7
Max
Siedzę na krześle w kuchni, obserwując Kate krzątającą się po pomieszczeniu. Nadal miała tylko bieliznę i koszulkę opinającą jej brzuch. Wczoraj byliśmy na ostatnim usg. Katie nadal nie chciała poznać płci dziecka. I dziś, akurat dziś poczuła się tak świetnie, że postanowiła jechać do klienta i samemu zrobić projekt schodów. Czy ona nie rozumie, że zostało jej mniej niż 2 tygodnie do terminu porodu i może urodzić w każdej chwili? Kłóciłem się o to chyba 3 razy ale ona jest nieugięta. Odpuściłem więc a ona obiecała, że będzie dobrze.
Po 9:00 poszła do sypialni, żeby się przebrać. Wróciła po chwili w ślicznej, zwiewnej sukience.
- To może chociaż Cię podwiozę?- zaproponowałem.
- Nie, poradzę sobie. Mam adres zamieszkania tego faceta. Jeżeli to się uda, będzie więcej pieniędzy - powiedziała.
- I tak masz ich dużo - zauważyłem.
- To nic - uśmiechnęła się.- Muszę jechać.
- Uważaj na siebie - powiedziałem całując jej brzuch.
- Będę - powiedziała, chwyciła kluczyki i wyszła z mieszkania, zostawiając mnie samego.
Wstałem i z kubkiem kawy poszedłem do pokoiku dla dziecka. Nad brązowym łóżeczkiem wisiała tablica kredowa, na której Katie miała napisać imię dziecka. Postanowiła, że pokoik tak czy siak będzie zielony. Lubiła ten kolor i nie chciała podlegać stereotypom, że jeżeli rodzi się dziewczynka musi być na różowo a jeśli chłopiec to na niebiesko. Wszystko było już przygotowane. Torba na porodówkę stała za drzwiami, spakowana wcześniej i sprawdzona dokładnie.
Wróciłem do salonu, usiadłem przed telewizorem i zacząłem oglądać mecz.
Katie
Jechałam przez miasto, prowadzona przez nawigację. Jedną dłoń trzymałam na brzuchu dziecka, czując lekkie kopniaki. Mały lubił kopać, dlatego naciskałam delikatnie na brzuch na co on odpowiadał. Uśmiechałam się, czując, że dziecko będzie moim małym oczkiem w głowie.
W końcu zatrzymałam się pod nowoczesnym apartamentowcem. Wysiadłam na chodnik, obciągając sukienkę. Wzięłam torebkę i weszłam do środka. Na długiej liście znalazłam odpowiedni numerek, który podał mi właściciel. Wcisnęłam go i usłyszałam sygnał, otwierający drzwi. Weszłam dalej, wsiadłam do windy i pojechałam na odpowiednie piętro, wysoko ponad inne budynki. W końcu drzwi się otworzyły i wyszłam na duży korytarz odnajdując po chwili mieszkanie numer 221B. Zapukałam. I kiedy drzwi otworzyły się złapał mnie nieprzyjemny skurcz.
- Ed - powiedziałam.
- Katie - uśmiechnął się, otwierając szerzej drzwi.- Wejdź proszę.
- Czy to jest jakiś żart?- zapytałam.
- Nie, dlaczego wogóle tak uważasz?- zapytał.
-Nie podałeś ani imienia, ani nazwiska umawiając się na spotkanie ze mną - powiedziałam.- Taki był plan?
- Przecież wiesz, że nie - powiedział.- Wejdziesz?
Zaciskając dłonie na pasku torebki weszłam do mieszkania. Razem z nim trafiłam do salonu, usiadłam na kanapie a on niedaleko mnie.
- Dlaczego tu jestem?- zapytałam w końcu.
- Żeby zrobić projekt mojego mieszkania - powiedziała.
- Jasne - prychnęłam.- A tak na prawdę?
- Wyglądasz na prawdę świetnie - pochwalił mnie.
- Nie zmieniaj tematu Ed. Wiesz, że po Twojej zdradzie to był definitywny koniec - prychnęłam, zaciskając dłonie, czując skurcz.
- Wiesz, że tego nie chciałem - powiedział.- Dlaczego nie możesz mi wybaczyć i pozwolić mi wychowywać dziecka?
- Bo doskonale wiedziałeś, jaka jestem. A ja wiedziałam jak zareagujesz na ciążę - powiedziałam.
- Daj mi jeszcze jedną szansę - wypalił.
- Nie ma mowy - powiedziałam.
- Błagam, Katie - powiedział ciszej.
- Nie. Nie będziesz wychowywał mojego dziecka. Twoja reakcja pokazała mi, jakim byłbyś ojcem - poczułam kolejny skurcz.- Muszę iść.
- A projekt?- zapytał.
- Pieprzyć projekt - powiedziałam.
Wstałam i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi. On ruszył za mną i chwycił moją dłoń. Poczułam silny skurcz. Położyłam dłoń na brzuchu, zaciskając powieki.
- Kate - powiedział, chwytając mnie za ramiona i pomagając mi usiąść na pobliskim krześle.- Masz skurcze?
- Od rana, ale nie były silne - powiedziałam cicho.- Jeszcze 10 dni do terminu.
- Mam wezwać karetkę?- zapytał, kładąc dłoń na moim brzuchu.
- Nie, nie, zaraz przejdą - powiedziałam, zaciskając dłoń na jego dłoni.
Czułam jak mnie obserwuje. Po kilku minutach skurcze przeszły, ale czułam że to dzisiaj. Pozbierałam się, poprawiłam sukienkę i wyciągnęłam telefon z torebki. Skierowałam się do drzwi, otworzyłam je i wyszłam z mieszkania.
- Katie - usłyszałam za plecami.- Jeżeli będziesz mnie potrzebować, nadal mam ten sam numer. Chciałbym je chociaż zobaczyć.
- Pomyślę nad tym - powiedziałam wchodząc do windy. Zanim drzwi się zamknęły zobaczyłam jego twarz.
***
Wsiadłam do samochodu i wybrałam numer Max'a.
- I jak poszło?- zapytał.
- Bierz torbę i jedziemy do kliniki. Ja już wyjeżdżam - powiedziałam, odpalając silnik.
- Mówiłem, że to zła decyzja - powiedział.- Będę tam za 20 minut.
- Ja też, do zobaczenia - powiedział i nagle poczułam ekscytację. Niedługo będę mamą.
Rozłączyłam się i ruszyłam w kierunku kliniki. Dojechałam tam po 30 minutach, prawie równo z Max'em, który wyciągał właśnie torbę z bagażnika.
- Nic nie mów - powiedziałam, wysiadając z samochodu.
- Miałem rację - powiedział, biorąc mnie za dłoń.- Silne skurcze?
- Trochę - pokiwałam głową i poszliśmy do szpitala.
***
Leżałam już na sali, przebrana i podłączona do aparatury badającej skurcze. Nabrały na sile i częstotliwości. Czyli to dzisiaj. Urodzi się moja córeczka albo synek. Max siedział obok w fotelu, obserwując mnie. Wieczorem przyszła pielęgniarka i kiedy zbadała mi rozwarcie zdziwiłam się, że było dopiero 5 cm. Oznaczało to, że dziecko pewnie urodzi się nad ranem albo dopiero jutro. Położyłam się więc na boku i usnęłam.
Obudził mnie silny skurcz. Zwinęłam się mocniej na boku ale poczułam się jeszcze gorzej. Max spał w fotelu, zwieszając głowę. Podniosłam się z łóżka i jak na zawołanie odeszły mi wody.
- Max - powiedziałam, opierając się o łóżko.- Max, obudź się, Max.
Mężczyzna otworzył oczy.
- Co jest?
- Odeszły mi wody, zawołaj położną - powiedziałam.
Wstał z fotela i wybiegł z sali. Nie ruszałam się dopóki nie wrócił, żeby przypadkiem się nie poślizgnąć. W końcu wrócili, Max pomógł mi położyć się na łóżko a pielęgniarka zbadała rozwarcie.
- To 10cm, wezwę drugą pielęgniarkę i za chwilę zaczniemy - powiedziała i wyszła.
- Słyszałeś? Zaraz urodzę dziecko, a prawie nie mam skurczy - powiedziałam.
- Pamiętasz jeszcze, że wzięłaś zewnątrz oponowe?- zapytał, stając przy łóżku.
- Może to przez to - wzruszyłam ramionami.
- Może na pewno - uśmiechnął się.
Po chwili położna i pielęgniarka wróciły do sali. Przybrałam odpowiednią pozycję i zaczęłam przeć. Nie było najmniejszego problemu z urodzeniem główki. Bolało, poród zawsze będzie bolał, ale nie jestem tym typem kobiety, która będzie krzyczała. Trzymałam Max'a za dłoń, czekając na następny skurcz. Kiedy nadszedł zaparłam się i po chwili usłyszałam krzyk dziecka. W moich oczach stanęły łzy. Położna osłoniła moją pierś i położyła na niej płaczącego malucha.
- To zdrowy chłopiec - oznajmiła z uśmiechem.
- To mój chłopiec - powiedziałam przez łzy, tuląc chłopca do piersi. Max stał przy mnie ale chyba nadal nie wierzył, że to się stało. W końcu przybliżył twarz do mojej i pocałował mnie w policzek.
- Udało Ci się - powiedział cicho patrząc na chłopca.- Jak mu dasz na imię.
- Nathaniel - uśmiechnęłam się lekko, całując synka w czółko.
- Mały Nathaniel - uśmiechnął się.- Pasuje mu.
- Od zawsze chciałam mieć synka Nathaniela - powiedziałam cicho.
- Nareszcie go masz.
- Nie mam. Mamy Max, mamy - uśmiechnęłam się.- Chcę, żeby w dowodzie miał Twoje nazwisko.
- Będę zaszczycony mogąc być dla niego tatą - powiedział a w jego oczach stanęły łzy.
- Wiem - szepnęłam.- Kocham Cię.
- A ja Was, Katie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top