8.

Był piątek. Nathaniel przez cały tydzień nie pokazywał się w szkole i Emma była bardziej samotna niż zwykle, ale dziś w końcu jej przyjaciel miał przemóc strach przed spotkaniem Lilith i wyjść z domu. Kiedy tylko jego euforia po zwycięstwie nad nią opadła, doszedł do wniosku , że ona wciąż może go dopaść, tak więc dziś postawił na incognito look. Emma szła właśnie z nim do szkoły, zachwycając się ładną pogodą. Był wrzesień i były to prawdopodobnie ostatnie ciepłe dni w tym roku.
- Jesteś pewna, że nikt mnie nie rozpozna? - Spytał Nathaniel, poprawiając na nosie duże, przeciwsłoneczne okulary. Liczył na to, że stanie się w nich nierozpoznawalny.
- Tak, jasne, że nie - przytaknęła nie chcąc mu psuć tej chwili.
Weszli do szkoły i skierowali się do swoich szafek.
- Cześć - podszedł do nich Bombel - O, cześć Nath, fajne okulary!
- Kurwa mać - usłyszała od przyjaciela. Skoro nawet Bombel rozpoznał go prawie nic nie widząc to chyba jednak nie był aż tak dobrze zakamuflowany - To nie ja.
- Yyyy... A kto? - Bombel zupełnie nie rozumial o co chodzi.
Nathaniel podszedł do niego i grożąc mu palcem wręcz wywarczał:
- To. Nie. Ja. Nie znasz mnie.
- ...Nath? Co ty komb...
- Jestem incognito, kurwa czaisz?
- Tak tak, oczywiście, to ja już pójdę - Bombel pomachał niepewnie Emmie i zniknął chwilę później w tłumie.
- No co za głupek - stwierdził oburzony Nathaniel. Emma wyciągnęła książki z szafki, kiedy akurat ktoś podszedł. Odwróciła się i ujrzała podobny obrazek jak w poniedziałek, jednak tym razem Brad nie był sam. Przyszedł z Joshem. Nathaniel na ich widok stanął koło Emmy niczym jej ochroniarz, założył ręce na piersi i rzucił wściekłe:
- Czego?
- Emma, złotko - Brad spojrzał na nią prosząco - Czy twój przyjaciel mógłby nas zostawić na chwilę samych? - Rzucił Nathanielowi piorunujące spojrzenie.
- Nath? - Spojrzała na niego.
- Jesteś pewna? - Nathaniel nie bardzo chciał ich zostawiać samych.
- Tak.
- Spróbuj jej kurwa coś zrobić - Rzucił Nath i odszedł by stanąć po drugiej stronie korytarza. - Obserwuję was.
- Emma, dziś jest impreza, u mnie. Zabierz ze sobą swojego emo przyjaciela i przyjdźcie - zaproponował Brad puszczając jej oczko.
- Nie, dzięki - chciała się już odwrócić, kiedy złapał ją za ramię. Nathaniel zrobił krok do przodu, chcąc interweniować.
- Zastanów się chociaż.
- Będzie świetnie - poparł go Josh.
Brad wciąż jej nie puszczał, a Nathaniel cały czas się zbliżał.
- Nie dotykaj jej - był już poważnie wkurzony - pewnie nawet rąk nie umyłeś.
- Słuchaj, stary, zapraszam was na imprezę, a Emma nie chce iść. Przekonaj ją, będzie zajebiście - Zwrócił się do niego Brad.
- Impreza? - Uniósł brew Nath - Żebyś wiedział, że przyjdziemy.

***
- Dlaczego się na to zgodziłeś, ugh - Emma zdecydowanie nie chciała tam iść, ale Nathaniel stwierdził, że to jej obowiązek. Podejrzewała, że jej przyjaciel tak naprawdę chce tam iść tylko po to, żeby tę imprezę zniszczyć.
Siedziała teraz na jego łóżku, ubrana w jakąś starą sukienkę w groszki, której nie miała na sobie od lat, a Nath robił jej makijaż. Czasami ją to przerażało, że potrafił się malować lepiej od niej. I umiał nawet chodzić w wysokich butach. Spojrzała na jego cudaczne buty na grubym, kilkucentymetrowym obcasie. Jakim cudem mógł w tym zachować równowagę?
- Nie denerwuj się, jeszcze będziesz królową tej imprezy. Oczywiście zaraz po mnie - skończył malować jej oczy - No, zobacz.
- Wstała z łóżka i spojrzała na siebie w lustrze. Makijaż zmienił ją nie do poznania. Założyła baleriny i spojrzała na przyjaciela. Oprócz tych wysokich butów miał na sobie czarne, skórzane rurki, czarną koszulę, która Emmie bardziej przypominała firankę lub spódnicę baletnicy i czarną obrożę na szyi.
- No, Emi, idziemy - wziął ją pod rękę i zaprowadził do przedpokoju. Mama Nathaniela weszła do pomieszczenia i cała wzruszona uścisnęła Emmę i próbowała także uścisnąć Nathaniela, jednak odsunął się w myśl zasady "gardź śmiertelnikami".
- Tak bardzo się cieszę - powiedziała i otarła łzę spływającą po policzku.
Nathaniel bez słowa wyprowadził Emmę na zewnątrz i zatrzasnął drzwi.
- Co to było... - Emma nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.
- Ona chyba myśli, że idziemy na randkę.
Oboje wybuchnęli śmiechem i wsiedli do taksówki, którą Nath dla nich ściągnął. Twierdził, że muszą mieć wielkie wejście. Emma wolała raczej szybkie wyjście. Naprawdę nie chciała tam iść i liczyła na to, że uda jej się przesiedzieć imprezę w kącie.

***
Brad poprawił włosy i zaczął ćwiczyć pozy przed lustrem. Wyglądał zjawiskowo, jak zawsze zresztą. Imprezy u niego zawsze były udane, ale ta... Ta miała być wyjątkowa. Osobiście o to zadba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top