Rozdział trzynasty
Po tym jak powiedziałam, że chcę porozmawiać gdzieś, gdzie nikt nam nie przeszkodzi, doszliśmy do wniosku, a w sumie to ja, że najlepiej będzie jak po prostu gdzieś pojeździmy samochodem. Nie było to dla mnie zbyt komfortowe, gdyż nie należałam pewnie do najlepszych kierowców, ale wydawało się to lepszym rozwiązaniem od mojego gabinetu, do którego mógł przyjść każdy i od pokoju Crisa, którego jak się okazało, dzielił z jakimś Marcelo. Tak więc przemierzaliśmy hotelowy parking dla personelu w poszukiwaniu mojego auta. Ja oczywiście z przodu, krzyżując ręce na piersiach, zaś on szedł za mną. Tym razem nie przejmowałam się tym, że może bezkarnie patrzeć na mój tyłek, gdyż po prostu byłam zestresowana rozmową, która nas czekała. Bałam się jej, ale wiedziałam, że musimy ją odbyć.
- Jesteś tak podenerwowana, że gdybyśmy kiedyś uprawiali seks, miałbym wrażenie, że chcesz mi powiedzieć, że wpadliśmy. - przystanęłam natychmiastowo, czego się nie spodziewał, bo zatrzymał się w ostatniej chwili, kładąc dłonie na moich barkach. Chcąc zapomnieć o szybciej bijącym sercu, spojrzałam na niego przez ramię i posłałam mu piorunujące spojrzenie. Uniósł w geście obrony ręce. - Dobra, zrozumiałem. Nie masz humoru do żartów.
Ponownie ruszyliśmy, ale ponownie między nami zapanowała cisza. Jeszcze w drodze wyciągnęłam z torebki okulary i nasunęłam je na nos.
Znajdując się tuż przy moim białym Lamborghini Aventadorze, przystanęłam, żeby znaleźć kluczyki do niego.
- To twoje? - zadał mi pytanie tak wysokim głosem, że aż z trudem powstrzymywałam się przed śmiechem. Z niedowierzaniem obszedł samochód. - Mam dokładnie taki sam.
Nie skomentowałam tego, wciąż grzebiąc w pełnej wszystkiego torebce.
- Mam! - krzyknęłam w końcu z tryumfem, wyciągając za breloczek kluczyki . Z rozbawieniem patrzyłam na Cristiano przyglądającego się mojemu samochodowi. W końcu przeniósł na mnie wzrok, ale jego mina zrzedła.
- Ale ja nie wsiądę do niego z tobą za kierownicą. - mruknął po chwili zastanowienia. Przewróciłam oczami, wzdychając głośno.
- Masz tu dokumenty? - spytałam, krzyżując ręce na piersiach i w między czasie otworzyłam zamki w samochodzie.
- Zawsze biorę ze sobą portfel. - mruknął i jak na zawołanie wyciągnął go z kieszeni dżinsowych spodni. Kiedy tylko go schował, rzuciłam mu kluczyki. Jak chce, to niech jedzie. Szczerze było mi to na rękę, bo przynajmniej nie będzie miał okazji, żeby wytykać mi jakieś błędy.
Z uśmiechem je złapał i z tryumfem zajął miejsce za kierownicą. Poszłam w jego ślady i weszłam od strony pasażera. Zapięłam pasy i spojrzałam na niego. Akurat poprawiał snapback'a, który spoczywał tyłem na przód na jego głowie i założył okulary przeciwsłoneczne, które dotychczas wisiały na dekolcie jego białej koszulki. Kącik moich ust niebezpiecznie drgnął ku górze.
- Szykuj się na przyjemną jazdę. - powiedział, po czym przekręcając w stacyjce kluczyk, odpalił silnik. Wbił odpowiedni bieg, spuścił ręczny i ruszyliśmy.
*
Jeździliśmy już dobre kilkanaście minut i patrząc na zatłoczone chodniki Madrytu, mięliśmy szczęście, że nikt do tej pory nas nie rozpoznał. Nie żebym jakoś szczególnie interesowała się widokami za szybami samochodu, ale po prostu nie potrafiłam patrzeć na kierującego mężczyznę, bo po prostu wyglądał zbyt dobrze, kiedy skupiał się na wykonywanej czynności.
- O której dzisiaj gracie? - zadałam pytanie, uprzednio przyciszając jeszcze bardziej radio, które i tak zbyt głośno nie grało. Nie miałam nawet odwagi zacząć "tej" rozmowy, więc żeby jakoś zapełnić tą ciszę w samochodzie, spytałam o pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Nie martw się, zdążę. - dopiero kiedy się odezwał, odważyłam się na niego spojrzeć. O dziwo był teraz naprawdę poważny. - Chciałaś porozmawiać...
Skinęłam głową, nawet nie wiedząc, czy to widział. Moje serce dudniło w piersi, powodując niemałe mdłości. Brałam głębokie wdechy, a później powoli wypuszczałam powietrze.
- Widzisz, może tego nie pokazuję, ale... - zaczęłam powoli, uważnie śledząc mimikę Portugalczyka. - Zdążyłam cię polubić, chyba.
Na sekundę jego kąciki drgnęły do góry, żeby zaraz opaść.
- Ale?
Westchnęłam głośno, bawiąc się pierścionkiem na moim małym palcu.
- Nie mogę Ci nic zaproponować oprócz przyjaźni. - mruknęłam to tak cicho, że nie wiedziałam, czy nawet mnie usłyszał. Poczułam, że stanęliśmy, więc rozejrzałam się. Wcale nie byliśmy na jakimś skrzyżowaniu, on po prostu zjechał na parking jakiegoś sklepu. Ściągnęłam więc okulary, co zaraz uczynił również on.
- Masz kogoś? - spytał po chwili, a ja podniosłam na niego wzrok. Wiedziałam, że moje policzki były teraz całe czerwone, ale jakoś nie przejmowałam się tym.
- Nie.
Zacisnął szczękę na moment, patrząc przed siebie.
- Więc dlaczego? Podaj mi jeden powód.
Wypuściłam głośno powietrze.
- To nie jest takie proste, Cristiano. - jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. Jednocześnie chciałam w to brnąć i nie mogłam. Byłam pomiędzy młotem a kowadłem. - Po prostu nie mogę.
Gorzko się roześmiał, na co cała zadrżałam. Jednak nie dziwiłam się jego reakcji. Nie udzieliłam mu zbyt dorosłej i dokładnej odpowiedzi, ale po prostu nie potrafiłam ot tak wyznać mu całej prawdy. Może też nie chciałam, bo według mnie, będąc kompletnie zranioną i porzuconą dla innej, nie miałam się czym chwalić.
- Coś jest ze mną nie tak?
Przesunęłam dłonie z twarzy na kark i spojrzałam ku górze. Było mi trudniej niż się spodziewałam.
- To nie tak, musisz mnie zrozumieć. - kątem oka na niego spojrzałam, licząc, że nawiąże ze mną kontakt wzrokowy, ale on jednak uparcie patrzył przed siebie. Przez dłuższą chwilę między nami panowała zupełna cisza.
- Chodzi o mojego syna? - odparł w końcu, a mnie zmroziło. Popatrzyłam na niego, przechylając głowę na bok. Tym razem patrzył w moim kierunku. Jego ciemne tęczówki przeszywały mnie na wskroś.
- Myślę, że jestem na tyle dojrzała, że dziecko nie byłoby dla mnie problemem ani przeciwnością. - wytłumaczyłam mu od razu, przypominając sobie, jak jeszcze siedem miesięcy temu myślałam o planowaniu ciąży. Zakuło mnie w sercu, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.
- Więc nie rozumiem. - wzdychając, wzruszył ramionami.
Po tym już nie mięliśmy odwagi się odezwać, więc Cristiano wyjechał z parkingu, a następnie przemierzył ulice Madrytu i wjechaliśmy na parking mojego hotelu.
Dopiero wtedy poznałam, czym jest niezręczna cisza.
*
Powiem tak. Nie jestem w pełni zadowolona z tego opowiadania, jednak jestem szczęśliwa, że udało mi się napisać je do końca. Chociaż skłamałabym, że te ostatnie rozdziały są piękne i pisałam je z przyjemnością. Było trudno, ale powiedziałam, że je dokończę i skończyłam. Mogą być trochę wymuszone, dlatego już dzisiaj za to przepraszam. Może zanim je dodam uda mi się je poprawić.
Dziękuję za wszystko, lofki, kiski, do następnego <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top