Rozdział dwudziesty pierwszy

Po wcześniejszym uprzedzeniu przyjaciółki o swojej wizycie bez pukania weszłam do jej niedużego mieszkania. Ściągnęłam pośpiesznie swoje sandałki na obcasie ze stóp i przeszłam przez krótki korytarz, wchodząc do salonu. Nie było tam jednak Anto, więc zawróciłam i weszłam do przytulnej kuchni. Siedząca przy stole dziewczyna, jedząc kanapki i jednocześnie czytając gazetę, podniosła wzrok i na mój widok szeroko się uśmiechnęła. Ja zaś tylko głośno westchnęłam. 

- Muszę się czegoś napić. - powiedziałam, a ona słysząc to, momentalnie wstała i wzięła butelkę wody, żeby mi nalać do szklanki. Odchrząknęłam wtedy, a ona zaskoczona spojrzała na mnie przez ramię. - Nie to miałam na myśli.

Na te słowa na jej twarz wtargnął zawadiacki uśmiech.

- Chętnie ci potowarzyszę. 

*

Tak bardzo jak wcześniej byłam pewna, że wypad do klubu, napicie się jest idealny pomysłem, tak bardzo przestałam być jak tylko przekroczyłam jego próg. Wszystko mnie tam denerwowało - dudniąca muzyka, pijani ludzie, nawet podchodzący co jacyś czas fani, żeby zrobić sobie zdjęcie. Ale najbardziej wkurzał mnie fakt, że stojący przede mną różowo-niebieski drink wyglądał tak pięknie i pachniał, a ja zupełnie nie miałam ochoty go pić. Mieszałam w nim małą parasolką, zajmując się własnymi myślami. Na szczęście Anto poszła na parkiet i wywijała w rytm muzyki, więc nie było nikogo, kto na dłużej przerywałby moje rozmyślania. Chociaż chciałam w końcu przestać, nie potrafiłam. Cristiano przecież powiedział, że wie, że się w nim zakocham. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Byłam jednocześnie na niego zła - doskonale wiedział, że tego nie chcę, a ewidentnie robił wszystko, żeby się tak stało (po prostu był), a z drugiej strony nie wyobrażałam sobie, żeby go nie było w moim życiu. Już  teraz ściskało mnie w sercu, a ostatni raz widzieliśmy się kilka dni temu, bo wraz z Realem Madryt wyjechał na jakiś ważny mecz do Milanu. Jakaś Liga Mistrzów czy coś. Ciągle zastanawiałam się co robi, jak się czuje, czy się denerwuje, czy nie... Czekałam, aż zadzwoni, wyśle smsa...

- Może zatańczymy? - usłyszałam nagle nad swoim uchem, więc drgnęłam wyrwana ze swoich myśli. Odwróciłam powoli głowę, żeby zobaczyć wysokiego chłopaka pewnie w moim wieku. Uśmiechał się zalotnie, na co pewnie kupował większość dziewczyn, zaś mnie nie ruszyło to zupełnie.

- Nie mam ochoty. - odpowiedziałam niewzruszona, starając się przekrzyczeć muzykę. Kiedy moje słowa doszły do niego, przechylił głowę na bok i podszedł do mnie jeszcze bliżej, stając dosłownie centymetry ode mnie. Uniosłam tylko pytająco brew.

- Tylko jeden taniec, obiecuję. - odezwał się po chwili, wyciągając w moim kierunku swoją dłoń. - No, nie daj się prosić. 

Westchnęłam głośno, zsuwając się z barowego krzesła. Niechętnie chwyciłam jego dłoń.

- Tylko jeden. - mruknęłam, nawet nie myśląc, czy będzie w stanie mnie usłyszeć. Kiwnęłam głową w kierunku parkietu, a on zwycięsko się uśmiechnął i już zaraz prowadził mnie w stronę tańczącego tłumu, idąc tuż przede mną.

Nie wiem, dlaczego nagle poczułam się tak... dziwnie. Jakbym miała zrobić coś niewłaściwego. Patrzyłam na jego szerokie plecy i nagle zrozumiałam. Nie chciałam, żeby to on szedł przede mną. Chciałam widzieć tam zupełnie kogoś innego. 

Momentalnie puściłam jego dłoń, a on zaskoczony odwrócił głowę w moim kierunku. 

- Przepraszam, ale naprawdę nie mam ochoty. - wytłumaczyłam się, stając na palcach i próbując mówić na tyle głośno, żeby był w stanie mnie usłyszeć. Nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się i ruszyłam w stronę baru. Ku mojemu zdziwieniu siedziała przy nim Anto.

- Muszę stąd, jak najszybciej wyjść. - powiedziałam do niej, a ona nie zadając żadnych pytań, skinęła tylko głową. W tamtym momencie dziękowałam jej za to. 

*

Siedząc już w taksówce i jadąc w kierunku La Finca, osiedla, na którym mieścił się mój dom, wyciągnęłam telefon z torebki i jakby  w transie wybrałam odpowiedni numer. Przyłożyłam go do ucha, mając nadzieję, że Cris odbierze. Tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos. 

- Mari, coś się stało? - zapytał zmartwionym głosem, gdy tylko odebrał. Moje serce momentalnie przyśpieszyło rytm bicia. 

- Nie, nie. - pośpiesznie zaprzeczyłam, a on odetchnął z ulgą.

- Wiesz, która jest godzina? 

Westchnęłam, nagle sobie przypominając, żeby było grubo po drugiej, a on musiał odpoczywać przed jutrzejszym meczem. 

- Wiem, przepraszam, ja tylko... - zaczęłam podenerwowana, ale sama nie wiedziałam, jak powinnam skończyć. Przecież nie mogłam mu po prostu powiedzieć, że za nim tęskniłam. Albo po prostu się wstydziłam...

Usłyszałam jego lekki, stłumiony śmiech, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Co, stęskniłaś się? - spytał rozbawiony. Moje serce jakby stanęło, a ja nagle tak po prostu spoważniałam.

- Tak, Cris. - zaczęłam niepewnie, obawiając się jego reakcji. - Stęskniłam się. 

*

Miałam o to nie żebrać, ale... może jakiś mały komentarzyk? Może być nawet taki krytyczny, po prostu jakikolwiek. Będzie mi naprawdę miło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top