Rozdział XI

Moje plecy pozwoliły mi jednak ogarnąć rozdział, więc łapcie :3

A lubi ktoś Larry'ego? xd

----

Chapter eleven

Nie mogłem uwierzyć, że to już. Właśnie dzisiaj mijało pięć lat,od kiedy zapadł wyrok. Moja kara dobiegała końca. Mogłem wyjść,mogłem w końcu opuścić to pierdolone więzienie. Pół roku wcześniej ja i Scott wróciliśmy do siebie. Nie byłem przekonany,czy to był dobry pomysł, ale postanowiłem chociaż spróbować dać mu szansę. 

Śmieszne. Pięć lat temu poszedłem do pierdla z nadzieją, że już nigdy w życiu nie zobaczę tego skurwiela, który złamał mi serce. W więzieniu przeżyłem dwa najlepsze romanse życia, przy okazji niestety się zakochując. I nie tylko. Ja pokochałem Louisa całym swoim złamanym sercem. To przy nim ono się posklejało, jak gdyby dotknął go jakąś magiczną różdżką.Ale potem to on mnie zniszczył. Moje dopiero co zregenerowane serce wyrwał z piersi i na nowo podarł, po drodze jeszcze po nim skacząc.Nie wierzyłem już w żadne jego słowo, nie od kiedy udawał, że Styles go zgwałcił, a potem obściskiwał się z nim na biurku.Byłem jego pieprzonym kochankiem. Przez jebany rok, a potem jeszcze przez miesiąc, byłem jego pierdolonym kochankiem. Nie mówił szczerze, gdy twierdził, że się zakochał. Chciał mnie uwieść.To wszystko. Niczego więcej nie potrzebował. Jedynie seksu.
Ale teraz... Teraz wszystko się zmieniło. Znowu byłem ze Scottem, mimo że już nic do niego nie czułem.
I bolało mnie to, że choć Lou mnie tak zniszczył- nie potrafiłem przestać go kochać.

Jednak najbardziej zaskakujący był fakt, że ja nie miałem ochoty. Choć mijało cholerne pięć lat i Louis załatwił, że wyjdę wcześniej... Choć dzisiaj wychodziłem, to byłem smutny. Bo ja wcale nie chciałem.

Mimo że tyle złego mnie tu spotkało.

*

Ostatni raz spojrzałem na celę, w której mieszkałem przez ostatnie pięć lat. Podciągnąłem dżinsy, które zsunęły mi się z bioder, a następnie sięgnąłem po skórzaną kurtkę, leżącą na krześle. Poprawiłem włosy, od razu notując sobie w głowie, żeby iść się obciąć. Louis siedział przy biurku, udając, że wypisuje jakieś papiery. Jednak wiedziałem, że patrzy na nie tępo.Widziałem jak co jakiś czas na kartkę spada kropla. Louis płakał,a moje serce się ściskało. Jednak teraz już wszystko było skończone. Nie było czego naprawiać, nie można było nic zrobić.Przez ostatnie pół roku próbował ze mną rozmawiać, ale ja...Zapomniałem o jego istnieniu. To, co zrobił tylko po to, żeby mnie przelecieć, było ciosem poniżej pasa. Jedyne, za co byłem szatynowi wdzięczny, to fakt, że nie tylko mi pomógł wyjść wcześniej, ale także Liamowi.
Ale poza tym, nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. I niestety, odbijało się to na mnie. Bo on się staczał, a ja razem z nim. Opuściłem pomieszczenie, w którym siedział Louis. Spojrzał na mnie, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Stałem teraz na środku korytarza, patrząc na Liama, stojącego z Niallem i Scottem na końcu. Po chwili wróciłem spojrzeniem do szatyna i po małym zawahaniu, niepewnie skinąłem mu głową na pożegnanie. Otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Przygryzłem niepewnie wargę, patrząc w jego oczy. Wyjąłem z kieszeni rysunek policjanta, który odtworzyłem setki razy. Wróciłem do biura i bez słowa, położyłem go na biurku.

-Przepraszam- usłyszałem, gdy wychodziłem. Zatrzymałem się, ale nie odwróciłem. Wzruszyłem tylko ramionami. Zamknąłem na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłem... odszedłem.

Scott objął mnie czule ramieniem, a ja uśmiechnąłem się lekko. Do biura Louisa wchodził Harry, ale widziałem pogardę na jego twarzy.Przez chwilę wystraszyłem się, że znowu coś mogłoby się stać Louisowi, ale potem uświadomiłem sobie, że to nie moja sprawa.Pokręciłem głową. To nigdy nie była moja sprawa. To nawet niebyła sprawa, tylko pierdolone oszustwo. Louis wybiegł nagle z pokoju, zatrzymując się przede mną.

-Zayn..- zaczął, ale ja odwróciłem wzrok. Wiedziałem, że gdybym tego nie zrobił, to po prostu bym uległ. A ja musiałem się od niego odciąć.

Opuściłem miejsce, gdzie prawdziwie pokochałem. To nie było tak, że ja już nie kochałem Scotta. Ja go nigdy nie kochałem. I dopiero Louis mi to uświadomił. Opuściłem miejsce, gdzie przeżyłem najlepsze i najgorsze chwile swojego życia. Gdzie poznałem prawdziwego siebie, gdzie poznałem prawdziwą miłość. Opuściłem miejsce, z którym wiązało się wiele wspomnień- zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Opuściłem miejsce, które miało być karą, a było najwspanialszą nagrodą.

Wyszedłem z więzienia.

*

Drogi Pamiętniku!

Jak to dennie brzmi. Muszę się gdzieś wyżyć, więc postanowiłem dokończyć pisać ten dziennik. Chociaż nie wiem, czy można to tak nazwać. Ten zeszyt jest tylko zwykłym skradzionym przedmiotem,gdzie od czasu do czasu potrzebuję napisać, co mnie gryzie.
Nie chcę się nikomu do tego przyznać. To moja sprawa. Nie chciałem też, by ktokolwiek wiedział, że jestem aż taką ciotą, że muszę sobie pisać pamiętnik. Ale teraz... Wszystko jedno. Nie interesuje mnie opinia innych. To jest coś, co mi pomaga. Moja mała, prywatna kopalnia myśli i wspomnień. Znowu się użalam. Ale nie obchodzi mnie to.
Od kiedy nie ma JEGO, nic mnie już nie interesuje. Bo i jak może? Zakochałem się w kimś, kto chciał mieć tylko rozrywkę na noce, podczas których miał dyżury. Obiecałem sobie, że nigdy nie będę niczyim kochankiem. Nie chcę kogoś skrzywdzić, tak, jak zrobił to Scott.
Powiedział, że mnie kocha.. Ale przecież, w XXI wieku nie tak ciężko powiedzieć komuś „Kocham cię" Słowa„kocham cię" to już tylko rutyna. Nic już nie znaczą. Bo kochać, to znaczy być, wspierać, szanować. Miłość nie polega tylko na łóżku, trzeba także potrafić zrozumieć to osobę. Bo kochać to nie znaczy patrzeć na siebie. Kochać to znaczy, patrzeć w tym samym kierunku. W jednym kierunku.
Louis mnie zmienił.Całkowicie. Pod względem charakteru. Co prawda igrałem ciągle z prawem, ale bardziej dyskretnie. Nie chcę wrócić do więzienia.Ale nie chcę tylko dlatego, że tam jest Louis. Nie chcę go spotkać.

Już nie jestem taki, jak kiedyś. Teraz jestem ciągle przybity, smutny.Ja po prostu tęsknię. Nareszcie kogoś pokochałem. I naiwny, przez półtorej roku myślałem, że to uczucie jest odwzajemnione. Miałem tę chorą nadzieję na lepsze jutro. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi,ale bez Louisa staczałem się na dno, z Louisem- byłem na dnie."

*

-3..2..1..wchodzimy!-szybko wpadliśmy do sklepiku- Ręce do góry i ani ruchu! Pieniądze dotorby, mała- rzuciłem rozbawiony

-Kto wezwie policję, będzie rozstrzelany na miejscu. Karabinki pełne!-syknął Liam, a ja wystrzeliłem ostrzegawczy sygnał. Ponagliłem dziewczynę i strzeliłem w czujnik dymu. Zwialiśmy stamtąd, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Pakuję się w kłopoty, ale...Pierdolić to.

-Gdzie..

-Scott!Do cholery, dobrze wiesz, gdzie! Mieliśmy zrobić najazd na sklep,zapomnia...CO.TY.TU.ROBISZ?!- syknąłem, kiedy zobaczyłem Louisa stojącego w progu salonu. Był w mundurze, ale twarz miał zapłakaną.

-Musimy porozmawiać, Zee- wyszeptał, a Scott zaskoczony spojrzał na niego,unosząc brwi w górę.

-Nie mamy o czym, Louis. Opuść moje mieszkanie- powiedziałem, unikając jego wzroku. Nie widziałem go od trzech miesięcy, ale wciąż się z niego nie wyleczyłem.

-MAMY!-krzyknął zdesperowany, podchodząc. Cofnąłem się pod ścianę.

-Niby o czym?

-Choćby o tym, co było w Twojej jebanej celi każdej nocy podczas moich zmian!- warknął, popychając mnie lekko. Scott prychnął, patrząc na mnie.

-Zapomnij o tym, co było i wynoś się z mojego mieszkania i życia! Jesteś ostatnią osobą, którą mam ochotę oglądać.

-Kochanie,porozmawiaj ze mną!- w jego oczach zebrały się ponownie łzy. Co jest do cholery? CO on znowu kombinował? Dlaczego nie odpuścił,kiedy wyszedłem z więzienia? Dlaczego wciąż zabiegał i próbował?Po jaką cholerę chciał mnie przeprosić?

-Harry nie będzie miał nic przeciwko?!- syknąłem.

-On to wymyślił!- wykrzyczał w końcu. Ukrył swoją twarz w dłoniach,szlochając cicho. Skamieniałem- Dowiedział się o nas, nie wiem skąd, i zaczął robić wszystko, żebyśmy się rozstali! Fakt,mieszkałem z nim, ale jesteśmy, a raczej byliśmy, tylko przyjaciółmi, do cholery! To Ciebie kocham!

-Wyjdź.Wyjdź i nie wracaj. Nie pokazuj mi się więcej na oczy. Myślisz,że głupi jestem?Widziałem Wasze cholerne zdjęcia! Widziałem Was na ulicy zaledwie tydzień temu- prychnąłem- Nie jestem idiotą,Louis. Może i dałem się wykorzystać. Może i umiliłem ci nocne dyżury, ale koniec. Nie dam się ponownie oszukać. Wypierdalaj z mojego życia.

Mój głos przerwał jego monolog. Spojrzał na mnie po czym wyszedł z mieszkania. Westchnąłem. Wygadałem się, że napadliśmy na sklep,a Louis był obok.

-Chcesz mi o czymś opo..

-To koniec, Scott.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Poszedłem po mój pamiętnik i pokazałem mu wszystkie wpisy. Jedynie wyjąłem stamtąd kartkę z jakimś tekstem o nim. Jakkolwiek na to nie patrzeć, kochałem go. I to się już nie zmieni.


-Niemogę tego dłużej ciągnąć, przepraszam. Nie można kochać dwóch osób jednocześnie, Scott. Ty nigdy nie pokochasz mnie tak, jak Josha, a ja nigdy nie pokocham Cię tak, jak Louisa. To się nigdy nie zmieni. I nawet nie chcę, żeby się zmieniło. Ten powrót to był jeden wielki błąd. Weź swoje rzeczy i po prostu zniknij-powiedziałem, wychodząc z mieszkania. Musiałem pomyśleć. 

A kiedy myśli się lepiej, jeśli nie podczas robienia tatuażu?

--------------------

DOBRANOC!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top