - posłała siostrze złe spojrzenie. - Potem skończyliśmy szkołę, ale nadal się z nim widywałam. Do czasu kiedy... - westchnęła głośno. - Kiedy Bella nie odkryła, kim są jego rodzice. Wściekła się i kazała przysiąc, że już nigdy się do niego nie odezwę. I naprawdę chciałam dotrzymać słowa! Naprawdę, ale... ale chyba się zakochałam! - zakończyła dramatycznie i ukryła twarz w dłoniach. - Naprawdę przepraszam. - wymamrotała jeszcze.
- Cóż...- pełną napięcia ciszę, która zapadła między siostrami, przerwał spokojny głos Regulusa, który nadal leżał na podłodze. - Nie masz za co przepraszać, Andromedo. To nic złego, że z nim jesteś. Tak długo, jak go kochasz.
Zszokowany Syriusz spojrzał szybko na brata. Wzrok miał lekko mętny, ale ton pewny, a wyraz twarzy zdecydowany.
- Co ty gadasz, Reg. Upiłeś się. - prychnęła Narcyza, prostując się w fotelu. - Ona prowadza się ze szlamą, kretynie. Oczywiście, że to coś złego.
- Niby czemu? - próbowała bronić się brunetka, ale głos nadal jej drżał. - On jest naprawdę cudowny. Jest dobrym człowiekiem i naprawdę o mnie dba.
- To ten z obrazu? - spytał nagle Syriusz, przypominając sobie o portrecie mugola na skale i speszeniu kuzynki na pytanie o niego.
Andromeda lekko skinęła głową i spojrzała na kuzyna z niemym błaganiem o wsparcie, wypisanym na twarzy.
- Reg ma rację, Narcyza. - podjął, sprowokowany jej spojrzeniem. - Przecież to nie jest nic złego. Dobrze, że Dromeda znalazła sobie kogoś odpowiedniego.
Ale blondynka już wzdrygała się z obrzydzeniem, nie chcąc przyjąć do wiadomości, że jakiś mugolak mógłby być kimś odpowiednim, dla jej siostry.
- Tak. Gratulacje, Dromedo. - poparł Reg.
Dziewczyna spojrzała na nich z niedowierzaniem, jakby nie mieściło jej się w głowie, że nie mają nic przeciwko temu i że nie mają zamiaru jej oceniać. Posłała kuzynom niepewny, ale pełen nadziei uśmiech i wyciągnęła w ich stronę dłonie, by móc ich uścisnąć.
- Przestań! - zabrzmiał w oddali dźwięczny głos Narcyzy, przebijający się przez tę magiczną otuchę, którą na moment udało im się stworzyć. - Musisz natychmiast przestać, Regulus. - jej głos stawał się coraz wyraźniejszy. Wielkie, skrzące się w świetle łzy w oczach Narcyzy, przywracały, wraz z rzeczywistością wszystko to, czego mogli się wyrzec jedynie w ich wyobrażeniach. Ich rodowód i ich dziedzictwo. - Nie macie wstydu! Wy wszyscy. Od dawna było wiadomo, że Syriusz ściągnie tę rodzinę na samo dno. Cóż... najwyraźniej zawsze musi się przydarzyć jakaś czarna owca. Ale wasza dwójka? Nie mam pojęcia, co w was wstąpiło, ale macie natychmiast wziąć się w garść i przestać mówić o takich obrzydlistwach!
- To, że przestanę o tym mówić, nie znaczy, że przestanę się z nim spotykać!
- Miłość dwojga ludzi jest dla ciebie obrzydliwa?
- Ja czarną owcą? I dobrze! W takiej rodzinie, bycie czarną owcą, to komplement!
Przekrzykiwali się wzajemnie, powodując okropny harmider. Narcyza nadal płakała, a jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy. Andromeda uniosła dłoń, jakby chciała ją uderzyć, ale nigdy tego nie zrobiła, zastygając w tym ruchu, wciąż wrzeszcząc na siostrę, która nie chciała zaakceptować jej, odnajdującej szczęście w życiu. Reg podniósł się do pozycji stojącej (wyglądało na to, że kłótnia sprawiła, że alkohol całkiem z niego wyparował) i trzymał Narcyzę za rękę, jako jedyny usiłując rozmawiać z nią bez podniesionego głosu. Syriusz łaził w kółko, z nienawistnym spojrzeniem, utkwionym w blondynce, wykrzykując pojedyncze obelgi w jej stronę, nie mogąc ze złości złożyć ani jednego, pełnego zdania.
- Co tu się dzieje?
Gdzieś ponad ich głowami zagrzmiał niski, męski głos. Zamroczeni alkoholem i zajęci kłótnią, nie zauważyli, kiedy w domu pojawili się Cygnus i Druella Black. Teraz wuj Syriusza i Regulusa stał w salonie, górując nad nimi, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wszyscy zamilkli, wpatrując się płochliwie w tego wysokiego, postawnego mężczyznę, z którego oblicza nie dało się wyczytać, ile z ich sprzeczki usłyszał.
- Chłopcy, myślę, że najlepiej będzie, jak wrócicie już do domu. - powiedział powoli Cygnus, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Wzrok miał utkwiony w swojej starszej córce. - Wasi rodzice czekają, by móc spędzić z wami świąteczny czas. Poza tym zdaje się, że moja Andromeda ma mi coś do powiedzenia.
- Dobrze, wuju. - Regulus skinął głową i powoli, nieco się zataczając zwrócił się w stronę wyjścia, jednak Syriusz nie ruszył się z miejsca. Wpatrywał się w Cygnusa z determinacją wypisaną na twarzy.
- Co ma wuj na myśli? - sam nie wiedział, skąd wziął tyle odwagi, by się sprzeciwić. Cygnus nie był człowiekiem, któremu można było odmówić. Jego wiecznie nieodgadnione oblicze i wyniosła postawa sprawiały, że każdy chciał schodzić mu z drogi, kiedy tylko było to możliwe. Ale Syriusz wiedział, a przynajmniej domyślał się, co czeka jego kuzynkę, kiedy tylko opuszczą z Regulusem dom. I nie chciał jej zostawiać. - Niby co Dromeda miałaby chcieć wujowi powiedzieć? - spytał buńczucznie, w końcu zyskując spojrzenie Cygnusa. - Ona nie musi się przecież z niczego tłumaczyć! - Wuj zmarszczył na niego brwi.
- Chodź już, Syriusz. - mruknął cicho Reg, czekający na niego w progu salonu. Ale Syriusz nie zwrócił na niego uwagi.
- Nie wtrącaj się w to, chłopcze. - odparł Cygnus. Nadal przemawiał cichym, spokojnym tonem, ale w jego głosie czaiła się jakaś złowieszcza nuta, która powiedziała Syriuszowi, że stąpa po naprawdę kruchym lodzie. Chłopak jednak nie byłby sobą, gdyby nie zignorował tej cichej wskazówki i nadal wpatrywał się w wuja z zaciętą miną. - Wierz mi, że twoi rodzice nie będą zadowoleni, jeśli usłyszą, że sprawiłeś nam jakiś kłopot.
- Idź, Syriuszu. - mruknęła Andromeda z stronę dywanu.
Dopiero wtedy chłopak zerwał kontakt wzrokowy i spojrzał na kuzynkę, nadal niezdecydowany. Dziewczyna pokiwała głową na potwierdzenie swoich słów i posłała w jego stronę coś, co zapewne miało być uśmiechem, ale zniekształciło go nieme przerażenie wypisane na jej twarzy. Westchnął lekko niezadowolony, ale poddał się i ruszył w stronę drzwi, nie zaprzątając sobie głowy pożegnaniem się z rodziną.
Kiedy wyszli, odwrócił się w stronę brata i złapał jego spojrzenie. Wiedział, że rozumieli się w tej chwili bez słów. Obaj czuli to samo. Obaj wiedzieli, że ich kuzynka nie może wyjść z tego cało. Pierwszy przełamał ciszę młodszy z braci Black.
- Chodź, Syriuszu. - westchnął kładąc mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście. - Przecież wiesz, że i tak nie możemy nic zrobić.
I Syriusz wiedział. Wiedział, że Reg ma rację. Że byli bezsilni i nieważni. I że tak naprawdę, to, co się działo za drzwiami tej pięknej kamienicy, było poza ich zasięgiem. Ale nie znosił myśli, że nie mógł nic zrobić, by pomóc kuzynce w jej walce. Tak, jak ona nie mogła pomóc jemu. Każde z dzieci Blacków było samo, kiedy ponosiło konsekwencje swojego nieposłuszeństwa wobec rodzinnych tradycji. Westchnął z frustracją i ukrył ręce w kieszeniach, by jego brat nie widział, jak zaciska je w pięści. Ale skinął głową i dał się poprowadzić w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top