7.
Życie Emmy w ciągu kilku godzin zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze tydzień temu poniedziałek spędziła by na nauce i odrabianiu zadań domowych. Nie na randce z kapitanem szkolnej drużyny koszykówki, nie wychodząc z domu wbrew zakazowi mamy, a już na pewno nie na środku starego cmentarza. I to jeszcze o zmierzchu.
Chciała tylko, żeby ktoś ją mocno uszczypnął, żeby mogła się jak najszybciej obudzić. Koło niej stał Bombel, który właśnie podpinał grzywkę wsuwkami. Z drugiej strony Nathaniel obmacywał kieszenie swojego płaszcza, upewniając się, że wszystkie noże jakie zabrał z kuchni są na swoim miejscu.
- Nath, jesteś pewien? - dlaczego w ogóle się na to zgodziła.
- Jak nigdy, rozjebię sukę.
- Dwie godziny temu panikowałeś, bo zdarła ci naskórek paznokciami... - Spiorunował ją wzrokiem.
- Każdemu wojownikowi zdarzają się chwile słabości - powiedział ze śmiertelną powagą - Bombel, jesteś gotowy?
- JAK PRZYCZAJONY TYGRYS I UKRYTY SMOK
Emma uważała, że to strasznie głupi pomysł. Jeszcze głupsze było to, że zgodziła się brać w tym udział. Nathaniel zrobił parę kroków do przodu niczym podczas pojedynku w westernie. Chwilę później zniknął w środku kaplicy. Bombel ruszył za nim jak wierny piesek, a ona, nie chcąc zostawać samemu na cmentarzu, dołączyła do niego. Gdy tylko weszła pomyślała, że pomylili godziny i wbili na czarną mszę. W kaplicy było kilkanaście osób, z czego większość wyglądała jak kopie Bombla. Niektórzy przypominali trochę Nathaniela, to chyba właśnie było to, co nazywał ewolucją. Wtedy zauważyła Lilith. W ogóle się nie zmieniła. Jak wszystkie gothki przypominała żeńską wersję Nathaniela.
- Przyprowadziłeś obstawę? - Obdarzyła Emmę i Bombla krótkim spojrzeniem i uśmiechnęła się szyderczo.
- W przeciwieństwie do ciebie nie potrzebuję obstawy. Jestem w stanie poradzić sobie sam. - Rzucił Nathaniel. Jego duma była większa od grzywki Bombla i ego Brada razem wziętych. - Przyszli tu tylko po to, żeby razem ze mną obejrzeć twą porażkę.
Lilith zaśmiała się i podeszła do niego parę kroków bliżej.
- Uroczy jesteś, Nath, ale przypomnij sobie tylko, jak uciekłeś stąd parę godzin prędzej.
To zbiło go trochę z tropu.
- Dobra, czego chcesz? - Warknął.
- Zawarliśmy umowę, obiecałeś mi coś.
- Oszukałaś mnie - Nathaniel przypominał nieco wściekłego psa.
Lilith cały czas się do niego zbliżała.
- Kto tu kogo oszukał, misiaczku...
- NIE MÓW TAK DO MNIE, JESTEM NATHANIEL, KRÓL CIEMNOŚCI, NIE JAKIŚ TAM MISIACZEK
- Tak, tak słoneczko, uspokój się - drażniła się z nim. Nathaniel wyglądał jakby zaraz miał tupnąć nóżką i się obrazić. - To co, oddasz mi to co obiecałeś?
Nathaniel parsknął i zaczął się głupkowato uśmiechać.
- Może i byłabyś w stanie mnie przekonać, ALE...
- Co, wyskoczysz mi teraz z jakimś niebrataniem się z plebsem? Hm?
- ALE MOJE DZIEWICTWO ZDOBYŁ JUŻ KTO INNY
W kaplicy zapanowała grobowa cisza. Emma nie do końca rozumiała co takiego jest w tym całym dziewictwie, że Nathaniel aż postanowił toczyć o nie wojnę i raczej nie miała zamiaru w najbliższym czasie się tego dowiadywać.
- Ale jaja - wyrwał ją z zamyślenia szept Bombla.
Lilith aż się gotowała.
- Próbujesz mi wmówić, że ktoś niby chciałby się z Tobą przespać? - Zakpiła.
- Ty chciałaś.
- Bo wtedy jeszcze wydawało mi się, że jesteś tego godzien - podeszła do niego i przeciągnęła mu tipsem po policzku.
- Za to ty nigdy nie byłaś godna mojego dziewictwa - odparł z nieskrywaną dumą.
Odeszła od niego i zaśmiała się głośno.
- Tak? Więc niby kto był godzien?
- CIEKAWOŚĆ TO PIERWSZY STOPIEŃ DO PIEKŁA - Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kaplicy, czego nikt się nie spodziewał. Emma i Bombel wybiegli za nim.
- ALE JEJ DOSRAŁEM
- CO - Emma nie do końca rozumiała co się właśnie stało - To już... Wszystko? Koniec?
- Ej no, szykowałem się na walkę - Bombel wykonał w powietrzu kilka ruchów karate.
Nathaniel podszedł do nich i wziął ich oboje pod ramię.
- No, bo, CZAICIE - rozejrzał się jakby sprawdzając czy nikt ich nie podsłuchuje po czym rzucił szeptem: PIEKŁO JEST NA ZIEMI
Odskoczył od nich i zaczął się szaleńczo śmiać. Bombel dołączył się do niego, a Emma stała obserwując co robią.
- Yyyy... Nie rozumiem - stwierdzila cicho.
Pewnie gdyby ktoś ich teraz nakrył na tym cmentarzu, pomyślałby, że uciekli z domu wariatów.
Oh, właśnie, byli na cmentarzu. A był późny wieczór. Zaczęła się zastanawiać kiedy z ciemności wyskoczy na nią jakiś wampir i dreszcz przeszedł jej po plecach.
- Nath, idźmy stąd, boję się trochę.
- Chodźmy, mademoiselle - chwycił ją za dłoń i pociągnął w stronę bramy.
Tak więc kolejną pozycją do odhaczenia na liście rzeczy niemożliwych było trzymanie chłopaka za rękę, nieważne, że tym chłopakiem był jej przyjaciel. Tego dnia wydarzyło się tyle niemożliwych rzeczy, że przez chwilę miała wrażenie, że zamieniła się z kimś życiem. Chwilę później znaleźli się na na słabo oświetlonej ulicy.
- No, to ten, ja już lecę, elo - Rzucił szybko Bombel i odszedł.
Nathaniel poczekał, aż tamten zniknie z pola widzenia i wciąż trzymając jej dłoń, spojrzał na nią.
- To co, odprowadzić Cię? - Miała wrażenie, że zabrzmiało to o wiele bardziej romantycznie niż powinno.
- Zawsze to robisz. - Zauważyła.
- Eh, Emma, psujesz atmosferę - nachylił się do niej i bała się, że zaraz ją pocałuje. Zaraz, przecież to Nathaniel. - Mogło być taaaaak roooomantycznie!
- Jesteś pewien, że brałeś dziś swoje leki?
Spojrzał jej prosto w oczy.
- Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzać - zrobił przerwę - dłoń mi się spociła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top