9. You can't run from me
Po chwili na boisko weszła druga drużyna.
Oba zespoły odizolowały się od siebie obmyślając taktykę. Justin tłumaczył coś każdemu. Pewnie był kapitanem.
Robiło się coraz bardziej tłoczno.
-Wolne?- spojrzałam na szatyna wskazującego palcem na miejsce obok mnie.
- Jasne, siadaj - uśmiechnęłam się.
Chłopak zajął miejsce.
Usłyszałam dźwięk gwizdka oznaczającego początek gry. Wróciłam wzrokiem na boisko. Drużyna Justina miała biało-niebieksie koszulki a ich przeciwnicy biało- żółte.
- Dragons czy Knights? - zmarszczyłam brwi na pytanie mojego sąsiada, którego nie rozumiałam.
- Co?
- Tak nazywają się drużyny, które dzisiaj grają- w tym momecie strzeliłam sobie mentalnie w twarz. Siedzę tu już jakieś 20 minut i nawet nie przeczytałam nazwy.
Na swoją obronę mam to , że nie jestem tutaj z własnej inicjatywy, więc nie będę się jakoś specjalnie udzielać.
- Aaa no tak. Jestem za..-rzuciłam szybkie spojrzenie na pierwszego lepszegl gracza w niebieskiej koszulce- Dragons
- Wielką fanką, to ty nie jesteś- zaśmiał się- Bryan- podał mi rękę
- Emily- odwzajemniłam gest-...kolega gra dzisiaj, więc oto jestem- zaśmiałam się nerwowo. Justin i ja zdecydowanie się nie kolegujemy. Ale, co miałam powiedzieć?
Jestem tutaj przez aroganckiego dupka, który zajebał mi kluczyki? No chyba nie.
- Który to ? - zapytał Bryan.
Odwróciłam głowę spowrotem w stronę boiska. Zawodnicy swobodnie chodzili, siedzieli. Już skończyła się pierwsza połowa? Wow, ale się zagadałam.
W pewnym momecie dostrzegłam blondyna patrzącego prosto na mnie i Bryana.
- Ten oparty o ścianę. Justin- odpowiedziałam szatynowi.
Ciągle czułam na sobie jego wzrok.
Znowu spojrzałam w stronę Justina.
Nasze oczy się spotkały. Jego karmelowe tęczówki świdrowały mnie na wylot a ja, jak zahipnotyzowana robiłam to samo.
Poczułam coś mokrego na mojej koszulce.
- Emily, strasznie cie przepraszam- dotknęłam bluzkę, która lepiła się od soku pomarańczowego. Bryan wyciągnął chusteczki i próbował naprawić sytuację.
- Spokojnie, nic się nie stało. Pójdę do łazienki przemyć wodą- wstając spojrzałam przelotne na ścianę ,pod którą jeszcze chwilę temu stał Justin.
Zeszłam z trybun i skręciłam w długi korytarz. Nie mam zielonego pojęcia,czy idę w dobrą stronę. Minęłam szatnie zawodników i nareszcie, na samym końcu były toalety. Weszłam do jednej z nich, wcześniej upewniając się,że jest to damska. Nie chcę zobaczyć czegoś, czego nie powinnam.
Zmoczyłam lekko brudne miejsce i potarłam mając nadzieję, że to zmniejszy widoczność plamy.
Po 15 minutach "prania" nie widziałam większej poprawy...kuźwa.
Dobra,nie obchodzi mnie to. Mogę iść już do domu. Co z tego, że Justin wie, gdzie mieszkam. Mecz chyba jeszcze trwa.
Wyszłam z łazienki i skierowałam się do wyjścia. Stanęłam w połowie drogi.
Tłum ludzi zmierzył do drzwi. Serio, już koniec? Szybko minęło...może dlatego że 3/4 meczu przegadałam z Bryanem a potem siedziałam w łazience. Właśnie! Miałam się z nim pożegnać, ale teraz na pewno juź go nie znajdę. Szkoda...
Z wielką trudnością przepchałam się do wyjścia.
Kiedy,mogłam już odetchnąć świeżym powietrzem, ruszyłam wzdłuż parkingu.
Nie muszę czekać na Justina. Umowa była taka, że mam z nim gdzieś pojechać, o powrocie nie było mowy. Wykonałam swoje zadanie, teraz mogę się w spokoju oddalić.
Byłam już przy bramie wyjazdowej, kiedy usłyszałam za sobą..
- Wybierasz się gdzieś?- odwróciłam się.
Justin stał oparty o swój samochód.
- A na co to wygląda? - zapytałam ironicznie
- Przede mną nie uciekniesz Shawty- zaśmiał się i ruszył w moją stronę.
- Przyjechałam tu z tobą, tak jak się umawialiśmy. Teraz mogę iść do domu- nagle zabrakło mi odwagi. Stał centralnie przede mną. Jeszcze krok i czułabym jego oddech na twarzy.
- Wieczór dopiero się zaczyna. Jedziesz ze mną- kuźwa co?!
- Nie sądzę- odwróciłam się i już chciałam odejść...
- Już Ci mówiłem, że przede mną nie uciekniesz- zostałam gwałtownie odwrócona przez uścisk na moim nadgarstku- I nie wygrasz- te słowa zostały wypowiedziane prosto do mojego ucha.
- No dobra, ale wyjdę,kiedy będę chciała- on może mi stawiać warunku a ja nie ? Tak to nie działa.
- Grzeczna dziewczynka- puścił mnie i ruszył do auta a ja za nim.
Jechaliśmy w ciszy. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Tradycyjnie obserwowałam otoczenie za oknem.
Chwila...gdzie ja właściwie jadę?
- Gdzie jedziemy?- spojrzałam na Justina
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła- cały czas patrzył na drogę.
- I tak już w nim jestem. Więc?- jestem taka odważna,8 kiedy na mnie nie patrzy.
- Nie denerwuj się skarbie, złość piękności szkodzi- rzucił mi przelotne spojrzenie z tym swoim uśmieszkiem. Przyznam, że teraz się trochę wkurzyłam. Czemu on jest taki obojętny na moje riposty??
- Serio "skarbie" ? Nie stać cię na coś bardziej oryginalnego? - zakpiłam
- Potrafię być bardzo oryginalny. Mogę ci pokazać, jeśli chcesz- oblizał usta i patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi...
JUSTIN POV
Emily zaczerwieniła się i odwróciła głowę.
Na moje usta wkradł się mały uśmiech.
Jest słodka, kiedy się wstydzi...dobra chyba mnie pojebało.
Skupiłem się na drodze, żeby dogonić myśli
o dziewczynie.
Po 20 minutach byliśmy na miejscu.
Zaparkowałem na pierwszym wolnym miejscu i wyłączyłem silnik. Nawet tu słychać było muzykę.
Wsiadłem z auta i otworzyłem drzwi dziewczynie.
- Idziemy na imprezę?- zapytała
- Zwycięstwo trzeba oblać- złapałem Emily w talii i ruszyliśmy do wejścia. Czułem, jak się spieła przez mój dotyk. Nie sprzeciwiła się. Już niedługo będzie moja...
EMILY POV
Justin objął mnie w talii. Przeszedł mnie dreszcz...przyjemny. W tym się nie oszukam. Podoba mi się. Nie no, musze się uspokoić. Posiedzę chwilę i pójdę do domu.
Weszliśmy do ciemnego pomieszczenia.
Jedynym blaskiem były lampy rzucające kolorowe smugi światła. Już na wejściu cofnęło mnie od zapachu alkoholu.
Stanęliśmy przy barze.
- Co podać?- zapytał barman.
- Sok pomarańczowy- powiedziałam.
Barman posłał mi duży uśmiech.
- Cola- rzucił oschle Justin
- Już się robi- spojrzał na Justina bez wyrazu twarzy.
Po chwili dostaliśmy swojej zamówienie.
Justin upił łyk coli.
- Zaraz wracam. Czekaj tu na mnie- powiedział i poszedł do jakiś chłopaków.
Przywitali się jak przyjaciele. Pewnie długo ich zna.
Odwróciłam się i upiłam trochę soku.
- To twój chłopak?- spojrzałam na chłopaka za barem.
- Nie, to...kolega- uśmiechnęłam się niezręcznie. Nie nawidzę, jak ktoś pyta mnie o relacje z Justinem.
- Dość...zaborczy- jak aż tak go interesuje Justin, to niech z nim wywiad przeprowadzi.
- A ty dość ciekawski- chłopak się lekko zmieszał.
- Coś jeszcze?- wskazał na pustą szklankę.
- Wódka z colą- raz się żyje. W końcu jest sobota.
Wypiłam mojego drinka niemal jednym duszkiem. Spojrzałam w stronę, gdzie przed chwilą Justin rozmawiał z chłopakami. Nie było go tam.
Nie będę tu siedzieć jak idiotka i czekać aż łaskawie wróci.
Wstałam i poszłam na parkiet.
Weszłam pomiędzy tłum tańczących ludzi.
Zaczęłam ruszać się w rytm "In the name of love ". Poczułam czyjeś ręce na talii.
Odwróciłam się. Był to wysoki brunet. Przystojny. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam moje ruchy.
Gdyby nie procenty, pewnie nie odważyłabym się na to.
Tańczyłam coraz odważniej kręcąc biodrami.
- Odbijamy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top