Występ
Była siódma rano, kiedy Sam wszedł do kuchni z zamiarem zaparzenia sobie kawy. Zdziwił się, widząc kubek na stole. Był pewien, że wczoraj wieczorem wszystkie naczynia były pozmywane. Sam wziął naczynie do rąk. W środku były fusy po herbacie a ścianki kubka były jeszcze nagrzane.
Odstawił naczynie do zlewu, po czym nalał wody do czajnika aby zrobić sobie coś ciepłego do picia. W czasie, kiedy woda powoli się gotowała, Sam zajął się robieniem dla siebie śniadania. Na ciepłego tosta położył plasterek sera, który zaczął się roztapiać. Zalał sobie kawę i spałaszował śniadanie.
Z kubkiem w ręku, poszedł do biblioteki, gdzie na stół odstawił kawę i włączył laptopa. Był zajęty szukaniem sprawy, kiedy usłyszał kroki. Oderwał wzrok od ekranu i przeniósł spojrzenie na Deana, który wszedł właśnie do bunkra. Miał na sobie czarny dres i przepoconą koszulkę z logiem AC/DC, a na nogach miał Adidasy. Miał zarumienione policzki, mokre od potu.
-Dean?-zapytał zaskoczony Sam.
-Hm?-sapnął tylko w odpowiedzi, siadając obok brata. Sięgnął po kubek i wziął łyka.
-Co robiłeś w tym dresie?-zapytał, robiąc krótką przerwę przed każdym słowem.
-Biegałem-odparł, wzruszając ramionami. Przechylił kubek ostatni raz i zamlaskał.-Za mało cukru.
To powiedziawszy, wstał od stołu i odszedł. Sam przyglądał mu się badawczo, kiedy szedł do swojego pokoju.
Tego wieczoru Sam ponownie znalazł się we wspomnieniach Deana, tym razem sam, bez Casteila. Anioł miał jakieś ważne sprawy do załatwienia w związku z Niebem. Winchester nie winił go za nieobecność tego wieczoru. Wiedział doskonale, że sprawy Nieba są ważne i anioł musi się na nich skupić. Mimo to, łowca wiedział, że Castiel wolałby być w bunkrze i razem z Winchesterem zobaczyć wspomnienia Deana.
Znalazł się w motelu. Nieduży pokój z zabrudzonymi zielonymi ścianami i dwoma łóżkami pod ścianą. Na środku pomieszczenia stało krzesło, do którego właśnie podszedł Dean. Szatyn usiadł na nim i ściągnął koszulkę, którą miał na sobie. Miał na sobie dres, który Sam widział dzisiaj rano. Sam usiadł na łóżku obok krzesła i przyjrzał się bratu, bo ten wyglądał inaczej. Miał nie zbyt długą brodę i siniaka na policzku. Przydługa grzywka była zaczesana do tyłu, aby nie wpadała do oczu. Winchester chciał ją poprawić, ale ręka w gipsie mu to uniemożliwiała.
-Robiłaś to już kiedyś?-zawołał nagle. Sam drgnął.
-Raz-padła odpowiedź. Nadia wyszła z łazienki, trzymając w dłoniach maszynkę do golenia. Podeszła od tyłu do siedzącego Deana. Z kieszeni wystawał jej grzebień i nożyczki, które teraz wyjęła i poleciła trzymać je łowcy.
Delikatnie rozczesała włosy mężczyzny i przy pomocy nożyczek skróciła je o kilka dobrych centymetrów. Potem wzięła maszynkę i przejechała po potylicy szatyna, przycinając tym włosy po bokach i z tyłu głowy.
-Dlaczego nie użyjesz tego swojego spida?-zapytał zrelaksowany.
-Śpieszy ci się gdzieś?-zapytała w odpowiedzi.
-Nie,-odparł-ale myślałeś, że skoro jesteś speedsterem to wszystko robisz ze spidem.
-Czasami warto trochę zwolnić, nie uważasz?-Och, take your time. Don't live too fast...
-Troubles will come and they will pass-dokończył Dean.-Czaje.
Kobieta uśmiechnęła się tylko pod nosem i dokończyła swoje dzieło. Kiedy skończyła poszła do łazienki i przyniosła z niej małe lusterko, które następnie podała Deanowi żeby mógł się zobaczyć. Cicho gwizdnął, widząc swoje odbicie.
-Tylko broda przeszkadza-przyznał i spojrzał na swój nadgarstek.-Szkoda, że wendigo złamało mi prawy...
-Chodź do łazienki-powiedziała, wskazując głową pomieszczenie.
-Nie mów, że zamierzasz mnie ogolić-zaśmiał się, ale widząc poważną minę brunetki przestał.-Ty serio mówisz...
Poszedł za nią do ich maleńkiej łazienki. Nadia stała przy umywalce i myła ręce. Dean podszedł do niej, kiedy skinęła na niego głową. Oparła się tyłem o umywalkę i ponownie chwyciła nożyczki. Skróciła nimi brodę Deana na tyle, na ile mogła. Potem nałożyła na twarz szatyna piankę do golenia.
-Pochyl się trochę do mnie-powiedziała. Dean posłusznie posłuchał i przybliżył swoją twarz do Nadii.
Kobieta położyła mu rękę na ramieniu i zaczęła delikatnie golić zarost mężczyzny. Czasami palcem unosiła brodę szatyna by mieć łatwiejszy dostęp do jego szczęki. Dean znowu się zrelaksował, czując jej dłonie na sobie. Przymknął oczy i pozwolił speedsterce działać. Nadia nabrała trochę wody w dłonie i zmyła z twarzy Winchestera resztki piany; otarła jego twarz ręcznikiem.
-Skończyłam-powiedziała, wyrywając go z jego świata. Otworzył oczy i spojrzał na lustro przed sobą. Nadia stanęła na palcach za nim, trzymając jego ramiona.-Nie jest tak źle, prawda?
-Od dzisiaj będziesz mnie golić i strzyc-uśmiechnął i obrócił się do niej. Jedną rękę położył na jej tali a w palce drugiej wziął kosmyk włosów brunetki.-Może ja też zrobię ci metamorfozę?
-O nie, nie, nie!-zaśmiała się, wyobrażając sobie ostateczny efekt.-Po za tym, masz złamany nadgarstek.
-Psujesz zabawę-mruknął.
-Mogę przyśpieszyć gojenie-zagaiła.
-Używając swoich woltów?-uśmiechnął się.
-Tak,-przewróciła oczami-używając moich woltów. Nie zrośnie się od razu, ale...
-...ale proces gojenia będzie krótszy-dokończył za nią.-Lubie moją rękę. Fajnie było by ją odzyskać.
Nadia skinęła głową i położyła dłonie na przedramieniu Deana. W jej oczach zaszalała burza, która zaraz potem przeniosła się na jej skórę. Pioruny przeszły na Deana, wchłaniając się do krwi. Poczuł jak złamana część ręki go łaskocze.
-Uwielbiam te twoje wolty-przyznał.
-Wiem-odparła, nadal mając pioruny w oczach.
Sama przeniosło do innego wspomnienia. Znalazł się w jakiejś małej knajpce, oświetlonej tylko lampkami pod sufitem i jedną lampą, która świeciła prosto na scenę. Siedział na niej jakiś brodacz z gitarą, kończąc utwór.
Nadia i Dean siedzieli przy stole, jedząc zamówione dania. Sam, widząc ich, podszedł i przysiadł się. Para z uwagą słuchała mężczyzny na scenie.
-Janson daje dzisiaj czadu-przyznał Dean, popijając sok.
-Dołącz do niego-powiedziała, uśmiechając się szelmowsko przy tym.
-O nie! Nawet nie próbuj-jęknął, odkrywając jej zamiary.
-Za późno-zachichotała i pomachała mężczyźnie na scenie. Akurat skończył kawałek.-Janson! Chcesz zagrać z Deanem?
Brodacz uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Machnął wielką ręką do Deana, który wywrócił tylko oczami. Mimo wszystko, ochoczo wszedł na scenę i przywitał się z Jansonem.
-Panie i panowie, mój przyjaciel, Dean Winchester!-przedstawił. Ktoś zawołał radośnie wśród zebranych. Sam pomyślał, że najwyraźniej Dean jest tutaj znany.
Łowca poprawił sobie mikrofon i powiedział:
-Jestem strasznie zmęczony-kilka osób zaśmiało się.-Ale zrobię to, ponieważ mnie zmusili-sapnął.
-Nie rozumiem czym się tak bardzo zmęczyłeś-powiedział Janson do mikrofonu.-Oboje zaczęliśmy pracę o dziewiątej! A nie, czekaj! Ty zacząłeś o dziewiątej rano, ja o dziewiątej wieczorem!-poprawił się zaraz i zaśmiał krótko.
-Cholerny dupek-powiedział Dean i uśmiechnął się.
-Crazy love?-zapytał brodacz.
-Och, będzie słodko-odparł łowca.
Janson zaczął grać. Zaśpiewał kilka wersów i zapomniawszy dalszego tekstu, umilkł. Dean wykorzystał moment i powiedział:
-Zapomniałeś tekstu? Zapomniałeś tekstu! Pomyliłeś się-zaśmiał się a razem z nim kilka osób w pomieszczeniu.
-Nie, nie, ja chciałem żeby ktoś na sali pośpiewał za mnie...-wyjaśnił.
-Po prostu spieprzyłeś-powiedział.-Zaczynamy od nowa-zaklaskał w dłonie.
Janson prychnął. Kiedy grał pierwsze akordy Dean powiedział do publiczność.
-Podejście drugie... dla tych co liczą-Janson spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się rozbawiony.
W trakcie śpiewania spojrzał na Deana i zaczął się śmiać, dalej grając. Winchester pochylił się, śmiejąc razem z nim.
-Cholera-powiedział.-Spieprzyłem...
Acapella zaśpiewał ostatni wers pierwszej zwrotki. Dean dołączył do niego, śpiewając początek refrenu.
Obaj znowu przerwali swój występ znowu ubliżając sobie żartobliwie. Sam nigdy nie widział aby Dean zachowywał się przy nim tak, jak teraz na scenie.
-Jestem zażenowany-wyznał Dean, kręcąc głową.
W końcu brodacz zaczął grać jeszcze raz. Zaczął śpiewać a Dean robił to samo chicho pod nosem.
Janson grał dalej, ale przez chwilę nie śpiewał. Zamiast niego robili to zebrani na sali. Pokiwał głową słysząc wers, który zapomniał za pierwszym razem. Łowca robił mu za chórek podczas refrenu. Drugą zwrotkę śpiewał już Dean, który patrzył na Nadię przy stoliku.
She's got a fine sense og humor when I'm feeling down
And I'm running to her when the sun goes down
She takes away my trouble, she takes away my grief
She takes away my heartache
And I go right to sleep
She gave me love, love, love, love, crazy love
She gave me love, love, love, love, crazy love
Resztę utworu zaśpiewał gitarzysta. Gdy skończyli ludzie klaskali zachwyceni. Janson zdjął gitarę i podał ją Deanowi uśmiechając się przy tym szelmowsko.
-Potrzymaj-łowca chwycił gryf.
Brodacz wziął do ręki jakąś kartkę i zaintrygowany zaczął ją studiować. Dean, rozumiejąc co się właśnie dzieje, zaczął szturchać mężczyznę gitarą.
-Sorki, Dean. Ja już nic nie mam dalej... Znasz coś, coś co chciałbyś zagrać?-zapytał.
Szatyn z grymasem na twarzy założył pas gitary na ramię. Kiedy brunet mówił coś do publiczności łowca uderzał pojedyncze struny.
-Może ktoś do nas dołączy, co ty na to? Tim! Chodź tutaj!-zawołał do jakiegoś mężczyzny, którego Sam nie znał.
Siwowłosy mężczyzna wszedł na scenę trzymając w dłoni harmonijkę. Kiedy Janson i Tim się naradzali Dean zagrał pierwsze nuty Alabamy i kilka osób ochoczo zawołało, w tym Nadia. Dean od razu przerwał, machając rękami i kręcąc głową.
-Dlaczego trzymam gitarę?-zapytał, powstrzymując śmiech, w efekcie czego jego głos zabrzmiał śmiesznie.
-Bo mi ją wyrwałeś!
-Powiedziałeś 'potrzymaj'!
-Centralnie mi ją ukradł no...-mówił dalej.
-POWIEDZIAŁEŚ 'POTRZYMAJ'!-przerwał mu Dean, uśmiechając się głupawo.
-Bzdura!-przerwał mu Tim wskazując na szatyna palcem-Zabrałeś ją, widziałem.
-Nigdy ci nie ufałem!-zawołał.-Teraz się okazało, że się nie myliłem-Tim rozłożył ręce i wzruszył ramionami.
-Brakowało mi go-wyznał Dean i uśmiechnął się.
-Też za tobą tęskniłem-powiedział niskim głosem siwowłosy. Szatyn wytarł łzę z kącika oka.
Mężczyźni spróbowali się uspokoić. Po krótkiej konwersacji, wybrali utwór, który Dean zaczął grać.
-WO! On naprawdę umie grać! Myślałem, że pierdoli od rzeczy-zawołał Tim; ktoś na sali się zaśmiał.
Winchester, ignorując go, zaczął śpiewać a Tim zagrał na harmonijce. Janson robił jako chórek, dla śpiewającego Deana.
Jako ciekawostkę powiem, że wersja robocza tego rozdziału miała 1357 słów a w chwili obecnej ma ponad 1600.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top