Rozdział dwunasty

Tuż po całym zajściu w basenie, niemal z niego uciekłam, tłumacząc się zmęczeniem i późną porą. Wychodząc z wody, oczywiście spaliłam buraka, bo doskonale zdawałam sobie sprawy, że piłkarz nie spuszcza ze mnie wzroku, ewidentnie obczajając moje tyły. Wcale nie czułam się z tym dobrze, że na takim etapie znajomości widział mnie w negliżu. Nie żebym się wstydziła swojego ciała. Po prostu to był facet! 

Oczywiście w nocy nie mogłam przez to wszystko spać. Miliony myśli kotłowały się w moim mózgu, sama rozmyślałam nie wiadomo o czym... o kim. Chociaż był jeden plus, gdyż doszłam do pewnego wniosku, a mianowicie muszę szczerze porozmawiać z Cristiano. Nie chciałam przecież, żeby robił sobie zbędne nadzieje. Musiałam przyznać, że naprawdę go polubiłam i gdyby nie moje wcześniejsze doświadczenia pewnie chciałabym czegoś więcej, a tak po prostu nie mogłam. Kiedy przypomnę sobie tamten ból... Poza tym wiążąc się z nim, musiałabym liczyć się z tym, że ma syna, a to naprawdę ogromna odpowiedzialność.

Zniecierpliwiona siedziałam na kanapie w holu tuż przed wejściem do restauracji. Mijały minuty a Cristiano nie było widać. Co prawda tylko pojedynczy zawodnicy Realu Madryt wychodzili ze śniadania, ale nie mogłam znieść już tego czekania. Ogarniał mnie taki sam stres jak przed egzaminem na prawo jazdy. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Wyłamywałam z nerwów palce, to oglądałam ze wszystkich stron paznokcie, przy okazji stwierdzając, że muszę wybrać się do kosmetyczki, to grałam w jakąś głupią grę na telefonie... 

Westchnęłam głośno i jakby wysłuchując moje modlitwy, grupki zawodników zaczęły się wyłaniać z hotelowej restauracji. Momentalnie wstałam na równe nogi i w miarę dyskretnie szukałam wśród nich idealnie ułożonych na żel włosów. Jednak nigdzie ich nie ujrzałam. Na końcu szedł ten cały Sergii, czy tam Sergio i już miałam nadzieję, że zaraz zza niego wyskoczy Cris, ale niestety nie było go. Przełknęłam powoli ślinę i widząc, że to jedyny sposób podeszłam do niego, drapiąc się po głowie.

Na początku nie wiedziałam, czy zwracać się do niego per pan, ale później doszłam do wniosku, że jest pewnie tylko kilka lat starszy ode mnie, więc postawiłam na "ty".  

- Hej. - zaczęłam niepewnie, a on chyba rozpoznając mnie, rozciągnął usta w lekkim uśmiechu. - Szukam Cristiano... Nie wiesz, gdzie go znajdę?

Popatrzył jeszcze tylko w bok, gdzie czekał na niego chyba jeden z Królewskich i machnął do niego ręką, że ma nie czekać. Ponownie zwrócił głowę do mnie.

- To jak? - spytałam, chcąc go pośpieszyć z odpowiedzią, gdyż naprawdę byłam już zniecierpliwiona, a chciałam mieć to wszystko już za sobą. 

- Ah, jest u siebie w pokoju. Jeśli chcesz, mogę cię do niego zaprowadzić. - posłał mi serdeczny uśmiech, machając jednocześnie komuś, kto przechodził za moimi plecami. 

Pokręciłam lekko głową. 

- Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy, że podasz numer pokoju. - odpowiedziałam wdzięczna. - W końcu znam ten hotel, jak własną kieszeń.

- No tak, zapomniałem, że to u ciebie gościmy. - ponownie się uśmiechnął, jednak zaraz westchnął. - Niestety zapomniałem też, jaki miał numer, więc chyba będziesz zdana na moje towarzystwo.

Popatrzyłam jeszcze na sekundę na recepcję, gdzie bez problemu podano by mi numer, ale wiedziałam, że zaraz cały hotel żyłby plotkami na mój i Cristiano temat. 

- Chyba będę musiała się przemęczyć. 

*

Biorąc głęboki oddech, zapukałam w ciemnobrązowe drzwi. Słysząc już po chwili "proszę", niepewnie nacisnęłam na klamkę i otworzyłam je. Weszłam do środka i już zaraz ujrzałam siedzącego na łóżku i rozmawiającego przez telefon Portugalczyka. Posłał mi tylko krótki uśmiech.

- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił z babcią. - powiedział do osoby po drugiej stronie słuchawki. Jak się domyślałam, rozmawiał ze swoim synkiem. Chciałam się wycofać i nie przeszkadzać mu, więc wskazałam kciukiem na drzwi za sobą. On zasłonił tylko dłonią mikrofon w telefonie i zwrócił się do mnie. - Poczekaj. - skinęłam głową i niepewnie weszłam głębiej, siadając na jednym ze skórzanych foteli. - Pomacham ci z boiska, więc liczę, że odwdzięczysz się tym samym. - zaśmiał się do telefonu, a ja nie potrafiłam spuścić z niego wzroku. - Tato też cię kocha, pa!

I rozłączywszy się, odrzucił telefon gdzieś na łóżko za sobą. Wstał i podszedłszy do mnie, przywitał się w hiszpańskim stylu, całując mnie w oba policzki. Dlaczego on to wszystko utrudniał? Mój już związany w supeł żołądek, skurczył się jeszcze bardziej. 

- Jak ma na imię? - spytałam cicho, chociaż wcale tak nie zamierzałam. Odchrząknęłam i zadałam pytanie jeszcze raz, ale głośniej. Poza tym Cristiano wszedł na chwilę do toalety, więc i tak tego wcześniejszego nie dosłyszał.

- Cristiano Ronaldo Junior. - odpowiedział dumnie, zamykając za sobą drzwi. Skinęłam głową, spuszczając wzrok na puszysty dywan pod moimi nogami, który tak bezczelnie brudziłam swoim sandałami na obcasie. Wtedy podsunął mi pod nos złożone na pół zdjęcie. Niepewnie je chwyciłam i rozłożyłam. Był na nim on ze swoim synkiem. Nie mogłam się nie uśmiechnąć na ten widok. - Jaki słodziak. - odezwałam się, spoglądając na Crisa.

- On czy ja? - spytał i śmiejąc się usiadł ponownie na łóżku. Przewróciłam oczami.

- Mówiłam, że jesteś strasznie próżny? - zaśmiałam się cichutko. Zdecydowanie zbyt dobrze czułam się w jego towarzystwie.

- Mówiłem, że to tylko przy tobie. 

Wypuszczając głośno powietrze, pokręciłam głową z rozbawieniem i podałam zdjęcie właścicielowi.

- Cristiano wyciął je z jakiejś gazety i dał mi. Powiedział, że jak będę się stresował przed meczem, to mam na nie spojrzeć, a poczuję, że jest razem ze mną. - powiedział, przyglądając się zdjęciu z dumnym uśmiechem. 

- Mądry chłopak. - westchnęłam, przenosząc wzrok na okno i widok za nim, a później na swoje dłonie. Biorąc głęboki wdech, podniosłam głowę i spojrzałam na niego. - Musimy porozmawiać. 

*

Jako, że napisałam już w 90% ostatni rozdział, już dzisiaj mam dla was następny. Mam nadzieję, że miło się czytało ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top