Część 13

Lupin odsunął się na moment od dziewczyny, by zaczerpnąć tchu. Nie wiedział, czy kręciło mu się w głowie przez pocałunek, czy od sześciu kolejek ognistej, wypitych w zabójczym tempie. Powoli otworzył oczy. Była tak blisko, że mógł policzyć jej rzęsy. Też spojrzała na niego lekko zamglonym spojrzeniem i posłała mu zupełnie nieśmiały, jak na nią, uśmiech. 

- To... naprawdę mi się podobało. - mruknął bardziej do siebie, nie uświadomiwszy sobie nawet, że ta myśl opuściła jego usta. Niestety tak się stało, co skutecznie zepsuło moment, ze względu na zdziwienie w jego głosie. 

- Ten zaskoczony ton nie jest najlepszym komplementem, Lupin. - zaśmiała się lekko dziewczyna, zgarniając nerwowo kosmyk rudych włosów za ucho i patrząc na niego w napięciu. 

- Nie! Chodziło mi... To było... No wiesz... niespodziewane po prostu. - zaczął się tłumaczyć, ale widział, że wychodzi mu to fatalnie, bo Jenny z każdym jego słowem rzedła mina, więc spróbował naprawić swoją gafę inaczej, przyciągając ją z powrotem do pocałunku. Odpowiedziała chętnie, przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze, otaczając ramionami jego szyję, wplątując palce we włosy, lekko za nie szarpiąc. Remus sapnął w jej usta. To było przyjemne, namiętne i zdecydowanie nieodpowiednie w tej wąskiej uliczce. Znowu się od niej oderwał. 

- Powinniśmy chyba... - zaczął niezdarnie, ale dziewczyna skinęła szybko głową, jakby odgadła jego myśli. 

- Masz rację. Poczekajmy z tym trochę i chodźmy już do Hogwartu. - nie do końca to chciał zasugerować, ale właściwie ta opcja podobała mu się bardziej. 

Chwycili się z powrotem za ręce i, lekko zataczając, pobiegli drogą prowadzącą do szkoły. Wpadli na błonia, chichocząc co chwilę, jak dzieci, które coś spsociły i nie chcą się do tego przyznać. Puścił jej dłoń dopiero przy ciężkich drzwiach, które uchylił, by wpuścić dziewczynę do środka zamku. Prowadzony instynktem chciał spojrzeć jeszcze na błonia. Obrócił się za siebie i zamarł na moment. W oddali zobaczył figurkę gryfona, którego nie pomyliłby z nikim innym. Syriusz Black stał nieruchomo, zanurzony do pasa w lodowatym jeziorze i patrzył tępo przed siebie. Ubrania zwisały na nim smętnie, widocznie przemoczone do suchej nitki.

- Co jest? - dziewczyna, zaalarmowana tym, że Remus nie ruszył za nią, wyjrzała, by sprawdzić, co go zatrzymało. Chłopak spojrzał na nią rozdarty. 

- To Syriusz. - wytłumaczył, wskazując brodą postać przed nimi. Jenny przekrzywiła głowę w zdziwieniu.

- Taak. To dziwne. - mruknęła, a potem ponagliła go. - Idziemy?

- Jest mróz. Nie wiem ile tak już stoi. - mówił, jakby jej wcale nie usłyszał. 

- Zmarznie, to stamtąd wyjdzie. 

Remus posłał jej ponury uśmiech.

- Widać, że nie znasz Syriusza. - zaśmiał się, po czym dodał cicho, obawiając się, że dziewczyna poczuje się urażona. - Muszę zadbać o to, żeby go stamtąd jak najszybciej wyciągnąć. Możesz wrócić do wieży sama?

Gryfonka chwyciła się gniewnie pod boki.

- Zdajesz sobie sprawę, że odmawiasz mi już drugi raz? Nawet się do niego nie odzywasz. Coś ze mną nie tak, czy...

- Nie! Nie zrozumiałaś. Wrócę do Ciebie najszybciej, jak się da. Jemu po prostu trzeba pomóc... Zamarznie, jeśli się go stamtąd nie wyciągnie. On jest... troszkę nieobliczalny, jak się go zostawi samemu sobie. A ostatnio często jest sam... 

Lekko się udobruchała. 

- Dobra. Przekupiłeś mnie tą swoją szlachetną opiekuńczością. A teraz idź, ratuj dzień, a ja poczekam na ciebie w Pokoju Wspólnym. - zaśmiała się lekko. - Ale jeśli do mnie nie wrócisz, to porządnie się obrażę. - ostrzegła i pobiegła w stronę schodów. 

Remus z cichym westchnieniem odwrócił się i poszedł z powrotem drogą do Hogsmead, szukać reszty Huncwotów. Owszem, martwił się o Blacka, ale nie zamierzał zacząć się do niego odzywać tylko dlatego, że ten dureń stwierdził, że najlepszą porą roku na orzeźwiającą kąpiel w jeziorze jest mroźny koniec października. Zamierzał odszukać Petera i Jamesa i im porządnie nawytykać taki brak odpowiedzialności. Kto to słyszał, zostawiać Blacka bez nadzoru. I to jeszcze, kiedy jest w takim opłakanym stanie. 

- I PO RAZ OSTATNI, POTTER! NIE UMÓWIĘ SIĘ Z TOBĄ, CHOĆBYŚ BYŁ OSTATNIM FACETEM NA TEJ PLANECIE! JESTEŚ NAPUSZONYM PALANTEM, O INTELIGENCJI AMEBY! - wcale nie tak trudno było ich znaleźć. Ledwo wszedł do wioski, usłyszał krzyki Lily Evans. Pod Trzema Miotłami stała ona, jej przyjaciółka Dorcas i Rogacz z Glizdogonem.

- Cześć, Lily! Piękny dzień! Pewnie dałoby się nawet usłyszeć śpiew ostatnich ptaków przed zimą, gdyby nie te krzyki, nie? - zaśmiał się do niej przyjaźnie, a ona uspokoiła się lekko, ale nie na tyle, by odpowiedzieć. Machnęła tylko ręką i pociągnęła za sobą przyjaciółkę, znikając z środku pubu. 

- Lunio! A ty nie na randce? - zdziwił się Peter. 

- Musiałem ją przerwać przez was, jełopy. Powiedzcie, któremu to do głowy wpadła ta genialna myśl, że Black nie potrzebuje całodobowej opieki? Przecież wiecie, że z nim, jak z dzieckiem! To, że aktualnie zrezygnowałem z funkcji niani, nie oznacza, że można puścić go samopas, tylko, że wy, durnie, macie się nim zająć, do czasu, aż się nie pogodzimy, jasne? - zaczął swoją tyradę.

- Spokojnie, spokojnie, Luniek. - przerwał mu Potter. - Co się właściwie stało?

- Stoi cały mokry na środku jeziora i gapi się nie wiadomo w co! - warknął zrezygnowany. - Macie tam natychmiast iść i go stamtąd wyciągnąć! I upewnić się, że się nie przeziębi. I nie mówcie mu, że ja wam kazałem. - dodał. - Nadal jesteśmy pokłóceni. 

Wyminął ich szybko, odchodząc w stronę Miodowego Królestwa. Może to nie była najbardziej legalna droga do Hogwartu, ale na pewno najkrótsza. 

Odetchnął z ulgą, kiedy w Pokoju Wspólnym odnalazł swoją dzisiejszą towarzyszkę. Dziewczyna nie czekała na nic więcej. Wstała i podbiegła do niego, by wpić się w jego usta, wykorzystując fakt, że wieża właściwie opustoszała, bo większość uczniów znajdowała się w Hogsmead. Odpowiadał na każdy z jej pocałunków najlepiej, jak umiał. Splątani, upadli na kanapę i oddali się chwili. 

Remus nigdy nie czuł się tak bardzo chciany.

***

Dochodziła trzecia w nocy, a Syriusz przewracał się z boku na bok. Gdy tylko zamykał oczy, pod powiekami stawał mu obraz Remusa z tą dziewczyną, splecionych w uścisku. Warknął na siebie w bezsilnej irytacji. Nie wiedział co się z nim dzieje. Było mu niedobrze od tego wszystkiego. Miał dreszcze i nie potrafił złożyć poprawnie ani jednego stwierdzenia. Jego myśli były tylko strzępkami obrazów i słów z tamtej chwili, kiedy przyłapał przyjaciela. Czuł się tak, jakby jego umysł wpadł w jakąś okropną, zapętloną pułapkę, odtwarzając w kółko i w kółko wydarzenia z wcześniejszego dnia. Czy to znaczy, że teraz będą razem? Że będzie ich widywał na korytarzach, trzymających się za ręce, albo całujących w ciemnych zakamarkach? Odsunął od siebie pościel zdecydowanym ruchem. Przecież to śmieszne. Remus od zawsze był cały jego. Mógł go mieć, kiedy tylko chciał. Sęk w tym, że Syriusz przez większość czasu nie chciał. A teraz... nie. Teraz nadal jest jego. I zaraz mu to udowodni. Wstał trochę za szybko, bo zakręciło mu się lekko w głowie, ale nie przejął się tym. Podszedł do łóżka Lupina i wspiął się na nie szybko. Pokój wirował trochę i Black nie miał pojęcia dlaczego, ale nie obchodziło go to. Nie obchodziło go nic, oprócz Lupina, śpiącego twardo obok i jego przeklętych ust, których pocałunkami obdarowywał najwyraźniej każdego, kto mu się napatoczył. Spojrzał na niego z góry. Chłopak poruszył się niespokojnie przez sen, ale nie otworzył oczu. Patrzył na niego przez chwilę, po czym bez ostrzeżenia pochylił się i zaczął całować mniejszego mocno i łapczywie. Zacisnął oczy w przypływie wszystkiego tego, co czuł, a czego nie spodziewał się poczuć, bo było zbyt intensywne i niezrozumiałe. Chłopak pod nim szarpnął się mocno, obudzony tym niespodziewanym atakiem na swoje usta. Kiedy tylko zorientował się, co się dzieje, zrzucił z siebie arystokratę jednym mocnym pchnięciem. 

- Co ty wyprawiasz? - szepnął oburzony.

- Cicho. Daj mi tylko... - uciszył go i złączył ich usta w kolejnym niechlujnym pocałunku.

- Odwal się ode mnie, Black! - krzyknął szeptem Lupin, starając się nie obudzić reszty i jeszcze raz odepchnął kolegę. Tym razem z taką siłą, że ten usiadł na łóżku.

- Nie mówię, że masz mi już wybaczać. - zdenerwował się Black. - Masz ode mnie tyle czasu, ile potrzebujesz. Tylko mnie pocałuj. - wyszeptał żałośnie jego stronę. - Pocałuj mnie tak, jak ją całowałeś. Wtedy, w tej uliczce, wczoraj w Hogsmead.

I znów zaatakował usta mniejszego. Remus wytrzeszczył oczy z zaskoczeniem. Po raz kolejny odsunął się stanowczo od przyjaciela, jednak tym razem o wiele delikatniej. 

- Syriuszu, musisz przestać. - Lupin spojrzał na niego badawczo. W nikłym świetle nocy, wyglądał jak kompletny bałagan. Rozsypane w nieładzie włosy kleiły mu się do wilgotnego czoła. W podkrążonych oczach czaił się dziwnie niepokojący, chorobliwy blask. Był rozpalony i niespokojny. I, och, tak bardzo chciał zapewnienia Remusa, że wszystko wróci do normy. Nawet jeśli nie teraz... Po prostu, że będzie dobrze. Chłopak był w rozsypce. Remus wyciągnął dłoń i z cichym westchnieniem przeczesał palcami jego długie, splątane włosy, czując bijące od niego ciepło. - Masz wysoką gorączkę. - poinformował go. Wiedział, że to wczorajsza nieodpowiedzialna kąpiel Łapy zapewniła im to małe nocne wydarzenie, ale nie wspomniał o tym słowem, tylko rozłożył szeroko ramiona w zapraszającym geście. - No już dobra, choć tu. Możesz dziś tutaj ze mną spać. - odparł z mieszaniną smutku i zrezygnowania. - I żeby było jasne, nadal jestem wściekły. - dodał, bo czuł, że musi to sprostować, by nie było żadnych nieporozumień. - Po prostu... po prostu nie mogę na ciebie patrzeć, kiedy jesteś w takim stanie. - mruknął i ujął chłopaka delikatnie. 

Syriusz przyjął ten gest, z wdzięcznością zaplątując się w remusowe ramiona i po raz ostatni wyciskając na jego ustach wilgotny, gorący pocałunek, który przedłużał się nieco, bo Black nie chciał go skończyć. Kiedy poczuł, że Remus spina się lekko, chcąc się od niego odsunąć, ujął zębami jego dolną wargę i przejechał po niej językiem, niemo prosząc o wstęp. I, naprawdę, kim był Lupin, żeby mu na to nie pozwolić. Uchylił więc usta, umożliwiając Syriuszowi na wtargnięcie i zbadanie ich dokładnie. Jego język zatańczył chwilę na podniebieniu, by po chwili powoli przejechać po górnej wardze. Remusowi zakręciło się w głowie. Nie miał pojęcia jak bardzo za tym tęsknił, aż do tej chwili. W zapomnieniu, gorączce i tym całym bałaganie zupełnie nie pamiętał, że nie są tu sami, że jest zły i że zdaje się, że od paru godzin ma dziewczynę. Gdy chłopak z powrotem zacisnął zęby na jego dolnej wardze, jęknął nisko, gardłowo prosto w jego usta. Dla Blacka to było trochę za wiele. Nie mogąc się powstrzymać, wspiął się na chłopaka, niemal kładąc się na nim i poruszył lekko biodrami tuż na przeciw bioder mniejszego. Powoli. Delikatnie. Jakby jedynie na próbę. Remus sapnął zaskoczony nagłym tarciem. Spojrzał na Syriusza, szukając odpowiedzi na pytanie, które jeszcze nie ukształtowało mu się w głowie. Ale Black wykonał jedynie kolejny niespieszny ruch, obserwując urzeczony, do jakiego stanu potrafi doprowadzić chłopaka pod sobą, który znowu nie zdołał powstrzymać niskiego, przeciągłego jęku. Ten dźwięk sprawił, że Syriusz nie umiał się już dłużej powstrzymywać. Opuścił się na niego całym ciałem i zaczął szybko poruszać biodrami, zatapiając się w przyjemności, cichych jękach i sapnięciach i po prostu w Remusie. Chwilę trwali tak, nawet się nie całując. Po prostu oddychając w swoje usta i ocierając się o siebie, ale Blackowi było za mało. Musiał mieć więcejwięcejwięcej. Odsunął się od chłopaka na parę cali. Sięgnął w dół, między ich ciała i ściągnął mu bokserki. Natychmiast zatrzymały go inne ręce. 

- Stój. Co robisz? - spytał Lupin zaskakująco przytomnym tonem. Niebieskooki spojrzał na niego jedynie z silną potrzebą, wypisaną na twarzy i znów zaczął sięgać w dół. - Nie, Syriusz. Przestań. - wyszeptał cicho chłopak. - To poszło za daleko. 

Jednak Syriusz nie dał za wygraną. Gdzieś z tyłu głowy słyszał, jak coś krzyczało, że nie powinien, ale do cholery! To był Remus! Który nie odzywał się do niego od tak dawna, a teraz jęczał bezwstydnie w jego usta i on po prostu chciał sprawić, żeby chłopak już nigdy nie był w stanie się od niego odwrócić. Musiał dać mu coś, czego ten potrzebował i bez czego nie będzie potrafił się już obyć. I, podświadomie, Syriusz wiedział, że to jest właśnie to. Bo sam miał tę potrzebę w sobie. Coś, co nawoływało za Remusem właśnie z tego powodu. Wyszarpnął więc rękę z uścisku miodowookiego i dotknął go. Owinął wokół niego dłoń, a chłopak westchnął i jakby zmiękł, nie będąc już w stanie protestować. Black zawahał się. Nigdy wcześniej tego nie robili. Niby wiedział co i jak, ale było w tym coś... no cóż... bądź co bądź był to w pewien sposób pierwszy raz. Niepewnie opuścił dłoń, przesuwając nią powoli w górę i w dół, zyskując tym głośne sapnięcie. Podążając za wskazówkami, płynącymi z chętnych ust chłopaka pod nim, zacieśnił lekko uścisk i przyspieszył tempo. Raz po raz wyciskał krótkie, stęsknione pocałunki na jego twarzy, powiekach  i policzkach i patrzył. Tylko patrzył, jak chłopak pod nim doznaje przyjemności. Świat wokół pociemniał i zawirował. Remus również zrobił się niewyraźny. Wiedział, że emocje, gorączka i podniecenie nie były dobrym połączeniem, ale nie przestawał. 

- Chcesz, żebym... no wiesz... zszedł na dół? - spytał cicho, nie zwalniając ruchów. Chłopak pod nim otworzył gwałtownie oczy w głośnym sapnięciem. To był niesamowity widok. Spojrzenie miał kompletnie mętne, zamglone. Półotwarte usta otworzyły się w maleńkie "o", a policzki zaróżowiły. Syriusz uśmiechnął się na ten widok. Nie miał wątpliwości, jaką niósł ze sobą odpowiedź. Zaczął się powoli osuwać w dół ciała miodowookiego, ale zatrzymał go silny uścisk dłoni na jego ramieniu. 

- Chryste, Black! - warkną na jednym wydechu. - Po prostu... nie przestawaj. - i doszedł z cichym westchnięciem na swój brzuch i w dłoń arystokraty, po czym opadł bezwładnie na poduszki. 

Chwilę zajęło, żeby wyregulować oddech, podczas, gdy Syriusz położył się obok niego, oplatając ramionami i całując delikatnie. Chłopak poczuł, jak młody Black drży przy jego boku i czuł bijące od niego ciepło. Spojrzał na niego zatroskany i spróbował się wyplątać z jego ramion.

- Nie idź! - syknął, przytrzymując mniejszego przy sobie. Mówił pewnym, rozkazującym tonem, ale tak naprawdę była to żałosna prośba, żeby go nie zostawiał. Żeby nie puszczał go ani na chwilę. Nie wiedział co się z nim dzieje. Tak bezradny nie czuł się chyba nigdy. Mniejszy chłopak wycisnął na jego czole uspokajającego całusa. On też nie wiedział, co dziele się z Blackiem. Był, jak nie on. 

- Nigdzie nie idę. W kufrze mam eliksir, który powinien zbić ci gorączkę. Chcę go tylko znaleźć. - wytłumaczył, pozbywając się suriuszowych rąk i siadając na łóżku. Chwycił różdżkę i mruknął - Accio! - a na jego dłoń wskoczyła maleńka fiolka z niebieskawym płynem. Podał ją chłopakowi. - Do dna. - zachęcił go cicho i patrzył, jak niebieskooki posłusznie przełyka całość. - A teraz połóż się i spróbuj zasnąć. - nakazał może trochę zbyt oschłym tonem, ale był nieco zły i speszony całą tą sytuacją i tym, że na nią pozwolił. Chłopak usłuchał grzecznie i położył głowę na poduszkach, zamykając oczy. A gdy poczuł ciężar ciała Remusa, uginający materac obok niego, owinął ramiona wokół jego drobnego ciała i po raz pierwszy, od wielu dni usnął spokojnym, twardym snem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top