2
Jak najszybciej wydostaję się z oddziału położniczo-ginekologicznego i wychodzę przed szpital, na mróz. Pada śnieg. Wsiadam do czarnego Range Rover'a i odjeżdżam.
Nie wiem co dalej robić. Jestem w ciąży. Nie wiem, jak się zachować. Nie wiem jak powiedzieć to Ed'owi. Przecież wiem jak zareaguje. Ochrzani mnie, a to nie moja wina.
Jadę przez miasto, prosto do biura w którym pracuje Ed.
Staję na parkingu, wzdycham głęboko i wchodzę do wysokiego budynku. Sekretarka wita mnie miłym uśmiechem. Nie bardzo mam ochotę go odwzajemnić, ale zmuszam się do lekkiego uśmieszku. Wchodzę do windy i jadę na 40 piętro.
- Czemu nie wykonujesz swojej jebanej pracy?!- słyszę krzyk.
To Ed. Poznam ten głos na kilometry.
Uśmiecham się pod nosem i idę w kierunku krzyków.
Ed Roe. Stoi właśnie przy biurku jakiegoś żółtodzioba i się na niego wydziera.
Wszyscy patrzą za mną, kiedy idę w ich stronę.
Ed się odwraca. Ma złość na twarzy, która nagle znika. Pojawia się na niej uśmiech.
Szczerzy się do mnie jak nie wiem co.
- No co?- uśmiecham się.
- No nic - powiedział, podszedł do mnie i pocałował, obejmując w talii.- Chciałem zabrać Cię do restauracji dziś wieczorem. Masz jakieś plany.
- Nie - kręcę głową.
- Świetnie. Mogę już w sumie wracać do domu - powiedział zerkając na zegarek, który wskazywał 16:45.
- To wracamy do domu?- zapytałam.
- Wiesz, muszę skoczyć jeszcze w jedno miejsce - powiedział.- Będę na 19:00 w domu. Będziesz gotowa, umalowana i będziesz miała wybraną sukienkę, żebym nie musiał długo czekać?- zapytał szczerząc się.
- No dobrze - powiedziałam trochę rozczarowana.
Weekend mieliśmy spędzać razem.
- Hej, to mi wypadło - powiedział całując mnie w nos.- Nawaliłem, wiem.
- Nie szkodzi - powiedziałam patrząc w jego brązowe oczy.
- Jedź do domu mała, a ja jak najszybciej załatwię tu gówno i wrócę - powiedział powiedział całując mnie w policzek.
- No dobra - powiedziałam.- 19:00?
- 19:00 - powiedział klepiąc mnie w pośladek przy wszystkich, szczerząc się.
- Nie pozwalaj sobie - powiedziałam, odwróciłam się i odeszłam.
Miałam mu dziś powiedzieć o ciąży. Z takim zamiarem tu przyjechałam. Wszystko licho wzięło.
A może po prostu zrobię test i pokażę mu?
23:00
Siedzę na kanapie, w czarnej sukience i w szpilkach.
Ed nie wrócił.
Może po prostu coś mu się przedłużyło?
Po kolejnej godzinie stwierdzam, że restauracja jest już raczej zamknięta.
Zmywam makijaż, przebieram się w piżamę i kładę po łóżka, trochę zawiedziona.
Dzisiaj chciałam mu powiedzieć. Chciałam mu pokazać zdjęcia maluszka. Naszego dziecka.
Zasypiam ze zdjęciem usg pod poduszką.
10:00
Budzę się z głębokiego snu. Część łóżka obok mnie została bez zmian. Ed nie wrócił na noc.
Gdzie w takim razie był?
Wychodzę niechętnie z łóżka. W salonie też nie widzę zmian. Wracam do sypialni i ubieram się. W łazience czeszę włosy i myję zęby.
Wracam do salonu. Powinnam coś zjeść. Otwieram lodówkę. Wyciągam mleko i miseczkę. Nasypuję płatków do miski i zalewam mlekiem. Zjadam je, patrząc przez okno. Pruszy śnieg. Jest pięknie.
Kiedy kończę wstawiam miseczkę do zlewu, ubieram się i wychodzę. Wsiadam szybko do samochodu i odjeżdżam. Jadę do biura Ed'a.
Może tam go zastanę.
Kiedy dojeżdżam pod firmę zauważam jego samochód.
Kręcę głową, wysiadam i idę w kierunku drzwi.
Dziś jednak nie wita mnie "blondynka nr.5" z krzywymi zębami.
Może jeszcze jej nie ma.
Jadę na 40 piętro i kieruję się do jego gabinetu.
"Edward Roe, kierownik"
Patrzę się w tabliczkę na drzwiach.
Łapię za klamkę i uchylam drzwi.
W moich oczach automatycznie pojawiają się łzy.
To Ed i "blondynka nr.5" śpią wpół nadzy na ziemi. Wszędzie wokół leżą ich ubrania.
Nie potrafię nic powiedzieć.
To było to coś, co go zatrzymało.
Szybko i bezszelestnie się wycofuję.
Wracam do samochodu, siadam za kierownicą i odjeżdżam z łzami w oczach.
Zdradził mnie.
Ed mnie zdradził.
Ale... przecież byliśmy szczęśliwi.
Wróciłam do domu i zaszyłam się w sypialni z książką.
"The moral of this story is that no matter how much we try, no matter how much we want it... some stories just don't have a happy ending."
Słońce już zaszło. Siedziałam zapłakana, zawinięta w koc przy sercu trzymając zdjęcie usg naszego maluszka.
A raczej mojego.
Ed nie będzie go wychowywać.
Nie po tym co mi zrobił.
Moja torba leżała spakowana w kącie sypialni.
Czekałam po prostu, by Ed wrócił.
W końcu słyszę jak otwierają się drzwi.
Wstaję, ocieram policzki próbując dodać sobie odwagi. Wychodzę do salonu, gdzie stoi Ed.
- Cześć kochanie - uśmiecha się do mnie.
Biorę tylko torbę i próbuję wyjść, ale on toruje mi drogę.
- Wyjeżdżasz gdzieś?- pyta.
- Jeszcze się pytasz?!- wybucham.- Przecież ty przysięgałeś kochać mnie na zawsze! Zdradziłeś mnie dupku! Nie wybaczę Ci tego! Teraz przynajmniej wiesz, że będziesz ojcem bez praw rodzicielskich!
- Co?
- To co słyszysz. Jestem w ciąży. 10 tydzień. Chciałam Ci wczoraj powiedzieć...a ty po prostu zaliczyłeś tamtą! Przyznaj się, od jak dawna mnie zdradzasz?
- To był pierwszy raz - powiedział.- To ona zaczęła.
- A ty byłeś bezradny? Nie rób ze mnie idiotki. To koniec - mówię stając w drzwiach.- Niedługo wniosę pozew o rozwód i prawa rodzicielskie, które przejmę.
Ed stał patrząc na mnie.
- Katie - szepnął, jakby myślał, że mogłabym mu wybaczyć.
Ale nie potrafię. To była piękna bajka. Ale widocznie nie byliśmy spisani na szczęście.
Było pięknie, ale do czasu.
Wyszłam i poszłam prosto do samochodu. Wsiadłam za kierownicę i odjechałam.
Ulice były puste.
Stanęłam na czerwonym świetle.
Oparłam głowę na kierownicy, płacząc rzewnie.
Światło się zmieniło, jednak nie ruszyłam dalej.
Po prostu stałam w miejscu i płakałam.
Podniosłam głowę i poczułam uderzenie.
W tył samochodu wjechał jakiś duży pojazd.
Poczułam krew spływającą po skroni.
W końcu straciłam przytomność.
Nie czułam nic.
A najbardziej bałam się o kruszynkę.
Mogę stracić zdrowie, ale moje dziecko musi przeżyć.
Dziecko jest dla mnie najważniejsze.
To jedyna osóbka, która będzie kochać mnie bezwarunkowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top