Rozdział osiemnasty
Dwa miesiące odpoczynku, a właściwie jako takiego zajmowania się hotelem, minęły mi jak z bicza strzelił. Nie dość, że już pojutrze miałam się zgłosić na sesję zdjęciową, na szczęście na miejscu, to jeszcze dzisiaj wypadała ostatnia wizyta Realu Madryt w moim hotelu. Także pojutrze Ciudad w Valdebebas miało zostać ponownie otwarte. Nie powiem, żebym była z tego powodu zadowolona. Zdążyłam się przyzwyczaić do Zinedine'a spacerującego po holu, do przypadkowych i tych nieprzypadkowych spotkań z Cristiano, nawet do tych głośnych powrotów zawodników po meczach, szczególnie tych wygranych. Wiedziałam, że będę za nimi tęsknić, ale cóż mogłam poradzić. Wiedziałam, że muszę się jakoś z tym pogodzić. Poza tym liczyłam na to, że z Panem Idealnie Uczesanym będę wciąż się widywać, a to mi zupełnie do szczęścia wystarczało. Chociaż wciąż zastanawiałam się, dlaczego tak naprawdę przystał na naszą przyjaźń, która nie była do końca zwyczajna. Nie raz zdarzały się sytuacje, w których przynajmniej dla mnie, atmosfera robiła się gęsta i nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Kiedy z rumieńcami na twarzy patrzyliśmy na siebie, ale nie robiliśmy zupełnie nic. Chyba nawet do tego zaczęłam się przyzwyczaić. Dlatego nie mogłam przerwać tej znajomości. Już teraz nie wyobrażałam sobie dnia bez usłyszenia chociażby jego głosu przez telefon.
Kiedy drzwi do mojego gabinetu z impetem się otworzyły, podniosłam głowę z biurka, nie chcąc, żeby ktokolwiek zauważył, że nie robiłam nic. W sumie to myślałam, ale nie było to zajęcie związane z moją pracą.
Ronaldo chodził koło mojego biurka, robiąc krok w jedną stronę, obracając się i robiąc krok w drugą. Przeczesywał nerwowo dłonią włosy, płytko oddychając i w ogóle nie obdarzając mnie spojrzeniem. Zakuło mnie w piersi, kiedy patrzyłam na niego w takim stanie. Widziałam, że coś go trapi, ale nie chciałam go wypytywać. Wiedziałam, że kiedy zbierze myśli, sam mi powie.
- Potrzebuję twojego samochodu. Teraz. - przystanął nagle, spoglądając na mnie zeszklonymi oczami. Momentalnie wstałam z fotela i podeszłam do niego. Przez chwilę przyglądałam się mu uważnie.
- Co się dzieje? - spytałam, a on po prostu zaczął kręcić głową na boki. Widziałam, że w jego oczach zbierają się łzy, ale ze wszelką cenę starał się nie dać im upustu.
- Nie wiem, nie wiem. - westchnął głośno, uciekając wzrokiem gdzieś na boki. Widząc, w jakim znajduje się stanie, złapałam go za ramiona.
- Cris, oddychaj. Powoli. - powiedziałam, nie spuszczając wzroku z jego ciemnych tęczówek, które były wypełnione strachem. Po chwili uczynił to, co mu mówiłam. - Teraz powiedz, co się dzieje.
- M-moja mama dzwoniła. Na początku nie chciała mi nic powiedzieć, ale od razu wyczułem, że coś jest nie tak. - przerwał na chwilę, żeby wziąć głęboki wdech. - Cristiano, on przewrócił się, a później wymiotował.- znowu przerwał, ale zaraz spojrzał na mnie z jeszcze większym przerażeniem. - Boże, co jeśli ma wstrząśnienie mózgu?
- Ej, ej. Uspokój się. Jeszcze nic nie wiadomo. - rzekłam szybko, chociaż nie powiem, sama zaczynałam być przerażona. Obeszłam szybko biurko i wzięłam torebkę. - Twoja mama dzwoniła po karetkę?
Pokręcił przecząco głową.
- Jedziemy tam, trzeba go zabrać do szpitala.
Czułam, że moje serce dudni w piersi, ale wiedziałam, że muszę zachować spokój. Dla niego.
- Nie musisz...
- Po pierwsze, nie pozwolę ci teraz prowadzić, a po drugie, chcę jechać. - posłałam mu delikatny uśmiech, chcąc chociaż odrobinę podnieść go na duchu. A on po prostu zrobił krok w moją stronę i złożył delikatny pocałunek na moim czole, sprawiając, że w moim brzuchu wybuchło stado motyli, a serce ogarnęło uczucie, którego jeszcze nigdy nie miało okazji doznać.
*
Wszystko działo się tak szybko. Wpadliśmy do domu Cristiano, zabraliśmy Małego i popędziliśmy tym razem samochodem Portugalczyka do najbliższego szpitala. Na pogotowiu od razu zajął się nim lekarz i zabrano go na badania. Od dobrej godziny czekaliśmy na korytarzu przed gabinetem na jakiekolwiek wieści, ale nikt do nas nie wyszedł. Cristiano oczywiście nie usiadł, tylko wciąż chodził w kółko. Wodziłam za nim wzrokiem, ale sama nie mogłam znieść tego czekania. Bałam się o Małego, ale wierzyłam, że będzie wszystko w porządku. Musiało.
Wstałam z plastikowego krzesełka, które zaskrzypiało lekko, ale nie przejęłam się tym. Zagrodziłam mu drogę i kiedy zauważył czubki moich butów, podniósł wzrok. Jego oczy były przepełnione bólem, czego nie mogłam znieść. Nie zastanawiając się dłużej, objęłam go w pasie, a on momentalnie otoczył moje ciało ramionami, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. Sama nie wiedziałam, co w tamtej chwili czułam. Moje serce biło znacznie szybciej, na skórze pojawiła się gęsia skórka, a po kręgosłupie przeszedł dreszcz. Uwielbiałam jego zapach. Uwielbiałam jego bliskość.
- Dziękuję, że jesteś tu ze mną. - wychrypiał do mojego ucha, a gorące powietrze uderzyło w moją skórę. Ścisnęło mnie w sercu. Odsunęłam od niego głowę i chwyciłam jego twarz w dłonie, czując lekki zarost.
- Od tego są przyjaciele. - rzekłam pewnie, unosząc jeden kącik ust do góry. Zastanawiałam się tylko, dlaczego tak ciężko przeszło mi przez gardło ostatnie słowo. - Jeśli tylko będę mogła, będę przy tobie.
Na te słowa uśmiechnął się smutno i ponownie mocno się we mnie wtulił, a ja pierwszy raz poczułam, że jestem tam, gdzie być powinnam.
- Pan Cristiano? - do naszych uszu dobiegł gruby głos, więc natychmiast spojrzeliśmy w kierunku, z którego dochodził, stając w odpowiedniej odległości od siebie. Mój przyjaciel pokiwał głową, a starszy mężczyzna wsunął na nos okulary i spojrzał w dokumenty, które trzymał w rękach, co chwilę na nas spozierając. Obydwoje byliśmy zniecierpliwieni, a on jak gdyby nigdy nic stał, nie odzywając się ani słowem.
- Co z Juniorem? - spytał po dłuższej chwili Cristiano, nie wytrzymując dłużej. Siwy doktor westchnął, ściągając okulary i włożył je do kieszeni białego fartucha. Zaraz jednak uśmiechnął się lekko, a ja już wiedziałam, że jest dobrze.
- Nie doznał żadnych obrażeń mózgu, zrobiliśmy wszystkie badania i żadne nie wykazało nic niepokojącego. Wstrząśnienie także wykluczyliśmy póki co oczywiście, bo wygląda na to, że Cris czuje się już dobrze i nie występują u niego żadne objawy. - słysząc to, równocześnie odetchnęliśmy z ulgą. - Jednakże zostawię go na dzisiejszą noc na oddziale. Tak na wszelki wypadek.
Cristiano skinął głową ze zrozumieniem i otaczając mnie ramieniem, złożył na moim czubku głowy krótki pocałunek, jakby był to dla nas normalny gest.
Zaś wewnątrz mnie toczyła się wewnętrzna walka między sercem a rozumem.
- Kiedy już go wypiszę, a wszystko będzie wyglądało dobrze, to i tak będą musieli państwo przyglądać się zachowaniu chłopca przez najbliższe trzy dni. Jutro przy wypisie powiem dokładnie na co muszą państwo zwrócić uwagę. - uśmiechnął się do nas lekko i serdecznie poklepał Ronaldo po ramieniu. Ewidentnie myślał, że obydwoje jesteśmy jego rodzicami. - Mogą państwo do niego iść. Zasnął już, ale miło mu będzie jak się obudzi przy was. Jakby co, to ja nic o tym nie wiem. - powiedziawszy to, po prostu nas wyminął.- Sala 303. - dodał jeszcze tylko przez ramię.
Nie zastanawiając się dłużej, ruszyliśmy tam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top